Go down
Kelly McCarthy
Oczekujący
Kelly McCarthy

Wieża Zegarowa - Page 4 Empty Re: Wieża Zegarowa

Pią Lis 20, 2015 12:42 pm
Kolejny osobnik, który w taki sam sposób próbuje ją zastraszyć. Jakieś to zabawne! Może to czas, aby Kelly polubiła takie zabawy w podduszanie? Wszyscy pomiatali tą rudowłosą dziewuszką, jakby co najmniej zrzuciła Boga z jego tronu i sama próbowała na nim zasiąść.
Więc plotki również nie kłamały na jego temat? To straszne, jednak okropnie ją to gdzieś w głębi ducha bawiło. Nie pokazała tego po sobie, bo dostałaby zapewne w twarz za to, że się z niego śmieje, a tego byśmy nie chcieli.
- W każdym pojebaniu jest jakaś zajebistość. - wysyczała mu w twarz szybko, kiedy tylko złapał ją za szyję. Nie ze wściekłością, lecz z głuchym świstem zaciągniętego szybko do płuc powietrza. Jakby to miało ją uratować przed ewentualną śmiercią z jego rąk. Jakby ten ostatni haust miał wydłużyć jej żywot o te cenne kilka sekund.
Jednak nie stało się nic, czego się spodziewała, bo w chwilę później siedziała znów na przeciw niego, wychodząc z całej sytuacji bez szwanku.
Spojrzała z udawaną tęsknotą za fletem, który spadał co raz to niżej i niżej. Słuchała jak stukał o kolejne stopnie, jednak nie poruszyła się, aby za nim pobiec. I tak nie był jej do niczego potrzebny.
Chyba, ze właśnie do dręczenia złych do szpiku kości wampirów.
Może powinni jej płacić za pakowanie się w kłopoty? Byłaby chyba najbogatszą mieszkanką całego czarodziejskiego świata.
Szastałaby galeonami na prawo i lewo, a wciąż nie widziałaby ich końca. Ta myśl przywdziała na jej twarz dosyć głupkowaty uśmiech.
Szaleńczy wręcz.
- Jesteś drętwy jak moja różdżka. - wzruszyła ramionami obojętnie, mrużąc oczy. Jakby była gotowa do kolejnego jego ataku na jej gardło, oczy czy twarz. Wiedziała, że nawet nie ma szans, ale co z tego?
W każdym szaleństwie tkwi jakiś geniusz.
Och! Myśli tak podobne, jak te z zaledwie kilku dni wstecz, kiedy to po raz kolejny przeżyła pomiatanie swoją osobą jak szmatą. Cóż miała na to poradzić? Skoro już weszła do tego szamba pełnego gówna, to nie miała nic do stracenia. W końcu jej wyimaginowane buciki były brudne i pełne szlamu. Więc hardo szła w przód nie bacząc na konsekwencję.
- Widocznie to ty nie masz nic do powiedzenia. Musiałeś być smutnym dzieckiem. - pokiwała głową w zadumie.
Ciekawa była na ile zdolne było te kilka, prostych słów urazić pana Nailaha. Zapewne bardzo.
Ale co w takim razie do niego mówić? Najlepiej chyba nic.
- Powinieneś był bardziej uważać na to, gdzie siadasz. Skoro tak bardzo nie chcesz niczyjego towarzystwa, po prostu wykop sobie dół w Zakazanym Lesie i tam siedź.


Ostatnio zmieniony przez Kelly McCarthy dnia Pią Lis 20, 2015 1:28 pm, w całości zmieniany 1 raz
Sahir Nailah
Oczekujący
Sahir Nailah

Wieża Zegarowa - Page 4 Empty Re: Wieża Zegarowa

Pią Lis 20, 2015 1:24 pm
Żaden ze zdrowych umysłów nie staje się legendą.
Maleńka zależność, która plecie wokół nas jedwabne nici losu - czasem były to nici z krochmalu - takie, które oplatały nadgarstki, wżerały się w skórę, zmuszały do zadzierania rąk w górę, naprężając mięśnie, każdą komórkę ciała - zupełnie nie tak, jak powinno to wyglądać - jeśli ciało Kelly połączone było jedwabnymi nićmi, które potrafiły zamieniać się w ostre żyłki, jeśli na razie były łagodne i tylko podgrywały, wydając z siebie nęcące odgłosy na wzór syreniego śpiewu, jeśli bawiły się z cierpliwością - nie jej własną, skądże - z cierpliwością tego, co siedział naprzeciwko niej - to wychodziło wtedy na to, że przechodziły przez palce rudowłosej, która układała je w mocną sieć - sieć pajęczą, która sprawiała, że im dłużej się w niej miotało, tym bardziej zaplątanym się było, poddając w wątpliwości to, kto wpadł tu w większe kłopoty - była w tym dla niej zabawa, był brak brania tego wszystkiego na serio, był pół-sen - nigdy nie mylcie go z jawą, drogie dzieci, inaczej palce Śmierci będą sięgać do waszych krtani. Dla Niej nie był to jednak ostatni wdech w życiu. Nie był to nawet przedostatni wdech. Jej granie na lekkich strunach wprowadzało w błędne uliczki, które, jak się okazywało, były uliczkami ślepymi - słowa, czyny i spojrzenia wzrastały do halucynacji ogromnych murów, których nie da się przeskoczyć, gładkich na tyle, że nie dało się na nie wspiąć, zaś wracać? - droga była taka długa, a nogi już tak bolą...
Lepiej się zatrzymać i przysiąść na chwilę, po prostu słuchając. Te słowa zakończone były czymś niezdrowo rozbawionym. Kpiną. Jawną kpiną, którą dziewczę wymierzało w ciebie - niewinną na tyle, że nawet się nie starała, nie wkładała w swe czyny żadnego wysiłku, naturalna i niewymuszona w nieskładnym ładzie poczynań - ciekawe, czy w ogóle była świadoma tego, co robi? Raczej nie. Nie widziała tej sieci - sieci, która już opadła na twoje ramiona, ale ty nie odrywałeś spojrzenia od jej rozweselonych ocząt, co rozbłyskiwały w świetle niemych wystrzałów i nabierały na czystości drogi mlecznej, po której wędrowały się w krainy jej własnego pomieszania - lub twojego własnego, nie wiem, sam musiałbyś to ocenić - to była właśnie ta droga zakończona ślepą uliczką i brakiem możliwości ujęcia w dłonie mapy.
Trochę za wiele, trochę za mało, trochę na wyrost i trochę na minusie - piłeczka napędzona w ruch odbijała się to od jednej ściany, to od drugiej, nabijała punkty wraz z każdym dotknięciem przeciwległego brzegu i cieszyła oczy dzieci oglądających widowisko zza szklanej szyby - świat za jej krawędziami był prawdziwy czy zawierający się w nich? Prawdziwa była piłeczka czy dzieci stojące na zewnątrz? Radość przedstawienia była ważniejsza, czy ciężko uderzające serce wciąż zmuszanej do tej samej czynności piłeczki?
Podobno przedmioty nie czują.
A Anioły nie istnieją.
Słyszałeś jak twoje własne serce bardzo wolno, bardzo mozolnie, bardzo słabo uderza - a jednak słabość tych uderzeń warunkowało jego zaciskanie się w bolączce - żebra stawały się nagle zbyt mało pojemne i zaciskały coraz mocniej, tylko przeponę pozostawiając w spokoju, by mogła nadal pracować w swoim rytmie.
Wciąż na nią spoglądałeś i nie potrafiłeś nic odpowiedzieć. Nie potrafiłeś znaleźć słów, co rozpryskiwały się zanim dobrze dotarły do świadomości, wypełnionej echem słów zasłyszanych.
- Niestety nie mogę tego zrobić, maleńka. Świat zbyt wiele by stracił bez mojej zajebistości.
Kelly McCarthy
Oczekujący
Kelly McCarthy

Wieża Zegarowa - Page 4 Empty Re: Wieża Zegarowa

Pią Lis 20, 2015 8:55 pm
Uniosła kilkakrotnie brwi do góry, opuszczając je zaraz.
- Nie jesteś zajebisty. Pogardziłeś moim fletem. - wydęła usta w kaczy dziób, krzyżując ręce na wysokości klatki piersiowej.
Obraza majestatu!
Zwróciła głowę w stronę okna, za którym ciągle padał deszcz. Zapewne gdyby wyszła tylko na chwilę z zamku, zmokłaby w przeciągu kilku sekund. Potem choroba, kaszel, katar. Wzdrygnęła się na samą myśl o ponownej wizycie w Skrzydle Szpitalnym.
Deszcz był zły! Prawie tak bardzo jak Sahir. Ciągle dudnił o parapet. Nie, nie Sahir a deszcz. Doprowadzało ją to powoli do białej gorączki. Ileż można słuchać ciągle tego samego dźwięku, który przyprawiał wszystkich o wiosenną depresję. (O ile coś takiego w ogóle istniało).
- Co z ciebie za nastolatek. Milczący i zły, smutny, ponury, bijący innych. Trochę rozrywki. - zapewne gdyby miała w torebce saksofon, albo inne ustrojstwo również wcisnęłaby mu do gęby.
Tylko po to, żeby zobaczyć sto reakcji, na sto sytuacji.
Cóż, nie można było powiedzieć, że bierze to spotkanie na serio. Mogłaby rozważać z nim teraz o ulotności życia, sprawach mniej lub bardziej ważnych, jednak... Wolała poruszać takie tematy, o których chyba on nie chciał dyskutować.
Przynajmniej miala takie nieodparte wrażenie. Bo po co przypominać komuś o beznadziejności losu, skoro on zna ten temat lepiej niż ona?
- To twoja dziewczyna? - brodą wskazała na gitarę, którą dzierżył w dłoniach.
Spodziewała się kolejnego wybuchu złości, albo czegoś na jej kształt. Co ją to interesuje? Po co pyta?
Bla, bla, bla.
Ciągłe bycie zlym było takie... Zbyt ciągłe. Och jakżeby się zdziwiła, gdyby tylko na ustach Sahira pojawił się choć cień uśmiechu, lub chociaż czegoś na jego podobieństwo.
To byłoby dla niej jak złapanie złotego znicza w ostatnich sekundach meczu... Gdyby tylko nie miała lęku wysokości.


/chyba znienawidzisz pisanie ze mną :D
Sahir Nailah
Oczekujący
Sahir Nailah

Wieża Zegarowa - Page 4 Empty Re: Wieża Zegarowa

Sob Lis 21, 2015 9:43 am
Spotkanie, które przypomina płytki sen - jeden z rodzajów półsnów, które nawołują do braku przejmowania się swoimi słowami i czynnościami - osoba, którą spotykamy na swej drodze w tym śnie, zachowuje się dziwacznie, mówi, skacze, strzela różnymi minami, którym się przypatrujemy w braku zrozumienia - lecz staramy się zrozumieć! - i namawia nas do tego, byśmy również poddali się braku ważkości aktów - by robić kolejne kroki bezboleśnie na podłodze usłanej gwoździami tak, jak ona to robiła, by się bawić - mówiła, by się bawić - bo czym jest życie bez zabawy? Czym? Pewnie właśnie życiem w swojej czystej postaci - tym, na którego nikt nie nałożył żadnych barw, w którym nie wręczono w dłonie różowych okularów, które zakładane od czasu do czasu by na zabawę pozwoliły - chyba nie ma takich osób, które chociaż raz nie miały ich na nosie - nawet jeśli były pożyczone i tylko na chwilę - to chociaż ten jeden, jedyny raz... Historia, która by tego nie doświadczyła, byłaby zbyt smutną - któż niby zechciałby w nią uwierzyć? Ludziom o wiele łatwiej wierzyło się w rzeczy lekkie, łatwiej przyjmowali uśmiech - uśmiech nic nie kosztował żadnej ze stron - pozwalał utrzymywać, że wszystko jest w porządku i...
- W przeciwieństwie do niektórych nie nawykłem do brania twardych, długich przedmiotów do ust. - Słowa swoją drogą, a ty swoją - nawet mógłbyś się teraz uśmiechnąć, naprawdę!, ale echo jej wcześniejszych słów szemrało w kątach twojej podświadomości, że na uśmiech jeszcze nie czas - że trudno jest kalibrować słowa i umiejętnie dźwigać własne spojrzenie - przecież nic się nie stało, przecież nawet cię to nie poruszyło, przecież gadacie sobie dalej i dalej sprzedajesz jej swój obraz nadętego dupka z rozwleczonym na cały Hogwart ego - tak było naprawdę w porządku, gdy grałeś dalej własną rolę i mogłeś, hehe, szaleć z koncepcjami - zastanawiałeś się tylko, w jakim stopniu była to rola oczekiwana, a w jakim ta, którą sam w danym momencie chciałeś odegrać - ile w tym było fałszu, a ile prawdy - zmiksowanie obu tych czynników dawało eliksir z prawdziwym kopem, po którego ludzie zwykli łapczywie wyciągać ręce - wszystko przez efekt, który wywoływał po wypiciu. Wyzwalał ciekawość, która zabijała - ciekawość, której śmiertelni tak bardzo potrzebowali, by tworzyć, poznawać i dziwić się na nowo.
Spoglądał na nią wciąż i jednostajnie - przyciągnęła jego uwagę, która była jej odmawiana na samym początku, skupiła na sobie jego myśli, doprowadziła do lekkiej, niezobowiązującej analizy każdego ze spojrzeń, które słała, każdego westchnienia, wzdrygnięcia i uśmiechu, chociaż żaden z nich nie był pochlebny - oto i osoba, która go chyba nie lubiła, o takie stwierdzenie mógłby się pokusić, gdyby nie to, że ona go wcale nie nie lubiła, ona po prostu nie zakładała wielkiego planu mającego na celu osiągnięcie stopień "lubienia i nie lubienia" - odnosiła się do ciebie jakbyś był pierwszą lepszą osobą spotkaną na korytarzu - właśnie, bez zobowiązań - i, uwaga, to was pewnie zdziwi - BYŁ właśnie taką osobą przypadkowo spotkaną na korytarzu, a nalepka tych wszystkich plotek i przewinień doczepiona do każdego skrawka jego ciała, nawarstwiająca się, bo nie było już wolnego miejsca? To nie tak, że ona jej nie dostrzegała. Znała twoje imię, więc na pewno "coś tam" posłyszeć musiała - różnica między nią a większością polegała na tym, że ona kładła na to faka. Dziwnie się więc przed nią siedziało, gdy w twojej pamięci, jak na leniwej klatce filmu, przewijały się wydarzenia z Zakazanego Lasu...
- Porządny wpierdol dostarcza mi dostatecznie wiele rozrywki. - Uśmiechnąłeś się - pomimo tego, że nadal nie zebrałeś się... do kupy. Nie był to uśmiech miły, przyjacielski - był to uśmiech w postaci nieznacznego wyciągnięcia lewego kącika warg ku górze, leniwy, prezentujący nienachalną, naturalną pewność siebie, która budowała jego jestestwo niewzruszoną siłą, która w połączeniu z jego spokojem budowała z niego marmurowy posąg. Uśmiech ledwo się pojawił z jego leniwością i równie leniwie zniknął z jego wąskich, równo wyciętych warg.
I tak, istniało coś takiego jak wiosenna depresja.
Gdyby jednak Nailah wiedział, o czym myślała, gdyby wiedział, że zastanawia się, o czym porozmawiać, jaki temat poruszyć i jaka będzie na to ewentualna reakcja z jego strony - czy to by cokolwiek zmieniło? Nie musiał siedzieć w jej umyśle, by widzieć powierzchowne rzeczy - jak to jej wzdrygnięcie się przy spojrzeniu w okno, zdaje się, że nie lubiła deszczu, który on sobie tak umiłował właśnie przez jego dźwięk, właśnie przez spokój, który zapewniał jego duszy. Zakładając, że w ogóle miał jeszcze jakieś malutkie chociaż jej skrawki po rozsprzedaniu jej wszelakim diablętom. Rozbawiłoby go to - rozbawiłoby go to, bo cała sztuka polegała na przyciągnięciu jego uwagi - a ona swoimi dziwacznymi ruchami i słowami ją w końcu przyciągnęła w mistrzowskim stopniu - a gdy już się tą uwagę miało to naprawdę można było mówić o różnych rzeczach... I nawet chyba mógłbym pokusić się o stwierdzenie, że Nailah był ciekaw, co znowu dziwacznego panna Mccarthy, której imienia i nazwiska nie znał, wymyśli - to chyba za dużo powiedziane, to "był ciekaw" - ale na pewno zachowywał swoistą czujność, by znów nie skończyć z czymś w dziobie... na przykład z saksofonem.
- Nie, a co, zazdrosna? - Przejechał zmysłowym wręcz ruchem palcami po drewnianej nawierzchni gitary, lekko się przychylił, by przyłożyć policzek do gryfu, krucze kosmyki włosów opadły na jego czoło, przysłaniając paroma kosmykami oczy, musnęły twardą strukturę instrumentu, który przyciągnięty przylgnął do jego klatki piersiowej i nienapiętych barków. - Możesz zamienić się z nią miejscami, zaprezentuję ci wtedy kolejny z moich talentów. - Znów uniósł nieznacznie kąciki ust - tym razem jednak w uśmieszku, który można było uznać za... niebezpieczny.
Kelly McCarthy
Oczekujący
Kelly McCarthy

Wieża Zegarowa - Page 4 Empty Re: Wieża Zegarowa

Nie Lis 22, 2015 12:41 am
Obruszyła się. Trzymanie twardych przedmiotów w ustach kiedyś było jej... Pasją. Była swoją drogą w tym całkiem niezła. Gdyby nie hałas jaki był spowodowany intensywnymi ćwiczeniami, robiłaby to w tajemnicy do dziś. Dmuchanie w owy przedmiot sprawiało ogromną satysfakcję. Tak, wciąż rozmawiamy o GRZE na FLECIE.
- Mogłabym sobie wpisać do życiorysu, że dobrze dmucham i mam wprawę w trzymaniu w ustach twardych przedmiotów, a ty? - uniosła obie brwi w dwuznacznym geście.
Dokąd ta rozmowa zmierzała? Gdyby tylko osoba trzecia usłyszała te kilka słów wyrwanych z kontekstu zaraz zaprowadziłaby ją zapewne za ucho do dyrektora, aby się wytłumaczyć lub omijałaby ją na każdym kroku. Jak to bywało, plotki żyją własnym życiem i prędzej czy później, przerodzilyby się w historię, o tysiącu zakończeń. Jak na przykład trzymanie fletu McCarthy przez Nailaha. To by była fantastyczna historia, warta opowiadania dzieciom! Ba! Wnukom! To historia warta opowiadania jej w kółko, aż do wymarcia gatunku ludzkiego!
Sahir sprawiał wrażenie zdziwionego jej zachowaniem. Ale ile było w tym prawdy? Nie wszyscy zapewne wciskali potencjalnym rozmówcom swoje flety, albo opowiadali tak dramatyczne historie z życia wzięte. Takich szukać ze świecą, a jeżeli już się znajdzie... Trzymać blisko siebie, bo a nóż (widelec) taka osoba jak McCarhty mogłaby w jego życiu sporo namieszać. Nie mówimy tu o miłościach, romansach, przyjaźni, wyjawianiu sobie sekretów czy robieniu wspólnych piżamowych imprez. Ot zwykłe uśmiechanie się od czasu do czasu powinno wystarczyć.
Chociaż takie "Pidżama party" mogłoby być fascynujące! Widziała go już oczami wyobraźni w różowej piżamce w małe kaczuszki, z puchatymi papuciami na stopach. Wymalowanego, z kiteczkami na głowie. Popijałby ciepłą herbatkę i plotkował o największych modowych krzykach naszego czasu. Uśmiechnęła się do swoich myśli szeroko. Jeszcze trochę, a mu o tym powie! Nie będzie przecież mógł jej odmówić tak wspaniałego planu?
Druga, mroczniejsza twarz Sahira.
- O MÓJ BOŻE! MAM ZAWAŁ! - wykrzywiła twarz w grymasie, łapiąc się za klatkę piersiową. Zapewne jej krzyk słychać było dwa piętra wyżej, ale nie mogła się powstrzymać. Oparła głowę o szybę, udając martwą. Z marnym skutkiem oczywiście...
- SAHIR, BOŻE. UŚMIECHNĄŁEŚ SIĘ! WIDZIAŁAM! NIE. MÓW. ŻE. NIE! - wydukała bardzo powoli i zaczęła klaskać w dłonie niczym małe dziecko widocznie z siebie zadowolona.
Uspokoiła się jednak, przyglądając bacznie jego ruchom. Niczym detektyw szpiegujący jakąś młodą kobietę oskarżoną o zdradę. Tak! Zdradę!
- Wystarczy, że zdradziłeś swoją kochankę z fletem. Bez zastanowienia wziąłeś go do ust, to teraz chcesz jeszcze ją zdradzić ze mną?! - rzuciła oskarżycielskim tonem i dźgnęła go palcem w kolano. Zamilkła jednak na moment, aby zbudować swoiste napięcie, atmosferę, czy cholera wie co jeszcze i przybrała grobowy wyraz twarzy.
- Kiedy nie będzie patrzeć, mogę zająć jej miejsce. - nachyliła się ku niemu, szepcząc te słowa konspiracyjnie. Oczywiście mówiąc "ona" miała na myśli jego gitarę, która wciąż spoczywała na nogach młodego mężczyzny.
Och, grzywa!
Wyjęła z torby małą, żółtą opaskę do włosów i niemal wsadzając jej koniec do oka chłopaka założyła mu ją na głowę, zgarniając całe włosy z twarzy, które zdecydowanie zasłaniały mu piękno tego świata.
Dobry początek, niech szykuje się na piżamowe party!
Sahir Nailah
Oczekujący
Sahir Nailah

Wieża Zegarowa - Page 4 Empty Re: Wieża Zegarowa

Nie Lis 22, 2015 10:07 pm
A On? A On mógł wpisać różne rzeczy, które by się mniej nadawały do CV niż umiejętność trzymania w dłoni twardych rzeczy - pochlebnych bardziej i mniej - tych, które wyglądałyby bardzo nieelegancko na jakże eleganckim kawałku papieru, który miał trafiać w ręce poważnych, dojrzałych dorosłych - tych, którzy mieli czuwać nad bezpieczeństwem dzieci, zapewniać im dobrobyt, chronić przed złem, które nachodziło ich mackami cieni zarówno z zewnątrz jak i z wewnątrz, co im się rzadko udawało - albo to Nailah miał takie szczęście, że trafiał na osobistości, które zło dotknęło bardziej od innych - i to szczęście we wcale nie sarkastycznym ujęciu. Zazwyczaj takie osoby miały wiele do opowiedzenia - ich oczy były głębsze i umysłe bardziej pojemne, mieszczące w sobie sekrety, na których poznaniu świat by wiele zyskał - wydawało się to bardzo szlachetną wizją, może i było - tylko naprzeciwko niemu wychodził fakt, że przestało mu zależeć na większym poznawaniu kogokolwiek - w szarości świata ludzie się w nim zlewali w jedną masę i ku pokrzepieniu serca - przestawali istnieć, pozwalając wierzyć, że jest się samemu za szybą swych własnych myśli - za taką samą szybą, przy której właśnie ich dwójka siedziała, obserwując siebie wzajem i wymieniając pokracznymi zdaniami, wymieniając, z jej strony, dotykiem, który zaczynał coraz bardziej przekraczać jego umiejętność stolerowania go - więc tak się stało, że odruchowo, bez zastanowienia, odtrącił jej dłoń, gdy znów zabłądziła na jego nogę, ruchem szybkim, ale w który nie była włożona nadmierna siła - chodziło tylko o popchnięcie tej dłoni, by zbłądziła ze swej trasy - to wszystko - albo to aż tyle, jeśli tylko uświadamiało, że dzięki temu można było spokojniej oddychać, zapominając o konsekwencjach swych czynów... I mimo odruchowości, braku przemyślenia tego ruchu - nawet nie mrugnął, w jego oczach nie pojawił się ani gram emocji, zmarszczki mimiczne nie poruszyły - wiecznie młody wampir, który tych zmarszczek mieć nie będzie, zamknięty w tym ciele - i w świecie niepoznanym swego własnego umysłu.
- Mógłbym wpisać, że mam doświadczenie w obejmowaniu okrągłych, jędrnych przedmiotów... - Oczywiście, że chodziło o gitarę, bo niby o cóż by innego, przecież nie o cycki... Na pewno nie o piersi. Tak jak flet przecież nie mógł być odzwierciedleniem męskiego przyrodzenia, nie, no skądże... i faktycznie gdyby ktoś ich usłyszał to złapałby się za głowę - bo ta rozmowa wydawała się co najmniej kontrowersyjna, nie pasująca do panienek pochodzących z dobrego domu - ale Kelly takiej nie przypominała - i każde jej następne słowa sprawiały, że tylko Nailaha w tym utwierdzała - wydawało się to powierzchowną wizją, potrzebą wyżycia się w iście idiotycznym stylu, albo po prostu jakimś celem ośmieszenia go - może wszystkim po trochę? O cokolwiek jej chodziło przecież nie mogłeś jej ustąpić pola - nie to, że podejmowałeś jakąkolwiek walkę, skądże znowu - przecież Kelly była tylko robaczkiem, na którego nawet nie warto było zerkać tam, z góry, z podestu istnienia wyższego i doskonalszego - tego zamkniętego świata wieczności.
Dobrze, że nie mógł też wniknąć do krainy jednorożców tego dziewczęcia, która snuła wręcz odrażające wizje na temat różowości, makijażu i innych tego typu rzeczy, bo chyba by przebeczkował przez całą wieżę a potem wyszedł - oknem - z tej... czego? Chyba przegnicia kompletnego, bo tego nie dałoby się jakkolwiek skomentować przy próbie zachowania resztki wiary w ludzkość - był tego jednak wielki pozytyw płynący z zaskoczenia - jakkolwiek w jego spojrzeniu nie byłoby to żałosne, to jednak mógłby przyznać z czystym (haha, żart) sercem, że dał się zaskoczyć i przynajmniej nie nudził. W zamian kisnąłby z żalu. No ale na szczęście tą wizję Kelly zachowała dla siebie - daję słowo, zrobiłoby nieprzyjemnie w innym wypadku. A może właśnie nie? Może by się śmiał?
- To twój problem, że ubzdurałaś sobie, iż się nie uśmiecham. - Skwitował krótko ten wybuch, po którym aż drgnąłeś od natężenia jej głosu, który uderzył w twoje bębenki i którego - znowuż - się nie spodziewałeś - nieznacznie ściągnąłeś brwi, grymas niezadowolenia wpełznął na twoją twarz, gdy nieprzychylnie na nią spoglądałeś - właśnie w taki sposób, w jaki człowiek spogląda na karalucha - nadal niezobowiązująco. To nic personalnego. Trust me.
- Flet to był twój kochanek. Pogubiłaś się już we własnych urojeniach, kochanie. - Uniósł lewy kącik warg do góry leniwym gestem, łapiąc jej dłoń, kiedy wystartowała do jego głowy z opaską, by zacisnąć, zdecydowanie nieco za mocno, palce na nadgarstku, spoglądając z tym niegasnącym uśmiechem w jej oczęta rozjaśniane raz po raz iskrami. - Nie. Dotykaj. Mnie. - Przymknął oczy - i teraz jego uśmiech był... naprawdę ciepły. Ciepły i szczery.
Mocno zaciskające się palce na jej nadgarstku przypominające niedopasowane, bo za ciasne, stalowe kajdany, puściły, odrzucając jej dłoń na bok.
Tak się jakoś stało, że to było chyba jednak zbyt wiele - Nailah wziął swoją gitarę i poszedł w pizdu - a zaraz za nim - Kelly - w sobie tylko znaną podróż.
[z/t x2]
Sahir Nailah
Oczekujący
Sahir Nailah

Wieża Zegarowa - Page 4 Empty Re: Wieża Zegarowa

Wto Paź 18, 2016 11:14 pm
Zawieszenie trwało, rozciągało się, mamiło, odchamiało - tak samo przeciągało się wszystko inne - palce wydawały się wydłużać, nogi rozciągały, ciągnęły w dół - dwie kotwice, które nie chciały uznać czegoś takiego jak odcięcie łańcucha - wciąż w dół, do samego dna, aż piasek podniesie się w górę i porwą go fale ciemnego oceanu - dlatego trzeba je było trzymać wyżej - trzeba by było - szkoda tylko, że ta łajba już dawno zatonęła - teraz pozostawało mieć nadzieję, że nie zatopi się w piachu i nie spadnie niżej, niż piasek na to pozwalał. Czuł go całym sobą. Na tej swojej równie rozciągniętej skórze, którą obmywały cienie - przecież żadnego oceanu tutaj nie było - tylko ciepłe światło rozpalonych pochodni, tylko powietrze, tylko lodowaty kamień, z którego wykuto wieżę - a mimo to uczucie tkwienia w ciszy wody nie ustępowało, kiedy siedział na murku oddzielającym podłoże wieży od lotu, który mógł zaliczyć każdy uczeń, gdyby tylko przez ten murek się przechylił - opierał się o kamienną kolumnę podpierającą dach i wsłuchiwał w tykanie - jedna sekunda, druga, trzecia - nieistotne, małe, nieidealne - oto jaki był czas - zupełnie taki sam, jak to niebo przy wschodzie księżyca - lekko wlewający się do głowy wieczór, który usypiał wraz z wolnym kolibaniem się miernika czasu - wielkiego, nieomylnego - ile już takich machnięć sprezentował szkole, odmierzając uciekający czas? Ile osób szeptało sobie przy nim wyznania, ile się pokłóciło pod tą wieżą, w której można by było zamknąć jedną z Księżniczek i obstawić ją Smokiem, by pilnował jej cnoty i odgradzał od wszelakiego zła? - czyli wszystkich tych rycerzy, którzy chcieli być bohaterami, mężczyznami, co się zowią, a koniec końców zawsze wychodziły niesnaski, które lubego i lubą aż zbyt łatwo poróżniali - lepiej bronić tego, co nietknięte niż naprawiać to, co tknięte.
Łatwo nazwać Smokiem bestią, ponieważ miał wielkie kły i pazury.
I łatwo uznać ten świat objawiony w dole za piękny, kiedy nie widziało się tego, czego Luna nie chciała oświetlić - bo piękny był - tonący w czerni podkrążonych oczu, przerażający w swym pięknie - dreszcze wpełzały pod czarny golf i poły czarnego płaszcza, którego krańce spływające po drugiej stronie muru poruszał wiatr.
Łatwo było się tego świata bać.
Nawet jeśli uważało się za władcę tego nocnego świata.
Alice Hughes
Oczekujący
Alice Hughes

Wieża Zegarowa - Page 4 Empty Re: Wieża Zegarowa

Sro Paź 19, 2016 12:02 am
Tak to już było, że rzeczy dla jednych istotne, na innych nie wywierały większego wrażenia. No bo czym dla takiego Nailacha mógł być czas? Mógł sobie płynąć spokojnie albo gnać na przód na oślep - dla zamkniętego w ciele szesnastolatka chłopaka i tak przecież stanął w miejscu. Nie dotyczył go, chyba, że chodziło o nieistotne w zasadzie pierdoły jak lekcje. No bo przecież Nailah w dupie miał innych, nie? Nie mogło go więc interesować, że wszyscy otaczający go ludzie kiedyś znikną a on dalej będzie musiał mieszać w głowach tym, którzy poproszą go o dowód przed sprzedaniem alkoholu. No, a przynajmniej tak myślała... Póki w łapy nie wpadła jej pewna - sporych z resztą rozmiarów - teczuszka... To co wyczytała tamtego dnia, który powinien być niby pamiętny a jakoś jednak rozmywał się w świadomości było nie tyle niepokojące co po prostu... Dziwne? Tak. Zdecydowanie było to dziwne i budziło miliony pytań, jednak Puchonka nigdy nie miała zamiaru ich zadać. Ba! Nigdy nie miała zamiaru zbliżać się do tego cholernego nastolatka, co to wszystkim dookoła udowadniał, jaki to zły z niego człowiek potwór.
Dlatego przystanęła w pół kroku, gdy brązowe oczy przuważyły sylwetkę odzianą w skórzany płaszcz, chociaż przecież był czerwiec i prędzej spodziewałaby się spotkać kogoś w kąpielówkach.
- Nie za gorąco ci? - ha! No oczywiście, że nie obróciła się na pięcie i nie odeszła. No oczywiście, że nie ugryzła się w język. No oczywiście, że pomyślała "Kretyn"... No bo przecież - mimo, że wiedziała już sporo - nie miała pojęcia, że ma.przed sobą wielokrotnego mordercę.
Westchnęła cicho i oparła się o kamienną ścianę, krzyżując ręce na piersi i usiłując zignorować kręcenie w głowie. Było uciążliwe, jednak nie tak bardzo jak towarzystwo Krukona ze studniami miast oczu. Z tym, że Hughes była jakimś wyjątkowo podatnym okazem i sama do tej studni wskakiwała, nie bacząc na to, że będzie bolało a podarta sukieneczka dodatkowo się ubrudzi.
No i co..? No i stała tak sobie, blada i zmęczona, oddychająca przez usta i usiłująca zapanować nad tworzącym się w głowie bałaganem. I patrzyła. Spokojnie, z dystansu, chyba ani razu nie przymykając powiek.
Sahir Nailah
Oczekujący
Sahir Nailah

Wieża Zegarowa - Page 4 Empty Re: Wieża Zegarowa

Sro Paź 19, 2016 12:33 am
Było zimno.
Było tak przeraźliwie zimno, że gdyby mógł, przywlókłby tutaj koc i jeszcze kołdrę - otuliłby się nimi i wpatrywał dalej w ten krajobraz, zamiast skryć w bezpiecznych murach zamku - heh, bezpiecznych tak długo, jak on się w nich nie pojawiał - a pod tym względem było ostatnio aż nadmiernie spokojnie. Żadnych ataków, żadnych skarg, żadnych nowych plotek o wielkim Nailahu, który, no własnie, co krok tylko szukał każdego kolejnego sposobu na to, by udowodnić, jaki to on zły i przerażający nie jest. Działało? Działało. Zazwyczaj nie wiele więcej było potrzeba niż sama jego obecność, by odczuwalna temperatura obniżyła się o parę stopni i te dreszcze, które on teraz odczuwał z powodu chłodu, dotknęły wszystkich w pobliżu. Lepiej się usunąć, nie wchodzić pod łapy temu drapieżnikowi, który miewał humorki bardziej zmienne niż kobieta. Byli jednak przecież też tacy samobójcy jak Alice Hughes - zmęczeni życiem na tyle, by nie dość im było adrenaliny - a kiedy tej było za mało, Śmierci szukało się całkowicie podświadomie - ach, szczęście w nieszczęściu uczniom Hogwartu łatwiej ją było znaleźć, skoro kręciła się po tych murach - gorzej z tym, że (jak to Śmierć już w zwyczaju miała) pojawiał się raczej w tych mniej oczekiwanych momentach i w zupełnie przypadkowych miejscach - zadziwiająco ciężko było go znaleźć, kiedy naprawdę się szukało... Chyba tak samo działa Szczęście. Jeśli szukasz - nie znajdziesz - przestań szukać, a samo do ciebie przyjdzie.
Powoli zaczął odwracać głowę w kierunku źródła głosu - wcale nie przestraszonego, wcale nie przerażającego - ha! - ten głos wręcz prowokował - by skrzyżować spojrzenie z brązowymi oczętami Puchonki - zmęczenie wydawało się być równe zmęczeniu, a mimo to dwa różne światy posypały iskry na ziemię, kiedy przypadkowo się o siebie otarły, chociaż nie powinno w tym być niczego osobistego - nie było przynajmniej od strony czarnowłosego, którego blada twarz nie wyraziła ani zdziwienia, ani nie pojawił się uśmiech, ani chociażby irytacja faktem, że jego spokój został przerwany.
- Nie. Jest za zimno. - Powędrował spojrzeniem przed siebie. Głęboki pomruk wkradł się w tykanie zegara, splótł z opowieściami Nocy zaplatanymi przez krążący wiatr i wsunął prosto do uszu, rozmywając na bębenkach, jak przesunięcie palców po karku, które pojawia się i znika zbyt łagodnie, by zaskakiwało i trwa zbyt krótko, by zrozumieć idylliczność jego zjawiska. Jeszcze. Więcej. Chociaż przez krótką sekundę...
Alice Hughes
Oczekujący
Alice Hughes

Wieża Zegarowa - Page 4 Empty Re: Wieża Zegarowa

Sro Paź 19, 2016 4:27 pm
Ehe.
Zimno. No mówiła, że kretyn? No dobra no, może przesadziła z tymi kąpielówkami, ale naprawdę Nailahowi brakowało jeszcze czapki z pomponem. Może i by mu jakąś wydziergała (różową najpewniej) coby nie tylko ocieplić mu uszy ale jeszcze wizerunek, gdyby tylko czapeczki nie były zarezerwowane dla... Dla kogo właściwie? Właściwie to dla kogokolwiek innego niż on. Chociaż jak wyobrażam sobie te wełniane pęcherze, które wychodziły spod szczupłych dłoni... Nie. Krukon czapeczki nie dostanie, nawet gdyby miała być to (prawie) adekwatna za wszystkie jego uczynki kara.
Dostał za to uwagę. Dużo uwagi, którą poświęcali mu w tym zamku chyba wszyscy, chociaż z daleka. Hughes jednak znowu olała ten - jak najbardziej przecież wskazany w tym wypadku - dystans i unosząc zaokrąglone brwi, wytrzymała spojrzenie tej najgłębszej otchłani, którą każdy normalny człowiek nazwałby po prostu oczami. Ba! Jakby tego było mało, kiedy tylko te dwa czarne punkciki przestały obserwować jej drobną sylwetkę, przechyliła bladą twarz na ramię i nie zastanawiając się dłużej niż sekundę, zrobiła krok do przodu. A potem kolejny. I jeszcze jeden, i następny... I nim ktokolwiek mógłby odwieść ją od tego durnego pomysłu, już stała obok pana Nailaha, pozornie niewzruszona i obojętna. Nie patrząc na niego tylko zerkając gdzieś przed siebie, tymi nie w pełni świadomymi oczami, z rękami wciąż skrzyżowanymi na piersi. Kolejny już raz oparła się o ścianę, tym razem wtulając w nią też bladą skroń z ledwie widoczną, pulsującą żyłką.
- To może pójdziesz gdzieś, gdzie jest cieplej? - o! A najlepiej do samego piekła! Wszyscy byliby szczęśliwi! I jakoś wcale nie miało tu znaczenia to, że to ona wparowała tu jako druga i naruszyła zajętą przez niego przestrzeń.
Sahir Nailah
Oczekujący
Sahir Nailah

Wieża Zegarowa - Page 4 Empty Re: Wieża Zegarowa

Sro Paź 19, 2016 5:02 pm
Niektórzy mieli tego pecha, że dostawali więcej niż o to prosili - więcej uwagi, więcej spojrzeń, więcej szeptów za plecami - by tam, gdzie prosili, nie dostać nic - uwagi z bliska, spojrzenia prosto w oczy, szeptu prosto do ucha - Alice Hughes nie była osobą, która wybrałaby jedną z tych dwóch opcji - ona zawsze stała po środku - wetknięta w swój strach, który sprawiał, że chciało się złapać ją za włosy, szarpnąć, przycisnąć mocniej do tej ściany, do tej kolumny, o którą się oparła, wypatrując w oddali czegoś, co tylko ona widziała - gdyby wystarczająco mocno wyciągnęła po to dłoń, gdyby odpowiednio mocno się skupiła i wreszcie postanowiło wybrać - wyprostować się, zamiast zginać i poddawać swoim demonom, może w końcu zdołałaby to dosięgnąć. Może. Gdyby chociaż posiadała minimalną "chęć"... Tak właśnie przyganiał kocioł garnkowi - oczy, które tylko odbierały, nie oferując nic w zamian, dwie pary takich oczu, utkwione na szczycie wieży, z której szczytu mogliby osądzić ten świat, uznając się za bożków, w tym momencie nie posiadały pragnień, nic nie pchało ich na siłę do przodu - w zupełnych przeciwieństwach było parę rzeczy, które ich jednak łączyło, podobieństwa jednak ginęły w toksycznych różnicach bojowości i groźby tego, co mogło się wydarzyć w przeciągu paru najbliższych minut - ospałość rządząca światem dyktowana była dla ludzi, nie dla polujących nocą drapieżników, czy nie tak? Czarny Kot się jednak nie poruszał - nie spojrzał nawet na Puchonkę, która podeszła bliżej i zatrzymała się tuż obok, wręcz przeciwnie - bardziej odwrócił wzrok, by znów zatknąć go na pięknym, zapierającym dech w piersiach widoku tonącego w wieczornych godzinach świata.
- Po co? Przecież i tak nie umrę z wyziębienia. - Leniwość tego pomruku daleko mijała się z pojęciem jakiegokolwiek niebezpieczeństwa.
Alice Hughes
Oczekujący
Alice Hughes

Wieża Zegarowa - Page 4 Empty Re: Wieża Zegarowa

Sro Paź 19, 2016 6:26 pm
Kto wie? Może i sięgnęłaby tego co tam majaczyło na horyzoncie, czymkolwiek miałoby nie być - a tego nie wiedziała najpewniej sama (nie)zainteresowana, a może po prostu stanęłaby naprzeciwko wymierzonych w jej stronę plotek, które - nawet jeśli większość potraktowała je  z przymróżeniem oka - snuły się za nią od ostatniego wydania tego szkolnego szmatławca. Pierwsza przesłuchana w sprawie błoni. Ta, która pozwoliła w Hogsmeade zginąć młodemu chłopakowi, ratując własny tyłek... Puchonka czytała to wszystko i perspektywa podłożenia szkolnej gazetki w toaletach zamiast papieru wydawała jej się bardzo kusząca. No ale... Jak to słusznie zostało zauważone - chęci nie odnotowano. Słodkie zawieszenie, cisza przed burzą - jak zwał tak zwał - leniwie opatulało dwie sylwetki, które niby ignorując siebie nawzajem były jednocześnie na siebie mocno wyczulone. A przynajmniej wyczulona była puchonka, której oparte o kamienny filar ciało było pod zbyt dużymi ubraniami napięte jak struna. Trochę to faktycznie niepokojące, ale Hughes naprawdę zdawała sobie sprawę z zagrożenia, a mimo to nic z tym nie robiła. Ba! Nurkowała zdawała się nurkować w nim coraz głębiej i trudno mi w tym momencie jednoznacznie ocenić, czy spowodowane to było faktyczną ciekawością czy jakąś chorą potrzebą, by wreszcie potrząsnąć samą sobą, poruszyć to co powoli zanikało...
Dziewczyna obróciła się nieznacznie, brązowymi oczami krążąc po okolicy, którą obserwował Nailah. I jakoś nie widziała w niej nic pięknego. Podkrążone oczy kilka razy przesunęły się więc to w prawo, to w lewo i w końcu zatrzymały się na obróconej do niej teraz tyłem głowie.
- A od czego byś mógł? - ten swobodny ton, pytanie, rzucone tak niedbale! Zupełnie jakby była przyjaciółką, pytającą go o to jakiej herbaty się napije.
A główka pracowała.
Sahir Nailah
Oczekujący
Sahir Nailah

Wieża Zegarowa - Page 4 Empty Re: Wieża Zegarowa

Sro Paź 19, 2016 7:59 pm
Chodź, kochana Alice, będzie nam tu dobrze razem - na tym oceanie, który powiedzie twoją tratwę, na którym zatopiła się moja własna łódź - stąd nie widać brzegu, nie dojrzysz więc nikogo - jak bardzo ci to tak naprawdę przeszkadzało? Brak oczu zwróconych w twoim kierunku, które oceniałyby każdy twój gest, każdy twój ruch? Brak wtrąceń i tej wędki, która ciągnęłaby do brzegu - bo tak, jak unikniesz tutaj spojrzeń postronnych, tak i nie będzie nikogo, kto ewentualnie mógłby ci podać dłoń - nie boisz się? W tych toniach krążą rekiny, których nie widać znad niespokojnie falującej tafli zaginającej ledwo przedostające się przez ciemne chmury promienie słońca - dzień? - zapomnij o dniu, światła tu nie uświadczysz! - miga w oddali i tylko w oddali pozostanie, bo przecież nie zanurzysz dłoni w wodzie, nie spróbujesz wiosłować do przodu, och przepraszam - chyba nigdy po prostu nie miałaś wioseł, żeby pokierować swoim losem. I nie miałaś chęci, które mogłyby sprawić, aby spróbować je zdobyć. Miałaś za to coś więcej - w tym punkcie, samotna na środku oceanu, który tylko czekał, by wyszczerzyć swoje kły, rozewrzeć paszczę - wystarczyłaby jedna fala, aby zmieść życie, a mimo to nadal płynęłaś, jak masochistka ku straceniu - więc jednak czegoś pragnęłaś, bo przecież w jakiś celu pozwoliłaś sobie na dobrowolną zmianę nurtu i wystąpienie przeciwko swojemu strachowi i tej gazetce, którą chciała podkładać do kolejnych kabin, przekazując kolejnym dłoniom. Sięgasz tą drobną dłonią po samą siebie? Sięgasz całą sobą po coś utraconego, zablokowanego, poszukując w tym przeklętym miejscu kawałków pogubionej duszy - no dalej, nurkuj!
Co mogłoby pójść nie tak..?
Nieprzyjemny dreszcz przeszył ciało, dotykając skórę chłodem rozchodzącym się od karku w dół - wolniej, mocniej wciągnął powietrze przez nozdrza, by równie wolno je wypuścić, zaciskając palce dłoni zawieszonej na ugiętej w kolanie nodze w pięść. Ten dreszcz był lekko pobudzający, zmuszał do uniesienia kociego łba i uchylenia ślepi znad parapetu, na którym leżał, nie niepokojony przez mieszkańców cichego domu - nie niepokojony do czasu. W końcu ile można było śnić..?
- Może gdybym się lekko pochylił w przód... - Przejechał oczyma z ginącego w mroku lasu w dół - może nawet by nie zabolało - swobodny lot zakończony ostrym spotkaniem z kamieniem. - Sam się zastanawiam. - To zawsze było tak niebezpiecznie mamiące - jak narkotyk podtykany pod san nos - wysokość, na której uwielbiał siedzieć - i obietnica lotu, gdyby w końcu zdecydował się spaść - kwestia była taka, że chyba nie chciał. Miał Coletta, prawda?
I tyle grzechów na sumieniu, że chyba nie był w stanie ich uciągnąć - a może mógł? - i przerażające pragnienie, które rozpalało mózg i ciało - wolę, by zabijać - by tonąć we krwi, by obserwować gasnące promyki w oczach - przerażające, bo należące do niego. Przerażające, bo przynoszące perwersyjną przyjemność.
Przerażające, bo coraz bardziej zacierały odpowiedź na pytanie: kim jestem?
Cena, jaką płaciło się za czarną magię - oto, co było przerażające - i to, jaką cenę On zapłacił za swoją wolność.
Chyba jednak nie był tym człowiekiem, który Piekło całkowitej wolności uznał za Raj.
Alice Hughes
Oczekujący
Alice Hughes

Wieża Zegarowa - Page 4 Empty Re: Wieża Zegarowa

Pon Paź 24, 2016 12:11 pm
Patrz, już przyszłam. Jestem, nie widzisz? Bardzo łatwo było się zgubić, kiedy niespokojna toń falowała, a słona woda zalewała oczy. Jeszcze szukała? A może po prostu leżała wyczerpana, na tej wystrzępionej desce, która tylko jakimś cudem unosiła się na powierzchni. I wbijała drzazgi w blade dłonie. Dużo drzazg. Tylko kiedy już się zaczęło, bardzo trudno było przestać.
Może faktycznie miał rację? Może rzeczywiście było zimno? Alice miała wrażenie, że temperatura spadła o kilka stopni, kiedy tak sobie stanęła obok Nailaha. Otuliła się mocniej cienkim swetrem - bardzo miękkim - i pochyliła minimalnie do przodu, cały już ciężar ciała opierając na kamiennej kolumnie. Bardzo twardej. W chorej, otaczającej ich rzeczywistości wszystko było twarde. I nieprzyjemne, kiedy już oczy przestawały cieszyć się na widok lasu czy słońca, więc czemu jeszcze bardziej nie obrzydzić sobie tego życia? Te same tęczówki, które zobojętniały na otaczające ich piękno - naprawdę istniało! Czaiło się w tych koronach drzew, chmurach, czystym powietrzu. Nawet w kamiennych murach go nie brakowało! - wciąż pozostawały czujne. Nie umknęło im zaciśnięcie pięści, ten niespokojny ruch dłoni... Ale jedyną przerażającą w tym obrazku rzeczą było to, że puchońskie serce ani razu nie zabiło na ten widok mocniej. Ha! Mało tego! Puchonka rozluźniła się - przynajmniej pozornie - i zrobiła krok do przodu, minimalnie podchodząc jeszcze bliżej, po czym wyciągnęła przed siebie ręce i przytuliła do siebie pana Nailaha. A tak naprawdę to nie. Tak tylko sprawdzam, czy jeszcze nie zasnęliście. Tak czy siak - ręce zostały wyciągnięte, ale tylko po to, żeby zaraz zgiąć się w łokciach i opaść na kamień, a potem chwycić w dłonie bladą buzię, nienaturalnie wręcz ciepłą w ten lepki, nieprzyjemny sposób. I tak sobie stała, jak gdyby nigdy nic a podkrążone oczy zerknęły w dół. Też lubiła wysokość, wiedziałeś? Choć raczej ze zgoła innych powodów.
- Nie kusiło cię nigdy? - nieprzyjemny, tak bardzo nie pasujący do dziecięcej wciąż twarzy uśmiech wykrzywił blade wargi. Tylko na chwilę, Hughes nie czekała w końcu na odpowiedź. Znała ją. - A ogień? Zadziałałby? - twarz obróciła się w kierunku Sahira. - Bo miałam ochotę cię spalić, po tym jak wypiłeś Colette. - ta da! I wreszcie mamy reakcje, świadczącą o tym, że puchońskie zombie jeszcze żyło. Serce w końcu załomotało mocniej a oczy przymróżyły się nieznacznie, kiedy na poliki wystąpił purpurowy rumieniec wściekłości. Spalić go? Gdyby Alice dorwała go tamtego ranka, bez namysłu rozerwałaby go gołymi rękami. Heh, nie zdziwiła bym się nawet, gdyby jej się to udało. Ale minęło troche czasu. I chociaż wyraźna niechęć nie osłabła ani o ciupinę, to przynajmniej nie rzuciła się na Krukona z pięściami. Jeszcze.
Sahir Nailah
Oczekujący
Sahir Nailah

Wieża Zegarowa - Page 4 Empty Re: Wieża Zegarowa

Pon Paź 24, 2016 5:35 pm
Nie... Zaprzeczenie. Zaprzeczenie kuszenia. Pytanie. Kusiło, czy nie? Ja wiedziałem, że tak, Kochana współautorka wiedziała, że tak, Czytelnicy wiedzieli, że tak i Alice wiedziała, że tak. Tylko On nie wiedział, że "oni" wiedzieli. W błogosławieństwie ciszy i całkowitego bezruchu nie było w końcu widzów, którzy śledziliby każdy ruch i każdą myśl, nie dla niego, nie dla Alice - tutaj, w miejscu, gdzie łączył ich tylko chłód oceanu i świeże, nocne powietrze - bo na pewno nie łączyły ich te same myśli i te same odczucia. Pomimo tego, że nikt nie wybudował pomiędzy nimi z cegieł solidnej ściany, nie ustawił dykty mającej ich rozdzielić, to przepaść, która rozciągała się pod ich nogami, dzieląc jedno od drugiego, była ogromna - nic w tym złego, przecież koniec końców żaden z nich nie wyciągnie ramion do tego drugiego, żeby naprawdę się przytulić - co najwyżej po to, by zacisnąć palce na gardzieli i zacisnąć - i dusić, i dusić - dusić tak długo, aż ostatni dech nie wypłynie z klatki piersiowej, chociaż ponoć za dużo już śmierci miało miejsce w tej szkole. Ponoć.
Dotyk jej dłoni na policzkach parzył - nie był przyjemny, a mimo to (mimo tego, jak bardzo nie cierpiał, kiedy ktoś naruszał jego przestrzeń) w tym sennym stanie nawet nie drgnął, nie odtrącił jej, nie odepchnął - poddał się jej mięśniom i temu, jak obróciła jego obojętną, ospałą twarz w swoim kierunku - aż chciało się powiedzieć, że zmusiła go do kontaktu wzrokowego - spełnił jej żądanie, proszę bardzo - najwyraźniej Puchonce wcale nie wadziło, że twarz drapieżnika znajdowała się aktualnie nieco zbyt blisko jej twarzy.
Aaa... słodki zapach...
- Tylko ten jeden raz? Bo piłem z niego wielokrotnie. - Aaach... nic nie drgnęło w czerni tych oczu, nawet jego mięśnie się na powrót rozluźniły - i nic nie drgnęło w tonie jego głosu. Nie było skuchy, żalu za grzechy - ale to właśnie była ta odpowiedź na złość, która zapłonęła w brązowych oczach i na bladych policzkach Alice - cisza przed burzą minęła, pora zatonąć w grzmotach i piorunach, poddać się złotym wstęgą przecinającym szarość nieba bez żadnej możliwości podniesienia "veto". Stanąć naprzeciwko jednego z grzechów.
Pewnie w tym celu trzeba mieć jeszcze jakieś sumienie, prawda?
Prowokacja.
Sponsored content

Wieża Zegarowa - Page 4 Empty Re: Wieża Zegarowa

Powrót do góry
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach