Go down
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Mistrz Gry

Gabinet Profesora Vincenta Empty Gabinet Profesora Vincenta

Sro Paź 09, 2013 8:15 pm
Kiedy się wchodzi widać naprzeciwko drzwi biurko, nad którym zawieszono obraz rodem z baśni, przedstawiający trzech braci i Śmierć nad nimi z trzema artefaktami; na prawej ścianie ustawiono jeden wielki regał, na którym ułożone w równych rzędach spoczywały książki od nowszych, do wyraźnie starych - było w czym przebierać w tej pokaźniej kolekcji, zaś zaraz za regałem zamknięte, ciemne drzwi, po przeciwnej stronie takie same - prowadzące do łazienki, a zaraz obok nich komoda, na której ktoś ustawił w wazonie uschnięty bukiet z róż, a zaraz pod nim umieszczono szkielet małego smoka, doskonale odtworzony,a może i nawet... prawdziwy? Po lewej stronie od drzwi ustawiony został spory globus-barek stylizowany na stary, a nad nim mapa świata - ta na pewno pamiętała świetlne czasy wieki temu, zachowana chyba cudem, nosząca na sobie puste plamy terenów wtedy jeszcze nieodkrytych, jak Ameryka, czy Australia, oba Bieguny i większa część Azji - trudno by było się rozczytać temu, kto łaciny nie zna, można się jeno domyślać, gdzie wtedy jakie kraje istniały. Na półkach, szafkach, na komodzie, wszędzie znaleźć można było mniej lub bardziej dziwne przedmioty, nasycone większą, lub mniejszą magią... większości aż strach by było dotykać.
Za drzwiami po prawej stronie znajdowała się sypialnia z dużym, dwuosobowym łożem, w której umoszczono kominek, prócz tego szafa garderobiana na ubrania; lewą ścianę, na której po środku kominek się znajdował, ozdobiono wieszając nań bronie - była smukła katana, obok niej wakizashi, szabla z czasów elżbietańskich, emanująca magiczną łuną, półtoraręczna klinga, na której wyryto starożytne runy niewiadomego pochodzenia - co tu dużo mówić, najwyraźniej właściciel miał słabość do... błyskotek.

Gabinet Profesora Vincenta LC7cOhZ
Marcel Blishwick
Oczekujący
Marcel Blishwick

Gabinet Profesora Vincenta Empty Re: Gabinet Profesora Vincenta

Czw Sie 14, 2014 7:15 pm
Marcel Blishwick był trupem. Zmarł w najbardziej nieprawdopodobnych okolicznościach jakie można sobie wyobrazić. Został ugryziony przez wampira na terenie szkoły, w której się uczył. Cóż najwyraźniej takie rzeczy tylko w Hogwarcie. Myślisz, że możesz się spodziewać wszystkiego po tym przedziwnym miejscu, a ono i tak Cię zaskoczy.
A kiedy chłopak się przebudził liczył na to, że jest w niebie, bo chyba nie był zły za życia. Otworzył szeroko oczy i ujrzał przyglądające mu się spod długich czekoladowo brązowych włosów, piwne oczy. Nie tak wyobrażał sobie anioły. Raczej myśląc o nich widział przed oczami jasnowłose istoty o miłych wyrazach twarzy.
-Myślałem, że anioły wyglądają inaczej - Wybełkotał senny i zaczął rozglądać się po pomieszczeniu, w którym się znalazł. Wyglądał jak jeden z gabinetów w Szkole Magii i Czarodziejstwa. A więc jednak żył? To było niemożliwe, nie po tym co się wydarzyło. Do tego rzekomy wysłannik Boga łudząco przypominał jego oprawcę.
Zerwał się gwałtownie na równe nogi w celu ewakuowania się miejsca, w którym znajdował się Vincent. Nie mógł tutaj zostać, nie z nim.
Vincent Nightray
Martwy †
Vincent Nightray

Gabinet Profesora Vincenta Empty Re: Gabinet Profesora Vincenta

Czw Sie 14, 2014 9:34 pm
Ułożył nieprzytomnego na łóżku i rozpalił w kominku - nawet latem było tutaj zimno, w podziemiach, zawsze idealnie ciemno, jeśli nie zraniło się tej kurtyny poblaskiem świecy. Odpowiadało mu to miejsce, a Dumbeldor przecież wiedział,że jesteś wampirem. Powrzucałeś do kamiennej budowli kloce drewna, samym przebłyskiem woli pozwalając, by pochłonął je ogień - żywioł szczególnie dla tych na wpół umarłych śmiertelny. Trochę czasu musi minąć, zanim się obudzi, do rana organizm powinien się na nowo zregenerować, posiadając jeszcze świeżą tkankę do przerobienia - tak oto można było wkroczyć w nowy etap życia... Bardzo wątpliwie przyjemny, jeśli dobrowolnie się do niego nie dostosuje, ale nikt nie mówił, że musiał być katorżniczy..! Wszak po to się życie ma, by z niego czerpać pełnymi garściami!
Pokrzątał się trochę właściciel tej wersji małego mieszkania po swej włości, wziął prysznic, wypił kieliszek wina, aż wreszcie usiadł z książką w dłoni na łóżku, przy Marcelu, spokojnie czekając - mógłby go odnieść do dormitorium, to prawda, zostawić sam na sam ze sobą, ale parę spraw musiało zostać naprostowanych, parę zasad wyjaśnionych... Przecież nikt tutaj nie chciał wszczynać wojny... prawda?
Przewracał kolejne strony, błądząc oczyma po literkach w tym półcieniu, którego mrok rozjaśniany był tylko blaskiem płomieni, ale jemu to jakoś nie przeszkadzało, aż wreszcie po godzinach, które dlań mogłyby być minutami, prędkość oddechu chłopaka zmieniła się, wyraźnie zaczął się budzić - odłożył na bok swój dotychczasowy przedmiot zainteresowania i nachylił nad Ślizgonem - och cóż, to on nie miał miłego wyrazu twarzy..? To takie smutne, a prawie się starał..!
- No proszę, pierwszy zawód na nowej ścieżce życia... - Wymruczał w odpowiedzi wyraźnie rozbawiony tym rozespaniem i dezorientacją, którą sobą prezentował - więc był pewien, że trafi do nieba, tak? Cóż, może i by trafił... Teraz jednak czeka go tylko piekło.
Zerwał się i już ruszył do drzwi, z zamiarem ucieczki, a Ty? Ty nawet nie drgnąłeś, nie próbowałeś nawet go powstrzymać...
- Stój. - Rozległ się rozkaz nieznoszący sprzeciwu... i cóż, biedny Marcel nie mógł się temu sprzeciwić. Nie swemu Stworzycielowi. - Panie Blishwick, prosiłbym o wysłuchanie kilku banalnych faktów, dopiero później podjęcie RACJONALNIEJ, powtarzam: racjonalnej, decyzji odnośnie dwóch możliwości, które panu sprezentuję... - Dopiero teraz wstałeś i zaplotłeś dłonie na plecach, stając przed Marcelem - oaza spokoju, oto, czym byłeś... Przynajmniej powierzchownie. - Zakładam, że posiadasz ten ułamek bystrości, który pozwolił ci już przyjąć do świadomości, że jesteś wampirem, a więc Ja należę do kasty Wampirów Czystej Krwi. - Wszystko po kolei, nigdzie im się nie śpieszy... Nie zwalniał go z rozkazu bezruchu, na razie tak było... wygodniej. - Tak samo zauważyłeś już pewnie, że nie jesteś w stanie oprzeć się od tej chwili moim rozkazom. Wolałbym jednak, byś nie zmuszał mnie do używania ich, chyba się rozumiemy, że tak będzie nam obojgu przyjemniej? - Pstryknął palcami, oddając Marcelowi władzę nad jego ciałem. - Należysz do mnie, panie Blishwick, dobrowolnie się do tego zobowiązałeś, z czym wiążą się zarówno zalety i przywary, o których dowiesz się w swoim czasie... - Mężczyzna obrócił się i podszedł do komody w sypialni, na której stała szkatułka, którą zaraz otworzył i wyciągnął z niej zawieszony na srebrnym łańcuszku szkarłatny kamień, na którym dnie czernią lśnił sygnet rodowy kruka niosącego w szponach różę. - Nie wolno ci się z tym rozstawać... chyba że planujesz z rozpaczy sprzedania duszy diabłu spłonąć na słońcu, wolałbym o tym wiedzieć od razu. - Uśmiechnął się delikatnie, odwracając znów przodem do swego nowego nabytku z lekko uniesioną ręką, na której na jednym palcu zawiesił drogocenną zdobycz.
Marcel Blishwick
Oczekujący
Marcel Blishwick

Gabinet Profesora Vincenta Empty Re: Gabinet Profesora Vincenta

Pon Sie 25, 2014 8:26 pm
Marcel nie był doświadczony w kwestii możliwości wampirów, jednak nigdy nie przypuszczał, że potrafią udaremnić jego plany za pomocą siły woli. Dlatego też poczuł się dość zdezorientowany, gdy jego mięśnie stężały, a on nie mógł zrobić ani jednego kroku w przód. Szczęki zacisnęły się uniemożliwiając odpowiedź, więc stał w bezruchu jedynie słuchając stanowczego, aczkolwiek opanowanego głosu Vincenta. Z każdą chwilą docierało do niego, że coś się w nim zmieniło. Serce jakby biło wolniej, przestał odczuwać zimno, miał wyczulony słuch i węch, a dodatkowo odczuwał coś, czego nie potrafił opisać do tej pory. Było to jakby palenie w trzewiach i ból zębów, połączone z czymś jeszcze.
Z każdą chwilą odnosił wrażenie, że zaczyna rozumieć coraz więcej. Vincent był wampirem, który żywiąc się nim dał mu nieśmiertelność. Teraz sam stał się jednym z Dzieci Nocy, ale wciąż nie potrafił dopuścić tego do wiadomości. Nie mógł wychodzić na słońce, przez co nie miał możliwości opuszczenia dormitorium przed zachodem. Prawdopodobnie pozostała mu tylko ucieczka z tego miejsca, a później ukrywanie się w lasach przed ludzkimi oczami... ale swoją drogą czymś musiał się żywić. Nie miał pojęcia, co zrobić.
Kiedy odzyskał swobodę ruchów, nadal nie miał możliwości odezwania się. Zwyczajnie go zatkało. Przyglądał się tylko wielkimi oczami Vincentowi, dobierając w głowie słowa.
-I to ma mnie ochronić przed słońcem? - Tylko tyle był w stanie wykrztusić w tej chwili. Wszystko to, co usłyszał tego wieczora było absurdalne. Wciąż nie do końca wierzył w zmianę jaka zaszła w jego organizmie. Ciężko jest uwierzyć, że jest się na wpół martwym czarodziejem, podporządkowanym woli innego wampira, a przed promieniami UV chroni cię tylko wisiorek, dlatego bądźcie wyrozumiali dla Marcela.
Vincent Nightray
Martwy †
Vincent Nightray

Gabinet Profesora Vincenta Empty Re: Gabinet Profesora Vincenta

Wto Sie 26, 2014 3:14 pm
Wszystko to było nowe i do wszystkiego musiał się przyzwyczaić, Vincent wiedział o tym doskonale, Marcel nie był pierwszą istotą, którą przemienił... i na pewno nie był też ostatnią - był jedynym prawdopodobnie, który mógł teraz dopilnować spraw wampirów na tym padole, dopóki nie poznajduje pozostałych, dumnych przedstawicieli tej rasy, a na razie... na razie zadowalał się tym, co jest... przynajmniej powierzchownie. Wszak już raz w pojedynkę zwojował ten świat, świat magii, więc czemu teraz miałoby być inaczej? Ponieważ ludzie już wiedzieli, że jest coś takiego, jak "wampir", którego włożyli między legendy?
- To jedynie sprawi, że na nim nie spłoniesz. Nadal będzie cię osłabiać. - Podniósł rękę Marcela i opuścił na jego dłoń łańcuszek - przecież nie zostawiłby swojego dziecka bez tak cennej rzeczy, czyż nie? - Dawkuj początkowo słońce, jednak zapewniam Cię, że przy prawidłowym odżywianiu nie będzie ci ono mocno wadziło... po pewnym czasie. - Wszystko było kwestią przyzwyczajenia, co dla nich nie było żadnym problemem - przecież mieli całą wieczność!
Demon wyciągnął dłoń, by ująć w palce podbródek Marcela i unieść go, lekko sam zaś się nachylił - teraz mieli oczy niemal na tym samym poziomie - uczeń i Jego Mistrz - przejechał paznokciem kciuka po jego policzku, pozostawiając białą rysę, jednak nie przeciął skóry, która tylko pozornie wydawała się twarda i niezniszczalna.
- Dam Ci wybór po raz drugi. Możesz być mi wierny i zyskać wiele, lub próbować się mi sprzeciwić... - Nie dokończył ostatniego zdania, zawieszając je w powietrzu i pozostawiając je wyobraźni stojącego przed nim ucznia - cisza czasem była bardziej klarowna niż tysiąc słów... Bo tak się składało, że Vincent nie tolerował nieposłuszeństwa, zdrady... Niech minimalna dawka honoru coś jeszcze znaczy w tym świecie... przynajmniej dopóki Władca Nocy miał na to nastrój.
Podniosłeś dłoń, zsuwając palce z ciała Marcela, kierując ją do swojej szyi, by zrobić nań głębsze nacięcie, z którego natychmiast kropla krwi popłynęła w kierunku obojczyka.
- Chodź. - Wyciągnął jedno ramię i odchylił głowę - enigmatyczny uśmieszek, oj tak, to doskonale do niego pasowało.
Marcel Blishwick
Oczekujący
Marcel Blishwick

Gabinet Profesora Vincenta Empty Re: Gabinet Profesora Vincenta

Wto Sie 26, 2014 4:48 pm
Chłopak przez kilka sekund przyglądał się podarunkowi od Vincenta. Nie potrafił uwierzyć, że tak drobny przedmiot może go uchronić przed spłonięciem na słońcu, ale coś sprawiło, że potrafił zaufać czarodziejowi, który przemienił go w to coś. Dlatego po chwili wahania założył na szyję łańcuszek i przeniósł wzrok na mężczyznę.
-Dziękuję - Powiedział niepewnie i zmarszczył lekko brwi, gdy usłyszał : "po pewnym czasie". Zapewne teraz miał cały szmat czasu, żeby przyzwyczaić się... w zasadzie to do wszystkiego. Trochę przerażała go perspektywa wieczności, która w wieku szesnastu lat była tak odległa.
Vincent miał bez wątpienia nieprawdopodobny talent do onieśmielania Marcela. Za każdym razem, gdy nadto się zbliżał, chłopak miał ochotę odsunąć się i uciec wzrokiem. Ale resztki godności sprawiały, że stał w miejscu i nadal z odwagą patrzył mu w oczy. A długie palce trzymające go za podbródek rozpraszały tylko trochę.
-Już podjąłem decyzję i nie zmienię jej - Odpowiedział spokojnie, chociaż w rzeczywistości wciąż nie był pewien tego, co mówi. Chociaż intuicja mówiła mu, że nawet gdyby teraz odszedł, to za jakiś czas by wrócił. Potrzebował kogoś, kto go wprowadzi w nowe "życie".
Gdy towarzysz rozciął skórę na szyi, przyglądał się jak zahipnotyzowany strużce krwi spływającej po jego bladej skórze. Marcel nie dał się długo namawiać i już po kilku sekundach przybliżył się do wampira jeszcze bardziej. Odgarnął czekoladowo brązowe kosmyki włosów gdzieś na bok, a wargami przejechał wzdłuż szkarłatnego śladu na szyi. Po chwili, gdy już jego usta znalazły się na wysokości rozcięcia, zaczął powoli pić krew, uważając na to aby nie spożyć jej zbyt dużo. Kiedy uznał, że powinien przestać, odsunął się twarzą, jednak ciałem pozostał w tym samym miejscu.
-Nie przesadziłem? - Zapytał z trwogą wypisaną w stalowoszarych oczach, a po podbródku spływała mu kropla ciemnoczerwonej cieczy.
Vincent Nightray
Martwy †
Vincent Nightray

Gabinet Profesora Vincenta Empty Re: Gabinet Profesora Vincenta

Sro Sie 27, 2014 7:35 pm
Objął ramieniem chłopaka, by przytrzymać go przy sobie, kiedy ten się przybliżył i przymknął oczy - kontent? Śmiało można było tak właśnie określić stan, w jakim się znalazł, niezdrowe zadowolenie - wszystko to było bliskie prawdy i równało do niej, przysłaniając uczucie bliskie ekstazy, w której zadowolenie rosło do niebezpiecznie wysokiego poziomu, w którym samoświadomość boskości wręcz zniewalała... Tak, oskarżcie go, że ma zbyt wysokie ego, jednak potem podajcie mi choćby jeden powód, dla którego miałby takowego nie posiadać - gdzie wrogowie, którzy mieliby mu zagrozić? Gdzie świat, do którego praw musiałby równać? Wszystko ograniczało się do jego widzi-mi-się i tego, kiedy postanowi znowu odejść, zapaść w długi, spokojny sen, kiedy już zatroszczy się o parę spraw na tym padole. Padole, który należał do Niego... Tego, którego ongiś ozwano samą Śmiercią.
Trzymałeś lekko Marcela przy sobie, pozwalając mu cieszyć się pożywną krwią przepełnioną mocą - bardziej pożywną, bardziej doskonałą, niż jakakolwiek na świecie - czystszej nie posiadała żadna istota, wszak z tego słynęły wampiry - z krwi równej mocy jednorożcowej. Rozchyliłeś lekko powieki, ugryzienie nie nastąpiło, prowadząc do miłego zaskoczenia - opierałe się instynktom? Nie pozwalał na pierwszy rzut bestii zawładnąć nad nim? Bardzo dobrze... Wspaniale wręcz..! Wyglądało na to, że jego charakter był silniejszy, niż na samym początku podejrzewałeś.
- Nie. - Szepnąłeś; pochyliłeś się i musnąłeś wargami skórę pod jego wargami, by zebrać uciekającą kroplę, która swą wędrówkę prowadziła ku podbródkowi, by z tamtego miejsca skapnąć na podłogę... - Grzeczny chłopczyk... - Wampiry to bestie, jednak... nie bestie bez mózgu i Vincent baardzo nie lubił, kiedy jego dzieci zachowywały się jak spuszczone ze smyczy psy. Przeciągnął dłonią po jego boku i cofnął się, odwracając się do niego tyłem, by z szuflady komody wyciągnąć ręcznik i przyłożyć go do szyi.
Marcel Blishwick
Oczekujący
Marcel Blishwick

Gabinet Profesora Vincenta Empty Re: Gabinet Profesora Vincenta

Sro Sie 27, 2014 8:01 pm
Kiedy chłopak odsunął się delikatnie spostrzegł, że jest obejmowany przez wampira. Uczucie błogości wywołane krwią wypływającą powoli z żył mężczyzny, całkowicie stłumiło bodźce docierające z zewnątrz. To było nie do opisania. Z każdą kroplą wyczuwał inne emocje, pozytywne emocje. Zaczął się zastanawiać, czy strach również wpływa na jakość "pożywienia". Kiedyś na pewno się przekona.
Marcel zacisnął szczęki, gdy Vincent musnął wargami jego podbródek. Znowu to zrobił. Znowu sprawił, że dzieciak chciał uciec i nieprędko wracać. A jednak został, tylko skierował się w stronę kominka i pochylił lekko w stronę płomieni. W tym świetle jego oczy wydawały się złote.
-Dlaczego akurat na mnie trafiło? - Zapytał wciąż się łudząc, że nie z byle powodu został wampirem, jednak rozsądek podpowiadał mu, iż Vincent spotkał go przypadkiem. Szukał kolacji i ta sama do niego przyszła, a teraz jeszcze wypełniała czas i prawdopodobnie niedługo miała zostać do czegoś wykorzystana.
Vincent Nightray
Martwy †
Vincent Nightray

Gabinet Profesora Vincenta Empty Re: Gabinet Profesora Vincenta

Sro Sie 27, 2014 8:27 pm
Cóż poradzić, gdyby jeszcze Vincent miał jakiekolwiek podkłady moralności i przykłady zachowań społecznych obecnych czasów, zapewne... nie, nawet trudno mi powiedzieć, że wtedy byłaby szansa na jakąkolwiek jego "normalność" - robił po prostu to, co chciał i sięgał po to, po co chciał, a bawienie się i igranie na ludzkich emocjach należało do jednych z niewielu atrakcji, które naprawdę potrafiły go cieszyć. Zawsze były na swój sposób inne... I zawsze się potrafiły zmieniać w zależności od czasów, w jakich się znalazło. Sen miał dlatego swoje zalety. Możesz pragnąć uciekać, Marcelu, możesz spróbować uciec, możesz się ulotnić, właśnie teraz... skąd wiesz, może nie będzie cię zatrzymywać..? Nie zamierzał. Jak nikt inny wiedział, że nawet najbardziej zatracony wampir zawsze wracał do swego stwórcy. Tak nakazywała natura. Czy to z nienawiści, uwielbienia, czy też... potrzeby przetrwania. Świat dla wampirów wśród Dzieci Dnia nie był przyjaznym miejscem.
- Jesteś śliczniutki. Szkoda zmarnować takiej buźki. - Władca Wampirów rzucił ręcznik na komodę i skierował kroki do fotela, w którym zasiadł, zakładając nogę na nogę, zapadając się w wygodnym, miękkim meblu i splatając palce dłoni, uśmiech jednak nie witał już na jego facjacie, gdy oczy zatopił w płomieniach. - Spodobało mi się twoje spojrzenie. Zresztą, nie jest ciekawie obudzić się z wiekowego snu i dowiedzieć się, że Twój gatunek wynędzniał i całkowicie podupadł. Pragnę towarzystwa. Silnego, dumnego ramienia mych ukochanych dzieci, by obdarzyć potem wybranych czystością krwi.
Marcel Blishwick
Oczekujący
Marcel Blishwick

Gabinet Profesora Vincenta Empty Re: Gabinet Profesora Vincenta

Sro Sie 27, 2014 8:41 pm
Spojrzał na stwórcę z uniesioną jedną brwią. Próbował dostrzec w jego spojrzeniu coś, co mogłoby wskazywać na to, czy żartuje, czy też nie. Nie znał go za dobrze, więc nie miał pojęcia. Mimo to parsknął śmiechem.
-Też mi powód - Mruknął przenosząc wzrok na płomienie tańczące w hipnotyzujący dla niego sposób. Pomyśleć, że chwila w przyjemnie ciepłych promieniach słońca może sprawić, że jego ciało pokryje się takimi właśnie płomykami. W tej chwili dotarło do niego, że już nigdy nie będzie go cieszyć bezchmurne niebo. Ba! Właśnie mrok i chłód będzie przynosił ukojenie.
-Obdarzyć czystością krwi? Nie rozumiem - Stwierdził marszcząc delikatnie brwi i spoglądając na towarzysza z uwagą. Jeszcze wielu rzeczy nie rozumiał. A duża część z tego, co wiedział była prawdopodobnie mitami, które wciskali od wieków nauczyciele obrony przed czarną magią. Profesorowie wiedzę czerpali ze starych książek, które o wampirach nie mówiły prawie nic. Przecież niektórzy uważali te stworzenia za mityczne. A jednak w tym pomieszczeniu znajdowały się aż dwa i prowadziły rozmowę.
Vincent Nightray
Martwy †
Vincent Nightray

Gabinet Profesora Vincenta Empty Re: Gabinet Profesora Vincenta

Sro Sie 27, 2014 8:58 pm
Powód ten był w przypadku tego stworzenia, spokojnie spoczywającego teraz w fotelu w tym, co można nazwać "mieszkaniem", który otrzymał od Dumbeldora, równie dobry, jak powiedzenie "bo tak" - wręcz można rzec, że skoro nie rzekł "bo tak mi się podobało", ale powód miał głębszy, znaczyło to naprawdę wiele - w końcu Marcel był pierwszym jego towarzyszem, kimś, kto na razie nosił miano zabaweczki, ale tak jak w każdym społeczeństwie, tak i w tym zminiaturyzowanym, stworzonym przez Nightraya, każdy miał swą rangę, która bardziej oddalała lub przybliżała do tego, co nazywa się zaufaniem władcy, przynosząc większe bądź mniejsze profity.
Kąciki jego warg drgnęły lekko - uniósł dłoń i przysłonił nią usta, jednak złotymi, nieodgadnionymi oczyma nie przeszywał sylwetki pierwszego przemienionego, zatopiony częścią siebie w ogniu, który kusił, mamił i uspakajał swym tańcem i melodią wygrywaną na drwach.
- W świecie wampirów istnieją te przemienione, te czystej krwi... - Zerknął kątem oka na Marcela. - Wampiry czystej krwi są silniejsze, odporniejsze... i mogą tworzyć przemienionych. Czystokrwiści to moje ukochane dzieci, które pobłogosławiłem. - Odchylił głowę w kierunku prawego ramienia oraz zgiął nadgarstek dłoni, przechylając ją wierzchnią stroną ku podłożu z lekko zgiętymi palcami. - Taka... wampirza arystokracja pilnująca moich praw.
Marcel Blishwick
Oczekujący
Marcel Blishwick

Gabinet Profesora Vincenta Empty Re: Gabinet Profesora Vincenta

Sro Sie 27, 2014 9:19 pm
Gdyby Marcel wiedział o rangach nadawanych przez Vincenta swoim zabawkom, to stawiałby, że otrzyma on zaszczytną funkcję - przynieś, wynieś, pozamiataj. Oczywiście, znał swoją wartość, jednak już sam fakt, że stoi tutaj tylko dlatego, że ma ładną buzię świadczył o tym, że Nightray nie darzy go zbytnim szacunkiem. A przynajmniej tak to wyglądało w jego oczach, chociaż mógł się mylić.
Przyjrzał się uważnie bystrym oczom spoglądającym na niego spod kurtyny długich włosów. Był wampirem czystej krwi? Zabawne. Za życia czarodziej o niemalże arystokratycznym pochodzeniu i również po śmierci może drwić ze szlam. Uśmiechnął się lekko i zaczął powolnym krokiem przechadzać po pomieszczeniu oglądając przeróżne przedmioty, jednak trzymając dłonie w tylnych kieszeniach spodni. Nie chciał nadużywać gościnności gospodarza.
-Cieszy mnie twoja szczerość - Stwierdził z rozbawieniem. Właśnie jego rozmówca otwarcie przyznał, że wampiry, które tworzy mają mu służyć. Marcel spodziewał się, że Vincent jest wysoko postawionym Dzieckiem Nocy, które potrzebuje jakiejś ochrony i prawdopodobnie dzieciak miał stanowić część tejże ochrony. A jeszcze niedawno planował ukończyć Hogwart.
Vincent Nightray
Martwy †
Vincent Nightray

Gabinet Profesora Vincenta Empty Re: Gabinet Profesora Vincenta

Sro Sie 27, 2014 9:59 pm
W zasadzie... To raczej wampiry potrzebowały JEGO ochrony, niż na odwrót. Vincent nie wierzył w tykalność swej osoby, zbyt wiele wieków oglądały jego jasne, a jednocześnie lodowato-zimne oczy, zbyt wielu próbowało mu dorównać - wszystko na nic. Zawsze był górą, niczym ci starożytni bogowie, których w sumie świat sam w sobie nie obchodził wiele - niech śmiertelnicy się bawią, nie zależało mu na żadnych, śmiechu wartych podbojach zakańczanych jedynie ogólną nienawiścią, bezsensownym przelewem krwi - wojny były zabawne i spełniały swą funkcję rozbawiania, ale tylko przez pewien czas, potem stawały się zbyt... nużące. I brudne.
Wszak nic nie stało na przeszkodzie, by ten Hogwart ukończyć... przynajmniej dopóki Vincent zamierzał tutaj siedzieć, tudzież nie planował nigdzie Marcela wysyłać, a na to naprawdę się nie zapowiadało - Stworzyciel Dzieci Nocy umościł sobie tutaj wygodne gniazdko, z którego miał cudowne spojrzenie na ruchy jednego z czołowych pionków przedstawicieli rasy ludzkiej w postaci Dumbeldora, a zdecydowanie jakoś wolał jego osobę, niż zwariowanego Voldemorta, którego musiałby zamienić w wampira prawdopodobnie, żeby wymusić na nim posłuszeństwo... a wcale nie chciało mu się w taki sposób układać klocków. Wolał obserwować i trochę mieszać, załatwiając na uboczu swoje własne sprawy... Gdzie dwóch się bije, tam trzeci korzysta.
Przemilczałeś te słowa, które wypowiedział, jedynie mu się przyglądając, jak spacerował po pokoju, całkowicie swobodnie, jakby fakt zwampirzenia nie zrobił na nim większego wrażenia, ciekawa istota, naprawdę! Wybranie go na towarzysza wydawało ci się coraz bardziej trafionym pomysłem. Zabicie go mogłoby być sporą stratą... Przynajmniej na początku odpowiedzią była jedynie cisza
- Cieszy go to... - Vincent uśmiechnął się sam do siebie, podpierając policzek na pięści - tak samo ze słowami, z pewnością nie kierował ich bezpośrednio do Marcela, choć... cholera go wie. - Chętnie posłucham, z jakich to powodów odczuwasz taką radość z... tej szczerości, jak ty to ładnie ująłeś. - Czuć było to "coś" w powietrzu, co zapalało czerwoną lampkę ostrzeżenia, sygnalizując, że pojawił się jakiś element niezadowolenia w tym, co Starożytny Wampir usłyszał.
Marcel Blishwick
Oczekujący
Marcel Blishwick

Gabinet Profesora Vincenta Empty Re: Gabinet Profesora Vincenta

Sro Sie 27, 2014 10:32 pm
To, że Marcel stał się wampirem jeszcze nie do końca do niego dotarło. Potrzebował chwili samotności z dala od wszystkich, żeby przemyśleć, co teraz. A tak poza tym to wpadanie w histerię nie leżało w jego naturze. Stało się, nie jest już człowiekiem, ale trzeba iść dalej, prawda?
W pewnym momencie zatrzymał się i przeniósł wzrok na mężczyznę. Czyżby go czymś rozzłościł? Tym razem nie miał takowych intencji, więc trochę się zdziwił.
-Zapomniałem dodać 'panie profesorze'? - Tutaj zakreślił wielki cudzysłów w powietrzu. Chciał zrozumieć nagłą zmianę nastroju, jednak nie czekając na odzew splótł dłonie na klatce piersiowej z chęcią kontynuowania tego, co planował powiedzieć.
-Otóż cieszy mnie, że profesor otwarcie przyznaje, że będę jedną z pańskich marionetek, a nie próbuje niepotrzebnie mną manipulować - Wytłumaczył spokojnie -A przynajmniej tak zrozumiałem słowa : "Arystokracja broniąca moich praw" - Dodał jeszcze, żeby nie było żadnych niejasności.
Vincent Nightray
Martwy †
Vincent Nightray

Gabinet Profesora Vincenta Empty Re: Gabinet Profesora Vincenta

Sro Sie 27, 2014 11:03 pm
Jakieś zalążki, jakieś wspomnienia dawnych zachowań wciąż tliły się w jego umyśle i mieszały z tym, co zdążył poznać w dzisiejszych czasach, dając w efekcie mieszankę wybuchową faktu, że niby nie oczekiwał wielkich gestów od współcześnie żyjących z tym, jak było kiedyś, gdy choćby za samo spojrzenie, gdy sługus nie był proszony, skracało się o głowę. Mierzyłeś też i dlatego Marcela bardzo uważnie, w tym momencie prześwietlałeś go na wylot - ach, gdyby sam wzrok mógł zamrażać i siłą wyszarpywać duszę... Lepiej nie rozwikływać tego tematu, by czasem nie dojść do wniosku, że w wypadku tego osobnika jest to jak najbardziej możliwe - na razie jedynie (AŻ) obserwował i uważnie wytłumaczenia słuchał, poddany gwałtownej zmianie nastroju, która została niepokojąco zachwiana.
- Przecież to oczywiste. - Odpowiedział z lekką irytacją i znów obrócił się w kierunku kominka, że coś takiego można w ogóle wziąć pod uwagę jako system rozważania.
Czasy się zmieniły, Vincent, a Ty musisz się do nich porządnie dostosować, jeśli chcesz odbudować to, co zostawiłeś w rękach swych dzieci, a co one zrujnowały - ale gdyby tego nie zepsuły zapewne bardzo byś się nudził. Kwestia tych wszystkich zmian, zwłaszcza zmian w zachowaniach społecznych, jak nic potrafiła cię w jednej chwili rozsierdzić, mieszając wyrozumiałość czasów dzisiejszych do nietolerancji wcześniejszych. Że też jednak młody wyszedł od tego akurat zdania, które przecież było czystym i banalnym przekazem... Ale jakoś nie miałeś ochoty się nad tym rozwodzić, bardziej zajęty myślami w sferze porównań tego, co znałeś i tego, co poznawałeś właśnie teraz.
Sięgnąłeś w końcu za pas i wyciągnąłeś stamtąd różdżkę, którą wcześniej skonfiskowałeś młodzieńcowi - ta uniosła się w powietrze i ot tak, sama z siebie, powędrowała w kierunku Marcela, zawieszając się tuż przed jego nosem.
- Jednakowoż w tym zdaniu nie było żadnego głębszego sensu. Traktuj je dosłownie. - Prawda - każdy świat przecież je miał... i takowe też posiadał świat Dzieci Nocy. Prawda, które stworzył Vincent Nightray.
Sponsored content

Gabinet Profesora Vincenta Empty Re: Gabinet Profesora Vincenta

Powrót do góry
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach