- Deirdre Creswell
[uczeń] Deirdre Creswell
Wto Gru 31, 2013 4:18 pm
Imię i nazwisko: Deirdre Creswell
Data urodzenia: Drugi Października 1961
Czystość krwi: mugolska
Dom w Hogwarcie: Hufflepuff
Różdżka: Angielski Dąb, włos z ogona testrale, trzynaście i ćwierć cala, sztywna
Widok z Ain Eingarp:
Zielone wzgórza Irlandii, mały biały domek w kształcie muszelki, z komina unosi się delikatny dymek, posesje otoczona jest przez mały płotek, są grzątki, sadzonki truskawek, krzewy z malinami i wiele innych warzyw, na werandzie bujany fotel, nieopodal leży gitara, na schodku siedzi przystojny mężczyzna, a obok niego brązowowłosa kobieta
Podsumowanie dotychczasowej nauki w Hogwarcie:
Deirdre bez problemu można dorzucić do tej grupy dzieci z mugolskich domów, które daną im szanse traktują bardzo poważnie, większość wolnego czasu spędzają na przeglądaniu książek w bibliotece, starają się wynieść ze świata magii jak najwięcej. Tak wyglądało jej życie przez pierwsze trzy lata. Sen, lekcje, biblioteka, sen, lekcje, biblioteka i tak w koło Macieju. Co do ocen to raczej zawsze były wysokie z historii magii, astronomii i wróżbiarstwa, zawsze radziła sobie najlepiej, można powiedzieć, że miała do nich wrodzoną zdolność. Zaklęcia, Eliksiry i OPCM szły jej w miarę w zależności od tego ile czasu na nie poświęcała, jej oceny wahały się od Powyżej Oczekiwań do Zadowalającego. Zawsze najgorzej szło jej Zielarstwo, nigdy nie potrafiła zapamiętać nazw tych wszystkich roślinek i ich zastosowań. Nauczyciele zazwyczaj mieli o niej dobre zdanie, zawsze uważała na lekcji, a nawet jak nie uważała to robiła wrażenie, że i tak wie o co chodzi, od zawsze miała bardzo podzielną uwagę. Jeśli chodzi o szlabany to od ostatniego roku zdarzają się częściej o ile przez pierwsze pięć lat dotyczyły tylko szwendania się po szkolnych korytarzach w późnych godzinach nocnych to teraz zaczęły się pojawiać nowe wybryki jak wagary, przechadzki po Zakazanym Lesie lub włamywanie się do Działu Ksiąg Zakazanych.
Przykładowy Post:
Idź! Stój! A może się położę? Iść na Zaklęcia? Czy odwiedzić bibliotekę? Nieobecnym spojrzeniem zielonych tęczówek spojrzałam przez okno. Z pomiędzy ciemnych burzowych chmur, słońce wychylało się posyłając mi skonsternowane spojrzenie. Ciekawe jak słońce może być skonsternowane... nie wcale bardziej nie interesował mnie fakt jakim cudem, patrzyło się na mnie. Od zawsze wiedziałam, że moja wyobraźnia jest trochę bujniejsza, kiedy dostałam list z Hogwartu pomyślałam, że może jest to spowodowane właśnie faktem, że jestem inna niż moja rodzina... potem okazało się, że nawet wśród czarodziei, moja główka pozbawiona ładu i składu jest czymś do czego lepiej się nie przyznawać. Więc zamilkłam na temat ścian, które szeptały mi różne durne pomysły i zaczęłam zachowywać się jak wszyscy. Nauką zagłuszałam dziwne myśli i przeczucia. Jednak jak długo można udawać, że nic się nie dzieje.
Jeszcze raz spojrzałam w stronę słońca po czym ruszyłam. Długi, brązowy warkocz leniwie zwisał mi na plecach dyndając to tu, to tam, sięgał mi do połowy pleców. Mama przez całe wakacje mówiła mi, że wypadało by go skrócić, że mam zniszczone końcówki i blablabla. Ja tylko grzecznie się uśmiechałam i przytakiwałam... wyszło, że jakoś nigdy nie było czasu ich skrócić.
Z radością stwierdziłam, że korytarz był pusty. Mogło być to spowodowane faktem, że od pięciu minut trwała pierwsza lekcja. W pierwszej chwili nawet chciałam na nią pójść. Zabrałam wszystkie potrzebne i te nie koniecznie wymagane książki do torby, zarzuciłam ją na ramię i co, zgubiłam się na drodze życia. Nie wcale nie mówię w przenośni... naprawę szłam prosto tak jak zwykle kiedy nagle uświadomiłam sobie, że nie wiem gdzie jestem. Możliwe, że było to spowodowane oczami tamtego Gryfona, którego mijałam po drodze. Były takie piękne, jakby ktoś roztopił najlepszą czekoladę z Miodowego Królestwa i dodał do niej odrobinkę kawy, takie piękne ciemne, a do tego miał taki przyjemny uśmiech. Chciałam nawet do niego zagadać, ale chyba nie umiem rozmawiać z chłopakami. Kiedy ten przystojny Krukon z siódmej klasy ostatnio pomógł podając książkę z najwyższej półki, już miałam mu podziękować ale spaliłam raka i zwiałam. Ta chorobliwa nieśmiałość w stosunku do nich nie przeszkadzała by mi chyba nawet tak bardzo gdyby mój obiekt westchnień nie zmieniał się co pięć minut, a żeby było zabawniej to z dziewczynami też nie gadam. Nie, wstydzę się ich... po prostu ich nie lubię. Większość to kretynki gadające tylko o ubraniach i chłopakach. Co do tego drugiego tematu to się nie dziwię o tyle ich poziom sprawia, że mam ochotę oddać śniadanie. Dlatego wolę towarzystwo książek.
A tak muszę jeszcze napisać esej za tego Ślizgona z szóstej klasy. Jest taki biedny bo nauczyciel Eliksirów za nieobecność wlepił mu napisanie eseju o wykorzystywaniu eliksiru słodkiego snu, a on przecież pomagał... No dobra wiem, że nie pomagał. Jestem po prostu naiwna, a on był dla mnie taki miły. Ach jak ja bardzo nienawidzę mojej łatwowierności i głupoty. Cholera. Nie żebym nie była świadoma, że mnie w puszczają w maliny i wykorzystują po prostu... tak jest i mogę sobie jedynie wmawiać, że ich chęci są szczere i blablabla.
Idąc tak korytarzem zamajaczyła przede mną klasa od Transmutacji. Moją pierwszą godziną dzisiejszego dnia miało być akurat to. Ech, a więc jednak udało mi się zdążyć. Już miałam podejść do drzwi i wejść gdy uświadomiłam sobie jaka furia czeka tam na mnie. Jeśli teraz wejdę to Profesor McGonagall mnie zje, przetrawi, a moje kości rzuci Hipogryfom na pożarcie. Nie mogę tam sobie wejść od tak bez jakiegoś planu. Prawda może mnie zaboleć, dlatego trzeba znaleźć jakieś dobre kłamstwo, przetrzymanie przez nauczyciela Zaklęć użyłam ostatnim razem, żadnego szlabanu też nie miałam, a jeśli powiem, że pomogłam jakiemuś uczniowi w potrzebie to nie uwierzy. Nie wiem dlaczego, ale nauczyciele jakoś nie za bardzo wierzą w moją dobrą naturę. Wszystko dlatego, że nie jestem odważna... jak dla mnie ta cała odwaga już dawno zmieszała się z głupotą. Z moim metr pięćdziesiąt sześć w kapeluszu, cieniutkim głosikiem i twarzą aniołka nie wyglądam na typowego obrońce uciśnionych plus mój nie do końca przyjemny charakterek. To że jestem nieśmiała nie znaczy, że jestem miła, mówiłam już wyżej, że nie lubię dziewczyn, a z nimi mi się jakoś łatwiej rozmawia.
Stałabym tam pewnie jeszcze chwilę wiercąc dziurę w kamiennej podłodze gdy wrota do klasy się otworzyły i stanęła w nich surowa nauczycielka. To będzie ciekawie. Naprędce stworzyłam historię o wizycie w skrzydle szpitalnym, a na dowód pokazałam rozwalony łokieć, już chciałam opowiedzieć historię popsutego łokcia zmieniając trochę czas powstania rany, jednak kobieta machnęła tylko ręką, odjęła pięć punktów domowi i kazała nie męczyć się już tymi historiami o moim znanym na całą szkole sieroctwie. Nikt nie docenia dobrej historii o spadnięciu ze schodów.
Data urodzenia: Drugi Października 1961
Czystość krwi: mugolska
Dom w Hogwarcie: Hufflepuff
Różdżka: Angielski Dąb, włos z ogona testrale, trzynaście i ćwierć cala, sztywna
Widok z Ain Eingarp:
Zielone wzgórza Irlandii, mały biały domek w kształcie muszelki, z komina unosi się delikatny dymek, posesje otoczona jest przez mały płotek, są grzątki, sadzonki truskawek, krzewy z malinami i wiele innych warzyw, na werandzie bujany fotel, nieopodal leży gitara, na schodku siedzi przystojny mężczyzna, a obok niego brązowowłosa kobieta
Podsumowanie dotychczasowej nauki w Hogwarcie:
Deirdre bez problemu można dorzucić do tej grupy dzieci z mugolskich domów, które daną im szanse traktują bardzo poważnie, większość wolnego czasu spędzają na przeglądaniu książek w bibliotece, starają się wynieść ze świata magii jak najwięcej. Tak wyglądało jej życie przez pierwsze trzy lata. Sen, lekcje, biblioteka, sen, lekcje, biblioteka i tak w koło Macieju. Co do ocen to raczej zawsze były wysokie z historii magii, astronomii i wróżbiarstwa, zawsze radziła sobie najlepiej, można powiedzieć, że miała do nich wrodzoną zdolność. Zaklęcia, Eliksiry i OPCM szły jej w miarę w zależności od tego ile czasu na nie poświęcała, jej oceny wahały się od Powyżej Oczekiwań do Zadowalającego. Zawsze najgorzej szło jej Zielarstwo, nigdy nie potrafiła zapamiętać nazw tych wszystkich roślinek i ich zastosowań. Nauczyciele zazwyczaj mieli o niej dobre zdanie, zawsze uważała na lekcji, a nawet jak nie uważała to robiła wrażenie, że i tak wie o co chodzi, od zawsze miała bardzo podzielną uwagę. Jeśli chodzi o szlabany to od ostatniego roku zdarzają się częściej o ile przez pierwsze pięć lat dotyczyły tylko szwendania się po szkolnych korytarzach w późnych godzinach nocnych to teraz zaczęły się pojawiać nowe wybryki jak wagary, przechadzki po Zakazanym Lesie lub włamywanie się do Działu Ksiąg Zakazanych.
Przykładowy Post:
Idź! Stój! A może się położę? Iść na Zaklęcia? Czy odwiedzić bibliotekę? Nieobecnym spojrzeniem zielonych tęczówek spojrzałam przez okno. Z pomiędzy ciemnych burzowych chmur, słońce wychylało się posyłając mi skonsternowane spojrzenie. Ciekawe jak słońce może być skonsternowane... nie wcale bardziej nie interesował mnie fakt jakim cudem, patrzyło się na mnie. Od zawsze wiedziałam, że moja wyobraźnia jest trochę bujniejsza, kiedy dostałam list z Hogwartu pomyślałam, że może jest to spowodowane właśnie faktem, że jestem inna niż moja rodzina... potem okazało się, że nawet wśród czarodziei, moja główka pozbawiona ładu i składu jest czymś do czego lepiej się nie przyznawać. Więc zamilkłam na temat ścian, które szeptały mi różne durne pomysły i zaczęłam zachowywać się jak wszyscy. Nauką zagłuszałam dziwne myśli i przeczucia. Jednak jak długo można udawać, że nic się nie dzieje.
Jeszcze raz spojrzałam w stronę słońca po czym ruszyłam. Długi, brązowy warkocz leniwie zwisał mi na plecach dyndając to tu, to tam, sięgał mi do połowy pleców. Mama przez całe wakacje mówiła mi, że wypadało by go skrócić, że mam zniszczone końcówki i blablabla. Ja tylko grzecznie się uśmiechałam i przytakiwałam... wyszło, że jakoś nigdy nie było czasu ich skrócić.
Z radością stwierdziłam, że korytarz był pusty. Mogło być to spowodowane faktem, że od pięciu minut trwała pierwsza lekcja. W pierwszej chwili nawet chciałam na nią pójść. Zabrałam wszystkie potrzebne i te nie koniecznie wymagane książki do torby, zarzuciłam ją na ramię i co, zgubiłam się na drodze życia. Nie wcale nie mówię w przenośni... naprawę szłam prosto tak jak zwykle kiedy nagle uświadomiłam sobie, że nie wiem gdzie jestem. Możliwe, że było to spowodowane oczami tamtego Gryfona, którego mijałam po drodze. Były takie piękne, jakby ktoś roztopił najlepszą czekoladę z Miodowego Królestwa i dodał do niej odrobinkę kawy, takie piękne ciemne, a do tego miał taki przyjemny uśmiech. Chciałam nawet do niego zagadać, ale chyba nie umiem rozmawiać z chłopakami. Kiedy ten przystojny Krukon z siódmej klasy ostatnio pomógł podając książkę z najwyższej półki, już miałam mu podziękować ale spaliłam raka i zwiałam. Ta chorobliwa nieśmiałość w stosunku do nich nie przeszkadzała by mi chyba nawet tak bardzo gdyby mój obiekt westchnień nie zmieniał się co pięć minut, a żeby było zabawniej to z dziewczynami też nie gadam. Nie, wstydzę się ich... po prostu ich nie lubię. Większość to kretynki gadające tylko o ubraniach i chłopakach. Co do tego drugiego tematu to się nie dziwię o tyle ich poziom sprawia, że mam ochotę oddać śniadanie. Dlatego wolę towarzystwo książek.
A tak muszę jeszcze napisać esej za tego Ślizgona z szóstej klasy. Jest taki biedny bo nauczyciel Eliksirów za nieobecność wlepił mu napisanie eseju o wykorzystywaniu eliksiru słodkiego snu, a on przecież pomagał... No dobra wiem, że nie pomagał. Jestem po prostu naiwna, a on był dla mnie taki miły. Ach jak ja bardzo nienawidzę mojej łatwowierności i głupoty. Cholera. Nie żebym nie była świadoma, że mnie w puszczają w maliny i wykorzystują po prostu... tak jest i mogę sobie jedynie wmawiać, że ich chęci są szczere i blablabla.
Idąc tak korytarzem zamajaczyła przede mną klasa od Transmutacji. Moją pierwszą godziną dzisiejszego dnia miało być akurat to. Ech, a więc jednak udało mi się zdążyć. Już miałam podejść do drzwi i wejść gdy uświadomiłam sobie jaka furia czeka tam na mnie. Jeśli teraz wejdę to Profesor McGonagall mnie zje, przetrawi, a moje kości rzuci Hipogryfom na pożarcie. Nie mogę tam sobie wejść od tak bez jakiegoś planu. Prawda może mnie zaboleć, dlatego trzeba znaleźć jakieś dobre kłamstwo, przetrzymanie przez nauczyciela Zaklęć użyłam ostatnim razem, żadnego szlabanu też nie miałam, a jeśli powiem, że pomogłam jakiemuś uczniowi w potrzebie to nie uwierzy. Nie wiem dlaczego, ale nauczyciele jakoś nie za bardzo wierzą w moją dobrą naturę. Wszystko dlatego, że nie jestem odważna... jak dla mnie ta cała odwaga już dawno zmieszała się z głupotą. Z moim metr pięćdziesiąt sześć w kapeluszu, cieniutkim głosikiem i twarzą aniołka nie wyglądam na typowego obrońce uciśnionych plus mój nie do końca przyjemny charakterek. To że jestem nieśmiała nie znaczy, że jestem miła, mówiłam już wyżej, że nie lubię dziewczyn, a z nimi mi się jakoś łatwiej rozmawia.
Stałabym tam pewnie jeszcze chwilę wiercąc dziurę w kamiennej podłodze gdy wrota do klasy się otworzyły i stanęła w nich surowa nauczycielka. To będzie ciekawie. Naprędce stworzyłam historię o wizycie w skrzydle szpitalnym, a na dowód pokazałam rozwalony łokieć, już chciałam opowiedzieć historię popsutego łokcia zmieniając trochę czas powstania rany, jednak kobieta machnęła tylko ręką, odjęła pięć punktów domowi i kazała nie męczyć się już tymi historiami o moim znanym na całą szkole sieroctwie. Nikt nie docenia dobrej historii o spadnięciu ze schodów.
- Caroline Rockers
Re: [uczeń] Deirdre Creswell
Sro Sty 01, 2014 10:25 am
Poprawiłam Ci kilka drobnych błędów i chyba może być. Akcept!
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach