- Gość
Caden McLyn [uczeń]
Wto Lip 25, 2017 10:45 pm
Imię i nazwisko:
Caden James McLyn
Imiona i nazwiska rodziców: Alexander and Melissa McLyn
Data urodzenia: 14 września 1960
Miejsce zamieszkania: Brighton, UK
Status majątkowy: Bogaty
Czystość krwi: mieszana (babka ze strony matki + ktoś w bliższej rodzinie ojca mugolskiej krwi)
Dom w Hogwarcie: Zielony byłby bardzo wskazany
Różdżka: sekwoja i włókno ze smoczego serca, 13 cali, giętka
Wzrost: 187
Waga: 81
Kolor włosów: brązowe
Kolor oczu: brązowe
Bogin: wydziedziczający go ojciec
Amortencja: świeża kawa, gałązki świerku, zapach ogniska
Widok z Ain Eingarp:
W nieco chropowatej, zdecydowanie zakurzonej powierzchni lustra pojawiło się oblicze Cadena. Znał je z resztą bardzo dobrze, należał bowiem do osób, które świadome były wszystkich swoich zewnętrznych zalet. Regularne, dość sympatyczne rysy, usta wykrzywione w lekkim, obojętnym uśmiechu oraz głęboko brązowe oczy, zdradzające, że jakiekolwiek smutki czy problemy nie tknęły jego osoby jak do tej pory. Z całości wprost zionęła pewność siebie osoby, która na ogół nie słyszała odmowy. Nie było w tym jednak nic wyzywającego, gdyż w młodości wlano w niego tyle dobrego wychowania, że miało ono odzwierciedlenie w ruchach, ba, nawet mimice twarzy od czasu do czasu. Zmarszczył lekko gęste, ciemne brwi, wyrażając lekką dezaprobatę co do wyniku tego małego eksperymentu. Toć miał przecież wszystko o czym tylko mógłby zamarzyć, a przynajmniej tak lubił o sobie myśleć.
Z ukrytym triumfem zauważył, że jak do tej pory nic poza jego własnym odbiciem nie mogło być dostrzeżone, chociaż niepewność powoli rosła mu w piersi, kiedy to pozwalał sobie zajrzeć głębiej w to, co nazywał szczęściem. Wychowywał się jako najmłodszy z szóstki rodzeństwa, samych chłopców, z najmłodszym z nich dzieliło go 5 lat różnicy. Na dobrą sprawę od kiedy tamci pokończyli szkołę, był jedynakiem, dorastając nie brakowało mu niczego, a jeśli było inaczej, zwykle nakłady finansowe kompensowały mu wszystko.
Caden po drugiej stronie lustra poruszył się z własnej woli i mrugnął do niego, na co jego zdegustowany odpowiednik pokręcił tylko głową, ale tamten odwrócił się już i odszedł do czegoś, w czym McLyn rozpoznał niewielką, rozpadającą się chałupkę, znajdującą się niedaleko miejsca, w którym zwykł spędzać wakacje w Brighton. Zawsze lubił sobie wyobrażać, jak większość dzieci, że to jego twierdza i potrafił bawić się tam dniami i nocami, zupełnie puszczając wodze fantazji. Nagle drgnął, gdy w końcu dotarło do niego, o co w tym wszystkim chodzi.
Wolność.
Wychowany jako najmłodszy, więc teoretycznie bez żadnych oczekiwań, a jednak miał wyznaczoną ścieżkę, którą poszli wszyscy jego bracia. Nie przeszkadzało mu to, tak sobie przynajmniej wmawiał, a jednak gdzieś głęboko na dnie jego duszy istniał bunt. Pragnienie, żeby móc wybrać, ba, by móc hodować jednorożce albo gumochłony bez upartego głosu wbijającego mu do głowy, że jest stworzony do innych rzeczy. Głosu, który do złudzenia przypominał mu ojca.
Podsumowanie dotychczasowej nauki w Hogwarcie:
Dorastanie w tak niewyrozumiałej rodzinie jak McLynowie na pewno ciągnie za sobą mnóstwo wymagań i zawyżonych oczekiwań, jednakże jak do tej pory Caden nie wpasował się w szablon ucznia wybitnego. To nie tak, że jego mózg nie jest w stanie poradzić sobie z nadmiarem informacji. Bardziej doskwiera mu brak motywacji i głęboko uzasadniona chęć zbuntowania się przeciwko rodzinie. Gdy jednak faktycznie czymś się zainteresuje potrafi ślęczeć godzinami by wyszukać wszelkie możliwe informacje. Tak oto w czwartej klasie w krew weszło mu zielarstwo (ciekawe dlaczego?) i blisko powiązane eliksiry, głównie przez interesujące efekty działania niektórych mieszanek. Pojedynki, pomimo iż nie są osobnymi zajęciami, również idą mu całkiem dobrze, ale tu raczej gra rolę instynkt samozachowawczy i fakt, że wolałby być jak najlepiej przygotowany na ewentualny atak z zaskoczenia.
Transmutacja, Obrona przed Czarną Magią i Zaklęcia idą mu dwojako, mając lepsze i gorsze momenty, ale nie cieszą się jakimś specjalnym zainteresowaniem w życiu codziennym chłopaka.
Astronomia i Historia Magii natomiast to najlepsze w jego życiu drzemki i nic nie wskazuje na to, że coś ma się zmienić w najbliższym czasie.
Wyniki SUMów:
Zielarstwo – W
Eliksiry – P
Transmutacja – Z
OPCM – P
Zaklęcia - Z
Astronomia – Z
Historia Magii - N
Przykładowy post:
Obiady rodziny McLyn w pełnym składzie zawsze były w pewnym sensie intensywnym wydarzeniem, odbieranym inaczej prawdopodobnie przez każdą z latorośli z imponującej szóstki synów Alexandra i Melissy. Wspomniana dwójka siedziała po obu stronach dużego, dębowego stołu jadalnego, natomiast wspomniane dzieci siedziały w taki sposób, że dwójka najstarszych zazwyczaj zajmowała miejsce po obu stronach ojca, natomiast najmłodsi zajmowali miejsca przy matce. Poszczególni członkowie rodziny nie różnili się zbytnio od siebie: wszyscy ciemnoocy i ciemnowłosi, o ładnych, regularnych rysach. Wszyscy poza Melissą, która była delikatną blondynką z rudymi refleksami i bardzo łagodną, sympatyczną twarzą. Niezliczoną ilość razy Caden - nie znając się za bardzo na genetyce - zastanawiał się jak można wydać na świat aż tyle zupełnie do siebie niepodobnych dzieciaków. Myślał wręcz ze współczuciem, bowiem szczególnie przy okazjach takich jak ta matka wydawała się wyobcowana i odsunięta od reszty, zawzięcie dyskutującej o... Biznesie, pieniądzach i polityce.
Caden natomiast dumał. Ubrany odświętnie, w staromodny, ale idealnie dopasowany frak (którego nie nosił podczas żadnej innej kolacji), z ciemnymi włosami zaczesanymi elegancko (co zdarzało się równie rzadko, szczególnie od momentu, w którym ostatni z jego braci opuścił Hogwart i chłopak mógł w końcu się zrelaksować) i nieobecnym wyrazie twarzy myślał o ostatnim roku szkolnym, z przekorą odczuwając dumę, że jeszcze żyje, jakby to była tylko i wyłącznie jego zasługa. I nie chodzi o to, że się bał, ale zdecydowanie odczuwał dyskomfort na myśl o tym, że może został przypadkowo ukatrupiony wybierając się chociażby na błonia.
-… Dni Kariery Caden? Coś godnego uwagi? - usłyszał głos ojca i w jednym momencie uwaga całego stołu skupiła się na nim. Siedemnastolatek odruchowo wyprostował plecy i odchrząknął. Jedną z rzeczy, których nauczył się w tym domu bardzo szybko, to odwaga podczas takowych przesłuchań oraz nieowijanie w bawełnę. Nikt i tak by tego nie docenił.
- Nie było mnie tam - odparł patrząc na pooraną zmarszczkami, ale jakże podobną do jego własnej twarz Alexandra McLyn. Był on postacią dość barwną, twardym finansistą, bo i świat magiczny miał coś w rodzaju rynku biznesowego, na którym cadenowy ojciec dorobił się całkiem nieźle w ciągu swojej trzydziestoletniej kariery. Szkoda tylko, że zajęło to praktycznie całe jego życie, co w połączeniu z dążeniem do wykreowania jak najlepszego wizerunku jego własnej rodziny poskutkowało zabiciem jakiegokolwiek uczucia względem małżonki. Wszyscy byli tego świadomi. Matka zawsze była niczym otwarta księga, mając wypisaną historię swojego życia na nieco już zmęczonej i zrezygnowanej twarzy. Słabe ogniwo, jak to zwykli ją określać starsi (i na pewno mądrzejsi) bracia.
- Jak to nie – ostro odezwał się najstarszy, Christopher, najbardziej materialistycznie nastawiony ze wszystkich. - Caddy - zaczął protekcjonalnie, na co najmłodszy skrzywił się. - Kiedy ty się w końcu zorientujesz, że nie jesteś już dzieckiem. Oczywiście dostanie staż w Ministerstwie - odwrócił się do ojca. - Gdzieś go wciśniemy, ale byłoby łatwiej, gdyby w ogóle miał jakieś zainteresowania - dodał zupełnie wyłączając Cadena z konwersacji, ale nie było wątpliwości, że ten nie ma wyboru. Najmłodszy McLyn gotował się jednak ze złości i bezsilności, w głowie układając kolejny plan zostania hodowcą gumochłonów, chociażby z przekory. Miał zainteresowania. Lubował się w tym mugolskim ziele, które przypadkowo odkryli z McLeanem.
Nienawidził tego, ale był jednak najbardziej podobny do matki. Sprawy materialne nie interesowały go tak bardzo jak doświadczenia, adrenalina i do pewnego stopnia dobra zabawa. Ale, oczywiście, nikomu nie miał zamiaru się do tego przyznawać, szczególnie w tym gronie.
Rozmowa znów zeszła na biznes i to, jak poszczególne wydarzenia wpływają na ceny i inwestycje, a młody McLyn znów odpłynął do krainy dumania.
Caden James McLyn
Imiona i nazwiska rodziców: Alexander and Melissa McLyn
Data urodzenia: 14 września 1960
Miejsce zamieszkania: Brighton, UK
Status majątkowy: Bogaty
Czystość krwi: mieszana (babka ze strony matki + ktoś w bliższej rodzinie ojca mugolskiej krwi)
Dom w Hogwarcie: Zielony byłby bardzo wskazany
Różdżka: sekwoja i włókno ze smoczego serca, 13 cali, giętka
Wzrost: 187
Waga: 81
Kolor włosów: brązowe
Kolor oczu: brązowe
Bogin: wydziedziczający go ojciec
Amortencja: świeża kawa, gałązki świerku, zapach ogniska
Widok z Ain Eingarp:
W nieco chropowatej, zdecydowanie zakurzonej powierzchni lustra pojawiło się oblicze Cadena. Znał je z resztą bardzo dobrze, należał bowiem do osób, które świadome były wszystkich swoich zewnętrznych zalet. Regularne, dość sympatyczne rysy, usta wykrzywione w lekkim, obojętnym uśmiechu oraz głęboko brązowe oczy, zdradzające, że jakiekolwiek smutki czy problemy nie tknęły jego osoby jak do tej pory. Z całości wprost zionęła pewność siebie osoby, która na ogół nie słyszała odmowy. Nie było w tym jednak nic wyzywającego, gdyż w młodości wlano w niego tyle dobrego wychowania, że miało ono odzwierciedlenie w ruchach, ba, nawet mimice twarzy od czasu do czasu. Zmarszczył lekko gęste, ciemne brwi, wyrażając lekką dezaprobatę co do wyniku tego małego eksperymentu. Toć miał przecież wszystko o czym tylko mógłby zamarzyć, a przynajmniej tak lubił o sobie myśleć.
Z ukrytym triumfem zauważył, że jak do tej pory nic poza jego własnym odbiciem nie mogło być dostrzeżone, chociaż niepewność powoli rosła mu w piersi, kiedy to pozwalał sobie zajrzeć głębiej w to, co nazywał szczęściem. Wychowywał się jako najmłodszy z szóstki rodzeństwa, samych chłopców, z najmłodszym z nich dzieliło go 5 lat różnicy. Na dobrą sprawę od kiedy tamci pokończyli szkołę, był jedynakiem, dorastając nie brakowało mu niczego, a jeśli było inaczej, zwykle nakłady finansowe kompensowały mu wszystko.
Caden po drugiej stronie lustra poruszył się z własnej woli i mrugnął do niego, na co jego zdegustowany odpowiednik pokręcił tylko głową, ale tamten odwrócił się już i odszedł do czegoś, w czym McLyn rozpoznał niewielką, rozpadającą się chałupkę, znajdującą się niedaleko miejsca, w którym zwykł spędzać wakacje w Brighton. Zawsze lubił sobie wyobrażać, jak większość dzieci, że to jego twierdza i potrafił bawić się tam dniami i nocami, zupełnie puszczając wodze fantazji. Nagle drgnął, gdy w końcu dotarło do niego, o co w tym wszystkim chodzi.
Wolność.
Wychowany jako najmłodszy, więc teoretycznie bez żadnych oczekiwań, a jednak miał wyznaczoną ścieżkę, którą poszli wszyscy jego bracia. Nie przeszkadzało mu to, tak sobie przynajmniej wmawiał, a jednak gdzieś głęboko na dnie jego duszy istniał bunt. Pragnienie, żeby móc wybrać, ba, by móc hodować jednorożce albo gumochłony bez upartego głosu wbijającego mu do głowy, że jest stworzony do innych rzeczy. Głosu, który do złudzenia przypominał mu ojca.
Podsumowanie dotychczasowej nauki w Hogwarcie:
Dorastanie w tak niewyrozumiałej rodzinie jak McLynowie na pewno ciągnie za sobą mnóstwo wymagań i zawyżonych oczekiwań, jednakże jak do tej pory Caden nie wpasował się w szablon ucznia wybitnego. To nie tak, że jego mózg nie jest w stanie poradzić sobie z nadmiarem informacji. Bardziej doskwiera mu brak motywacji i głęboko uzasadniona chęć zbuntowania się przeciwko rodzinie. Gdy jednak faktycznie czymś się zainteresuje potrafi ślęczeć godzinami by wyszukać wszelkie możliwe informacje. Tak oto w czwartej klasie w krew weszło mu zielarstwo (ciekawe dlaczego?) i blisko powiązane eliksiry, głównie przez interesujące efekty działania niektórych mieszanek. Pojedynki, pomimo iż nie są osobnymi zajęciami, również idą mu całkiem dobrze, ale tu raczej gra rolę instynkt samozachowawczy i fakt, że wolałby być jak najlepiej przygotowany na ewentualny atak z zaskoczenia.
Transmutacja, Obrona przed Czarną Magią i Zaklęcia idą mu dwojako, mając lepsze i gorsze momenty, ale nie cieszą się jakimś specjalnym zainteresowaniem w życiu codziennym chłopaka.
Astronomia i Historia Magii natomiast to najlepsze w jego życiu drzemki i nic nie wskazuje na to, że coś ma się zmienić w najbliższym czasie.
Wyniki SUMów:
Zielarstwo – W
Eliksiry – P
Transmutacja – Z
OPCM – P
Zaklęcia - Z
Astronomia – Z
Historia Magii - N
Przykładowy post:
Obiady rodziny McLyn w pełnym składzie zawsze były w pewnym sensie intensywnym wydarzeniem, odbieranym inaczej prawdopodobnie przez każdą z latorośli z imponującej szóstki synów Alexandra i Melissy. Wspomniana dwójka siedziała po obu stronach dużego, dębowego stołu jadalnego, natomiast wspomniane dzieci siedziały w taki sposób, że dwójka najstarszych zazwyczaj zajmowała miejsce po obu stronach ojca, natomiast najmłodsi zajmowali miejsca przy matce. Poszczególni członkowie rodziny nie różnili się zbytnio od siebie: wszyscy ciemnoocy i ciemnowłosi, o ładnych, regularnych rysach. Wszyscy poza Melissą, która była delikatną blondynką z rudymi refleksami i bardzo łagodną, sympatyczną twarzą. Niezliczoną ilość razy Caden - nie znając się za bardzo na genetyce - zastanawiał się jak można wydać na świat aż tyle zupełnie do siebie niepodobnych dzieciaków. Myślał wręcz ze współczuciem, bowiem szczególnie przy okazjach takich jak ta matka wydawała się wyobcowana i odsunięta od reszty, zawzięcie dyskutującej o... Biznesie, pieniądzach i polityce.
Caden natomiast dumał. Ubrany odświętnie, w staromodny, ale idealnie dopasowany frak (którego nie nosił podczas żadnej innej kolacji), z ciemnymi włosami zaczesanymi elegancko (co zdarzało się równie rzadko, szczególnie od momentu, w którym ostatni z jego braci opuścił Hogwart i chłopak mógł w końcu się zrelaksować) i nieobecnym wyrazie twarzy myślał o ostatnim roku szkolnym, z przekorą odczuwając dumę, że jeszcze żyje, jakby to była tylko i wyłącznie jego zasługa. I nie chodzi o to, że się bał, ale zdecydowanie odczuwał dyskomfort na myśl o tym, że może został przypadkowo ukatrupiony wybierając się chociażby na błonia.
-… Dni Kariery Caden? Coś godnego uwagi? - usłyszał głos ojca i w jednym momencie uwaga całego stołu skupiła się na nim. Siedemnastolatek odruchowo wyprostował plecy i odchrząknął. Jedną z rzeczy, których nauczył się w tym domu bardzo szybko, to odwaga podczas takowych przesłuchań oraz nieowijanie w bawełnę. Nikt i tak by tego nie docenił.
- Nie było mnie tam - odparł patrząc na pooraną zmarszczkami, ale jakże podobną do jego własnej twarz Alexandra McLyn. Był on postacią dość barwną, twardym finansistą, bo i świat magiczny miał coś w rodzaju rynku biznesowego, na którym cadenowy ojciec dorobił się całkiem nieźle w ciągu swojej trzydziestoletniej kariery. Szkoda tylko, że zajęło to praktycznie całe jego życie, co w połączeniu z dążeniem do wykreowania jak najlepszego wizerunku jego własnej rodziny poskutkowało zabiciem jakiegokolwiek uczucia względem małżonki. Wszyscy byli tego świadomi. Matka zawsze była niczym otwarta księga, mając wypisaną historię swojego życia na nieco już zmęczonej i zrezygnowanej twarzy. Słabe ogniwo, jak to zwykli ją określać starsi (i na pewno mądrzejsi) bracia.
- Jak to nie – ostro odezwał się najstarszy, Christopher, najbardziej materialistycznie nastawiony ze wszystkich. - Caddy - zaczął protekcjonalnie, na co najmłodszy skrzywił się. - Kiedy ty się w końcu zorientujesz, że nie jesteś już dzieckiem. Oczywiście dostanie staż w Ministerstwie - odwrócił się do ojca. - Gdzieś go wciśniemy, ale byłoby łatwiej, gdyby w ogóle miał jakieś zainteresowania - dodał zupełnie wyłączając Cadena z konwersacji, ale nie było wątpliwości, że ten nie ma wyboru. Najmłodszy McLyn gotował się jednak ze złości i bezsilności, w głowie układając kolejny plan zostania hodowcą gumochłonów, chociażby z przekory. Miał zainteresowania. Lubował się w tym mugolskim ziele, które przypadkowo odkryli z McLeanem.
Nienawidził tego, ale był jednak najbardziej podobny do matki. Sprawy materialne nie interesowały go tak bardzo jak doświadczenia, adrenalina i do pewnego stopnia dobra zabawa. Ale, oczywiście, nikomu nie miał zamiaru się do tego przyznawać, szczególnie w tym gronie.
Rozmowa znów zeszła na biznes i to, jak poszczególne wydarzenia wpływają na ceny i inwestycje, a młody McLyn znów odpłynął do krainy dumania.
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach
|
|