Go down
Salome Mildred Thynn
Nauka
Salome Mildred Thynn

Salome Mildred Thynn [dorosły] Empty Salome Mildred Thynn [dorosły]

Sro Maj 20, 2015 4:47 pm
Imię i nazwisko: Salome Mildred Thynn
Data urodzenia: 11.10.1934
Czystość krwi: Mugolska
Była szkoła: Hogwart, Ravenclaw
Praca: Nauczycielka Wróżbiarstwa
Różdżka: Winorośl,  pancerz kikimory, 10,5 cala, giętka, z ozdobną, fioletową rączką

Widok z Ain Eingarp:
Z lustrem tym miała do czynienia kilka razy w swoim życiu i choć obraz, który ukazywało, różnił się z każdym podejściem, znaczenie było zawsze takie samo.
Siedziała – czy to w swoim gabinecie, czy w swoim domu – nad talią kart, ulubioną filiżanką herbaty, kryształową kulą – nieważne. Ważna była wizja. Może dla przykładu weźmy tę ostatnią, z kulą właśnie:
Dym z kadzideł unosił się smużkami, a był tak gęsty, że było go widać w rozmigotanym świetle kilku świec. Niebo za oknem było pochmurne, co potęgowało mrok panujący na zewnątrz. Kobieta siedziała w wygodnym fotelu przy niewielkim stoliku, a przed nią, lekko bijąc jasną łuną, stał wskazany wcześniej magiczny przedmiot. Wbijała zmęczone, ale zacięte spojrzenie w kłębiącą się wewnątrz mgiełkę. Wiedziała, że zrobiła wszystko, żeby spotęgować prawdopodobieństwo wystąpienia przepowiedni.
I udało się – obraz w kuli stał się jasny i klarowny. Podekscytowana zerwała się aż z wygodnego fotela, w transie wypowiadając pod nosem niezrozumiałe zdania. Widziała świętujących ludzi, ich twarze wyrażające ogromną ulgę. Widziała szczęśliwe rodziny, przyjaciół, wymieniających się dobrą nowiną. Widziała też pewną grupę rozpaczających nieszczęśliwców, zagonionych do cel w Azkabanie. A to wszystko za sprawą śmierci jednego, jedynego czarodzieja.

Tak – to właśnie było jej największe marzenie. Zdecydowana większość jej prekognicji dotyczyła złych wydarzeń, do tego była niejasna, niejednoznaczna. Przepowiedzenie śmierci Lorda Voldemorta było idealnym odzwierciedleniem jej pragnień - pragnień, którymi nie była bynajmniej ukazująca się scena, a sytuacja, w której „ten bezużyteczny dar”, jak nazywała jasnowidzenie, w końcu wnosi do jej życia coś dobrego.


Przykładowy Post:
Leżała na sofie, podkrążonymi oczami wpatrując się w sufit. Była noc, a ciemność pokoju rozjaśniało tylko kilka stojących na stole świec. Paliła papierosa. W zasadzie nawet nigdy nie obiecywała sobie, że rzuci – po prostu czasem nałóg wracał na jakiś czas, by niedługo na powrót odejść. Teraz trzymał ją w objęciach, jak zawsze, kiedy rezygnowała z jakiejś pracy. A rezygnowała z wielu. Cóż, w gruncie rzeczy chyba zawsze zdawała sobie sprawę z tego, że koniec końców spróbuje tam, gdzie kiedyś chciała zacząć.
Spojrzała na wymiętolone zdjęcie, które od kilku godzin trzymała w dłoni. Było miejscami naddarte i pożółkłe, ale nie zmieniało to pogodnego wyrazu znajdujących się na nim osób. Jedną z nich była Salome, drugą – mężczyzna, który obejmował ją w pasie. Wyglądali na szczęśliwą parę. Kobieta zaciągnęła się dymem i zamknęła oczy.

Siedzieli razem nad jeziorem. On, przystojny, wysoki, o przeszywającym spojrzeniu i ostrych rysach, ona – niewysoka, drobna, uśmiechnięta. Przyglądał się jej, jak przeczesuje palcami ciemne włosy, żeby wytrząsnąć z nich patyczki i listki, wplątane podczas długiego wylegiwania się w cieniu drzew. Wprawnym ruchem, aczkolwiek niedbale upięła kok i spojrzała na niego wzrokiem zarezerwowanym jedynie dla prawdziwie zakochanych. Przysunął się bliżej i cmoknął ją w czoło, w nos, a na końcu (nieco bardziej się do tego przykładając) w usta. Spędzili jeszcze kilka spokojnych minut, patrząc na ledwie zmarszczoną wiatrem taflę wody.
- Opowiedz mi o tym. – Przerwał ciszę mężczyzna, mówiąc to spokojnie, jakby bał się spłoszyć jakieś dzikie zwierzę. – Jesteś mi tak bliska. Chcę wiedzieć.
- Dobrze wiesz, że nie lubię o tym myśleć. Co dopiero mówić.
- Salome…
- Marchall…
Uśmiechnął się, słysząc swoje imię. Objął swoją wybrankę i pocałował w szyję. Nie odsunął się po tym, więc następne zdanie było stłumione kontaktem ze skórą.
- Opowiedz mi.
Westchnęła i odsunęła włosy z czoła. Jej wzrok stał się trochę zamglony, wydała się też o wiele bardziej zmęczona, niż chwilę wcześniej.
- Straciłam rodzinę przez ten głupi dar. Przestraszyli się mnie. Zawsze przepowiadam coś złego, a jak nie złego, to bezużytecznego.
- Jak to się stało? Twoja rodzina. – Zapytał po krótkiej chwili milczenia. Salome wzruszyła ramionami i odwróciła głowę. Widać było, że walczy sama ze sobą, że najchętniej odmówiłaby dalszej opowieści. Ciągnęła jednak, chyba tylko dzięki zaufaniu, jakie czuła do siedzącego koło niej bruneta. Wbiła wzrok w horyzont.
- Przepowiedziałam śmierć taty.
Napięte milczenie, które nastało po tym zdaniu, było zupełnie inne od tego sprzed kwadransa. Marchall złapał Salome za rękę.
- Nigdy nie mówiłaś, że on nie żyje.
- Bo żyje. – Odpowiedziała wyraźnie zdenerwowana. Głos wiązł jej w gardle. – A ja przepowiedziałam mu okoliczności śmierci.
Trwali tak jakiś czas. Marchall gładził jej dłoń, czekając, aż się uspokoi.
- To nie ty straciłaś rodzinę. To oni stracili ciebie. Trzeba być głupim, żeby zrezygnować dobrowolnie z kogoś takiego, jak ty. – Wygłosił w końcu swoją opinię pewnym głosem. W jego oczach nie było widać cienia kłamstwa. – Nie obwiniaj się o nic, to nie twoja wina. To nie twoja wina, Salome. – Powtórzył, widząc, że ukradkiem wytarła oczy, jakby nie chciała, żeby zorientował się, że płacze. Przytuliła się do niego, czując się bezpiecznie jak nigdy wcześniej.
- Dziękuję. – Powiedziała cicho w jego koszulkę.
Kolejny raz zapanowała cisza, mącona jedynie słabym szelestem liści. Marchall gładził ją po głowie, aż nie postanowiła odsunąć się, żeby mieć widok na jezioro. Czekał jeszcze jakiś czas, żeby dać jej ochłonąć.
- Jak to jest, tak przepowiedzieć coś? – Zapytał w końcu, mając nadzieję, że tym razem jego ciekawość nie wywoła u niej smutku. Poczuł ulgę, kiedy jej twarz przyjęła wyraz zastanowienia.
- Hmm… Wyobraź sobie bagno. Przepowiednia to jak wpadnięcie do tego bagna. Nie kontrolujesz tego, obijasz się pod powierzchnią o jakieś przedmioty. Może uda ci się je złapać, poczuć ich kształt, może nawet wyjmiesz je na brzeg, a może tylko trącisz je nogą i nigdy się nie dowiesz nawet tego, jakiej były wielkości. Ale zawsze będą miejscami pokryte brudem. I nigdy nie masz wpływu na to, na co trafisz w tym bagnie.  
Zamilkła, zadowolona ze swojego porównania. Marchall roześmiał się i pokiwał głową, na znak, że zrozumiał.
Ona, trochę rozmazana, z niezmiennie podkrążonymi oczami. On, troskliwy, wygadany. Razem na brzegu wielkiego, spokojnego jeziora. Wszystko było w jak najlepszym porządku.


Rozwarła powieki.
Tak to jest, że czasem ludzie przestają być ze sobą. Mijają lata, upływa czas. Tak po prostu. Trzymała tę zniszczoną fotografię, sama nie wiedząc po co, chociaż powinna ją schować do jakiegoś albumu już wiele lat temu temu.
Usiadła, potarła twarz dłońmi, sięgnęła po pióro i kałamarz.
- No, wróć do rzeczywistości. – Upomniała się na głos. Złapała za pergamin i napisała cienkimi literami, zaczynając wiadomość:

Do: Albus Dumbledore
Przeglądając łamy gazet znalazłam pańskie ogłoszenie. Piszę w sprawie pracy jako nauczyciel Wróżbiarstwa.
Caroline Rockers
Oczekujący
Caroline Rockers

Salome Mildred Thynn [dorosły] Empty Re: Salome Mildred Thynn [dorosły]

Czw Maj 21, 2015 12:07 am
Powrót do góry
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach