Go down
avatar
Gość

Rapunzelie Calina Grimm [uczennica]  Empty Rapunzelie Calina Grimm [uczennica]

Pon Cze 29, 2015 6:30 pm
Imię i nazwisko: Rapunzelie Calina Grimm
Data urodzenia: 23.04.1960 r.

Rapunzelie Calina Grimm [uczennica]  Wjc875

Czystość krwi:  Trudno jest jednoznacznie określić status krwi u pannicy Grimm. Wiadomo, że jej ojciec – Wielki Ivor Grimm - wybitny smoker, a zarazem potomek z równie wielkiego rodu wikingów (są arystokraci, więc i mogą być osadnicy, a co!) - posiada tą niezwykłą smykałkę do czarowania i skończył szkołę magii w Durmstrangu. Matka dziewczyny z kolei jest bardzo słabowitą czarownicą, aczkolwiek nie ma sobie równych, jeśli chodzi o dziedzinę magicznych mazi i wszelkich mikstur. Tak, jest charłaczką. I charłacy umieją sporządzać eliksiry. W każdym razie, Rapunzelie do dnia dzisiejszego, nie za bardzo wie jaki ma status krwi w czarodziejskim świecie. I w sumie ma to gdzieś.
Dom w Hogwarcie: Magiczna czapa sama zdecyduje.
Różdżka: Tarnina, krew Reema, 13 cali.

Widok z Ain Eingarp:

- Podobno zwierciadło Ain Eingarp, potrafi ukazać prawdę o tym, o czym naprawdę marzysz. Pokazuje ci o tobie samym takie rzeczy, o które byś się nie podejrzewał. Właśnie to tak oczarowuje. Jeśli zrozumiesz swoje wewnętrzne pragnienie, być może człowiek stanie się mądrzejszy. Dlatego, chcę je ujrzeć. Ile razy w życiu mogę mieć taką szansę? Prawdopodobnie, zero. - Stwierdziła z uporem maniaka piętnastoletnia Roszpunka, która od trzech godzin kręciła się po trzecim piętrze. Przy okazji, rozmawiając sama ze sobą - oraz usiłując przekonać swoje uparte, drugie ja  - do tego, by się nie poddać i odnaleźć te magiczne zwierciadło. Lustra z natury są wielkie. Zwierciadło więc, nie mogło być mniejsze od niskiej dziewczyny, łażącej w granatowym szlafroku po zakazanym piętrze - i to o tej porze! Również zakazanej.  I dopiero gdy z frustracji, kopnęła w pewne drzwi..  - Te się nagle same otworzyły, ukazując oczywiście w środku, .. cel jej poszukiwań i bezsenności.  W tej samej chwili mina Zelie była widowiskowa. Wybitna mieszanina podziwu, zaskoczenia i złości,  że stała pod dobrymi drzwiami i nie wpadła na pomysł, by je otworzyć. Chociaż mogłaby przysiąc na własną różdżkę, że próbowała je wcześniej otworzyć i ani drgnęły!
Głupie drzwi!
W każdym razie, jasnowłose dziewczę wkroczyło bezszelestnie do cichego pokoju i bez zbędnych emocji, stanęła naprzeciwko zwierciadła. Na początku wyglądała zwyczajnie. Następnie na jej twarzy pojawił się wyraz zdumienia. Wytrzeszczyła oczy. W zwierciadle widziała, odbicie.. Nowego Świata? Trójka ludzi siedziała na piknikowym kocu w parku. Przed nimi wyłożona była prawdziwa uczta. Był tam jej ojciec, Ivor Grimm - dobrze zbudowany, jasnowłosy mężczyzna po czterdziestce. Trzymał za rękę, piękną kobietę - jej matkę, Adelajdę. Była ona zwyczajnie ubrana: w niebieskie dżinsy, dżinsową koszulę i wygodne, kowbojskie buty, ale emanowała od niej jakaś ukryta moc. Rapunzelie umiała to wyczuć nawet z takiej odległości. A obok nich siedział młody chłopak - ale jakkolwiek jasnowłosa czarownica, nie próbowałaby przekręcać głowy w różne strony, tak nie umiała dostrzec jego twarzy. Im bardziej się skupiała na jego rysach, tym obraz stawał się bardziej zamglony - aczkolwiek serce jej podpowiadało, że osoba, którą ukrywało przed nią zwierciadło - była, bądź miała się stać dla niej najważniejszą personą pod słońcem.
Najpiękniejsze w tym wszystkim było to, że cała ta sielankowa scena ukazana w zwierciadle, promieniowała ciepłym, przytulnym światłem. Cała trójka rozmawiała i śmiała się, a kiedy dostrzegli Zelie, na ich twarzach pojawił się absolutny zachwyt. Matka i ojciec młodej czarownicy, wyciągnęli ku niej na powitanie ręce. Tajemniczy młodzieniec, uśmiechnął się i wskazał jej gestem miejsce obok siebie, jakby się mieli znać od zawsze. Ponad drzewami dominował zaś miejski krajobraz. Stojąca przed zwierciadłem Roszpunka, niemalże wstrzymała oddech, ponieważ było to najpiękniejsze miasto. Nie z szarego kamienia. Całe miejsce, zostało całkowicie przebudowane w olśniewająco białym marmurze, większe i wspanialsze niż wszystko co dotychczas widziała. Z połyskującymi złoto oknami i ogrodami na dachach. Z kolumnami ozdobionymi smoczymi motywami w nordyckim stylu. Spoglądając z podziwem na całość budowli, dziewczyna natychmiast się domyśliła się, że to właśnie ona zaprojektowała to wszystko. Mało osób wiedziało, ale Rapunzelie kochała wszelkie mugolskie nowinki techniczne. A architektura była jej nieodłączonym hobby.
W tym pragnieniu, doprowadziła do tego, że jej rodzice zamieszkali razem. Odnalazła kogoś, kto był jej najdroższy sercu. Dokonała wszystkiego, o czym kiedykolwiek skrycie marzyła, łącznie ze stworzeniem od podstaw swojego prywatnego raju na ziemi, który miał się okazać najtrwalszą budowlą na świecie od tysiącleci. (…)

Podsumowanie dotychczasowej nauki w Hogwarcie:

   Zelie nie miała łatwych początków. Od najwcześniejszych lat żyła w trudnych warunkach życiowych (tryb osadniczy, pozdro); aczkolwiek jeśli trudnymi warunkami życiowymi zechcesz nazwać styl życia, przy którym od małego dziecięcia mieszka się i żyje w osadzie pełnej smoków i uzbrojonych po zęby, szalonych magów, którzy nazywają siebie smokerami - musisz być jednym z tych normalnych czarodziejów.  Bo w życiu Zelie, nie ma zabawy bez ryzyka. Oraz bez głupich i beznadziejnych imion, które mają jeszcze głupsze znaczenia. Rapunzelie, cóż to za imię!
  W każdym razie, Zelie rozpoczęła naukę magii w Durmstrangu. Przyzwyczajona do rygorystycznego i surowego stylu życia, szkoła w której wysiłek fizyczny i sprawność stawiają na pierwszym miejscu - nie była dla niej żadną nowością. Dlatego też miotlarstwo oraz opieka nad magicznymi stworzeniami od samiuteńkich początków szła jej śpiewająco. Zielarstwo - o dziwo! - także nie szło jej najgorzej. Prawdą jest fakt, że nie raz i nie dwa razy, pomyliła najzwyklejszą sałatę z tentakulą jadowitą - ale ponoć człowiek uczy się na własnych błędach. A Roszpunka (prawda, że dziwne imię jak dla pogromczyni smoków?) była na tyle bystrą dziewoją, że w późniejszym czasie po prostu zaczęła omijać, wszelkie bliżej niezidentyfikowanej maści .. krzaki.  Kontynuując - do zaklęć kompletnie nie miała głowy, transmutacja zazwyczaj oscylowała między oceną zadowalającą a powyżej oczekiwań - ponieważ jasnowłosa buntowniczka była za leniwym stworzeniem, by przysiąść do zakurzonych ksiąg. Na trzecim roku została przeniesiona do Szkoły Magii i Czarodziejstwa, Hogwart - spełniając tym samym prośbę swojej matki charłaczki. W kolejnych latach nauki, w dalszym ciągu wybijała się z ONMS; a oprócz tego, poczuła również powołanie do nauki starożytnych run, historii magii oraz numerologii i eliksirów. Piąty rok w Hogwarcie ukończyła mając z powyższych przedmiotów, same wybitne. Zaklęcia ledwo co zdała; astronomię zaś zjawiskowo oblała myląc wszystkie możliwe gwiazdozbiory na nieboskłonie.
Profesorowie, zgodnie twierdzą, że panna Grimm jest zbyt nad-aktywną dziewoją, którą można spotkać w najbardziej zakurzonych zakamarkach zamku bądź szwendającą się po Zakazanym Lesie. Przylepiono jej etykietkę, nieustraszonej oraz niezmiernie ciekawej świata.


Przykładowy post:

   Jeśli masz takie szczęście, by urodzić się gdzieś w bezkresnej i deszczowej Skandynawii, a potem przeżyć w surowym klimacie to z całego serca mogę Ci polecić jedynie dwie opcje: Zwiewaj jak tylko będziesz mógł lub wyrób sobie opinię twardziela bądź buntownika. Inaczej sobie nie dasz rady w moim świecie. Nie mówię, że jest źle, a ja jestem zawiedziona, że żyję w głuchej dziczy i na totalnym bezludziu, razem z całym zastępem czarodziejów, którzy tak bardzo kochają smocze gady (i mają wrodzone zamiłowanie do ryzyka), że praktycznie zamieszkali, dosłownie tuż obok ich boksów. Bo widzicie, ja kocham to miejsce. Jako córka wielkiego smokera, Ivora Grimma - można rzec, że swoje dzieciństwo miałam dosłownie odlotowe. Bo kto dostaje na swoje ósme urodziny pod opiekę smoka walijskiego? Tylko dziecko prawdziwego smokera.

(…) Pewien mroźny poranek, pewna skandynawska dolina i ciekawska pięciolatka.

- Tatoo, tatuuuusiuuu!
- Jestem Ivor Wielki, moja młoda panno! Smoker tych czasów! Niezastąpiony od 19.. -
- ..1948, tak wiem, tatusiu.
- dokończyła myśl ojca, wyjątkowo rezolutna pięciolatka odziana w tunikę ze skóry jelenia i ciepły, wełniany płaszcz. Uśmiechając się pogodnie jak na panujący wokół siarczysty mróz, z wypiekami na swych bladych licach - raz za razem, ciągnęła ojca za rękaw wyjątkowo obszernego płaszcza i zasypywała biednego rodziciela gradem pytań. Jeśli tylko ujrzała jakieś wyjątkowo fascynujące zjawisko, jej szare ślepia błyszczały podekscytowaniem i na nowo małe rączki, szukały skrawka odzienia ojca, który z każdą minutą przebierał coraz to bardziej boleściwą minę.
- Atoco? - spytało nagle jasnowłose maleństwo, wyrzucając z siebie na jednym wydechu pytanie, niczym karabin maszynowy i tupiąc w miejscu, wlepiła swe spojrzenie w najpiękniejsze stworzenie na całym świecie.
W smoka.
Jego skrzydła mieniły się wszelkimi odcieniami zieleni, szarości i brązu i na oko, miały rozpiętość na co najmniej 20 stóp. Wielki gad miał również podłużny pysk pełen ostrych zębisk, cztery łapy zakończone pazurami i według młodocianej Roszpunki był cały śliczniutki. Dopóki nie zionął w ich stronę pióropuszem ognia. Wtedy pięciolatka mimowolnie podskoczyła w górę i czym prędzej schowała się za plecami tatusia, by z móc z tejże dogodnej i bezpiecznej pozycji, przez palce oglądać jak cała armia smokerów - podwładnych jej odważnemu tatusiowi - kilkoma zręcznymi ruchami, w końcu ujarzmia jej śliczniutkiego smoka.
  Zelie oczywiście spoglądała na całą tę sytuację z szeroko otwartą buzią i już pojawiające się, charakterystyczne błyski upartości w jej ślepiach, wskazywały na to, iż mała zakochała się w tych niebezpiecznych stworzeniach od pierwszego wejrzenia. Wysuwając się w końcu przed ojca, wypięła się dumnie do przodu, podniosła wojowniczo podbródek do góry i poprawiając na jasnych włosach swoją wełnianą, wikingowską czapę oraz wielobarwny szal, który zdążył się już zsunąć z jej ramienia i zamieść pół zaśnieżonej drogi - Rapunzelie stanęła przed ojcem i marszcząc zadziornie nos, uśmiechnęła się szeroko.
- Zostanę w przyszłości treserką! Treserką smików. - oznajmiła radośnie, a po chwili przypominając sobie jedną z bajek, którą opowiadała jej mama, mimowolnie pokręciła głową na znak swojej głupoty i unosząc palec w górę, poprawiła się.
- Nie, smoków, no tak! To są przecież smoki! Mama mi opowiadała! - pochwaliła się zdumionemu ojcu, który z niemałym przerażeniem na twarzy, wpatrywał się w swoją pierworodną córę, która całkiem sprawnie naśladując jego wszelkie gesty, zaczęła właśnie zataczać coraz mniejsze kółka wokół jego osoby - gwałtownie przy tym gestykulując rękoma w powietrzu.
  Wielki Ivor Grimm, jedynie odciągnął kołnierzyk od swojej lnianej koszuli i przełykając bezgłośnie ślinę, mimowolnie odczuł, że mu się nogi uginają z wrażenia, jak i ze strachu. Matka tegoż dziewczęcia, była doprawdy szaloną aczkolwiek wspaniałą kobietą. Nieobliczalną i trochę upartą, ale przecież on - pogromca smoków - właśnie uwielbiał takie twarde kobity. Teraz jednak mu przeszło przez myśl, że jego córka dzieląc geny ich obydwojga, dosłownie stała się mieszanką wybuchową. I będąc już pięciolatką, nieustannie dawała mu popalić.
  Odwrócił się więc w stronę swojej pociechy, która aktualnie wyrzucała biały puch w powietrze - i obserwował jak jego maleństwo z ciekawością przyglądało się nieregularnym płatkom śniegu, które dziwnym trafem nadal - przecząc wszystkim prawom fizyki - swobodnie kołysały się na wietrze tuż przed noskiem Roszpunki.
Wtedy dorosły czarodziej tylko westchnął przeciągle.
- I do tego przyszła czarownica! - wymruczał całkowicie podłamany do samego siebie i chcąc nie chcąc, podszedł do nad-aktywnego, jasnowłosego maleństwa i łapiąc ją pod ręce, wrócił wraz z Roszpunką z powrotem do osady - w duchu się zaś zastanawiając, kiedy to będzie zmuszony wykupić dla siebie polisę na życie. Oraz dla całej osady. Bo gdy, jego córka dostanie w wieku jedenastu lat pierwszą różdżkę do ręki, to zapewne nastanie koniec świata.


***

(…) Piąty rok w Hogwarcie i odwaga godna .. czarodziejskiej grypy.

- WOOOOO!
- WZIUUUU!
- NIIEEE!
- Roszpunka do cholery!


Wyżej wspomniane dziewczę odwróciło się z błyskiem w oku, do młodszego Scrivensa i wyszczerzyła się radośnie, jakby znowu miała pięć lat, tym razem pikując głową w dół. Lot na miotle, był jedną z dwóch rzeczy, które jasnowłosej szły wyjątkowe dobrze. Nie miała sobie równych! Jej styl latania był rzeczywiście wysoce drastyczny dla zwykłego czarodzieja, bo zawierał w sobie mnóstwo pikowania, latania głową w dół i tysiące podniebnych akrobacji, które u niejednego zawodnika Quidditcha, by spowodowały falę niewyobrażalnych mdłości. A teraz wyobraźcie sobie, że tuż za małym, jasnowłosym skrzatem o cwaniackim uśmieszku (niecałe metr sześćdziesiąt wzrostu) siedział na jej ukochanej miotle, Flynn. A raczej Kasey, jak lubiła go przedrzeźniać. Nie dość, że ów towarzystwo miało wplatane we włosy, po kilkanaście gałązek po ostatniej miotlarskiej akrobacji tuż nad koronami drzew, zakazanego lasu - to jeszcze latali podczas całkiem milutkiej burzy tegoż stulecia. Nie przejmując się jednak doszczętnie przemoczoną szatą ani tym bardziej porywającym wiatrem, córa smokera, ponownie zrobiła godny podziwu, szybki zwrot miotłą i wtedy stało się coś, czego nie przewidziała. Otóż wiatr znienacka smagnął ją po twarzy, a jej długie kudły przysłoniły jej na moment całą widoczność. I bum. Chwilę później, młodociani czarodzieje, którzy ukradkiem wymsknęli się po ciszy nocnej na zakazany lot - wpadli prosto na wielką i leniwą kałamarnicę. Z kolei, miotła Roszpunki powędrowała na samo dno jeziora - zapewne do jakiejś podwodnej pieczary lub groty samych trytonów. Tracąc więc swój prezent od ojca, Zelka nachmurzyła się i jednym precyzyjnym ruchem brodząc w lodowatej wodzie aż po szyję - z gracją godną pogromczyni smoków, wskoczyła na Flynna i bum - wepchnęła jego łeb pod wodę.
-To za moją miotłę, Kasey! Lotów ci się zachciało w tą koszmarną burzę! A ja głupia dałam się wyciągnąć! Czubek! - jęknęła z miną ewidentnie napuszoną i oddalając się od tegoż wariata, spróbowała zgarnąć zdrętwiałymi z zimna palcami, swoje mokre włosy z twarzy - by nie straszyć innych adeptów magii na hogwarckich korytarzach jako topielnica pierwszej klasy.  A wiecie jak trudno jest się poruszać w wodzie? Zwłaszcza gdy temperatura w jeziorze, dziwnym trafem uświadamia wam, że brodzicie praktycznie w płynnym lodzie? Nawet ona, wychowana w surowych warunkach, czuła się tak, jakby każdy członek jej ciała odpełzł w zupełnie inną stronę i ona pozostawała z niczym. Niestety nie miała serca zostawić Flynna samego i to w pobliżu kałamarnicy, która raczej nie pogardziłaby późną kolacją pod postacią czarodzieja. Dlatego, złorzecząc w duchu na wszystkie magiczne upiory świata,  zawróciła się po ciemnowłosego i holując go na brzeg jeziora, sama niemalże się tam wczołgała i to ostatkiem sił. Mając wrażenie, że za chwilę wypluje płuca bądź, że one jej zamarzną jak amen w mugolskim pacierzu - z bolesną miną się rozkaszlała i przewróciła się na plecy, jednocześnie zamykając oczy. Nie minęła nawet sekunda (chociaż dla niej to raczej jak wieczność) i już czuła jak Flynn, potrząsa ją za drobne ramiona, każąc powrócić do świata żywych. Ha! Łatwo było powiedzieć. Z trudem otworzyła więc swoje szare ślepia i spoglądając na jego twarz i kompletnie mokre ubrania, wygięła wargi coś na kształt półuśmiechu.
- Płynie we mnie krew prawdziwych smokerów, Kasey. To takie ryzyko zawodowe. - stwierdziła całkiem pogodnie jakby codziennie podczas nawałnic wyławiała z jezior zagubionych młodzieńców - i  jak na objawy klasycznej hipotermii po swych jakże prawdziwych słowach .. zemdlała.  
Jakimś cudem Flynn ich obydwoje uratował. Ponoć spędzili jakiś tydzień w skrzydle szpitalnym,  ale Rapunzelie doprawdy nic z tego okresu nie pamięta. Dopiero parę dni po wyjściu z spod skrzydeł Madame Pomfrey, dostała szlaban na połowę semestru od swojej głowy domu.
Ten szlaban akurat zapamiętała.

* Ojciec Rapu jest czarodziejem, ale specjalizującym się w ujarzmianiu smoków. Taki ryzykant od siedmiu boleści. Wiking jest po prostu terminem określającym jego hmm.. działalność ( ;-; ) w mugolskim świecie. Jaha, posiadał super hełm, skóry i odlotowy statek. Ukończył magiczne szkoły lecz po prostu mieszkał sobie w osadzie, a nie jak normalny człowiek w chałupie. Aby było oryginalniej!


Ostatnio zmieniony przez Rapunzel Calina Grimm dnia Sro Lip 08, 2015 2:35 pm, w całości zmieniany 5 razy
avatar
Gość

Rapunzelie Calina Grimm [uczennica]  Empty Re: Rapunzelie Calina Grimm [uczennica]

Nie Lip 05, 2015 12:56 pm
gotoweee Dzikie figle
Caroline Rockers
Oczekujący
Caroline Rockers

Rapunzelie Calina Grimm [uczennica]  Empty Re: Rapunzelie Calina Grimm [uczennica]

Nie Lip 12, 2015 12:46 pm
Wybacz mi, że tak długo to trwało! Mam nadzieję, że mój post Cię nie zrazi!

* Prosiłabym też o to, by jednak jasno określić czystość krwi postaci, ponieważ w końcu nie wiem, czy to czystokrwista, czy też półkrwi.

* „Wiadomo, że jej ojciec – Wielki Ivor Grimm - wybitny smoker, a zarazem potomek z równie wielkiego rodu wikingów - posiada tą niezwykłą smykałkę do czarowania i skończył szkołę magii w Durmstrangu.” - 'Smoker' nie istnieje w języku polskim, ani w słowniku uniwersum Potterowskiego, a po wpisaniu do Google wyskoczyła mi jedynie całkiem niezła marka grilli – a zgaduje, że nie o to chodziło. ; ) Dlatego ze swojej strony, żeby nie było niedomówień i niepewności, radzę zastąpić to starym, dobrym 'poskramiaczem smoków'.

* „Matka dziewczyny z kolei jest bardzo słabowitą czarownicą, aczkolwiek nie ma sobie równych, jeśli chodzi o dziedzinę magicznych mazi i wszelkich mikstur.” - Tu tylko upewniam się czy wiesz, że 'słabowita', to inaczej 'chorowita', 'wątła', itp., a nie „słaba trochę bardziej (np. w czarowaniu)”. Jeśli wszystko pod tym względem jest ok, to nic nie zmieniaj. : )

* „Jeśli zrozumiesz swoje wewnętrzne pragnienie, być może człowiek stanie się mądrzejszy.” - Tu musisz zdecydować, czy przez całe zdanie zwracasz się do 'człowieka' czy do drugiej osoby liczby pojedynczej.

* „Przy okazji, rozmawiając sama ze sobą - oraz usiłując przekonać swoje uparte, drugie ja - do tego, by się nie poddać i odnaleźć te magiczne zwierciadło.” - Przy okazji rozmawiając sama ze sobą oraz usiłując przekonać siebie – i swoje uparte drugie ja – do tego, by się nie poddać i odnaleźć to magiczne zwierciadło.

*„I dopiero gdy z frustracji, kopnęła w pewne drzwi.. - Te się nagle same otworzyły, ukazując oczywiście w środku, ...cel jej poszukiwań i bezsenności.” - I dopiero, gdy z frustracji kopnęła pewne drzwi... te się nagle same otworzyły, ukazując oczywiście w środku: cel jej poszukiwań i przyczynę bezsenności.

* „W każdym razie, jasnowłose dziewczę wkroczyło bezszelestnie do cichego pokoju i bez zbędnych emocji, stanęła naprzeciwko zwierciadła.” - Stanęło.

* „W zwierciadle widziała, odbicie.. Nowego Świata?” - W zwierciadle widziała odbicie... Nowego Świata?

* „...ale jakkolwiek jasnowłosa czarownica, nie próbowałaby przekręcać głowy w różne strony, tak nie umiała dostrzec jego twarzy.” - ...ale jakkolwiek jasnowłosa czarownica nie próbowałaby przekręcać głowy w różne strony, i tak nie umiała dostrzec jego twarzy.

* „Stojąca przed zwierciadłem Roszpunka, niemalże wstrzymała oddech, ponieważ było to najpiękniejsze miasto.” -Zdanie wydaje się być niedokończone, ponieważ musisz określić grupę wśród której owe miasto jest najpiękniejsze: np. 'jakie w życiu widziała', 'jakie mogłaby sobie wyobrazić', 'jakie mogłyby być zbudowane ludzką ręką', itp.

* „Całe miejsce, zostało całkowicie przebudowane w olśniewająco białym marmurze, większe i wspanialsze niż wszystko co dotychczas widziała.” - Całe miejsce zostało w pełni zbudowane z olśniewająco białego marmuru - większe i wspanialsze niż wszystko, co dotychczas widziała.

* „Z połyskującymi złoto oknami i ogrodami na dachach.” - Z połyskującymi złotem oknami i ogrodami na dachach.

* „Spoglądając z podziwem na całość budowli, dziewczyna natychmiast się domyśliła się, że to właśnie ona zaprojektowała to wszystko.” - Powtórzenie 'się'. "Spoglądając z podziwem na całą budowlę, dziewczyna natychmiast się domyśliła, że to właśnie ona zaprojektowała to wszystko."

* „W tym pragnieniu, doprowadziła do tego, że jej rodzice zamieszkali razem.” - W tym pragnieniu doprowadziła do tego, że jej rodzice zamieszkali razem.

* „Od najwcześniejszych lat żyła w trudnych warunkach życiowych (tryb osadniczy, pozdro); aczkolwiek jeśli trudnymi warunkami życiowymi zechcesz nazwać styl życia, przy którym od małego dziecięcia mieszka się i żyje w osadzie pełnej smoków i uzbrojonych po zęby, szalonych magów, którzy nazywają siebie smokerami - musisz być jednym z tych normalnych czarodziejów.” - Od najwcześniejszych lat żyła w trudnych warunkach (tryb osadniczy, pozdro); aczkolwiek jeśli trudnymi warunkami życiowymi zechcesz nazwać styl życia, przy którym od małego dziecięcia mieszka się i żyje w osadzie pełnej smoków i uzbrojonych po zęby, szalonych magów, którzy nazywają siebie „Smokerami” - musisz być jednym z tych normalnych czarodziejów.

* „Bo w życiu Zelie, nie ma zabawy bez ryzyka.” - Bo w życiu Zelie nie ma zabawy bez ryzyka. (nadgorliwość przecinków)

* „Przyzwyczajona do rygorystycznego i surowego stylu życia, szkoła w której wysiłek fizyczny i sprawność stawiają na pierwszym miejscu - nie była dla niej żadną nowością.” - Dla przyzwyczajonej do rygorystycznego i surowego stylu życia dziewczyny, szkoła, w której wysiłek fizyczny i sprawność stawiają na pierwszym miejscu, nie była żadną nowością.

* „Dlatego też miotlarstwo oraz opieka nad magicznymi stworzeniami od samiuteńkich początków szła jej śpiewająco.” - Nazwy przedmiotów rozpoczynamy dużą literą i „szły”, ponieważ odnosisz się do pary.

* „...była na tyle bystrą dziewoją, że w późniejszym czasie po prostu zaczęła omijać, wszelkie bliżej niezidentyfikowanej maści .. krzaki. ” - ...była na tyle bystrą dziewoją, że w późniejszym czasie po prostu zaczęła omijać wszelkie bliżej niezidentyfikowanej maści ...krzaki.

* „Kontynuując - do zaklęć kompletnie nie miała głowy, transmutacja zazwyczaj oscylowała między oceną zadowalającą a powyżej oczekiwań - ponieważ jasnowłosa buntowniczka była za leniwym stworzeniem, by przysiąść do zakurzonych ksiąg.” - Nazwy przedmiotów i ocen rozpoczynamy dużą literą.

* „...poczuła również powołanie do nauki starożytnych run, historii magii oraz numerologii i eliksirów. Piąty rok w Hogwarcie ukończyła mając z powyższych przedmiotów, same wybitne. Zaklęcia ledwo co zdała;astronomię zaś zjawiskowo oblała...” - Jak wyżej.

* „Profesorowie, zgodnie twierdzą...” - Profesorowie zgodnie twierdzą...

* „...a potem przeżyć w surowym klimacie to z całego serca mogę Ci polecić jedynie dwie opcje...” - ...a potem przeżyć w surowym klimacie, to z całego serca mogę Ci jedynie zaproponować dwie opcje...

* „...że praktycznie zamieszkali, dosłownie tuż obok ich boksów.” - ...że praktycznie zamieszkali tuż obok ich boksów.

* „Jako córka wielkiego smokera, Ivora Grimma...” - Z tego co wyczytałam „Smoker” jest nazwą własną, wymyśloną przez miejscową ludność i jako taka, poprawnie użyta, powinna być pisana dużą literą.

* „Bo kto dostaje na swoje ósme urodziny pod opiekę smoka walijskiego? Tylko dziecko prawdziwego smokera.” - Szczerze wątpię, żeby jakiekolwiek dziecko dostało w tym wieku smoka - zacznijmy od tego, że dostanie smoka w jakimkolwiek wieku jest wielce nieprawdopodobne i zapewne Ministerstwo Magii wtrąciłoby w to swoje trzy knuty. Po pierwsze to niebezpieczne i mogłoby się skończyć śmiercią. Po drugie, opieka nad smokiem nie jest czymś, co można podarować w prezencie. Rapunzel mogłaby, co najwyżej przyglądać się, jak zajmują się tymi stworzeniami gdzieś z boku.

* „Uśmiechając się pogodnie jak na panujący wokół siarczysty mróz...” - Uśmiechała się pogodnie, choć panował wokół siarczysty mróz...

* „...raz za razem, ciągnęła ojca za rękaw...” - ... co chwilę ciągnęła ojca za rękaw...

* „Jego skrzydła mieniły się wszelkimi odcieniami zieleni, szarości i brązu i na oko, miały rozpiętość na co najmniej 20 stóp.” - Jego skrzydła mieniły się wszelkimi odcieniami zieleni, szarości i brązu i na oko, miały rozpiętość co najmniej 20 stóp.

* „...przez palce oglądać jak cała armia smokerów - podwładnych jej odważnemu tatusiowi...” - „Smokerów” (dużą literą) i (tu sobie wybierz): „podwładnych jej odważnego tatusia” albo „podlegających jej odważnemu tatusiowi”.

* „...oznajmiła radośnie, a po chwili przypominając sobie jedną z bajek...” - ... oznajmiła radośnie, przypominając sobie jedną z bajek...

*„Matka tegoż dziewczęcia, była doprawdy szaloną aczkolwiek wspaniałą kobietą.” - Matka tegoż dziewczęcia była doprawdy szaloną, aczkolwiek wspaniałą kobietą.

* „...która aktualnie wyrzucała biały puch w powietrze - i obserwował jak jego maleństwo z ciekawością przyglądało się nieregularnym płatkom śniegu...” - ...która aktualnie wyrzucała biały puch w powietrze i obserwował jak jego maleństwo z ciekawością przyglądało się nieregularnym płatkom śniegu...

* „Wyżej wspomniane dziewczę odwróciło się z błyskiem w oku, do młodszego Scrivensa i wyszczerzyła się radośnie, jakby znowu miała pięć lat...” - Wyżej wspomniane dziewczę odwróciło się z błyskiem w oku do młodszego Scrivensa i wyszczerzyło radośnie, jakby znowu miało pięć lat...

* „Lot na miotle, był jedną z dwóch rzeczy...” - Latanie na miotle było jedną z dwóch rzeczy...

* „Jej styl latania był rzeczywiście wysoce drastyczny dla zwykłego czarodzieja...” - Jej styl latania był rzeczywiście wysoce drastyczniejszy, jak dla zwykłego czarodzieja...

* „Nie dość, że ów towarzystwo miało wplatane we włosy, po kilkanaście gałązek...” - Nie dość, że owe towarzystwo miało wplątane we włosy po kilkanaście gałązek...

* „...tuż nad koronami drzew, zakazanego lasu - to jeszcze latali podczas całkiem milutkiej burzy tegoż stulecia.” - ...tuż nad koronami drzew Zakazanego Lasu - to jeszcze latali podczas najmilszej burzy tegoż stulecia.

* „Z kolei, miotła Roszpunki powędrowała na samo dno jeziora...” - Z kolei miotła Roszpunki powędrowała na samo dno jeziora...

* „Zwłaszcza gdy temperatura w jeziorze, dziwnym trafem uświadamia wam, że brodzicie praktycznie w płynnym lodzie?” - Zwłaszcza, gdy temperatura w jeziorze, dziwnym trafem, uświadamia wam, że brodzicie praktycznie w płynnym lodzie?

* „...jakby każdy członek jej ciała odpełzł w zupełnie inną stronę...” - ... jakby każdy z członków jej ciała odpełzł w zupełnie inną stronę...

* „Z trudem otworzyła więc swoje szare ślepia i spoglądając na jego twarz i kompletnie mokre ubrania, wygięła wargi coś na kształt półuśmiechu.” - Z trudem otworzyła więc swoje szare ślepia i spoglądając na jego twarz, i kompletnie mokre ubrania, wygięła wargi w coś na kształt półuśmiechu.

* „...stwierdziła całkiem pogodnie jakby codziennie podczas nawałnic...” - ... stwierdziła całkiem pogodnie, jakby codziennie podczas nawałnic...

* „...po swych jakże prawdziwych słowach .. zemdlała.” - ...po swych jakże prawdziwych słowach... zemdlała.

* „Jakimś cudem Flynn ich obydwoje uratował.” - Jakimś cudem Flynn ich obojga uratował.

* „Dopiero parę dni po wyjściu z spod skrzydeł Madame Pomfrey...” - Niepotrzebne „z”.
Sponsored content

Rapunzelie Calina Grimm [uczennica]  Empty Re: Rapunzelie Calina Grimm [uczennica]

Powrót do góry
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach