- Darren Granville
[uczeń]Darren Granville
Sob Sty 04, 2014 9:51 pm
Imię i nazwisko: Darren Granville
Data urodzenia: 29 stycznia 1961
Czystość krwi: Czysta
Dom w Hogwarcie: Ravenclaw.
oby Slytherin, bo ojciec mnie wydziedziczy...
Różdżka: 13 cali, sosna, włókno ze smoczego serca
Widok z Ain Eingarp: Pamiętam, kiedy mając 8 lat matka zabrała mnie na Pokątną. Weszła do jednego ze sklepów, a mnie kazała zaczekać na zewnątrz. Jednak jako mały dzieciak, nie mogłem długo ustać w jednym miejscu. Stałem przez chwilę znudzony, aż nagle usłyszałem dziwny dźwięk. Rozejrzałem się więc zaciekawiony i ujrzałem mężczyznę w płaszczu. Stał skulony w rogu ulicy i grał na flecie. Właściwie słowo ‘grał’ nie jest tu odpowiednie, ponieważ instrument sam wytwarzał muzykę. Przed nim stał wiklinowy kosz, z którego w rytm muzyki wychodził piękny, lśniący, szaro – czarny wąż. Podszedłem niepewnie, mimo wyraźnego zakazu matki, wpatrując się zauroczony w to piękne stworzenie. Mężczyzna spojrzał na mnie – miał gęstą, ale nie długą brodę i lekko wyblakłe oczy. Jego twarz znaczyły wyraźne zmarszczki. Uśmiechnął się do mnie, a w jego ustach ujrzałem kilka szpar. Nie czułem jednak strachu i podszedłem bliżej. ‘Co jest w tym magicznego, poza samogrającym fletem?’ zapytałem. ‘Tak naprawdę nic’ odpowiedział mężczyzna ‘Ale sam fakt tego, iż sprawia, że czujesz się magicznie przez samo patrzenie tworzy go wartym uwagi’ spojrzałem w jego oczy i ogarnęło mnie dziwne uczucie spokoju i ciepła, jakbym spotkał kogoś bliskiego. ‘Mogę go dotknąć?’ mężczyzna skinął głową, a kiedy już wyciągałem rękę, poczułem silny uścisk na ramieniu i usłyszałem syk mojej matki ‘Mówiłam ci, że masz się nie oddalać…’. Później wróciliśmy do domu i ojciec zamknął mnie w pustym pokoju i kazał tam siedzieć. Nigdy nie kupili mi węża. Tak właśnie wygląda życie w rodzinie z tradycjami. Dlatego za każdym razem, kiedy wyobrażałem sobie siebie, spoglądającego w Ain Eingarp, widziałem niezależność. Widziałem siebie, samego, robiącego te wszystkie rzeczy, na które to ja mam ochotę. Bez rodziców. Samotnego, niezależnego, samowystarczalnego.
Podsumowanie dotychczasowej nauki w Hogwarcie:
-Ja wcale nie mam ochoty tam jechać – wycedziłem przez zęby, kiedy matka ściskała mnie na pożegnanie, a ojciec klepał po ramieniu. Oboje spojrzeli na siebie porozumiewawczo, ale chyba postanowili pozostawić moją uwagę bez komentarza.
- Nie denerwuj się – powiedział ojciec – Każdy członek twojej rodziny był w Slytherinie. Ty też na pewno tam trafisz. Płynie w tobie czysta jak łza krew Granvillów, dasz sobie radę, chłopcze – spojrzałem na niego spode łba i zanim zdążył cokolwiek dodać, wskoczyłem do pociągu nie oglądając się za nimi. Znalazłem jakikolwiek pusty przedział i wsiadłem, wyjmujący przy tym książkę od Eliksirów. Musiało to wyglądać dość dziwnie – posępny, ubrany w czarny płaszcz, ciemnofioletową koszulę i czarne spodnie, zbyt wysoki jak na swój wiek, pierwszoroczniak studiuje podręcznik, zamiast przestraszony machać do swoich rodziców. Ale szczerze powiedziawszy – taki już jestem. Nie czuję się związany z rodziną i mimo że wyjazd do szkoły nie był tym, co chciałem uczynić skończywszy 11 lat, nie zamierzałem się obijać i olewać tego kompletnie. Pociąg ruszył, a do przedziału zajrzała głowa jakiegoś blondyna, na moje oko także pierwszorocznego. Spojrzałem na niego najbardziej odpychającym wzrokiem na jaki było mnie stać i wymamrotałem:
- Zajęte.
- Ale… - odparł lekko zmieszany i zdziwiony chłopak.
- Powiedziałem, że wszystko zajęte – dodałem głośniej i wróciłem wzrokiem do książki. Nie musiałem patrzeć, żeby wiedzieć, że chłopak odszedł. Uśmiechnąłem się pod nosem. Taki miałem właśnie plan – starać się nie przywiązywać do ludzi i skupić się na przedmiotach, które mnie fascynowały, czyli Eliksiry i Obrona Przed Czarną Magią. Resztę postanowiłem pozostawić losowi, po co się tym przejmować? Powyżej przeciętnej w zupełności wystarczą.
***
- Hej, Dar, mamy teraz Transmutację – krzyknęła za mną dziewczyna, ledwo nadążając za moim szybkim krokiem
- Nie idę – odparłem, wychodząc z zamku i kierując się na błonia.
- Nie możesz zwagarować! – krzyknęła. Zatrzymałem się i obróciłem powoli. Kim ona, do diabła, jest? Spojrzałem na nią przenikliwie. Na rąbku jej szaty zobaczyłem jasny koci włos, na nosie spoczywały okulary, a w ręce trzymała podręcznik od Transmutacji. Jej oczy były duże, ale lekko spłoszone. Potulna jak baranek, wielbicielka kotów, z zamożnego, ale nie za bardzo, rodu czystej krwi z… lekką skłonnością do dramatyzowania. Jedno spojrzenie i wiedziałem o niej prawie wszystko.
- Nie idę – odwróciłem się i odszedłem. Nasłuchiwałem za sobą jej kroków, ale najwyraźniej się poddała i nie zamierzała mnie dalej nawracać – I nie mów do mnie Dar – mruknąłem.
Przykładowy Post: Stacja King's Cross jak zwykle jest zatłoczona. Do odjazdu Expressu Hogwart zostało jeszcze 10 minut, ale na peronie panował straszny chaos. Zamknąłem oczy chcąc się odprężyć, lecz w tym samym momencie ktoś potrąca mnie w ramię, wytrącając mi z dłoni torbę. Demeter syczy, a ja delikatnie gładzę jej smukłe ciało. Podnoszę bagaż i ruszam przed siebie, chcąc zająć sobie jak najlepsze miejsce. Rodzice zostali daleko w tyle – udało mi się ich zgubić jeszcze przed wejściem na peron 9 i ¾. Przestraszeni pierwszoroczni tulą się do swoich rodziców i rozglądają niepewnie dookoła. Przepycham się między nimi i wchodzę do wagonu.
- Ej, uważaj, jak leziesz! – dobiega mnie jakiś głos, ale zupełnie mnie to nie obchodzi. Znajduję sobie wolne miejsce i siadam przy oknie, jak zwykle wyjmując ten sam co zawsze podręcznik. Po chwili drzwi otwierają się z hukiem i staje w nich osiłek o kwadratowej szczęce.
- Co tam, paniusiu? – mówi. Wzdycham ciężko i przenoszę na niego swoje spojrzenie.
- Jeszcze się nie nauczyłeś, Steveson, że nie ładnie jest przeszkadzać komuś w lekturze - wstaję i podchodzę do niego. Nie dorównuję mu masą, ale za to jestem wyższy. Spoglądam mu prosto w oczy, a z jego twarzy powoli spełza ten głupkowaty uśmieszek – Raczyłbyś teraz opuścić ten przedział? Zaniżasz poziom inteligencji całej stacji stojąc tutaj i przy tym przeszkadzasz mi w czytaniu – mówię i podchodzę jeszcze bliżej, na co on natychmiast reaguje cofnięciem się. Rzuca mi ostatnie spojrzenie i odchodzi, a ja wracam na swoje miejsce. Dalej nie może dotrzeć do mnie, czemu właściwie nazywa mnie ‘paniusią’. Co jest dziwnego w tym, że ktoś, na przykład ja, uważa, że jakiekolwiek bliższe kontakty z ludźmi zaburzają racjonalne myślenie? Że wolę przeczytać książkę lub przejść się po błoniach i pomyśleć… o wszystkim i o niczym. Wpatruję się za okno i kiedy wreszcie pociąg rusza, czuję się spokojniejszy. Przecieram oczy wierzchem dłoni i mierzwię lekko włosy, wracając do książki. Ludzie. Tacy głupi, naiwni i puści.
Data urodzenia: 29 stycznia 1961
Czystość krwi: Czysta
Dom w Hogwarcie: Ravenclaw.
oby Slytherin, bo ojciec mnie wydziedziczy...
Różdżka: 13 cali, sosna, włókno ze smoczego serca
Widok z Ain Eingarp: Pamiętam, kiedy mając 8 lat matka zabrała mnie na Pokątną. Weszła do jednego ze sklepów, a mnie kazała zaczekać na zewnątrz. Jednak jako mały dzieciak, nie mogłem długo ustać w jednym miejscu. Stałem przez chwilę znudzony, aż nagle usłyszałem dziwny dźwięk. Rozejrzałem się więc zaciekawiony i ujrzałem mężczyznę w płaszczu. Stał skulony w rogu ulicy i grał na flecie. Właściwie słowo ‘grał’ nie jest tu odpowiednie, ponieważ instrument sam wytwarzał muzykę. Przed nim stał wiklinowy kosz, z którego w rytm muzyki wychodził piękny, lśniący, szaro – czarny wąż. Podszedłem niepewnie, mimo wyraźnego zakazu matki, wpatrując się zauroczony w to piękne stworzenie. Mężczyzna spojrzał na mnie – miał gęstą, ale nie długą brodę i lekko wyblakłe oczy. Jego twarz znaczyły wyraźne zmarszczki. Uśmiechnął się do mnie, a w jego ustach ujrzałem kilka szpar. Nie czułem jednak strachu i podszedłem bliżej. ‘Co jest w tym magicznego, poza samogrającym fletem?’ zapytałem. ‘Tak naprawdę nic’ odpowiedział mężczyzna ‘Ale sam fakt tego, iż sprawia, że czujesz się magicznie przez samo patrzenie tworzy go wartym uwagi’ spojrzałem w jego oczy i ogarnęło mnie dziwne uczucie spokoju i ciepła, jakbym spotkał kogoś bliskiego. ‘Mogę go dotknąć?’ mężczyzna skinął głową, a kiedy już wyciągałem rękę, poczułem silny uścisk na ramieniu i usłyszałem syk mojej matki ‘Mówiłam ci, że masz się nie oddalać…’. Później wróciliśmy do domu i ojciec zamknął mnie w pustym pokoju i kazał tam siedzieć. Nigdy nie kupili mi węża. Tak właśnie wygląda życie w rodzinie z tradycjami. Dlatego za każdym razem, kiedy wyobrażałem sobie siebie, spoglądającego w Ain Eingarp, widziałem niezależność. Widziałem siebie, samego, robiącego te wszystkie rzeczy, na które to ja mam ochotę. Bez rodziców. Samotnego, niezależnego, samowystarczalnego.
Podsumowanie dotychczasowej nauki w Hogwarcie:
-Ja wcale nie mam ochoty tam jechać – wycedziłem przez zęby, kiedy matka ściskała mnie na pożegnanie, a ojciec klepał po ramieniu. Oboje spojrzeli na siebie porozumiewawczo, ale chyba postanowili pozostawić moją uwagę bez komentarza.
- Nie denerwuj się – powiedział ojciec – Każdy członek twojej rodziny był w Slytherinie. Ty też na pewno tam trafisz. Płynie w tobie czysta jak łza krew Granvillów, dasz sobie radę, chłopcze – spojrzałem na niego spode łba i zanim zdążył cokolwiek dodać, wskoczyłem do pociągu nie oglądając się za nimi. Znalazłem jakikolwiek pusty przedział i wsiadłem, wyjmujący przy tym książkę od Eliksirów. Musiało to wyglądać dość dziwnie – posępny, ubrany w czarny płaszcz, ciemnofioletową koszulę i czarne spodnie, zbyt wysoki jak na swój wiek, pierwszoroczniak studiuje podręcznik, zamiast przestraszony machać do swoich rodziców. Ale szczerze powiedziawszy – taki już jestem. Nie czuję się związany z rodziną i mimo że wyjazd do szkoły nie był tym, co chciałem uczynić skończywszy 11 lat, nie zamierzałem się obijać i olewać tego kompletnie. Pociąg ruszył, a do przedziału zajrzała głowa jakiegoś blondyna, na moje oko także pierwszorocznego. Spojrzałem na niego najbardziej odpychającym wzrokiem na jaki było mnie stać i wymamrotałem:
- Zajęte.
- Ale… - odparł lekko zmieszany i zdziwiony chłopak.
- Powiedziałem, że wszystko zajęte – dodałem głośniej i wróciłem wzrokiem do książki. Nie musiałem patrzeć, żeby wiedzieć, że chłopak odszedł. Uśmiechnąłem się pod nosem. Taki miałem właśnie plan – starać się nie przywiązywać do ludzi i skupić się na przedmiotach, które mnie fascynowały, czyli Eliksiry i Obrona Przed Czarną Magią. Resztę postanowiłem pozostawić losowi, po co się tym przejmować? Powyżej przeciętnej w zupełności wystarczą.
***
- Hej, Dar, mamy teraz Transmutację – krzyknęła za mną dziewczyna, ledwo nadążając za moim szybkim krokiem
- Nie idę – odparłem, wychodząc z zamku i kierując się na błonia.
- Nie możesz zwagarować! – krzyknęła. Zatrzymałem się i obróciłem powoli. Kim ona, do diabła, jest? Spojrzałem na nią przenikliwie. Na rąbku jej szaty zobaczyłem jasny koci włos, na nosie spoczywały okulary, a w ręce trzymała podręcznik od Transmutacji. Jej oczy były duże, ale lekko spłoszone. Potulna jak baranek, wielbicielka kotów, z zamożnego, ale nie za bardzo, rodu czystej krwi z… lekką skłonnością do dramatyzowania. Jedno spojrzenie i wiedziałem o niej prawie wszystko.
- Nie idę – odwróciłem się i odszedłem. Nasłuchiwałem za sobą jej kroków, ale najwyraźniej się poddała i nie zamierzała mnie dalej nawracać – I nie mów do mnie Dar – mruknąłem.
Przykładowy Post: Stacja King's Cross jak zwykle jest zatłoczona. Do odjazdu Expressu Hogwart zostało jeszcze 10 minut, ale na peronie panował straszny chaos. Zamknąłem oczy chcąc się odprężyć, lecz w tym samym momencie ktoś potrąca mnie w ramię, wytrącając mi z dłoni torbę. Demeter syczy, a ja delikatnie gładzę jej smukłe ciało. Podnoszę bagaż i ruszam przed siebie, chcąc zająć sobie jak najlepsze miejsce. Rodzice zostali daleko w tyle – udało mi się ich zgubić jeszcze przed wejściem na peron 9 i ¾. Przestraszeni pierwszoroczni tulą się do swoich rodziców i rozglądają niepewnie dookoła. Przepycham się między nimi i wchodzę do wagonu.
- Ej, uważaj, jak leziesz! – dobiega mnie jakiś głos, ale zupełnie mnie to nie obchodzi. Znajduję sobie wolne miejsce i siadam przy oknie, jak zwykle wyjmując ten sam co zawsze podręcznik. Po chwili drzwi otwierają się z hukiem i staje w nich osiłek o kwadratowej szczęce.
- Co tam, paniusiu? – mówi. Wzdycham ciężko i przenoszę na niego swoje spojrzenie.
- Jeszcze się nie nauczyłeś, Steveson, że nie ładnie jest przeszkadzać komuś w lekturze - wstaję i podchodzę do niego. Nie dorównuję mu masą, ale za to jestem wyższy. Spoglądam mu prosto w oczy, a z jego twarzy powoli spełza ten głupkowaty uśmieszek – Raczyłbyś teraz opuścić ten przedział? Zaniżasz poziom inteligencji całej stacji stojąc tutaj i przy tym przeszkadzasz mi w czytaniu – mówię i podchodzę jeszcze bliżej, na co on natychmiast reaguje cofnięciem się. Rzuca mi ostatnie spojrzenie i odchodzi, a ja wracam na swoje miejsce. Dalej nie może dotrzeć do mnie, czemu właściwie nazywa mnie ‘paniusią’. Co jest dziwnego w tym, że ktoś, na przykład ja, uważa, że jakiekolwiek bliższe kontakty z ludźmi zaburzają racjonalne myślenie? Że wolę przeczytać książkę lub przejść się po błoniach i pomyśleć… o wszystkim i o niczym. Wpatruję się za okno i kiedy wreszcie pociąg rusza, czuję się spokojniejszy. Przecieram oczy wierzchem dłoni i mierzwię lekko włosy, wracając do książki. Ludzie. Tacy głupi, naiwni i puści.
- Caroline Rockers
Re: [uczeń]Darren Granville
Sob Sty 04, 2014 10:15 pm
Wygrałeś! Akurat otwarły się wrota na czystość krwi.
Ten dom mi do Ciebie pasuje. Akcept!
Ten dom mi do Ciebie pasuje. Akcept!
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach