- Gall Cacti
Gall Cacti [uczeń]
Nie Paź 18, 2015 4:36 pm
IMIĘ I NAZWISKO: Gall John Cacti
DATA URODZENIA: 11 kwietnia 1960 r.
CZYSTOŚĆ KRWI: Mugolska
DOM W HOGWARCIE: Ravenclaw
RÓŻDŻKA: dereń, pancerz kikimory, 9⅓ cala
Zaskakująco delikatna jak na dzierżoną przez mężczyznę różdżka, która bardziej przypomina potraktowaną papierem ściernym gałązkę niż potężny, magiczny instrument potencjalnej zagłady.
Choć jasny, kremowy dereń jest z natury raczej sztywny, to subtelne wygięcie różdżki i jej wyjątkową cienkość sprawiają, że jest ona wyjątkowo delikatna i podatna na uszkodzenia. Głównie z tego powodu Gall szykuje się do zakupu nowej najpóźniej po skończeniu szkoły - jakoś nie widzi swojego aktualnej wykałaczki na dalekich podróżach, które planuje. Ma też cichą nadzieję, że jego kolejną różdżkę uda mu się zrobić samemu.
WIDOK Z AIN EINGARP: Wygodne, zawalone książkami i poduszkami łóżko z widokiem na piękną, złotą plażę. Krystalicznie czyste fale delikatnie obmywają miękki brzeg, liście palmowe poruszają się lekko, pieszczone lekkim, ciepłym wiatrem a niebo ma najbardziej przejmujący, błękitny kolor, jaki tylko można sobie wyobrazić. Obok wielkiego okna stoi eleganckie, przynajmniej dwuosobowe łóżko pokryte kolorowymi tkaninami i poduszkami ozdobionymi złotymi frędzlami i guzikami. Większość grubych ksiąg, które wystają spomiędzy nich to poradniki i podręczniki dotyczące tworzenia różdżek, oraz wypchane dziesiątkami luźnych kartek notesy związane kolorowymi sznurowadłami, żeby się nie otworzyły. Wszystkie teksty są jego autorstwa.
Materac wygląda na wyjątkowo miękki a pościel pewnie jest przyjemnie chłodna w dotyku - idealna do wylegiwania się i obserwowania porannego nieba przez długie godziny.
Całość wygląda bardzo egzotycznie i prawie da się poczuć promienie słońca na twarzy i świeży zapach morskiego powietrza.
Najważniejsze jest jednak to, że nigdzie nie ma ani śladu ludzi. Tylko święty spokój, egzotyka, skrzące się kolory i on sam.
PODSUMOWANIE DOTYCHCZASOWEJ NAUKI: Pan Cacti jest uczniem dość głośnym i pełnym energii, ale daleko mu do bycia naprawdę problematycznym. Wyraźnie stara się walczyć z ciężkim przypadkiem SPL (syndromu patologicznego lenistwa), motywowany głównie swoimi planami na przyszłość, w których zostaje wytwórcą różdżek, jednak nie można z czystym sercem powiedzieć że wygrywa tą walkę. Pomimo potknięć w kwestiach sumienności poza zajęciami, w ich trakcie jest uważny i stara się w miarę możliwości nie utrudniać nauczycielom pracy. Najlepsze wyniki osiąga na zajęciach Zielarstwa, oraz Zaklęć i Uroków. Ma za to dwie lewe ręce (i nogi), gdy przychodzi do Latania na Miotle, a jego niezwykły antytalent do obchodzenia się ze zwierzętami sprawia, że ONMS jest jego piętą achillesową. Z tego przedmiotu od zawsze ma najgorsze oceny.
Mimo solidnych wyników w nauce i dobrego podejścia, Gall jest jednak dość trudny w obyciu. Bardzo źle reaguje na przymus i krytykę. Wydaje się nieufny w stosunku do nauczycieli. Ma w zwyczaju traktować ich w dość bezosobowy sposób - ponadto bywa opryskliwy i oschły, czego nie widać przy kontaktach z rówieśnikami. Odmawia jednak rozmów na ten temat, więc źródło jego nieufności pozostaje nieznane. Podejrzewa się jednak, że winę ponosi jego rodzina, z którą wyraźnie nie ma najlepszych kontaktów.
PRZYKŁADOWY POST: Macie takie dni, w których świat biegnie dla was o kilka kilometrów na godzinę za szybko, więc jedynym, co możecie zrobić jest położenie się na trawie i asymilowanie z chwastami?
Ja mam.
To w sumie jeden z nich, ale dotarło to do mnie dopiero wtedy, gdy odkryłem, że nie mam przy sobie portfela. Sytuacja stała się na tyle nieciekawa, że postanowiłem połknąć swoją dumę i dyskretnie uciec z miejsca zbrodni, ale to byłoby zbyt łatwe.
- Gall.
Zatrzymałem się w pół ruchu jak oskubany flaming - zgięty w pół z jedną nogą wciśniętą niedbale w nogawkę spodni i markowym swetrem wiszącym smętnie z ramienia. Nie ruszałem się, nie wykonałem żadnego ruchu, który wskazywałby na chęć odwrócenia się twarzą do łóżka i osoby na nim siedzącej. Tyle że osoba nie miała w zwyczaju rozumienia mowy ciała, która jej nie odpowiadała.
- Gall, spójrz na mnie. - Kobiecy głos zaczynał powoli robić się coraz cichszy a z doświadczenia wiedziałem, że nie jest to dobry znak.
- Nie chcę..? - Zapytałem nieśmiało, bardzo powoli stawiając dotąd zawieszoną w powietrzu nogę na miękkim dywanie. Przy drapieżnikach nie wolno wykonywać gwałtownych ruchów - tyle nauczyłem się z telewizji - więc zmusiłem się do skupienia całej swojej uwagi na pomalowanych na granatowo paznokciach u stóp. Na kilku kolor zdążył już odprysnąć, będę musiał to...
- Nie dawałam tam znaku zapytania. Odwróć się.
Przełknąłem z trudem ślinę i wyprostowałem się się, o mały włos nie uderzając głową o niską aluminiową lampę (przeklęty wzrost po dziadku jest bardziej upierdliwy, niż się wam wydaje - próbowaliście kiedyś kupić płaszcz mając prawie dwa metry i figurę anorektyka?). Ostrożnie obróciłem się na pięcie, czując pierwsze krople zimnego potu zbierające się na karku, tuż pod przydługimi brązowymi lokami.
Wiedziałem, że powinienem tego dnia grzecznie siedzieć w domu, miałem przeczucie a moje przeczucia nigdy się nie mylą. Ale nie, musiałem wiedzieć lepiej od samego siebie.
Przede mną, na sporym łożu małżeńskim leżała całkiem ładna blondynka ubrana w prowizoryczny szlafrok z prześcieradła, piorunująca mnie spojrzeniem bladozielonych tęczówek. Znałem i ją i to spojrzenie od bardzo dawna, ale i tak potrafiła mnie sprowadzić do mentalnego parteru jednym słowem. Kobiety są straszne.
- Nie jesteś za młody na takie numery? - Zmarszczyła groźnie brwi, a ja głośno przełknąłem ślinę. Po jej prychnięciu domyśliłem się, że nie na taką odpowiedź liczyła.
Przez następne kilka minut tkwiliśmy tak naprzeciw siebie jak postacie na wyjątkowo dziwacznym obrazie. Obity pluszem kontener od środka wygląda jak wyjątkowo włochaty przełyk pokarmowy jakiegoś potwora, a różowo-czerwone meble obklejone cekinami tylko potęgowały to wrażenie obrzydliwego kiczu (choć muszę z bólem przyznać, że całość była bardzo w moim, srokowatym guście). Na środku stało białe łóżko z prawie białą pościelą, którą to owinęła się może trzydziestoparoletnia blondynka z prostą grzywką opadającą na brwi i sporym tatuażem przedstawiającą różową pacyfę i jaskółki na lewym ramieniu. Kobieta wyglądała tak, jakby zaraz miała rzucić się na wysokiego, dość chudego szatyna przed nią, który uparcie trzymał spojrzenie brązowych tęczówek wbite w wyjątkowo zakurzoną półkę z płytami winylowymi gdzieś na północny-wschód od jej głowy. Wzrost chłopaka sprawiał, że wyglądał na coś około dwudziestki, ale teraz - do połowy ubrany, zgarbiony i miętoszący nerwowo rękaw niebieskiego swetra - bardziej pasował do obrazu ruganego nastolatka.
I wiecie co? Najbardziej bolało mnie chyba to, że każdy absurdalny wniosek wyciągnięty z tego obrazka był niedaleki od prawdy.
Czy to w ogóle prawdziwe życie? Jakim cudem ja pakuję się w takie sytuacje?
- Musisz jeszcze zapłacić. - Rzuca nieco szczekliwie kobieta, wyciągając w moim kierunku rękę.
A, racja. Jestem po prostu tępy.
- Candy, słuchaj... - Zaczynam bez przekonania, ale nie dane mi jest dokończyć zdanie.
Głośny trzask otwartej dłoni uderzającej o rozklekotaną szafkę nocną sprawił, że odruchowo wyprostowałem się jak do hymnu i z impetem uderzyłem głową w metalową lampę, którą wcześniej udało mi się ominąć. Z syknięciem godnym nadepniętego na ogon kota chwytam się za potylicę, a gdy upewniłem się, że nie zrobiłem sobie śmiertelnej w skutkach dziury w czaszce, padłem jak długi na materac, mając cichą nadzieję że posłuszeństwo i odrobina przytulanek pomoże mi wyrwać się z opresji.
W najgorszym przypadku następnym razem nie dostanie szafka nocna, tylko ja. Minusy i plusy się równoważą - warto spróbować.
- Gall, wiesz jaka jest umowa. Spotykamy się, bawimy, ty płacisz a po dwóch godzinach jesteś w domu na rodzinnym obiadku i zmawiasz paciorek. - Candy westchnęła ciężko i zaczęła leniwie przeczesywać palcami moje włosy, podczas gdy ja starałem się oddychać ze swoim półtorametrowym nosem wbitym w śmierdzący tanimi perfumami, kawą i potem materiał.
Kapitanie, czyżbyśmy obrali właściwy kurs?
Woląc nie ryzykować pogorszenia sytuacji swoimi wątpliwymi umiejętnościami werbalnymi, objąłem ją jedną ręką w talii i położyłem brodę na jej (nieco za) miękkim udzie. Z doświadczenia wiem, że w moim wypadku lepiej okazać skruchę niż przyznać się do niej na głos. Ludzie z jakiegoś powodu uznają mnie za kłamcę, a ja nie nagiąłem prawdy od czasów drugiego roku w Hogwarcie. Chodzi o moje radosne oczy kościotrupa pod wpływem?
Jestem dobrym dzieckiem...
...proszę, zignorujmy to, że leżałem w łóżku prostytutki próbując wykręcić się z płacenia. Zazwyczaj jest ze mną lepiej.
- Wiem, że masz ostatnio problemy z gotówką - mówi w końcu kobieta a ja spinam się odruchowo, czując jak żołądek zwija mi się w kłębek. - To małe miasto, plotki szybko się roznoszą. Tym bardziej, gdy twoja matka zaczyna się wydzierać przy otwartych oknach o tym, że nie będzie płacić za twoje grzechy.
Na chwilę w kontenerze zapanowała idealna cisza, przerywana tylko cichym szczekaniem psa gdzieś w oddali. Candy dawała mi szansę coś powiedzieć a ja niespecjalnie miałem na to ochotę. Jak zawsze zresztą. Wystarczy mi, że moja przesadnie konserwatywna rodzina nie traci ani jednej okazji, żeby dać mi do zrozumienia jak popieprzone jest posiadanie syna-czarodzieja. Najwyraźniej był to mój wybór i zrobiłem to nagabywany przez Szatana i napędzany nienawiścią do komórki rodzinnej, co dawało mi status godny antychrysta, ale wciąż wierzyli, że mogą mnie nawrócić jak syna marnotrawnego. Trzeba mnie tylko przycisnąć, a zapomnę o tej całej magii.
Logiczne, prawda?
Za to cała ta sytuacja... Powiedzmy, że gdy na co dzień sama twoja obecność doprowadza rodzinę spędzającą połowę swojego życia w kościele do szału, wyjście na jaw spotykania się z prostytutką kilka razy w tygodniu nie pomaga ociepleniu stosunków. Nawet jeśli wyżej wymieniona jest twoją przyjaciółką i sypiasz z nią od wielkiego dzwonu.
- Jeśli kiedykolwiek potrzebowałbyś się gdzieś przespać... - Zaczęła miękko, ale natychmiast wszedłem jej w słowo, jednocześnie przewracając się na plecy, żeby móc nawiązać kontakt wzrokowy.
- Dzięki Candy. Ale wiesz, oni mnie nie biją ani nic, po prostu lubią sobie pogadać.
- Powrzeszczeć.
- Recytować wielkimi literami to ciekawsze fragmenty psalmów. To taki typ ludzi, sama wiesz...
- Nie mów mi, że ich usprawiedliwiasz.
- Nie śmiałbym! Myślisz, że dlaczego chodzę do szkoły z internatem?
Przez chwilę pojedynkowaliśmy się na spojrzenia - jej podirytowane, ale pełne troski, moje (miałem taką szczerą nadzieję) spokojne i nieco rozbawione. Ostatecznie ona mknęła oczy i zaczęła kręcić zrezygnowana głową...
Jeden zero dla mnie.
...Po czym zrzuciła mnie z łóżka przy użyciu swojej nadludzkiej siły, a ja wdzięcznie jak zrzucone z dziesiątego piętra zwłoki wylądowałem na podłodze z przytłumionym przez plusz hukiem.
Remis.
- Powiedz mi jedno - blondynka przekręciła się na bok, żeby móc spojrzeć na rozpłaszczonego obok jej łóżka nastolatka, wyglądającego jak dość spora, potrącona żaba - Jakim cudem taka świętojebliwa rodzina jak twoja wychowała takiego rozwiązłego bezbożnika jak ty?
Uśmiechnąłem się nieco krzywo i usiadłem ostrożnie na czułych od zamortyzowania upadku pośladkach, po czym nachyliłem się lekko i pocałowałem ja przelotnie w pokryty pudrem policzek.
- Więcej w kwestii mojego wychowania miałaś do powiedzenia ty, więc jakoś mnie to nie dziwi.
Do drzwi odprowadziły mnie bluzgi i wycelowany w biodro zegarek elektroniczny.
Plus tego wszystkiego? Zapomniała o tym, że jestem jej winny pieniądze.
- Caroline Rockers
Re: Gall Cacti [uczeń]
Pon Paź 19, 2015 3:19 am
Miałeś kilka błędów, ale je poprawiłam, bo nie było ich dużo. Karta jest po prostu świetna. Wybitny i łap 20 fasolek. Gall jest jak dla mnie żywcem wyjęty z tych lat i po prostu nie mogę oprzeć się jego specyficznemu urokowi.
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach