- Mistrz Gry
Re: Ulica
Pią Wrz 18, 2015 9:36 am
Rachunek:
Colette Warp:
1x Niespodzianka (1 Galeon 14 Sykli i 24 Knuty)
1x Niespodzianka (2 Galeony 6 Sykli i 25 Knutów)
2x Niespodzianka (1 Galeon 12 Sykli i 3 Knuty)
Razem: 5 Galeonów 15 Sykli i 23 Knuty
Colette Warp:
1x Niespodzianka (1 Galeon 14 Sykli i 24 Knuty)
1x Niespodzianka (2 Galeony 6 Sykli i 25 Knutów)
2x Niespodzianka (1 Galeon 12 Sykli i 3 Knuty)
Razem: 5 Galeonów 15 Sykli i 23 Knuty
- Kelly McCarthy
Re: Ulica
Czw Paź 15, 2015 8:33 pm
Ucieszyła się, że wszystko poszło niebywale sprawnie. Mimo kilku spóźnialskich, (takich jak ona) wyruszyli niemal punktualnie. Całą drogę do Hogsmeade szła sama, nie mając jakoś siły na nawiązywanie kontaktów towarzyskich. Może dlatego, że dopiero zwlekła się z łóżka?
Powłóczyła nogami, z kapturem płaszcza narzuconym tak mocno na głowę, że niemal zasłaniał jej całą twarz. Pogoda nie oddawała wesołego nastroju jaki panował wśród uczniów.
Wszyscy śmiali się i dokazywali, bo w końcu mogli wyrwać się z murów szkoły i wesoło pognać do wioski, mogąc na reszcie odetchnąć od ciągłego sprawowania nad nimi kontroli. Ona też w duchu czuła radość, że sama mogła trochę odetchnąć. Potrzebowała kawy!
Dobrze, że wzięła ze sobą trochę drobnych, które mogła bez problemu wydać w miasteczku. Tylko i wyłącznie na swoje przyjemności, zasłużyła na to, jak nikt inny.
Z nieba co chwile zaczynały spadać małe kropelki deszczu, odbijając się echem wśród ulic. Miała nadzieje, że długo nie będą sterczeć na uliczce. Profesor w końcu musiała ogłosić jak ma wyglądać cały wypad, to znaczy, o której powrót, co wolno, co nie. Dziewczyna westchnęła cicho i zatrzymała się wraz z grupką uczniów, aby wysłuchać co wspaniała McGonagall ma im do powiedzenia i czy szybko wszystkich puści. Marzyła o tym, żeby znaleźć się już w jakiejś kawiarni z kubkiem ciepłego, parującego napoju bogów.
/krótko, bo nie wiem co mam pisać, a nikt się nie odważył być pierwszym :D
Powłóczyła nogami, z kapturem płaszcza narzuconym tak mocno na głowę, że niemal zasłaniał jej całą twarz. Pogoda nie oddawała wesołego nastroju jaki panował wśród uczniów.
Wszyscy śmiali się i dokazywali, bo w końcu mogli wyrwać się z murów szkoły i wesoło pognać do wioski, mogąc na reszcie odetchnąć od ciągłego sprawowania nad nimi kontroli. Ona też w duchu czuła radość, że sama mogła trochę odetchnąć. Potrzebowała kawy!
Dobrze, że wzięła ze sobą trochę drobnych, które mogła bez problemu wydać w miasteczku. Tylko i wyłącznie na swoje przyjemności, zasłużyła na to, jak nikt inny.
Z nieba co chwile zaczynały spadać małe kropelki deszczu, odbijając się echem wśród ulic. Miała nadzieje, że długo nie będą sterczeć na uliczce. Profesor w końcu musiała ogłosić jak ma wyglądać cały wypad, to znaczy, o której powrót, co wolno, co nie. Dziewczyna westchnęła cicho i zatrzymała się wraz z grupką uczniów, aby wysłuchać co wspaniała McGonagall ma im do powiedzenia i czy szybko wszystkich puści. Marzyła o tym, żeby znaleźć się już w jakiejś kawiarni z kubkiem ciepłego, parującego napoju bogów.
/krótko, bo nie wiem co mam pisać, a nikt się nie odważył być pierwszym :D
- David o'Connell
Re: Ulica
Czw Paź 15, 2015 11:35 pm
Cierpliwie zniósł przeszukanie przez Filcha. Nie udało mu się znaleźć nic, co mogłoby choćby wydać się podejrzane - wynikało to najpewniej z faktu, że oprócz papierosów (które zostały bezpiecznie schowane) David nosił przy sobie niewiele rzeczy. Nie lubił być obładowany jak jakieś zwierzę juczne, ograniczało to swobodę ruchów. Było to jedno z jego przyzwyczajeń składających się na stan "zawsze gotów do mordobicia".
Ruszył razem z rozgadanym tłumem. Nie wiedział jeszcze, gdzie się uda, kiedy znajdą się na miejscu. Samo wyrwanie się na jakiś czas z zamku było na tyle atrakcyjne, że nie myślał o tym, co zrobi będąc w Hogsmeade. Teraz też nie zaprzątał sobie tym głowy - miał zamiar przejść się główną ulicą i przyglądając się witrynom zdecydować, które miejsce odwiedzi... Jeśli w ogóle będzie miał ochotę wejść gdzieś do środka. Pogoda była dla niego nieistotnym szczegółem wycieczki, dlatego nie widział nic dziwnego w rozpatrywaniu opcji pozostania na zewnątrz przez kilka godzin.
Spokojny rytm kroków zakłóciło mu kichnięcie. Nie zdarzało mu się zbyt często chorować, ale nie musiał zbyt długo zastanawiać się, co takiego mogło przełamać bariery jego końskiego zdrowia - całkiem dobrze pamiętał noc sprzed dwóch dni. Był tam jakiś alkohol, jakiś zimny kamień i jakiś idiota, który postanowił popływać.
Powolnym krokiem zbliżał się do miejsca, w którym mieli otrzymać wytyczne odnośnie czasu spędzanego w wiosce, ręce trzymając głęboko w kieszeniach. Przez to, że nie był całkiem zdrowy wydawało mu się, że jest nieco chłodniej niż było w rzeczywistości.
Ruszył razem z rozgadanym tłumem. Nie wiedział jeszcze, gdzie się uda, kiedy znajdą się na miejscu. Samo wyrwanie się na jakiś czas z zamku było na tyle atrakcyjne, że nie myślał o tym, co zrobi będąc w Hogsmeade. Teraz też nie zaprzątał sobie tym głowy - miał zamiar przejść się główną ulicą i przyglądając się witrynom zdecydować, które miejsce odwiedzi... Jeśli w ogóle będzie miał ochotę wejść gdzieś do środka. Pogoda była dla niego nieistotnym szczegółem wycieczki, dlatego nie widział nic dziwnego w rozpatrywaniu opcji pozostania na zewnątrz przez kilka godzin.
Spokojny rytm kroków zakłóciło mu kichnięcie. Nie zdarzało mu się zbyt często chorować, ale nie musiał zbyt długo zastanawiać się, co takiego mogło przełamać bariery jego końskiego zdrowia - całkiem dobrze pamiętał noc sprzed dwóch dni. Był tam jakiś alkohol, jakiś zimny kamień i jakiś idiota, który postanowił popływać.
Powolnym krokiem zbliżał się do miejsca, w którym mieli otrzymać wytyczne odnośnie czasu spędzanego w wiosce, ręce trzymając głęboko w kieszeniach. Przez to, że nie był całkiem zdrowy wydawało mu się, że jest nieco chłodniej niż było w rzeczywistości.
- Neve Collins
Re: Ulica
Pią Paź 16, 2015 12:18 pm
Niewiasta odsunęła się na drobny moment, kiedy jej pożartą bielą świat, w którym unoszenie się było faktem oczywistym, gdzie bajanie trwało pośród nieskończonego morza odcięcia od realiów i pozostanie za bezpiecznym szkłem, poza którym istniał tylko granat nocnego firmamentu - ten, na którym nie wisiały gwiazdy, gdzie Luna kryła się za hebanem chmur - ten sam, na którym ona mogła opatulać się puchem i lśnić - w tym właśnie trwaniu, za jej plecami, pojawiło się światło zgoła inne - nie tak blade, jak ona, nie tak chłodne w swym dotyku, które wyciągało swe promienie do policzków, by otrzeźwiać i zsyłać po karkach dreszcze, a to ciepłe, radosne, światło c z y s t e w swej postaci - i postąpiła ten krok w bok, by odwrócić się w kierunku swego azjatyckiego przyjaciela, kolejnego drogiego Rycerza, który nosił na plecach białą pelerynę na tych czarnych polach szachowych, a którego zbroja dźwięczała w ogarniającej ciszy mimo rozmów i śmiechów rozlegających się wokół - mili wy moi Strażnicy, tak od siebie różni - On, Dziecię Jesieni i On - Dziecko Wiosny w pełnym rozkwicie - Cienie Bytu i Jasność Trwania - a jednak w swej koegzystencji nie było tarcia, które powodowałoby sypanie iskier dookoła - kto wie, może to tylko dlatego, że przekroczyli próg Lodowego Królestwa, gdzie łagodne płatki śniegu muskały ciała pomimo trwania pory roku odpowiadającej Minabiemu, w którym trwała ulotna i tak łatwa do złamania Emancypacja Pani Zimy..? Tej Pani, której drobna, nienaturalnie blada dłoń została ujęta przez kucającego przed nią Minabi'ego, a ciepły uśmiech zagościł na jej licu wraz z drobiną różanych rumieńców idyllicznie zdobiących jej drobną twarz - i przyszło jej wyciągnąć drugą dłoń, specjalnie po to, by przyjąć dar, który został jej ofiarowany.
- Oto i jest Nadzieja, mój drogi Cirilu - gdyby nic się nie naradzało, Jesień nie miałaby prawa bytu. Czy więc jest w niej coś złego? - Nadzieja sama w sobie - co tak naprawdę myślała o niej Biała Księżniczka? Potrafiła bawić się słowami i wypowiadać nawet to, co sprzeczne było z jej myślami - ale nie znaczyło to, że kłamie - prowadziła czystą polemikę, stawiała pytania - więc czy to coś złego..? Snuła swój czar, splatając linię losów, by niczym jaskółka w pogodne dni szybować ponad głowami ludzkimi - ta, która ponoć Wiosnę miała właśnie zwiastować, jak i deszcz, ponure gromadzenie się chmur, gdy zstępowała zbyt nisko pomiędzy ludzi...
- Dziękuję Ci, me Dziecię Płomienia! Jest piękna! - Rozpromieniła się, gdy spojrzała na broszkę odbijającą refleksy światła w swej powierzchni i łagodnie dała mu znak, by powstał, gdy pociągnęła go za rękę, by przytulić się do niego, przylegając policzkiem do jego klatki piersiowej na wysokości serca. - Będzie moim wielkim skarbem. - Odsunęła się, gdy Filch zaczął lustrować ich rzeczy, by pozwolić mu na nieuniknione i gdy przyszło im ustawiać się już do wyjścia - zwróciła swe oczy na Cirila - i tylko i wyłącznie na niego - a może powinienem napisać - DLA niego? - duże i ciepłe mimo swej barwy, szczere i niewinne, jakby całe zło tego świata omijało ją szerokim łukiem i nie było w stanie zabarwić świata, który barw nie posiadał - a jednak był piękny w swej krystalicznej bieli, nakryty anielskimi skrzydłami - lubiła spoglądać w jego oczy - lubiła czerpać z nich siłę i wkradać się w zakamarki jego pięknej duszy, która przelewała się pomiędzy szponami jej drobnych palców - był dębem, za którym się kryła niczym drobny kłos trwały i który wyrastał wysoko ponad nią, dając cień przed słońcem, lub może raczej bijącą wierzbą, która smagała wszystkich nieproszonych gości - a ona po prostu trwała, jak zawsze, w swym zawieszeni, krańcem palca wskazując kierunek.
Ten kontakt wzrokowy i silna, męska dłoń, a jednak tak delikatna i ostrożna, która została położona na jej barku - zaraz zostało to zerwane, ale tylko dlatego, że przyszło im w końcu ruszyć w kierunku Hogsmeade.
- On. - Wskazała na Sahira Nailaha. - On. - Wskazała na Jeffreya Woodsa. - Ona. - Wskazała na Riley Acquart - samym spojrzeniem, samym ruchem fijołków, które opadały delikatnymi płatków na głowy wymienionych, wypalając na nich karkach znamię - te niewidoczne dla nikogo innego. - On. - Dwa szkiełka przesunęły się na Coletta Warpa. - I... On. - Skierowała wzrok na Davida o'Connela. - Jest wiele statuetek, drogi Cirilu, tylko czas się dłuży i nie pozwala musnąć ich wszystkich... Dzisiaj jednak wszyscy zostaną dotknięci. - Odetchnęła lekko. - Moje serce zatęskniło do widoku Jesieni tańczącej z kosą w ręku, pośród krwawiącej na bruku Nadziei... Cierpliwość cnotą cesarzy.
- Oto i jest Nadzieja, mój drogi Cirilu - gdyby nic się nie naradzało, Jesień nie miałaby prawa bytu. Czy więc jest w niej coś złego? - Nadzieja sama w sobie - co tak naprawdę myślała o niej Biała Księżniczka? Potrafiła bawić się słowami i wypowiadać nawet to, co sprzeczne było z jej myślami - ale nie znaczyło to, że kłamie - prowadziła czystą polemikę, stawiała pytania - więc czy to coś złego..? Snuła swój czar, splatając linię losów, by niczym jaskółka w pogodne dni szybować ponad głowami ludzkimi - ta, która ponoć Wiosnę miała właśnie zwiastować, jak i deszcz, ponure gromadzenie się chmur, gdy zstępowała zbyt nisko pomiędzy ludzi...
- Dziękuję Ci, me Dziecię Płomienia! Jest piękna! - Rozpromieniła się, gdy spojrzała na broszkę odbijającą refleksy światła w swej powierzchni i łagodnie dała mu znak, by powstał, gdy pociągnęła go za rękę, by przytulić się do niego, przylegając policzkiem do jego klatki piersiowej na wysokości serca. - Będzie moim wielkim skarbem. - Odsunęła się, gdy Filch zaczął lustrować ich rzeczy, by pozwolić mu na nieuniknione i gdy przyszło im ustawiać się już do wyjścia - zwróciła swe oczy na Cirila - i tylko i wyłącznie na niego - a może powinienem napisać - DLA niego? - duże i ciepłe mimo swej barwy, szczere i niewinne, jakby całe zło tego świata omijało ją szerokim łukiem i nie było w stanie zabarwić świata, który barw nie posiadał - a jednak był piękny w swej krystalicznej bieli, nakryty anielskimi skrzydłami - lubiła spoglądać w jego oczy - lubiła czerpać z nich siłę i wkradać się w zakamarki jego pięknej duszy, która przelewała się pomiędzy szponami jej drobnych palców - był dębem, za którym się kryła niczym drobny kłos trwały i który wyrastał wysoko ponad nią, dając cień przed słońcem, lub może raczej bijącą wierzbą, która smagała wszystkich nieproszonych gości - a ona po prostu trwała, jak zawsze, w swym zawieszeni, krańcem palca wskazując kierunek.
Ten kontakt wzrokowy i silna, męska dłoń, a jednak tak delikatna i ostrożna, która została położona na jej barku - zaraz zostało to zerwane, ale tylko dlatego, że przyszło im w końcu ruszyć w kierunku Hogsmeade.
- On. - Wskazała na Sahira Nailaha. - On. - Wskazała na Jeffreya Woodsa. - Ona. - Wskazała na Riley Acquart - samym spojrzeniem, samym ruchem fijołków, które opadały delikatnymi płatków na głowy wymienionych, wypalając na nich karkach znamię - te niewidoczne dla nikogo innego. - On. - Dwa szkiełka przesunęły się na Coletta Warpa. - I... On. - Skierowała wzrok na Davida o'Connela. - Jest wiele statuetek, drogi Cirilu, tylko czas się dłuży i nie pozwala musnąć ich wszystkich... Dzisiaj jednak wszyscy zostaną dotknięci. - Odetchnęła lekko. - Moje serce zatęskniło do widoku Jesieni tańczącej z kosą w ręku, pośród krwawiącej na bruku Nadziei... Cierpliwość cnotą cesarzy.
- Caroline Rockers
Re: Ulica
Pią Paź 16, 2015 12:57 pm
Kiedyś słowa niosły ze sobą prawdę o Raju i Piekle. Raj, miejsce mityczne otoczone tymi jakże uroczymi i pięknymi aniołami, które chwytały człowieka pod boki i wznosiły go na wyżyny piękna. Piekło, legendarne podziemia ognia i grzechu, gdzie pieczę sprawował Diabeł, przyglądając się jak upadają ludzkie mocarstwa i jednostki, które pluły na schody do Nieba.
Bujdy, strzępienie języka, pogróżki.
W tym wszystkim było jednak miejsce na lodowatą pustynię, która powstanie na miejsce starego świata. Najpierw niemniej należało zrobić porządek na szachownicy, pozbyć się starych pionków i tych słabych, które nie powinny być w ogóle brane pod uwagę. Królowa okryta pieszczotliwie swą czerwienią, choć przez tyle czasu była w cieniu by pozbyć się chmury podejrzeń wokół swojej osoby, dzisiaj odnalazła idealną okazję by dłońmi pochwycić słaby kręgosłup pierwszej lepszej ofiary i delikatnie, acz stanowczo zmiażdżyć ją, spoglądając na powolny upadek na kolana, kiedy już ktoś nie będzie w stanie zapanować nad własnym ciałem. Niezidentyfikowana melancholia, która lubiła powracać w nocy, została stanowczo wyłączona. A Szaleńcza Nadzieja? Zniknęła wraz ze swoim uśmiechem w szarym tłumie, pozostawiając jedynie po sobie list, który pomięty spoczywał w dzienniku.
Teraz przed sobą miała grupę uczniów, którzy nie mogli się doczekać zaczerpnięcia świeżego oddechu wiosny - tak gwałtownego i wymieszanego z jej łzami, że pewna zdawała się być diagnoza ich rozczarowania. Spojrzenie chmurnych tęczówek spoczęło leniwie na Sahirze, który tak ukradkowo upodobał sobie spoglądanie na śmiesznego chłopczyka w żółtych barwach. Na niego również spojrzała, mając wrażenie, że gdzieś go już widziała i to stosunkowo niedawno. Zajęcia? Spotkanie klubu? Nie... okoliczności z pewnością były inne.
Z tego pyska nie wydobędzie się ogień. Jedynie iskra.
Całą chmarę dziewcząt ominęła lekceważąco i dopiero złoto - czerwony chłopiec w towarzystwie Bieli na nowo przywrócił jej zainteresowanie. Usta wykrzywiły się w kpiącym uśmiechu, głowa została przekrzywiona na bok, gdy przyglądała się tej, która śmiała zwać się Królową i również upatrzyć sobie Zimę.
Chłodne płomienie chaosu postanowiły liznąć głowę Zwycięstwa, chcąc poprawić koronę, która widniała na samym szczycie chudego i długiego ciała. Wzrok zdążył już w tym czasie powędrować dalej, zaczynając swoistego rodzaju wyliczankę i niemniej nie zamierzając poświęcać zbyt dużo czasu tym, którzy pełni dziecięcej naiwności stawiali kroki w stronę wyraźnie wymalowanego nieszczęścia. Krukon, który wcześniej został przez nią wypatrzony, otrzymał znak w postaci bezceremonialnego szturchnięcia i uderzenia łokciem w tył głowy przy sunięciu się tłumu do przodu. Zdawał się być opóźniony w rozwoju, ale tym zajmować się nie zamierzała. Poprawiła swój płaszcz, wsuwając dłonie w jego kieszenie i wyprostowana, ruszyła do przodu. Przy nauczycielach nie zamierzała się wychylać a poza tym teraz w zupełności wystarczyła jej korekta listy, którą miała w głowie i gdzie właśnie zmieniała się kolejność. Kiedy znaleźli się na ulicy głównej Hogsmeade, dziewczyna wsunęła kosmyk włosów za ucho i ignorując brzęczenie myśli słabych głów, przystanęła nieopodal Gryfona, który wykazywał chęć jak najszybszego zniknięcia w czeluściach któregoś z pubów.
Rozumiała to doskonale.
Kiedy zwróciła swoje oczy na pochmurne niebo, jej oblicze rozjaśnił nikły, niezrozumiały uśmiech.
Wszystko powoli szykowało się do kolejnego wielkiego przedstawienia.
Bujdy, strzępienie języka, pogróżki.
W tym wszystkim było jednak miejsce na lodowatą pustynię, która powstanie na miejsce starego świata. Najpierw niemniej należało zrobić porządek na szachownicy, pozbyć się starych pionków i tych słabych, które nie powinny być w ogóle brane pod uwagę. Królowa okryta pieszczotliwie swą czerwienią, choć przez tyle czasu była w cieniu by pozbyć się chmury podejrzeń wokół swojej osoby, dzisiaj odnalazła idealną okazję by dłońmi pochwycić słaby kręgosłup pierwszej lepszej ofiary i delikatnie, acz stanowczo zmiażdżyć ją, spoglądając na powolny upadek na kolana, kiedy już ktoś nie będzie w stanie zapanować nad własnym ciałem. Niezidentyfikowana melancholia, która lubiła powracać w nocy, została stanowczo wyłączona. A Szaleńcza Nadzieja? Zniknęła wraz ze swoim uśmiechem w szarym tłumie, pozostawiając jedynie po sobie list, który pomięty spoczywał w dzienniku.
Teraz przed sobą miała grupę uczniów, którzy nie mogli się doczekać zaczerpnięcia świeżego oddechu wiosny - tak gwałtownego i wymieszanego z jej łzami, że pewna zdawała się być diagnoza ich rozczarowania. Spojrzenie chmurnych tęczówek spoczęło leniwie na Sahirze, który tak ukradkowo upodobał sobie spoglądanie na śmiesznego chłopczyka w żółtych barwach. Na niego również spojrzała, mając wrażenie, że gdzieś go już widziała i to stosunkowo niedawno. Zajęcia? Spotkanie klubu? Nie... okoliczności z pewnością były inne.
Z tego pyska nie wydobędzie się ogień. Jedynie iskra.
Całą chmarę dziewcząt ominęła lekceważąco i dopiero złoto - czerwony chłopiec w towarzystwie Bieli na nowo przywrócił jej zainteresowanie. Usta wykrzywiły się w kpiącym uśmiechu, głowa została przekrzywiona na bok, gdy przyglądała się tej, która śmiała zwać się Królową i również upatrzyć sobie Zimę.
Chłodne płomienie chaosu postanowiły liznąć głowę Zwycięstwa, chcąc poprawić koronę, która widniała na samym szczycie chudego i długiego ciała. Wzrok zdążył już w tym czasie powędrować dalej, zaczynając swoistego rodzaju wyliczankę i niemniej nie zamierzając poświęcać zbyt dużo czasu tym, którzy pełni dziecięcej naiwności stawiali kroki w stronę wyraźnie wymalowanego nieszczęścia. Krukon, który wcześniej został przez nią wypatrzony, otrzymał znak w postaci bezceremonialnego szturchnięcia i uderzenia łokciem w tył głowy przy sunięciu się tłumu do przodu. Zdawał się być opóźniony w rozwoju, ale tym zajmować się nie zamierzała. Poprawiła swój płaszcz, wsuwając dłonie w jego kieszenie i wyprostowana, ruszyła do przodu. Przy nauczycielach nie zamierzała się wychylać a poza tym teraz w zupełności wystarczyła jej korekta listy, którą miała w głowie i gdzie właśnie zmieniała się kolejność. Kiedy znaleźli się na ulicy głównej Hogsmeade, dziewczyna wsunęła kosmyk włosów za ucho i ignorując brzęczenie myśli słabych głów, przystanęła nieopodal Gryfona, który wykazywał chęć jak najszybszego zniknięcia w czeluściach któregoś z pubów.
Rozumiała to doskonale.
Kiedy zwróciła swoje oczy na pochmurne niebo, jej oblicze rozjaśnił nikły, niezrozumiały uśmiech.
Wszystko powoli szykowało się do kolejnego wielkiego przedstawienia.
- Jeffrey Woods
Re: Ulica
Pią Paź 16, 2015 4:30 pm
Ciągnął jeszcze chwilę rozmowę z Gryfonką, dookoła której krążył jak głośno bzyczący trzmiel zupełnie jak jakby chciał zwrócić na siebie pełnie jej uwagi i nie dzielić się nią z nikim innym. Nawet z mruczącym Filchem, na którego widok najpierw zmarszczył nos, a potem uśmiechał się podczas, gdy woźny machał mu fałszoskopem obok głowy. Ale nawet podczas przeszukiwań wydawał się być zaaferowany historią o nieudanej przyjaźni.
- Opowiesz mi więcej na wysokim drzewie. - odparł i w jego tonie dało się wyczytać, że nie było to pytanie czy propozycja, ale płynne stwierdzenie. Co chwilę szeroko się uśmiechał, zwłaszcza kiedy dziewczynę na dłuższą chwilę pochłonęło myślenie o ulubionych detalach kobiecego ciała, ale mina od razu zrzedła mu do poziomu zdziwienia, kiedy to jemu zaczęto zadawać pytania. Wzdrygnął się i rozejrzał w obie strony, jakby sprawdzając czy nikt ich nie potrzebuje i znowu, tak samo nieoczekiwanie, ale i tak samo miękko i bezboleśnie, złapał dłoń dziewczyny, opierając swoje palce na jej zgrabnym nadgarstku i zerknął na nią sprytnie, zupełnie jakby chciał się z nią podzielić jakaś wstydliwą tajemnicą. Przybliżył jej dłoń do swoich ust i chuchnął przeciągle gorącym powietrzem do do wnętrza, po czym zamknął jej palce tak, by zatrzymała w nich to ciepło. Bez tłumaczenia ukłonił się tylko przed nią, uchylając niewidzialnego kapelusza i bez słowa zniknął w idącym coraz szybciej tłumie.
Poruszał się w tłumie całkiem szybko i sprytnym wzrokiem wodził po wszystkich, reagując na najmniejszą zmianę w kolorowym krajobrazie okutanych w płaszcze czarodziei i czarownic. Ravencaw, Gryffindor, Gryffindor, Slytherin, znów Ravenclaw; dwa Hufflepuffy, Gryffin... jest. Namierzył go. Swoją ulubioną zabawkę.
Nie miał ochoty czekać aż wycieczka przystanie, więc gdy tylko udało im się opuścić ścieżkę i na moment wejść w lekkie błoto pomiędzy brukiem głównej ulicy, a piachem zaścielającym ich wcześniejszą trasę, okrążył bruneta od boku i najnormalniej... podstawił mu nogę.
- Opowiesz mi więcej na wysokim drzewie. - odparł i w jego tonie dało się wyczytać, że nie było to pytanie czy propozycja, ale płynne stwierdzenie. Co chwilę szeroko się uśmiechał, zwłaszcza kiedy dziewczynę na dłuższą chwilę pochłonęło myślenie o ulubionych detalach kobiecego ciała, ale mina od razu zrzedła mu do poziomu zdziwienia, kiedy to jemu zaczęto zadawać pytania. Wzdrygnął się i rozejrzał w obie strony, jakby sprawdzając czy nikt ich nie potrzebuje i znowu, tak samo nieoczekiwanie, ale i tak samo miękko i bezboleśnie, złapał dłoń dziewczyny, opierając swoje palce na jej zgrabnym nadgarstku i zerknął na nią sprytnie, zupełnie jakby chciał się z nią podzielić jakaś wstydliwą tajemnicą. Przybliżył jej dłoń do swoich ust i chuchnął przeciągle gorącym powietrzem do do wnętrza, po czym zamknął jej palce tak, by zatrzymała w nich to ciepło. Bez tłumaczenia ukłonił się tylko przed nią, uchylając niewidzialnego kapelusza i bez słowa zniknął w idącym coraz szybciej tłumie.
Poruszał się w tłumie całkiem szybko i sprytnym wzrokiem wodził po wszystkich, reagując na najmniejszą zmianę w kolorowym krajobrazie okutanych w płaszcze czarodziei i czarownic. Ravencaw, Gryffindor, Gryffindor, Slytherin, znów Ravenclaw; dwa Hufflepuffy, Gryffin... jest. Namierzył go. Swoją ulubioną zabawkę.
Nie miał ochoty czekać aż wycieczka przystanie, więc gdy tylko udało im się opuścić ścieżkę i na moment wejść w lekkie błoto pomiędzy brukiem głównej ulicy, a piachem zaścielającym ich wcześniejszą trasę, okrążył bruneta od boku i najnormalniej... podstawił mu nogę.
- Gabriel Foks
Re: Ulica
Pią Paź 16, 2015 9:15 pm
wbijam za pozwoleniem Sahirka, bez kary, leci post słabej jakości, he he.
-------
Miał spokojny poranek:
Wyspał się, umył, ubrał i ogarnął twarz, by ta nie wyglądała jakby nie spał pół roku, no i do tego jeszcze uniknął szczęśliwie kontroli przez jego ulubionego woźnego. A tfe.
Któż by nie był tak szczęśliwy jak on w tym momencie? Oczywiście, prawda, musiał teraz biec jak oszalały w stronę Hogsmeade, by zdążyć na jakąkolwiek zbiórkę i nie spóźnić się bardziej, niż do tej pory, ekhem. No ale halo! Poranna rozgrzewka! Dobra na… na mięśnie i te sprawy, a my przecież nie chcemy, by naszej pierdółce coś się stało, prawda? Oczywiście, wszyscy bardzo dbamy o jego zdrowie i… Och, kogo ja próbuję oszukać.
Tak, był po prostu za leniwy na to, by wstać tak wcześnie. Każdemu może się zdarzyć dzień lenia, prawda? Tym się też usprawiedliwiał ze swojej dzisiejszej nieobecności na kontroli, lepiej dla niego, niech ten staruch trzyma swoje łapska i ciekawską mordę z dala od niego. Ueh.
Wracając jednak do tematu - nie modlił się za długo nad swoimi ubraniami, dlatego też przez głowę przeciągnął szary, gruby sweter XL robiony na drutach, zaś na dupę wsunął podarte jasne jeansy, które kończyły się gdzieś w połowie łydki, ponieważ niżej widać już było rozklekotane glany. Na szybko złapał torbę przez ramię i szalik z barwami Ravenclaw, którym owinął swoją zmarzniętą szyję.
Z takim oto ekwipunkiem wystrzelił z Hogwartu w stronę Hogsmeade, jednak dopiero po opuszczeniu budynku spostrzegł lichą pogodę - zaklął pod nosem, że nie wziął czegoś na wierzch i spoglądnął do swojej minimalistycznej torby. Co tam było, co tam było...
Różdżka, galeony, fajki, gumki do włosów, o właśnie! Gumki do włosów, świetnie, właśnie tego szukał! Wyciągnął jedną i chwycił ją w zęby, a następnie zebrał wszystkie kosmyki blond włosów w górę i związał je gumką w kitka, który skutecznie rozszerzał mu pole widzenia. Co lepiej - nawet się nie spostrzegł, kiedy zauważył grupkę ze szkoły. Czym prędzej pobiegł w ich stronę i śmignął kochanej McDonald przed nosem.
- Dobry!
To wszystko co powiedział, żadnych usprawiedliwień, tłumaczeń, nic, zupełnie, na jego twarzy pojawił się jedynie szerooooki uśmiech w stronę nauczycielki.
Dokładnie sekundę później wszedł w sam środek grupki uczniów - tzn. najgorsza rzecz jaką mógł zrobić.
-------
Miał spokojny poranek:
Wyspał się, umył, ubrał i ogarnął twarz, by ta nie wyglądała jakby nie spał pół roku, no i do tego jeszcze uniknął szczęśliwie kontroli przez jego ulubionego woźnego. A tfe.
Któż by nie był tak szczęśliwy jak on w tym momencie? Oczywiście, prawda, musiał teraz biec jak oszalały w stronę Hogsmeade, by zdążyć na jakąkolwiek zbiórkę i nie spóźnić się bardziej, niż do tej pory, ekhem. No ale halo! Poranna rozgrzewka! Dobra na… na mięśnie i te sprawy, a my przecież nie chcemy, by naszej pierdółce coś się stało, prawda? Oczywiście, wszyscy bardzo dbamy o jego zdrowie i… Och, kogo ja próbuję oszukać.
Tak, był po prostu za leniwy na to, by wstać tak wcześnie. Każdemu może się zdarzyć dzień lenia, prawda? Tym się też usprawiedliwiał ze swojej dzisiejszej nieobecności na kontroli, lepiej dla niego, niech ten staruch trzyma swoje łapska i ciekawską mordę z dala od niego. Ueh.
Wracając jednak do tematu - nie modlił się za długo nad swoimi ubraniami, dlatego też przez głowę przeciągnął szary, gruby sweter XL robiony na drutach, zaś na dupę wsunął podarte jasne jeansy, które kończyły się gdzieś w połowie łydki, ponieważ niżej widać już było rozklekotane glany. Na szybko złapał torbę przez ramię i szalik z barwami Ravenclaw, którym owinął swoją zmarzniętą szyję.
Z takim oto ekwipunkiem wystrzelił z Hogwartu w stronę Hogsmeade, jednak dopiero po opuszczeniu budynku spostrzegł lichą pogodę - zaklął pod nosem, że nie wziął czegoś na wierzch i spoglądnął do swojej minimalistycznej torby. Co tam było, co tam było...
Różdżka, galeony, fajki, gumki do włosów, o właśnie! Gumki do włosów, świetnie, właśnie tego szukał! Wyciągnął jedną i chwycił ją w zęby, a następnie zebrał wszystkie kosmyki blond włosów w górę i związał je gumką w kitka, który skutecznie rozszerzał mu pole widzenia. Co lepiej - nawet się nie spostrzegł, kiedy zauważył grupkę ze szkoły. Czym prędzej pobiegł w ich stronę i śmignął kochanej McDonald przed nosem.
- Dobry!
To wszystko co powiedział, żadnych usprawiedliwień, tłumaczeń, nic, zupełnie, na jego twarzy pojawił się jedynie szerooooki uśmiech w stronę nauczycielki.
Dokładnie sekundę później wszedł w sam środek grupki uczniów - tzn. najgorsza rzecz jaką mógł zrobić.
- David o'Connell
Re: Ulica
Pią Paź 16, 2015 9:20 pm
Myślami był już na zbiórce, na której usłyszą jak to mają być grzeczni i że muszą wrócić do zamku na czas, może też jakąś zapowiedź konsekwencji w przypadku niewypełnienia wytycznych. Wciąż trzymał ręce wepchnięte głęboko w kieszenie, a wzrok wbijał gdzieś w dal, wypatrując kierunku, w którym oddali się już za chwilę... Nagle napotkał na przeszkodę w stawianiu nogi za nogą. Początkowo myślał, że to może jakiś korzeń - ale nie, potykając się zauważył ludzką sylwetkę majaczącą mu z boku. Ktoś najwyraźniej podstawił mu haka. Zachwiał się, pewien, że uda mu się złapać równowagę, przecież nie był niezdarą, po potknięciu udawało mu się zwykle stanąć pewnie na nogi.
Tyle, że nie tym razem. Błoto, po którym szli, za nic nie chciało być wystarczająco trwałym podłożem, żeby utrzymać na tyle stabilnie jego drugą nogę, by stała się podparciem dla całego ciała. Poślizgnął się - po raz drugi wciągu trzech dni - i wylądował rozciągnięty jak długi w głębokim błocie. Ręce, które zdążył wyjąć z kieszeni, ale na których nie zdążył się podeprzeć wbił w rozmiękłą ziemię gdzieś na wysokości pasa. Wpadł w miękkie podłoże, przywierając do niego praktycznie całym ciałem, od stóp po lewy policzek i ucho. Upadek nie bolał ani trochę, bo był idealnie zamortyzowany.
Carney podniósł głowę i wypluł trochę błota. Uniósł się nieco, opierając na kolanach i dłoniach.
- Ty... - Wycedził, wbijając mordercze spojrzenie w Ślizgona, który za najlepszą zabawę uznał podstawienie mu nogi. Teraz widział, że to ten sam koleś, który dla rozrywki rzucał w niego meblami. Pokręcił głową i - napięty jak struna - podniósł się z ziemi, powstrzymując się całą siłą woli przed przywaleniem temu gnojowi. Przynajmniej na razie, dopóki nie znajdą się gdzieś, gdzie nie będą ich widzieć profesorowie. O tak, David potrafił być cierpliwy.
Tyle, że nie tym razem. Błoto, po którym szli, za nic nie chciało być wystarczająco trwałym podłożem, żeby utrzymać na tyle stabilnie jego drugą nogę, by stała się podparciem dla całego ciała. Poślizgnął się - po raz drugi wciągu trzech dni - i wylądował rozciągnięty jak długi w głębokim błocie. Ręce, które zdążył wyjąć z kieszeni, ale na których nie zdążył się podeprzeć wbił w rozmiękłą ziemię gdzieś na wysokości pasa. Wpadł w miękkie podłoże, przywierając do niego praktycznie całym ciałem, od stóp po lewy policzek i ucho. Upadek nie bolał ani trochę, bo był idealnie zamortyzowany.
Carney podniósł głowę i wypluł trochę błota. Uniósł się nieco, opierając na kolanach i dłoniach.
- Ty... - Wycedził, wbijając mordercze spojrzenie w Ślizgona, który za najlepszą zabawę uznał podstawienie mu nogi. Teraz widział, że to ten sam koleś, który dla rozrywki rzucał w niego meblami. Pokręcił głową i - napięty jak struna - podniósł się z ziemi, powstrzymując się całą siłą woli przed przywaleniem temu gnojowi. Przynajmniej na razie, dopóki nie znajdą się gdzieś, gdzie nie będą ich widzieć profesorowie. O tak, David potrafił być cierpliwy.
- Colette Warp
Re: Ulica
Sob Paź 17, 2015 11:04 am
Wbił na główną ulicę wraz ze swoją obstawą z loszek (i Severusa Włosotłustego) niczym pierwszorzedny asfalt - brakowało mu tylko podrygującej bryki i kołpaka na złotym łańcuchu na szyi. Przez dłuższą chwilę w tak usłuchanym tłumie czuł się trochę jak na wyjeździe kolonijnym. Właśnie dotarli do miejsca zbiórki, stąd będą mieli kilka godzin na zakup suwenirów i potem wyjściowo będą się zbierać tutaj – tak przynajmniej sądził i zakładał, ale należało jeszcze poczekać na ostateczny werdykt nauczycieli.
Wiercił się niespokojnie, bo miał już niejaki plan na to gdzie iść, a to wszystko niepotrzebnie go tylko spowalniało. Również do rozmowy z Ismael chciał powrócić, kiedy przestaną być już ściskani ze wszystkich stron przez innych niecierpliwców.
//Off: Nie, nie będę tu stał i gadał i radze się wszystkim pospieszyc ><”
Wiercił się niespokojnie, bo miał już niejaki plan na to gdzie iść, a to wszystko niepotrzebnie go tylko spowalniało. Również do rozmowy z Ismael chciał powrócić, kiedy przestaną być już ściskani ze wszystkich stron przez innych niecierpliwców.
//Off: Nie, nie będę tu stał i gadał i radze się wszystkim pospieszyc ><”
- Jeffrey Woods
Re: Ulica
Sob Paź 17, 2015 11:24 am
Parsknął, zasłaniając usta dłonią, kiedy tylko Gryfon z głośnym plaśnięciem postanowił się popluskać i poużywać nieco kiepskiej pogody. Jakby Jeff miał ocenić jego przygotowania do skoku i ewolucje, jakie zrobił zanim się zanurzył, to ocena nie sięgałaby wyżej niż trzy na dziesięć, ale wliczając w to wszystko skalę rozprysku błota, która przy takim drągalu była tym większa, to automatycznie wskakiwały mu dwa punkty więcej – głównie dlatego, że najbliżej stojący ludzie już mieli upierdolone nogawki.
Ślizgon zgiął się w pół w końcu zaczynając się głośno śmiać, kiedy tylko uchwycił to wkurwione spojrzenie własnym. Puścił wręcz upapranemu w błocie koledze oczko i zerknął na błotko pod nim. Okazało się, że wbicie było tak mocne i celne, że jego profil dumnie patrzył na nich, wyryty w brązowej, wilgotnej ziemi. Jeffrey bez zwłoki obejrzał się za siebie i przeszukał spojrzeniem ziemię w końcu dając nura między jakieś dwie Krukonki, które pisnęły ze strachu, sądząc, że to zboczeniec i porwał z ziemi jakiś lekko powyginany patyk. Patyk też był cały w błocie więc Woods, by temu zaradzić, szybko wytarł go w szatę jakiegoś Gryfona, po czym wrócił czym prędzej do o'Connella, nawet nie interesując się tym czy ten zdążył się pozbierać z podłogi czy nie i zamachał mu pałąkiem przed gębą.
- Gwiazdy podpisują się na swoich podobiznach.
Ślizgon zgiął się w pół w końcu zaczynając się głośno śmiać, kiedy tylko uchwycił to wkurwione spojrzenie własnym. Puścił wręcz upapranemu w błocie koledze oczko i zerknął na błotko pod nim. Okazało się, że wbicie było tak mocne i celne, że jego profil dumnie patrzył na nich, wyryty w brązowej, wilgotnej ziemi. Jeffrey bez zwłoki obejrzał się za siebie i przeszukał spojrzeniem ziemię w końcu dając nura między jakieś dwie Krukonki, które pisnęły ze strachu, sądząc, że to zboczeniec i porwał z ziemi jakiś lekko powyginany patyk. Patyk też był cały w błocie więc Woods, by temu zaradzić, szybko wytarł go w szatę jakiegoś Gryfona, po czym wrócił czym prędzej do o'Connella, nawet nie interesując się tym czy ten zdążył się pozbierać z podłogi czy nie i zamachał mu pałąkiem przed gębą.
- Gwiazdy podpisują się na swoich podobiznach.
- Ienzo Kreshend
Re: Ulica
Sob Paź 17, 2015 11:47 am
Już wcześniej zauważył pannę Miracle, kiedy rozsypały się jej rzeczy, ale gdyby pomógł jej je zbierać, naraziłby się może na ROZMOWĘ (!), więc wolał się przyglądać, jak je zbiera sama, zaledwie parę metrów od niego. Od tego momentu wodził za nią nieobecnym wzrokiem, myśląc nad ulepszeniami dla swojego ostatniego projektu dłoni golema. Palce przypominające ludzkie były na razie najtrudniejsze: jak tu nadać im precyzję, jak wydawać polecenia każdemu z osobna? Obudził się dopiero, kiedy dostrzegł, że Puchonce skonfiskowano dziennik. Bezskutecznie próbowała go odzyskać.
- Jak mogli zabrać ci notatki! - nie wytrzymał, i zagadnął ją w końcu, kiedy grupa uczniów docierała na główną ulicę Hogsmeade.
W tym samym czasie uważał, żeby obejść pasy miękkiego błota z taką samą dozą uwagi, jak kilku uczniów, którzy już zaczęli się awanturować, również tego, który spotkał się z błotem w dość bliskim stopniu. Dla Ienzo mógł być równie dobrze jego częścią, bo jak cała reszta należał do "tych, z którymi nie rozmawiam".
Po paru sekundach, żeby się upewnić, że dziewczyna nie uzna poprzedniego za losowe zdanie wypowiedziane w tłumie do kogoś innego, dodał:
- Przecież notatki to najważniejsza sprawa.
- Jak mogli zabrać ci notatki! - nie wytrzymał, i zagadnął ją w końcu, kiedy grupa uczniów docierała na główną ulicę Hogsmeade.
W tym samym czasie uważał, żeby obejść pasy miękkiego błota z taką samą dozą uwagi, jak kilku uczniów, którzy już zaczęli się awanturować, również tego, który spotkał się z błotem w dość bliskim stopniu. Dla Ienzo mógł być równie dobrze jego częścią, bo jak cała reszta należał do "tych, z którymi nie rozmawiam".
Po paru sekundach, żeby się upewnić, że dziewczyna nie uzna poprzedniego za losowe zdanie wypowiedziane w tłumie do kogoś innego, dodał:
- Przecież notatki to najważniejsza sprawa.
- Christian Chamber
Re: Ulica
Sob Paź 17, 2015 12:16 pm
Kontynuując wątek z sali, Christian i Anabell szli bardziej na tyłach korowodu głównie przez to, że przyszli jako ostatni na zbiórkę. Chłopak nie mógł się zresztą pogodzić z tym, że Filch zwinął mu jego czapkę, choć sam nie był do końca pewny czy to była jego własność, czy może jakiegoś innego szóstoklasisty. Mimo wszystko utrata czegoś, co w teorii należało do ciebie, boli. A jak jeszcze zacznie wiać złem w połączeniu z kroplami deszczu, to nawet zabarykadowanie się za szalikiem mu nie pomoże. Wracając jednak do tematów poruszanych z dziewczyną.
- Co to za traper bez czapki... - mruknął dziecinnie udając niezadowolenie, bo bardzo chciał wczuć się w swoją rolę. Nawet próbował w sali wywalczyć odzyskanie nakrycia głowy, ale kiedy zagrożono mu zabraniem również wełnianego szalika, to zrezygnował. Kiedy wreszcie zwolnią tego starca?
- Nie no, masz rację, patrz sobie ile tylko chcesz. Ładna Krukonka? Hmm... - tutaj chłopak uśmiechnął się zamyślony, będąc przygotowanym na jednoczesne zdzielenie po twarzy przez dziewczynę. Kobiety tak mają, że lubią poruszać tematy oparte na grząskim gruncie, a mężczyzna musi potem pomyśleć kilka razy zanim udzieli "poprawnej" odpowiedzi. Na szczęście bądź nieszczęście, Christian nie miał problemów z mówieniem tego, czego ludzie nie chcieliby usłyszeć, choć czasem przydałoby mu się pomyśleć przed wypowiedzeniem pewnych słów. Na wypowiedź odnośnie piersi chłopak pokiwał głową przyznając jej racje, a co. Tzn. nie że patrzył co chwila na jej biust, bo o to nie miał do siebie pretensji, ale że nie powinien robić problemu gdy dziewczyna spoglądała na jego...zamek od spodni. Taki fascynujący!
- Masz mnie, wygrałaś. To jest silniejsze ode mnie. - zaśmiał się kontynuując podróż na główną ulicę w Hogsmeade po niebezpiecznie śliskiej, błotnistej drodze, której pierwszą ofiarą stał się David, choć dzielnie starał się uniknąć upadku. Chris widział wszystko doskonale, włącznie ze Ślizgonem, który był głównym powodem takiego wypadku. Nie mógł obojętnie przejść obok ewidentnego nękania członka jego własnego domu. Solidarność przede wszystkim.
- Hej, odwal się od niego... - rzucił do Woodsa podirytowany jego zachowaniem, będąc już w odległości kilku kroków i z każdą sekundą zbliżając się coraz bardziej. Być może David był zbyt opanowany aby zareagować w jakikolwiek bardziej waleczny sposób, ale Chris chętnie wymierzy swoją własną sprawiedliwość. Bo zdaje się zresztą, że żaden z nauczycieli nie ma zamiaru brudzić sobie rączek i strzępić języka.
- Co to za traper bez czapki... - mruknął dziecinnie udając niezadowolenie, bo bardzo chciał wczuć się w swoją rolę. Nawet próbował w sali wywalczyć odzyskanie nakrycia głowy, ale kiedy zagrożono mu zabraniem również wełnianego szalika, to zrezygnował. Kiedy wreszcie zwolnią tego starca?
- Nie no, masz rację, patrz sobie ile tylko chcesz. Ładna Krukonka? Hmm... - tutaj chłopak uśmiechnął się zamyślony, będąc przygotowanym na jednoczesne zdzielenie po twarzy przez dziewczynę. Kobiety tak mają, że lubią poruszać tematy oparte na grząskim gruncie, a mężczyzna musi potem pomyśleć kilka razy zanim udzieli "poprawnej" odpowiedzi. Na szczęście bądź nieszczęście, Christian nie miał problemów z mówieniem tego, czego ludzie nie chcieliby usłyszeć, choć czasem przydałoby mu się pomyśleć przed wypowiedzeniem pewnych słów. Na wypowiedź odnośnie piersi chłopak pokiwał głową przyznając jej racje, a co. Tzn. nie że patrzył co chwila na jej biust, bo o to nie miał do siebie pretensji, ale że nie powinien robić problemu gdy dziewczyna spoglądała na jego...zamek od spodni. Taki fascynujący!
- Masz mnie, wygrałaś. To jest silniejsze ode mnie. - zaśmiał się kontynuując podróż na główną ulicę w Hogsmeade po niebezpiecznie śliskiej, błotnistej drodze, której pierwszą ofiarą stał się David, choć dzielnie starał się uniknąć upadku. Chris widział wszystko doskonale, włącznie ze Ślizgonem, który był głównym powodem takiego wypadku. Nie mógł obojętnie przejść obok ewidentnego nękania członka jego własnego domu. Solidarność przede wszystkim.
- Hej, odwal się od niego... - rzucił do Woodsa podirytowany jego zachowaniem, będąc już w odległości kilku kroków i z każdą sekundą zbliżając się coraz bardziej. Być może David był zbyt opanowany aby zareagować w jakikolwiek bardziej waleczny sposób, ale Chris chętnie wymierzy swoją własną sprawiedliwość. Bo zdaje się zresztą, że żaden z nauczycieli nie ma zamiaru brudzić sobie rączek i strzępić języka.
- Remus J. Lupin
Re: Ulica
Sob Paź 17, 2015 12:49 pm
Skulił się w sobie, gdy napotkał karcące i zawiedzione spojrzenie profesor McGonagall. Zresztą, co on jest? Każdy ma prawo do jednego spóźniania! Powinna wiedzieć co przeszedł ostatnio zamiast tylko wodzić zaskoczonym spojrzeniem za każdym, po kim spodziewała się zupełnie innego zachowania. Znaleźli się już na ulicy. Był zły, że zabrano mu Mapę, ale co miał zrobić skoro woźny uznał to za podejrzany przedmiot szczególnie w łapach Huncwota. Nie chciał stać jak burak szedł prosto przed siebie. Wszędzie było błoto i ślisko, że raz prawie zaliczył glebę, ale w ostatniej chwili zdołał zatrzymać równowagę. Zauważył jednak małe zamieszanie spowodowane, a jakże, spotkaniem Ślizgona z Gryfonem. Westchnął i zbliżył się nieco, by w razie czego, interweniować. Miał nadzieję jednak, że nie skończy się to zaklęciami, a w najlepszym razie jeden z drugim ulżą sobie wzajemnie się obrażając, a następnie rozejdą. Chciał już stąd iść, rozejrzał się jeszcze dla pewności, ale Erin jak nie było tak nie było.
- Kim Miracle
Re: Ulica
Sob Paź 17, 2015 2:30 pm
Westchnęła zrezygnowana. Jak sobie pomyśli, że on będzie trzymał jej pamiętnik w swoich obślizgłych łapach, aż ciarki jej po plecach przechodziły. Miała ochotę rzucić się na Filcha po swój pamiętnik i nawet to sobie wyobraziła, ale nic w tym kierunku nie zrobiła. Ruszyła razem z grupą w odpowiednie miejsce. Nie miała pojęcia co mogłaby teraz robić, ale na pewno nie zrezygnuje z odzyskania swojej własności, co to to nie!
Rozejrzała się po zebranych twarzach. Na dłużej zatrzymała się na Lupinie, ale szybko zajęła się czymś innym. Do tej pory dziwnie się czuła, gdy była niedaleko niego. Stanęła gdzieś na uboczu obserwując ludzi.
/dobra, krótko, bo nie wiem co pisać.
Rozejrzała się po zebranych twarzach. Na dłużej zatrzymała się na Lupinie, ale szybko zajęła się czymś innym. Do tej pory dziwnie się czuła, gdy była niedaleko niego. Stanęła gdzieś na uboczu obserwując ludzi.
/dobra, krótko, bo nie wiem co pisać.
- Minabi Izumi
Re: Ulica
Sob Paź 17, 2015 3:31 pm
Cała młodzieńcza fala ruszyła nagle do przodu a czas przyspieszył wedle swojej własnej woli i czy tego chcąc czy też nie, oni również musieli się poruszyć. Był uważany za pierwszy znak Wiosny i przyszedł wraz z jej pierwszym oddechem, ale nie po to by przepędzić Zimę, o nie. Pojawił się by ściągnąć ciężar z bladych ramion, oferować odpoczynek i odprężenie się, pokazać świat wartościowy, który dzięki jej płatkom śniegu może odżyć pod wpływem słonecznych promieni. Jego wymieszana krew nie miała tutaj żadnego znaczenia, bo dzięki połączeniu tych dwóch, zdawałoby się, obcych sobie, części półkuli ziemskiej miał szersze spojrzenie na wszystko, co go otaczało - a nawet był w stanie spojrzeć gdzieś ponad to, dotykając niematerialnej formy, gdzie skrywały się królestwa. Nie był człowiekiem, który wchodziłby na jakąkolwiek szachownicę, którą dotyczyłyby te niepisane zasady królów, królowych, koni, wież i całej reszty pionków. Był wolny. Nie mówił tego wprost, ale to wydawało się być dla niego naturalne i żaden konflikt nie byłby w stanie tego zmienić. Żadna zawiść i nienawiść ani nawet obojętność. Nie ulegał smutku ani strachu i może jedynie czasem brało go na melancholijnie refleksje z czym dobrze się krył. Ciężko było wyjaśnić to jakimi prawdami kierował się w życiu. Działał tak jak dyktowało mu serce i rozum, które razem współegzystowały, sprawiając, że Minabi żył w całkowitej harmonii.
Jej delikatna dłoń ujęła jego w której czaił się prezent Wiosny - znak nadziei i pomyślności. Wpatrywał się lśniącym wzrokiem w jej chłodne a zarazem takie spokojne i delikatne oblicze, po prostu ciesząc się tym pięknem, które było widoczne przy bliższej obserwacji. W deszczu też był swoisty cud, który pozwalał na rozkwit roślin, na powstanie życia z małego ziarna... I na jego ewolucję. Na krótki moment brązowe oczy chłopaka spoczęły ponownie na Gryfonie a usta wygięły się w gest spokojnego uśmiechu.
- Cyrkil, Cynil... Cyrili! - Powiedział nagle zachwycony, że jest bliżej zapamiętania imienia kolegi. Po kilku sekundach jego uwaga jednak została zabrana przez Neve. Wyszczerzył białe zęby, przyglądając się jej jasnemu promieniu. Podniósł się więc do góry, nie przejmując się swoją zdrętwiałą nogą i zaskoczony objął delikatnie małą istotę, która pomimo swej całej dumnej postaci postanowiła podzielić się z nim fizycznym szczęściem. Na chwilę ułożył podbródek na jej ramieniu, nieco się przy tym garbiąc i przymykając oczy a jego usta znalazły się na wysokości jej ucha.
- Nie ma za co, nie pozwolę Ci utonąć w ciemności... - wyszeptał nagle jakby nie swoim głosem i narysował jej motylka kciukiem na wysokości łopatki. Kiedy się odsunęła, on również to uczynił i posłał jej ciepłe jasne spojrzenie, które zdawało się być nieprzesłonione przez żadne troski. Po chwili odszedł od nich i ruszył do przodu, gwiżdżąc pod nosem i tonąc w swoich rozmyślaniach. Nie przejmując się otoczeniem, które zmieniło się w jednej chwili w kolorową masę, przeszedł przez kontrolę woźnego i poprawiając swoją szatę, która odgrywała dzisiaj rolę jego płaszcza przeciwdeszczowego, przesunął się do przodu, malując przez chwilę palcem po szarym niebie, dopóki nie znalazł się na głównej drodze do wioski. Wtedy kąciki jego warg uniosły się do góry a on pokonał szybko ten dystans i kiedy znaleźli się na głównej ulicy Hogsmeade, podszedł do Kelly i pomachał jej przed nosem.
- Bum, roszpunko. Jaki smak jest Ci najbliższy?
Jej delikatna dłoń ujęła jego w której czaił się prezent Wiosny - znak nadziei i pomyślności. Wpatrywał się lśniącym wzrokiem w jej chłodne a zarazem takie spokojne i delikatne oblicze, po prostu ciesząc się tym pięknem, które było widoczne przy bliższej obserwacji. W deszczu też był swoisty cud, który pozwalał na rozkwit roślin, na powstanie życia z małego ziarna... I na jego ewolucję. Na krótki moment brązowe oczy chłopaka spoczęły ponownie na Gryfonie a usta wygięły się w gest spokojnego uśmiechu.
- Cyrkil, Cynil... Cyrili! - Powiedział nagle zachwycony, że jest bliżej zapamiętania imienia kolegi. Po kilku sekundach jego uwaga jednak została zabrana przez Neve. Wyszczerzył białe zęby, przyglądając się jej jasnemu promieniu. Podniósł się więc do góry, nie przejmując się swoją zdrętwiałą nogą i zaskoczony objął delikatnie małą istotę, która pomimo swej całej dumnej postaci postanowiła podzielić się z nim fizycznym szczęściem. Na chwilę ułożył podbródek na jej ramieniu, nieco się przy tym garbiąc i przymykając oczy a jego usta znalazły się na wysokości jej ucha.
- Nie ma za co, nie pozwolę Ci utonąć w ciemności... - wyszeptał nagle jakby nie swoim głosem i narysował jej motylka kciukiem na wysokości łopatki. Kiedy się odsunęła, on również to uczynił i posłał jej ciepłe jasne spojrzenie, które zdawało się być nieprzesłonione przez żadne troski. Po chwili odszedł od nich i ruszył do przodu, gwiżdżąc pod nosem i tonąc w swoich rozmyślaniach. Nie przejmując się otoczeniem, które zmieniło się w jednej chwili w kolorową masę, przeszedł przez kontrolę woźnego i poprawiając swoją szatę, która odgrywała dzisiaj rolę jego płaszcza przeciwdeszczowego, przesunął się do przodu, malując przez chwilę palcem po szarym niebie, dopóki nie znalazł się na głównej drodze do wioski. Wtedy kąciki jego warg uniosły się do góry a on pokonał szybko ten dystans i kiedy znaleźli się na głównej ulicy Hogsmeade, podszedł do Kelly i pomachał jej przed nosem.
- Bum, roszpunko. Jaki smak jest Ci najbliższy?
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach