Strona 2 z 2 • 1, 2
- Narcyza Black
Re: Centrum
Wto Sty 10, 2017 11:16 pm
Owszem, Narcyza wierzyła w miłość. Wbrew swojej rodzinie i wbrew zdrowemu rozsądkowi wierzyła w miłość. Czystą i bezinteresowną, skłonną do poświęceń i wyrzeczeń, miłość. Jako dziecko nigdy nie doświadczyła jej ze strony rodziców. Och, oczywiście widziała, że matka i ojciec ją kochają jednak nigdy nie poczuła tego na własnej skórze. Surowy, ciągle nieobecny pan Black, jak na prawdziwego arystokratę przystało, cały czas wydawał polecenia i pociągał za sznurki. Pomimo braku jego fizycznej obecności, mężczyzna miał znaczący wpływ na życie swoich córek, a zwłaszcza na życie Narcyzy. Matka, choć ciągle zabiegała o to, żeby nigdy im niczego nie brakowało (służby, sukien) również nie przejawiała wobec swoich dzieci szczególnych oznak czułości. Jeśli zaś chodzi o relacje pomiędzy rodzicami to zawsze były one poprawne, ale Narcyza nigdy nie widziała pomiędzy rodzicami miłości. Więc tak, miała powody żeby w tą miłość po prostu nie wierzyć, a jednak, poznanie Lucjusza zaowocowało tym, że uwierzyła.
I dlatego trudno było jej teraz zapomnieć o Andromedzie. Bo widziała jak siostra uśmiechała się przed każdym spotkaniem z nim (wtedy wszyscy wierzyli jeszcze, że spotyka się z Rowlem), jak nerwowo poprawia włosy, jak rysy jej twarzy miękną, łagodnieją, jak staje się szczęśliwa. Ale...Merlinie, czy źródłem jej szczęścia musiał być mugol?
Skinęła nieznacznie głową. Tak ona tutaj. Szczyt hipokryzji. - Musiałam coś załatwić. - Nie musiała się jej tłumaczyć, ale...Nawyk pozostał, młodsze rodzeństwo zawsze tłumaczyło się starszemu.
I chciała jeszcze dodać wiele innych rzeczy, ale po prostu stała wpatrując się w nią swoimi zimnoniebieskimi tęczówkami.
I dlatego trudno było jej teraz zapomnieć o Andromedzie. Bo widziała jak siostra uśmiechała się przed każdym spotkaniem z nim (wtedy wszyscy wierzyli jeszcze, że spotyka się z Rowlem), jak nerwowo poprawia włosy, jak rysy jej twarzy miękną, łagodnieją, jak staje się szczęśliwa. Ale...Merlinie, czy źródłem jej szczęścia musiał być mugol?
Skinęła nieznacznie głową. Tak ona tutaj. Szczyt hipokryzji. - Musiałam coś załatwić. - Nie musiała się jej tłumaczyć, ale...Nawyk pozostał, młodsze rodzeństwo zawsze tłumaczyło się starszemu.
I chciała jeszcze dodać wiele innych rzeczy, ale po prostu stała wpatrując się w nią swoimi zimnoniebieskimi tęczówkami.
- Andromeda Tonks
Re: Centrum
Sro Sty 11, 2017 6:04 pm
Może to dziwne, ale cieszyła się szczęściem siostry, tym, że także ona kogoś pokochała, że na własnej skórze przekonała się czym jest takie wspaniałe uczucie kochania kogoś. W domu rodzinnym tylko między siostrami można było dostrzec ciepłe uczucia, Andromeda nigdy nie usłyszała czułych słów od ojca ani matki. Zresztą na ojca nigdy nie liczyła, jego oczkiem w głowie zawsze była Bellatrix, ale matka powinna kochać swoje dzieci, troszczyć się o nie. Jedyne na co było ją stać to otoczyć trzy córki luksusem. Dlatego celowo ukrywała Edwarda, sama nawet utrzymywała, że randkuje z Thorfinem Rowlem, ale jakoś udało im się to wykryć. Później było coraz gorzej. Powoli wymazywała z pamięci ślady wspomnień z rodzinnego domu, ale i tak mimo wszystko najbardziej tęskniła za Cyzią i Bellą.
Dlatego też widok Narcyzy wzbudził w niej ból i palącą tęsknotę. Tak bardzo chciała zamknąć ją w ramionach, opowiedzieć o swoim życiu, o swojej rodzinie. Zamiast tego stała tylko dumnie wyprostowana, patrząc jej w oczy.
- Rozumiem - odrzekła. Nie widziała co mogłaby jeszcze powiedzieć, chociaż tyle miała tematów. Nie jej sprawą było to co robiła tu jej siostra. - W każdym bądź razie, miło widzieć cię całą i zdrową - dodała, a na jej wargi zabłąkał się delikatny uśmiech.
Dlatego też widok Narcyzy wzbudził w niej ból i palącą tęsknotę. Tak bardzo chciała zamknąć ją w ramionach, opowiedzieć o swoim życiu, o swojej rodzinie. Zamiast tego stała tylko dumnie wyprostowana, patrząc jej w oczy.
- Rozumiem - odrzekła. Nie widziała co mogłaby jeszcze powiedzieć, chociaż tyle miała tematów. Nie jej sprawą było to co robiła tu jej siostra. - W każdym bądź razie, miło widzieć cię całą i zdrową - dodała, a na jej wargi zabłąkał się delikatny uśmiech.
- Narcyza Black
Re: Centrum
Czw Mar 23, 2017 5:38 pm
Niemal machinalnie zacisnęła usta w wąską linię. Denerwowała się, chociaż przecież damie nie wypadało poddawać się swoim emocją, miała być chłodna i opanowana. Była w końcu dziedziczką wielkiego, starożytnego rodu Blacków, a żaden Black nie miał prawa przejmować się czymś tak błahym jak rozmowa z kimś kogo kiedyś znał.
Prawdę powiedziawszy, Narcyza wolałaby żeby to spotkanie w ogóle nie miało miejsca. Gdzieś tam w środku poczuła również ukłucie niepokoju, gdyby tutaj nie przyszła nigdy nie wpadłaby na siostrę, bo przecież tak to właśnie miało wyglądać. Miała nie mieć kontaktu z Andromedą aż do dnia w którym będą zmuszone stanąć po przeciwnych stronach bariery, a jednak, tajemnica Narcyzy sprawiła, że rzeczy nie wyglądały tak jak powinny.
- Więc - spojrzała na ciemnowłosą kobietę, a jej wzrok mimowolnie zdradzało zaciekawienie - co u Ciebie? - Czy parszywy mugol dobrze ją traktował? Chyba musiał skoro siostra wyglądała na szczęśliwą, ale może jej poza była tylko grą? Kto jak kto, ale Blackówny potrafił świetnie udawać.
Prawdę powiedziawszy, Narcyza wolałaby żeby to spotkanie w ogóle nie miało miejsca. Gdzieś tam w środku poczuła również ukłucie niepokoju, gdyby tutaj nie przyszła nigdy nie wpadłaby na siostrę, bo przecież tak to właśnie miało wyglądać. Miała nie mieć kontaktu z Andromedą aż do dnia w którym będą zmuszone stanąć po przeciwnych stronach bariery, a jednak, tajemnica Narcyzy sprawiła, że rzeczy nie wyglądały tak jak powinny.
- Więc - spojrzała na ciemnowłosą kobietę, a jej wzrok mimowolnie zdradzało zaciekawienie - co u Ciebie? - Czy parszywy mugol dobrze ją traktował? Chyba musiał skoro siostra wyglądała na szczęśliwą, ale może jej poza była tylko grą? Kto jak kto, ale Blackówny potrafił świetnie udawać.
- Andromeda Tonks
Re: Centrum
Pon Mar 27, 2017 10:24 pm
Czy powinnna odejść, pożegnać się z nią chłodnym spojrzeniem nie wypowiedziawszy ani jednego słowa? Przecież to one się jej wyrzekły, nie ona ich. Andromeda nadal je kochała, nadal z bólem wspominała każdą chwilę spędzoną razem, każde wypowiedziane przez nie słowa. Dlatego nie mogła. Stała tylko, a letni wietrzyk delikatnie owiewał jej twarz i włosy. Wpatrywała się w siostrę tymi swoimi ciepłymi brązowymi oczami i milczała. Czekała co powie, o co spyta. Z bocznej perspektywy mogło to wyglądać nieco dziwnie, dwie dorosłe kobiety stojące na środku chodnika patrzące na siebie. Może powinny gdzieś pójść? Usiąść chociażby i spokojnie porozmawiać? Wiedziała, że Cyzia sama tego nie zaproponuje, ale czy jej samej starczy odwagi? Zadrżała, gdy Narcyza zapytała o to, co u niej.
- Jestem szczęśliwa. Mamy córkę i nie uwierzysz, ale jest... metamorfomagiem - powiedziała spokojnie, chociaż najchętniej opowiedziałaby jej wszystko z najdrobniejszymi szczegółami. Jak Ted dba o nią i Nimfadorę, jacy są szczęśliwi i gdzie planują jechać na wakacje o ile sytuacja w świecie na to pozwoli. - A jak ty i Lucjusz? Rozumiem, że nadal się spotykacie? - zapytała, nieco się rozluźniając. Miała nadzieję, że jej związek jest oparty zarówno na miłości jak i na tradycji. Zawsze żałowała ludzi, którzy wiązali się z kimś całkowicie obcym, zupełnie nie do nich nie czując tylko po to, by nie zhańbić czystej krwi. - Nie stójmy tak... może chociaż, usiądźmy, o tam? - zdecydowała się zaproponować i wskazała ręką na ławkę stojącą nieopodal.
- Jestem szczęśliwa. Mamy córkę i nie uwierzysz, ale jest... metamorfomagiem - powiedziała spokojnie, chociaż najchętniej opowiedziałaby jej wszystko z najdrobniejszymi szczegółami. Jak Ted dba o nią i Nimfadorę, jacy są szczęśliwi i gdzie planują jechać na wakacje o ile sytuacja w świecie na to pozwoli. - A jak ty i Lucjusz? Rozumiem, że nadal się spotykacie? - zapytała, nieco się rozluźniając. Miała nadzieję, że jej związek jest oparty zarówno na miłości jak i na tradycji. Zawsze żałowała ludzi, którzy wiązali się z kimś całkowicie obcym, zupełnie nie do nich nie czując tylko po to, by nie zhańbić czystej krwi. - Nie stójmy tak... może chociaż, usiądźmy, o tam? - zdecydowała się zaproponować i wskazała ręką na ławkę stojącą nieopodal.
- Narcyza Black
Re: Centrum
Nie Kwi 09, 2017 1:17 pm
Zmarszczyła brwi na wieść o szczególnej zdolności swojej...No właśnie, swojej siostrzenicy? Ciężko było jej myśleć w ten sposób o córce mugola, ale z drugiej strony, dziecko nie było przecież niczemu winne. Zupełnie jak ten mały chłopiec, którego niedawno odwiedzała. To nie wina dzieci, że mają nieodpowiednich rodziców. - Podejrzewam, że ojciec wpadłby w szał - zauważyła, a uwaga ta spowodowała, że na jej obojętnej twarzy pojawił się cień złośliwego uśmiechu. O tak, obraz ojca, który wpadał w szał dlatego, że coś nie szło po jego myśli sprawiał jej dużo satysfakcji. Teraz, bo gdy mieszkała w domu każda sytuacja, która powodowała, że ojciec się złościł przyprawiała Narcyzę o poważne kołatania serca. Wściekły Pan Black bywał bowiem nieobliczalny.
Ponownie skinęła lekko głową. - Mieszkam z nim. - Mówiąc to nieznacznie spuściła wzrok. Mieszkanie z kimś bez ślubu, w kręgach arystokracji stanowiło powód do wstydu więc Narcyza taki właśnie wstyd odczuwała. Gdzieś tam czasami pojawiały się jakieś przebłyski dumy, że oto ona, ulubiona laleczka rodziców w końcu się zbuntowała i wyzwoliła spod ich wpływu, ale jednak, to zaczerwienione policzki i spuszczony wzrok dominował nad hardym, wyzywającym spojrzeniem.
Nie wiedząc co ma jeszcze powiedzieć z ulgą przyjęła propozycję siostry. W tej części miasta i tak nikt jej pewnie nie przyłapie na utrzymywaniu kontaktów z nią, a nawet jeśli, będzie mogła tłumaczyć się tym, że po raz ostatni próbowała przemówić Dromedzie do rozsądku. - Usiądźmy - zgodziła się.
Ponownie skinęła lekko głową. - Mieszkam z nim. - Mówiąc to nieznacznie spuściła wzrok. Mieszkanie z kimś bez ślubu, w kręgach arystokracji stanowiło powód do wstydu więc Narcyza taki właśnie wstyd odczuwała. Gdzieś tam czasami pojawiały się jakieś przebłyski dumy, że oto ona, ulubiona laleczka rodziców w końcu się zbuntowała i wyzwoliła spod ich wpływu, ale jednak, to zaczerwienione policzki i spuszczony wzrok dominował nad hardym, wyzywającym spojrzeniem.
Nie wiedząc co ma jeszcze powiedzieć z ulgą przyjęła propozycję siostry. W tej części miasta i tak nikt jej pewnie nie przyłapie na utrzymywaniu kontaktów z nią, a nawet jeśli, będzie mogła tłumaczyć się tym, że po raz ostatni próbowała przemówić Dromedzie do rozsądku. - Usiądźmy - zgodziła się.
- Andromeda Tonks
Re: Centrum
Pią Maj 05, 2017 10:11 pm
Po raz pierwszy od momentu tego spotkania Andromeda serdecznie się uśmiechnęła na wzmiankę o tym, że ojciec wpadłby w szał, gdyby dowiedział się o tym, że jego wnuczka jest metarmorfomagiem. Wyobraziła sobie jego czerwoną z wściekłości twarz i plucie śliną na wszystkie strony podczas awantury, a czasem nawet i rzucanie zaklęciami, gdy wpadał w prawdziwy amok. Nie uszedł jednak uwadze złośliwy uśmieszek Narcyzy.
- Tak, na pewno wpadłby w szał. Zresztą nie tylko on - dodała nadal z uśmiechem na twarzy. Oczami wyobraźni widziała wściekłą matkę i jeszcze bardziej Bellatrix, która w tak spektakularny sposób zjawiła się u niej na ślubie.
Na wzmiankę o tym, że Narcyza mieszkała z Lucjuszem pogodnie się uśmiechnęła, ale też nieco się zmieszała. Nie miała nic przeciwko temu, że mieszkała z mężczyzną nie będąc jego żoną. Kto jak kto, ale akurat ona nie miała prawa prawić kazań młodszej siostrze. Z drugiej jednak strony czuła coś na kształt cichej satysfakcji, że nie ona jedna się zbuntowała rodzicom i poszła za głosem serca. Tylko, że tutaj sytuacja była zupełnie inna, lepsza, gdyż w synu Malfoy'ów płynęła czysta krew. Jej na pewno państwo Black nie wydziedziczą, nie będą się wściekać na każde wspomnienie jej nazwiska i nie będą polować na jej męża.
- To gratuluję, naprawdę cieszę się waszym szczęściem i cieszę się, że chociaż wy dwie dałyście radę zadowolić waszych rodziców - powiedziała do Cyzi, gdy już usiadły na ławce. Celowo nie powiedziała ,,naszych'', bo skoro wyrzekli się jej nie czuła najmniejszej potrzeby nazywania ich w dalszym ciągu ojcem i matką. Sióstr też formalnie nie miała, bo słuchały ślepo rodziców, ale z nimi było inaczej. One trzy zawsze darzyły się miłością, której im brakowało od rodziców. Taka miłość nie umiera nigdy, choćby nie wiadomo co się działo.
- Tak, na pewno wpadłby w szał. Zresztą nie tylko on - dodała nadal z uśmiechem na twarzy. Oczami wyobraźni widziała wściekłą matkę i jeszcze bardziej Bellatrix, która w tak spektakularny sposób zjawiła się u niej na ślubie.
Na wzmiankę o tym, że Narcyza mieszkała z Lucjuszem pogodnie się uśmiechnęła, ale też nieco się zmieszała. Nie miała nic przeciwko temu, że mieszkała z mężczyzną nie będąc jego żoną. Kto jak kto, ale akurat ona nie miała prawa prawić kazań młodszej siostrze. Z drugiej jednak strony czuła coś na kształt cichej satysfakcji, że nie ona jedna się zbuntowała rodzicom i poszła za głosem serca. Tylko, że tutaj sytuacja była zupełnie inna, lepsza, gdyż w synu Malfoy'ów płynęła czysta krew. Jej na pewno państwo Black nie wydziedziczą, nie będą się wściekać na każde wspomnienie jej nazwiska i nie będą polować na jej męża.
- To gratuluję, naprawdę cieszę się waszym szczęściem i cieszę się, że chociaż wy dwie dałyście radę zadowolić waszych rodziców - powiedziała do Cyzi, gdy już usiadły na ławce. Celowo nie powiedziała ,,naszych'', bo skoro wyrzekli się jej nie czuła najmniejszej potrzeby nazywania ich w dalszym ciągu ojcem i matką. Sióstr też formalnie nie miała, bo słuchały ślepo rodziców, ale z nimi było inaczej. One trzy zawsze darzyły się miłością, której im brakowało od rodziców. Taka miłość nie umiera nigdy, choćby nie wiadomo co się działo.
- Narcyza Black
Re: Centrum
Nie Maj 07, 2017 12:58 pm
- Nie - potwierdziła, jednocześnie intensywnie się nad czymś zastanawiając - nie tylko on. - Narcyza miała dziwne przeczucie, że gdyby Bellatrix dowiedziała się czym jest jej siostrzenica, cała rodzina państwa Tonks znalazłaby się w śmiertelnym niebezpieczeństwie. Zupełnie nie rozumiała tej furii, jaka pojawiała się w oczach Belli za każdym razem, kiedy słyszała imię Dromedy, ale nie mogła zaprzeczać jej istnieniu. - Nie powiem nikomu - obiecała nagle. Była świadoma tego, że cała rodzina oczekiwałaby od niej wydania Andromedy, ale...Kobieta była jej siostrą, mimo wszystko, a myśl, że miałaby wpaść w ręce Belli wywoływała nieprzyjemne skurcze w okolicach klatki piersiowej.
Czy dała radę zadowolić rodziców? Nie była tego do końca pewna, ojciec wciąż nie mógł pogodzić się z myślą, że jego mała, porcelanowa laleczka, wyniosła się z domu. Nie rozumiał jej pośpiechu, ani decyzji, nie znał powodów jakie nią kierowały jednak mimo to Narcyza była w lepszej sytuacji niż pani Tonks. Nikt jej nie ścigał, nikt nie próbował zabić jej męża (chwilowo), nikt nie planował rujnować jej wesela no i przede wszystkim, miała dom do którego zawsze mogła wrócić (chociaż wracać nie chciała). - Naszych - sprostowała odruchowo. - Biologicznie wciąż są twoimi rodzicami - i wcale nie wiedziała czy to dobrze czy źle, bo może lepiej w ogóle było nie mieć rodziców niż posiadać tylko takich, którzy się ciebie wstydzili? Którzy próbowali zabić twojego męża, dziecko? - Nie będę przekonywała Cię, że wciąż Cię kochają - powiedziała zaskoczona, że takie słowa wyszły z jej ust. - Myślę, że nawet odejście od... - przełknęła ślinę - od tego mugola - dokończyła, ponieważ imię Teda nie chciało przejść przez jej gardło - nie zmieniłoby ich zdania, ale... - ponownie urwała. Nie wiedziała w jakim celu wypowiada wszystkie te słowa. - Na mnie możesz polegać. Kiedyś, gdybyś czegoś potrzebowała - dokończyła niezgrabnie, czując, że gdzieś w całej tej rozmowie zatraciła swoją dumną, wyniosłą pozycję.
Czy dała radę zadowolić rodziców? Nie była tego do końca pewna, ojciec wciąż nie mógł pogodzić się z myślą, że jego mała, porcelanowa laleczka, wyniosła się z domu. Nie rozumiał jej pośpiechu, ani decyzji, nie znał powodów jakie nią kierowały jednak mimo to Narcyza była w lepszej sytuacji niż pani Tonks. Nikt jej nie ścigał, nikt nie próbował zabić jej męża (chwilowo), nikt nie planował rujnować jej wesela no i przede wszystkim, miała dom do którego zawsze mogła wrócić (chociaż wracać nie chciała). - Naszych - sprostowała odruchowo. - Biologicznie wciąż są twoimi rodzicami - i wcale nie wiedziała czy to dobrze czy źle, bo może lepiej w ogóle było nie mieć rodziców niż posiadać tylko takich, którzy się ciebie wstydzili? Którzy próbowali zabić twojego męża, dziecko? - Nie będę przekonywała Cię, że wciąż Cię kochają - powiedziała zaskoczona, że takie słowa wyszły z jej ust. - Myślę, że nawet odejście od... - przełknęła ślinę - od tego mugola - dokończyła, ponieważ imię Teda nie chciało przejść przez jej gardło - nie zmieniłoby ich zdania, ale... - ponownie urwała. Nie wiedziała w jakim celu wypowiada wszystkie te słowa. - Na mnie możesz polegać. Kiedyś, gdybyś czegoś potrzebowała - dokończyła niezgrabnie, czując, że gdzieś w całej tej rozmowie zatraciła swoją dumną, wyniosłą pozycję.
- Andromeda Tonks
Re: Centrum
Pią Cze 23, 2017 2:23 am
Andromeda nie odpowiedziała. Jej rodzina, w której przyszła na świat i w której się wychowała nienawidziła wszystkiego co choćby w najmniejszym stopniu odbiegało od ,,normalności''. Charłaki zostali wykreślani z ksiąg i pamięci jakby nigdy się nie rodzili, a wszyscy odmieńcy, którzy zhańbili swoją krew zostali wydziedziczeni. Ona była jedną z nich. Dlatego kolejne słowa jakie wypowiedziała Narcyza wprawiły ją w niemałe osłupienie. Była przekonana, że będzie ją namawiała do zostawienia Teda i błagania rodziców o wybaczenie, ale nie przygotowała się na to, że stanie po jej stronie. No może niezupełnie, ale obiecała, że nie powie nikomu o tym, że jej córka jest metamorfomagiem. W tym momencie była tak niewyobrażalnie szczęśliwa i wdzięczna siostrze, że miała ochotę ją wyściskać. Nie mogła się na to zdobyć mimo wszystko. Za dużo w niej siedziało tego całego żalu, by to zrobić.
- Dziękuję - odpowiedziała, nie wiedząc co ma to rzec.
Siedziała tak obok niej na ławce i rozmyślała nad tym co powiedziała Narcyza. Zamieszkała z mężczyzną nie będąc jego żoną. W świetle arystokratycznych rodów czystej krwi wiązało się to z hańbą dla rodziny. Andromeda poczuła coś na kształt mściwej satysfakcji, że oto nie ona jedna okazała się czarną owcą, ale też i pewnego rodzaju dumę, że postawiła na swoim i zrobiła co chciała. Jedynie Bellatrix tańczyła jak jej zagrali i to jej należało współczuć. Andromedę i Narcyzę różniło je tylko jedno - czystokrwisty ukochany. Lucjuszowi nic nie groziło, był bezpieczny w całej tej szalonej erze czystości krwi, czym nie mógł poszczycić się Ted Tonks.
- Tak, masz rację. Biologicznie są nadal moimi rodzicami - zgodziła się ze siostrą. Prawdą było też to, że wciąż ich kochała. W końcu dali jej życie i jakieś uczucie, na ile było ich stać. Szkoda, że nie potrafili zaakceptować jej wyborów. Na dalsze słowa Narcyzy zerwała się z ławki i spiorunowała ją wzrokiem. - TEGO MUGOLA? - powiedziała ze złością niemal piskliwym głosem. - Mówisz mi, że mogę na Tobie polegać, a nie potrafisz nawet nazwać mojego męża po imieniu? - w jej oczach zaszkliły się łzy. Gorzko się pomyliła w jej ocenie. Myślała, że to spotkanie coś między nimi zmieniło. Myślała, że jeśli najmłodsza z sióstr się zakochała w wzajemnością to zrozumie jej postępowanie. Słuchając jej wiedziała, że to nieprawda. Dla niej Ted nadal był czymś gorszym, a tego nie mogła jej wybaczyć.
- Dziękuję - odpowiedziała, nie wiedząc co ma to rzec.
Siedziała tak obok niej na ławce i rozmyślała nad tym co powiedziała Narcyza. Zamieszkała z mężczyzną nie będąc jego żoną. W świetle arystokratycznych rodów czystej krwi wiązało się to z hańbą dla rodziny. Andromeda poczuła coś na kształt mściwej satysfakcji, że oto nie ona jedna okazała się czarną owcą, ale też i pewnego rodzaju dumę, że postawiła na swoim i zrobiła co chciała. Jedynie Bellatrix tańczyła jak jej zagrali i to jej należało współczuć. Andromedę i Narcyzę różniło je tylko jedno - czystokrwisty ukochany. Lucjuszowi nic nie groziło, był bezpieczny w całej tej szalonej erze czystości krwi, czym nie mógł poszczycić się Ted Tonks.
- Tak, masz rację. Biologicznie są nadal moimi rodzicami - zgodziła się ze siostrą. Prawdą było też to, że wciąż ich kochała. W końcu dali jej życie i jakieś uczucie, na ile było ich stać. Szkoda, że nie potrafili zaakceptować jej wyborów. Na dalsze słowa Narcyzy zerwała się z ławki i spiorunowała ją wzrokiem. - TEGO MUGOLA? - powiedziała ze złością niemal piskliwym głosem. - Mówisz mi, że mogę na Tobie polegać, a nie potrafisz nawet nazwać mojego męża po imieniu? - w jej oczach zaszkliły się łzy. Gorzko się pomyliła w jej ocenie. Myślała, że to spotkanie coś między nimi zmieniło. Myślała, że jeśli najmłodsza z sióstr się zakochała w wzajemnością to zrozumie jej postępowanie. Słuchając jej wiedziała, że to nieprawda. Dla niej Ted nadal był czymś gorszym, a tego nie mogła jej wybaczyć.
- Narcyza Black
Re: Centrum
Nie Lip 09, 2017 11:35 pm
Nagły wybuch siostry, spowodował, że Narcyza mimowolnie skuliła się w sobie. Chociaż od dłuższego czasu była już dorosła wciąć jeszcze nie potrafiła pozbyć się tej głupiej uległości względem starszych sióstr. - Dromedziu - zaczęła, zbyt potulnie jak na przyszłą panią Malfoy. W oka mgnieniu wyprostowała więc plecy i dumnie uniosła podbródek. - Andromedo - poprawiła się. - Usiądź i nie rób scen, ludzie na nas patrzą. Nie wypada dostarczać im tematów do plotek. - o tak, teraz brzmiała tak, jak powinna była brzmieć kobieta, którą chcieli uczynić z niej rodzice. Dumnie, wyniośle, zimno. Niekoniecznie jednak była przekonana co do tego, że taki właśnie ton ociepli jej relacje z siostrą. Właściwie, mogłaby sobie dać rękę uciąć, że Andromedzie, sposób w jaki zwróciła się do niej Narcyza, nie spodoba się wcale.
- Możesz na mnie polegać - syknęła, również podnosząc się z ławki. - Ale nie oczekuj proszę, że nagle zapałam do twojego męża płomiennym uczuciem. - Nie była w stanie. Może gdyby go poznała, może gdyby zobaczyła, że tak naprawdę Ted Tonks nie różni się niczym od Lucjusza, czy innych czystokrwistych czarodziejów, może wtedy potrafiłaby zmienić swoje myślenie o nim, może mogłabym obdarzyć go szacunkiem, polubić. Póki co jednak, nie znała Teda. Zgodnie z tym co mówili jej rodzice i Lucjusz, Ted Tonks był niższym gatunkiem, niezasługującym na to, aby żyć. No i wciąż nie mogła zapomnieć o tym, że ten nieznajomy mężczyzna odebrał jej siostrę. Bo przecież to przez niego jej rodzina nie chciała mieć z nią nic wspólnego.
- Nie płacz - zabrzmiało jak rozkaz, chociaż tak naprawdę było tylko prośbę. Zmieszana odwróciła wzrok od twarzy siostry. Nie przywykła do widoku płaczącej Andromedy.
Znów milczały. Chciała jej powiedzieć tyle rzeczy, a nie mogła znaleźć odpowiednich słów. Chciała jej wyjaśnić, może przeprosić.
- Będziesz na moim ślubie? - Zapytała w końcu, chociaż wiedziała, że to prawie niemożliwe. W końcu Bellatrix obiecała, że kiedy tylko spotka Andromedę, zabije ją. A tego Narcyza na pewno nie chciała.
- Możesz na mnie polegać - syknęła, również podnosząc się z ławki. - Ale nie oczekuj proszę, że nagle zapałam do twojego męża płomiennym uczuciem. - Nie była w stanie. Może gdyby go poznała, może gdyby zobaczyła, że tak naprawdę Ted Tonks nie różni się niczym od Lucjusza, czy innych czystokrwistych czarodziejów, może wtedy potrafiłaby zmienić swoje myślenie o nim, może mogłabym obdarzyć go szacunkiem, polubić. Póki co jednak, nie znała Teda. Zgodnie z tym co mówili jej rodzice i Lucjusz, Ted Tonks był niższym gatunkiem, niezasługującym na to, aby żyć. No i wciąż nie mogła zapomnieć o tym, że ten nieznajomy mężczyzna odebrał jej siostrę. Bo przecież to przez niego jej rodzina nie chciała mieć z nią nic wspólnego.
- Nie płacz - zabrzmiało jak rozkaz, chociaż tak naprawdę było tylko prośbę. Zmieszana odwróciła wzrok od twarzy siostry. Nie przywykła do widoku płaczącej Andromedy.
Znów milczały. Chciała jej powiedzieć tyle rzeczy, a nie mogła znaleźć odpowiednich słów. Chciała jej wyjaśnić, może przeprosić.
- Będziesz na moim ślubie? - Zapytała w końcu, chociaż wiedziała, że to prawie niemożliwe. W końcu Bellatrix obiecała, że kiedy tylko spotka Andromedę, zabije ją. A tego Narcyza na pewno nie chciała.
- Mistrz Gry
Re: Centrum
Sob Wrz 23, 2017 12:57 am
Każda z sióstr poszła w swoją stronę po dłuższej rozmowie.
[z/t dla Andromedy i Narcyzy z powodu zbyt długiego zwlekania z postami]
[z/t dla Andromedy i Narcyzy z powodu zbyt długiego zwlekania z postami]
- Ismael Blake
Re: Centrum
Nie Paź 01, 2017 12:02 am
Centrum Londynu, w samo południe.
A przynajmniej tak głosiła wiadomość, którą jako ostatnią wysłała Remusowi. Co prawda brzmiało to jak hasło z oklepanego westernu, ale chyba to właśnie sprawiało, że dziewczyna postanowiła to ubrać w taką, a nie inną formę. Brzmiało jak ostrzeżenie! Jak wyzwanie i jednocześnie subtelne zaproszenie do... w sumie czegokolwiek i to właśnie było takie cudowne, że po tych paru słowach można się było spodziewać wszystkiego.
Można było, ale sprawa była dość prosta: Lupin bezczelnie wymigał się od ogniska u Pottera i nawet, jeśli sama rudowłosa nie odczuła tego jakoś szczególnie, bo bawiła się tam całkiem dobrze, to brak jednego z Huncwotów spowodowało, że głęboko w niej rozpaliła się ciekawość. Typowa wręcz dla nastoletniego wieku, nastawiona raczej na coś powiązanego z błahymi wymówkami, jak na cokolwiek poważniejszego w brzmieniu czy skutkach. Miała nadzieję, że cokolwiek sprawiło, że Remus opuścił swoją kompanię zaraz po przyjeździe do Londynu, nie zatrzyma go też teraz i chłopak potraktuje jej zaproszenie poważnie.
Musiała przyznać, że dość kiepski dzień wybrała sobie na spotkania na świeżym powietrzu; od rana było pochmurno, a do tego co jakiś czas padał deszcze, wyganiając większość ludzi w jakieś bezpieczne, ciepłe miejsca. Nie sprawiło to jednak, że postanowiła zrezygnować ze swoich planów, więc uzbrojona w parasolkę, siedziała na murku okalającym fontannę, dla zabicia czasu spożywając bajgla.
- Remus J. Lupin
Re: Centrum
Czw Paź 05, 2017 12:09 am
Każdy ma jakiś powód, prawda? A Remus akurat należał do osób, które bez powodu nie opuszczają takich spotkań jak ognisko u najlepszych przyjaciół. Dostał oczywiście wiadomość i postanowił udać się w tamto miejsce; już czuł na swojej skórze że to nie będzie za łatwe spotkanie, zwłaszcza że potrafiła ona czytać w nim niczym w otwartej księdze.
Chłopak powolnym krokiem kierował się w stronę centrum zastanawiając się, czy po prostu nie odwrócić się i pójść do domu, jednakże pewne poczucie, że był winny jakieś wyjaśnienia nie pozwalało mu na to. Z daleka już dostrzegł dziewczynę siedzącą koło fontanny i zajadającą bajgla. Remus przez moment poczuł suchość w gardle, sam jego stan nie był zbyt dobry. Jak się na niego spojrzało to można było stwierdzić, ze nie przespał co najmniej dwie noce, cienie pod oczami, lekko nieobecne spojrzenie i smutne, pozbawione jakiejkolwiek radości oczy, które teraz wpatrywały się uważnie w Ismael, kiedy odważył się do niej podejść.
- Cześć
Rzucił dość nieśmiałym a raczej trochę zgaszonym głosem próbując się do niej jakoś uśmiechnąć; czy wspomniałam, ze wyglądał jakby nie jadł parę dni? Ubrania wisiały na nim niewiarygodnie groźnie, jakby schudł parę kilo.
/przepraszam za tak późny odpis, praca :x postaram się odpisywać szybciej i dopiero się wczuwam w postać więc nie bij. :X
Chłopak powolnym krokiem kierował się w stronę centrum zastanawiając się, czy po prostu nie odwrócić się i pójść do domu, jednakże pewne poczucie, że był winny jakieś wyjaśnienia nie pozwalało mu na to. Z daleka już dostrzegł dziewczynę siedzącą koło fontanny i zajadającą bajgla. Remus przez moment poczuł suchość w gardle, sam jego stan nie był zbyt dobry. Jak się na niego spojrzało to można było stwierdzić, ze nie przespał co najmniej dwie noce, cienie pod oczami, lekko nieobecne spojrzenie i smutne, pozbawione jakiejkolwiek radości oczy, które teraz wpatrywały się uważnie w Ismael, kiedy odważył się do niej podejść.
- Cześć
Rzucił dość nieśmiałym a raczej trochę zgaszonym głosem próbując się do niej jakoś uśmiechnąć; czy wspomniałam, ze wyglądał jakby nie jadł parę dni? Ubrania wisiały na nim niewiarygodnie groźnie, jakby schudł parę kilo.
/przepraszam za tak późny odpis, praca :x postaram się odpisywać szybciej i dopiero się wczuwam w postać więc nie bij. :X
- Ismael Blake
Re: Centrum
Nie Paź 08, 2017 12:30 am
Właściwie to nie widziała go już pewien czas. Ostatnim razem spotkali się pod tym nieszczęsnym żywopłotem, niedługo po wydarzeniach w Hogsmeade, kiedy to niemalże rozsypał jej się na drobne kawałki. Do tej pory czuła lekki niesmak, albo raczej zwykłe zażenowanie, na wspomnienie swoich nieudolnych prób pocieszenia go. W końcu nigdy nie była dobra w te klocki i zawsze, kiedy podejmowała podobne wyzwanie, czuła się jakby życie wymagało od niemożliwego. Jedzenie jednak pozwalało zapomnieć. Kolejne gryzy i metodyczna czynność przeżuwania odganiały mało przyjemne wspomnienia i pozwalały skoncentrować się na mało wymagającej czynności, jaką była zwykła obserwacja otoczenia. Rudowłosa przyglądała się brukowanemu placykowi, na środku którego była ustawiona fontanna, a także nielicznym przechodniom, którzy z jakichś powodów postanowili nie siedzieć w domach, tylko wyjść na zewnątrz. Dopiero kiedy Remus praktycznie stanął przed nią i się przywitał, przeniosła na niego swoje dwukolorowe spojrzenie.
- Hej. - rzuciła w odpowiedzi, w większości jednak pochłonięta zwykłym przyglądaniem mu się. Wyglądał... - Wyglądasz okropnie. - stwierdziła dobitnie, akcentując drugie słowo. Jak śmierć na chorągwi. Jak chodzący trup. Jak cień człowieka, albo nie! jak cień cienia człowieka. Remus Lupin najwyraźniej postanowił zarządzić sobie strajk głodowy, a jednocześnie chyba jakiś strajk odnośnie spania, bo te podkrążone oczy na pewno nie były pozostałościami po zakuwaniu do egzaminów. Jej ręka powędrowała w jego stronę.
- Masz, bo wyglądasz na niedożywionego, a nie chciałabym, żebyś mi tutaj skonał na rękach. James, Peter i Syriusz by mnie chyba zabili. - przełknęła resztki bajgla, które miała w ustach i sama też się podniosła. Mama uczyła, żeby nie mówić z pełnymi ustami? Nie znam, nieważne. Podczas całego swojego życia nauczyła się to robić w miarę elegancko.
- Powiesz co się stało? Dlaczego cię nie było na ognisku? - odezwała się nieco delikatniejszym tonem, biorąc też do ręki parasolkę, która do tej pory oparta była na murku otaczającym fontannę i wsparła się na niej. Gdyby ją tak zostawiła, to by pewnie o niej zaraz zapomniała i poszła gdzieś, daleko daleko. A ciotka mówiła, żeby pilnować, bo to jedna z jej ulubionych, więc musiała uważać.
Przyglądała mu się... no cóż... z nieco zatroskaną miną. Nawet jeśli potrafiła być w swoim sposobie zachowania czasami nieco wręcz agresywna i wymagająca niemal natychmiastowych odpowiedzi, a także niecierpliwa, to czasem pokazywała też tę drugą stronę - spokojną i empatyczną. Z resztą... miała wrażenie, że gdyby tylko nieco bardziej podniosła głos, albo zbyt groźnie zmarszczyła brwi, to Remus by się jakoś w sobie zapadł całkowicie z tego zmęczenia i przeciążenia i tyle by z tego było.
- Hej. - rzuciła w odpowiedzi, w większości jednak pochłonięta zwykłym przyglądaniem mu się. Wyglądał... - Wyglądasz okropnie. - stwierdziła dobitnie, akcentując drugie słowo. Jak śmierć na chorągwi. Jak chodzący trup. Jak cień człowieka, albo nie! jak cień cienia człowieka. Remus Lupin najwyraźniej postanowił zarządzić sobie strajk głodowy, a jednocześnie chyba jakiś strajk odnośnie spania, bo te podkrążone oczy na pewno nie były pozostałościami po zakuwaniu do egzaminów. Jej ręka powędrowała w jego stronę.
- Masz, bo wyglądasz na niedożywionego, a nie chciałabym, żebyś mi tutaj skonał na rękach. James, Peter i Syriusz by mnie chyba zabili. - przełknęła resztki bajgla, które miała w ustach i sama też się podniosła. Mama uczyła, żeby nie mówić z pełnymi ustami? Nie znam, nieważne. Podczas całego swojego życia nauczyła się to robić w miarę elegancko.
- Powiesz co się stało? Dlaczego cię nie było na ognisku? - odezwała się nieco delikatniejszym tonem, biorąc też do ręki parasolkę, która do tej pory oparta była na murku otaczającym fontannę i wsparła się na niej. Gdyby ją tak zostawiła, to by pewnie o niej zaraz zapomniała i poszła gdzieś, daleko daleko. A ciotka mówiła, żeby pilnować, bo to jedna z jej ulubionych, więc musiała uważać.
Przyglądała mu się... no cóż... z nieco zatroskaną miną. Nawet jeśli potrafiła być w swoim sposobie zachowania czasami nieco wręcz agresywna i wymagająca niemal natychmiastowych odpowiedzi, a także niecierpliwa, to czasem pokazywała też tę drugą stronę - spokojną i empatyczną. Z resztą... miała wrażenie, że gdyby tylko nieco bardziej podniosła głos, albo zbyt groźnie zmarszczyła brwi, to Remus by się jakoś w sobie zapadł całkowicie z tego zmęczenia i przeciążenia i tyle by z tego było.
- Remus J. Lupin
Re: Centrum
Pią Paź 20, 2017 11:59 am
Przełknął ślinę, po czym na jego ustach pojawiło się coś co miało być zapewne uśmiechem, ale oczywiście w jego wykonaniu marnie wyszło bo przecież nie jest żadnym miss, czy coś w tym deseń. Miodowe oczy utkwił w twarzy dziewczyny. Skrzywił się lekko na jej słowa, po czym usiadł powoli na murku fontanny.
- Bywało gorzej, uwierz mi - wyrzekł po chwili posyłajac w jej kierunku lekki ledwo widoczny uśmiech spod jego grzywki, chyba czas ściąć włosy i się jej pozbyć bo zaczynała go po prostu denerwować. Co to za włosy, które wpadają do oczu? Czasami podziwiał te wszystkie dziewczyny, które miały długie włosy i im nie przeszkadzały. Remus najpewniej już by dawno zwariował, gdyby takie miał.
- Nie jestem głodny Ismael -dodał po chwili dając jej znać ręką, żeby skończyła jeść tego bajgla, Remus raczej był przybity bardziej na duszy niż na głodzie, czy jak to inaczej nazwać. Nie był on też typem ponuraka (przecież kiedy ktoś go zobaczył to nie umierał w ciągu 24h, prawda?) ale także nie był typem wesołka, który musiał się śmiać ze wszystkiego jak James czy Syriusz. Czasami po prostu miał wrażenie, że nie jest odpowiednią personą w tej paczce, jednakże ktoś przez wszystkie lata szkoły musiał mieć oko na tych idiotów. No i padło na niego! Osobnika z małym futerkowym problemem i nie.. nie miał tutaj na myśli niesfornego królika.
Podrapał się lekko po głowie zastanawiając się co jej odpowiedzieć, miał po prostu powiedzieć, że wolał zostać sam? Albo, że nie miał ochoty na zabawy po tym co się stało w Hogsmeade? Chyba to ona powinna o tym najlepiej wiedzieć i czytać w nim niczym w otwartej księdze.
- Miałem parę spraw do załatwienia.
Oj ty łgarzu..
- Bywało gorzej, uwierz mi - wyrzekł po chwili posyłajac w jej kierunku lekki ledwo widoczny uśmiech spod jego grzywki, chyba czas ściąć włosy i się jej pozbyć bo zaczynała go po prostu denerwować. Co to za włosy, które wpadają do oczu? Czasami podziwiał te wszystkie dziewczyny, które miały długie włosy i im nie przeszkadzały. Remus najpewniej już by dawno zwariował, gdyby takie miał.
- Nie jestem głodny Ismael -dodał po chwili dając jej znać ręką, żeby skończyła jeść tego bajgla, Remus raczej był przybity bardziej na duszy niż na głodzie, czy jak to inaczej nazwać. Nie był on też typem ponuraka (przecież kiedy ktoś go zobaczył to nie umierał w ciągu 24h, prawda?) ale także nie był typem wesołka, który musiał się śmiać ze wszystkiego jak James czy Syriusz. Czasami po prostu miał wrażenie, że nie jest odpowiednią personą w tej paczce, jednakże ktoś przez wszystkie lata szkoły musiał mieć oko na tych idiotów. No i padło na niego! Osobnika z małym futerkowym problemem i nie.. nie miał tutaj na myśli niesfornego królika.
Podrapał się lekko po głowie zastanawiając się co jej odpowiedzieć, miał po prostu powiedzieć, że wolał zostać sam? Albo, że nie miał ochoty na zabawy po tym co się stało w Hogsmeade? Chyba to ona powinna o tym najlepiej wiedzieć i czytać w nim niczym w otwartej księdze.
- Miałem parę spraw do załatwienia.
Oj ty łgarzu..
- Mistrz Gry
Re: Centrum
Nie Gru 10, 2017 2:33 pm
Zakończenie sesji pomiędzy Remusem a Ismael z powodu zbyt długiego zwlekania z postami.
[z/t x2]
[z/t x2]
Strona 2 z 2 • 1, 2
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach
|
|