- Go??
[dorosły] Rudolf Lestrange
Czw Paź 17, 2013 9:08 pm
Imię i nazwisko: Rudolf Lestrange
Data urodzenia: 30 stycznia 1958
Czystość krwi: Czysta
Była szkoła: Hogwart, Slytherin
Praca: -
Różdżka: Wykonana z wiązu, długa na równe dziesięć cali. Dość giętka, z łuską chimery w roli rdzenia.
Widok z Ain Eingarp:
Przykładowy Post:
Data urodzenia: 30 stycznia 1958
Czystość krwi: Czysta
Była szkoła: Hogwart, Slytherin
Praca: -
Różdżka: Wykonana z wiązu, długa na równe dziesięć cali. Dość giętka, z łuską chimery w roli rdzenia.
Widok z Ain Eingarp:
Co widzi szaleniec? Czego pragnie szaleniec? Obraz nie różni się znacząco od tego, co widać w rzeczywistości. A jednak inny jest każdy, nawet najdrobniejszy szczegół. Duma. Jego odbicie przepełnione jest dumą. Rudolf, którego widać w lustrze wyraźnie musi być z czegoś zadowolony - to ten wyraz twarzy, który wskazuje na osiągnięcie celu, do którego zmierzało się od dawna. Niewyraźne widmo uśmiechu na twarzy, na której nie ma ani śladu po cieniach pod oczami, czy zmęczeniu jakie w rzeczywistości nieustannie gościło na niej. Zupełnie, jakby nigdy nie miał okazji stanąć twarzą w twarz z dementorem, jakby nikt nigdy nie pozbawił go części duszy, jakby był... kompletny.
Nie, nie "jakby". Lestrange w lustrze był kompletny i doskonale zdawał sobie z tego sprawę. Do swojego realnego odpowiednika uśmiechał się z wyższością godną czarodziejskiego arystokraty.
- Co za bzdury... - mruknął nieco ochrypłym głosem ten realny Rudolf, na co odbicie zareagowało jedynie lekkim uniesieniem kącików ust. Ten po drugiej stronie szklanej tafli nie musiał martwić się o nic, nie musiał się zastanawiać, czy lustro rzeczywiście było pospolitą bzdurą i czy obraz w nim ukazany kiedykolwiek mógł stać się rzeczywistością. Ten, który był tylko odbiciem już miał to, czego potrzebował. I nie musiał mieć nic więcej.
Przykładowy Post:
W Londynie ruch się dopiero zaczynał. O ile można było tak powiedzieć o porze, w której nocny ruch zamierał, a do życia budzili się wszyscy ci porządni obywatele, którzy zmierzali właśnie do pracy, do swoich obowiązków, gdziekolwiek.
On nie spieszył się nigdzie. Tkwił w miejscu, wśród narastającego ruchu.
Mugole. To oczywiste, że dookoła byli sami mugole. Trudno byłoby oczekiwać kogokolwiek innego przy ruchliwej Long Acre w Londynie. Wyjątkowo żałosne stworzenia, nieświadome tego, co działo się tuż pod ich nosem. Żadne z nich nie zdawało sobie sprawy z tego, kogo mijali właśnie na ulicy, kogo brali za zwykłego dziwaka, szaleńca w niecodziennym stroju. Niektórzy zatrzymywali niechętne spojrzenia na splątanych, długich włosach w kolorze miedzi, inni krzywili się na widok niechlujnego zarostu. Tak, to w połączeniu z dość bladą cerą, podkrążonymi oczami i wychudzoną sylwetką, nie mogło dawać zbyt dobrego efektu, jedynie sprawiając, że wyglądał na starszego o co najmniej kilka lat. Nieco zniszczona długa, czarna szata również nie dodawała mu uroku. Zdecydowanie nie był kimś, kto mógłby wzbudzać zaufanie. Na pierwszy rzut oka było widać jakiś cień szaleństwa, czający się w jego osobie. Coś niepokojącego, niemożliwe do uchwycenia czy określenia słowami. Coś. Niektórzy ignorowali ten oczywisty, choć trudny do nazwania, sygnał ostrzegawczy. Instynkt samozachowawczy zawodził, ostrzeżenie biorąc za coś, co powinno intrygować, ciekawić. Niektórzy na dłużej pozwalali sobie zatrzymać spojrzenie na tym dziwaku z kawałkiem drewna.
On nie reagował. Nie zwracał na nich uwagi, z niepokojącym widmem uśmiechu na ustach, wpatrzony w nieruchomy punkt pod własnymi stopami.
To nie był czas, w którym mógł sobie pozwalać na błędy, czy potknięcia. Przecież i tak miał wiele szczęścia... Wcześniej rzeczywiście działał zbyt pochopnie. Zbyt gwałtownie. Zbyt. Potknął się raz i Ministerstwo to wykorzystało, skwapliwie odnotowując ten kardynalny błąd. Miał jednak szczęście. Inni nie mieli tej drugiej szansy, nie wychodzili z miejsca, w którym traci się zmysły, wolę, nadzieję, duszę. A on miał szczęście. Nawet nie spędził tam na tyle wiele czasu, by... Właśnie, by co? Odcisnęło się to na jego wyglądzie - to nie ulegało wątpliwości. Dlatego teraz na tej cholernej, mugolskiej ulicy wyglądał nie jak dumny arystokrata, ale jak pospolity obszarpaniec, przybłęda, szaleniec... Szaleniec? O nie, z pewnością nie. Dopiero teraz wiedział przecież jak nigdy, że powinien być ostrożny. Że nie wolno mu działać pod wpływem chwili. Że musi uważać, bo przecież bardzo mało prawdopodobnym było to, że mógłby dostać kolejną szansę. A jeśli nawet... Co musiałby stracić wtedy? Z dawnej świetności znamienitego czarodzieja, wyniosłego arystokraty, który doskonale znał i potrafił wykorzystać swoje miejsce w magicznym świecie i tak niewiele już w nim pozostało. Udało im się odebrać tę część jego. Im.
Ruch zgęstniał. Musiał spędzić w jednym miejscu naprawdę sporo czasu. Palce zdrętwiały mu zaciśnięte na różdżce, którą ci idioci brali za kompletnie bezużyteczny kawałek drewna. Ktoś trącił go ramieniem przechodząc obok, jakieś dziecko wskazało na niego ręką. Matka pociągnęła ciekawskiego malucha za kurtkę, odciągając go od nieznajomego dziwaka.
On uśmiechnął się szerzej, obnażając na moment zęby. Podniósł głowę, spoglądając ponad głowami przechodniów.
Nie był szalony. Nie mógł pozwolić sobie na szaleństwo, bo to ono mogłoby go zgubić. Po prostu już coś stracił, choć sam nie był w stanie tego nazwać. Niczego mu przecież nie brakowało, nic nie zniknęło, fizycznie wszystko było na swoim miejscu. A jednak coś stracił. Teraz musiał uważać, działać spokojnie, bez zbędnego ryzyka, bez emocji, bez szaleństwa. Nie był już przecież niedoświadczonym dzieciakiem, który ledwie wyszedł z Hogwartu. Potrafił trzymać nerwy na wodzy, nie musiał wcale działać pod wpływem ulotnego impulsu, który nakazał mu zgiąć w łokciu rękę, w której trzymał różdżkę. Kilka metrów dalej wciąż widział kolorową kurtkę dzieciaka, który z takim zainteresowaniem wskazywał na niego i próbował tłumaczyć coś matce.
- Avada kedavra - zielony błysk, bezwładne ciało dzieciaka, czyjś zdumiony okrzyk. Ciche pyknięcie i ani śladu rudego dziwaka w czarnej szacie.
Nie był szalony. Po prostu czasami nie mógł się powstrzymać.
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach