- Gość
Ainslie Tatiana Flint
Czw Lis 26, 2015 10:43 am
Imię i nazwisko: Ainslie Tatiana Flint
Data urodzenia: 03-04-1963
Czystość krwi: Czysta
Dom w Hogwarcie:
Różdżka:8 cali, jesion, włos z ogona testrala
Widok z Ain Eingarp:
Bywała mocno zmienna jak kameleon, doskonale zdawała sobie z tego sprawę. Była ładną, o charakterystycznych lśniących włosach, filigranową o szczególnie drobnej budowie, uczennicą. Która to teraz rozglądała się nerwowo po nieznanym jej zupełnie terenie. Nie znała tej części Hogwartu. Rzadko zapuszczała się poza dozwolone tereny. Naprawdę nie wiedziała, co tu właściwie robi. Często bywała niezdecydowana, ogromnie niezdecydowana. A także nerwowa i o ciętym języku.
Choć pewne tajone, niepokazywane na zewnątrz światu, pokłady dość niezłego poczucia humoru, zdecydowanie ratowały jej taki sobie charakter. Spróbowała to przemyśleć. Odruchowo, bo wiedziała, że za dużo myśli. I za dużo o sobie, za mało o innych. Tylko uzmysłowiła sobie, iż niewiele ma czasu, ponieważ w każdej chwili mógł ją przyłapać jakiś nauczyciel. Wszakże uczniom nie wolno było pałętać się nocą po zamku. W głębi duszy nie uznawała wielu zasad i regulaminów, ale rzadko umiała się zdobyć na działanie. Więcej zastanawiała się oraz myślała.
Nieśmiało i powoli uchyliła drzwi do połowy. I tak wszędzie panowały ciemności. Zdawało się jej, iż póki co chyba nikt jej nie zauważył.
Zdecydowanie od dziecka była okropną pesymistką. Miała w sobie tak dużo negatywnych odczuć. Strach. Lęk. Bojaźliwie i ze strachem w jasnobłękitnych oczach otwiera te jakże tajemnicze drzwi. Których istnienia do tej pory nawet nie zauważyła. Och. O wielu rzeczach zapomina, wielu nie zauważa. Nie ma wielu talentów, w zasadzie jest taką zupełnie przeciętną dziewczyną. Niepozorna i prawie niczym nie wyróżniająca się uczennica jednego z domów w Hogwarcie, Ainslie Tatiana Flint, jak na co dzień odczuwała niepewność. I niezdecydowanie. Tak bardzo nie cierpiała podejmować wyborów. Ale wiedziała, iż kiedyś będzie musiała, bo zaważy to na całym jej życiu.
Może jestem tchórzem? Takie oto stanowczo niewesołe myśli chodziły jej po głowie. Paląca, godząca do żywej świadomości własnych słabości potrzeba wrócenia tam, gdzie powinna smacznie spać. Warto nadmienić, iż rodzina ją bardzo surowo wychowywała, w duchu nienawiści do osób spoza czystej krwi. Pozornie się z nimi zgadzała, bo po prostu chciała mieć spokój. Nie widziała siebie w roli energicznej buntowniczki.
Nareszcie, po długich jak lata minutach, panna Flint weszła wolnym nerwowym krokiem, z nogami trzęsącymi się, do sali pełnej cudów. Ze strachu cała dygotała jak jakiś pierwszoroczny. Było jej mocno wstyd za siebie, jednak wzięła się w garść. Nie oznacza to wszakże, iż pozostałe owe odczucia znikły, ale przynajmniej - mogła funkcjonować. Jakoś.
Przynajmniej jakakolwiek akcja przybliżała ją do chwili, aby doczekać do momentu, w którym mogłaby znaleźć się nareszcie w przytulnym dormitorium, który dzieliła z jej ukochanymi przyjaciółkami z siódmego rocznika. Już tęskniła za nimi. Nie znosiła być sama. Była bardzo lojalna gdy mowa o jej nielicznych znajomych. Jeden za wszystkich, wszyscy za jednego, taką to może trochę archaiczną zasadą uwielbiała się kierować.
Z niepoprawną, niepasującą do niej, dozą ciekawości zerknęła w lustro. Ukazywało uroczą, roześmianą postać w otoczeniu najbliższych i sporej gromadki znajomych. Uśmiechniętą, zadowoloną z życia, bez skrzywionej wiecznie miny – korzystającą z pełni z ulotnych chwil. Które nigdy się nie powtórzą.
Przykładowy post:
Rozhisteryzowana, zapłakana wbiegła do łazienki. Nawet nie spoglądała, gdzie ją nogi niosą. Jak zwykle w przypływie złości oraz desperacji, nie zauważyła zmian w otoczeniu. Spojrzała na popękane lustro w Łazience Jęczącej Marty. Ostatnio to był tu jej drugi dom, jej ostatnie pokazy wisielczego humoru nawet ją samą drażniły. Dlatego postanowiła coś wreszcie z tym wszystkim zrobić…
Spoglądała na jej własne odbicie. Słodka, urocza, lojalna osoba tylko z nieco niepasującą do tego opisu, zasmuconą mimiką twarzy. I ogólnym pesymistycznym nastrojem. Musiała się wypłakać, znowu.
Zaradność i radzenie sobie z problemami nie były jej dobrymi stronami. Pomimo jej statusu krwi, jej „znajome” ze szkoły znowu jej dokuczały na lekcjach. Była ogólnie dość przesadnie wrażliwa, zasadniczo przewrażliwiona sporo na swoim punkcie. I prawie wszystko przeżywającą osobą. Zwłaszcza porażki i urażoną dumę, dlatego ewidentnie musiała w końcu gdzieś odreagować tłumione od dawna emocje. Obecnie nie wyglądała dość godnie i dostojnie. A miewała i takie przebłyski zachowania. Ainslie bywała zmienną osobą, toteż na szczęście nie zawsze bywała taką melancholijną i sztywną „sierotką”.
Z lustra wyłaniał się obraz wyjątkowo niepozornej młodej damy, lubiącej się modnie i godnie uczennicy tej prestiżowej szkoły, ubierać. Na razie co prawda drogie z dobrego materiału szaty były dość niechlujnie ułożone i nie poprawione. Oczywiście, wszystko w ramach szkolnego regulaminu, żadnych błyskotek ani nawet makijażu, którego zresztą nie lubiła robić. Który ów regulamin zazwyczaj zapalczywie przestrzegała. Marzyła kiedyś aby zostać prefektem. Ale miała wiele wad, które z miejsca ją zdyskwalifikowały.
Jednakowoż, posiadała parę ciekawych zalet. Była uparta i umiała szybko wziąć się w garść, kiedy wszystko zdawało się jej „zawalać na głowę”. Porażki paradoksalnie pannę wzmacniały.
Cały czas pamiętała swoje własne dzieciństwo, które spory na nią zostawiło wpływ. Bardzo surowe reguły ustanowione przez rodziców, małżeństwo już w zasadzie od kołyski wybrane… Gdyby zawsze była taka niezaradna jak teraz, to nigdy by nie przeżyła bez jakichś chorób w tym brutalnym dla osób łagodnych, świecie. Czasami trzeba było odbić się od dna i metru piachu.
Włosy zawsze były jej chlubą. Gęste, bujne, kręcone, jasne, sięgające ramion. Teraz aktualnie wyglądały jak siano, przyznajmy to szczerze. Uśmiechnęła się drwiąco. Gdyby ją ujrzała jej własna mamusia, Magdalena… Do końca jej dni nie wolno było jej wyjść z domu. Czarodzieje z reguły stawiali na godne oraz dostojne zachowanie. Z klasą. Której teraz pannie brakowało. Ojciec Mark Flint, aktywny Śmierciożerca, prawie nie znał córki. Cały czas przebywał na różnych akcjach, o których nie wypadało w domu rozmawiać. Za często nie wychodziła z domu, generalnie.
Panicznie nie tolerowała, tych wszystkich gospodarskich zwierząt zwanych przez mugoli jako świnie. Nie lubiła nawet na nie patrzeć, taka mała obsesja. Za to była dość umuzykalniona, jej pasją była gra na fortepianie. Uspokajała ją.
- Jeszcze wszyscy zobaczycie. – szepnęła z zadziwiającą nienawiścią. Jak na tak młodą siedemnastoletnią osobę. Błysk pełen determinacji oraz tak.. nienawiści, która czasami dodawała jej sił do działania, sprawił, iż już trochę mniej była podobna do ducha.
Po paru minutach, już odrobinę bardziej rozgarnięta, pobiegła szybko na transmutację. Zdecydowanie za dużo ostatnio myślała. O sprawach, które niepotrzebnie trawiły jej siły i energię.
Data urodzenia: 03-04-1963
Czystość krwi: Czysta
Dom w Hogwarcie:
Różdżka:8 cali, jesion, włos z ogona testrala
Widok z Ain Eingarp:
Bywała mocno zmienna jak kameleon, doskonale zdawała sobie z tego sprawę. Była ładną, o charakterystycznych lśniących włosach, filigranową o szczególnie drobnej budowie, uczennicą. Która to teraz rozglądała się nerwowo po nieznanym jej zupełnie terenie. Nie znała tej części Hogwartu. Rzadko zapuszczała się poza dozwolone tereny. Naprawdę nie wiedziała, co tu właściwie robi. Często bywała niezdecydowana, ogromnie niezdecydowana. A także nerwowa i o ciętym języku.
Choć pewne tajone, niepokazywane na zewnątrz światu, pokłady dość niezłego poczucia humoru, zdecydowanie ratowały jej taki sobie charakter. Spróbowała to przemyśleć. Odruchowo, bo wiedziała, że za dużo myśli. I za dużo o sobie, za mało o innych. Tylko uzmysłowiła sobie, iż niewiele ma czasu, ponieważ w każdej chwili mógł ją przyłapać jakiś nauczyciel. Wszakże uczniom nie wolno było pałętać się nocą po zamku. W głębi duszy nie uznawała wielu zasad i regulaminów, ale rzadko umiała się zdobyć na działanie. Więcej zastanawiała się oraz myślała.
Nieśmiało i powoli uchyliła drzwi do połowy. I tak wszędzie panowały ciemności. Zdawało się jej, iż póki co chyba nikt jej nie zauważył.
Zdecydowanie od dziecka była okropną pesymistką. Miała w sobie tak dużo negatywnych odczuć. Strach. Lęk. Bojaźliwie i ze strachem w jasnobłękitnych oczach otwiera te jakże tajemnicze drzwi. Których istnienia do tej pory nawet nie zauważyła. Och. O wielu rzeczach zapomina, wielu nie zauważa. Nie ma wielu talentów, w zasadzie jest taką zupełnie przeciętną dziewczyną. Niepozorna i prawie niczym nie wyróżniająca się uczennica jednego z domów w Hogwarcie, Ainslie Tatiana Flint, jak na co dzień odczuwała niepewność. I niezdecydowanie. Tak bardzo nie cierpiała podejmować wyborów. Ale wiedziała, iż kiedyś będzie musiała, bo zaważy to na całym jej życiu.
Może jestem tchórzem? Takie oto stanowczo niewesołe myśli chodziły jej po głowie. Paląca, godząca do żywej świadomości własnych słabości potrzeba wrócenia tam, gdzie powinna smacznie spać. Warto nadmienić, iż rodzina ją bardzo surowo wychowywała, w duchu nienawiści do osób spoza czystej krwi. Pozornie się z nimi zgadzała, bo po prostu chciała mieć spokój. Nie widziała siebie w roli energicznej buntowniczki.
Nareszcie, po długich jak lata minutach, panna Flint weszła wolnym nerwowym krokiem, z nogami trzęsącymi się, do sali pełnej cudów. Ze strachu cała dygotała jak jakiś pierwszoroczny. Było jej mocno wstyd za siebie, jednak wzięła się w garść. Nie oznacza to wszakże, iż pozostałe owe odczucia znikły, ale przynajmniej - mogła funkcjonować. Jakoś.
Przynajmniej jakakolwiek akcja przybliżała ją do chwili, aby doczekać do momentu, w którym mogłaby znaleźć się nareszcie w przytulnym dormitorium, który dzieliła z jej ukochanymi przyjaciółkami z siódmego rocznika. Już tęskniła za nimi. Nie znosiła być sama. Była bardzo lojalna gdy mowa o jej nielicznych znajomych. Jeden za wszystkich, wszyscy za jednego, taką to może trochę archaiczną zasadą uwielbiała się kierować.
Z niepoprawną, niepasującą do niej, dozą ciekawości zerknęła w lustro. Ukazywało uroczą, roześmianą postać w otoczeniu najbliższych i sporej gromadki znajomych. Uśmiechniętą, zadowoloną z życia, bez skrzywionej wiecznie miny – korzystającą z pełni z ulotnych chwil. Które nigdy się nie powtórzą.
Przykładowy post:
Rozhisteryzowana, zapłakana wbiegła do łazienki. Nawet nie spoglądała, gdzie ją nogi niosą. Jak zwykle w przypływie złości oraz desperacji, nie zauważyła zmian w otoczeniu. Spojrzała na popękane lustro w Łazience Jęczącej Marty. Ostatnio to był tu jej drugi dom, jej ostatnie pokazy wisielczego humoru nawet ją samą drażniły. Dlatego postanowiła coś wreszcie z tym wszystkim zrobić…
Spoglądała na jej własne odbicie. Słodka, urocza, lojalna osoba tylko z nieco niepasującą do tego opisu, zasmuconą mimiką twarzy. I ogólnym pesymistycznym nastrojem. Musiała się wypłakać, znowu.
Zaradność i radzenie sobie z problemami nie były jej dobrymi stronami. Pomimo jej statusu krwi, jej „znajome” ze szkoły znowu jej dokuczały na lekcjach. Była ogólnie dość przesadnie wrażliwa, zasadniczo przewrażliwiona sporo na swoim punkcie. I prawie wszystko przeżywającą osobą. Zwłaszcza porażki i urażoną dumę, dlatego ewidentnie musiała w końcu gdzieś odreagować tłumione od dawna emocje. Obecnie nie wyglądała dość godnie i dostojnie. A miewała i takie przebłyski zachowania. Ainslie bywała zmienną osobą, toteż na szczęście nie zawsze bywała taką melancholijną i sztywną „sierotką”.
Z lustra wyłaniał się obraz wyjątkowo niepozornej młodej damy, lubiącej się modnie i godnie uczennicy tej prestiżowej szkoły, ubierać. Na razie co prawda drogie z dobrego materiału szaty były dość niechlujnie ułożone i nie poprawione. Oczywiście, wszystko w ramach szkolnego regulaminu, żadnych błyskotek ani nawet makijażu, którego zresztą nie lubiła robić. Który ów regulamin zazwyczaj zapalczywie przestrzegała. Marzyła kiedyś aby zostać prefektem. Ale miała wiele wad, które z miejsca ją zdyskwalifikowały.
Jednakowoż, posiadała parę ciekawych zalet. Była uparta i umiała szybko wziąć się w garść, kiedy wszystko zdawało się jej „zawalać na głowę”. Porażki paradoksalnie pannę wzmacniały.
Cały czas pamiętała swoje własne dzieciństwo, które spory na nią zostawiło wpływ. Bardzo surowe reguły ustanowione przez rodziców, małżeństwo już w zasadzie od kołyski wybrane… Gdyby zawsze była taka niezaradna jak teraz, to nigdy by nie przeżyła bez jakichś chorób w tym brutalnym dla osób łagodnych, świecie. Czasami trzeba było odbić się od dna i metru piachu.
Włosy zawsze były jej chlubą. Gęste, bujne, kręcone, jasne, sięgające ramion. Teraz aktualnie wyglądały jak siano, przyznajmy to szczerze. Uśmiechnęła się drwiąco. Gdyby ją ujrzała jej własna mamusia, Magdalena… Do końca jej dni nie wolno było jej wyjść z domu. Czarodzieje z reguły stawiali na godne oraz dostojne zachowanie. Z klasą. Której teraz pannie brakowało. Ojciec Mark Flint, aktywny Śmierciożerca, prawie nie znał córki. Cały czas przebywał na różnych akcjach, o których nie wypadało w domu rozmawiać. Za często nie wychodziła z domu, generalnie.
Panicznie nie tolerowała, tych wszystkich gospodarskich zwierząt zwanych przez mugoli jako świnie. Nie lubiła nawet na nie patrzeć, taka mała obsesja. Za to była dość umuzykalniona, jej pasją była gra na fortepianie. Uspokajała ją.
- Jeszcze wszyscy zobaczycie. – szepnęła z zadziwiającą nienawiścią. Jak na tak młodą siedemnastoletnią osobę. Błysk pełen determinacji oraz tak.. nienawiści, która czasami dodawała jej sił do działania, sprawił, iż już trochę mniej była podobna do ducha.
Po paru minutach, już odrobinę bardziej rozgarnięta, pobiegła szybko na transmutację. Zdecydowanie za dużo ostatnio myślała. O sprawach, które niepotrzebnie trawiły jej siły i energię.
- Gość
Re: Ainslie Tatiana Flint
Sob Lis 28, 2015 10:51 pm
Proszę niniejszym o usunięcie/zawieszenie konta i przepraszam za zawracanie klawiatury, tj. głowy.
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach