Go down
Vakel B. Bułhakow
Nauka
Vakel B. Bułhakow

Gabinet profesora Bułhakowa - Page 2 Empty Re: Gabinet profesora Bułhakowa

Pią Wrz 04, 2015 6:21 pm
Rzucił jej jeszcze krótkie, acz mocne do widzenia i machnął ręką, gdy opuszczała gabinet. Wreszcie mógł zamknąć drzwi na zamek, westchnąć ciężko i zabrać się za to, w czym Kaylin mu przerwała. Ku jego zdziwieniu skupienie się na kartach stało się wręcz niemożliwe. Idealnie przylizana blond czupryna i błysk w ciekawskim oku skutecznie wryły się w umysł biednego profesora, który teraz ciężko walczył sam ze sobą, żeby wyrzucić dziewczynę z pamięci. To będzie ciężki rok. Albo i trzy lata. Jeszcze nie wiedział jak szybko oswoi się z obecnością krukonki. To mogło stać się już na następnych zajęciach, ale mogło też ciągnąć przez wszystkie kolejne lata, aż wreszcie zniknie pomiędzy drzewami, na jednym z wozów ciągniętych przez testrale. Równie nieświadoma obecności tych stworzeń, co jego zainteresowania. Z jakiegoś powodu czuł się z tą myślą nieswojo, do tego stopnia, że musiał ponownie wstać od stolika i spojrzeć przez okno na przymglone błonia.
Wiedział. Och, jak dobrze wiedział o tym, że jego myśli daleko od biegają od tego, co było mu wolno, ale póki nie opuszczało to sfery myśli... to mógł tworzyć im dowolne scenariusze. To był już koniec roku. Za chwilę wakacje... ochłonie. Nie mógł stracić tej pracy w tak idiotyczny sposób. To do niej przywiodły go wizje i to jej będzie się trzymał. Szkoła Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie będzie jego nowym domem.
Szybkim ruchem zgarnął z biurka brązową marynarkę, przewiesił ją sobie przez ramię i zniknął. Z pomieszczenia jak i z piętra.


[z tematu]
Vakel B. Bułhakow
Nauka
Vakel B. Bułhakow

Gabinet profesora Bułhakowa - Page 2 Empty Re: Gabinet profesora Bułhakowa

Nie Paź 18, 2015 4:58 pm
Dzisiejszy dzień był równie deszczowy co wczorajszy, więc Bułhakow nie planował opuszczania terenu zamku. Korzystając z chwili wolności od nauczycielskich obowiązków - zaszył się w swoim gabinecie i w ciszy chrupał maślane ciasteczka popijane jaśminową herbatką, układając sobie tarota.
Ah, jak rozkosznie.
Śmierciożercy również żywili się maślanymi ciastkami.
Umówił się dzisiaj z Prudence. Prawdę powiedziawszy chciał zaprosić ją na kolację, ale obudziło się w nim racjonalne myślenie - nie znała go na tyle, żeby się zgodzić. Chociaż... przecież mogła, ale po co dodawać ich spotkaniom niezręcznej otoczki, skoro mogli na rozgrzewkę napić się wspólnie herbaty w jego gabinecie.
Kotary były rozsunięte, ale przez całkowite zachmurzenie i jednak dość późną porę do pomieszczenia padało mało światła. Z tego powodu Bułhakow zapalił w pomieszczeniu kilka świec i lampek, które skutecznie wszystko rozjaśniły, a on nie musiał mrużyć oczu przy próbie przeczytania czegokolwiek.
Nie miał pojęcia o której się jej spodziewać, bo nie podał konkretnej godziny, więc po prostu zajmował się sobą. Na wszystko przyjdzie czas. Czas... tak ciężki ostatnio słowo. Kiedyś wydawało mu się, że ma go na wszystko całkiem sporo, a teraz... teraz dopiero widział jak to wszystko wszystko płynie. Życie ulatywało mu przez palce. Czy tak właśnie rozpoczynał się kryzys wieku średniego?
Prudence Grisham
Nauka
Prudence Grisham

Gabinet profesora Bułhakowa - Page 2 Empty Re: Gabinet profesora Bułhakowa

Wto Paź 20, 2015 10:08 pm
Deszcz jest wspaniałym dziełem pogody. To własnie dzięki niemu rośliny mając powód do chłonięcia z ziemi wody, bo nigdy jej nie braknie, strumień i inne zbiorniki wodne nabierają ponownie kształtów, a zwierzęta doznają lekkiego oczyszczenia. Do tego nie da się ukryć, że przez deszcz choć świat staje się szary to otrzymuje również niepowtarzalny klimat - zachęca do przemyśleń lub bezmyślnego wpatrywania się w cokolwiek. Prudence lubiła z zamkowych okien podziwia taki widok, błonia bowiem wyglądają wtedy smutno i cicho, ale są dzięki temu wolne od tłumów dzieciaków i ogólnego zgiełku. Wspaniale jest móc podziwiać coś, co wyzwala w człowieku poczucie obowiązku względem kontemplacji. Każdemu przydałyby się takie chwile do myślenia dla samego myślenia o wszystkim. Deszcz to chwila, gdy wszyscy zostają w swoich domach, czy miejscach pobytu i mają ku temu okazję, a jeśli wychodzą to też czynią podobnie. Deszcz... jest jak przypominajka o tym, by raz na jakiś czas zatrzymać się w pędzącym świecie.
Co nie zmienia faktu, iż na ciastka, herbatę, kolację, spacer, jazdę konną... na wszystko panna Grisham wyszłaby nawet w trakcie przechodzenia tornada, bo na rozmyślania ma od groma czasu, a na kontakty z ludźmi choć ma czas to sposobność jest zdecydowanie mniejsza. Zaproszenia zaś na jakiekolwiek spotkanie się zwyczajnie nie zdarza. Z tego powodu choć bardzo wyczekiwała tej namiastki uaktywnienia się normalności to pragnęła nie wyjść na bardzo spragnioną czyjejś obecności. Wybrała godzinę w miarę stosowną - nie późną, ale też nie wczesną. Był już po obiedzie i uczniowie dawno skryli się w jakiś kątach zaś nauczyciele mieli czas na szukanie ich i męczenie lub wypoczynek.
Dostępność czasu, a także spostrzeżenie, jak nam on ucieka nie oznacza jednak od razu żadnego kryzysu. To chyba po prostu dorośnięcie do tego, że nie jesteśmy nieśmiertelni. Dzieciństwo właśnie wtedy się kończy - gdy dni zaczynają płynąć tak, iż nawet nie wiemy, ile ich utraciliśmy.
Puk, puk. Prudence pozwoliła sobie uchylić drzwi i zajrzeć. Na własne szczęście profesor Bułhakow nie prezentował się, jakby pojawiła się w złą porę. Weszła więc uśmiechając się i siknęła głową na powitanie. Spojrzała potem na moment za okno.
Liczyła na to, że Vakel ma dziś lepszy humor niż łkające chmury na niebie. Czegóż jednak spodziewać się można po kimś, kogo się praktycznie nie zna?
Vakel B. Bułhakow
Nauka
Vakel B. Bułhakow

Gabinet profesora Bułhakowa - Page 2 Empty Re: Gabinet profesora Bułhakowa

Czw Paź 22, 2015 9:55 pm
Lubił zaglądać w przyszłość. Świadomość tego, co miało dopiero nadejść przyprawiała go o dreszcze i odbierała nadzieję na istnienie takich spraw jak wolna wola, a jednocześnie intrygowała. Jeżeli zbytnia ciekawość była pierwszym krokiem do piekła, to czy nie znajdował się w nim już teraz? Nie zdziwiłoby go to wcale. Gdyby ten świat, wszystko co go spotykało miało ostatecznie zawalić się na niego i ukarać za całe zło, które zdążył wyrządzić w swoim i tak dość krótkim, szczególnie jak na czarodzieja, życiu. Może to dlatego zagłębianie się w to coraz bardziej sprawiało, że powoli wypierał pewne wartości i zataczał się w bagnie jakim było samo istnienie istoty zawierającej w sobie tyle sprzeczności. Mimo wszystko wciąż pozostawał szaleńcem ze szklaną kulą, prawda?
Niektórzy mogli by powiedzieć, że mógłby zostać pozytywną postacią w całej tej zagmatwanej na wszelkie sposoby historii, ale czy właśnie nie takie persony, z pozoru pozbawione powodów do siania chaosu posiadały tą mroczną stronę, będącą wynikiem bagażu doświadczeń dźwiganego na karku bez niczyjej pomocy?
To wszystko przypominało mu, że nie miał nikogo. Nigdy nie miał nikogo zdolnego do wypełnienia tej pustki, pełnego przejęcia jego myśli, owinięcia go sobie wokół palca... a wszystko to, co za to uznawał - ostatecznie okazało się być jedynie smutnym kłamstwem.
Doprawdy Vakelu, akurat to mogłeś przewidzieć...
Nie żyłeś przecież od wczoraj, nie byłeś głupcem...
Głupiec. Pierwsza karta, która wylądowała na stole zbiła go odrobinę z tropu. Strasznie nie lubił być zabawką losu, a stawał się nią zdecydowanie zbyt często jak na kogoś pozornie niewartego jakiejkolwiek uwagi. Takie sytuacje naprowadzały go jednak na trop tego, co oko próbowało mu przekazać.
Dziewiątka pucharów. Wywrócił oczami, a na jego twarzy pojawił się dość niejednoznaczny grymas świadczący o zmieszaniu wróżbity.
Koło fortuny. Znów to samo. Bezsensowne, nie dające nic do zrozumienia znaki, łączące się z brakiem jakichkolwiek wizji. Jak, dlaczego, co. Co je blokowało? Dlaczego nie mógł zobaczyć tego co nastąpi, skoro szedł ścieżką swojego przeznaczenia od tak dawna. Śledził swoje cyfry, wiedział, że powinien znaleźć się tu i teraz, ale gdy sięgał po więcej... nicość.
Niewiedza nie doprowadzała go do paniki, ale wciąż wywoływała ogromną frustrację. Przyzwyczaił się do niektórych rzeczy tak mocno, że po ich utracie nie potrafił funkcjonować i nieudolnie próbował znaleźć oparcie w czymkolwiek, co mogło mu je zapewnić.
Czwórka kijów. Przecież był tutaj, był na miejscu. Był w samym centrum zamku, który przywołał go tutaj z innego kontynentu. Dzięki któremu odzyskał kontakt z rodziną, odnalazł choć odrobinę sensu w codzienności. I to wszystko, żeby w snach widzieć szarość? Los, koło fortuny, brak odpowiedzi. To wszystko niszczyło jego światopogląd. Błądził.
Po gabinecie poniosło się ciche westchnienie.
Papieżyca. Tajemnica. Zdążył ledwie zmarszczyć brwi, gdy do jego uszu dotarło delikatne pukanie do drzwi.
- Witaj, Prudence. - powiedział spokojnie w pełni świadom tego, że odpowie mu najwyżej skinieniem głowy, machnięciem ręki, lub spojrzeniem mówiącym więcej niż Bułhakow potrzebował. - Wiem, gabinet nauczycielski nie jest najlepszym miejscem na spotkanie... - wstał z miejsca i przysunął jej dodatkowe krzesło. Czemu nie zrobił tego wcześniej? Może zapomniał, a może zrobił to celowo, żeby mieć jakiś pretekst do zajęcia rąk, kiedy już się pojawi. Ustawione było tak, by widziała go na tle okna i deszczowej pogody, a on ją zaś - wnętrza pomieszczenia. A może powinien zrobić odwrotnie? Po co w ogóle zadawał sobie tyle pytań. - ...masz może ochotę na herbatę?
Woda w stojącym na ogniu czajniczku zaczęła wrzeć. Na samo jej przybycie.
Zabawne. Los naprawdę często lubił płatać mu figle.
Prudence Grisham
Nauka
Prudence Grisham

Gabinet profesora Bułhakowa - Page 2 Empty Re: Gabinet profesora Bułhakowa

Sob Paź 24, 2015 5:58 pm
Czy aby na pewno? Gdzie jest odpowiednie miejsca na spotkania w tym świecie? Miejsca są ponoć nieistotne, a liczą się ludzie. Takie bajeczki są opowiadane. Niczym legendy, które według przyjętej normy posiadają w sobie jakąś prawdę. Znikąd się nic nie bierze, jak mawiają. Dla Prudence od dłuższego czasu istnieje różnica w tym, gdzie się znajduje. Mury szkoły są więzieniem na które daje sobie przyzwolenie i z którego kocha uciekać, jeśli ma bezpieczniejszą okazję ku temu. Z nim jednak chciała spotkać się bez względu na to, gdzie by to miało być. Panna Grisham jest jak duch, którego wszyscy mijają. Niewiele wystarczy, żeby mogła uznać dzień za dobry. Jeden człowiek, chwila rozmowy i szansa na ponowne spotkanie. I nagle świat wydaje się ciekawszy. Choć była lekko poddenerwowana to szła tam z przyjemnością. Coś w jej monotonii zostaje rozbite, pojawia się przeżycie. Nowe doświadczenie. Nigdy nie odwiedzała od tak po prostu człowieka, jeśli nie miała żadnego konkretnego powodu i konieczności, by to uczynić. Aż nagle Los z jakiegoś nieznanego jej powodu przyzwala na to, by mogła się ucieszyć. Dziś nie podstawia jej dla własnej radości nogi, nie spłata figla. Jeszcze nie. Dał jej to - weszła, usiadła i pokiwała głową, że z przyjemnością napije się herbaty bez żadnego większego powodu prócz chęci, by siedzieć właśnie z tym człowiekiem.
Mając nadzieję, że los nie zdecyduje się popsuć tej jednej, maleńkiej szczęśliwej chwili jej życia.
Nie miała bowiem nic przeciwko temu, żeby oglądać człowieka, który zechciał poświęcić jej swój czas na tle deszczu. Natomiast zachciała podzielić się swoimi przemyśleniem.  
To całkiem dobre miejsce. Masz stąd piękny widok - naskrobała na pergaminie, który szybko wyjęła z torby. Zabawne, że nigdy nie rozstawała się z tym całym ekwipunkiem. Gdyby to zrobiła to w ogóle nie miałaby okazji do kontaktu z drugą osobą. Żadnego przekazu. Byłaby zaledwie ciałem. Które zna najbardziej nieużytkowy język migowy. Czarodzieje rzadko mogą pochwalić się jego znajomością. Prudence nie miała przyjemności poznać jakiegokolwiek, który mógłby porozmawiać z nią w ten naturalny dla niej sposób. To prawie jak emigracja do innego kraju bez znajomości języka. Niby jeden znasz, ale tego krajowego już nie, więc gówno Ci to daje. Tym samym nikt Ci nie odpowie.
Chyba, że napiszesz te kilka, kilkanaście słów starannym pismem i podasz komuś. Wtedy masz chociaż iskierkę nadziei na to, iż ktoś udzieli Ci odpowiedzi, nie zignoruje.
Nie zapomni.
Nie ucieknie.
Banalne pragnienia, które żywią tych stęsknionych resztek człowieczeństwa, którego Prudence nie odczuwa już w taki sposób, jak powinna.
Jakby milion lat temu nikt nie nauczył jej, jak być człowiekiem. Mogła być dobra. Tak naprawdę i szczerze. Ale nie jest. Tylko czy brak dobra oznacza natychmiast obecność zła? Czy świat jest rzeczywiście tylko tak podzielony?
Jeśli tak to ta pani profesor musiałaby przyznać, że jest... żadna.
Czyli tak naprawdę jej nie ma. Choć i tak pewnie stwierdziłaby idąc tym tokiem rozumowania, że stworzono z niej potwora. Jak bowiem można być dobrym, jeśli nie uznaje się jego istnienia w dosłownym sensie?
Wszystko takie trudne, skomplikowane... dlatego cudownie móc patrzeć na deszcz za oknem. On po prostu jest i nie oczekuje, iż zostanie zdefiniowany. Nie potrzebny mu opis. To tylko ludzie wymyślili sobie, że muszą mieć wszystko wytłumaczone.
Vakel B. Bułhakow
Nauka
Vakel B. Bułhakow

Gabinet profesora Bułhakowa - Page 2 Empty Re: Gabinet profesora Bułhakowa

Nie Paź 25, 2015 3:34 pm
Spojrzeniem odprowadził ją do biurka, uśmiechając się przy tym serdecznie, po czym zniknął na chwilę za jej plecami w celu przygotowania herbaty.
- Rooibos. Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko temu, że zadecydowałem. - powiedział spokojnie, a sprzed Prudence zniknęły rozłożone wcześniej karty do tarota, aby dać miejsce dość uroczemu zestawowi, w skład którego wchodził imbryczek, dwie filiżanki ze spodeczkami, srebrne łyżeczki i cukierniczka. Osobiście pił herbatki czarne, mocne, bez cukru, ale - przezorny zawsze ubezpieczony. Zastawa była bialutka jak śnieg i połączona wspólnym motywem w postaci wymalowanych ręcznie klepsydr. Można było więc zastanawiać się, czy Bułhakow naprawdę miał aż tak komiczny gust, czy po prostu dostał to wszystko w ramach dowcipnego prezentu, ale skoro zaprezentował to kobiecie, którą najwyraźniej się interesował... to chyba wszystko było na swoim miejscu?
Ciężko jest siedzieć w głowie ludzi jego pokroju.
Usiadł na swoim miejscu, po czym spokojnie odczytał zapisaną mu na kartce wiadomość.
- Oh, to akurat prawda. Za jedną z głównych zalet posiadania gabinetu na siódmym piętrze uważam właśnie widok, który rozciąga się za moimi plecami. - nie wspomniał o tym, bo szczególna wylewność nie leżała w jego stylu, ale naprawdę doceniał Hogwart za przestrzeń do pracy, którą mu stworzył. Zwykle pracował z ruchu - w końcu przenosił się często z miejsca na miejsce, a tutaj... tutaj czuł, że mógłby osiąść na stałe. Był niestety świadom, iż nie to zapisane jest w jego przyszłości.
Mimo wszystko był śmierciożercą. Kiedyś będzie musiał się ujawnić, a nazwisko wesołego, odrobinę szalonego profesora będzie wymawiane z odrobinę większym lękiem niż tym, towarzyszącym wspomnieniu zeszłego zadania domowego z numerologii.
- Przyznam szczerze, że lubię wspominać dawne czasy podczas obserwowania wędrujących po błoniach uczniów. Wszystko wydawało się wtedy łatwiejsze, a problemy... "to jak za ścianą".
Schował karty do szuflady, ostatni raz spoglądając na widniejącego na ich szczycie głupca, po czym zastanowił się, czy właśnie nie powiedział czegoś nieodpowiedniego, ale nie siedział przecież Prudence w głowie.
Prudence Grisham
Nauka
Prudence Grisham

Gabinet profesora Bułhakowa - Page 2 Empty Re: Gabinet profesora Bułhakowa

Nie Paź 25, 2015 7:52 pm
Przeciwko? Prudence aż zastygło serce. Kiedy ktoś ją o to zapytał? A tak, nigdy. Widzicie moi mili, jakie to banalne? Wystarczy jedno zdanie, żeby człowieka zatkało. Nic nie znaczące dla ogółu, ale dla tej konkretnej jednostki będące prawie że symbolem. Vakel żywi nadzieję, że ona się nie oburzy? To w jakiś sposób sprawiało, że miała ochotę uśmiechać się bez końca. Oczywiście odbiór jest w 100% przesadny, ale... kto jej niby zabroni? Nie da się nawet zauważyć, że "zaniemówiła", bo ups, tak się wydarzyło, że już na początku swego życia uciszono ją nad wyraz skutecznie. Koniec końców była zaskoczona dalej tą uprzejmością, która dla mas jest oczywista. Towarzyskie i wymagane formułki kulturalne są jej tak odległe, że prócz podstaw nie ma nic. Wiecie... jak robot zaprogramowany do pewnych rzeczy, pozytywka grająca jedną melodię. Jest miła, uprzejma, raczej taktowna i grzeczna, ale na tyle, na ile została tego wyuczona. Na tyle, by posiedzieć z kimś raz i zniknąć. Cóż, tego człowieka spotyka po raz kolejny i w grę wchodzą nowe zasady o których nigdy nie słyszała. Trudna sprawa. To tak jakby grać w warcaby, kiedy druga gra w szachy. Szybko jednak się opanowała. Nic się wielkiego nie wydarzyło. Przecież to tylko herbata. HERBATA i nic poza tym. Nie da się jednak nie dodać, że w pięknej zastawie. Nawet jeśli ironicznej to Prudence zakochała się w niej bez reszty. Zapomniała nawet, że chciała spytać o tarota. Nie, teraz liczy się coś tak zwykłego i codziennego, jak filiżanki. Takie właśnie rzeczy sprawiają, że można stwierdzić, iż ta profesorka jest dziecinna. Poniekąd jest to nawet prawda. Nigdy nie miała czasu i prawa do bycia dzieckiem, do młodości, zabawy. Tak więc w całej swojej samotności potrzebowała czerpania z czegokolwiek radości. Towarzyszami potajemnych zabaw były przedmioty. W myślach układała ich historie, w jej wyobraźni właśnie doświadczały one przygód tak niezwykłych, iż sami pisarze nie pogardziliby spisaniem ich. Potem gdy trafiła do zamku rozpoczęła opowiadania o zwierzętach. I ludziach, ale to i tak można podciągnąć pod poprzedni punkt. Przypomniała sobie nawet starą zastawę swoich rodziców. Naprawdę bardzo, bardzo starą. Z jakiejś dynastii. Była ważna. Nienawidziła herbatek z niej. Zawsze w duchu modliła się, żeby przypadkiem jej nie rozkruszyć. Wiedziała, że to skończyłoby się ogromną reprymendą. Ludzie Ci ją kochali na swój dziwaczny sposób, ale ich mentalność jest zgodna z ich wiekiem. Wyjątkowo staromodna. Nigdy nie chciała ich zawodzić, a to by się wydarzyło, gdyby naruszyła jakąkolwiek prehistoryczną filiżankę.
Dziś mogła pić z innej w spokoju. Oczywiście nie miała zamiaru żadnej zniszczyć. Chodzi tylko o fakt, iż przy Vakelu nie czuła się tak, jakby jakikolwiek błąd miał sprawić, iż złamie mu serce i zasmuci. A przynajmniej nie będzie robił jej wyrzutów z powodu filiżanki tak, jak jej rodzina potrafiła.
Czyżby więc byli ludźmi podobnego pokroju? Bowiem i w głowie Prudence trudno jest siedzieć.
Hogwart to wyjątkowo piękna klatka. Niby bezpieczniejsza niż świat zewnętrzny, ale gdy utknie się wewnątrz równie, a nawet bardziej niebezpieczna. Spędziła w niej praktycznie całe swoje życie i chociaż czasami ma ochotę zniknąć stamtąd... to zostaje. Głównie dlatego, iż nie ma dokąd pójść, ale zawsze dobrze jest skłamać żeby zabrzmiało to nieco mniej żałośnie i zwyczajnie uznać, iż nie ma sposobności do ucieczki w oficjalnej wersji.
On nie miał tego problemu, prawda? Będą się go bać. Będą pamiętać. A Prudence na zawsze pozostanie duchem. Nikt nie zapamięta dziwnego imienia. Dziwnej istoty pięknej na swój sposób w mizernym wyglądzie, która właśnie wstała na moment, by podać mu zapisaną kartkę. Nie wróciła się jednak. Przystanęła na moment, zastanawiając się, co począć. Było to lekko stresujące. Ta niewiedza, jak powinna się zachować.
Nie uczyłeś się w Hogwarcie, prawda? Jeśli mogę spytać. Nie pamiętam Cię, a wierz mi, że moja pamięć to jedna z nielicznych rzeczy, którym ufam
Karteczki... to naprawdę bolało. Tak bardzo chciałaby prowadzić płynniejszą rozmowę z tym człowiekiem. By nie musiał ciągle czekać na jej odpowiedź. Oczywiście, mogą być dla niego nieistotne, ale... dla Prudence to spotkanie jest jak wygranie ogromnej sumy galeonów dla niektórych. Coś niepowtarzalnego.
Może powiedzieć jej nawet, że jest głupią, nudną i nic nie znaczącą kreaturą, a nie uznałaby to za nieodpowiednie. Panna Grisham chłonie ludzkie teorie, ich uczucia, słowa. Nie ma znaczenie z jaką treścią dla osoby, która uznaje, iż wszyscy są tak samo źli, a zarazem piękni w tym. Jeśli obcy pragnie powiedzieć takie słowa... niech mówi. Prue weźmie je na barki. Od Bułhakowa pewnie zabolałyby w jakimś stopniu negatywne wypowiedzi, ale przyjęłaby je. Na nią można oddać wiele. Nie oceni, nie skreśli.
To dosyć skomplikowane. W ogóle jej mózg. Siedzenie obcych ludzi w jej głowie mogłoby mieć okropne skutki.
Vakel B. Bułhakow
Nauka
Vakel B. Bułhakow

Gabinet profesora Bułhakowa - Page 2 Empty Re: Gabinet profesora Bułhakowa

Nie Paź 25, 2015 8:53 pm
Bułhakow był niesamowicie oczarowany jej delikatną aparycją i w ciszy wpatrywał się, kiedy smukłe rączki kreśliły na kartce kolejne myśli. Podobała mu się taka opcja rozmowy. Nie chciał o tym mówić, nie chciał jej zbytnio słodzić, bo przecież nie o to chodziło, ale... Naprawdę mu się to podobało. Ostrożny dobór słów, czasami nawet ich kreślenie. Zbudowanie całej wypowiedzi tak, aby miała sens w każdej możliwej strony. Sprawiało to jego zdaniem, że słowa wypisane przez Prudence na pergaminie były naprawdę przemyślane i zawierały trafne spostrzeżenia, czego zawodowy pisarz i jasnowidz nie mógł przeoczyć. Oboje byli typami obserwatorów, chociaż Vakelowi zdarzało się niektóre znaki ignorować. Może to przez wizje? Wieczne życie przyszłością, a nie teraźniejszością?
Do głowy Bułhakowa znów dotarła ta mglista wizja, która nie przekazywała mu nic oprócz cichego łkania i tego ogromnego poczucia winy, przelewającego się przez bierne na takie bodźce ciało śmierciożercy. Cóż takiego niosła mu wraz z sobą Prudence Grisham, że O N nie mógł tego przewidzieć? Próbował nawet szklanej kuli. Wszystkiego. Chciał zagłębić się w to kim była, jest i będzie... i to może właśnie dlatego w ostatecznym rozrachunku otrzymywał figę z makiem. Nicość. Czarująca, snująca się jakby bez celu po hogwarckich korytarzach tajemnica, podejrzanie zadowolona z obecności mężczyzny, którego nie znała. Jeszcze. Spokojnie przeczytał treść pergaminu i na jego twarzy znów pojawił się delikatny uśmiech.
- Na moje oko jesteś dobre dziesięć lat młodsza, więc nawet gdybym uczył się w Hogwarcie, to nie mielibyśmy okazji na spotkanie... a jednak masz rację. Ukończyłem Instytut Magii Durmstrang.
Dziesięć lat. Nie przesadził? Raczej nie. Wyglądała młodo. A może to po prostu on czuł się staro? Może to apodyktyczny ojciec, może to śmierć matki, a może to twarda ręka byłej żony? W każdym razie - mógł poszczycić się sporym bagażem doświadczeń, nawet jak na swój wiek. Do grobu się nie wybierał, czarodzieje byli dłużej, ale do dzieciństwa już nie wróci. Może to go tak właśnie bolało? Jego utrata?
Zamiast wykorzystać młodość ślęczał przed książkami i okazjonalnie wyżywał się na rówieśnikach w celu wyładowania frustracji, a dopiero później, kiedy nie miał już nikogo - podróżował.
Uciekał od własnych błędów.
Do czego ty się doprowadziłeś Vakelu, do jakiego stanu...
Gdyby ojciec to zobaczył.
Prudence Grisham
Nauka
Prudence Grisham

Gabinet profesora Bułhakowa - Page 2 Empty Re: Gabinet profesora Bułhakowa

Pon Paź 26, 2015 9:16 pm
Kim była?
Z pewnością nie Prudence Grisham niestety. Cała historyjka z jej przeszłości to dosyć zabawna sprawa. Nic się kupy tak naprawdę nie trzyma, ale z braku potrzeby nigdy nie musiała poszerzać swojej historii o jakieś bardziej szczegółowe fakty. Jedyne, co można powiedzieć o tym, kim była to to, iż miała chwilę w której chciała żyć pełnią życia. Zdobywać, władać, osiągać... a potem puff, szybko udowodniono jej, że niemowa to może najwyżej spróbować pouczyć dzieci w szkole Starożytnych Run. Nawet gdy była uczennicą i również przesiadywała w tym samym zamku pełnym rówieśników była samotna. Poniekąd z wyboru, ale z drugiej strony też przez to, iż nikt nigdy nie chciał wiedzieć, co kryje się za jej tajemniczym uśmiechem i błyskiem w oku.
A jak chciał to... cóż, to nie jest koncert życzeń.
Kim jest?
Szarością, cieniem, duchem, zagadką. Cztery słowa, które bardzo dosadnie określają byt nazywany "Prudence". Cóż więcej dodać? Chyba tylko to, iż tak naprawdę jest, ale jej nie ma. Znane nazwisko, określana jako pedagog w zacnym Hogwarckim gronie tylko dzięki dobroci dyrektora szkoły. Na jej zajęcia przebywa niewielka ilość młodzieży. Ona sama posiedzi w towarzystwie, ale tak naprawdę jest w nim zawsze omijana. Mimo upływu lat nie ma ani jednego przyjaciela. W wolnym czasie studiuje księgi, edukuje uczniów i przesiaduje bezczynnie gdziekolwiek, podziwiając widoki. Obserwuje ludzi, zwierzęta i rzeczy z zamiłowania.
Kim będzie?
Ach! To dopiero pytanie. Przyszłość tak zamazana, że zwyczajnie niemożliwa do poznania. Delikatne, kruche i uczuciowe stworzenie - co z takim można począć? Tak naprawdę wszystko zależy od Losu i jego zachcianek, które przerzucą ją wreszcie w jakieś miejsce. Może ktoś skusi się na pokazanie Prudence świata, którego nie zna? Zaprowadzi tam, gdzie jej dusza jeszcze nie była? W mrok lub w biel? Być może coś ją pochłonie, gdy zawieje mocniejszy wiatr Przeznaczenia.
Albo jej celem jest egzystować i nie być nigdzie? To trudne pytania. Niezależne od niej. Wszystko w jej przyszłości zależne jest od świata zewnętrznego. Jej historia pisana jest przez otoczenie. Ona ewentualnie może numerować strony w tym wszystkim.
Wciąż stali. Profesor Grisham czuła się niezręcznie w tej sytuacji. Jak miała odpowiedzieć? Pergamin i pióro zostało na miejscu, które przed chwilą zajmowała. Pójść do niego od tak po prostu? A może jednak stać dalej i nie odpowiadać? Kulturalne zagadnienia rzeczywiście robią się coraz trudniejsze. Nigdy nie podejrzewałaby, że decyzja o tym, czy usiąść, czy stać może być taka kłopotliwa. W odpowiedzi więc wskazała rok swojego urodzenia.
Pokazała 1 samotny palec, schowała.
Pokazała 9 palców, a potem schowała.
Pokazała 5 palców i przerwała.
Pokazała zero palcami, niczym mugolski znaczek tego, iż coś jest dobre.
A potem obróciła się, zrobiła jeden krok i zatrzymała się, wskazując Vakelowi w kierunku krzesła z pytającym spojrzeniem i uśmiechem, który był jednym z tych ujawniających zdenerwowanie. Miała w głowie sporo rzeczy, które chciałabym mu przekazać, ale tak się składa, że nijak nie może tego zrobić. A przecież to takie fascynujące... szkoła magii inna niż Hogwart. Nie spodziewała się, że nauczycielem może być ktoś z tak odległego miejsca. Tak przesączonego innym systemem.
Szarym system w dodatku.
Vakel B. Bułhakow
Nauka
Vakel B. Bułhakow

Gabinet profesora Bułhakowa - Page 2 Empty Re: Gabinet profesora Bułhakowa

Pon Paź 26, 2015 10:58 pm
Tysiąc dziewięćset pięćdziesiąt.
- Dziewięć lat. Pomyliłem się więc o rok. - stwierdził, gdzieś tam głęboko trochę tym rozczarowany, bo w zgadywaniu radził sobie zwykle całkiem nieźle (chociaż ciężko powiedzieć, że nie oszukiwał), ale w żaden sposób nie okazał tego na zewnątrz. Po prostu odprowadził ją w stronę biurka, odsunął krzesełko i po chwili znalazł się naprzeciw kobiety, ponownie lustrując ją swoim zaciekawionym spojrzeniem. Domyślił się tego, że może zainteresować ją nieco jego życiorys, więc spokojnie czekał na ewentualne pytania. Nie musiał przecież kryć się z tym jaką szkołę ukończył i z czym mu się kojarzyła, a nawet wręcz przeciwnie - posiadanie negatywnych opinii budowało całego człowieka. Ktoś, kto ich nie posiadał... nie żył? Nie istniał? Każdy miał przynajmniej kilka rzeczy lub wspomnień, które kojarzyły mu się najwyżej z druzgocącym rozczarowaniem. - Wstępnie udać się miałem do Koldovstoretzu, ale ojcu się odwidziało. Kapryśny z niego człowiek. - ciągnął, chcąc przerwać ciszę, niezapełnioną żadną karteczką ani skinieniem głowy. Ten sposób rozmowy był ciężki, inny, a jednocześnie pomimo swojej niezręczności zdawał się być Vakelowi naprawdę przyjemny. Przez głowę przeszło mu proste pytanie: czy Prudence znała język migowy? Bo jeżeli tak, to co stało na przeszkodzie temu, aby i on go poznał? I dlaczego w ogóle zakładał, że istniał cień szansy na to, że mogłaby go nie znać? - Długo już uczysz w tej szkole?
Skoro niegdyś była uczennicą Hogwartu, a teraz zasiadała po drugiej stronie biurka... to ile czasu właściwie spędziła na terenie zamku?
Dziewięć lat. Tyle zajęło mu zwiedzenie innego kontynentu.
Dlaczego ciągle czuł się tak niewyobrażalnie staro?
A przecież był młody, ciągle jeszcze młody.
Ostrożnie nalał jej filiżankę herbaty i ustawił obok. Tak, aby nie przeszkadzała w pisaniu. Z doświadczenia wiedział, że jakiekolwiek napoje stojące za blisko ręki, kiedy trzyma się w dłoni pióro mogły nieoczekiwanie zaatakować, a że igrali teraz z wrzątkiem - wolał zachować dodatkową ostrożność. Nie chciał przecież, żeby się poparzyła. Tak wiele mogła osiągnąć ta czysta karta. Jej życie. Wcale nie musiała opuszczać swojej skali szarości. Mogła go przyjąć i trwać, otoczona troską i ochroną człowieka, który był w stanie wybuchnąć i ukruszyć się w każdym momencie, zamieniając życie niewinnej kobiety w istny koszmar.
A może winnej? Winnej czegoś, czego się nie spodziewał?
Musiał obadać ją z każdej strony, poznać. Tego właśnie teraz chciał. Więcej spotkań przy herbacie, liścików i podszeptów, nawet, jeżeli wiązało się to z musem noszenia w portfelu kawałka drewna dla sprawienia Prudence przyjemności. A może się ta runa do czegoś przyda?
W milczeniu nalał herbaty również sobie, po czym przerzucił spojrzenie na ręce nauczycielki, chcąc odczytać to, co zdążyła z siebie wylać. Zwykle częstowała go konkretami, a nie potokiem słów, więc nie spodziewał się w tej kwestii szczególnej odmiany.
Prudence Grisham
Nauka
Prudence Grisham

Gabinet profesora Bułhakowa - Page 2 Empty Re: Gabinet profesora Bułhakowa

Wto Paź 27, 2015 8:28 pm
Znowu na miejscu siedzącym, dzięki Ci Merlinie!
Oj tam znowu negatywnych! Prudence była zachwycona wizją kulturalnego Vakel'a w szkole słynnej z nauczania Czarnej Magii. W jakiś dziwny sposób takie okoliczności pasowały do jej postrzegania tego człowieka. Na białej płachcie ukazała się plama, która wcale według niej nie szpeciła całości, a wręcz przeciwnie, pokazywała, iż on także jest po prostu człowiekiem. Do tego takim, który przeżył coś ciekawego. Instytut ma opinie bardzo mrocznego miejsca, ale równocześnie lokującego się bardzo wysoko, jeśli chodzi o poziom. Jego uczniowie to nie byle kto i trzeba się z nimi liczyć. Dodajmy do tego jeszcze fakt, iż nie trzymają jam dzieci mugolskiego pochodzenia. Ich założenia, kierownictwo szkołą, plany zajęć i system nauczania jest zgodny z bardzo starymi zasadami. Mimo tego, iż wszystko zmierza powolnie do równości to oni pozostali przy swoim. Prudence nie miała wyrobionego zdania w temacie, czy dzieci rodziców niemagicznych powinny się uczyć z magicznymi, czy nie, więc to nie to tak ją zachwycało. Chodzi bardziej o fakt stałości i nauczania wiedzy, której w Hogwarcie nigdy nie miała okazji poznać. Dla kogoś, kto nie uznawał jasnego rozdzielenia dobra i zła jest to kpina. W końcu jeśli "biała" magia wykorzystywana jest do "złych" czynów to czemu nie miałoby to działać w drugą stronę? Taki argument z łatwością przytoczyłaby w dyskusji na ten temat wśród tych wszystkich, którzy wierzą jeszcze, że dobro i zło się od siebie różnią.
Osobiście jednak uznawała za kretynizm rozdzielanie w ten sposób magii. Wszak jest jedna magia i tyle.
A potem z takiego kontrowersyjnego miejsca wychodzi pozornie poukładany mężczyzna i wkracza on do systemu bardzo konkretnego, gdzie ciemność zostaje przykryta przed młodzieżą, jakby wcale nie mieli z nią do czynienia. Bo przecież wcale nikt nie zginął w lesie, na błoniach...
Jakim więc cudem wylądowałeś tutaj? Nie chcę oceniać metod wykorzystywanych w naszym zamku, ale z pewnością są one różne od tych, które miałeś okazję poznać na drodze własnej edukacji. Są bardziej... nakierowane na tylko jedną stronę? - Wow, wow, panno Grisham czyżbyś właśnie próbowała powiedzieć, że miejsce w którym uczysz jest stronnicze? Cóż, nie mylisz się więc bardzo. W końcu zakazuje się tutaj niejako pewnej wiedzy. Którą nota bene i tak uczniowie jakimś cudem zdobywają i wykorzystują nie tak, jak powinni. Przy akompaniamencie błyszczących źrenic podczas podawania tej informacji można by mieć wrażenie, że naprawdę masz z tym problem. Ale... w końcu to prawa, więc czemu by to jakoś specjalnie ukrywać? Nie rozmawiasz przecież z Dumbledorem, a jego i tak raczej w niewielkim stopniu obchodziłby Twój światopogląd. Co, jak co, ale ma on istotniejsze sprawy na głowie niż to, czy napiszesz poemat o sposobie nauczania.
Czasami mam wrażenie, że od zawsze, bo nie pamiętam już czasów, gdy tego nie robiłam - Brutalnie prawdziwe słowa spoczęły na papierze w odpowiedzi na zadane pytanie. Prudence nie mogła określić, kiedy zaczęła. Ciągle był zamek. Pierw żyła w ukryciu, potem wysłano ją do Hogwart'u, a potem niemal natychmiast znowu znalazła się tutaj. W tym miejscu pilnowanie jej wiedzy jest łatwiejsze. Momenty "poza" przestały istnieć.
Bo Prudence jest potencjalnym winowajcom. Wiedza daje wiele możliwości, ale zdecydowanie prowadzi do nieszczęścia. Podzielenie się prawdą o tym, kim jest wystarczyłaby do znienawidzenia jej za lata kłamstw. Świadomość jak wartościową kartą w grze mogłaby być... och tak, skusiłoby to wielu. A tego przecież nie chcemy.
Panna Grisham woli być cieniem niż ładnie przestawianym pionkiem na szachownicy.
Zresztą to przecież ona nie podważała słów ucznia, który mógł wymordować innych na błoniach tylko dlatego, że jeśli tego nie zrobił to skrzywdziłaby go pytaniami w stresującej sytuacji, a jeśli to zrobił to... była pewna, że miał powód. Kolejny dowód na 100% brak umiejętności pedagogicznych w tym ciele. Żadnych wyrzutów sumienia. Żadnego problemu w tym. Bo przecież nikt nie zabija bez powodu, tak?
Żadnego problemu z tym całym fałszem. Pewnie gdyby musiała zrobić coś niemoralnego by uratować swoje życie byłoby tak samo. Żadnych granic i hamulców.
Tak, Prudence jest winna swojego spaczenia. Co gorsza, nie przeszkadza jej życie z nim.
Vakel B. Bułhakow
Nauka
Vakel B. Bułhakow

Gabinet profesora Bułhakowa - Page 2 Empty Re: Gabinet profesora Bułhakowa

Czw Paź 29, 2015 12:20 am
Przeczytał. Milczał chwilę.
Miał mieszane uczucia co do szkoły, do której przyszło mu spędzić młodość, ale przez cały okres swojego życia nie miał okazji do tego, aby się nimi z kimkolwiek podzielić. Roztrząsanie minusów uczęszczania do Durmstrangu uznawał bowiem za wyjątkowo bezsensowne. Większość czarodziejów i tak zdawała sobie sprawę z warunków, którym każdy uczeń szkoły musiał stawić czoła, oraz tego, że wysyłani tam byli tylko uczniowie krwi czystej, pochodzący z rodzin pełnych konserwatystów. Faktycznie otwierała ona umysły na dziedziny magii nieznane programowi Hogwartu, ale jednocześnie zamykała je na świeżość płynącą z zachodu. Bułhakow odczuwał skutki tego, jak zarówno Durmstrang jak i surowe, rodzinne zasady utemperowały go na całe życie - nawet teraz dało się to zauważyć w gestach, ubiorze i postawie. Bułhakow nosił się z dumą. Gigantyczny temperament uwięziony w ciele spokojnego pisarza. To jakby zagłuszyć traktor cichą, ptasią polemiką.
Ręce Vakela od jakiegoś czasu szukały sobie kreatywnego zajęcia i odszukały je w kolorowej kostce leżącej z boku biurka, tuż obok odwróconego w stronę profesora zdjęcia rodzinnego. Układał zabawkę i mieszał na zmianę, nie rzucając na nią okiem nawet na sekundę.
Błyszczące oczy śmierciożercy cały czas obserwowały delikatną twarz panny Grisham, analizując każdą jej część.
- Znalazłem się tutaj czystym przypadkiem. - powiedział bez większego wzruszenia i, o dziwo - zgodnie z prawdą. Jak inaczej nazwać sytuację, w której porzuca się dobrze płatną pracę w ministerstwie dla miernej posady w szkole magii i czarodziejstwa, bo nakazał ci to proroczy sen?
Bułhakow nie pożałował tej decyzji. To, co działo się w Hogwarcie przekroczyło jego najśmielsze oczekiwania i dało łatwą szansę na wkupienie się w łaski apodyktycznego ojca, nie do końca zadowolonego dotychczasowymi osiągnięciami trzeciego syna. Usamodzielnił się już dawno, odkupił swoje winy, starał się myśleć trzeźwo i raz na 500 lat wysyłał list informujący o tym, że nie pożarły go jeszcze czeluście piekielne. Teraz zaś ktoś tam, gdziekolwiek aktualnie przebywał stary piernik, faktycznie zainteresował się jego poczynaniami, a nawet wysłał na przeszpiegi Jewgienija. Jakby dwóch Bułhakowów w Wielkiej Brytanii było liczbą niewystarczającą. - Po powrocie z Ameryki osiadłem na stałe w Londynie, gdzie zająłem się swoimi badaniami... aż pewnego dnia zaproponowano mi posadę nauczycielską. Do objęcia od zaraz, w środku trwającego semestru. Przyznam szczerze, że nawet nie próbowałem ukryć mojego zdziwienia. Oczywiście zdziwienia nie wywołało to, że któryś z profesorów się wykruszył, a raczej to jak się wykruszył.
Vakel był kiepskim detektywem, więc pozostawało mu chłonąć te informacje, które napływały do niego same i przeć do przodu. A może Prudence mogła mu w tym pomóc? Przecież sama właśnie przyznała się do tego, że była tu od zawsze. Obserwowała każde zdarzenie. Jak cień. Duch. Sunęła po korytarzach jakby bez celu i zapamiętywała rzeczy mogące okazać się cennymi. Ale nie potrzebował jej teraz, jeszcze nie teraz.
Nie do tego.
Potrzebował jej tylko i wyłącznie dla siebie, tylko i wyłącznie dla własnej satysfakcji.
- I cóż takiego trzyma cię w tym zamku, Prudence?
Prudence Grisham
Nauka
Prudence Grisham

Gabinet profesora Bułhakowa - Page 2 Empty Re: Gabinet profesora Bułhakowa

Czw Paź 29, 2015 10:20 pm
Nie ma przypadków. To słowo jest dobre dla nudnych, zrezygnowanych i prostackich istot. On zaś taki nie jest. Sam zna tajniki poznawania przeszłości, zdaje sobie sprawę z tego, iż Los to nie tylko jakiś tam ślepy rzut kostką, wyjęta bezsensu karta, odbicie szklanej kuli, które nic nie znaczy. O nie, wszystko to jest niewątpliwie istotne dla tych, którzy patrzą i widzą równocześnie. Inni zaś nie pojmują. Nie wiedzą, że widzenie i patrzenie musi iść razem w parze, bo inaczej nie zadziałają. Czasami zaś są jednostki, które po prostu rodzą się ślepe. Te mają najtrudniej, bowiem naprawdę wierzą w to, iż przypadek rzeczywiście nim jest. Ale my wiemy, że to tak nie działa, czyż nie?
Przeznaczenie pędzi jak wiatr, jest nieuchronne jak śmierć i niewidoczne niczym promieniowe ultrafioletowe. Zorganizowane jest zaś jak wszechświat - nie rozumiemy go, ale ma on swoje własne zasady działania, dzięki którym to wszystko jakoś trzyma się w kupie. Gdyby było inaczej to ludzkie istnienia byłyby ciapką z której nic nie wynika, a tak nie jest. Jedno życie, tworzy kolejne. Z jakiejś przyczyny jedno się kończy, a drugie zaczyna. Los bowiem to ustala tak, jak najlepsza firma na świecie i nigdy nie kończy swojej działalności. To najbardziej opłacalna spółka i chyba najskuteczniejsza, która istnieje. Jej decyzje są nieodwracalne, a jej skutki czujemy natychmiast, a zarazem na dłużej. Magia w najczystszej postaci to właśnie ta nasza przeszłość i przyszłość.
Tak właśnie skończyła tutaj. Z jakiegoś powodu wolała to niż wieczne zamknięcie. Lepiej jej żyć obok ludzi i nie zbliżać się do nich niż być w oddali i nawet ich nie dostrzegać. Masochistyczne. Prawdziwe. Z pewnością nieprzypadkowe.
Cenne informacje... śmierć jakiegoś tam nauczyciela to mało przydatna rzecz. W zamku są ciekawsze sprawy. Chociaż w jakiś sposób powiązane. Wielu uczniów może czekać interesujący los. To z pewnością przykuwa uwagę. Nie jest jednak tak fascynujące, gdy żyje się ze świadomością, że te dzieci straciły już swoją niewinność i nawet łatwiej niż dorośli czarodzieje, mogą Cię sprzątnąć. Wszyscy czują, że coś się zbliża. Nie ma sensu z tym walczyć. Pytanie jakie można sobie zadać to to, czy wszyscy uczniowie są na to gotowi. Niektórzy przecież są jeszcze jak delikatne roślinki - wystarczy dolać za dużo, złe nasłonecznienie... i puff. Znikną. A przecież niektórzy są wyjątkowo piękni. Tylko nikt nie da im szansy rozkwitnąć. Już byli tu tacy.
Zostali wyrwani zanim mieli okazję coś zrobić. W lesie, na błoniach, w murach tego zamku. Niektórzy są w trakcie więdnięcia.
I czeka ich ten sam los, co tych wcześniej wspomnianych. Tylko dlatego, że tak się właśnie to miało skończyć. Przeznaczenie tak zadecydowało.
Skąd wiemy, że tak jest? Cóż, istnienie magii to potwierdza. Jeśli nie byłoby Przeznaczenia to nie istniałoby chociażby Wróżbiarstwo, jak i inne dziedziny zajmujące się odkrywaniem tego, co ma dopiero nadejść.
Fakt, iż poza nim i tak nie mam kogo ani czego szukać - Nie było sensu pisać, że kocha ten zawód i nie wyobraża sobie żyć gdzie indziej. Lubi tam edukować młodzież, interesuje ją to, ale wiadomym jest raczej, że młoda kobieta pragnie czegoś więcej. Jakiegoś szczęścia w szeroko rozumianym tego słowa znaczeniu. Napisanie tych kilku słów mimo tego, że to prawda było skomplikowane. Sama musiała znaleźć na to pytanie odpowiedź, bo nigdy go tak naprawdę nie zadała. Jakim cudem?
Jakim cudem nigdy nie zastanowiła się, czemu nie uciekła, skoro ma taką okazję?
Proste pytania nie zawsze mają jednak proste odpowiedzi.
Vakel B. Bułhakow
Nauka
Vakel B. Bułhakow

Gabinet profesora Bułhakowa - Page 2 Empty Re: Gabinet profesora Bułhakowa

Sob Paź 31, 2015 9:17 pm
Wiele lat swojego życia poświęcił na poszukiwania, ale czego dokładnie szukał? Szczęścia w tym rozpadającym się świecie? Spokoju ducha? Zwiedziłeś kawał globu, Vakelu, ale po co ci to było, do czego się przydało, skoro tyle prawdy odnajdowałeś w słowach kobiety, która spędziła swoje życie w jednym miejscu, otoczona grubymi murami szkoły magii czarodziejstwa?
Prudence Grisham. Czy czasami nie myślała o świecie poza nim? Ile mogłaby zobaczyć, ile odkryć, ile poznać... a jednocześnie tyle stracić. Ale czy na tym nie polegało ich istnienie? Na zyskiwaniu i traceniu, chociaż to drugie zdawało się młodziakowi zapadać w pamięć o wiele łatwiej niż pierwsze.
Wątpił szczerze w to, by utrata czegokolwiek mogła stać się powodem trwania przy Hogwarcie, więc skupił się bardziej na rozmowie, co sprawiło, że zaprzestał zabawy kostką, ale nie odłożył jej na miejsce. Po prostu trzymał ją w dłoniach. Niemowa nie pamiętająca nic oprócz miejsca aktualnego pobytu i jasnowidz widzący wszystko poza tym, gdzie aktualnie się znajdował. Może to dlatego tak strasznie zapragnął ją odkryć i zachować wszystkie trzymane głęboko tajemnice dla siebie.
- Nie masz czego szukać, czy boisz się tego, co możesz odnaleźć? - a mówiąc prościej - boisz się, bo wiesz dokładnie co cię tam czeka? O wiele łatwiej było siedzieć w miejscu i oceniać. Snuć plany i dopowiadać niestworzone historie do losów świata. Jakby otaczające nas zdarzenia nie istniały. Były, ale tam daleko, poza zasięgiem. Nie było więc sensu się nimi przejmować. Nie wszyscy przecież byli stworzeni dla wyższych celów. Niektórzy rodzili się jako dodatki. Ale on taki nie był. Nie chciał taki być. Nie miał zamiaru zostać jednym zdaniem wyciągniętym z kart historii innych. Więc dlaczego szukał właśnie cichej ostoi w swojej burzliwej codzienności?
Los lubił płatać mu figle. Zdawało się nawet, że cała jego osoba została zbudowana na serii niefortunnych zdarzeń, będącymi dziełami czystego przypadku, ale on przecież nie był przypadkiem. Nie mógł być przypadkiem. Wizje przyszłości sprawiały, że znajdował się zawsze dokładnie tam, gdzie powinien. Robił dokładnie to, co chciał. I kończył dokładnie tak... jak zawsze.
Sam.
Z krwią na rękach, czarnym widmem nad głową i coraz bardziej zamgloną przyszłością.
Prudence Grisham
Nauka
Prudence Grisham

Gabinet profesora Bułhakowa - Page 2 Empty Re: Gabinet profesora Bułhakowa

Nie Lis 01, 2015 12:33 pm
A czy da się w ogóle nie myśleć o tym, czego nie posiadamy? Przecież w naturze człowieka jest wypalone wręcz pragnienie przeżywania, doznawania, poznawania tego wszystkiego, co jest dla nas nieosiągalne. Prudence nie jest wyjątkiem. Oczywiście, że marzyła o stanięciu nad przezroczystymi wodami oceanu, spacerach ulicami Wenecji, czy wyprawie w góry. Od właśnie takich prostych rzeczy, aż po te bardziej wymagające. Niebezpieczeństwo jednak, ryzyko do podjęcia jest zbyt duże. Niemowa w wielkim świecie, ograniczona swoim kalectwem? To niemal błaganie o nieszczęście. Dodajmy do tego fakt, iż nie czerpała by z tego takiej przyjemności, jak powinna. Panna Grisham została wyskubana nawet z tych prostych pragnień. Jakby radość nie była jej przeznaczona. Tak niejako jest. Skoro nikt przez tyle lat nawet nie chciał spróbować uczynić ją szczęśliwą to chyba znak, iż nie dla niej to uczucie. Ona ma po prostu trwać. Skrywać tajemnicę i uciekać od życia, by przypadkiem go nie utracić. Nauczono ją tego - dbania o życie, ale nie przeżywania. Tym samym Prudence zaczęła poznawać cudze historie, wspomagać lekko cudze opowieści. Jak duch - pojawia się i znika. I to nawet nie dlatego, że się boi, oj nie.
Strach odgrywał małą rolę w tym przedstawieniu. Problem jest taki, że ta drugoplanowa rola okazuje się w tym spektaklu jedyną, ponieważ nie znaleziono reszty aktorów. Obsada nigdy nie istniała. Skoro zaś nie ma nikogo na scenie to nie ma też publiczności.
Jest tylko nic nie znaczący scenarzysta i strach.
Cisza. Milczenie. Pustka.
Trudno to zrozumieć. Kogoś, kto niby może, ale nie może, chce, ale nie chce. I to nie jest kwestia tego, iż kobieta ma takie właśnie rozterki. Chodzić o coś więcej. O coś, co obecnie jest trudne do wytłumaczenie. Pojęcie innego systemu wartości, czy też niektórzy powiedzieliby, że jego brak, niemówienie, bezwarunkowe zrozumienie wszystkiego. Tego nikt nie chce widzieć.
Ludzie nie wyobrażają sobie, że właśnie ta krew na cudzych rękach może nie mieć żadnego znaczenia. Dlatego Prudence nie ryzykuje, bo nikt nie chce zrozumieć takiego patrzenia. A skoro nie chcą to nawet najpiękniejsze miejsce na Ziemi nie jest warte odwiedzenia, gdyż nigdy nie spotka się tam kogoś innego. Wszyscy wciąż kłamią, że szarość nie istnieje.
Zaśmiała się lekko i natychmiast zagryzła wargę, by się uciszyć. Bać się tego, co można odkryć? Nie, nie można mieć strachu przed nieznanym. Była Krukonka nie potrafiłaby się w ten sposób lękać.
Obawiam się, że świat nie może mnie już niczym zaskoczyć. Wszędzie ludzie są tacy sami, a skoro tak to i oni mnie nie polubią. Może boję się właśnie tego? Że nawet w innym miejscu drugi człowiek okaże się nieprzychylny mi? Chyba nie, Vakelu. To raczej ludzie zaczęliby się bać mnie. Nie rozumieją, że istnieje człowiek, którego przeraża tylko śmierć, a reszta jest zwyczajna. Nie pojęte jest dla nich bycie otwartym na szarość - Bo ludzie właśnie tego nie rozumieją.
Że krew na rękach wcale nie jest jednoznaczna z czernią.
Sponsored content

Gabinet profesora Bułhakowa - Page 2 Empty Re: Gabinet profesora Bułhakowa

Powrót do góry
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach