Strona 2 z 2 • 1, 2
- Charlotte Macmillan
Re: Pokój Jamesa
Wto Maj 01, 2018 9:08 pm
Nie żartowała ze swoją propozycją, szczerze mając nadzieję, że gdy ponownie zacznie się dziać coś złego w ich świecie, to nie zawaha się i ucieknie razem z nią. Była gotowa spakować swoją mamę, Jamesa i Marlene i uciec ponownie do Stanów Zjednoczonych, zaszyć się i przeczekać całe to piekło, które wyczuwała w powietrzu. Ich świat już dawno temu przestał być bezpieczny i przyjazny i gdyby miała wybór, albo narażać swoich bliskich, albo zachować się jak tchórz, wybrałaby opcję numer dwa. Dla ich dobra. Wiedziała przecież, że na świecie znajdowało się o wiele więcej czarodziejów i czarownic zdolniejszych od niej, czy to po ich stronie, czy też po drugiej, i ona sama byłaby marną pomocą, a może i nawet przeszkodą, którą należałoby chronić.
Oczywiście, że była rozdarta. Wracając do Doliny Godryka nie miała żadnego planu na to, co będzie dalej. Gdzie zamieszka, w jaki sposób skryje przed ojcem, co zrobi, w razie, gdyby pewnego dnia na niego wpadła. Była tak naprawdę bez dachu nad głową, i chociaż propozycja Jamesa ją przerażała, to czy miała jakikolwiek inny wybór? – Może wpadnę na twojego tatę jak pewnego ranka wstanę się napić. – uśmiechnęła się niepewnie, czekając na reakcję chłopaka. Podejrzewała, że się ucieszy, w końcu sam to proponował i nawet jeżeli wyskakiwał z tym zięciem, to wiedziała, że wyłącznie był to jego sposób na rozładowanie napięcia i nie miała mu tego za złe. Każdy radził sobie z podobnymi sytuacjami w różny sposób.
Zaśmiała się, widząc reakcję Jamesa na wieść o jej pracy w sklepie ze sprzętem do quidditcha. Co prawda podejrzewała, że gdy się dowie to nie obejdzie się bez ekscytacji, jednak nie spodziewała się aż takiego natłoku pytań, którym najpierw pozwoliła ujrzeć światło dzienne nim zdecydowała się odpowiedzieć. – Wujek sprowadza wszystkie najnowsze miotły, ale są tak drogie... – aż się wzdrygnęła. Rzadko kiedy były bowiem kupowane i jeśli już ktoś się na nie decydował, to był to profesjonalny gracz, który mógł sobie pozwolić na taki wydatek. – I jeśli mowa o zniczach. – wstała sprawnie z krzesła, ruszając do swoich walizek. Ruchem różdżki przesortowała je tak, że najmniejsza pojawiła się na samym wierzchu, po czym otworzyła ją, szukając namiętnie małej paczuszki. Dopiero mając ją w dłoni wyprostowała się, rozpakowując z wciąż obecnym uśmiechem na ustach. – Podaj dłoń. – poprosiła, a gdy tylko James to zrobił, wyciągnęła z woreczka znicz, który położyła delikatnie na skórze chłopaka. – Coś wspominałeś o znikających zniczach… – dodała jeszcze, nim ten zaczął powoli tracić kształty i kolor, aby w końcu stać się całkowicie niewidocznym.
Oczywiście, że była rozdarta. Wracając do Doliny Godryka nie miała żadnego planu na to, co będzie dalej. Gdzie zamieszka, w jaki sposób skryje przed ojcem, co zrobi, w razie, gdyby pewnego dnia na niego wpadła. Była tak naprawdę bez dachu nad głową, i chociaż propozycja Jamesa ją przerażała, to czy miała jakikolwiek inny wybór? – Może wpadnę na twojego tatę jak pewnego ranka wstanę się napić. – uśmiechnęła się niepewnie, czekając na reakcję chłopaka. Podejrzewała, że się ucieszy, w końcu sam to proponował i nawet jeżeli wyskakiwał z tym zięciem, to wiedziała, że wyłącznie był to jego sposób na rozładowanie napięcia i nie miała mu tego za złe. Każdy radził sobie z podobnymi sytuacjami w różny sposób.
Zaśmiała się, widząc reakcję Jamesa na wieść o jej pracy w sklepie ze sprzętem do quidditcha. Co prawda podejrzewała, że gdy się dowie to nie obejdzie się bez ekscytacji, jednak nie spodziewała się aż takiego natłoku pytań, którym najpierw pozwoliła ujrzeć światło dzienne nim zdecydowała się odpowiedzieć. – Wujek sprowadza wszystkie najnowsze miotły, ale są tak drogie... – aż się wzdrygnęła. Rzadko kiedy były bowiem kupowane i jeśli już ktoś się na nie decydował, to był to profesjonalny gracz, który mógł sobie pozwolić na taki wydatek. – I jeśli mowa o zniczach. – wstała sprawnie z krzesła, ruszając do swoich walizek. Ruchem różdżki przesortowała je tak, że najmniejsza pojawiła się na samym wierzchu, po czym otworzyła ją, szukając namiętnie małej paczuszki. Dopiero mając ją w dłoni wyprostowała się, rozpakowując z wciąż obecnym uśmiechem na ustach. – Podaj dłoń. – poprosiła, a gdy tylko James to zrobił, wyciągnęła z woreczka znicz, który położyła delikatnie na skórze chłopaka. – Coś wspominałeś o znikających zniczach… – dodała jeszcze, nim ten zaczął powoli tracić kształty i kolor, aby w końcu stać się całkowicie niewidocznym.
- James Potter
Re: Pokój Jamesa
Sob Maj 05, 2018 10:14 pm
James zdecydowanie nie był jednym z tych którzy uciekają, był jednym z tych którzy pierwsi rzucają się do walki, by nie szukać nowego miejsca dla siebie i bliskich na świecie, a obronić to które już się ma. Marne więc szanse by ziścił nadzieje jakie miała właśnie Charlotte. Owszem, ją i wszystkich innych którzy są mu bliscy z pewnością szybko teleportowałby z dala od zagrożenia, ale sam nigdy by nie uciekł. Nie, on by je zażegnał i sprowadził bliskich z powrotem. Jeżeli chodzi o odwagę to miał jej aż nadto i w dużej mierze przesłaniała mu ona chociażby zdrowy rozsądek, ale był z niej bardzo dumny i za nic w świecie nie wymieniłby jej na nic innego. Również czuł, że konflikt w świecie czarodziejów narasta i bliżej im do wojny niż pokoju, ba, doświadczył tego wszystkiego na własnej skórze tracąc siostrę. Nie bez powodu przecież porzucił marzenia o pozostaniu zawodowym Szukającym, a zamiast tego zdecydował się na karierę w szeregach Aurorów. Nie był pewny, czy zdążył powiedzieć Charlie o tej decyzji nim wyjechała, ale taki właśnie miał plan i zdecydowanie żadna ucieczka nie wchodziła w grę.
…jak pewnego ranka wstanę się napić – chwilę mu zajęło nim sens tych słów przedarł się przez jego bujna, rozczochraną czuprynę do skrzętnie chronionego mózgu. Zadowolony uśmieszek wypełzł mu na usta, bo chociaż dalej nie był pewny, czy jest to dobry pomysł, to cieszył się że będzie miał ją przy sobie, a jeżeli coś, broń Merlinie, pójdzie nie tak, to będzie blisko by jej pomóc – Będziesz musiała wstawać bardzo wcześnie – dodał nie kryjąc uśmiechu – Jak Marlene cię zobaczy to oszaleje – oczyma wyobraźni już to widział – A Black! – tu nawet parsknął śmiechem, a przez myśl przeszło mu jeszcze, że gdyby ściągnął do siebie jeszcze Lily, Remusa i Petera to miałby komplet najważniejszych mu osób przy sobie i wcale mu nie przeszkadzało, że jego dom powoli zamieniał się w internat niczym Hogwart.
Trzy miesiące w Quidditchowym raju… James spijał każde słowo z jej ust jakby było jakimś nektarem, a jego głowa zamieniła się w ul pełen pytań i wyobrażeń. Podejrzewał, że z tego szalonego sportu nigdy się nie wyleczy, ale czy w ogóle chciał? Zdecydowanie nie! Gdy tylko wszyscy Śmierciożercy z Tym Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać na czele znikną z powierzchni ziemi, wtedy z czystym sumieniem odejdzie z szeregów Aurorów i spełni swe marzenie o pozostaniu profesjonalnym graczem. Wierzył, że tak będzie, dlatego dzień w dzień trenował i miał zamiar to kontynuować po kres swoich dni. O tym, że już zupełnego bzika miał na punkcie wszelakich Zniczy również nie trzeba było wspominać, a gdy Charlie ruszyła do swych walizek z tym magicznym słowem na ustach, czekał zniecierpliwiony jak małe dziecko wiercąc się i wychylając się by coś, cokolwiek dojrzeć zza jej ramienia.
Polecenie wykonał błyskawicznie, a szczęka opadła mu już nawet nie na podłogę, a na parter, a może i nawet na drugą stronę ziemi, gdy Znicz który pojawił się na jego dłoni zaczął powoli tracić kształty i kolor, aż w końcu zniknął całkowicie pozostawiając po sobie jedynie lekko drgające powietrze.
- Nie… Nie… Nie… - powtarzał w kółko ciągle nie dowierzając – To nielegalne… Merlinie, jak ja kocham wszystko co nielegalne! Będę musiał nauczyć się go kontrolować i… to… to nie sa mo wi te! – poruszał dłonią, czując ciągle ciężar Znicza, aż w końcu podrzucił go lekko do góry, a ten zawisł w powietrzu o czym świadczyła tylko lekko migocząca poświata. Chwycił go więc szybko z powrotem w obawie, że chwila moment go zgubi – Charlie, uwielbiam cię! – i rzucił się na nią z uściskiem jakby zakaz zbliżania i jakiegokolwiek kontaktu fizycznego, który kilka minut temu sam sobie narzucił, wcale nie istniał.
…jak pewnego ranka wstanę się napić – chwilę mu zajęło nim sens tych słów przedarł się przez jego bujna, rozczochraną czuprynę do skrzętnie chronionego mózgu. Zadowolony uśmieszek wypełzł mu na usta, bo chociaż dalej nie był pewny, czy jest to dobry pomysł, to cieszył się że będzie miał ją przy sobie, a jeżeli coś, broń Merlinie, pójdzie nie tak, to będzie blisko by jej pomóc – Będziesz musiała wstawać bardzo wcześnie – dodał nie kryjąc uśmiechu – Jak Marlene cię zobaczy to oszaleje – oczyma wyobraźni już to widział – A Black! – tu nawet parsknął śmiechem, a przez myśl przeszło mu jeszcze, że gdyby ściągnął do siebie jeszcze Lily, Remusa i Petera to miałby komplet najważniejszych mu osób przy sobie i wcale mu nie przeszkadzało, że jego dom powoli zamieniał się w internat niczym Hogwart.
Trzy miesiące w Quidditchowym raju… James spijał każde słowo z jej ust jakby było jakimś nektarem, a jego głowa zamieniła się w ul pełen pytań i wyobrażeń. Podejrzewał, że z tego szalonego sportu nigdy się nie wyleczy, ale czy w ogóle chciał? Zdecydowanie nie! Gdy tylko wszyscy Śmierciożercy z Tym Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać na czele znikną z powierzchni ziemi, wtedy z czystym sumieniem odejdzie z szeregów Aurorów i spełni swe marzenie o pozostaniu profesjonalnym graczem. Wierzył, że tak będzie, dlatego dzień w dzień trenował i miał zamiar to kontynuować po kres swoich dni. O tym, że już zupełnego bzika miał na punkcie wszelakich Zniczy również nie trzeba było wspominać, a gdy Charlie ruszyła do swych walizek z tym magicznym słowem na ustach, czekał zniecierpliwiony jak małe dziecko wiercąc się i wychylając się by coś, cokolwiek dojrzeć zza jej ramienia.
Polecenie wykonał błyskawicznie, a szczęka opadła mu już nawet nie na podłogę, a na parter, a może i nawet na drugą stronę ziemi, gdy Znicz który pojawił się na jego dłoni zaczął powoli tracić kształty i kolor, aż w końcu zniknął całkowicie pozostawiając po sobie jedynie lekko drgające powietrze.
- Nie… Nie… Nie… - powtarzał w kółko ciągle nie dowierzając – To nielegalne… Merlinie, jak ja kocham wszystko co nielegalne! Będę musiał nauczyć się go kontrolować i… to… to nie sa mo wi te! – poruszał dłonią, czując ciągle ciężar Znicza, aż w końcu podrzucił go lekko do góry, a ten zawisł w powietrzu o czym świadczyła tylko lekko migocząca poświata. Chwycił go więc szybko z powrotem w obawie, że chwila moment go zgubi – Charlie, uwielbiam cię! – i rzucił się na nią z uściskiem jakby zakaz zbliżania i jakiegokolwiek kontaktu fizycznego, który kilka minut temu sam sobie narzucił, wcale nie istniał.
- Charlotte Macmillan
Re: Pokój Jamesa
Czw Maj 31, 2018 11:57 am
Była pewna, że jeszcze przez długi czas będzie miała wyrzuty sumienia, że oto stała się kolejnym dzikim lokatorem w domu Potterów, a jednak prawda była taka, że nie widziała możliwości na to, aby zamieszkać teraz gdziekolwiek indziej. Do domu nie mogła wrócić, na wynajęcie czegoś własnego nie było jej stać, a przecież mieszkanie pod mostem nie wydawało się najbardziej kuszącą opcją na świecie. Dlatego też po krótkim namyśle zgodziła się, przytaknęła, bo jednak… Miło będzie każdego dnia widzieć Jamesa, czyż nie? Tak samo jak Marlene, która podobno wciąż mieszkała pod dachem Pottera, nawet z obecności Syriusza się cieszyła. To wszystko sprawiała, że w jakiś sposób miała się czuć jak u siebie, a nie jak intruz, którego nie powinno być i który nigdy nie powinien się odważyć przekroczyć progu tego domu.
Czy była gotowa wstawać bardzo wcześnie? Nie wiedziała. Istniało spore prawdopodobieństwo, że ponownie miała wpaść w bezsenność, a wtedy kto wie? Może rzeczywiście zajadając się w kuchni ciastkami będzie miała okazję spotkać pana Wiceministra Magii i pogratulować mu stanowiska? Wszystko było możliwe na dobrą sprawę, a Charlotte z natury nie odrzucała żadnej z możliwości. W końcu kto powiedział, że czarne scenariusze mają szansę spełniać się o wiele częściej niż te pozytywne?
Niecierpliwie czekała na reakcję Jamesa i prawda była taka, że ani trochę się nie zawiodła. Od kiedy tylko znicze pojawiły się w sklepie wuja, nastolatka wiedziała, że musi jednego kupić Potterowi i nie wahała się nie wiadomo, ile z wykonaniem tego. Sama nie raz i nie dwa leżała w pokoju i bawiła się zniczem, wyobrażając sobie reakcję Rogacza na widok niespodzianki i musiała przyznać przed samą sobą, że się nie zawiodła. Zdecydowanie nie. Ba, można było nawet pokusić się o stwierdzenie, że jej wyobrażenia odbiegały całkiem mocno od rzeczywistości, bowiem radość jaką widziała na ustach Jamesa była tak wielka, że jej wyobraźnia nie była w stanie jej unaocznić, jeśli nie istniała w rzeczywistości.
Sama Charlotte zaczęła się uśmiechać coraz szerzej i szerzej, bo czy potrzebowała do szczęścia czegoś więcej niż szczęścia Jamesa? Na ten moment nie, wystarczyło jej, że Potter nie przestawał się uśmiechać, a czuła, że wszystko jest dobrze, że wszystko jest tak jak należy. Zaśmiała się, czując, jak chłopak nagle ją przytula i nie, nie pozostawała dłużna. Zaraz objęła go ramionami za szyję, uświadamiając sobie jak bardzo brakowało jej bliskości Jamesa przez te długie miesiące. Ba, wreszcie czując, jak się uspokaja, a całe napięcie z niej uchodzi, jak… Jak za dotknięciem różdżki. – Wiedziałam, że ci się spodoba. Jak tylko wujek je przywiózł to jednego schowałam pod ladą, żeby móc go w końcu kupić. – przyznała zgodnie z prawdą, i chociaż prawdopodobnie powinna się już odsunąć od chłopaka, to nie chciała tego robić, świadoma, że nie będzie w stanie zrobić teraz kroku w tył jeśli James sam jej od siebie nie odsunie.
Czy była gotowa wstawać bardzo wcześnie? Nie wiedziała. Istniało spore prawdopodobieństwo, że ponownie miała wpaść w bezsenność, a wtedy kto wie? Może rzeczywiście zajadając się w kuchni ciastkami będzie miała okazję spotkać pana Wiceministra Magii i pogratulować mu stanowiska? Wszystko było możliwe na dobrą sprawę, a Charlotte z natury nie odrzucała żadnej z możliwości. W końcu kto powiedział, że czarne scenariusze mają szansę spełniać się o wiele częściej niż te pozytywne?
Niecierpliwie czekała na reakcję Jamesa i prawda była taka, że ani trochę się nie zawiodła. Od kiedy tylko znicze pojawiły się w sklepie wuja, nastolatka wiedziała, że musi jednego kupić Potterowi i nie wahała się nie wiadomo, ile z wykonaniem tego. Sama nie raz i nie dwa leżała w pokoju i bawiła się zniczem, wyobrażając sobie reakcję Rogacza na widok niespodzianki i musiała przyznać przed samą sobą, że się nie zawiodła. Zdecydowanie nie. Ba, można było nawet pokusić się o stwierdzenie, że jej wyobrażenia odbiegały całkiem mocno od rzeczywistości, bowiem radość jaką widziała na ustach Jamesa była tak wielka, że jej wyobraźnia nie była w stanie jej unaocznić, jeśli nie istniała w rzeczywistości.
Sama Charlotte zaczęła się uśmiechać coraz szerzej i szerzej, bo czy potrzebowała do szczęścia czegoś więcej niż szczęścia Jamesa? Na ten moment nie, wystarczyło jej, że Potter nie przestawał się uśmiechać, a czuła, że wszystko jest dobrze, że wszystko jest tak jak należy. Zaśmiała się, czując, jak chłopak nagle ją przytula i nie, nie pozostawała dłużna. Zaraz objęła go ramionami za szyję, uświadamiając sobie jak bardzo brakowało jej bliskości Jamesa przez te długie miesiące. Ba, wreszcie czując, jak się uspokaja, a całe napięcie z niej uchodzi, jak… Jak za dotknięciem różdżki. – Wiedziałam, że ci się spodoba. Jak tylko wujek je przywiózł to jednego schowałam pod ladą, żeby móc go w końcu kupić. – przyznała zgodnie z prawdą, i chociaż prawdopodobnie powinna się już odsunąć od chłopaka, to nie chciała tego robić, świadoma, że nie będzie w stanie zrobić teraz kroku w tył jeśli James sam jej od siebie nie odsunie.
- James Potter
Re: Pokój Jamesa
Pon Cze 11, 2018 9:28 pm
Dom Potterów miał otwarte drzwi dla wszystkich. James nigdy nie pytał czy może kogoś przenocować, czy to była jedna noc, czy dziesiątki, to samo Erin. Jak przystało na dwójkę rozpieszczonych dzieciaków, robili co chcieli, z kim chcieli i gdzie chcieli. Stąd co wakacje spora posiadłość przy skaju lasu w Dolinie Godryka zamieniała się w swoisty internat gromadzący licznych przyjaciół tej dwójki. I chociaż ostatnio sporo się zmieniło i jak miało wkrótce się okazać, zmieni się jeszcze bardziej, to z tej tradycji James nie miał zamiaru rezygnować do końca swoich marnych dni. Dlatego z przyjemnością przyjął Charlie w swe niezbyt skromne progi i posłał jej nawet przy tym trochę dwuznaczny uśmieszek który wypsnął mu się bez jego zezwolenia.
Tak więc kolejna lokatorka zameldowała się pod adresem Potterów, a James zastanawiał się tylko, czy jego ojciec zdaje sobie sprawę ile ludzi mieszka teraz w jego domu i ciekaw był bardzo jego reakcji gdy wczesnym rankiem spotka w kuchni panienkę Macmillan w kapciach parzącą sobie kawę. Bądź co bądź, od ostatniej takiej sytuacji minęło już trochę czasu.
Potter nieraz słyszał barwne historie o Znikających Zniczach, ale do tej pory nie widział ani jednego egzemplarza tego cuda. I chociaż oczywiście był przeciwnikiem wszystkich nieczystych zagrywek w Quidditchu i w życiu nie zgodziłby się na użycie tak zaczarowanej piłki w grze, to z całego serca i nawet kawałka wątroby pragnął mieć takie cacko w swoim posiadaniu. Była to obsesja absolutnie kolekcjonerska, fanatyczna, a nawet trochę chorobliwa. Dlatego gdy tylko w jego dłonie trafił egzemplarz najprawdziwszego Znikającego Znicza, James zapomniał o całym bożym świecie. Cieszył się jak dziecko, a oczy z radości świeciły mu się jak same Złote Znicze i mało brakowało by nie wyleciały mu z orbit na swych magicznych skrzydełkach.
W chwili tego uniesienia rzucił się na Charlie i zaczął ją ściskać, aż w końcu uniósł ją w swych ramionach i obrócił trzy razy wokół własnej osi, by po tym radosnym akcie odstawić ją na podłogę i uwolnić z uścisku. James w tym momencie był niczym dziecko, które otrzymało najfajniejszą na świecie zabawkę, dlatego jego wszelkie inne uczucia zeszły gdzieś na dalszy plan, a myśli przesiąknięte były nowym zjawiskiem i nie były w stanie analizować nic innego.
- Jest wspaniały! – skwitował w końcu, a w oku o mało co nie zakręciła mu się łza wzruszenia – Jejku… nawet nie mam pojęcia jakbym mógł ci się odwdzięczyć… - usiadł na parapecie wykończony tymi wszystkimi emocjami, a swe spojrzenie utkwił w migoczącym Zniczu spoczywającym w jego dłoni – Gdybyś kiedykolwiek czegoś potrzebowała… Do końca życia… – drugą dłonią uderzył się w pierś, jakby Lotta co najmniej na jego życzenie zrezygnowała ze zniszczenia świata, kto by pomyślał że chodziło tylko o mała piłeczkę, która nawet nie działała jak należy.
Tak więc kolejna lokatorka zameldowała się pod adresem Potterów, a James zastanawiał się tylko, czy jego ojciec zdaje sobie sprawę ile ludzi mieszka teraz w jego domu i ciekaw był bardzo jego reakcji gdy wczesnym rankiem spotka w kuchni panienkę Macmillan w kapciach parzącą sobie kawę. Bądź co bądź, od ostatniej takiej sytuacji minęło już trochę czasu.
Potter nieraz słyszał barwne historie o Znikających Zniczach, ale do tej pory nie widział ani jednego egzemplarza tego cuda. I chociaż oczywiście był przeciwnikiem wszystkich nieczystych zagrywek w Quidditchu i w życiu nie zgodziłby się na użycie tak zaczarowanej piłki w grze, to z całego serca i nawet kawałka wątroby pragnął mieć takie cacko w swoim posiadaniu. Była to obsesja absolutnie kolekcjonerska, fanatyczna, a nawet trochę chorobliwa. Dlatego gdy tylko w jego dłonie trafił egzemplarz najprawdziwszego Znikającego Znicza, James zapomniał o całym bożym świecie. Cieszył się jak dziecko, a oczy z radości świeciły mu się jak same Złote Znicze i mało brakowało by nie wyleciały mu z orbit na swych magicznych skrzydełkach.
W chwili tego uniesienia rzucił się na Charlie i zaczął ją ściskać, aż w końcu uniósł ją w swych ramionach i obrócił trzy razy wokół własnej osi, by po tym radosnym akcie odstawić ją na podłogę i uwolnić z uścisku. James w tym momencie był niczym dziecko, które otrzymało najfajniejszą na świecie zabawkę, dlatego jego wszelkie inne uczucia zeszły gdzieś na dalszy plan, a myśli przesiąknięte były nowym zjawiskiem i nie były w stanie analizować nic innego.
- Jest wspaniały! – skwitował w końcu, a w oku o mało co nie zakręciła mu się łza wzruszenia – Jejku… nawet nie mam pojęcia jakbym mógł ci się odwdzięczyć… - usiadł na parapecie wykończony tymi wszystkimi emocjami, a swe spojrzenie utkwił w migoczącym Zniczu spoczywającym w jego dłoni – Gdybyś kiedykolwiek czegoś potrzebowała… Do końca życia… – drugą dłonią uderzył się w pierś, jakby Lotta co najmniej na jego życzenie zrezygnowała ze zniszczenia świata, kto by pomyślał że chodziło tylko o mała piłeczkę, która nawet nie działała jak należy.
- Charlotte Macmillan
Re: Pokój Jamesa
Wto Cze 19, 2018 3:01 pm
Charlotte przez wiele lat mając do wyboru zostać u siebie w domu bądź zaprosić tam kogoś, albo pójść do Jamesa i u niego spędzać całe dnie, zdecydowanie wolała opcję numer dwa. Ich rodziny diametralnie się różniły i kiedy u Charlotte wszystko było ciemne i mroczne przez obecność ojca, u Jamesa czuła… Czuła się inaczej, lepiej. I to nie tak, że tym samym dyskryminowała wszystko, co wiązało się z jej bliskimi. Matkę przecież kochała z całego serca i gdy tylko spędzały czas razem, bez ojca, była najszczęśliwsza na świecie. Gdy jednak wracał on do domu, Charlotte momentalnie go opuszczała, zaraz pędząc do Jamesa, pewna, że pani Potter przygotowała jakiś pyszny obiad, albo jeszcze lepsze wypieki, którymi nakarmi ją z najczystszą radością.
A teraz miała tutaj mieszkać. Już nie nocować, nie czmychać pod osłoną nocy z pokoju Jamesa, w okresie, kiedy znowu próbowali być razem, nawet nie zostawać całkiem legalnie na kilka dni, tłumacząc to jakimś wyjazdem rodziców. Miała tutaj żyć i mieszkać, miała zacząć nazywać ten dom, chociaż tymczasowo, swoim własnym, a to nie wiedzieć czemu sprawiało, że jej serce biło szybciej, a emocje były napędzane jakimś niezrozumiałym dla niej podekscytowaniem, które starała się zagłuszyć. Bo przecież nie było się czym ekscytować, czyż nie? Mieszkało tutaj przecież tyle osób, że propozycja, którą złożył jej James wcale nie była niczym niezwykłym i niespodziewanym, a jednak, w jakiś sposób, budziła ona mrowienie w okolicach pleców Charlotte.
Musiała jednak przyznać przed samą sobą, że dobrze było wreszcie tutaj być i chociaż trochę się odprężyć. Przez całą podróż powrotną ze Stanów do Anglii była dziwnie spięta i obawiała się, że nikt nawet na nią nie czekał, a jej pojawienie się w Dolinie Godryka zwiastować będzie same problemy, zamiast szczęścia. A jednak, widząc szeroki uśmiech na ustach Jamesa, który trzymał swojego nowego znicza w dłoniach sprawiał, że Charlotte czuła się naprawdę dobrze.
Zaśmiała się, czując, jak chłopak unosi ją i zaczyna obracać. Nie spodziewała się tego, jednak nie oznaczało to, że uważała za coś złego. Wręcz przeciwnie, cieszyła się z tej bliskości i prawdopodobnie, gdyby to od niej zależało, przedłużyłaby ją jeszcze. Nie pozwoliła sobie jednak na jakiekolwiek okazanie tego, obserwując go wyłącznie roziskrzonymi oczami. – Powiedzmy, że to podziękowanie za dach nad głową. – miała nadzieję, że James się z nią zgodzi, nie chciała bowiem, żeby uważał, że jest teraz jakimś dłużnikiem Charlotte, bo wcale tak nie uważała.
I z takim też nastawieniem dosiadła się do chłopaka na parapet, rozpoczynając swoje opowiadania o Stanach i magicznych rzeczach, które udało jej się spotkać w czasie swojego pobytu w Nowym Jorku, ciesząc się, że miała wreszcie z kim podzielić się swoimi przeżyciami.
/zt x2
A teraz miała tutaj mieszkać. Już nie nocować, nie czmychać pod osłoną nocy z pokoju Jamesa, w okresie, kiedy znowu próbowali być razem, nawet nie zostawać całkiem legalnie na kilka dni, tłumacząc to jakimś wyjazdem rodziców. Miała tutaj żyć i mieszkać, miała zacząć nazywać ten dom, chociaż tymczasowo, swoim własnym, a to nie wiedzieć czemu sprawiało, że jej serce biło szybciej, a emocje były napędzane jakimś niezrozumiałym dla niej podekscytowaniem, które starała się zagłuszyć. Bo przecież nie było się czym ekscytować, czyż nie? Mieszkało tutaj przecież tyle osób, że propozycja, którą złożył jej James wcale nie była niczym niezwykłym i niespodziewanym, a jednak, w jakiś sposób, budziła ona mrowienie w okolicach pleców Charlotte.
Musiała jednak przyznać przed samą sobą, że dobrze było wreszcie tutaj być i chociaż trochę się odprężyć. Przez całą podróż powrotną ze Stanów do Anglii była dziwnie spięta i obawiała się, że nikt nawet na nią nie czekał, a jej pojawienie się w Dolinie Godryka zwiastować będzie same problemy, zamiast szczęścia. A jednak, widząc szeroki uśmiech na ustach Jamesa, który trzymał swojego nowego znicza w dłoniach sprawiał, że Charlotte czuła się naprawdę dobrze.
Zaśmiała się, czując, jak chłopak unosi ją i zaczyna obracać. Nie spodziewała się tego, jednak nie oznaczało to, że uważała za coś złego. Wręcz przeciwnie, cieszyła się z tej bliskości i prawdopodobnie, gdyby to od niej zależało, przedłużyłaby ją jeszcze. Nie pozwoliła sobie jednak na jakiekolwiek okazanie tego, obserwując go wyłącznie roziskrzonymi oczami. – Powiedzmy, że to podziękowanie za dach nad głową. – miała nadzieję, że James się z nią zgodzi, nie chciała bowiem, żeby uważał, że jest teraz jakimś dłużnikiem Charlotte, bo wcale tak nie uważała.
I z takim też nastawieniem dosiadła się do chłopaka na parapet, rozpoczynając swoje opowiadania o Stanach i magicznych rzeczach, które udało jej się spotkać w czasie swojego pobytu w Nowym Jorku, ciesząc się, że miała wreszcie z kim podzielić się swoimi przeżyciami.
/zt x2
Strona 2 z 2 • 1, 2
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach