Strona 3 z 3 • 1, 2, 3
- Sahir Nailah
Re: Zeszyt
Czw Lis 26, 2015 7:36 pm
Pamiętam bardzo dokładnie moje dzieciństwo.
Miało smak płatków śniegu, pomarańczy dzielonej od Bożego Narodzenia do Bożego Narodzenia, kurzu i głodu.
Miało dźwięk złych duchów kroczących po korytarzu, płaczących dzieci i śmiechu najbliższych.
Miało czucie zimnych, wilgotnych ścian, głodu i wdzięczności wsparcia i bycia potrzebnym.
W moim dzieciństwie powiedzieli mi: "Jesteś jak Czarny Kot, który przynosi tylko nieszczęście", by zaraz potem otuliły mnie ciepłe ramiona i miękkimi głosami wyszeptali mi: "Nie słucha Jej. Nam przynosisz szczęście."
Moje dzieciństwo nigdy nie istniało.
Zapamiętałem kolorowe barwy Nibylandii, by łatwiej mi się żyło.
Chociaż troszeczkę.
Nie płacz za nieprzebytymi drogami
Nie płacz za porzuconymi ścieżkami
Ponieważ za każdym zakrętem
Jest długi, ślepy koniec
To najgorszy rodzaj bólu, jaki znam
Odpuść swemu złamanemu sercu
I pozwól temu błędowi odejść
Ponieważ miłość, którą utracieś
Nie była warta swojej ceny
I z czasem będziesz się cieszyć, że odeszła
Nie płacz za nieprzebytymi drogami
Nie płacz za nieujrzanymi miejscami
Twoja miłość może trwać wiecznie
A jeśli potrzebujesz przyjaciela
Jest miejsce tutaj, u mego boku...
Miało smak płatków śniegu, pomarańczy dzielonej od Bożego Narodzenia do Bożego Narodzenia, kurzu i głodu.
Miało dźwięk złych duchów kroczących po korytarzu, płaczących dzieci i śmiechu najbliższych.
Miało czucie zimnych, wilgotnych ścian, głodu i wdzięczności wsparcia i bycia potrzebnym.
W moim dzieciństwie powiedzieli mi: "Jesteś jak Czarny Kot, który przynosi tylko nieszczęście", by zaraz potem otuliły mnie ciepłe ramiona i miękkimi głosami wyszeptali mi: "Nie słucha Jej. Nam przynosisz szczęście."
Moje dzieciństwo nigdy nie istniało.
Zapamiętałem kolorowe barwy Nibylandii, by łatwiej mi się żyło.
Chociaż troszeczkę.
Nie płacz za nieprzebytymi drogami
Nie płacz za porzuconymi ścieżkami
Ponieważ za każdym zakrętem
Jest długi, ślepy koniec
To najgorszy rodzaj bólu, jaki znam
Odpuść swemu złamanemu sercu
I pozwól temu błędowi odejść
Ponieważ miłość, którą utracieś
Nie była warta swojej ceny
I z czasem będziesz się cieszyć, że odeszła
Nie płacz za nieprzebytymi drogami
Nie płacz za nieujrzanymi miejscami
Twoja miłość może trwać wiecznie
A jeśli potrzebujesz przyjaciela
Jest miejsce tutaj, u mego boku...
- z.d.d.C.W.
- Sahir Nailah
Re: Zeszyt
Pon Lis 30, 2015 4:49 pm
Miał wiele do powiedzenia, więc mówił o rzeczach wesołych i pięknych - przecież wiedział - byłem delikatny...
Miał ciekawą historię do opowiedzenia, więc mówił o swoich dziwnych przygodach i o byciu Jezusem, gdy spacerowało się po ogórkach - przecież wiedział - byłem zainteresowany...
Miał radość do podzielenia się, więc mówił o zachodzącym słońcu, co przypominało barwami wielkiego, kolorowego lizaka - wiedział - miałem problemy z dostrzeganiem barw.
Miał opowieść o wielkim smutku i bólu, problemach i ciężarach - o nich nie mówił.
Przecież wiedziałem - ale kiedy ja o nich mówiłem, tylko go dobijałem.
Może mówiłem zbyt dużo?
Miał przecież jeszcze tyle do opowiedzenia - a ja chciałem słuchać.
So, why am I so fucked up all the time?
Zielona dolina była bardzo pogodna
Po środku biegł niebieski strumień
Czarnooki chłopiec w rozpaczy, raz spotkał tu prawdziwą miłość i powiedział mu:
"Przyrzeknij mi, kiedy zobaczysz czarną różę pomyślisz o mnie. Bardzo cię kocham, nigdy nie pozwolę odejść. Będę twoim duchem róży"
Jego dwukolorowe oczy wierzyły w tajemnice
Mógłby leżeć pomiędzy liśćmi bursztynu
Jego dziki duch, serce dziecka
Wciąż delikatny, czasem porywczy, czasem łagodny.
On go kochał, kiedy mówił mu:
"Przyrzeknij mi, kiedy zobaczysz złotą różę pomyślisz o mnie. Bardzo cię kocham, nigdy nie pozwolę odejść. Będę twoim duchem róży"
Kiedy wszystko było zrobione
On odwrócił się -
Tańczył przy zachodzącym słońcu, a On to zobaczył
I wciąż myślał o tym co widział -
Mógłby przysiąc, że słyszy Jego głos -
"Przyrzeknij mi, kiedy zobaczysz złotego smoka pomyślisz o mnie. Bardzo cię kocham, nigdy nie pozwolę odejść. Będę twoim duchem smoka."
[/color]
Miał ciekawą historię do opowiedzenia, więc mówił o swoich dziwnych przygodach i o byciu Jezusem, gdy spacerowało się po ogórkach - przecież wiedział - byłem zainteresowany...
Miał radość do podzielenia się, więc mówił o zachodzącym słońcu, co przypominało barwami wielkiego, kolorowego lizaka - wiedział - miałem problemy z dostrzeganiem barw.
Miał opowieść o wielkim smutku i bólu, problemach i ciężarach - o nich nie mówił.
Przecież wiedziałem - ale kiedy ja o nich mówiłem, tylko go dobijałem.
Może mówiłem zbyt dużo?
Miał przecież jeszcze tyle do opowiedzenia - a ja chciałem słuchać.
So, why am I so fucked up all the time?
Zielona dolina była bardzo pogodna
Po środku biegł niebieski strumień
Czarnooki chłopiec w rozpaczy, raz spotkał tu prawdziwą miłość i powiedział mu:
"Przyrzeknij mi, kiedy zobaczysz czarną różę pomyślisz o mnie. Bardzo cię kocham, nigdy nie pozwolę odejść. Będę twoim duchem róży"
Jego dwukolorowe oczy wierzyły w tajemnice
Mógłby leżeć pomiędzy liśćmi bursztynu
Jego dziki duch, serce dziecka
Wciąż delikatny, czasem porywczy, czasem łagodny.
On go kochał, kiedy mówił mu:
"Przyrzeknij mi, kiedy zobaczysz złotą różę pomyślisz o mnie. Bardzo cię kocham, nigdy nie pozwolę odejść. Będę twoim duchem róży"
Kiedy wszystko było zrobione
On odwrócił się -
Tańczył przy zachodzącym słońcu, a On to zobaczył
I wciąż myślał o tym co widział -
Mógłby przysiąc, że słyszy Jego głos -
"Przyrzeknij mi, kiedy zobaczysz złotego smoka pomyślisz o mnie. Bardzo cię kocham, nigdy nie pozwolę odejść. Będę twoim duchem smoka."
[/color]
- Sahir Nailah
Re: Zeszyt
Pią Kwi 08, 2016 8:06 pm
In the beginning
There was darkness
Then from the darkness
Came the Mana
And with the Mana
The visions...
Dłutem i młotem w wodzie wykuwam
To co wiedzą już grzywy tych fal
Żołądkiem w chwilę się wtulam
W głowie mam tylko siną dal
Pierwszy śnieg, pierwszy krzyk, pierwszy oddech
Pierwszy krok, drugi definiuje rytm
Złoty wiek, prosty człek, wielki problem
Nie słyszę myśli przez dziki morza ryk
Sto osiemdziesiąt milionów pokoleń
Moja matka była rybą - jedną z was
Dziesięć tysięcy sztormów i ukojeń
Po drodze był tylko czas, wielki czas
Okiem rozwartym pochłaniam horyzont
Klisza wspomnień płodzi mętny film
Księstwo tego świata - paradiso
Stąd do drzwi pięć zielonych mil
Maya..To tylko, to tylko maya
(Po trzecie) to tylko maya
(Po czwarte) to tylko maya, tylko maya...
Hans Castorp przyjechał koleją
Na krótką chwilę, został na siedem lat
Z rzeczy koleją zgodnie wiatry wieją
Słychać głuche ducie pośród hal
Ludzie mówią, że to oddech Boga
Inni mówią cicho.. nie myśl nic
Po wierzchołkach drzew żegluje trwoga
Głuchy słuchacz, niewidomy widz
Maca ścieżkę kijem, węszy tropy we mgle
Tylko to wie, że żyje, co się dowie to wie
Maca ścieżkę kijem, węszy tropy we mgle
Tylko to wie, że żyje co się dowie to wie
Niczym słoń czuje wibrujący zapach
Dla nich to tylko H₂O
Mówię Heraklitem, trudno mnie złapać
Poznań miejskie zoo, wierzysz w to?
Maya..To tylko, to tylko maya
(Po trzecie) to tylko maya
(Po czwarte) to tylko maya, tylko maya...
Słowa płyną jak wodospad przez osiem progów
Wiele mają odnóg gdy meandrują wśród globów
Zastępy bogów, co mają siedem głów, dziesięć rogów
Za nimi armia ekonomów, legion wrogów
Maya..To tylko, to tylko maya
(Po trzecie) to tylko maya
(Po czwarte) to tylko maya, tylko maya...
[/center]
*Maya - dosłownie: coś, czego nie ma; w filozofii buddyjskiej ułuda zasłaniająca rzeczywistość.
- Sahir Nailah
Re: Zeszyt
Pią Lip 08, 2016 1:32 pm
"Co się stało z naszą klasą?" Pyta Dasza przy kominku
Ciężko sprostać takim czasom, ciężko w ogóle żyć uczciwie
"Co się stało z naszą klasą?" Adrien w Szwecji w porno-klubie
Pisze: "dobrze mi tu płacą za to, co i tak wszak lubię
Za to, co i tak wszak lubię..."
Blishwick jest w Kanadzie, bo tam ma perspektywy
Amber w Stanach sobie radzi, Marcel do Paryża przywykł
Damien z Jessicą ledwie przędą - w maju będzie trzeci bachor
Próżno skarżą się urzędom, że też chcieliby na Zachód
Że też chcieliby na Zachód...
Za to Mary jest w Madrycie i wychodzi za Hiszpana
Juliet w marcu straciła życie, gdy swą wierność okazała
Lilith, ta co zawiść budziła, że ją każda fala niesie
Chciała wyjechać ale brat jej żądał Wojny
Ale brat jej żądał Wojny...
Ktoś siedzi za odmowę, bo nie strzelał do zbrodniarzy
A ja piszę ich historię - i to już jest klasa cała
Jeszcze James - czarodziej w Moskwie, dziś nagrody różne zbiera
Jeździ kiedy chce do Anglii, był przyjęty przez królową
Był przyjęty przez królową...
Odnalazłem klasę całą - na wygnaniu, w kraju, w grobie
Ale coś się pozmieniało: każdy sobie żywot skrobie
Odnalazłem całą klasę, wyrośniętą i dojrzałą
Rozdrapałem młodość naszą, lecz za bardzo nie bolało
Lecz za bardzo nie bolało...
Już nie chłopcy, lecz mężczyźni, już kobiety, nie dziewczyny
Młodość szybko się zabliźni, nie ma w tym niczyjej winy
Wszyscy są odpowiedzialni, wszyscy mają w życiu cele
Wszyscy w miarę są normalni, ale przecież to niewiele
Ale przecież to niewiele...
Nie wiem sam, co mi się marzy, jaka z gwiazd nade mną świeci
Gdy wśród tych nieobcych twarzy szukam ciągle twarzy dzieci
Czemu wciąż przez ramię zerkam, choć nie woła nikt: "kolego"...
Że ktoś ze mną zagra w berka, lub przynajmniej w chowanego
Lub przynajmniej w chowanego...
Własne pędy, własne liście zapuszczamy każdy sobie
I korzenie oczywiście na wygnaniu, w kraju, w grobie
W dół, na boki, wzwyż ku słońcu, na stracenie, w prawo, w lewo
Kto pamięta, że to w końcu jedno i to samo drzewo..? *
*Postaci wymienione są w części postaciami należącymi do graczy, niektóre pochodzą z historii i są postaciami stworzonymi na jej potrzeby. Większość imion należy do osób zmarłych - po reszcie słuch zaginął.
17.06.1978
- Sahir Nailah
Re: Zeszyt
Nie Sie 21, 2016 6:26 pm
Ona wróciła.
Stanęła na Początku, kiedy ja byłem na krańcu swego Końca.
Kolejna zima, słychać miliony tchnień sekundnika
Śnieg przypomina, że miniony dzień w sercu znika
Topi się, nie wywierajmy dzisiaj presji na ciszę
By ktoś prędzej powiedział nam, to co chcemy usłyszeć,
Bo często tak robię, z odwrotnym skutkiem
Ty na to popatrz, to takie ludzkie, bo wiesz, że nie kocham
A Śmierć jest tu metą na pokaz i korzystam z niej chętnie
Mając nawet beton na stopach, wiem, że nie jest lekko na blokach
To nihil novi, kogo obchodzi, to co myślisz i robisz
Zostanie po nas tu próżność na powierzchni, trudno
Dziś umarło, choć przynajmniej jutro nie śpi
Nie chodzi o to, czy mnie zdradzisz, czy nie,
Ale czy damy radę sobie z tym poradzić, czy nie
Bo rzeczywistość, nie jest niczym innym niż grą
W której Ty nie jesteś nikim innym niż mną.
Kolejna zima, cukier na ustach i sól na podeszwach
Choć mam pustkę w lustrach i ból w okolicach serca
Bo wciąż jest problemem, że tu raczej to zło nie śpi
A każda tragedia to element plugawej groteski
Skrzypiące deski, co znają nasze kroki
Będąc trzeźwym i ślady łokci gdy byliśmy popić
Nic nie powiedzą o tym, że mamy uczyć się latać
Chociaż nasze stopy były dla nich ciężarem przez lata
I jeszcze będą przez kolejne, dziś, możemy iść
Tylko w prawo, albo w lewo jak crossfeider,
To takie przyziemne żyć z kimś takim jak Ty
A odnaleźliśmy siebie na planecie wśród galaktyk
Gdzie nigdzie indziej nie byłoby nas,
To takie dziwne żyć tam, pośród milionów gwiazd
Gdzie wyznacza nam granice czas, tlen oraz ciało
Umarłbym bez Ciebie, "Ty" byś beze mnie nie istniało
You will always be my first love
You're with me in heart, space and time
You’re someone I still think the world of
But we got lost, we got lost into the wild.
Stanęła na Początku, kiedy ja byłem na krańcu swego Końca.
Kolejna zima, słychać miliony tchnień sekundnika
Śnieg przypomina, że miniony dzień w sercu znika
Topi się, nie wywierajmy dzisiaj presji na ciszę
By ktoś prędzej powiedział nam, to co chcemy usłyszeć,
Bo często tak robię, z odwrotnym skutkiem
Ty na to popatrz, to takie ludzkie, bo wiesz, że nie kocham
A Śmierć jest tu metą na pokaz i korzystam z niej chętnie
Mając nawet beton na stopach, wiem, że nie jest lekko na blokach
To nihil novi, kogo obchodzi, to co myślisz i robisz
Zostanie po nas tu próżność na powierzchni, trudno
Dziś umarło, choć przynajmniej jutro nie śpi
Nie chodzi o to, czy mnie zdradzisz, czy nie,
Ale czy damy radę sobie z tym poradzić, czy nie
Bo rzeczywistość, nie jest niczym innym niż grą
W której Ty nie jesteś nikim innym niż mną.
Kolejna zima, cukier na ustach i sól na podeszwach
Choć mam pustkę w lustrach i ból w okolicach serca
Bo wciąż jest problemem, że tu raczej to zło nie śpi
A każda tragedia to element plugawej groteski
Skrzypiące deski, co znają nasze kroki
Będąc trzeźwym i ślady łokci gdy byliśmy popić
Nic nie powiedzą o tym, że mamy uczyć się latać
Chociaż nasze stopy były dla nich ciężarem przez lata
I jeszcze będą przez kolejne, dziś, możemy iść
Tylko w prawo, albo w lewo jak crossfeider,
To takie przyziemne żyć z kimś takim jak Ty
A odnaleźliśmy siebie na planecie wśród galaktyk
Gdzie nigdzie indziej nie byłoby nas,
To takie dziwne żyć tam, pośród milionów gwiazd
Gdzie wyznacza nam granice czas, tlen oraz ciało
Umarłbym bez Ciebie, "Ty" byś beze mnie nie istniało
You will always be my first love
You're with me in heart, space and time
You’re someone I still think the world of
But we got lost, we got lost into the wild.
- Sahir Nailah
Re: Zeszyt
Czw Paź 20, 2016 1:26 am
- Dlaczego..?
- Dlaczego, pytasz... Ponieważ chcę Cię złamać. Płacz to to dla ciebie zbyt duży przywilej.
Pewnego wieczoru złożył nam wizytę...
Mefistofeles siedział wczoraj na oknie
Wyszedłem do niego, żeby nie czuł się samotnie
Zimny parapet, ale noc była ciepła
I tak siedzieliśmy - noc, Diabeł i ja
Patrzę na wasz świat już od dawna - mówił
Polubiłem to miejsce i kocham ludzi
Opowiadał o czasach, których nie mogłem znać
I tak siedzieliśmy - noc, Diabeł i ja
Wiesz, żyjecie w stadach, żeby czuć się bezpiecznie
Cierpicie w stadzie, bo chcecie się wydostać
Kiedy większość zaczyna działać niedorzecznie
Lub chce od was tego, czego nie możecie oddać
Wybór zbiorowy, wolność pod kontrolą
Chociaż Bóg dał ją wam bez ograniczeń
Wolność, gdzie prawdę zastąpiono wygodą
Nim wybierzecie, zysk z wyboru wyliczycie
Słuchałem go, chociaż nie mój to był świat
I tak siedzieliśmy- noc, diabeł i ja
Wczorajszej nocy usiadłem na oknie u człowieka
Nie chciałem, żeby czuł się samotnie
Wyszedł do mnie, samotność umie dokuczać
I tak siedzieliśmy - noc, człowiek i ja
Jego mieszkanie pachniało cynamonem
Tytoniem z fajki, miał ze sobą książkę
I wiarę w świat mocną, że nie mogłem jej złamać
I tak siedzieliśmy - noc, człowiek i ja
Mówił - mój świat to wybory świadome
Miłość i nieskrępowane namiętności
Chwile, które przepełniają emocje
Tak mocne, że uzależniają jak narkotyk
Pluję na konwencję, w grę społeczną nie gram
Wybrałem świadomie swoją samotność
Moją kochanką od dawna jest poezja
Erato, która do ucha szepcze tak słodko
Słuchałem go, on mówił - piękny jest świat
I tak siedzieliśmy - noc, człowiek i ja
Mefistofeles wkrótce zniknął w książce
Poeta zamknął na klucz ją w biurku
Powietrze w pokoju wypełniły emocje
On wziął czystą kartkę i garść ołówków
Kartki zniknęły i poeta gdzieś odszedł
A pokój zaczął wyglądać znajomo
Czasem wracają, siedzą u mnie na oknie
Nocni goście, których męczy samotność
- Dlaczego, pytasz... Ponieważ chcę Cię złamać. Płacz to to dla ciebie zbyt duży przywilej.
Pewnego wieczoru złożył nam wizytę...
Mefistofeles siedział wczoraj na oknie
Wyszedłem do niego, żeby nie czuł się samotnie
Zimny parapet, ale noc była ciepła
I tak siedzieliśmy - noc, Diabeł i ja
Patrzę na wasz świat już od dawna - mówił
Polubiłem to miejsce i kocham ludzi
Opowiadał o czasach, których nie mogłem znać
I tak siedzieliśmy - noc, Diabeł i ja
Wiesz, żyjecie w stadach, żeby czuć się bezpiecznie
Cierpicie w stadzie, bo chcecie się wydostać
Kiedy większość zaczyna działać niedorzecznie
Lub chce od was tego, czego nie możecie oddać
Wybór zbiorowy, wolność pod kontrolą
Chociaż Bóg dał ją wam bez ograniczeń
Wolność, gdzie prawdę zastąpiono wygodą
Nim wybierzecie, zysk z wyboru wyliczycie
Słuchałem go, chociaż nie mój to był świat
I tak siedzieliśmy- noc, diabeł i ja
Wczorajszej nocy usiadłem na oknie u człowieka
Nie chciałem, żeby czuł się samotnie
Wyszedł do mnie, samotność umie dokuczać
I tak siedzieliśmy - noc, człowiek i ja
Jego mieszkanie pachniało cynamonem
Tytoniem z fajki, miał ze sobą książkę
I wiarę w świat mocną, że nie mogłem jej złamać
I tak siedzieliśmy - noc, człowiek i ja
Mówił - mój świat to wybory świadome
Miłość i nieskrępowane namiętności
Chwile, które przepełniają emocje
Tak mocne, że uzależniają jak narkotyk
Pluję na konwencję, w grę społeczną nie gram
Wybrałem świadomie swoją samotność
Moją kochanką od dawna jest poezja
Erato, która do ucha szepcze tak słodko
Słuchałem go, on mówił - piękny jest świat
I tak siedzieliśmy - noc, człowiek i ja
Mefistofeles wkrótce zniknął w książce
Poeta zamknął na klucz ją w biurku
Powietrze w pokoju wypełniły emocje
On wziął czystą kartkę i garść ołówków
Kartki zniknęły i poeta gdzieś odszedł
A pokój zaczął wyglądać znajomo
Czasem wracają, siedzą u mnie na oknie
Nocni goście, których męczy samotność
- Sahir Nailah
Re: Zeszyt
Wto Paź 25, 2016 1:44 pm
A... to chyba już kolejny dzień...
All along it was a fever
A cold sweat, hot-headed believer
I threw my hands in the air I said “show me something”
He said “if you dare come a little closer”
Round and around and around and around we go
Oh, now, tell me now, tell me now, tell me now you know
Not really sure how to feel about it
Something in the way you move
Makes me feel like I can't live without you
It takes me all the way
I want you to stay
Ain’t much of a life you're living
Not just something you take, it's given
Round and around and around and around we go
Oh, now, tell me now, tell me now, tell me now you know
Not really sure how to feel about it
Something in the way you move
Makes me feel like I can't live without you
It takes me all the way
I want you to stay
Ohhh, the reason I hold on
Ohhh, 'cause I need this hole gone
Funny you're the broken one but
I'm the only one who needed saving
'Cause when you never see the light
It's hard to know which one of us is caving
Not really sure how to feel about it
Something in the way you move
Makes me feel like I can't live without you
It takes me all the way
I want you to stay
Stay
I want you to stay
Stay
I want you to stay
All along it was a fever
A cold sweat, hot-headed believer
I threw my hands in the air I said “show me something”
He said “if you dare come a little closer”
Round and around and around and around we go
Oh, now, tell me now, tell me now, tell me now you know
Not really sure how to feel about it
Something in the way you move
Makes me feel like I can't live without you
It takes me all the way
I want you to stay
Ain’t much of a life you're living
Not just something you take, it's given
Round and around and around and around we go
Oh, now, tell me now, tell me now, tell me now you know
Not really sure how to feel about it
Something in the way you move
Makes me feel like I can't live without you
It takes me all the way
I want you to stay
Ohhh, the reason I hold on
Ohhh, 'cause I need this hole gone
Funny you're the broken one but
I'm the only one who needed saving
'Cause when you never see the light
It's hard to know which one of us is caving
Not really sure how to feel about it
Something in the way you move
Makes me feel like I can't live without you
It takes me all the way
I want you to stay
Stay
I want you to stay
Stay
I want you to stay
- Sahir Nailah
Re: Zeszyt
Sro Paź 26, 2016 6:52 pm
[Słyszałem mordercę, to było samo zło
To nie była agresja
Agresja jest dynamiczna jak crescendo w muzyce
Zło jest nieruchome
Chwilę potem była śmierć, zła śmierć...]
To nie jest zwykły numer o miłości, to leci tak
Jest tak samo, może tylko trochę smutno
I nie mówisz "dobranoc" i nie mogę przez to usnąć
I może trochę pusto, i znowu jest to rano
I znowu uwierzyć trudno, że marzenia się spełniają
Bywa różnie, skończę u kolejnej w ramionach
I rok później poleci znów "Rok później" Bonsona, to wiem o nas
Ty pewnie też przeżyłeś to choć raz
A jeśli jeszcze nie, to nie wiem, już zaczynałbym się bać
Bo wszystko przed tobą i wszystko przede mną
A nie wystarczy słowo, by coś wiedzieć tu na pewno
I nie wystarczy słowo, by powiedzieć jak jest teraz
I nie byłbym tu sobą, mówiąc, że się chcę pozbierać
I że umiem, i że potrafię, że się nie wkurwię
I tak jest u mnie, lepiej znacznie, naprawdę
Po co mam ściemniać jak zawsze, rozumiesz?
Bo ja wciąż chyba nie, najwyraźniej, ej w kurwę
[To była zła śmierć.
Śmierć może być dobra
Co wynika z życia
To była zła śmierć
Opowiedz sobie wszystko dokładnie
Wtedy zrozumiesz to, co się naprawdę stało]
Gdyby nie to, że mam arytmię serca
Gdyby nie to, że dowiedziałem się tu o tym przez nas, pamiętasz?
Czułem efekty ciśnienia krwi, które podwyższyłeś mi
Dzisiaj Cię nie ma, wtedy byłeś
I teraz znaczenia nie ma, kurwa, nie ma dziś
Musimy iść, musimy umrzeć
Nie możemy żyć i nie ma nic i nie ma uciec dokąd
Gdyby nie ten ból, o którym nie mówiłem Ci tu nigdy
Wziąłbym nóż i sprawdził jak szybko się goją blizny
Na Twojej skórze, u mnie pod skórą już dość długo
Ale będą dłużej gdyby nie to, że znajdę drugą
Opcję i wezmę oddech, przetnę aortę Tobie
Bo wolę żebyś nie istniał, niż żył obok mnie
I kiedyś to zrobię, więc przygotuj się na dłonie we krwi
I próbując złapać oddech, powiem 'Kocham Cię' ostatni raz
Już Tobie to rozwiąże problem,
Co dzień się o to jutro boję
Mam pistolet, dwa naboje i nas dwoje,
to koniec, w tym raju, po tej stronie
Nazajutrz znowu mi się przyśni taki moment jak ten
Wiem, to jest nietaktem tak mówić
I uśmiercać to, co kochałeś najbardziej
I gubisz się już sam w tym lub sama
Gdyby nie to, że nasze plany utonęły w planach
I tak Ci powiem "przepraszam"
Bo nie chciałem tego mówić głośno
I próbuję się ogarniać, ogarniasz, ja wciąż żyję miłością, tak
Udowodnij swoją wyższość jeszcze raz
Jakbym kurwa nie wiedział w co grasz
Gdy byliśmy razem to myślałem, że damy radę
A co myślą o nas ci, dla których zawsze byliśmy przykładem?
Ty, jakie inne? Kolejna i jeszcze jedna
I teraz wiem, jak to życie można łatwo przegrać
Muszę wytrwać, więc znikaj, proszę Cię
A ta arytmia może mnie zabije kiedyś, a może nie
I najgorsze, że ta historia jest prawdziwa
Tak jak to, że chciałem żebyś tu był szczęśliwy
Ale ze mną, żebyś dzielił tą codzienność
Nigdy nie chciałem zabijać, ale zabiorę Cię w ciemność.
Czeka Cię piekło, ja w swoim jestem odkąd
Mimo słońca ulice zaczęły moknąć
Zabiorę Cię tam, Złotko, pójdziemy prosto tak
A Twoje oczy to już nie moje okno na świat
Gdyby nie to, zniknąłby mi wreszcie z oczu płacz
A z ust "kurwa mać, kurwa mać, i kurwa mać!"
I dłużej się nie uda grać mi, w końcu nóż wbiję w klatki
Bo lepiej by było, gdybyśmy byli martwi
Gdyby nie to, że już nie mamy tylu spięć
To zbiłbym termometr i wpierdolił rtęć
I gdyby nie to wszystko, to byłoby dobrze wiesz
A tak poza tym, to wcale nie jest okej, nie jest okej.
Cześć.
To nie była agresja
Agresja jest dynamiczna jak crescendo w muzyce
Zło jest nieruchome
Chwilę potem była śmierć, zła śmierć...]
To nie jest zwykły numer o miłości, to leci tak
Jest tak samo, może tylko trochę smutno
I nie mówisz "dobranoc" i nie mogę przez to usnąć
I może trochę pusto, i znowu jest to rano
I znowu uwierzyć trudno, że marzenia się spełniają
Bywa różnie, skończę u kolejnej w ramionach
I rok później poleci znów "Rok później" Bonsona, to wiem o nas
Ty pewnie też przeżyłeś to choć raz
A jeśli jeszcze nie, to nie wiem, już zaczynałbym się bać
Bo wszystko przed tobą i wszystko przede mną
A nie wystarczy słowo, by coś wiedzieć tu na pewno
I nie wystarczy słowo, by powiedzieć jak jest teraz
I nie byłbym tu sobą, mówiąc, że się chcę pozbierać
I że umiem, i że potrafię, że się nie wkurwię
I tak jest u mnie, lepiej znacznie, naprawdę
Po co mam ściemniać jak zawsze, rozumiesz?
Bo ja wciąż chyba nie, najwyraźniej, ej w kurwę
[To była zła śmierć.
Śmierć może być dobra
Co wynika z życia
To była zła śmierć
Opowiedz sobie wszystko dokładnie
Wtedy zrozumiesz to, co się naprawdę stało]
Gdyby nie to, że mam arytmię serca
Gdyby nie to, że dowiedziałem się tu o tym przez nas, pamiętasz?
Czułem efekty ciśnienia krwi, które podwyższyłeś mi
Dzisiaj Cię nie ma, wtedy byłeś
I teraz znaczenia nie ma, kurwa, nie ma dziś
Musimy iść, musimy umrzeć
Nie możemy żyć i nie ma nic i nie ma uciec dokąd
Gdyby nie ten ból, o którym nie mówiłem Ci tu nigdy
Wziąłbym nóż i sprawdził jak szybko się goją blizny
Na Twojej skórze, u mnie pod skórą już dość długo
Ale będą dłużej gdyby nie to, że znajdę drugą
Opcję i wezmę oddech, przetnę aortę Tobie
Bo wolę żebyś nie istniał, niż żył obok mnie
I kiedyś to zrobię, więc przygotuj się na dłonie we krwi
I próbując złapać oddech, powiem 'Kocham Cię' ostatni raz
Już Tobie to rozwiąże problem,
Co dzień się o to jutro boję
Mam pistolet, dwa naboje i nas dwoje,
to koniec, w tym raju, po tej stronie
Nazajutrz znowu mi się przyśni taki moment jak ten
Wiem, to jest nietaktem tak mówić
I uśmiercać to, co kochałeś najbardziej
I gubisz się już sam w tym lub sama
Gdyby nie to, że nasze plany utonęły w planach
I tak Ci powiem "przepraszam"
Bo nie chciałem tego mówić głośno
I próbuję się ogarniać, ogarniasz, ja wciąż żyję miłością, tak
Udowodnij swoją wyższość jeszcze raz
Jakbym kurwa nie wiedział w co grasz
Gdy byliśmy razem to myślałem, że damy radę
A co myślą o nas ci, dla których zawsze byliśmy przykładem?
Ty, jakie inne? Kolejna i jeszcze jedna
I teraz wiem, jak to życie można łatwo przegrać
Muszę wytrwać, więc znikaj, proszę Cię
A ta arytmia może mnie zabije kiedyś, a może nie
I najgorsze, że ta historia jest prawdziwa
Tak jak to, że chciałem żebyś tu był szczęśliwy
Ale ze mną, żebyś dzielił tą codzienność
Nigdy nie chciałem zabijać, ale zabiorę Cię w ciemność.
Czeka Cię piekło, ja w swoim jestem odkąd
Mimo słońca ulice zaczęły moknąć
Zabiorę Cię tam, Złotko, pójdziemy prosto tak
A Twoje oczy to już nie moje okno na świat
Gdyby nie to, zniknąłby mi wreszcie z oczu płacz
A z ust "kurwa mać, kurwa mać, i kurwa mać!"
I dłużej się nie uda grać mi, w końcu nóż wbiję w klatki
Bo lepiej by było, gdybyśmy byli martwi
Gdyby nie to, że już nie mamy tylu spięć
To zbiłbym termometr i wpierdolił rtęć
I gdyby nie to wszystko, to byłoby dobrze wiesz
A tak poza tym, to wcale nie jest okej, nie jest okej.
Cześć.
Strona 3 z 3 • 1, 2, 3
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach