Strona 3 z 4 • 1, 2, 3, 4
- Mistrz Gry
Re: Chata Druida
Pon Lip 04, 2016 3:53 pm
Toć i już wszystko stało się jasne, czego kot się wystraszył - tych marnych, w gruncie rzeczy, prób gruchania pana Lestrange'a (Lestran...geja?)! To był dziewiczy jeszcze kot, nie chciał paść ofiarą tak marnych zalotów, a nie oszukujmy się - młoda kotka widziała wielu potencjalnych partnerów, którzy byli zdecydowanie bardziej przystojni od blondwłosej... piękności. Blondłowoso-pięknego? Blond... nie ważne. Tak czy siak kot spierdzielił między krzoki i zaraz capnął na drzewo, będąc bardziej skuteczny niż niemiecki u-bot - przysiadł na gałęzi, takiej, coby od razu go nie wykryto - czy też jej, nie dyskryminując płci pięknej - i zdecydował, że najlepszym rozwiązaniem będzie obserwowanie czynów pana Louvel'a, naznaczając go jako leśnego gwałciciela niewinnych kocic - musiała się upewnić, że jej oskarżenia nie będą bezpodstawne, kiedy już uda się do swojej kociej ferajny... ale ploty zawsze tak czy siak można było rozpuścić i przed nim ostrzec, ot co! Tylko że panią kocice czekała kolejna niespodzianka - ale może nie będę już o niej pisał z perspektywy kota, bo jakoś tak mi wychodzi, że kot jest tutaj najistotniejszy, a w sumie nie był...
Tak więc DRUIDA czekała kolejna niespodzianka poza świergającym amorkiem, któremu tylko skrzydełek brakowało na plecach, żeby stać się istnym aniołkiem strzelającym miłością (no łuku nie miał, ale mógł strzelać tą miłością z czego innego, hehe) - ot i zjawił się podróżnik z Ciechowa, najznamienitszy zoolog gejowy... GAJOWY... W każdym razie posiadający certyfikat na opiekowanie się... Lastran...gejem... I MIAŁ PSA. Dużego, pokaźnego, naprężonego... psa. Który to pies oczywiście przyprawił biedną kotkę o zawał, a Księżniczkę - znaczy kozę - doprowadził tylko do sekundowego zatrzymania żuwaczki, ale na szczęście niestrawnością jej to nie groziło i chyba zniechęcona też nie była, bo zaraz nachyliła się do swojej michy i nabrała kolejną kępę trawy - nie, nie, gołębiowi to nie przeszkadzało, on się nie przejmował prawami grawitacji zupełnie tak jak ja. Ale wracając do Druida...
Szanowny starszy mężczyzna łypnął zaraz swym jastrzębim spojrzeniem na dwójkę mężczyzn, jakby w zasadzie nigdy wcześniej nie był smutny (nie ma zdjęcia, nie ma dowodu), mocniej zaciskając swoje ręce na lasce, bardziej się pochylając - teraz wyglądał jak rasowy dziadek-wpierdol-się-liczy - ale w końcu był tutaj tym poszkodowanym co to wystawił ogłoszenie, trochę współczucia mu się należało... I pewnie gotów byłby pogonić (wbrew zdrowemu rozsądkowi, skoro szukał pomocy) młodzieniaszka-Amorka, Zoologa i rudowłosą dziewuszkę (ja pierdole jeszcze rudy przylazł - kotka zaliczyła zawał na drzewie), ALE... Ale jego serce rozbłysło tysiącem fajerwerek i naprężył się jak struna, a jego oczy wręcz rozbłysnęły dumą, kiedy jego uszy wyłapały tą cudowną pochwałę!
- Prawda? - Głos miał lekko ochrypnięty, skrzeczący, ale z całą pewnością nie był to głos słaby. - Córa ma, duma mych lędźwi! - Pochwalił się, spoglądając z uznaniem na kozę siedzącą u jego boku, która nie dawała żadnego faka na to zebranie.
Ale Sherisse dawała.
Otworzył jedno ślepie, łypną na Evans... i podniósł swoje wielkie cielsko do lotu, by wzbić się w powietrze...
I wiedział, mądry gołąb, że się rudym i pedałom nie ufa, więc spokojnie podleciał do Hagrida, by umościć się na jego głowie - o, bo gajowym to już się ufa jak najbardziej!
Tak więc DRUIDA czekała kolejna niespodzianka poza świergającym amorkiem, któremu tylko skrzydełek brakowało na plecach, żeby stać się istnym aniołkiem strzelającym miłością (no łuku nie miał, ale mógł strzelać tą miłością z czego innego, hehe) - ot i zjawił się podróżnik z Ciechowa, najznamienitszy zoolog gejowy... GAJOWY... W każdym razie posiadający certyfikat na opiekowanie się... Lastran...gejem... I MIAŁ PSA. Dużego, pokaźnego, naprężonego... psa. Który to pies oczywiście przyprawił biedną kotkę o zawał, a Księżniczkę - znaczy kozę - doprowadził tylko do sekundowego zatrzymania żuwaczki, ale na szczęście niestrawnością jej to nie groziło i chyba zniechęcona też nie była, bo zaraz nachyliła się do swojej michy i nabrała kolejną kępę trawy - nie, nie, gołębiowi to nie przeszkadzało, on się nie przejmował prawami grawitacji zupełnie tak jak ja. Ale wracając do Druida...
Szanowny starszy mężczyzna łypnął zaraz swym jastrzębim spojrzeniem na dwójkę mężczyzn, jakby w zasadzie nigdy wcześniej nie był smutny (nie ma zdjęcia, nie ma dowodu), mocniej zaciskając swoje ręce na lasce, bardziej się pochylając - teraz wyglądał jak rasowy dziadek-wpierdol-się-liczy - ale w końcu był tutaj tym poszkodowanym co to wystawił ogłoszenie, trochę współczucia mu się należało... I pewnie gotów byłby pogonić (wbrew zdrowemu rozsądkowi, skoro szukał pomocy) młodzieniaszka-Amorka, Zoologa i rudowłosą dziewuszkę (ja pierdole jeszcze rudy przylazł - kotka zaliczyła zawał na drzewie), ALE... Ale jego serce rozbłysło tysiącem fajerwerek i naprężył się jak struna, a jego oczy wręcz rozbłysnęły dumą, kiedy jego uszy wyłapały tą cudowną pochwałę!
- Prawda? - Głos miał lekko ochrypnięty, skrzeczący, ale z całą pewnością nie był to głos słaby. - Córa ma, duma mych lędźwi! - Pochwalił się, spoglądając z uznaniem na kozę siedzącą u jego boku, która nie dawała żadnego faka na to zebranie.
Ale Sherisse dawała.
Otworzył jedno ślepie, łypną na Evans... i podniósł swoje wielkie cielsko do lotu, by wzbić się w powietrze...
I wiedział, mądry gołąb, że się rudym i pedałom nie ufa, więc spokojnie podleciał do Hagrida, by umościć się na jego głowie - o, bo gajowym to już się ufa jak najbardziej!
- Rudolf Lestrange
Re: Chata Druida
Pon Lip 04, 2016 8:12 pm
Coś zaszeleściło w pobliskich gałęziach i pan Lestrange odwrócił się w mgnieniu oka, by poszukać źródła hałasu. Nie chciał, by jakaś zła, spaczona dusza przeszkodziła mu w byciu rycerzem na białym koniu. Coś tutaj śmierdziało. Dosłownie. Rudolf pociągnął nosem raz i drugi, a gdy ten obrzydliwy odór kociego futra dotarł jego wrażliwych nozdrzy, warknął głośno na niewidoczne zwierzę i zwinął palce w pazury. Był w końcu samcem alfa, a żaden prawdziwy wilk nie pozwoli byle kocurowi pałętać się po własnym terenie. Każdy teren był terenem Rudolfa. No prawie, bo panna Rockers nosiła nieco za długie spódniczki i coś kiedyś słyszał o ochronnej bieliźnie.
Gdy już był pewien, że ukryty tchórzliwie kot wie, kto tutaj rządzi, wznowił swą podróż, trochę bardziej sprężystym krokiem – był z siebie dumny, że zaprezentował swą siłę i dominację w tak majestatyczny sposób. W chwili, w której jego blondwłosa, anielska główka wychyliła się zza ciemnych pni drzew, dobiegł go jakiś przerażający hałas. Dopiero po chwili zrozumiał, że to niezwykle donośny głos Hagrida unosi się nad koronami drzew wraz z umykającym ptactwem, by go powitać. Uśmiechnął się uprzejmie, kiwnął głową i spojrzał w kierunku Druida.
Zaczynał rozumieć Aberfortha Dumbledore'a – ta koza była niezwykle atrakcyjna.
- Dzień dobry, panno Evans – odpowiedział spokojnie, wpatrzony w kozę.
W istocie, córa druida była wyjątkowo imponującą istotą, a jej wyjątkowości tylko dodawała gołębia korona. Jaka szkoda, że ów gołąb zdecydował się w pewnym momencie czmychnąć przed jego zachwyconym wzrokiem i umościć się na głowie gajowego. Rudolf musiał przyznać, gęste loki Hagrida wyglądały, jak niezwykle wygodne miejsce, jeśli chodzi o tego typu przedsięwzięcia. Zanotował w głowie, by poprosić Hagrida o nazwę eliksiru odżywczego, którego używał – sam bardzo dbał, by jego złote pukle codziennie śniły, niczym ogon rydwanu Apolla.
- W czym możemy Ci pomóc, o szanowny Druidzie? – zapytał Lestrange, pełen szacunku i adoracji.
I nie, nie dlatego, że był pedałem. Poza tym, mówi się homoseksualista.
Gdy już był pewien, że ukryty tchórzliwie kot wie, kto tutaj rządzi, wznowił swą podróż, trochę bardziej sprężystym krokiem – był z siebie dumny, że zaprezentował swą siłę i dominację w tak majestatyczny sposób. W chwili, w której jego blondwłosa, anielska główka wychyliła się zza ciemnych pni drzew, dobiegł go jakiś przerażający hałas. Dopiero po chwili zrozumiał, że to niezwykle donośny głos Hagrida unosi się nad koronami drzew wraz z umykającym ptactwem, by go powitać. Uśmiechnął się uprzejmie, kiwnął głową i spojrzał w kierunku Druida.
Zaczynał rozumieć Aberfortha Dumbledore'a – ta koza była niezwykle atrakcyjna.
- Dzień dobry, panno Evans – odpowiedział spokojnie, wpatrzony w kozę.
W istocie, córa druida była wyjątkowo imponującą istotą, a jej wyjątkowości tylko dodawała gołębia korona. Jaka szkoda, że ów gołąb zdecydował się w pewnym momencie czmychnąć przed jego zachwyconym wzrokiem i umościć się na głowie gajowego. Rudolf musiał przyznać, gęste loki Hagrida wyglądały, jak niezwykle wygodne miejsce, jeśli chodzi o tego typu przedsięwzięcia. Zanotował w głowie, by poprosić Hagrida o nazwę eliksiru odżywczego, którego używał – sam bardzo dbał, by jego złote pukle codziennie śniły, niczym ogon rydwanu Apolla.
- W czym możemy Ci pomóc, o szanowny Druidzie? – zapytał Lestrange, pełen szacunku i adoracji.
I nie, nie dlatego, że był pedałem. Poza tym, mówi się homoseksualista.
- Rubeus Hagrid
Re: Chata Druida
Wto Lip 05, 2016 10:12 pm
- Witaj Lily. Tak żem słyszał, żeś miałaś przyjść. - Olbrzym, czy tam pół olbrzym, nie odejmujmy mu jednak męskości, rozanielił się na widok Gryfonki. Też był w końcu zdania, że przyda jej się chwila odpoczynku, a jeśli mógł tę chwilę nadzorować? Tym lepiej, naprawdę tym lepiej! Wielką łapę oparł przez chwilę na ramieniu Evans. Zaraz jednak cofnął ją do amorka, mierzwiąc jego blond kłaki. Delikatnie. Na swój sposób.
- Zapatrzyłeś się, co? Bardzo, bardzo dorodna... - Mruknął, nie spuszczając oczu z kozy. Przynajmniej do chwili kiedy to gołąbek - turkaweczka! - nie postanowił wylądować na jego głowie. Te czarne oczy, które samą swoją barwą zmuszone były do tego by kojarzyć się z otchłanią- wzniosły się ku górze w lekkim zezie, a żukowate paczałki rozanieliły.
- Chodź piękny, chodź! - Z wewnętrznej kieszeni płaszcza gajowy wyciągnął nieco sucharów i rozdrobnił je nad własną głową. Głową, która regularnie nacierana mieszanką tłuszczu z Dziwaka i Błotoryja lśniła bardziej niż można to było wyjaśnić.- Jaki ty pinkny! Jaki uroczy! - Wciąż zezując w górę, zakochany w pierzastym stworzeniu, które znalazło swą ostoję w jego włosach, powoli zaczynał zapominać o tym czemu właściwie się tu znalazł. Na całe szczęście uczynny pan Lestrange wybawił go od precyzowania własnych słów.
- Tak! My pomożemy! W końcu - wyszczerzył się - jak nie my to kto, drogi panie? - Znów posmyrał po rudym łbie Evans.
- Zapatrzyłeś się, co? Bardzo, bardzo dorodna... - Mruknął, nie spuszczając oczu z kozy. Przynajmniej do chwili kiedy to gołąbek - turkaweczka! - nie postanowił wylądować na jego głowie. Te czarne oczy, które samą swoją barwą zmuszone były do tego by kojarzyć się z otchłanią- wzniosły się ku górze w lekkim zezie, a żukowate paczałki rozanieliły.
- Chodź piękny, chodź! - Z wewnętrznej kieszeni płaszcza gajowy wyciągnął nieco sucharów i rozdrobnił je nad własną głową. Głową, która regularnie nacierana mieszanką tłuszczu z Dziwaka i Błotoryja lśniła bardziej niż można to było wyjaśnić.- Jaki ty pinkny! Jaki uroczy! - Wciąż zezując w górę, zakochany w pierzastym stworzeniu, które znalazło swą ostoję w jego włosach, powoli zaczynał zapominać o tym czemu właściwie się tu znalazł. Na całe szczęście uczynny pan Lestrange wybawił go od precyzowania własnych słów.
- Tak! My pomożemy! W końcu - wyszczerzył się - jak nie my to kto, drogi panie? - Znów posmyrał po rudym łbie Evans.
- Lily Evans
Re: Chata Druida
Czw Lip 07, 2016 1:20 am
Lily zupełnie nie wiedziała jak się odnaleźć w tej nowej, niekoniecznie pojętej dla niej rzeczywistości. Niby dzień ten zdawał się być z początku całkiem normalnym, spokojnym dniem - oprócz tego, że wszystko zapowiadało, że nadciąga deszcz - ale okazało się, że miało być zupełnie inaczej. Stała więc, niepewnie patrząc na starszego mężczyznę, który wypowiadał się z taką dumą o swojej kozie. Uśmiechnęła się blado na odpowiedź na jej powitanie od pana Louvela, po czym ze zdumieniem zauważyła ten niezbyt zachwycony wzrok gołębia w jej stronę.
- Ale... dlaczego? - Spytała cicho, nie do końca rozumiejąc, dlaczego właściwie zadała takie pytanie. I na dodatek na głos. Przecież stworzonko i tak nie odpowie. Chyba. Gdy zorientowała się, co uczyniła, jej policzki pokryły się delikatnym rumieńcem zażenowania. Przejechała dłonią po swoich rudych włosach i posłała szeroki uśmiech w stronę Hagrida. Skoro on tutaj był to nie musiała się bać. Nie żeby miała jakiekolwiek powody do strachu. Pana Louvela nie znała tak dobrze jak gajowego, dlatego była go dość niepewna.
Przyglądała się ze zdumieniem jak Hagrid karmi ptaka, który zrobił sobie gniazdo na jego głowie i odchrząknęła by powrócić do swojego normalnego zachowania. Przecież nie wypadało by tak zachowywała się prefekt naczelna! I wtedy półolbrzym zrobił ponownie bałagan na jej głowie. Dziewczyna cicho się zaśmiała, mimo że wiedziała, że jak tylko Hagrid przestanie to ona zacznie znowu przywracać włosy do ich poprzedniego stanu. Była okropną pedantką.
- Zrobimy wszystko, co w naszej mocy, panie druidzie - powiedziała poważnie z błyszczącymi zielonymi oczami.
- Ale... dlaczego? - Spytała cicho, nie do końca rozumiejąc, dlaczego właściwie zadała takie pytanie. I na dodatek na głos. Przecież stworzonko i tak nie odpowie. Chyba. Gdy zorientowała się, co uczyniła, jej policzki pokryły się delikatnym rumieńcem zażenowania. Przejechała dłonią po swoich rudych włosach i posłała szeroki uśmiech w stronę Hagrida. Skoro on tutaj był to nie musiała się bać. Nie żeby miała jakiekolwiek powody do strachu. Pana Louvela nie znała tak dobrze jak gajowego, dlatego była go dość niepewna.
Przyglądała się ze zdumieniem jak Hagrid karmi ptaka, który zrobił sobie gniazdo na jego głowie i odchrząknęła by powrócić do swojego normalnego zachowania. Przecież nie wypadało by tak zachowywała się prefekt naczelna! I wtedy półolbrzym zrobił ponownie bałagan na jej głowie. Dziewczyna cicho się zaśmiała, mimo że wiedziała, że jak tylko Hagrid przestanie to ona zacznie znowu przywracać włosy do ich poprzedniego stanu. Była okropną pedantką.
- Zrobimy wszystko, co w naszej mocy, panie druidzie - powiedziała poważnie z błyszczącymi zielonymi oczami.
- Mistrz Gry
Re: Chata Druida
Czw Lip 07, 2016 5:28 pm
Wow. No to dopiero był pokaz siły, po prostu... wow. Kocica już i tak miała zawał, a teraz... teraz się chyba jednak zakochała. Znaczy się - najpierw spłaszczyła się na gałęzi tak, jakby ją olbrzym nadepnął (bez urazy dla Hagrida), ale potem... potem jej ślepia aż zabłysnęły i poczuła to specyficzne smyranie na karku. To było to! Niby podejrzany, niby gejkopedałek, a jednak..! Jednak miał to, czego wszystkim mężczyznom brakowało! - prawdziwy samiec alfa! Nie, jednak nie zamierzała się dzielić ze sowimi kocimi towarzyszami dzielić tym odkryciem - wolała trochę poobserwować...
- Aaa, droga dziewczynko, jestem taki stary, w tak wielu sprawach pomocy potrzeba... - Odwrócił swoje spojrzenie, zjeżdżając nim z Amorka, którego wziął za dziewczynkę - przecież był stary, mógł niedowidzieć, prawda?, by skierować je na na Kozę, której łeb, nagrzany od gołębia, pogłaskał pomarszczoną dłonią - chyba jednak Księżniczka była bardziej bystra od swojego ojca, bo zamęczała donośnie, przerywając nawet ku temu rzucie trawy! - wszystkie oczy kierowane były na Louvela - no tylko nie oczy Sherisse, on nie był gejkopedałem, wiedział co dobre - wybrał gniazdko, w którym go dokarmiali i z którego miał najlepszy wgląd na całą sytuację. Toć i ten gołąb z wielką chęcią dał się namówić - jeszcze się napuszył pod wpływem komplementów, przypominając teraz żywą, gołębiową bombę, pusząc te swoje szare piórzyska.
Niestety nikt nie znał koziego, więc nikt nie mógł zrozumieć, że Księżniczka upominała swojego ojca, że Louvel nie jest dziewczynką.
- Co się dziołcha głupio pyta, starość nie wieczność! - Skierował jastrzębie oczęta na Lily, unosząc nieco swój kij, jakby gotów zaraz nim pacnąć w rudą czuprynę. - Młodość nie wieczność! Jak posiwiejesz, to zobaczysz, czemu pomoc potrzebna... - Wydawał się bardzo nie kontent, że usłyszał tak... banalne pytanie. - Ale tak, tak, pomoc... - Odchrząknął i znów powrócił do jakże starczego tonu - i jakże starczej, słabowitej postawy. - To niebezpieczna prosto w serce tutejszej puszczy... - Zaczął niczym rasowy bajarz. - Pełnej cudów, ale i niebezpieczeństw. - Przymrużył czujnie oczy, wędrując spojrzeniem od jednej twarzy do drugiej, powoli i ze skupieniem, upewniając się, że wszyscy go słuchają. - Pan nie podrywa nieletniej! - Uniósł znów swój kij i postraszył nim Hagrida.
Sherisse zagruchał, oburzony burzeniem jego spokoju.
- Dlatego zanim poślę was na pewną śmierć w celu zbadania złego nastroju mafii Sherisse, muszę was przestestować. - Wskazał laską na drzewo. - Tam siedzi kot. Przynieście mi go.
Kotka zupełnie jakby wyczuwała i rozumiała, co tu się odpieprza smyrnęła po gałęziach, gotowa wskakiwać na inne drzewo.
- Aaa, droga dziewczynko, jestem taki stary, w tak wielu sprawach pomocy potrzeba... - Odwrócił swoje spojrzenie, zjeżdżając nim z Amorka, którego wziął za dziewczynkę - przecież był stary, mógł niedowidzieć, prawda?, by skierować je na na Kozę, której łeb, nagrzany od gołębia, pogłaskał pomarszczoną dłonią - chyba jednak Księżniczka była bardziej bystra od swojego ojca, bo zamęczała donośnie, przerywając nawet ku temu rzucie trawy! - wszystkie oczy kierowane były na Louvela - no tylko nie oczy Sherisse, on nie był gejkopedałem, wiedział co dobre - wybrał gniazdko, w którym go dokarmiali i z którego miał najlepszy wgląd na całą sytuację. Toć i ten gołąb z wielką chęcią dał się namówić - jeszcze się napuszył pod wpływem komplementów, przypominając teraz żywą, gołębiową bombę, pusząc te swoje szare piórzyska.
Niestety nikt nie znał koziego, więc nikt nie mógł zrozumieć, że Księżniczka upominała swojego ojca, że Louvel nie jest dziewczynką.
- Co się dziołcha głupio pyta, starość nie wieczność! - Skierował jastrzębie oczęta na Lily, unosząc nieco swój kij, jakby gotów zaraz nim pacnąć w rudą czuprynę. - Młodość nie wieczność! Jak posiwiejesz, to zobaczysz, czemu pomoc potrzebna... - Wydawał się bardzo nie kontent, że usłyszał tak... banalne pytanie. - Ale tak, tak, pomoc... - Odchrząknął i znów powrócił do jakże starczego tonu - i jakże starczej, słabowitej postawy. - To niebezpieczna prosto w serce tutejszej puszczy... - Zaczął niczym rasowy bajarz. - Pełnej cudów, ale i niebezpieczeństw. - Przymrużył czujnie oczy, wędrując spojrzeniem od jednej twarzy do drugiej, powoli i ze skupieniem, upewniając się, że wszyscy go słuchają. - Pan nie podrywa nieletniej! - Uniósł znów swój kij i postraszył nim Hagrida.
Sherisse zagruchał, oburzony burzeniem jego spokoju.
- Dlatego zanim poślę was na pewną śmierć w celu zbadania złego nastroju mafii Sherisse, muszę was przestestować. - Wskazał laską na drzewo. - Tam siedzi kot. Przynieście mi go.
Kotka zupełnie jakby wyczuwała i rozumiała, co tu się odpieprza smyrnęła po gałęziach, gotowa wskakiwać na inne drzewo.
- Rudolf Lestrange
Re: Chata Druida
Nie Lip 10, 2016 2:39 pm
Oj nie, Louvel nie był dziewczynką. Był mężczyzną z krwi i kości, co nawet owa kotka mogła potwierdzić. Niezwykle męskim ruchem wyprężył pierś, gdy potężna dłoń jego senseia potargała mu włosy. Nie poprawił ich, bowiem wiedział, że kto jak kto, ale Hagrid najlepiej zna się na włosach. Był pewien, że wygląda teraz imponująco, co potwierdziło meczenie Księżniczki. Rozochocony Louvel puścił kozie oczko, unosząc szarmancko brwi.
Rudolf zgodził się z Druidem, spoglądając karcąco na Lily. Nie wiedział w sumie, co rozgniewało staruszka, ale musiał on mieć rację, więc prychnął z oburzeniem. Głupia gryfonka, kto pyta o takie rzeczy? Przecież odpowiedź jest jasna - bo tak!
Niczym zaczarowany, nasz praktykant słuchał delikatnego głosu Druida, od czasu do czasu zerkając za siebie. Bał się owych niebezpieczeństw - kto by się nie bał! Już raz kot zabiegł mu drogę, czy mogło tam na niego czyhać coś jeszcze gorszego? Rudolf zadrżał, a nawet jego bladoróżowa koszula nie powstrzymała gęsiej skórki, która wyrosła mu na ramionach.
- Kot? - spytał z obrzydzeniem maskującym lęk. Wszyscy wiedzieli, że koty to potworne bestie pożerające dusze niewinnych.
Spojrzał na Hagrida i uświadomił sobie, że dla swojego mistrza musi być dzielny. Dlatego wyprostował się, poprawił szatę i trzymając mocno gatki - nie chciał, by ze strachu mu spadły - ruszył w stronę lasu.
Szedł spokojnie, mrucząc pod nosem ciche kici kici, zastanawiając się wciąż, jak by tutaj oswoić tego demona. W końcu stanął, obrócił się w kierunku chaty druida i zamachał obiema rękoma w stronę Hagrida. Tak, ten potężny mężczyzna będzie wiedział, co zrobić.
Rudolf zgodził się z Druidem, spoglądając karcąco na Lily. Nie wiedział w sumie, co rozgniewało staruszka, ale musiał on mieć rację, więc prychnął z oburzeniem. Głupia gryfonka, kto pyta o takie rzeczy? Przecież odpowiedź jest jasna - bo tak!
Niczym zaczarowany, nasz praktykant słuchał delikatnego głosu Druida, od czasu do czasu zerkając za siebie. Bał się owych niebezpieczeństw - kto by się nie bał! Już raz kot zabiegł mu drogę, czy mogło tam na niego czyhać coś jeszcze gorszego? Rudolf zadrżał, a nawet jego bladoróżowa koszula nie powstrzymała gęsiej skórki, która wyrosła mu na ramionach.
- Kot? - spytał z obrzydzeniem maskującym lęk. Wszyscy wiedzieli, że koty to potworne bestie pożerające dusze niewinnych.
Spojrzał na Hagrida i uświadomił sobie, że dla swojego mistrza musi być dzielny. Dlatego wyprostował się, poprawił szatę i trzymając mocno gatki - nie chciał, by ze strachu mu spadły - ruszył w stronę lasu.
Szedł spokojnie, mrucząc pod nosem ciche kici kici, zastanawiając się wciąż, jak by tutaj oswoić tego demona. W końcu stanął, obrócił się w kierunku chaty druida i zamachał obiema rękoma w stronę Hagrida. Tak, ten potężny mężczyzna będzie wiedział, co zrobić.
- Rubeus Hagrid
Re: Chata Druida
Nie Lip 10, 2016 5:11 pm
No ba, że się znał! Jak nie on to w końcu kto? No, może Dumbledore... Tak okazałej brody nawet gajowemu nie udało się jeszcze wyhodować, ale przecież nic straconego! Kto wie? Może jego nowy przyjaciel, pan Louvel wspomoże go w wyprodukowaniu specyfiku idealnego? Drżyjcie producenci szamponów i odżywek, Team Rugrid nadchodzi!
Ale to zaraz. Najpierw kot.
Rubeus - gdyby ktoś z państwa nie wiedział, to na chrzcie wcale nie dali Hagridowi na imię Gajowy - uśmiechnął się do wystarczająco pokrzywdzonej przez los Evans. Nie żeby sam miał coś do rudych! Absolutnie! Zaraz jednak zaczął zastanawiać się, czy rudzi właściwie siwieją. Jakoś chyba nigdy takiego nie spotkał, a musiał przyznać sam przed sobą, że mieszanka bieli ipomarańcz..y?u?a? dojrzałej marchewki wygądała by na głowie Lily całkiem zabawnie. Prawilny druid nie dał mu się niestety rozmarzyć - panienka Evans bez wątpienia miała zbyt mało futra, by sam potrafił docenić jej wdzięki.
Podniósł grubego palucha i posmyrał lekko gołębia. Patyka wymierzonego w swoim kierunku zdawał się nie zauważyć, od chwili gdy padło słowo puszcza pusząc się niemiłosiernie. Zaraz przez jego twarz przemknął jednak cień niepokoju, a wielka graba zanurkowała w kieszeni. Wyciągnął z niej dwie szamoczące się niespokojnie myszy i spojrzał po zebranych.
- No gdzieee... Takie chudziny dla dorodnego kocura? Ni wolno! - Ukrył gryzonie w najbezpieczniejszym miejscu (wewnętrznej kieszeni) i raźnym krokiem ruszył za praktykantem, gotów na wojnę! Albo na łapanie kota.
- Kieł zostań! I bądź miły dla pani. - Skłonił się lekko w kierunku kozy, uważając by nie zakłucić spokoju gołębia.
- Ja mam plan. - Zrównał się z Louvelem, puszczając mu oczko. Nie, nie po gejowemu. Ku pokrzepieniu ducha! - Wsadzem jom na drzewo - tu wskazał grubym paluchem na Lily - a jak kot siem wystraszy, to pan go złapie panie Louvel. - Może i można było odmówić mu zdolności taktycznych, ale chęci - absolutnie!
Ale to zaraz. Najpierw kot.
Rubeus - gdyby ktoś z państwa nie wiedział, to na chrzcie wcale nie dali Hagridowi na imię Gajowy - uśmiechnął się do wystarczająco pokrzywdzonej przez los Evans. Nie żeby sam miał coś do rudych! Absolutnie! Zaraz jednak zaczął zastanawiać się, czy rudzi właściwie siwieją. Jakoś chyba nigdy takiego nie spotkał, a musiał przyznać sam przed sobą, że mieszanka bieli i
Podniósł grubego palucha i posmyrał lekko gołębia. Patyka wymierzonego w swoim kierunku zdawał się nie zauważyć, od chwili gdy padło słowo puszcza pusząc się niemiłosiernie. Zaraz przez jego twarz przemknął jednak cień niepokoju, a wielka graba zanurkowała w kieszeni. Wyciągnął z niej dwie szamoczące się niespokojnie myszy i spojrzał po zebranych.
- No gdzieee... Takie chudziny dla dorodnego kocura? Ni wolno! - Ukrył gryzonie w najbezpieczniejszym miejscu (wewnętrznej kieszeni) i raźnym krokiem ruszył za praktykantem, gotów na wojnę! Albo na łapanie kota.
- Kieł zostań! I bądź miły dla pani. - Skłonił się lekko w kierunku kozy, uważając by nie zakłucić spokoju gołębia.
- Ja mam plan. - Zrównał się z Louvelem, puszczając mu oczko. Nie, nie po gejowemu. Ku pokrzepieniu ducha! - Wsadzem jom na drzewo - tu wskazał grubym paluchem na Lily - a jak kot siem wystraszy, to pan go złapie panie Louvel. - Może i można było odmówić mu zdolności taktycznych, ale chęci - absolutnie!
- Lily Evans
Re: Chata Druida
Pon Lip 11, 2016 3:11 pm
Ten istny, niesforny zwierzyniec zarówno bawił i rozczulał Lily, jak i sprawiał, że zupełnie już w tym wszystkim się gubiła. A żeby tego było mało, starszy mężczyzna błędnie odebrał jej słowa! Z tego co widziała po swojej babci, gdy była mała to rudzi owszem siwieli - właściwie to ich włosy stawały się białe jak mleko, poza tym... zawsze mogło być gorzej! Przecież... przecież kolor włosów niczego w jej postrzeganiu świata nie zmieniał. Pogładziła się znowu po włosach i poprawiła swoją szatę a ciemne chmury w tym czasie zdążyły nieco przysłonić słońce. Zadała pytanie gołębiu, ale ten ją miał tam, gdzie sam Godryk by nie dotarł, a żeby było tego mało została skarcona.
- Przepraszam, nie chciałam pana urazić - właściwie to miało być starość nie radość, ale przecież nie będzie się teraz tak nierozsądnie wychylać. Skinęła uprzejmie i przepraszająco głową, stwierdzając, że żadna dyskusja tutaj nie pomoże. Słuchała bardzo uważnie słów dziwnego jegomościa, niejednokrotnie marszcząc czoło by zastanowić się nad ogólnym sensem. Nie wiedziała jak zareagować na ten zarzut skierowany w stronę Hagrida, więc stwierdziła, że po prostu to przemilczy. Taaak, to z całą pewnością wyjdzie wszystkim na dobre. A zwłaszcza jej. W końcu miała w tej głowie więcej rozsądku niż James czy Syriusz. Na wieść, że mają przynieść kota, rudowłosa wyciągnęła ze swej kieszeni różdżkę i przebiegła kawałek lekkim truchtem by zrównać się z panem Louvelem i Hagridem. Po wysłuchaniu planu swojego dużego przyjaciela, odchrząknęła cicho i nieśmiało się wtrąciła.
- Hagridzie, a nie sądzisz, że bezpieczniej byłoby użyć magii? Moglibyśmy spróbować zastawić pułapkę i skusić go smakołykami, które kontrowalibyśmy za pomocą Wingardium Leviosa - zagryzła niepewnie dolną wargę, bo w końcu nie wiedziała czy ten plan przypadnie im do gustu.
- Przepraszam, nie chciałam pana urazić - właściwie to miało być starość nie radość, ale przecież nie będzie się teraz tak nierozsądnie wychylać. Skinęła uprzejmie i przepraszająco głową, stwierdzając, że żadna dyskusja tutaj nie pomoże. Słuchała bardzo uważnie słów dziwnego jegomościa, niejednokrotnie marszcząc czoło by zastanowić się nad ogólnym sensem. Nie wiedziała jak zareagować na ten zarzut skierowany w stronę Hagrida, więc stwierdziła, że po prostu to przemilczy. Taaak, to z całą pewnością wyjdzie wszystkim na dobre. A zwłaszcza jej. W końcu miała w tej głowie więcej rozsądku niż James czy Syriusz. Na wieść, że mają przynieść kota, rudowłosa wyciągnęła ze swej kieszeni różdżkę i przebiegła kawałek lekkim truchtem by zrównać się z panem Louvelem i Hagridem. Po wysłuchaniu planu swojego dużego przyjaciela, odchrząknęła cicho i nieśmiało się wtrąciła.
- Hagridzie, a nie sądzisz, że bezpieczniej byłoby użyć magii? Moglibyśmy spróbować zastawić pułapkę i skusić go smakołykami, które kontrowalibyśmy za pomocą Wingardium Leviosa - zagryzła niepewnie dolną wargę, bo w końcu nie wiedziała czy ten plan przypadnie im do gustu.
- Mistrz Gry
Re: Chata Druida
Sro Lip 13, 2016 12:15 am
Druid casualowo wyciągnął fajkę zza pazuchy nabitą zielem i puknął w nią laską, którą trzymał, zaciągając się dymem, kiedy posypały się iskry, podpalając mieszankę, którą była wypchana - stara, drewniana, wysłużona - ale nadal jak widać miała się dobrze - zupełnie jak druid, który tak naprawdę wcale nie nie dowidział, ale był wrednym chujem...
- Idioci za kotem będą ganiać... - Mruknął pod nosem na tyle, że było to właściwie niedosłyszalne dla dwóch panów - ale już panienka Lily miała szansę go dosłyszeć - koza zawtórowała i zwlekła swój zad z ławeczki, bowiem zwykłe dwunogi nie wiedzą, wszak nie rozumieją jej języka, ale właśnie skarciła swojego ojca! Jak mógł się tak wyrażać o niesamowitym Louvelu, męskim Gejow... Gajowym i ślicznej rudej niewieście? Zupełnie tak jak kotka tak i Księżniczka poczuła natychmiastową miętę do Lestrange'a i zapragnęła się do niego zbliżyć, odpowiadając na jego zachęcające mrugnięcie okiem - och miał ten pan dobry wzrok do kobiet, trzeba mu przyznać - potrafił docenić naturalne, niewymuszone piękno..!
Tak naprawdę to nie, debile, to przecież tylko zwykła koza...
Księżniczka przeszła sobie przez dróżkę i zaczęła skubać trawę, bo ta w misce się już skończyła.
Kotka aktualnie zniknęła z pola widzenia zebranego przed domkiem druida towarzystwa - ostatnim razem widziano ją na drugim od końca drzewie, które stykało się gałęziami z tym najbliższym... czyli nic wam to nie mówi, bo w koło jest pełno drzew, no i chuj. Po prostu była nieco głębiej w lesie i nie wisiała już na gałęzi nad drogą. Co wam po wyobrażeniach, jak i tak jej nie widzicie.
A teraz tak serio.
Chata druida mieściła się na lekkim wzgórzu, otoczona drzewami - prowadziła do niej, jak wcześniej wspomniałem, leśna droga, szeroka i wyklepana - i sama chata mieściła się na wychodzonej polanie - było wystarczająco miejsca na ogródek z ziołami i na wybieg dla kozy - to znaczy wybieg dla modelki Księżniczki - w każdym razie, co was teraz najbardziej interesuje, to fakt, że od drogi do drzew była przerwa metra - pas zieleni, ściółka leśna, porośnięta trawką... chociaż w większości mchem - i sam las był zadbany - wysokie konary pięły się ku górze, żadne gałęzie nie walały się po ziemi i tylko ewentualne krzaki stanowiły przeszkodę w przedostaniu się w głąb - takich jeżyn na przykład. I pokrzywy. Sporo pokrzyw. Drzewa może i nie rosły w równych rzędach, ale jeśli przyjmiemy, że będziemy spoglądać na te najbliższe od drogi, to jeśli kotka siedziała na jednym z drzew w pierwszym rzędzie, to teraz była na jednym z sąsiednich z drugiego rzędu - czyli, patrząc od drogi, na drzewie za nim. Ponieważ drzewa były wysokie nie było za bardzo gałęzi pod ręką, których można by było się złapać i wspiąć w górę.
- Idioci za kotem będą ganiać... - Mruknął pod nosem na tyle, że było to właściwie niedosłyszalne dla dwóch panów - ale już panienka Lily miała szansę go dosłyszeć - koza zawtórowała i zwlekła swój zad z ławeczki, bowiem zwykłe dwunogi nie wiedzą, wszak nie rozumieją jej języka, ale właśnie skarciła swojego ojca! Jak mógł się tak wyrażać o niesamowitym Louvelu, męskim Gejow... Gajowym i ślicznej rudej niewieście? Zupełnie tak jak kotka tak i Księżniczka poczuła natychmiastową miętę do Lestrange'a i zapragnęła się do niego zbliżyć, odpowiadając na jego zachęcające mrugnięcie okiem - och miał ten pan dobry wzrok do kobiet, trzeba mu przyznać - potrafił docenić naturalne, niewymuszone piękno..!
Tak naprawdę to nie, debile, to przecież tylko zwykła koza...
Księżniczka przeszła sobie przez dróżkę i zaczęła skubać trawę, bo ta w misce się już skończyła.
Kotka aktualnie zniknęła z pola widzenia zebranego przed domkiem druida towarzystwa - ostatnim razem widziano ją na drugim od końca drzewie, które stykało się gałęziami z tym najbliższym... czyli nic wam to nie mówi, bo w koło jest pełno drzew, no i chuj. Po prostu była nieco głębiej w lesie i nie wisiała już na gałęzi nad drogą. Co wam po wyobrażeniach, jak i tak jej nie widzicie.
A teraz tak serio.
Chata druida mieściła się na lekkim wzgórzu, otoczona drzewami - prowadziła do niej, jak wcześniej wspomniałem, leśna droga, szeroka i wyklepana - i sama chata mieściła się na wychodzonej polanie - było wystarczająco miejsca na ogródek z ziołami i na wybieg dla kozy - to znaczy wybieg dla modelki Księżniczki - w każdym razie, co was teraz najbardziej interesuje, to fakt, że od drogi do drzew była przerwa metra - pas zieleni, ściółka leśna, porośnięta trawką... chociaż w większości mchem - i sam las był zadbany - wysokie konary pięły się ku górze, żadne gałęzie nie walały się po ziemi i tylko ewentualne krzaki stanowiły przeszkodę w przedostaniu się w głąb - takich jeżyn na przykład. I pokrzywy. Sporo pokrzyw. Drzewa może i nie rosły w równych rzędach, ale jeśli przyjmiemy, że będziemy spoglądać na te najbliższe od drogi, to jeśli kotka siedziała na jednym z drzew w pierwszym rzędzie, to teraz była na jednym z sąsiednich z drugiego rzędu - czyli, patrząc od drogi, na drzewie za nim. Ponieważ drzewa były wysokie nie było za bardzo gałęzi pod ręką, których można by było się złapać i wspiąć w górę.
- Rudolf Lestrange
Re: Chata Druida
Sro Lip 13, 2016 8:06 pm
Jakiż ten Druid był mądry i sprytny. O tak! Jeżeli w serduszku Rudolfa nie było jeszcze ziarna spedalenia, na pewno właśnie zakiełkowałoby, gdyby tylko był świadkiem jego przebiegłości. Skoro jednakże Druid był skurwysynem, który siał ferment za plecami, serduszko Rudolfa pełne było tylko niesmaku i niepokoju, jaki budziła w nim wizja pogoni za jakimś zapchlonym kocurem. Jako pomocny Śmierciożerca o czystej duszy postanowił dzielnie skupić się na zadaniu przed nim stojącym, porzucając wrodzone uprzedzenia. Zmierzał więc zdeterminowany, próbując przypomnieć sobie, w którym miejscu doszedł go zapach zwierzęcia i w końcu zatrzymując się przed drzewem, które wyglądało dokładnie tak, jak wszystkie inne wokół. Gdy dołączyła do niego reszta wesołej ferajny, a Evans wyraziła swą opinię, spojrzał na nią sceptycznie.
- Rozumiem, że panienka ma przy sobie puszkę karmy dla kotów na co dzień? - spytał.
Chyba, że przez [i]smakołyk[i] miała na myśli dorodnego gołębia, który wciąż siedział na głowie Hagrida, spoglądając na czarodziejów z widoczną wyższością.
- Mam lepszy pomysł. Czy byłaby panienka tak miła i przyprowadziła z powrotem Kła? Może okazać się przydatny - tutaj spojrzał na Hagrida, jak gdyby pytając go o pozwolenie. - W tym czasie ja wejdę naszemu drogiemu Gajowemu na barana i ruszymy w las!
Nie rzucając rudowłosej czarownicy kolejnego spojrzenia, z zakasanymi rękawami Rudolf podszedł do Gajowego, zabierając mu kilka okruchów z dłoni. Wyciągnął rękę w kierunku gołębia.
Bądźmy szczerzy - bał się, że go ptaszor upierdoli.
- Rozumiem, że panienka ma przy sobie puszkę karmy dla kotów na co dzień? - spytał.
Chyba, że przez [i]smakołyk[i] miała na myśli dorodnego gołębia, który wciąż siedział na głowie Hagrida, spoglądając na czarodziejów z widoczną wyższością.
- Mam lepszy pomysł. Czy byłaby panienka tak miła i przyprowadziła z powrotem Kła? Może okazać się przydatny - tutaj spojrzał na Hagrida, jak gdyby pytając go o pozwolenie. - W tym czasie ja wejdę naszemu drogiemu Gajowemu na barana i ruszymy w las!
Nie rzucając rudowłosej czarownicy kolejnego spojrzenia, z zakasanymi rękawami Rudolf podszedł do Gajowego, zabierając mu kilka okruchów z dłoni. Wyciągnął rękę w kierunku gołębia.
Bądźmy szczerzy - bał się, że go ptaszor upierdoli.
- Rubeus Hagrid
Re: Chata Druida
Pią Lip 15, 2016 7:39 pm
A kysz, nicponiu jeden! Gdyby tylko Hagrid czytał w myślach, pan Louvel dostał by po tych swoich zadbanych - gajowemu nie umknęło z jaką starannością wypielęgnowane ma skórki - łapkach. Gołąb przynętą, no naprawdę... Ci śmierciożercy praktykanci mieli czasem nierówno pod sufitem. Rubeus potarł swoją gęstą brodę, zezując czarnymi oczami na ptaszka. Wiedział już, że będzie go chronić, choć nie miał pojęcia przed czym.
- Lily ma rację prze pana. Ni ma co stresować zwierzaczka. - Posłał w stronę gryfonki swój firmowy uśmiech numer cztery - zarezerwowany dla urażonych dam - i mrugnął kilka razy, skonsternowany przez kolejne słowa mężczyzny.
- Eee... No ten no, dobra. Niech pan tylko ptaka nie przygniecie. - Wysypał mu na dłoń kilka okruchów i smyrnął gołębia. - A może ty nam pomożesz? Co malutki? Widzisz koteczka? Widzisz? - Opuścił rękę zbyt szybko. Rękaw zachaczył o koszulę zbliżającego się pana Louvela a dwa guziki oderwały od bladoróżowego materiału. Wytrzeszczone, żukowate oczka zawiesiły się na bladej, odbijającej słońce klatce piersiowej mężczyzny. - Cholibka ja przepraszam! Przepeaszam! Za długie łapy, za długie łapy..! - Machał rękami usiłując przysłonić skórę Louvela. Lily mogła wrócić w każdej chwili... - To może pan już wejdzie lepij. Tylko uwaga na kuszę.
Wykonał słowiański przykuc, asekurując praktykanta i - gdy ten w końcu usadowił mu się na ramionach - wszedł między drzewa, stopą odgarniając bardziej upierdliwe krzaczki.
- Trza tak machać jak pan po lesie chodzi. Żeby żuków ni podeptać.
- Lily ma rację prze pana. Ni ma co stresować zwierzaczka. - Posłał w stronę gryfonki swój firmowy uśmiech numer cztery - zarezerwowany dla urażonych dam - i mrugnął kilka razy, skonsternowany przez kolejne słowa mężczyzny.
- Eee... No ten no, dobra. Niech pan tylko ptaka nie przygniecie. - Wysypał mu na dłoń kilka okruchów i smyrnął gołębia. - A może ty nam pomożesz? Co malutki? Widzisz koteczka? Widzisz? - Opuścił rękę zbyt szybko. Rękaw zachaczył o koszulę zbliżającego się pana Louvela a dwa guziki oderwały od bladoróżowego materiału. Wytrzeszczone, żukowate oczka zawiesiły się na bladej, odbijającej słońce klatce piersiowej mężczyzny. - Cholibka ja przepraszam! Przepeaszam! Za długie łapy, za długie łapy..! - Machał rękami usiłując przysłonić skórę Louvela. Lily mogła wrócić w każdej chwili... - To może pan już wejdzie lepij. Tylko uwaga na kuszę.
Wykonał słowiański przykuc, asekurując praktykanta i - gdy ten w końcu usadowił mu się na ramionach - wszedł między drzewa, stopą odgarniając bardziej upierdliwe krzaczki.
- Trza tak machać jak pan po lesie chodzi. Żeby żuków ni podeptać.
- Lily Evans
Re: Chata Druida
Pią Lip 15, 2016 9:20 pm
Pewnie pozwoliłaby działać starszym i zapewne bardziej - a przynajmniej taką żywiła nadzieję rudowłosa niewiasta - doświadczonym czarodziejom, gdyby nie fakt, co zdołała usłyszeć. A usłyszała coś ważnego i miała tego pełną świadomość, nie rozumiała jednak, co kierowało starszym panem by zlecić im takie zadanie, skoro zdawał się uważać to za zupełnie bez sensu. Nie podzieliła się na razie z tym ani z Hagridem ani z panem Louvelem, stwierdzając, że musi sprawdzić to na własną rękę. Całe te otoczenie bywało jej się dość zawile* i mimo, że przecież posiadała wiedzę z różnych podręczników i znała się trochę na roślinach i zwierzątkach to... zupełnie nie wiedziała od czego zacząć poszukiwania, zwłaszcza, że przecież kota nie było widać! A przynajmniej Lily go nie widziała. Na odpowiedź młodego praktykanta nieznacznie poczerwieniały jej uszy.
- Nie, ale przecież można na przykład jakieś suche kawałki chleba albo chociaż trawę zamienić w coś, co przypadnie do gustu kotu - odpowiedziała nieco urażona, biorąc głęboki wdech. Uśmiech gajowego również zrobił swoje. Na kolejne słowa, spojrzała na pana Louvela nieco spod łba, bowiem niezbyt przypadł jej do gustu ten pomysł, w końcu Kłowi albo kotowi mogłoby się coś stać!, jednakże odpuściła i przejechała palcami po swoich rudych kosmykach.
- Dobrze, panie Louvel. Pójdę - powiedziała zrezygnowana i ruszyła z powrotem w stronę druida, jego kozy i Kła, któremu strużki śliny leciały na trawę. Gdy była już wystarczająco daleko - w końcu panowie poszli w las a ona wróciła do punktu wyjścia - odezwała się najpierw do druida. Przecież zabranie ze sobą psa nie zajmie jej długo.
- Przepraszam, proszę pana... ale czy nie lepiej poczekać aż kot sam wróci? Koty bardzo często urządzają sobie takie spacery, a jestem przekonana, że skoro ma tak miłego i dbającego o niego właściciela to z pewnością pojawi się szybciej niż nam uda się go złapać - i posłała nieco nieśmiały uśmiech druidowi, nie spuszczając z niego jednak zielonych oczu.
No dalej, przecież nie o kota panu chodzi.
* A może była to wina tego zagmatwanego opisu Mistrza Gry, cholera wie
- Nie, ale przecież można na przykład jakieś suche kawałki chleba albo chociaż trawę zamienić w coś, co przypadnie do gustu kotu - odpowiedziała nieco urażona, biorąc głęboki wdech. Uśmiech gajowego również zrobił swoje. Na kolejne słowa, spojrzała na pana Louvela nieco spod łba, bowiem niezbyt przypadł jej do gustu ten pomysł, w końcu Kłowi albo kotowi mogłoby się coś stać!, jednakże odpuściła i przejechała palcami po swoich rudych kosmykach.
- Dobrze, panie Louvel. Pójdę - powiedziała zrezygnowana i ruszyła z powrotem w stronę druida, jego kozy i Kła, któremu strużki śliny leciały na trawę. Gdy była już wystarczająco daleko - w końcu panowie poszli w las a ona wróciła do punktu wyjścia - odezwała się najpierw do druida. Przecież zabranie ze sobą psa nie zajmie jej długo.
- Przepraszam, proszę pana... ale czy nie lepiej poczekać aż kot sam wróci? Koty bardzo często urządzają sobie takie spacery, a jestem przekonana, że skoro ma tak miłego i dbającego o niego właściciela to z pewnością pojawi się szybciej niż nam uda się go złapać - i posłała nieco nieśmiały uśmiech druidowi, nie spuszczając z niego jednak zielonych oczu.
No dalej, przecież nie o kota panu chodzi.
* A może była to wina tego zagmatwanego opisu Mistrza Gry, cholera wie
- Mistrz Gry
Re: Chata Druida
Pon Sie 22, 2016 9:03 pm
- Osz ty..! - Już napiął swe niesamowite mięśnie, już błysnął tymi zimnymi oczyma, co to gdyby miały w sobie to ziarnko pedalstwa, to na pewno na ziarnko pedalstwa Louvela by odpowiedziało, już uniósł kija i uderzył nim o ziemię, roznosząc głuchy huk - i lawina jebła z niebios, śnieg wszystko zasypał, Apokalipsa..!
I tak wszyscy umarli i event się zakończył.
Tak naprawdę to nie.
Znaczy z tą lawiną.
Bo tak to staruszek naprawdę se jebnął kijem o ziemię - i wcale nie wyglądał przy tym tandetnie! Znaczy swoją druidzką laską, nie kijem. Na szczęście dzięki moim jasnym i klarownym opisom nikt nie mógł mi zarzucić, że jakieś opisy były zagmatwane, całe szczęście! No to by doprawdy było nie miłe, żeby jeszcze jakaś osoba robiła sobie dopiski małym druczkiem niby coś mi zarzucając, ha... Dobrze, że mam takich kochanych i sympatycznych graczy, którzy potem skarżą się Julie, że mi nie odpisze, jeśli ja im nie odpisze, no po prostu do rany przyłóż, nic tylko uściskać...
- Nie będzie mi nieowłosiony pisklak pyskował i mówić, jak z własnym kotem postępować!
Księżniczka zameczała, w pełni najwyraźniej zgadzając się ze swoim właścicielem.
- No dobrze! Skoro jesteście tacy słabi, haha!, to dam wam magiczne ciasteczka. Kotka lubi ich zapach, ale dopiero, jak zje je człowiek. Więc musicie je zjeść. I zapić magicznym napojem... Dziołcha! Dawaj tęczowy koszyczek! - Przez chwilę słychać było skrzypienie za drzwiami, potem stukanie, aż z wnętrza wyszła starsza kobieta - stara kobieta, posiwiała, z koszyczkiem, z którego pachniało świeżo pieczonymi wyrobami domowej roboty i który wyciągnęła w kierunku Lily. - Jak wam się nie podoba, to radźcie sobie sami. - Druid machnął ręką na rudowłosą. - Ja wdzięcznością płacę tylko za dobrze wykonaną robotę.
Tymczasem Sherrise zdecydowanie nie podobało się, że Hagrid zaczyna ją traktować jak... gołębia łowczego. Ale chyba z drugiej strony nie bardzo się tym przejął. Tylko wyciągnął skrzydło, żeby zasłonić swoje oczy, kiedy blask klatki piersiowej prawdziwego Alfy przysłonił wszelaki widok, by zaraz potem zdziobać z dłoni okruszki - bo jak wiadomo to gołębie mają człowieka, nie człowiek gołębia.
Sherisse przyjął ten hołd złożony jego boskości.
I tak wszyscy umarli i event się zakończył.
Tak naprawdę to nie.
Znaczy z tą lawiną.
Bo tak to staruszek naprawdę se jebnął kijem o ziemię - i wcale nie wyglądał przy tym tandetnie! Znaczy swoją druidzką laską, nie kijem. Na szczęście dzięki moim jasnym i klarownym opisom nikt nie mógł mi zarzucić, że jakieś opisy były zagmatwane, całe szczęście! No to by doprawdy było nie miłe, żeby jeszcze jakaś osoba robiła sobie dopiski małym druczkiem niby coś mi zarzucając, ha... Dobrze, że mam takich kochanych i sympatycznych graczy, którzy potem skarżą się Julie, że mi nie odpisze, jeśli ja im nie odpisze, no po prostu do rany przyłóż, nic tylko uściskać...
- Nie będzie mi nieowłosiony pisklak pyskował i mówić, jak z własnym kotem postępować!
Księżniczka zameczała, w pełni najwyraźniej zgadzając się ze swoim właścicielem.
- No dobrze! Skoro jesteście tacy słabi, haha!, to dam wam magiczne ciasteczka. Kotka lubi ich zapach, ale dopiero, jak zje je człowiek. Więc musicie je zjeść. I zapić magicznym napojem... Dziołcha! Dawaj tęczowy koszyczek! - Przez chwilę słychać było skrzypienie za drzwiami, potem stukanie, aż z wnętrza wyszła starsza kobieta - stara kobieta, posiwiała, z koszyczkiem, z którego pachniało świeżo pieczonymi wyrobami domowej roboty i który wyciągnęła w kierunku Lily. - Jak wam się nie podoba, to radźcie sobie sami. - Druid machnął ręką na rudowłosą. - Ja wdzięcznością płacę tylko za dobrze wykonaną robotę.
Tymczasem Sherrise zdecydowanie nie podobało się, że Hagrid zaczyna ją traktować jak... gołębia łowczego. Ale chyba z drugiej strony nie bardzo się tym przejął. Tylko wyciągnął skrzydło, żeby zasłonić swoje oczy, kiedy blask klatki piersiowej prawdziwego Alfy przysłonił wszelaki widok, by zaraz potem zdziobać z dłoni okruszki - bo jak wiadomo to gołębie mają człowieka, nie człowiek gołębia.
Sherisse przyjął ten hołd złożony jego boskości.
- Lily Evans
Re: Chata Druida
Pią Sie 26, 2016 11:12 pm
Nie, nie posądzała druida o żadne lawiny ani złowrogie czary. A to dlaczego? Dlaczego sądziła, że można mu mimo wszystko zaufać, mimo że zdawał się świetnie bawić ich kosztem i mógłby w każdej chwili ich zaatakować jakimś strasznym zaklęciem albo nawet lawiną? A dlatego, że rudowłose dziewczę uważało, że dobrze się mu z oczu patrzy, a jeśli o oczy chodzi i o to, co w nich siedzi to przecież nie mogła się mylić. Taki przynajmniej wydała w swojej głowie werdykt nagły jak niespodziewany dualizm u starego druida. No kto by się spodziewał... prawda? Jako że Lily była dobrze wychowanym dziewczęciem, jedynie opuściła głowę w geście szacunku, by potem spojrzeć bardzo poważnie w oczy mężczyzny. W końcu przecież mówił on mądre rzeczy, a przynajmniej powinien, no ale powiedzmy, że jednak wykazywał wielką wiedzę i znał się na kotach, zwłaszcza na swoim. Poczekała, posłuchała słów sędziwego człowieka i podeszła do Kła w tym czasie, co kobieta poszła po koszyk. Mając pod ręką kompana Hagrida, sięgnęła po podarunek z którego unosiły się całkiem przyjemne zapachy. Kojarzyło się jej to z mugolskimi bajkami, ale przecież... no nie... tutaj by miało czekać ich coś złego? Raczej nie. Kłowi poleciało jeszcze więcej śliny, więc Evans szybko odsunęła swoją nogę.
- Dziękuję. Jest pan niezwykle uprzejmy, mam nadzieję, że teraz szybko uda nam się złapać pańskiego kota. Postaramy się z nim wrócić jak najszybciej - po czym wykonując krótki ukłon głową, ruszyła z koszyczkiem i z psem w stronę dorosłego personelu szkolnego, kiedy już znalazła się przy panu Louvelu i Hagridzie, przekazała im to, co powiedział jej dziwny jegomość.
- Nie jestem pewna, czy możemy mu ufać, ale chyba mówił to wszystko szczerze.
- Dziękuję. Jest pan niezwykle uprzejmy, mam nadzieję, że teraz szybko uda nam się złapać pańskiego kota. Postaramy się z nim wrócić jak najszybciej - po czym wykonując krótki ukłon głową, ruszyła z koszyczkiem i z psem w stronę dorosłego personelu szkolnego, kiedy już znalazła się przy panu Louvelu i Hagridzie, przekazała im to, co powiedział jej dziwny jegomość.
- Nie jestem pewna, czy możemy mu ufać, ale chyba mówił to wszystko szczerze.
- Rubeus Hagrid
Re: Chata Druida
Sob Wrz 10, 2016 11:00 am
No i co? No i lazł se powoli przez te krzaczory, pilnując żeby nie podeptać przy okazji jakiegoś żuka no i żeby Louvel nie wyrył nagle tą śliczną blond główką w jakiegoś badyla.
A kota nie było...
- Wi pan, panie psor. Dlatego ja żem nigdy za tymi kotami nie przepadał. Kieł jak siem fochnie to se poleci przed siebie, ale na drzewo to on jeszcze nigdy se nie wlazł. - zagadał, wyraźnie skupionego na zadaniu bo dziwnie milczącego praktykanta a Lily w tum czasie podeszła do nich z koszyczkiem. Rubeus zawrócił, wysłuchał tego co tam dziewcze miało do powiedzenia i wyszczerzył gębę.
- No pewno! To swój chłop jest! Poza tym żem zgłodniał. - zanurkował łapą w koszyku i wyłowił kilka ciastek. Jedno podał siedzącemu wciąż na jego ramionach Louvelowi a resztę wpakował do własnych ust. - Dobre! - pochwalił - a co z tym piciem? - chwycił napój i upił spory łyk.
A kota nie było...
- Wi pan, panie psor. Dlatego ja żem nigdy za tymi kotami nie przepadał. Kieł jak siem fochnie to se poleci przed siebie, ale na drzewo to on jeszcze nigdy se nie wlazł. - zagadał, wyraźnie skupionego na zadaniu bo dziwnie milczącego praktykanta a Lily w tum czasie podeszła do nich z koszyczkiem. Rubeus zawrócił, wysłuchał tego co tam dziewcze miało do powiedzenia i wyszczerzył gębę.
- No pewno! To swój chłop jest! Poza tym żem zgłodniał. - zanurkował łapą w koszyku i wyłowił kilka ciastek. Jedno podał siedzącemu wciąż na jego ramionach Louvelowi a resztę wpakował do własnych ust. - Dobre! - pochwalił - a co z tym piciem? - chwycił napój i upił spory łyk.
Strona 3 z 4 • 1, 2, 3, 4
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach