Strona 1 z 2 • 1, 2
- Mistrz Labiryntu
Księgarnia Tyrezjasza
Wto Wrz 03, 2013 9:04 pm
Swą nazwę zawdzięcza greckiemu wróżbicie - jasnowidzowi, który cieszy się dużym szacunkiem wśród czarodziei. W owej księgarni znajduje się wiele ciekawych, ale i niebezpiecznych ksiąg.
- Jewgienij Bułhakow
Re: Księgarnia Tyrezjasza
Pon Paź 26, 2015 9:04 pm
Londyn, jakże upragnione przez wielu miasto. Jewgienij jednak nie należał do ludzi, którzy chcieliby się tu znaleźć za wszelką cenę. Gdyby miał wybór, zapewne wybyłby gdzieś, gdzie jest ciepło, a słońce pojawiało się w bardziej radosnej formie niż ta ledwo wychylająca się zza chmur. Mimo to, właśnie tutaj musiał się znajdować. Przebyć długą, męczącą drogę i objąć kolejne ze stanowisk poleconych przez ojca. No i przede wszystkim - dopilnować jednego ze swoich młodszych braci.
Dźwięk dzwonka doczepionego do drzwi rozniósł się po pomieszczeniu, gdy tylko przekroczył jego próg. Nie zwracając uwagi na znajdujących się tam ludzi podszedł do jednej z półek i udawał nieziemsko zaciekawionego pozycjami dotyczącymi Obrony Przed Czarną Magią. Prychnął w duchu i jednym palcem przesuwał po grzbietach ksiąg. Jedne z nich były całkiem nowe, inne zdawały się być trochę starsze. Choć może tylko były na takie stylizowane? Nie był pewien, lecz nie miał zamiaru tracić czasu na zastanawianie się nad tym.
No właśnie, czas. Miał jeszcze kilkanaście minut do umówionej godziny. Spoglądał kątem oka na nadgarstek, by zawiesić wzrok na tarczy zegarka przez dłuższą chwilę. Nie widział Vakela już od... No, od dłuższego czasu. Gdy byli dziećmi często się z niego wyśmiewał, wiedziony tym samym, narastającym we wszystkich Bułhakowach uczuciem - potrzeby poniżania gorszych i słabszych od siebie. A młody Buła był idealnym celem przez szlamowatość swojej matki. Teraz, po wielu latach, Jewgienij spoglądał na to trochę inaczej. Nikt nie był bez skaz, nawet on sam. A jego młodszy brat zaszedł dalej, niż Giena mógł sobie wyobrażać.
Tę chwilę słabości bardzo szybko przegnało uczucie narastającej frustracji. Choć Vakel nie spóźniał się jeszcze, Giena chciał mieć to już za sobą. Nie przywykł do pojawiania się na miejscu spotkania jako pierwszy. To zazwyczaj na niego trzeba było czekać. To on robił wielkie wejścia osoby, która była na tyle ważna, że nikt nie ważył się wyjść przed jego pojawieniem. Robił wokół siebie zawsze sporo szumu, rekompensując tym wszelkie braki, jakie tylko mogły mu doskwierać.
Na chwilę oderwał dłoń od książek i wsadził ręce w kieszenie materiałowych, wyprasowanych na "kant" spodni. Elegancka koszula, a do tego krawat i marynarka. Ciemne, lakierowane buty i okulary na nosie. Cóż, pierwszy raz od wielu tygodni wyglądał jak człowiek. Przynajmniej pozbył się już ciągłego uczucia, że zbiera mu się na wymioty.
Nigdy więcej podróży statkiem.
Nigdy.
Dźwięk dzwonka doczepionego do drzwi rozniósł się po pomieszczeniu, gdy tylko przekroczył jego próg. Nie zwracając uwagi na znajdujących się tam ludzi podszedł do jednej z półek i udawał nieziemsko zaciekawionego pozycjami dotyczącymi Obrony Przed Czarną Magią. Prychnął w duchu i jednym palcem przesuwał po grzbietach ksiąg. Jedne z nich były całkiem nowe, inne zdawały się być trochę starsze. Choć może tylko były na takie stylizowane? Nie był pewien, lecz nie miał zamiaru tracić czasu na zastanawianie się nad tym.
No właśnie, czas. Miał jeszcze kilkanaście minut do umówionej godziny. Spoglądał kątem oka na nadgarstek, by zawiesić wzrok na tarczy zegarka przez dłuższą chwilę. Nie widział Vakela już od... No, od dłuższego czasu. Gdy byli dziećmi często się z niego wyśmiewał, wiedziony tym samym, narastającym we wszystkich Bułhakowach uczuciem - potrzeby poniżania gorszych i słabszych od siebie. A młody Buła był idealnym celem przez szlamowatość swojej matki. Teraz, po wielu latach, Jewgienij spoglądał na to trochę inaczej. Nikt nie był bez skaz, nawet on sam. A jego młodszy brat zaszedł dalej, niż Giena mógł sobie wyobrażać.
Tę chwilę słabości bardzo szybko przegnało uczucie narastającej frustracji. Choć Vakel nie spóźniał się jeszcze, Giena chciał mieć to już za sobą. Nie przywykł do pojawiania się na miejscu spotkania jako pierwszy. To zazwyczaj na niego trzeba było czekać. To on robił wielkie wejścia osoby, która była na tyle ważna, że nikt nie ważył się wyjść przed jego pojawieniem. Robił wokół siebie zawsze sporo szumu, rekompensując tym wszelkie braki, jakie tylko mogły mu doskwierać.
Na chwilę oderwał dłoń od książek i wsadził ręce w kieszenie materiałowych, wyprasowanych na "kant" spodni. Elegancka koszula, a do tego krawat i marynarka. Ciemne, lakierowane buty i okulary na nosie. Cóż, pierwszy raz od wielu tygodni wyglądał jak człowiek. Przynajmniej pozbył się już ciągłego uczucia, że zbiera mu się na wymioty.
Nigdy więcej podróży statkiem.
Nigdy.
- Vakel B. Bułhakow
Re: Księgarnia Tyrezjasza
Pon Paź 26, 2015 9:26 pm
Był zdenerwowany całą tą otoczką i umówionymi z góry spotkaniami. Jakby nie mógł zaproponować kawiarni, pubu, albo przynajmniej ławki w parku nieopodal. Jego brat wybrał cichą księgarnię. Do stu tysięcy... Spojrzał na tarczę zegarka kopertowego, który wyciągnął z kieszeni marynarki i zaklął w duchu, że zjawił się w okolicy tak wcześnie, bo czekanie na spóźnialskiego brata nie było dzisiaj na jego nerwy. Nerwy. To było dobre słowo na podsumowanie gąszczu zawirowań, towarzyszącego Vakelowi od chwili otworzenia oczu o godzinie szóstej dwadzieścia sześć w niemożliwym stresie. Wydawało mu się, że dotychczasowa korespondencja do ojca zaspokajała potrzeby starca, ale najwyraźniej wzbudziła tylko podejrzenia tej starej kłody, bo wysłał do Londynu najwierniejszego poplecznika.
Gienusia, dziedzic rodu, oczko w głowie tatusia. Konfident w dupę walony. Nie, to nie było tak, że młody Bułhakow miał do niego uraz za bycie okładanym po twarzy przynajmniej raz w tygodniu... no dobrze, miał. I nawet teraz, kiedy miał prawie czterdzieści lat na karku nie wspominał tych czasów zbyt dobrze. Zdawał sobie sprawę z tego, że musiał zaakceptować obecny stan rzeczy i pogodzić się z całą rodziną, ale mógł sobie przynajmniej w myślach ponarzekać.
Wszedł do księgarni spokojnym krokiem, po czym rozejrzał się po pomieszczeniu, skinął głową do sprzedawcy i odwrócił spojrzenie w stronę Jewgienija. Nienagannie ubrany, wiecznie roztrzepany i brzydki jak noc. Z satysfakcją minął półkę o jasnowidztwie, gdzie leżało nowiutkie wydanie jego książki, po czym zorientowawszy się, że nie powinno być jej w księgarni dla ludzi o wątpliwej moralności odrobinę zbladł.
A może powinien kupić tutaj prezencik Wittermore? Na pewno ucieszy się z... jego kolejnej książki. To w pewnym stopniu zahaczało o masturbację.
Na przekór sobie podał bratu rękę, chociaż w duszy chciał mu ją trochę wykręcić.
No dalej, przyciągnij do siebie i poklep po plecach.
Zaprowadź na zaplecze i poczęstuj herbatką z bajglem.
Zawsze o jeden krok do przodu, zawsze lepszy.
Wszyscy tacy byli.
Cała rodzina.
Gienusia, dziedzic rodu, oczko w głowie tatusia. Konfident w dupę walony. Nie, to nie było tak, że młody Bułhakow miał do niego uraz za bycie okładanym po twarzy przynajmniej raz w tygodniu... no dobrze, miał. I nawet teraz, kiedy miał prawie czterdzieści lat na karku nie wspominał tych czasów zbyt dobrze. Zdawał sobie sprawę z tego, że musiał zaakceptować obecny stan rzeczy i pogodzić się z całą rodziną, ale mógł sobie przynajmniej w myślach ponarzekać.
Wszedł do księgarni spokojnym krokiem, po czym rozejrzał się po pomieszczeniu, skinął głową do sprzedawcy i odwrócił spojrzenie w stronę Jewgienija. Nienagannie ubrany, wiecznie roztrzepany i brzydki jak noc. Z satysfakcją minął półkę o jasnowidztwie, gdzie leżało nowiutkie wydanie jego książki, po czym zorientowawszy się, że nie powinno być jej w księgarni dla ludzi o wątpliwej moralności odrobinę zbladł.
A może powinien kupić tutaj prezencik Wittermore? Na pewno ucieszy się z... jego kolejnej książki. To w pewnym stopniu zahaczało o masturbację.
Na przekór sobie podał bratu rękę, chociaż w duszy chciał mu ją trochę wykręcić.
No dalej, przyciągnij do siebie i poklep po plecach.
Zaprowadź na zaplecze i poczęstuj herbatką z bajglem.
Zawsze o jeden krok do przodu, zawsze lepszy.
Wszyscy tacy byli.
Cała rodzina.
- Jewgienij Bułhakow
Re: Księgarnia Tyrezjasza
Wto Paź 27, 2015 9:46 pm
Jewgienij, jak zawsze z resztą, nie wyjawił powodu, dla którego mieli spotkać się w księgarni. Rzadko kiedy wybierał jednak miejsca zupełnym przypadkiem, zwłaszcza gdy nie były pubami, w których mógł bez cienia zażenowania zamawiać kolejne trunki i upijać się w samotności. Tym razem jednak był to cichy, spokojny sklep z książkami. Czemu akurat tutaj?
Nerwowość wpisana była chyba w geny każdego Bułhakowa, bo i Gienie nie było do śmiechu. Spotkania z ojcem nie należały do najlepszych, a przecież przebywał z nim dużo więcej niż Vakel. Może i był dziedzicem, oczkiem w głowie, ale to powodowało dodatkową presję, jak by już i tak nie miał na swoich barkach zbyt wiele. Teraz jednak, na szczęście, nie chodziło o Jewgienija, a o jego młodszego brata. Przynajmniej w tej chwili mógł oderwać się od własnych problemów i skupić na tych należących do Vakela. A przede wszystkim, na ich powodowaniu.
W tej samej chwili, w której sobie o tym pomyślał w drzwiach stanął nie kto inny jak młody Bułhakow i podszedł do niego z wyciągniętą ręką. Ach, Giena aż zaśmiał się w środku na sam ten widok. Tyle lat gnębienia małego chłopca nauczyło go wielu jego reakcji. Choć nie dawał nic po sobie poznać, starszy brat wiedział, jak bardzo był znienawidzony. Wiele rzeczy z biegiem czasu zaczęło wyglądać inaczej, ale czy zmieniłby coś w swoim zachowaniu, gdyby mógł?
- Vakelu. - Powiedział ściskając dłoń brata bardzo pewnie i odrobinę zbyt długo. - Dobrze cię widzieć. Ile to już minęło od ostatniego spotkania? - Zapytał, a na ustach pojawił mu się uśmiech. Ani trochę prawdziwy, a gdy przypatrzeć się dłużej - zdecydowanie przerażający. Tak uśmiechać potrafią się tylko popierdoleni.
- Mam nadzieję, że odpowiada ci to miejsce. Mam tu jedną sprawę do załatwienia, potem możemy wybrać się na jakąś herbatkę. Albo drinka. - Zdecydowanie drinka, dodał w myślach wskazując palcem na regał, który wcześniej przykuł jego uwagę. Wodził wzrokiem po każdym tomisku, jakby w poszukiwaniu czegoś konkretnego. Czegoś, czego szukał od lat i jeszcze nie miał okazji znaleźć.
- Opowiadaj więc, co u ciebie. Jak praca? - Mówiąc to ani razu nie spojrzał na Vakela. Marszczył jedynie brwi i robił te swoje chore miny.
Nerwowość wpisana była chyba w geny każdego Bułhakowa, bo i Gienie nie było do śmiechu. Spotkania z ojcem nie należały do najlepszych, a przecież przebywał z nim dużo więcej niż Vakel. Może i był dziedzicem, oczkiem w głowie, ale to powodowało dodatkową presję, jak by już i tak nie miał na swoich barkach zbyt wiele. Teraz jednak, na szczęście, nie chodziło o Jewgienija, a o jego młodszego brata. Przynajmniej w tej chwili mógł oderwać się od własnych problemów i skupić na tych należących do Vakela. A przede wszystkim, na ich powodowaniu.
W tej samej chwili, w której sobie o tym pomyślał w drzwiach stanął nie kto inny jak młody Bułhakow i podszedł do niego z wyciągniętą ręką. Ach, Giena aż zaśmiał się w środku na sam ten widok. Tyle lat gnębienia małego chłopca nauczyło go wielu jego reakcji. Choć nie dawał nic po sobie poznać, starszy brat wiedział, jak bardzo był znienawidzony. Wiele rzeczy z biegiem czasu zaczęło wyglądać inaczej, ale czy zmieniłby coś w swoim zachowaniu, gdyby mógł?
- Vakelu. - Powiedział ściskając dłoń brata bardzo pewnie i odrobinę zbyt długo. - Dobrze cię widzieć. Ile to już minęło od ostatniego spotkania? - Zapytał, a na ustach pojawił mu się uśmiech. Ani trochę prawdziwy, a gdy przypatrzeć się dłużej - zdecydowanie przerażający. Tak uśmiechać potrafią się tylko popierdoleni.
- Mam nadzieję, że odpowiada ci to miejsce. Mam tu jedną sprawę do załatwienia, potem możemy wybrać się na jakąś herbatkę. Albo drinka. - Zdecydowanie drinka, dodał w myślach wskazując palcem na regał, który wcześniej przykuł jego uwagę. Wodził wzrokiem po każdym tomisku, jakby w poszukiwaniu czegoś konkretnego. Czegoś, czego szukał od lat i jeszcze nie miał okazji znaleźć.
- Opowiadaj więc, co u ciebie. Jak praca? - Mówiąc to ani razu nie spojrzał na Vakela. Marszczył jedynie brwi i robił te swoje chore miny.
- Vakel B. Bułhakow
Re: Księgarnia Tyrezjasza
Sob Paź 31, 2015 7:52 pm
Vakel był dziwnym, naprawdę dziwnym człowiekiem. Z jednej strony obawiał się rodziny jak niczego innego, a z drugiej - trzymał się jej obiema rączkami i nie zamierzał puszczać. Czuł wewnętrzny obowiązek przyczyniania się do sukcesu Bułhakowów na skalę światową, co ostatnimi czasy wychodziło mu całkiem nieźle - kariera zawodowa młodziaka rozwijała się prężnie i nieustannie parł w górę, czego nie mogli powiedzieć starsi bracia. Czym jednak były dla nich spoczywające na dnie skarbca monety i uznanie wśród towarzystw naukowych, skoro posiadał tą jedną skazę nieuleczalną.
Był Bułhakowem tylko półkrwi.
W mniej konserwatywnych rodzinach czarodziejów o wiele bardziej szokującym faktem byłaby jawna zdrada żony i wychowywanie przez nią bękarta, a nie samo jego pochodzenie. Tutaj zasady były trochę inne i o wiele bardziej przerażające.
- Cześć, Giena. - odpowiedział spokojnie rosyjskim wyjątkowo czystym, co zważywszy na lata spędzone w Ameryce i Wielkiej Brytanii mogło zadziwiać. Vakel był zakorzeniony wyjątkowo mocno. I wyjątkowo boleśnie.
- Prędzej uwierzę w to, że postanowiłeś zostać baletnicą, niż w zaproszenie na herbatę.
Wypowiedzi te brzmiały wyjątkowo naturalnie, odrobinę zadziornie, a to właśnie mogło wydać się podejrzane. W końcu Vakel nigdy nie sprawiał wrażenie szczególnie "wyluzowanego", a nawet przeciwnie - wydawał się być spięty nawet we własnym domu rozłożony na zakupionej wieki temu kanapie.
- Jest w niej dość... zaskakująco, ale to temat na dłuższą rozmowę. Po co tutaj przyszliśmy?
Był Bułhakowem tylko półkrwi.
W mniej konserwatywnych rodzinach czarodziejów o wiele bardziej szokującym faktem byłaby jawna zdrada żony i wychowywanie przez nią bękarta, a nie samo jego pochodzenie. Tutaj zasady były trochę inne i o wiele bardziej przerażające.
- Cześć, Giena. - odpowiedział spokojnie rosyjskim wyjątkowo czystym, co zważywszy na lata spędzone w Ameryce i Wielkiej Brytanii mogło zadziwiać. Vakel był zakorzeniony wyjątkowo mocno. I wyjątkowo boleśnie.
- Prędzej uwierzę w to, że postanowiłeś zostać baletnicą, niż w zaproszenie na herbatę.
Wypowiedzi te brzmiały wyjątkowo naturalnie, odrobinę zadziornie, a to właśnie mogło wydać się podejrzane. W końcu Vakel nigdy nie sprawiał wrażenie szczególnie "wyluzowanego", a nawet przeciwnie - wydawał się być spięty nawet we własnym domu rozłożony na zakupionej wieki temu kanapie.
- Jest w niej dość... zaskakująco, ale to temat na dłuższą rozmowę. Po co tutaj przyszliśmy?
- Jewgienij Bułhakow
Re: Księgarnia Tyrezjasza
Pon Lis 02, 2015 6:17 pm
Giena bardzo dobrze wiedział, co siedziało w głowie jego młodszego brata. A przynajmniej w tej części dotyczącej spotkań z nim i innymi członkami rodziny. W końcu Jewgienij nie był jedynym, który lubił dokuczać Vakelowi i znęcać się nad nim, gdy wszyscy byli jeszcze dziećmi. Podlotkami, które dopiero miały zacząć naukę w szkole. Potem jednak ich drogi rozeszły się na kilkanaście kierunków i nikogo nie dziwił fakt, że jedyny Bułhakow półkrwi nie spędzał każdej wolnej chwili w ich rodzinnym domu.
Z resztą, cała rodzina spotykała się jedynie w wyjątkowych okolicznościach, podczas świąt i rocznic ważnych dla ojca. Jedynie Jewgienij pozostawał w domu, jak na dziedzica rodu przystało. Po powrocie ze szkoły pracował w kilku miejscach, bardziej jednak przykładano uwagę do jego obecności na spotkaniach ważnych dla Bułhakowów. On sam, prawdę mówiąc, czułby się o niebo lepiej, gdyby na każdym kroku nie czuł wzroku ojca. Bywanie na salonach, rozmowa z innymi i pławienie się w luksusie było bowiem tym, o czym marzył całe swoje życie. I całe życie się do tego przygotowywał.
Teraz jednak był tu, w Anglii. Z dala od swojej ukochanej posiadłości i wszystkiego, co tak dobrze znał. Nie było to pierwsze zadanie, jakie wymagało od niego podróży, jednak sam nie wiedział, po co w ogóle ojciec wysłał go na przeszpiegi. Cokolwiek by nie sądził i mówił o Vakelu, w jego skuteczność raczej nie wątpił.
- O ile jest w niej coś mocniejszego, to i na herbatę dam się namówić. - Powiedział całkiem zaskoczony rosyjskim brata. Usta wykrzywiły mu się w uśmiechu zadowolenia, choć sam nie do końca wiedział, co wprawiło go w tak dobry nastrój. Puścił dłoń Vakela i wrócił do przeglądania półek, jednak gdy nie dostrzegł tego, czego szukał warknął pod nosem. Zaczął się irytować, a to nigdy nie kończyło się dobrze.
- Zaskakująco? No proszę, w takim razie z chęcią wysłucham tej długiej opowieści. Ale może nie tutaj. - Dodał spoglądając na inne regały i pokręcił tylko głową.
- Liczyłem na łut szczęścia, ale niestety nie udało mi się znaleźć tego, po co tu przyszedłem. Ale, ale... - Przerwał, gdy jego wzrok utkwił na dziale dotyczącym jasnowidztwa. Gwizdnął pod nosem i wziął do reki najnowszą książkę Vakela i zaczął ją przeglądać.
- Widzę, że weny twórczej ci nie brakuje. Która to już? - Zapytał kartkując pozycję, by po chwili podnieść wzrok na brata i przeszyć go nim na wylot.
- Chcesz jeszcze na coś spojrzeć, czy idziemy się napić?
Z resztą, cała rodzina spotykała się jedynie w wyjątkowych okolicznościach, podczas świąt i rocznic ważnych dla ojca. Jedynie Jewgienij pozostawał w domu, jak na dziedzica rodu przystało. Po powrocie ze szkoły pracował w kilku miejscach, bardziej jednak przykładano uwagę do jego obecności na spotkaniach ważnych dla Bułhakowów. On sam, prawdę mówiąc, czułby się o niebo lepiej, gdyby na każdym kroku nie czuł wzroku ojca. Bywanie na salonach, rozmowa z innymi i pławienie się w luksusie było bowiem tym, o czym marzył całe swoje życie. I całe życie się do tego przygotowywał.
Teraz jednak był tu, w Anglii. Z dala od swojej ukochanej posiadłości i wszystkiego, co tak dobrze znał. Nie było to pierwsze zadanie, jakie wymagało od niego podróży, jednak sam nie wiedział, po co w ogóle ojciec wysłał go na przeszpiegi. Cokolwiek by nie sądził i mówił o Vakelu, w jego skuteczność raczej nie wątpił.
- O ile jest w niej coś mocniejszego, to i na herbatę dam się namówić. - Powiedział całkiem zaskoczony rosyjskim brata. Usta wykrzywiły mu się w uśmiechu zadowolenia, choć sam nie do końca wiedział, co wprawiło go w tak dobry nastrój. Puścił dłoń Vakela i wrócił do przeglądania półek, jednak gdy nie dostrzegł tego, czego szukał warknął pod nosem. Zaczął się irytować, a to nigdy nie kończyło się dobrze.
- Zaskakująco? No proszę, w takim razie z chęcią wysłucham tej długiej opowieści. Ale może nie tutaj. - Dodał spoglądając na inne regały i pokręcił tylko głową.
- Liczyłem na łut szczęścia, ale niestety nie udało mi się znaleźć tego, po co tu przyszedłem. Ale, ale... - Przerwał, gdy jego wzrok utkwił na dziale dotyczącym jasnowidztwa. Gwizdnął pod nosem i wziął do reki najnowszą książkę Vakela i zaczął ją przeglądać.
- Widzę, że weny twórczej ci nie brakuje. Która to już? - Zapytał kartkując pozycję, by po chwili podnieść wzrok na brata i przeszyć go nim na wylot.
- Chcesz jeszcze na coś spojrzeć, czy idziemy się napić?
- Vakel B. Bułhakow
Re: Księgarnia Tyrezjasza
Pon Lis 02, 2015 11:49 pm
Vakel zaśmiał się tylko, bo brata dobrze znał. Czasami aż za dobrze. Nawet teraz, pomimo upływu ponad dziesięciu lat, w trakcie których widzieli się zaledwie kilka razy - czuł się jak dawniej. Może byli nieco brzydsi, starsi i zapewne oboje przynajmniej o połowę bardziej zgorzkniali, ale wciąż widział w stojącym przed sobą śmierciożercy młodego chłopaka. Gienę. Dziedzica rodu od siedmiu boleści. Najbardziej agresywnego i mściwego człowieka, jakiego kiedykolwiek znał, a podczas swoich podróży miał okazję natknąć się wiele podobnych mu okazów. To była kolejna rzecz, której nie potrafił samodzielnie pojąć, a nie miał zamiaru dzielić się tym z nikim - doszukiwał się w innych, obcych ludziach charakterów znanych mu z rodzinnego domu. Z początku tłumaczył to sobie w sposób najprostszy - tak było mu łatwiej pojąć cudzy sposób rozumowania. Dopiero później dotarło do niego, że próbował tak zastąpić to, co zostawił za plecami. Nie potrafił uciec. Nie mógł tak po prostu zamknąć połowy swojego życia na klucz i żyć daleko, daleko za oceanem. To sięgnęłoby go nawet w grobie. Czuł się, jakby go wytresowali. Każda blizna na ciele przypominała mu nieustannie, że nie może zboczyć z toru. Miał najwięcej powodów do tego, aby zdradzić, a wciąż pozostawał najbardziej wierny ideom, które mu wpojono.
- Zawsze zostawiam woreczek w środku. - powiedział jakby od niechcenia, zdając sobie sprawę z poziomu swojego dowcipu. (A właściwie jego braku.) Uniósł brew widząc, jak braciszek kartkuje prawdopodobnie jedno z najważniejszych dzieł Vakelowego życia. - Z pewnością nie ostatnia. - zamknął mu tomisko w rękach spoglądając prosto w oczy i odłożył je na stojącą za nim półkę. - Nie wiem po co w ogóle ściągałeś mnie do tej księgarni, Giena.
- Zawsze zostawiam woreczek w środku. - powiedział jakby od niechcenia, zdając sobie sprawę z poziomu swojego dowcipu. (A właściwie jego braku.) Uniósł brew widząc, jak braciszek kartkuje prawdopodobnie jedno z najważniejszych dzieł Vakelowego życia. - Z pewnością nie ostatnia. - zamknął mu tomisko w rękach spoglądając prosto w oczy i odłożył je na stojącą za nim półkę. - Nie wiem po co w ogóle ściągałeś mnie do tej księgarni, Giena.
- Jewgienij Bułhakow
Re: Księgarnia Tyrezjasza
Sro Lis 04, 2015 10:18 am
Życie w pewien sposób naznaczyło każdego z nich. Giena dobrze wiedział, że dla swoich braci był tym, któremu poszczęściło się najbardziej. Urodził się pierwszy, miał zostać kolejną głową rodu i nie musiał szukać sobie tak naprawdę celu, który zostałby zaakceptowany przez ojca. Prawdę mówiąc, sam bardzo długo tak właśnie uważał, pławiąc się w swoim tytule dziedzica.
Bycie Bułhakowem oznaczało jednak dążenie do perfekcji, a kto jak nie on znajdował się na pierwszej linii do odstrzału, gdyby popełnił najmniejszy błąd. Musiał być perfekcyjny pod wieloma względami, a do tego było mu daleko. Nic dziwnego, że już w czasach młodości zaczynał wyżywać swoją frustrację na innych, a że padło w szczególności na Vakela - no cóż, każdy z nich miał swoją dawkę nieszczęścia.
Nie należało jednak nigdy zapomnieć, że Giena z nich wszystkich był najbardziej rozpuszczonym, aroganckim i dbającym o swoje chłopaczyną, który wyrósł na mężczyznę bezwzględnego. Nawet teraz, gdy sobie zwyczajnie w świecie plotkował z bratem (bo to był najprawdopodobniej szczyt ich możliwości, jeżeli chodzi o wspólną konwersację) miał w sobie ten chłód, którym obdarzał wszystkich ludzi. Nic dziwnego, że pomimo czterdziestu lat na karku nadal był sam.
- Coś widzę, że Anglia nie służy ani tobie ani twojemu dowcipowi. - Powiedział lustrując go wzrokiem i czując zażenowanie z tak słabego żartu. Wydawało mu się, że kiedyś Vakel był odrobinę zabawniejszy, ale może to przez fakt, iż łatwiej się nad nim znęcało. Wyzywanie go od półszlam i ciągłe nawiązywanie do statusu jego krwi znudziło Gienę jakieś dwadzieścia lat temu i nadal nie znalazł niczego lepszego.
Komentarz o książce przemilczał, nie mając ochoty wchodzić na temat naukowego dorobku Vakela. Nie interesowało go to aż tak bardzo, chociaż dobrze wiedział, że dzięki niemu nazwisko Bułhakow szerzyło się bardziej niż dotychczas. Nawet ojciec był z tego zadowolony, choć oczywiście nigdy nie dał po sobie poznać. Byłoby to ujmą na honorze, czyż nie?
- Miałem takie widzimisię. - Wsadził dłonie w kieszenie i przekręcił oczami stojąc cały czas naprzeciwko brata. - Mam nadzieję, że znasz jakiś dobry lokal z porządnym alkoholem. Nie piłem już od dziesięciu godzin, jeszcze chwila i umrę. - Warknął pod nosem marząc jedynie o tym, by umoczyć usta w życiodajnym płynie.
Bycie Bułhakowem oznaczało jednak dążenie do perfekcji, a kto jak nie on znajdował się na pierwszej linii do odstrzału, gdyby popełnił najmniejszy błąd. Musiał być perfekcyjny pod wieloma względami, a do tego było mu daleko. Nic dziwnego, że już w czasach młodości zaczynał wyżywać swoją frustrację na innych, a że padło w szczególności na Vakela - no cóż, każdy z nich miał swoją dawkę nieszczęścia.
Nie należało jednak nigdy zapomnieć, że Giena z nich wszystkich był najbardziej rozpuszczonym, aroganckim i dbającym o swoje chłopaczyną, który wyrósł na mężczyznę bezwzględnego. Nawet teraz, gdy sobie zwyczajnie w świecie plotkował z bratem (bo to był najprawdopodobniej szczyt ich możliwości, jeżeli chodzi o wspólną konwersację) miał w sobie ten chłód, którym obdarzał wszystkich ludzi. Nic dziwnego, że pomimo czterdziestu lat na karku nadal był sam.
- Coś widzę, że Anglia nie służy ani tobie ani twojemu dowcipowi. - Powiedział lustrując go wzrokiem i czując zażenowanie z tak słabego żartu. Wydawało mu się, że kiedyś Vakel był odrobinę zabawniejszy, ale może to przez fakt, iż łatwiej się nad nim znęcało. Wyzywanie go od półszlam i ciągłe nawiązywanie do statusu jego krwi znudziło Gienę jakieś dwadzieścia lat temu i nadal nie znalazł niczego lepszego.
Komentarz o książce przemilczał, nie mając ochoty wchodzić na temat naukowego dorobku Vakela. Nie interesowało go to aż tak bardzo, chociaż dobrze wiedział, że dzięki niemu nazwisko Bułhakow szerzyło się bardziej niż dotychczas. Nawet ojciec był z tego zadowolony, choć oczywiście nigdy nie dał po sobie poznać. Byłoby to ujmą na honorze, czyż nie?
- Miałem takie widzimisię. - Wsadził dłonie w kieszenie i przekręcił oczami stojąc cały czas naprzeciwko brata. - Mam nadzieję, że znasz jakiś dobry lokal z porządnym alkoholem. Nie piłem już od dziesięciu godzin, jeszcze chwila i umrę. - Warknął pod nosem marząc jedynie o tym, by umoczyć usta w życiodajnym płynie.
- Vakel B. Bułhakow
Re: Księgarnia Tyrezjasza
Pon Lis 09, 2015 9:49 pm
Vakel na krótki moment nie próbował nawet ukryć zdenerwowania, które teraz delikatnie, a jednak niezaprzeczalnie wylało się na twarzy śmierciożercy. Tylko jakie to miało znaczenie, skoro znali się z Jewgienijem na wylot i oczywistym było, że jego brat był świadomy niebezpiecznego napięcia pomiędzy nimi od samego początku? Wreszcie pokręcił głową, przybierając ponownie maskę obojętności i rzekł dość cicho, jakby do siebie:
- Za dużo czasu spędziłem z Miką.
Trzeci znajdujący się aktualnie w Wielkiej Brytanii Bułhakow był niewątpliwie najbardziej zaangażowany we wszystko co się w niej działo. Odnieść się mogło wrażenie, że wisząca w powietrzu wojna wcale mu nie przeszkadzała, a wręcz przeciwnie - silnie opowiadał się za jedną ze stron i chciał walczyć w imię chorych, rodzinnych ideałów. Vakel natomiast nie tyle, co obawiał się idącej za popieraniem Voldemorta śmierci, a uważał za poświęcanie go w obronie łysego rasisty za mocno bezsensowne. Może to dlatego z łatwością przychodziło mu działanie w ukryciu? Możliwość wycofania się w odpowiednim czasie.
Ale kiedyś nadejdzie dzień, w którym będzie musiał się ujawnić. Zniknie ten pozytywny, momentami czarujący nauczyciel numerologii i pojawi się... kto?
On. Prawdziwy on.
Wizja tego wydarzenia przerażała go i podniecała jednocześnie z prawie taką samą intensywnością, co spotkanie po latach. Byli teraz tak blisko siebie, a jeszcze niedawno zdawało się, że mogli się już nigdy nie spotkać.
- Chodź stąd, zanim rozniosę ten regał. - minął Jewgienija i ruszył w stronę drzwi wyjściowych. Znalazłszy się na zewnątrz bez większego zastanowienia odpalił kolejnego papierosa, spoglądając przy okazji na wspomniany wcześniej zegarek kopertowy.
- Pub jest całkiem niedaleko. - poinformował go, odwracając przy tym w jego stronę i wydychając odrobinę dymu.
Nie miał zielonego pojęcia czego Giena oczekiwał od brytyjskiego alkoholu, ale spodziewał się ujrzenia niedługo dość charakterystycznego grymasu niezadowolenia. Opcja stolika na uboczu i posłuchania o tym, co dzieje się aktualnie w rodzinnej posiadłości wydawała się być na tyle kusząca, że postanowił go o tym nie informować. Niezależnie od tego gdzie się znajdował ciągle myślał i śnił o nich. O domu, o ojcu, o Jewgieniju, reszcie braci. Nigdy nie przestał i chyba już nawet nie zamierzał przestać. Pozostało mu się z tym po prostu pogodzić.
- Za dużo czasu spędziłem z Miką.
Trzeci znajdujący się aktualnie w Wielkiej Brytanii Bułhakow był niewątpliwie najbardziej zaangażowany we wszystko co się w niej działo. Odnieść się mogło wrażenie, że wisząca w powietrzu wojna wcale mu nie przeszkadzała, a wręcz przeciwnie - silnie opowiadał się za jedną ze stron i chciał walczyć w imię chorych, rodzinnych ideałów. Vakel natomiast nie tyle, co obawiał się idącej za popieraniem Voldemorta śmierci, a uważał za poświęcanie go w obronie łysego rasisty za mocno bezsensowne. Może to dlatego z łatwością przychodziło mu działanie w ukryciu? Możliwość wycofania się w odpowiednim czasie.
Ale kiedyś nadejdzie dzień, w którym będzie musiał się ujawnić. Zniknie ten pozytywny, momentami czarujący nauczyciel numerologii i pojawi się... kto?
On. Prawdziwy on.
Wizja tego wydarzenia przerażała go i podniecała jednocześnie z prawie taką samą intensywnością, co spotkanie po latach. Byli teraz tak blisko siebie, a jeszcze niedawno zdawało się, że mogli się już nigdy nie spotkać.
- Chodź stąd, zanim rozniosę ten regał. - minął Jewgienija i ruszył w stronę drzwi wyjściowych. Znalazłszy się na zewnątrz bez większego zastanowienia odpalił kolejnego papierosa, spoglądając przy okazji na wspomniany wcześniej zegarek kopertowy.
- Pub jest całkiem niedaleko. - poinformował go, odwracając przy tym w jego stronę i wydychając odrobinę dymu.
Nie miał zielonego pojęcia czego Giena oczekiwał od brytyjskiego alkoholu, ale spodziewał się ujrzenia niedługo dość charakterystycznego grymasu niezadowolenia. Opcja stolika na uboczu i posłuchania o tym, co dzieje się aktualnie w rodzinnej posiadłości wydawała się być na tyle kusząca, że postanowił go o tym nie informować. Niezależnie od tego gdzie się znajdował ciągle myślał i śnił o nich. O domu, o ojcu, o Jewgieniju, reszcie braci. Nigdy nie przestał i chyba już nawet nie zamierzał przestać. Pozostało mu się z tym po prostu pogodzić.
- Jewgienij Bułhakow
Re: Księgarnia Tyrezjasza
Wto Lis 10, 2015 9:26 pm
Pamiętał Vakela, gdy był jeszcze małym chłopcem. Nastolatkiem, któremu na każdym kroku udowadniał, który z nich jest lepszy. Pytanie tylko, komu bardziej chciał to udowodnić - jemu, czy sobie? Niemniej, od tamtych lat minęło bardzo dużo czasu, a oni zdążyli się zmienić. Wychodziło jednak na to, że tylko pozornie. Giena dalej wiedział, jakie emocje wywoływał w Vakelu, a i Vakel wiedział, czego spodziewać się po starszym bracie, który czerpał radość z poniżania i krzywdzenia innych.
Widząc zmianę w zachowaniu młodego Bułhakowa na twarzy Jewgienija pojawił się zalążek uśmiechu - tego krzywego, który nie zapowiadał niczego dobrego. Ach, w takich sytuacjach napięcie między nimi zaczynało jedynie rosnąć, a jego jarało to jeszcze bardziej. I choć nie trwało to długo, bo Vakel szybko przybrał tę typową dla siebie maskę, było już za późno. Giena widział, Giena po prostu wiedział.
- Z pewnością. Ale możemy to naprawić, więcej czasu z najstarszym bratem powinno wystarczyć. - Zaśmiał się pod nosem, zlustrował stojącego przed nim mężczyznę i nie mógł pohamować podekscytowania. Tyle lat minęło, odkąd miał okazję ostatni raz wyżyć swoją frustrację właśnie na nim i musiał przyznać - że nikt nie dostarczał mu takiej rozrywki jak jedyny Bułhakow półkrwi.
Z początku, gdy ojciec wysłał go do Wielkiej Brytanii jedyne o czym myślał to to, jak bardzo tego nie chciał. Wolałby siedzieć w posiadłości i pławić się w luksusie, co jakiś czas wymykając się, by zakosztować życia, tego, które tak bardzo go nęciło. Zapomniał już czasy, w których wszyscy jego bracia mieszkali razem. Zapomniał jak obserwował Vakela, by złapać go akurat w momencie najmniej dla niego spodziewanym. Jak popychał go na ścianę i śmiał mu się prosto w twarz. A teraz stał sobie spokojnie, w księgarni i patrzył w tę właśnie twarz, choć obecnie dużo starszą i bardziej doświadczoną życiem.
Ale czy cokolwiek się tak naprawdę zmieniło? Czy nie był wciąż jego młodym bratem, najsłabszym ogniwem z tych wszystkich, którzy byli pod nim?
Musiał oderwać się od swoich myśli zostawiając wspomnienia za sobą, przynajmniej w tej chwili. Miał do wykonania zadanie, co liczyło się dla niego przede wszystkim. Resztę zostawi na później - gdy już sporządzi list dla ojca i będzie mógł odsapnąć.
- Już za tobą pędzę. - Dodał sarkastycznie i ruszył za Vakelem śmiejąc się w duchu. Ach, sam miewał problemy z agresją i żaden z braci mu w tym nie dorównywał, a jednak... Każdy z nich był na swój sposób mocno popieprzony.
z/t x2
Widząc zmianę w zachowaniu młodego Bułhakowa na twarzy Jewgienija pojawił się zalążek uśmiechu - tego krzywego, który nie zapowiadał niczego dobrego. Ach, w takich sytuacjach napięcie między nimi zaczynało jedynie rosnąć, a jego jarało to jeszcze bardziej. I choć nie trwało to długo, bo Vakel szybko przybrał tę typową dla siebie maskę, było już za późno. Giena widział, Giena po prostu wiedział.
- Z pewnością. Ale możemy to naprawić, więcej czasu z najstarszym bratem powinno wystarczyć. - Zaśmiał się pod nosem, zlustrował stojącego przed nim mężczyznę i nie mógł pohamować podekscytowania. Tyle lat minęło, odkąd miał okazję ostatni raz wyżyć swoją frustrację właśnie na nim i musiał przyznać - że nikt nie dostarczał mu takiej rozrywki jak jedyny Bułhakow półkrwi.
Z początku, gdy ojciec wysłał go do Wielkiej Brytanii jedyne o czym myślał to to, jak bardzo tego nie chciał. Wolałby siedzieć w posiadłości i pławić się w luksusie, co jakiś czas wymykając się, by zakosztować życia, tego, które tak bardzo go nęciło. Zapomniał już czasy, w których wszyscy jego bracia mieszkali razem. Zapomniał jak obserwował Vakela, by złapać go akurat w momencie najmniej dla niego spodziewanym. Jak popychał go na ścianę i śmiał mu się prosto w twarz. A teraz stał sobie spokojnie, w księgarni i patrzył w tę właśnie twarz, choć obecnie dużo starszą i bardziej doświadczoną życiem.
Ale czy cokolwiek się tak naprawdę zmieniło? Czy nie był wciąż jego młodym bratem, najsłabszym ogniwem z tych wszystkich, którzy byli pod nim?
Musiał oderwać się od swoich myśli zostawiając wspomnienia za sobą, przynajmniej w tej chwili. Miał do wykonania zadanie, co liczyło się dla niego przede wszystkim. Resztę zostawi na później - gdy już sporządzi list dla ojca i będzie mógł odsapnąć.
- Już za tobą pędzę. - Dodał sarkastycznie i ruszył za Vakelem śmiejąc się w duchu. Ach, sam miewał problemy z agresją i żaden z braci mu w tym nie dorównywał, a jednak... Każdy z nich był na swój sposób mocno popieprzony.
z/t x2
- Lucille Selwyn
Re: Księgarnia Tyrezjasza
Pon Sie 14, 2017 10:17 pm
Lucille Selwyn miała przykry zwyczaj powtarzania sobie co roku, że już nigdy więcej nie pójdzie na zakupy ze swoim bratem i jak zwykle nie dotrzymała złożonej sobie obietnicy. Tym razem bezpośrednio po wyjściu z kominka w Dziurawym Kotle została zaciągnięta na Nokturn i prędko porzucona dla jakichś szemranych typków.
- Jasne, wrócę za dwie minuty... Czy ja mu wyglądam na idiotkę? - Burknęła do siebie pod nosem, przytupując w miejscu i zerkając w kierunku drzwi do kamienicy, za którymi młodzieniec zniknął.
Ślizgonka nie należała do osób cierpliwych, więc nerwowo wierciła się już po kilku minutach czekania. Dodatkowo nie napawała jej optymizmem myśl, że przypadkowo wpadnie tu na jednego ze swoich nauczycieli. Oczywiście, pewnie nie byłoby wielkim zaskoczeniem dla każdego profesora, który znał jej brata, że i młoda Selwyn zaczęła zaglądać na Nokturn. Mimo wszystko perspektywa tłumaczenia się przed belfrem była jej nie w smak, dlatego postanowiła wejść do jednego ze sklepów, aby zająć się czymś i nie stać na widoku. Za cel obrała sobie chyba najbardziej neutralne miejsce na całej ulicy, czyli księgarnię. Miała szczęście, bowiem nie kręciło się tam zbyt wielu świrów, których na zewnątrz było na pęczki. Bez zastanowienia powędrowała w kierunku działu o truciznach i zaczęła w skupieniu szukać jakiegoś interesującego tytułu. "Cierp ciało, skoroś nie chciało" przykuło jej uwagę. Uśmiechnęła się rozbawiona drobną grą słowną zastosowaną przez autora. Czyżby natrafiła na poradnik pokroju "jak kreatywnie zabić kobietę, która mnie nie chciała"? Jeżeli tak, to zapewne szykowała się interesująca lektura.
- Jasne, wrócę za dwie minuty... Czy ja mu wyglądam na idiotkę? - Burknęła do siebie pod nosem, przytupując w miejscu i zerkając w kierunku drzwi do kamienicy, za którymi młodzieniec zniknął.
Ślizgonka nie należała do osób cierpliwych, więc nerwowo wierciła się już po kilku minutach czekania. Dodatkowo nie napawała jej optymizmem myśl, że przypadkowo wpadnie tu na jednego ze swoich nauczycieli. Oczywiście, pewnie nie byłoby wielkim zaskoczeniem dla każdego profesora, który znał jej brata, że i młoda Selwyn zaczęła zaglądać na Nokturn. Mimo wszystko perspektywa tłumaczenia się przed belfrem była jej nie w smak, dlatego postanowiła wejść do jednego ze sklepów, aby zająć się czymś i nie stać na widoku. Za cel obrała sobie chyba najbardziej neutralne miejsce na całej ulicy, czyli księgarnię. Miała szczęście, bowiem nie kręciło się tam zbyt wielu świrów, których na zewnątrz było na pęczki. Bez zastanowienia powędrowała w kierunku działu o truciznach i zaczęła w skupieniu szukać jakiegoś interesującego tytułu. "Cierp ciało, skoroś nie chciało" przykuło jej uwagę. Uśmiechnęła się rozbawiona drobną grą słowną zastosowaną przez autora. Czyżby natrafiła na poradnik pokroju "jak kreatywnie zabić kobietę, która mnie nie chciała"? Jeżeli tak, to zapewne szykowała się interesująca lektura.
- Catherine Rowle
Re: Księgarnia Tyrezjasza
Wto Sie 15, 2017 11:50 pm
Gdy w końcu udało jej się dostać na ulicę Śmiertelnego Nokturnu, Catherine zwolniła swoje kroki i nieśpiesznie (nie musząc już dłużej mrużyć oczu) rozejrzała się dookoła. Posępna, pozbawiona słonecznego światła (które tak bardzo przeszkadzało jej na Pokątnej) ulica jak zwykle wzbudziła w niej zachwyt. Zachwyt, który Catherine ostudziła niemal w tej samej sekundzie, w której podstępnie zaczął pojawiać się na jej twarzy. Nie mogła (i nie chciała) pozwolić sobie na uśmiech.
Mimo że pełna plugawych mieszańców i zasługujących na eksterminację istot, ulica wciąż była przesiąknięta magią. Magią, która za każdym razem gdy tylko pojawiała się w powietrzu, zapalała w oczach panienki Rowle dwa, intensywne i żywe, choć sprawiające wrażenie nieruchomych, ogniki.
Nieśpiesznie rozglądając się po ponurych (niesamowicie fascynujących!) sklepowych witrynach, decydowała gdzie najpierw powinna postawić swoje kroki. Padło na księgarnię. Skarbnicę wiedzy, a jednocześnie miejsce w którym jej obecność (gdyby ktoś o niej doniósł) nie mogła przyprawić matki o ból głowy.
Wchodząc do środka, zimnym wzrokiem powiodła po sylwetkach stojących przy kasie klientów i pełnym rezerwy skinięciem głowy przywitała się z księgarzem.
Gdy tylko skierowała się w głąb sklepu jej dzień okazał się być jeszcze lepszym niż początkowo planowała Rowle.
- Cześć! - zaczęła, pełnym entuzjazmu (i zaskoczenia, które miało zastępować pytanie ''co ty tutaj robisz'') tonem. Barwa jej głosu niewątpliwie wskazywała na to, że Catherine jest niezmiernie uradowana tym spotkaniem, jednak gdy tylko Selwyn odwróciła się w jej kierunku, głos Rowle na nowo stał się zimny i pusty. - Gdzie zgubiłaś swoje rodzeństwo, Lu? - Użyta w pytaniu liczba mnoga (gdyby tylko się nie kontrolowała) niewątpliwie wywołałaby na na jej bladej twarzy, szeroki, co prawda nieco sadystyczny, ale jednak, uśmiech.
Mimo że pełna plugawych mieszańców i zasługujących na eksterminację istot, ulica wciąż była przesiąknięta magią. Magią, która za każdym razem gdy tylko pojawiała się w powietrzu, zapalała w oczach panienki Rowle dwa, intensywne i żywe, choć sprawiające wrażenie nieruchomych, ogniki.
Nieśpiesznie rozglądając się po ponurych (niesamowicie fascynujących!) sklepowych witrynach, decydowała gdzie najpierw powinna postawić swoje kroki. Padło na księgarnię. Skarbnicę wiedzy, a jednocześnie miejsce w którym jej obecność (gdyby ktoś o niej doniósł) nie mogła przyprawić matki o ból głowy.
Wchodząc do środka, zimnym wzrokiem powiodła po sylwetkach stojących przy kasie klientów i pełnym rezerwy skinięciem głowy przywitała się z księgarzem.
Gdy tylko skierowała się w głąb sklepu jej dzień okazał się być jeszcze lepszym niż początkowo planowała Rowle.
- Cześć! - zaczęła, pełnym entuzjazmu (i zaskoczenia, które miało zastępować pytanie ''co ty tutaj robisz'') tonem. Barwa jej głosu niewątpliwie wskazywała na to, że Catherine jest niezmiernie uradowana tym spotkaniem, jednak gdy tylko Selwyn odwróciła się w jej kierunku, głos Rowle na nowo stał się zimny i pusty. - Gdzie zgubiłaś swoje rodzeństwo, Lu? - Użyta w pytaniu liczba mnoga (gdyby tylko się nie kontrolowała) niewątpliwie wywołałaby na na jej bladej twarzy, szeroki, co prawda nieco sadystyczny, ale jednak, uśmiech.
- Lucille Selwyn
Re: Księgarnia Tyrezjasza
Sro Sie 16, 2017 9:33 pm
Zapewne wszyscy znacie to uczucie, kiedy dzieje się coś, czego bardzo chcieliście uniknąć. Najpierw cało oblewa fala gorąca, która po chwili jest zastąpiona przez lodowate igiełki, które rozchodzą się od czubków palców aż po trzewia. Tego właśnie doświadczyła Lucille Selwyn, kiedy usłyszała za swoimi plecami przesłodzone powitanie. Zamknęła na chwilę powieki i powoli wypuściła powietrze, które uwięzło jej w płucach, a następnie odwróciła się twarzą do Catherine Rowle.
- Hej Cath, co za spotkanie! - Powiedziała, siląc się na firmowy uśmiech, który zdążyła już dokładnie wyćwiczyć. Zawsze się sprawdzał, kiedy niechcący odpływała w trakcie lekcji, przez co nie znała odpowiedzi na zadane przez nauczyciela pytanie.
Słowa, które Lucille usłyszała z ust panienki Rowle były w zasadzie do przewidzenia. Oczywiście jak zwykle była zainteresowana tym łajzą Trevorem, a i udało jej się upchnąć w tym samym zdaniu przytyk odnośnie Arabelli. Mimo że zakuło ją gdzieś w miejscu, w którym powinno znajdować się serce (oczywiście w tym metaforycznym znaczeniu), to nie dała się wyprowadzić z równowagi i jej twarz wyrażała jedynie znużenie.
- Trevor snuje się gdzieś w okolicy, a młoda jak zwykle wyleguje się w ogrodzie. Nie sądzisz, że to dziwne, iż wcale z niego nie wychodzi? Ciągle by tylko spała i spała - rzuciła ironicznie. Nie potrafiła inaczej odpowiedzieć niż jawnym atakiem. Ach, to było takie ślizgońskie!
- Hej Cath, co za spotkanie! - Powiedziała, siląc się na firmowy uśmiech, który zdążyła już dokładnie wyćwiczyć. Zawsze się sprawdzał, kiedy niechcący odpływała w trakcie lekcji, przez co nie znała odpowiedzi na zadane przez nauczyciela pytanie.
Słowa, które Lucille usłyszała z ust panienki Rowle były w zasadzie do przewidzenia. Oczywiście jak zwykle była zainteresowana tym łajzą Trevorem, a i udało jej się upchnąć w tym samym zdaniu przytyk odnośnie Arabelli. Mimo że zakuło ją gdzieś w miejscu, w którym powinno znajdować się serce (oczywiście w tym metaforycznym znaczeniu), to nie dała się wyprowadzić z równowagi i jej twarz wyrażała jedynie znużenie.
- Trevor snuje się gdzieś w okolicy, a młoda jak zwykle wyleguje się w ogrodzie. Nie sądzisz, że to dziwne, iż wcale z niego nie wychodzi? Ciągle by tylko spała i spała - rzuciła ironicznie. Nie potrafiła inaczej odpowiedzieć niż jawnym atakiem. Ach, to było takie ślizgońskie!
- Catherine Rowle
Re: Księgarnia Tyrezjasza
Sob Sie 19, 2017 2:22 am
O tak. Catherine również znała to uczucie. Za każdym razem gdy matka wkładała jej do głowy, że jest damą i że w związku z tym nie powinna zajmować się ani polityką ani pojedynkami, ani nawet eliksirami, Rowle czuła oblewające ją fale gorąca. Czuła je też w pokoju wspólnym na widok Rockers lub któregoś z Nero, czuła je gdy przekraczała progi Wielkiej Sali i gdy McKinnon wpadała na nią na schodach. Cóż. W zasadzie czuła je za każdym razem gdy tylko nachodziła ją ochota na porządne spetryfikowanie kogoś i musiała przyznać, że mimo swojego sceptycznego nastawienia do poddawania się jakimkolwiek emocjom i nastrojom, fale ognia działały obłędnie. Pod ich wpływem niemal każde zaklęcie wychodziło jej bezbłędnie.
- Prawda? Nie spodziewałam się, że Cię tutaj zastanę. Czyżbyś wracała do formy? - Niebezpieczny błysk w oku i niemal niezauważalnie przekrzywiona głowa wskazywały na to, że panienka Rowle żywo zainteresowała się tym tematem. - Bo wiesz - konspiracyjnie zniżyła głos do szeptu - ostatnimi czasy intensywnie pracuję nad swoimi wspomnieniami. Miałam Ci o tym nie mówić, ale skoro sama stanęłaś na mojej drodze... - przerwała, znacząco unosząc brwi. - Myślę, że kilka osób będzie chciało się nimi zająć - dodała już nieco głośniej.
Ach. A więc i Trevor był w pobliżu? Mogłaby przysiąc, że unikał jej od momentu, w którym poprosiła go żeby w końcu zaczęli zajmować się praktyką, a nie, ciekawą bo ciekawą, ale jednak tylko nieefektowną teorią. Przypuszczała, że Selwyn po prostu spanikował, jednak skoro przypadek sprawił, że znaleźli się w tym samym czasie i miejscu to może warto było z nim porozmawiać?
- Tak - przytaknęła, nawijając na palec kosmyk rudych loków - to rzeczywiście bardzo podejrzane. A nie uważasz - zagadnęła niewinnie - że powinnaś wylegiwać się tam razem z nią?
- Prawda? Nie spodziewałam się, że Cię tutaj zastanę. Czyżbyś wracała do formy? - Niebezpieczny błysk w oku i niemal niezauważalnie przekrzywiona głowa wskazywały na to, że panienka Rowle żywo zainteresowała się tym tematem. - Bo wiesz - konspiracyjnie zniżyła głos do szeptu - ostatnimi czasy intensywnie pracuję nad swoimi wspomnieniami. Miałam Ci o tym nie mówić, ale skoro sama stanęłaś na mojej drodze... - przerwała, znacząco unosząc brwi. - Myślę, że kilka osób będzie chciało się nimi zająć - dodała już nieco głośniej.
Ach. A więc i Trevor był w pobliżu? Mogłaby przysiąc, że unikał jej od momentu, w którym poprosiła go żeby w końcu zaczęli zajmować się praktyką, a nie, ciekawą bo ciekawą, ale jednak tylko nieefektowną teorią. Przypuszczała, że Selwyn po prostu spanikował, jednak skoro przypadek sprawił, że znaleźli się w tym samym czasie i miejscu to może warto było z nim porozmawiać?
- Tak - przytaknęła, nawijając na palec kosmyk rudych loków - to rzeczywiście bardzo podejrzane. A nie uważasz - zagadnęła niewinnie - że powinnaś wylegiwać się tam razem z nią?
- Lucille Selwyn
Re: Księgarnia Tyrezjasza
Sob Sie 19, 2017 11:49 am
Czy Lucille wracała do formy? Nie, raczej nie. Faktycznie zaczynała zbierać się do kupy po małej rodzinnej tragedii, jednak w obecności pani Selwyn to było wręcz niemożliwe. Kiedy Lu przebywała w rodzinnym domu, jej matka wręcz snuła się za nią jak duch i obrzucała ją nienawistnymi spojrzeniami. Była gorsza od poczucia winy, ponieważ dało się je zepchnąć gdzieś w głąb umysłu i zająć go czymś innym, a Sophia Selwyn była niemożliwa do odpędzenia we własnym domu. Pocieszające było to, że wakacje z każdym dniem zbliżały się ku nieuchronnemu końcowi, a w Hogwarcie zdecydowanie łatwiej było odpędzić wszelkie natrętne myśli.
Kiedy Catherine dokończyła zdanie, na Lucille spłynęło zrozumienie. Bardzo mocno powstrzymywała się, żeby nie parsknąć śmiechem. Naprawdę panienka Rowle miała zamiar zniżyć się do tego poziomu? Widocznie miała w tym jakiś większy interes, a Selwyn była naprawdę ciekawa jaki.
- Szantaż? Powiem Ci, że nie do końca przemyślałaś skuteczność swojego planu, ponieważ w tym wypadku wspomnienia mogą się okazać bronią obosieczną - przyznała ze spokojem i odstawiła trzymaną w rękach książkę na półkę, po czym hardo spojrzała w oczy rudowłosej. - A nawet gdybyś próbowała przy nich gmerać, żeby się wybielić, to sprytniejszy czarodziej dostrzeże, że są zmodyfikowane - dodała z lekkim uśmiechem.
Z każdym słowem Cath rozmowa robiła się coraz ciekawsza i w sumie Lucille była jej poniekąd wdzięczna, ponieważ ostatnimi czasy miała kontakt jedynie z najbliższą rodziną. Nawet taka forma rozrywki stanowiła przyjemną odmianę.
- Oj, Catherine - zaśmiała się perliście - pod tym względem naprawdę świetnie dogadałabyś się z moją matką, jednak jak sama widzisz selekcja naturalna pod postacią smoczej ospy, zadecydowała za was obie. - Odparła, wzruszając lekko ramionami.
Kiedy Catherine dokończyła zdanie, na Lucille spłynęło zrozumienie. Bardzo mocno powstrzymywała się, żeby nie parsknąć śmiechem. Naprawdę panienka Rowle miała zamiar zniżyć się do tego poziomu? Widocznie miała w tym jakiś większy interes, a Selwyn była naprawdę ciekawa jaki.
- Szantaż? Powiem Ci, że nie do końca przemyślałaś skuteczność swojego planu, ponieważ w tym wypadku wspomnienia mogą się okazać bronią obosieczną - przyznała ze spokojem i odstawiła trzymaną w rękach książkę na półkę, po czym hardo spojrzała w oczy rudowłosej. - A nawet gdybyś próbowała przy nich gmerać, żeby się wybielić, to sprytniejszy czarodziej dostrzeże, że są zmodyfikowane - dodała z lekkim uśmiechem.
Z każdym słowem Cath rozmowa robiła się coraz ciekawsza i w sumie Lucille była jej poniekąd wdzięczna, ponieważ ostatnimi czasy miała kontakt jedynie z najbliższą rodziną. Nawet taka forma rozrywki stanowiła przyjemną odmianę.
- Oj, Catherine - zaśmiała się perliście - pod tym względem naprawdę świetnie dogadałabyś się z moją matką, jednak jak sama widzisz selekcja naturalna pod postacią smoczej ospy, zadecydowała za was obie. - Odparła, wzruszając lekko ramionami.
Strona 1 z 2 • 1, 2
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach