- Joshua Hope
[uczeń] Joshua Hope
Pon Kwi 06, 2015 6:03 pm
Imię i nazwisko: Joshua Hope
Data urodzenia: 19.03.1960
Czystość krwi: Półkrwi.
Dom w Hogwarcie: Hufflepuff
Różdżka: Czerwony dąb, włos z ogona testrala, 11 i 1/4 cala.
Widok z Ain Eingarp: Widzi drogę. Na jej końcu czeka ktoś, na kogo sam musiał czekać wszystkie te samotne lata. Czas jednak upływa spiesznie, a wiatr porywa liście i jej włosy, dalej ponad wszystkim. Zbliża się do niego w pełni świadoma szczęścia jakie na niego sprowadza. Nie biegnie jednak, dumnie kroczy, stawiając krok za krokiem, choć jego żądza spala go od środka. Umysł nie wytrzymuje, w zwierciadle dostrzega znajomy ruch mięśni szczęki, gdy podejmuje decyzje. Choć przecież tak naprawdę nie drgnął na milimetr, w tej utopii biegnie już do swojej ukochanej, która przecież nie żyje. Ale w złotych ramach innego świata, wciąż jest zjawiskowo piękna. I dumna. Nie pyszna, dumna z niego. Że czekał tyle lat. Nie zostawił. Nie odszedł. Jej długie, rude włosy porywane przez wiatr, rzucają płomienne cienie na leśnej ściółce. Wpadają sobie w ramiona. Uśmiechają do stojącego po drugiej stronie tafli Joshuy. Chciałoby się napisać - tego realnego, ale czy w lustrze Ain Eingarp, cokolwiek można podzielić na realne i nierealne?
Podsumowanie dotychczasowej nauki w Hogwarcie: Joshua Hope, złoty chłopak mówię Wam. Nie żeby był zabójczy ze wszystkiego jak Draco Brown, ani mhroczny i pełen cierpienia jak Sahir Nailah. Ale i tak. To naprawdę dobry chłopak.
Od samego początku nauki w Hogwarcie obrał sobie jeden, bardzo konkretny i bardzo dojrzały jak na swój wiek cel. Ogarnąć eliksiry. A wierzcie mi... albo i nie, jak chcecie... że to nie jest taka prosta sztuka. Owszem zaklęcia, może mogą wydawać się nieco bardziej niezbędne w codziennym życiu każdego czarodzieja, ale to w eliksirach tak naprawdę drzemię magia. No może nie ta o której pewnie w tej chwili myślisz, bardziej chodzi mi o ujęcie tego w formie zwrotu, no ale...
Pierwszy rok więc upłynął mu na przesiadywaniu w Lochach. Nie jest to najprzyjemniejsze miejsce i zapewne na tym poziomie zgodzimy się jednogłośnie. Od prostych eliksirów, a właściwie naparów jakich uczyli w pierwszej klasie, aż po siódmy rok, kiedy jako dojrzały i prawie pełnoprawny członek magicznego światka próbował uwarzyć Felix Felicis. Sam. W ciemnej kanciapie Filcha, którą nawet on sam porzucił i do niej nie zaglądał. Jak możecie się spodziewać, nie wypaliło, eliksir bardziej wyglądał jak tania wódka zza Polskiej granicy, ale to wciąż pokazywało jego zapał do tego czym się parał. Mało komu chciałoby się coś takiego zrobić. A on był w tym naprawdę niezły. Poza tą kanciapą. Akurat to ssało.
Zaklęcia: Zadowalający
OPCM: Zadowalający
Transmutacja: Nędzny
Eliksiry: Wybitny
Wróżbiarstwo: Poziom Trelawney (Nędzny)
Zielarstwo: Powyżej oczekiwań
Przykładowy Post: Przyspieszył kroku, wiedząc, że jeżeli się spóźni może mieć przejebane. I to poważnie. McGonagall nie lubiła spoźnialskich. W pierwszej klasie usłyszał kiedyś historię od jednego z Collinsów, że potrafiła zamienić się w kota i wydrapać Ci oczy jak się spóźnisz. Oczywiście sami rechotali do rozpuku, ale jakoś Joshui nie było do śmiechu. Nie, żeby uwierzył bezwarunkowo w tak śmieszne teksty i to kogo! Samych Collinsów, którzy już wtedy, byli okryci chwałą dowcipnisi. Ale jednak strach jakoś pozostał. Widmo czarnej kotki, może pociągało niektórych napalonych ślizgonów, jednak jemu do końca życia będzie kojarzyło się tylko z nieodwracalną ślepotą, której nawet Pomfrey nie naprawi.
-Joshua! Hey, kretynie! J!
Buty jednak nie słuchały, brakowało im podpory chociażby w formie porządnej, cholera podeszwy. Długim ślizgiem w którym zdążył się obrócił w przeciwnym kierunku, zahamował przed kolejnym zakrętem korytarza. Szata załopotała jak w filmie prosto z Dzikiego Zachodu, tuż przed wielkim pojedynek w samo południe.
-Ale wiesz, że nie mamy w tej sali co zawsze?
Zabrakło najwyraźniej miejsca na zaawansowane procesy myślowe, które pozwoliłyby na pojęcie tego co właśnie Zack powiedział. Kim był Zack? Chwila... kim ja jestem? Gdzie moje maniery.
Jestem Joshua Hope. Siódmy rok nauki w Szkole Magii i Czarodziejstwa Hogwart.
Jeżeli pozwolisz...
W tle rozbrzmiewa ciężki dźwięk stalowej kołatki, uderzającej o dębowe drewno drzwi.
...masz chwilę żeby porozmawiać o Jezusie?
Jestem zwykłym chłopakiem. Nie jestem cholernie popularny, nie należę też do marginesu społecznego. Rodzice wychowali mnie w tradycyjnych, zdrowych i rodzinnych warunkach. Nikt z nich nie uderzył mnie w dzieciństwie. Z resztą, później też nie. Ojciec zajmował się pracą w Ministerstwie i jakkolwiek fantastycznie to nie brzmi - uspokoję Cię. Był jedynie pracownikiem. Moja mama zajmowała się głównie domem, klasyczny model 2+1. Nie doczekałem się jeszcze ni braci ni sióstr, choć nie twierdzę, że nigdy ich nie chciałem. To po prostu kwestia wieku, wiesz? Ciężko by było się z nim teraz dogadać, czy skoczyć na kremowe po zajęciach, skoro jeszcze nie potrafiłby chodzić. Swoją naukę traktuję dosyć sumiennie, nie jestem może orłem, ale nieskromnie przyznam się, że całkiem nieźle sobie radzę. Jakoś przędę co w ostatniej klasie wcale do najprostszych rzeczy na świecie nie należy. Jak byłem mniejszy, bo mały nie brzmi najlepiej, uwielbiałem patrzeć jak mój tata i jego brat pojedynkują się dla zabawy. Wiecie pewnie jakie to uczucie, kiedy dostajecie list, wiecie już, że miejsce macie zapewnione i wreszcie! Wreszcie będziecie tacy jak wasz ojciec. To co najmniej przyjemne uczucie. W pierwszych klasach nigdy nie miałem zbyt wielu przyjaciół. Może to kwestia tego, że byłem dość złośliwy i zamknięty w sobie. Teraz jest nieco lepiej, chociaż to pewnie przez te czasy. Skoro nikt nie może czuć się bezpiecznie we własnym domu, lepiej trzymać się razem. Wyobraźcie sobie ładnie proszę, co by było, gdyby nagle zaczęli ginąć uczniowie. Masakra, nie? Tym złym może być każdy, bo tak naprawdę zło powstaje z braku dobra. Nie jesteś miły, możesz wywołać reakcję łań...
Joshua daruj sobie.
-...ej debilu. Mówię do Ciebie! Ruszasz swoje chude dupsko, czy mam Cię w dyby zakuć?
Pokręcił delikatnie głową, jakby otrząsając się z porannego snu. Tego ciężkiego, głębokiego, który opatula Twój umysł ciepła pierzyną niesłychanych krajobrazów. Nikt nie lubi wstawać rano. Szczególnie ja tego nie lubię. Nie śpię, żeby odpocząć. Zasypiam wiedząc, że o to rozpoczynam kolejną przygodę, tym razem jednak zupełnie inną.
A skoro o tym mowa...
Niezmiernie miło mi Cię tutaj powitać, Czytelniku. Wskakuj na konia. Pogalopujemy w siną dal - byle dalej byle w przód, ku zachodowi Słońca. A może jednak wolisz spacer po Zakazanym Lesie? Bitwę? Daruj, śmierci w obliczu ostatnich wydarzeń już nie zaproponuje.
O to i Joshua Hope. Ekscentryczny, przyjacielski, pogodny i bujający w chmur...
-Dobra pieprze to Ty kretynie! Trzecie piętro, tam gdzie już mieliśmy!
Odgarnął z czoła ciemne pukle, poprawił okulary w szerokiej oprawce, które okalały jego żółte tęczówki. Trampki kupione na bazarze nie są najlepszym zakupem, zaufajcie. Wciąż się ślizgając, ruszył w kierunku najbliższych schodów.
Data urodzenia: 19.03.1960
Czystość krwi: Półkrwi.
Dom w Hogwarcie: Hufflepuff
Różdżka: Czerwony dąb, włos z ogona testrala, 11 i 1/4 cala.
Widok z Ain Eingarp: Widzi drogę. Na jej końcu czeka ktoś, na kogo sam musiał czekać wszystkie te samotne lata. Czas jednak upływa spiesznie, a wiatr porywa liście i jej włosy, dalej ponad wszystkim. Zbliża się do niego w pełni świadoma szczęścia jakie na niego sprowadza. Nie biegnie jednak, dumnie kroczy, stawiając krok za krokiem, choć jego żądza spala go od środka. Umysł nie wytrzymuje, w zwierciadle dostrzega znajomy ruch mięśni szczęki, gdy podejmuje decyzje. Choć przecież tak naprawdę nie drgnął na milimetr, w tej utopii biegnie już do swojej ukochanej, która przecież nie żyje. Ale w złotych ramach innego świata, wciąż jest zjawiskowo piękna. I dumna. Nie pyszna, dumna z niego. Że czekał tyle lat. Nie zostawił. Nie odszedł. Jej długie, rude włosy porywane przez wiatr, rzucają płomienne cienie na leśnej ściółce. Wpadają sobie w ramiona. Uśmiechają do stojącego po drugiej stronie tafli Joshuy. Chciałoby się napisać - tego realnego, ale czy w lustrze Ain Eingarp, cokolwiek można podzielić na realne i nierealne?
Podsumowanie dotychczasowej nauki w Hogwarcie: Joshua Hope, złoty chłopak mówię Wam. Nie żeby był zabójczy ze wszystkiego jak Draco Brown, ani mhroczny i pełen cierpienia jak Sahir Nailah. Ale i tak. To naprawdę dobry chłopak.
Od samego początku nauki w Hogwarcie obrał sobie jeden, bardzo konkretny i bardzo dojrzały jak na swój wiek cel. Ogarnąć eliksiry. A wierzcie mi... albo i nie, jak chcecie... że to nie jest taka prosta sztuka. Owszem zaklęcia, może mogą wydawać się nieco bardziej niezbędne w codziennym życiu każdego czarodzieja, ale to w eliksirach tak naprawdę drzemię magia. No może nie ta o której pewnie w tej chwili myślisz, bardziej chodzi mi o ujęcie tego w formie zwrotu, no ale...
Pierwszy rok więc upłynął mu na przesiadywaniu w Lochach. Nie jest to najprzyjemniejsze miejsce i zapewne na tym poziomie zgodzimy się jednogłośnie. Od prostych eliksirów, a właściwie naparów jakich uczyli w pierwszej klasie, aż po siódmy rok, kiedy jako dojrzały i prawie pełnoprawny członek magicznego światka próbował uwarzyć Felix Felicis. Sam. W ciemnej kanciapie Filcha, którą nawet on sam porzucił i do niej nie zaglądał. Jak możecie się spodziewać, nie wypaliło, eliksir bardziej wyglądał jak tania wódka zza Polskiej granicy, ale to wciąż pokazywało jego zapał do tego czym się parał. Mało komu chciałoby się coś takiego zrobić. A on był w tym naprawdę niezły. Poza tą kanciapą. Akurat to ssało.
Zaklęcia: Zadowalający
OPCM: Zadowalający
Transmutacja: Nędzny
Eliksiry: Wybitny
Wróżbiarstwo: Poziom Trelawney (Nędzny)
Zielarstwo: Powyżej oczekiwań
Przykładowy Post: Przyspieszył kroku, wiedząc, że jeżeli się spóźni może mieć przejebane. I to poważnie. McGonagall nie lubiła spoźnialskich. W pierwszej klasie usłyszał kiedyś historię od jednego z Collinsów, że potrafiła zamienić się w kota i wydrapać Ci oczy jak się spóźnisz. Oczywiście sami rechotali do rozpuku, ale jakoś Joshui nie było do śmiechu. Nie, żeby uwierzył bezwarunkowo w tak śmieszne teksty i to kogo! Samych Collinsów, którzy już wtedy, byli okryci chwałą dowcipnisi. Ale jednak strach jakoś pozostał. Widmo czarnej kotki, może pociągało niektórych napalonych ślizgonów, jednak jemu do końca życia będzie kojarzyło się tylko z nieodwracalną ślepotą, której nawet Pomfrey nie naprawi.
-Joshua! Hey, kretynie! J!
Buty jednak nie słuchały, brakowało im podpory chociażby w formie porządnej, cholera podeszwy. Długim ślizgiem w którym zdążył się obrócił w przeciwnym kierunku, zahamował przed kolejnym zakrętem korytarza. Szata załopotała jak w filmie prosto z Dzikiego Zachodu, tuż przed wielkim pojedynek w samo południe.
-Ale wiesz, że nie mamy w tej sali co zawsze?
Zabrakło najwyraźniej miejsca na zaawansowane procesy myślowe, które pozwoliłyby na pojęcie tego co właśnie Zack powiedział. Kim był Zack? Chwila... kim ja jestem? Gdzie moje maniery.
Jestem Joshua Hope. Siódmy rok nauki w Szkole Magii i Czarodziejstwa Hogwart.
Jeżeli pozwolisz...
W tle rozbrzmiewa ciężki dźwięk stalowej kołatki, uderzającej o dębowe drewno drzwi.
...masz chwilę żeby porozmawiać o Jezusie?
Jestem zwykłym chłopakiem. Nie jestem cholernie popularny, nie należę też do marginesu społecznego. Rodzice wychowali mnie w tradycyjnych, zdrowych i rodzinnych warunkach. Nikt z nich nie uderzył mnie w dzieciństwie. Z resztą, później też nie. Ojciec zajmował się pracą w Ministerstwie i jakkolwiek fantastycznie to nie brzmi - uspokoję Cię. Był jedynie pracownikiem. Moja mama zajmowała się głównie domem, klasyczny model 2+1. Nie doczekałem się jeszcze ni braci ni sióstr, choć nie twierdzę, że nigdy ich nie chciałem. To po prostu kwestia wieku, wiesz? Ciężko by było się z nim teraz dogadać, czy skoczyć na kremowe po zajęciach, skoro jeszcze nie potrafiłby chodzić. Swoją naukę traktuję dosyć sumiennie, nie jestem może orłem, ale nieskromnie przyznam się, że całkiem nieźle sobie radzę. Jakoś przędę co w ostatniej klasie wcale do najprostszych rzeczy na świecie nie należy. Jak byłem mniejszy, bo mały nie brzmi najlepiej, uwielbiałem patrzeć jak mój tata i jego brat pojedynkują się dla zabawy. Wiecie pewnie jakie to uczucie, kiedy dostajecie list, wiecie już, że miejsce macie zapewnione i wreszcie! Wreszcie będziecie tacy jak wasz ojciec. To co najmniej przyjemne uczucie. W pierwszych klasach nigdy nie miałem zbyt wielu przyjaciół. Może to kwestia tego, że byłem dość złośliwy i zamknięty w sobie. Teraz jest nieco lepiej, chociaż to pewnie przez te czasy. Skoro nikt nie może czuć się bezpiecznie we własnym domu, lepiej trzymać się razem. Wyobraźcie sobie ładnie proszę, co by było, gdyby nagle zaczęli ginąć uczniowie. Masakra, nie? Tym złym może być każdy, bo tak naprawdę zło powstaje z braku dobra. Nie jesteś miły, możesz wywołać reakcję łań...
Joshua daruj sobie.
-...ej debilu. Mówię do Ciebie! Ruszasz swoje chude dupsko, czy mam Cię w dyby zakuć?
Pokręcił delikatnie głową, jakby otrząsając się z porannego snu. Tego ciężkiego, głębokiego, który opatula Twój umysł ciepła pierzyną niesłychanych krajobrazów. Nikt nie lubi wstawać rano. Szczególnie ja tego nie lubię. Nie śpię, żeby odpocząć. Zasypiam wiedząc, że o to rozpoczynam kolejną przygodę, tym razem jednak zupełnie inną.
A skoro o tym mowa...
Niezmiernie miło mi Cię tutaj powitać, Czytelniku. Wskakuj na konia. Pogalopujemy w siną dal - byle dalej byle w przód, ku zachodowi Słońca. A może jednak wolisz spacer po Zakazanym Lesie? Bitwę? Daruj, śmierci w obliczu ostatnich wydarzeń już nie zaproponuje.
O to i Joshua Hope. Ekscentryczny, przyjacielski, pogodny i bujający w chmur...
-Dobra pieprze to Ty kretynie! Trzecie piętro, tam gdzie już mieliśmy!
Odgarnął z czoła ciemne pukle, poprawił okulary w szerokiej oprawce, które okalały jego żółte tęczówki. Trampki kupione na bazarze nie są najlepszym zakupem, zaufajcie. Wciąż się ślizgając, ruszył w kierunku najbliższych schodów.
- Caroline Rockers
Re: [uczeń] Joshua Hope
Wto Kwi 07, 2015 2:21 pm
Akceptuję! I mam nadzieję, że ta postać pożyje dłużej!
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach