Go down
Zack Raven
Oczekujący
Zack Raven

Ławki                - Page 7 Empty Re: Ławki

Pon Kwi 13, 2015 8:19 pm
Czasami zastanawiałem się, czy marzyłbym, gdybym miał ten wzrok. Ciekawe, czy byłbym taki szlachetny, czy może zniszczony tak jak inni. Nie znałem odpowiedzi na te pytania. Los chciał, aby stał się taki, więc taki będę. Skoro pozwolił mi marzyć o odzyskaniu wzroku, to będę marzyć – nie ważne jaka osoba pod postacią Demona, będzie chciała mnie zniszczyć. Tak, mówię o tobie Sahirze Nailah – jesteś Demonem, bo to ty sprowadzasz mrok na siebie i innych. Nic do ciebie nie mam, ale w ten sposób postępując niszczysz wszystko na około. Czujesz ten chłód, który zapanował, gdy się tu pojawiłeś? Ja go czuję, wyraźnie, aż dreszcz przebiegł mi po skórze.
Kim jesteś Demonie, aby niszczyć wiarę? Kim jesteś? Mnie spotkał zły los, ale nie użalam się nad sobą. Stało się, więc jest. Jestem człowiekiem, a człowiek ma prawo do marzeń, do walki o coś, czego pragnie z całego serca. Ty masz wszystko, ale nie masz światła. Wybacz, masz światło – możesz je widzieć, może patrzeć na ludzi, wiesz z której strony nadchodzi atak, możesz czytać z oczu innych, a co ja mam? Mam mrok, więc nie ubolewaj nad tym, że nie możesz dotknąć i poczuć światła. Ja nie mogę nic, ty możesz coś innego.
Pytasz o moje skrzydła… Może ich nie widzisz, ale ona je widzi. Alex, ta dziewczyna, która z każdym dniem upada widzi skrzydła u niej, a ja jej je dam. Pomogę jej, będę wsparciem. Wprowadzę ją w mój świat, a ty co możesz jej dać? Ty nic jej nie dasz, jedynie weźmiesz – krew. Tak to coś dla czego istniejesz. Ty nie miałeś wyboru, aby stać się Demonem, a ja nie miałem wyboru, aby stać się ślepcem bez niczego. Jesteśmy podobni, czyż nie?
I nie jestem marginesem. Może nie pasuję do innych, ale nie zamykam się w sobie i nie obserwuję otaczającego świata zazdroszcząc innym tego, że oni mają coś czego chcę. Jak się potknę to wstanę. Przecież mam sprawne dłonie? Chcesz zabić we mnie wiarę… Może ci się uda jak się postarasz, ale co ci to da? Jesteś Demonem… Demonem bez mocy, stoczonym w mrok. Ja się w niego stoczyłem, nie – ja w nim zawsze byłem, ale nie dałem mu nad sobą zapanować. Ty go czujesz, ja go „widzę”. Jaka jest w tym różnica.
Budziłeś się kiedykolwiek z wrażeniem, że zniknąłeś bo otaczała cię cisza, która wręcz krzyczała ci w uszach? Budziłeś się otoczony tylko czernią, która wyżerała ci oczy, które nigdy nie były sprawne? Czułeś to? Ja tak. Nie jest przyjemne, a jednak potrafię się uśmiechnąć. Potrafię zapanować nad swoim strachem jaki we mnie żyje. Potrafię go schować przed innymi ludźmi i pokazać im, że to jak żyję nie powinno ich martwić, bo sobie radzę.
Zaśmiałem się na słowa Alex. To było dziwne uczucie, gdy tak o mnie mówiła. Nigdy tak nie myślałem.
- Przesadzasz, przecież jest wiele osób, które mają marzenia i mówią o nich w taki sposób – na moich ustach widniał lekki i ciepły uśmiech. Cieszyłem się, że miałem okulary, bo wiedziałem, że moje oczy byłyby teraz straszne. Czułem to. Ustawiłem się z aparatem i mniej więcej wykierowałem go w jej stronę. Chyba powinno być dobrze i pstryknąłem.- I mam nadzieję, że jest to twój najpiękniejszy uśmiech…- zawiesiłem głos.
Chłód jaki poczułem, gdy pojawił się wampir, demon, pan ciemności był nie do opisania. Magia, która go otaczała była podniszczona. Nie wiem ile przeżył, ale ciężko było się skupić na czymkolwiek. Wspomnienie bólu w szyi powrócił, zapach metalicznej krwi i zimne łapska demona – poczułem to. Pokręciłem głową. Stając bokiem do Alex i Demona.
- Witaj…- powiedziałem. W moim głosie była odrobina niepewności.
Do tej pory zastanawiałem się, co by się stało, gdyby nie pojawiła się Lizzy. Jednak, nie winię cię za to kim jesteś. Taka jest kolej rzeczy… Silniejszy góruje nad słabszym, a ja mam świadomość swojej słabości.
Alexandra Grace
Gryffindor
Alexandra Grace

Ławki                - Page 7 Empty Re: Ławki

Pon Kwi 13, 2015 9:26 pm
Jak miło - chociaż ktoś widział podobieństwa. To chyba dobrze. Bo Alex lubiła myśleć, że inność jest ok, w porządku i inne takie. Z tego powodu też się nigdy nie kłóciła o to. Niech sobie lud będzie jaki chce. Tylko lepiej, żeby jej nikt nie irytował. Miała dosyć samej siebie przez fakt, iż ciągle złość ją nachodzi przy pierwszym lepszym spotkaniu jakiejkolwiek żywej istoty. Tak już jakoś wyszło. To nie zbyt udany rok dla jej osobowości - taki niż, każdemu może się zdarzyć. Tylko nie przesadzajmy z osądami. Ona się nie prosiła o to. Ciężko wpływać na swój stan, gdy Los praktycznie postawił sobie jedno, konkretne zadanie: Uprzykrzyć jej życie. Za co się nie weźmie i tak jest źle. Tylko spokojnie, zawsze może być przecież gorzej. Ona na razie była jak dziecko w wielkim polu. Jeden widzi ciemność, drugi się z nią brata. A ona urwana, jak z innej bajki i nic na ten temat nie powie. Raz człowiek wpadnie w bagno i ciężko się z niego wygrzebać. Ma ktoś w zapasie mapę i kompas? Przydałyby się teraz.
- To znaczy, że nie miałam wcześniej sposobności takiej osoby spotkać - A może miała? Każdy widzi to, co chce. Ta Gryfonka myślała nawet kiedyś nad tym, że ludzie niewiele różnią się od zwierząt. Nadal coś w tym było, ale niektórzy... są inni. Taki Zack, nawet Sahir. Ona też. Wszyscy mają coś ze zwierząt. Różne cechy, nie żadną konkretną i jednakową, ale mimo to wyróżnia ich ta rzecz. Inni wcale nie w aż tak negatywnym sensie. Trudno to opisać. Na pewne rzeczy brakuje słów. Na przykład taka oto sytuacja, gdy Alex cieszy się z czyjegoś towarzystwa. Nie do pomyślenia, że kiedyś by zachciała cudzego towarzystwa, by to ONA czuła się lepiej. Czuła się samolubna, ale o dziwo, nie przeszkadzało jej to. Świat się nie zawali przecież, jak jeden raz postanowi sobie z kimś pobyć, prawda?
- Możesz mieć pewność - Było tak. Bądź co bądź, ale choć nie zawsze mówiła wszystko, to co już z jej ust wychodziło było zawsze prawdą. Przykłady jej kłamstw zliczyć dałoby się na palcach jednej dłoni.
No, ale już na żadną milszą rozmowę się nie zapowiadało, bo ktoś raczył dotrzymać im towarzystwa. Aż wstała z miejsca. Świetnie, po prostu idealnie. Może zaprosimy tu jeszcze resztę ekipy z bajki, co? Tylko jedno pytanie się jej nasuwało... Skąd u licha oni się znają? Nikt nieznajomy nie reagowałby na siebie tak... Chociaż... on się tylko przywitał, tak? To nic nie znaczy. Wmawiaj sobie tak dalej Alexandro, przecież dobrze wiesz, że nie ma przypadków. One się zwyczajnie nie zdarzają.
- Zawsze taki powód lepszy niż żaden - Co chciał osiągnąć? Miała czuć się obrażona? Tylko, że ona wiedziała co mówi i dlaczego. Wszystko można rozdrabniać na maleńkie kawałeczki, a jak to z nimi jest i tak wie sam właściciel. Umysły mamy własne i słowa należą do nas. Tak wielka władza, móc powiedzieć, co się tylko zapragnie. Korzystała z niego. Tym bardziej, że obecność akurat tej osoby była niezwykła. Chyba jak zawsze. Nosił ze sobą w zapasie dziwną aurę, może to przez to wydawało się jej to tak niecodzienne? Czyżby rzeczywiście miał coś wspólnego z ciemnością? Krył się w niej wszędzie?
- Do tego to przykre, że tak łatwo przyszło Ci zapomnieć moje imię. Chyba ja porzygam się przez Twoją ignorancję. Nie zauważyć, że znowu jestem Alexandrą? Nie sądziłam, że tak łatwo przyjdzie Ci mnie wyprzeć ze swej pamięci, Sahirze - Raczej nie zapomniał. Ale może ponasuwać sobie pewne wnioski. Pragnęła zaprzeczenia? Oczywiście, nie chciała być zapomniana. Ale jeśli go nie otrzyma? Cóż, będzie jak zawsze. Nie była jednak tym jakoś zdruzgotana. Jest niczym bohater epizodyczny w powieściach ludzi zwanymi ich życiem. Jedno zakończenie więcej naprawdę by już nie zabolało. Zostałoby kolejne puste miejsce, gdyby ktoś jednak zechciał wrócić.
Z zasady nie wracali.
Dlatego chyba Zack skupiał jej dużą uwagę. Dobrzy ludzie zasługują na uwagę chociażby z tego względu, że jest ich niewiele. Co gorsza inni próbują ich popsuć. Nie mówiąc już o tym, że Zack nie wymuszał na niej pokazywania tej gorszej strony jej osobowości, czyli pyskatego dzieciaczka, który nie umie siedzieć cicho. To w końcu Gryfonka, jest na swój sposób emocjonalna.
A Ci dwoje? Jacy są? Wydają się tak różni, a mimo to żadnemu z nich nigdy nie życzyłaby niczego złego. Byli fascynującymi indywidualnościami. Ciekawymi ludźmi. Nie wtapiali się w tłum tak, jak sądzą, że to robią.
Taka wielka tajemnica świata - im bardziej chcesz zniknąć, tym bardziej Cię widać.
Sahir Nailah
Oczekujący
Sahir Nailah

Ławki                - Page 7 Empty Re: Ławki

Pon Kwi 13, 2015 10:04 pm
Czasami o wiele lepiej jest nie widzieć, niż przyglądać się szczegółom, które rażą swą dokładnością – mówię, że czasami, ponieważ nie odważę się powiedzieć, iż Zack Raven był w lepszej sytuacji niż Sahir Nailah, choć gdyby temu drugiemu zaproponowano wymianę jego życiowych tragedii na zwykłą ślepotę – brałby od razu, bez zastanowienia – świat wszak poznawało się we wszelakie inne sposoby, nie tylko możliwością zapisu obrazu w swym mózgu (który niektórzy mają większy, inni mniejsi, aczkolwiek nad głupotą ludzką nie będę się aktualnie szczególnie rozwodzić) – jednak, o dziwo, w całym sarkastycznym byciu Nailaha, w całym jadzie, który potrafił przelewać na innych, jeśli tylko miał gorszy dzień, gorszy humor, nie wypowiedziałby tych słów na głos. Dlaczego? Chłopak miał bardzo proste, banalne założenie, z którego wychodził – każdy ma swe osobiste tragedie i nie można ich przyrównywać do innych. Jednych zniszczy śmierć ukochanego kota, który był im przyjacielem odkąd pamiętają, a innych zdruzgocze śmierć całej rodziny – może porównanie samo w sobie kiepskie, tym nie mniej chyba rozumiecie, co próbuję powiedzieć, prawda? Może dlatego, kiedy jego oczy wzniosły się ponad zapalniczkę, którą się bawił, a w powietrzu przestał rozlegać się niemal irytujacy odgłos ciągłego klikania, kiedy zamarł w kompletnym, choć gładkim, bezruchu, nie było widać w jego spojrzeniu żadnej złośliwości. Choć, czy ja wiem, czy to takie niesamowicie niespotykane? Otchłań zwykła pożerać, bardzo dobrze trafione, Zacku – otchłań, jak ciemność, potrafiła tylko pochłaniać wszystko, z czym się zetknęła, ona nie potrafiła nic od siebie dać, nie takie było jej powołanie, nie po to ją stworzono – pieprzyć przeszłość, przeszłość to zaledwie smuga papierosowego dymu, para unosząca się znad parującej wody – nie mniej, nie więcej – przemija i nie jest warta obracania się za nią, by przytulać ją do piersi i gościć jak dawno nie widzianego przyjaciela. To, co było – przeminęło. Nie zdarzy się po raz drugi, na pewno nie w taki sam sposób. I tak właśnie Otchłań staje się tym Czarnym Kotem, co prócz zwiastowania nieszczęść sam sprowadza je na głowy wszystkich wokół, a dlaczego? Z wyboru. Z prostego, banalnego wyboru, w którym ludzie powołali w nim tego Demona, Potwora co się zowie, a On, jak zaszczuty wilk, na którego wznoszono kije, przestał w końcu skamleć i obnażył kły, by rzucić się do gardzieli tego, kto pierwszy rzucił kamieniem. To naturalne. Rzeczywiście, to bardzo, bardzo naturalne i Nailah doceniłby tą samoświadomość, w której silniejsi osobnicy sięgali pazurami do tych słabszych według wszystkich prawideł, które ludzie dostali od początku swego stworzenia, nawet jeśli samego aktu nikt już nie pamiętał, a wspominano tylko o nim w kościele, podczas czytania bajki zwanej "Biblią".
- Dzień dobry, Zack. Zdrowie dopisuje?- Odpowiedziałeś, och, jakże grzecznie! - wyrwałeś się ze szponów marmurowego posągu, po raz ostatni trzasnęła zapalniczka, kiedy ją zamknąłeś i wsunąłeś do kieszeni czarnych spodni, by obrócić się w kierunku dwóch rozmawiających ze sobą, do których rozmowy się wtrąciłeś, może niepotrzebnie, może potrzebnie – w zasadzie bardzo dawno nie miałeś okazji porozmawiać z Alexandrą, a... stęskniłeś się za nią. Biegała ci po myślach jak nieznośna pchła – nieznośna, ale urocza, której nie chce się pozbywać, ponieważ zabiera część umysłu, który mógłby zostać poświęcony rozważaniom bardziej niepotrzebnym. Tymczasem pytałeś samego siebie co u niej słychać, czy radzi sobie ze swoją chorobą, czy nadal chodzi z opuszczoną głową, czy choć trochę od waszej ostatniej pogawędki się pozbierała, jak na ciebie teraz spojrzy – pisała, że cię nie znienawidzi, poniekąd szkoda – nienawiść dawała bardzo silny umpuls do działania, rozpalała o wiele mocniej niż krucha miłość, która prowadziła bardzo często do jeszcze większych tragedii... ale chyba naprawdę cię nie nienawidziła. No więc? Dobrze to, czy źle? Przywitałeś się z Zackiem, mimo to jak na razie nawet na niego nie zerknąłeś, trzymając zwierciadła duszy na sylwetce Gryfonki, by odcinąć na niej ślad zwierciadeł... których tak naprawdę posiadanie duszy było bardzo wątpliwe. To jak znamię, którego trudno się pozbyć, jeśli nadmiernie odważy się na odpowiedzenie spojrzeniem Otchłani – wszak wiadomo, jak łatwo było jej pociągać na samo dno, gdzie żadne światło nie docierało... Zack, jak widać, doskonale rozumiał pojęcie wszechobecnej czerni. Oderwałeś w końcu od niej przenikliwy, mocny wzrok, by zjechać nim na moment na Zacka, któremu nawet ostatnio nie miałeś zbyt wiele szans się przyglądnąć – tamto wydarzenie, kompletnie odległe, które całkowicie odmieniły twoje życie, ciebie samego, w zasadzie – czy czasem nie w tym samym miejscu? Spójrzcie państwo jaki paradoks..! Tak jednak, jak Zack nie miał ci za złe tego (o czym nie wiedziałeś, ale szczerze powiedziawszy co miałeś głęboko w poważaniu w aktualnym momencie), że go ukąsiłeś, tak i ty nie miałeś mu za złe tego, że dzięki cudownej mocy plotek z jego udziałem (których zapewne nie rozpowiedział) wszyscy nagle w szkole dowiedzieli się, że jest wampirem... Tak, kolejna wielka racja – bardzo trudno pozostać w cieniu, gdy nagle kierują na ciebie reflektory. Gdy jest się kuriozum samym w sobie. Wiecie, nie na darmo się mówi, że to nie my sami decydujemy, jacy jesteśmy – to społeczeństwo, w jakiś sposób, nas tworzy, zaś Sahir...
Sahir kochał tajemnice. I ukochał je tak mocno, że sam stał się jedną z nich.
- Cóż za obruszenie... - Zamknął powieki i uśmiechnął się z kpiną, by zaraz unieść lekko podbródek i znów nawiązać kontakt wzrokowy z Alex. - Aż tak ci zależy na tym, żebym pamiętał twoje imię? Uważaj, Alex, bo uznam to za podryw. - Oderwał się łopatkami od zimnego filaru i stanął na wprost rozmówców, jednak nie zrobił w ich stronę najmniejszego kroku. Jego wzrok znowu uciekł do Zacka, w uprzejmym zainteresowaniu tego, jakie emocje zagoszczą na jego facjacie. Jak by na to nie patrzeć – prosił Elizabeth, wtedy (to naprawdę wydarzyło się tej zimy, a nie milion wieków temu?) by przeprosiła Zacka – zrobiła to? Nawet jeśli nie, to teraz nie miało to kompletnego znaczenia – wtedy bardzo tego żałował, wtedy szukał go, wtedy sam chciał go przeprosić... a teraz? Teraz, gdy wreszcie zrozumiał, że skoro szkoła tak bardzo potrzebuje Potwora, którego mianem go namaściła, to bardzo wygodnie jest mu wpasowywać się w tą rolę, nie znajdując rzeczywiście dla siebie najmniejszej nadziei, mógłby go ugryźć jeszcze wiele, wiele razy... i z pewnością nie byłby tak miły jak ostatnim razem.
Każdy ma w sobie coś ze zwierzęcia.
Sahir Nailah był zwierzęciem.
Problem zaś ludzi polegał na tym, że był diabelnie inteligentnym zwierzęciem.
Zack Raven
Oczekujący
Zack Raven

Ławki                - Page 7 Empty Re: Ławki

Wto Kwi 14, 2015 4:59 pm
Jestem pokojową osobą i nie irytuję osób niepotrzebnie. Jaki byłby w tym cel? Nawet jeśli bym chciał nie potrafiłbym. Nie widząc osoby nie wiem w jaki sposób mam to zrobić. A poza tym nie lubię niepotrzebnie uprzykrzać życia innym. Jestem osobą statyczną, potrafię dostosować się do sytuacji, co nie oznacza, że nie potrafię walczyć o swoje. Jeśli coś dzieje się wbrew mnie potrafię się sprzeciwić – czasami bezskutecznie, ale próbuję. Staram się. Nie chcę być ofiarą tych silniejszych i sprawniejszych. Nie chcę stać się wyrzutkiem. Dlatego tak bardzo chcę odzyskać wzrok. Gdy sobie przypominam swoje dzieciństwo widzę tam tylko ból, samotność i odrzucenie. Nikt nie chciał mieć ze mną do czynienia i to w tym miejscu chciałem to zmienić i mieć chociaż jednego przyjaciela. A mam ich znacznie więcej. Najbardziej do tej pory cenię Alex…
Alex, codziennie możemy porozmawiać. W końcu mamy wspólny pokój w naszym domu. Tam możemy usiąść w jakimś ciepłym kącie i porozmawiać, pobyć razem. Byłoby o wiele lepiej. Może ktoś się przyłączy do rozmowy?
Rejestrowanie obrazu za pomocą wzroku.
Rejestrowanie otoczenia za pomocą, czegoś o czym każdy z was wie, codziennie korzysta, ale nie wie, że można to wykorzystać w inny sposób. Spróbujcie zamknąć oczy, poczuć się tak jak ja i odkryć każdy szczegół tego miejsca nie za pomocą obrazu, a magii. To miłe ciepło jest tu, w tym zamku potężne i mi pomaga. To prawda, że człowiek ma w sobie coś ze zwierzęcia, bo każdy poradzi sobie w każdej sytuacji. Tak jak ja będąc ślepym w świecie, w którym wzrok jest potrzebny, aby się ochronić przed niespodziewanym atakiem.
Otchłań, w moim przypadku to sen, każda noc spędzona gdziekolwiek. To jedna wielka głucha otchłań, w której nic nie istnieje, nie ma słów, nie ma dźwięków. Jest się w klatce z bardzo grubego szkła. Nie dociera tam żaden zapach. Jedynie zapach potu, wymieszanego ze strachem. A potem nadchodzi dzień i cząstka tej otchłani towarzyszy mi do kolejnego snu.
Chciałbym móc teraz spojrzeć na wasze twarzy. Chciałbym móc wyczytać z ich wyrazu cokolwiek, niechęć, a może coś znacznie przeciwnego? Ale po tych słowach Demona zrozumiałem, że wasze stosunki były specyficzne. Nie wiedziałem, czy się lubicie, czy też nie, ale się więcej nie odzywałem. Tylko słuchałem.
- Jak widać jestem cały i zdrowy – odpowiedziałem. Jak zwykle stojąc lekko zgarbiony z opuszczoną głową, nie za mocno. Gdybym miał wzrok to pewnie byłby wbity w miejsce pod kątem 60 stopni przede mną.
Nie chciałem, aby ktokolwiek się o tym dowiadywał. Nie chciałem sprawiać nikomu kłopotów. A twoje przeprosiny, które Lizzy mi przekazała przyjąłem. Powiedziała mi o tym na spotkaniu Klubu Magii Nut o ile się nie mylę. Nie wiem, czy ma to teraz znaczenie, bo czuję zmianę w tobie Demonie. Nie wiem jaką, ale jest coś innego.
- A twoje zdrowie?- zapytałem.
Nie wiem czemu. Może po to, aby… nie wiem.
Odwróciłem się tyłem do Sahira i wsunąłem aparat do torby. Przez moment chciałem mu zrobić zdjęcie, ale zrezygnowałem. Zostawiłem torbę na ławce i słuchałem tych słów. Nie bardzo wiedziałem co miałem mówić. Nie znałem cię Sahirze, nic o tobie nie wiedziałem, a Alex zdawała się cię lepiej znać. Nie przerywałem. Niedługo pewnie zniknę tak jak zawsze. Ruszę dalej tułać się po zamku jak jeden z duchów.
Alexandra Grace
Gryffindor
Alexandra Grace

Ławki                - Page 7 Empty Re: Ławki

Wto Kwi 14, 2015 6:37 pm
Och Sahirze, czy aby na pewno kochasz same w sobie tajemnice? Tyle hałasu wokół Twojej osoby z pewnością musi być ciekawe. Wreszcie wszyscy mogą się przekonać kim jest pan Nailah. To pewnie interesujące przeżycie, takie stanie w świetle reflektorów... Do czasu aż nie zaczną parzyć. Czasami jedna iskra wystarczy do wybuchu, warto o tym pamiętać.
Wśród całego wewnętrznego ładu świata nic nie było takie jakie powinno, a rozkład sił u tych, którzy zostali czegoś pozbawieni i tych bardziej uprzywilejowanych jest nierówny. Może i Zack i Sahir się z tym godzili, ale Alexandra gdyby mogła to pewnie pacnęłaby ich w te łby na takie myślenie. Nie żeby nie szanowała innych poglądów, ale... nie, wróć ona dokładnie to robi. Tak bardzo nie lubi nie mieć racji, że kłótnie z nią ciągną się czasami nawet godzinami. Zdarza się, że ludzie nie lubią sprzeciwu i ona również go nie znosi. Co jeszcze? Ach, złośliwość. Umiała być i złośliwa, niech was nie zwiedzie miłe nastawienie. Jak mawiają mugole: Jak Kuba Bogu, tak Bóg Kubie. I małe znaczenie miały zachowania odpychające ją. Jak się ją drażni to i ona nie będzie dłużna. Wampir, nie wampir, patrzył na nią pusto, czy nie, nie patrzył wcale - nieważne. Mogłaby spotkać samego Ministra Magii, a pewnie i tak powiedziałaby za dużo. Zack poznał Alex, którą lubiła bardziej. Tą zdeterminowaną i smutną, a mimo to chętną jeszcze do działania. Sahir... ciężko powiedzieć. Chyba zobaczył tylko zrozpaczoną dziewczynkę i momentami bardzo ciekawską. A mimo to, że ją prowokował to lubiła z nim rozmawiać. I martwiła się. W sumie, jak o każdego, kto nie próbował jej zabić. Wbrew wszystkiemu nie miała ludzi za potworów.
Są cudem, choć wcale tego nie chcą.
Na słowa Sahira prychnęła. Co, ma teraz tupać nóżkami i się oburzyć? Szkoda, że nie mógł zdawać sobie sprawy z tego, jak ją to bawiło. Jest inteligentnym mówcą, nie podejrzewała go o nieprzemyślane wypowiedzi. Co jeszcze bardziej przyciągało uwagę. Skoro on wie, czego chce się dowiedzieć to trzeba tylko dociec głębi jego słów. A to już spory problem, bo rzadko da się zrozumieć "co autor miał na myśli".
- Oczywiście, że zależy - odpowiedziała uśmiechając się. Czyżby już zapomniał, że nie chciała zapomnienia? Nie ciężko domyślić się, że to właśnie jej największy strach. Pominęła zaczepkę, nie była specjalnie istotna, a ciągnięcie wymiany zdań mogłoby wywołać niepożądane tematy. Wolała być Alexandrą, a nie Bellą, mimo tego, że bycie tą drugą zdecydowanie wydawało się prostsze. Nie wspominając już o tym, że nie lubiła być podsłuchiwana. Z innej zaś strony dobrze było wiedzieć, że Krukonowi nic nie jest. Nie chciałaby, żeby jej przekonanie o klątwie się umocniło. Skoro on żyje to znaczy, że nie przynosi, aż tak wielkiego pecha, jak sądziła.
- Jego zdrowie musi być wybitne skoro ma siły na podsłuchiwanie i zaczepianie innych. Chociaż może się mylę? Masz ochotę opowiedzieć nam jak się czujesz? Tylko błagam, jeśli masz zamiar kłamać to lepiej nie odpowiadaj wcale - Była... nieuprzejma? Dosyć dobre słowo. Chciała wymusić odpowiedź, to fakt. Chciała mieć pojęcie, czy jakoś się trzyma. Czy powinna się martwić o kogoś jeszcze i czy ma o kogo. A przecież jeśli zrobiłaby to normalnie to by kłamał.
Wszyscy kłamią, jeśli nie uświadomi się im, że wie się, co robią. Gorzej - niektórzy robią to nawet wtedy. I chcenie, bądź niechcenie człowieka nie ma wtedy nic do rzeczy. Mogła liczyć na to, że Sahir nie zgłupiał od ich ostatniego spotkania i zrozumie o co jej chodzi. Różnych rzeczy można się spodziewać. W sumie to wszystkiego, takie życie.
- Zack, wszystko dobrze? - Głowa w dół, garbienie się... Niedobrze. Nie chciała, żeby ktoś czuł się w jej obecności niepewnie. Zdenerwowała go? Zawiodła? A może to między nimi wydarzyło się coś złego?
Cholerne pytania bez odpowiedzi naprawdę utrudniały życie. Tym bardziej, że chodziło o dobrego człowieka.
Tak, tacy istnieją. Zack jest tym jednym na milion w oczach Aleksandry. Jej Anioł nie może być krzywdzony, bo co ona bez niego zrobi? Jak już raz się pojawił to nie może tak po prostu wyjść.
Sahir Nailah
Oczekujący
Sahir Nailah

Ławki                - Page 7 Empty Re: Ławki

Wto Kwi 14, 2015 7:12 pm
Jak to, jaki cel? Cóż to za niemądre pytanie, jak niezgrabnie zadane! Cel w byciu złośliwym był zawsze – na przykład, u osóbek słabszych, był to idealny sposób na to, by zarobić od kogoś wpierdol... aczkolwiek to ta najbardziej drastyczna wersja, więc może przedstawię te... mniej wpływające na fizyczność, a potem skutkujące mentalnym kuleniem się w sobie? Bez urazy, aczkolwiek ta poza, w której Zack właśnie stanął, w której Nailah go widział, sprawiała, że miał ochotę do niego podejść, złapać go za szmaty i grzmotnąć nim o ścianę, warcząc, żeby się ogarnął – albo i nie mówiąc nic, chłopak miał naprawdę dobrą krew, może po prostu by ją sobie wziął, no bo, dlaczego niby nie..? Na przykład dlatego, żeby nie dostać kolejnej nagany, wystarczało tych błysków fleszy, o które nigdy się nie prosił – bardzo dobrze żyłomu się w cieniu i chciał do niego powrócić, żeby wszyscy się od niego odpierdolili i dali mu jebany spokój, w którym mógłby się zatopić bez reszty. Tak, tak, jeden z topielców, co utonąć nie może, bo utonął już dawno, dawno temu (a może to znowu coś nie tak z czasem, który wlókł się niemiłosiernie, chociaż wydawało się, jakby był tylko jednym z mrugnięć?). Jak więc można się domyślić – była w tym jakaś obłędna sytuacja, która siłą kazała wyperswadować słabszym osobnikom ich... żałosnego pokroju. Tak, żałosnego – tak właśnie jawił się Zack w oczach czarnowłosego, który je w końcu oderwał od niego, by zwrócić je na Alex – tą, która sprawiała, że nie zrobił żadnego kroku w celu wykonania którejś z powyższych czynności – była swoistą aurą, która ochraniała jej "przyjaciela-co-się-zowie" przed wszelakimi konsekwencjami samego pojawienia się Spektrum Czerni na dziedzińcu, przez który przechodzili pojedynczy uczniowie, ani trochę nie zainteresowani tym, co się działo przy ławkach. Bo czy coś w ogóle się działo? Nawet jeśli z ich strony płynęły fale jakiegoś napięcia, to wampir ich nie wyłapywał i sam czuł się bardzo rozluźniony... nawet jeśli rozdrażniła go w pierwszym momencie postawa Gryfona. Ostatnio, gdy go zaatakowałeś, nawet nie próbował się bronić, jakby chciał zatopić się w ramionach Śmierci... ciekawe, czy nadal tego pragnął? Wszak wystarczyło zawołać twe imię – zawsze ciągnąłeś za sobą swą Siostrę, co dosiadała trupiego konia z kosą w kościanych dłoniach. Wszak byłeś jej narzędziem zbawienia dla tego pokręconego świata.
O zgrozo, jak ty nienawidziłeś... życia.
Wygiął mocniej jeden z kącików warg w górę, zaplótł ręce na klatce piersiowej i oparł się ramieniem o filar, przymykając powieki na krótki moment, kiedy, jakże kulturalnie!, Alex wcięła się w rozmowę – ale zawsze taka była, za wiele się w takim razie nie zmieniło – jej cięty i długi jęzor nigdy nie potrafił trzymać się na miejscu, zawsze musiała mieć swoje ostatnie zdanie – najwyraźniej nauczka z Vincentem niczego jej nie nauczyła, ale czy to aż takie dziwne? W sumie... chyba nie... tym nie mniej lepiej dla niej by było, gdyby wiedziała, kiedy przestać – mogłaby tego dokonać, to wcale nie było takie trudne, gdyby tylko chciała... najwyraźniej potrzebowała większej ilości lekcji, do niektórych nie można dotrzeć za pierwszym machnięciem, cóż poradzić! I nie, oczywiście, że nie zapomniał, a celowo się z nią droczył i ją przedrzeźniał – doszukiwanie się jakiegoś głębszego dna w tym było kompletnie bezcelowe, tylko sprawiało, że nadwyrężało się umysł, który lepiej byłoby przeznaczyć do bardziej ambitnych... rzeczy...
- Hmm... W sumie jestem dość głodny... - Uchylił powieki i jego oczy skierowane zostały na Zacka. - Ale potencjalny obiad ma dzisiaj ochronę w postaci Panny Nie-Wiem-Kiedy-Zamknąć-Usta. - Wredotyzm, och, ten cudowny wredotyzm..! Przyjemność, jaka z tych prostych zaczepek czerpałeś, powinna być wręcz karalna, doprawdy... mógłbyś sobie znaleźć ciekawsze rozrywki, niż przedrzeźnianie się z Alexandrą Grace. Wielka szkoda, że nie podchwyciła żarciku o flircie! Bardzo chętnie na tym podłożu również byś się z nią pobawił – ciągle nieszkodliwie, żeby nie było! Zdecydowanie lubiłeś pogawędki z nią, nawet jeśli potrafiła być drażniąca – w końcu nie byłeś typem osoby, która zapominała o tych, którzy spojrzeli na ciebie z przychylnością i dojrzeli o wiele więcej, niż tylko Bestię. Nigdy nie zapominałeś, dopóki sami nie postanowili się wykreślić z listy "tych pod ochroną", jeśli tak mógłbym ją nazwać – byłaby to bardzo adekwatna nazwa, wiecie?
Syknąłeś z niezadowoleniem, kiedy z taką troską spojrzała na jakże biednego, pokrzywdzonego Zacka i napiąłeś automatycznie mięśnie – i to jaka troska w niej była zakorzeniona! Pochyliłeś się do przodu, jakbyś chciał do nich zaraz podejść, ale nie zdecydowałeś się na to – wręcz przeciwnie, cofnąłeś w cień, do tyłu, krzywiąc się z niezadowoleniem – zabawne, jak w jednej chwili twój dorby nastrój mógł zostać magicznie popsuty... zaś jeszcze zabawniejsze było to, że było to czyste uderzenie... zazdrości? Skoro uczucie niezadowolenia przerodziło się w złość, w oburzenie, że ta martwi się o jakąś marną, ludzką pchłę, gdy wobec ciebie potrafi unieść jedynie kpinę – każdy dostaje to, na co zapracuje, dobrze to wiedziałeś... a jednak. Jednak było w tym coś błędnego, co sprawiało, że chciałeś rozerwać gardło Zacka i Alex tu i teraz... byłby to piękny widok, nie uważasz? Tyle cudownej czerwieni wokół, krew tryskała by jak z fontanny! Mógłbyś nią zabarwić wodę w tej stojącej w centrum dziedzińca... Co za obłędna wizja!
Syknąłeś z niezadowoleniem.
- Oczywiście, że nic nie jest dobrze. - Oj, twój dobry nastrój naprawdę prysnął, jakby w ogóle go nie było – kpina i cynizm mogłyby zapełnić chyba cały Hogwart z tego, który z ciebie wypływał. - Ta marna podróbka czarodzieja boi się, że znowu się nim... zaopiekuję. - Prychnąłeś, obdarzając Zacka ostatnim, pełnym wzgardy spojrzeniem... i opuściłeś dziedziniec, zlewając się z cieniami.
[z/t]
Zack Raven
Oczekujący
Zack Raven

Ławki                - Page 7 Empty Re: Ławki

Sro Kwi 15, 2015 6:19 pm
Nadal przysłuchiwałem się ich rozmowie. Znowu rejestrowałem każde słowa, aby zgadnąć, co ich łączy. Teraz przydałby się wzrok. Gdy jestem w towarzystwie jednej osoby to jeszcze w miarę kontroluję sytuacje, ale jak są dwie i w dodatku, które się znają jest trochę ciężej. No nie ważne.
Uśmiechnąłem się kącikiem ust na słowa Alex. Nie sądziłem, że potrafi być taka pyskata. Nie przeszkadzało mi to jednak. Dzięki temu poznaję ją lepiej i wiem, że sam nigdy jej nie sprowokuję. Wolę z nią rozmawiać na spokojnie. To o wiele bardziej przyjemne niż kłótnie.
Nie rozumiem o co wam chodzi. Stoję tak jak zawsze. Głowa spuszczona, ponieważ nie potrzebuję jej podnosić. DO JASNEJ CHOLERY, jestem inny niż wy. Nie używam wzroku, nie potrzebuję mieć dumnie uniesionej głowy i pokazywać wam moje puste, straszne oczy. Wiem, że ta pustka w nich przeraża co drugiego człowieka, a ty Demonie wiesz co to jest strach ludzi. Ja go odczuwam intensywniej niż zwykły człowiek. On jest okropny. Dlatego mam głowę spuszczoną, ja widzę także za pomocą słuchu, ale nie muszę mieć jej uniesionej. Wy musicie iść z głową uniesioną, aby widzieć przeszkoda, ja tego nie potrzebuje. To jest tylko przyzwyczajenie, zrozumcie.
Przewróciłem oczami na słowa, które wypowiedziałeś o obiedzie. Nie bardzo wiedziałem jak zareagować. Może nawet dreszcz strachu przebiegł mi po plecach? Zrozumiałem jedno, że teraz musze ciebie unikać. Myślałem, że jednak zrozumiesz, że nie powinno się tak zachowywać, ale od teraz nie chce być tym, który kusi Demona, aby mnie atakował. Nie ma takiej opcji.
Śmiało rozerwij, zabij nas. Już dawno miałeś kilka ofiar prawda? Jesteś wieczny, a jeśli złapią cię i zamkną w Azkabanie? Co wtedy zrobisz ze swoim życiem? Morderstwo…
Nic ci nie zrobiłem, nigdy cię nie zaatakowałem, a ty nadal chcesz uprzykrzać mi życie. Właśnie takich osób nie rozumiem. Znęcają się nad słabszymi, aby czuć potęgę, ale co się stanie jak staną twarzą w twarz z równym lub lepszym od siebie? Stchórzą?
- Spokojnie, to nic. Nie mam powodu, aby…- przerwał mi i drgnąłem nieznacznie słysząc słowa Nailaha. Nie rozumiem czego on ode mnie chce. Nigdy nie wszedłem mu w drogę, nawet nie rzuciłem cholernym zaklęcie (bo byłem zdezorientowany), ale jednak.
Odprowadziłem odgłos jego kroków, a następnie pokręciłem głową. Wszystko zepsuł, a było tak miło. Co teraz będzie z dobrym humorem Alex? Proszę, tylko się nie smuć. Nie denerwuj. Zachowaj spokój.
- Wybacz, że cię zmartwiłem. Zazwyczaj w ten sposób stoję. Zazwyczaj mam spuszczoną głowę, ponieważ nie widzę sensu, aby była uniesiona. ĄW końcu nie widzę. To moje normalne zachowanie. Ty musisz mieć uniesioną głowę, aby widzieć przeszkody, ja je tylko wyczuwam – uśmiechnąłem się, a gdy chłodna aura Demona opadła odetchnąłem lekko.
- Chciałabyś mi podpisać się w zeszycie?- wyciągnąłem zeszyt i ołówek.- Poprosiłbym datę, imię oraz nazwisko Twoje…- trochę dziwne, że tak łatwo wróciłem do normalnego tematu. Trochę dziwne, że nie zmartwiłem się jego słowami, które zakrapiane były groźbą, ale to tylko próba ocalenia normalności, więc nie trzeba się martwić.
Zaczynam obawiać się nocy. Tam zaczną się koszmary, zapewne w głównej roli wystąpi Demon…
Alexandra Grace
Gryffindor
Alexandra Grace

Ławki                - Page 7 Empty Re: Ławki

Czw Kwi 16, 2015 8:27 pm
Spotkanie z Vincentem było epizodem z jej życia o którym chciałaby zapomnieć. W sumie z tego roku zdarzenia głównie skupiały się na takich, które z wielką chęcią wyrzuciłaby z głowy. Nie mogła jednak, więc to co jej pozostało nie dawało jej zbyt dużego wyboru. Okazuje się, że na własne życie mamy znikomy wpływ, także na koniec po tym wszystkim zrobiła to co zawsze - ulokowała swój gniew, żal i smutek gdzieś głęboko, by inni nie mieli do niego dostępy. W taki właśnie sposób dalej mogła być tą samą niewyparzoną gębą, co zwykle. A nocą przychodziły koszmary, w gorsze dni powracały mary i troski. O tym jednak nikt nie wie prócz niej. Albo wie i nic z tym nie robi. Ruszanie muru budowanego tak dokładnie to ciężka praca, a ludzie nie lubią się przeciążać. Jako maleńki szczegół, zwyczajny przechodzień na drodze zwanej życiem tych wszystkich napotkanych czarodziejów była nieważna. Dobre wróżki nie mają swoich zakończeń, bo żyją z cudzych, taki los. Trzeba się z nim po prostu w pewnym momencie pogodzić i ruszyć dalej. Dodajmy jeszcze do tego fakt, że nikomu dokładnie nie opowiadała o tym, co jej się przydarzyło. Aby utrzymać pozory musiała żyć dalej. Gdyby spuściła głowę, czynność która dla Zacka jest taka codzienna to... to wszyscy wiedzieliby, że się poddała.
A ona do cholery nie może. Nie ma prawa. Nie gdy ludzie tracą życie, nie chcąc tego. Nie gdy taki Sahir patrzy i próbuje udowodnić jej, że to w co wierzy jest bezsensu.
Bo ona chce im wszystkim pokazać, że można. A że nie ma rzeczy niemożliwych w słowniku takiej Gryfonki, jak ta to inaczej być nie mogło. Na upartość wszak nie ma lekarstwa.
- Panna Nie-Wiem-Kiedy-Zamknąć-Usta zamknie Twoją buzię jak spróbujesz, bo on nie jest potencjalnym daniem tylko człowiekiem i ma na imię Zack - Sahir chyba zapomniał, że dla niej ludzie są równi. Tak samo ważni do chwili, gdy nie naprzykrzą się jej. Nie pozbędzie się jej tak łatwo, bo choć jest bardzo drażliwa to widziała w tym wredotyzmie dobrą przykrywkę. Jest taki, bo świat go do tego zmusił. Odpowiadała tak tylko dlatego, że zaczepiał ją. Wciąż miała sporo z małej dziewczynki, która tak właśnie reagowała. Nie mogła powiedzieć, że go nie lubi, ale udawało mu się z aż obrzydliwą łatwością wyprowadzać ją z równowagi. To frustrujące, że jeden człowiek wprowadza taki zamęt.
Gdy odchodził wyraziła w duszy niemą obietnicę, że z wielką chęcią jeśli będzie miała okazję to pokaże kto jest marnym czarodziejem. Groźba poważna niby nie jest, ale jak się nazbiera trochę to sprawa może wyglądać już zupełnie inaczej.
- Oczywiście, że się podpiszę - stwierdziła uśmiechając się znowu. Imię, nazwisko i data zapisana jej pismem spoczęła tam, gdzie miała. Martwiła się jednak chyba za nich oboje. Dużo, jak na takie jedno dziewczęce ciałko.
- Zachował się jak kretyn, ale to chyba jego urok. Wydaję mi się, że bardziej gra złego niż jest taki tylko... czy on wcześniej coś Ci zrobił, Zack? - Sahir mógłby kogoś celowo skrzywdzić? Był w stanie?
Czy rzeczywiście życie miało aż tak niewielką cenę? Nie chciała w to wierzyć. Pragnęła powodu który umożliwiłby wytłumaczenie go. W końcu nie był zły dla niej. Uratował życie. Zack zaś to wspaniały człowiek, ukarany tak niesprawiedliwie przez los. Jaki cudem ich stosunki są tak dziwne? Jak widać proste relacje są już niecodziennym zjawiskiem. A ona bała się o tych dwojga, bo w jej oczach oboje mają dobre dusze, tylko bardzo wymęczone wszystkim, co im się przydarzyło.
Nic nie jest dobrze - to zdanie ma bardzo dużo sensu.
Zack Raven
Oczekujący
Zack Raven

Ławki                - Page 7 Empty Re: Ławki

Sob Kwi 18, 2015 3:08 pm
Ciężko. Naprawdę ciężko mi. Sahir Nailah zaszczepił we mnie więcej strachu, już nie do ciemności, a do niego samego. Nie chce mieć wrogów, ale Demon sam chce nim być. Nie chce, abym marzył. Nie chce, abym pocieszał ciebie Alex, bo wie, że jestem słaby. On chce niszczyć, ale wiem, że jeśli ty w nim widzisz dobro to tak musi być, ale ja niestety tego nie widzę. To sprawia, że zaczynam się bardziej bać. Może wyjdę na tchórza, ale moim zdaniem odwaga to świadomość swojego lęku, to on sprawia, że jesteśmy silni,  a nie słabi.
Przeczesałem wolnym ruchem swoje dłuższe włosy i westchnąłem. Czemu nagle zrobiłem się zmęczony. Tak jakbym nie spał dwie noce z rzędu. Czyżby to przez ten chłód magii Sahira Nailaha? Nie mogę tego zrozumieć. Nie chce takiej słabości.
Chciałbym popatrzeć na ciebie Alex, poczuć ciepło w sercu tym, że jesteś szczęśliwa. Czemu nie mogę być taki jak ty? Czy aż tyle złego wyrządziłem innym?
Nie wiem kim byli moi rodzice, ale to może przez nich? Może oni byli źli?
Uśmiechnąłem się lekko i schowałem swoje rzeczy do torby.
Czy coś mi zrobił? Nie wiem. On ma taką naturę. On jest potworem przez los, tak jak ja jestem niewidomy. Pokręciłem głową przecząco.
- Tylko mnie ugryzł – chciałem się zaśmiać, miałem taką ochotę na to, ale nie zrobiłem tego. To było zbyt poważne dla Alex.- Nic mi się nie stało, bo pojawiła się Elizabeth, wiesz ta Puchonka, która jest teraz duchem – przetarłem oczy. Lizzy, kochana Lizzy. Dziewczyna, którą lubiłem, a która zmarła. Kolejny duch w moim życiu.- Nie mam mu tego za złe, przeprosił mnie, ale za pośrednictwem Lizzy. Myślałem, że naprawdę tego chciał, ale chyba się zmienił. Swoją drogą, cała szkoła o tym wie, że to się wydarzyło – dodałem. Mój głos nie miał żadnej konkretnej barwy, nie był smutny, nie był zły, bo sam nie wiedziałem co mam o tym myśleć. Ten dzień przyniósł mi dużo koszmarów. Każdej nocy budziłem się zalany potem i strachem w sercu. Na szczęście po rozmowie z Lizzy wszystko wróciło do normy. Nie było już strachu związanego z Demonem.
Wstałem i przerzuciłem torbę przez ramię, uśmiechnąłem się do Alex.
- Będę już szedł, do zobaczenia – mój uśmiech był miły i ciepły, przynajmniej chciałem, aby taki był, byś się nie martwiła kochana Alex. Bez słowa podszedłem do niej i ją przytuliłem delikatnie.- Trzymaj się i nie załamuj – szepnąłem i odwróciłem się ruszając do zamku, aby skierować swoje kroki gdziekolwiek.

z/t
Alexandra Grace
Gryffindor
Alexandra Grace

Ławki                - Page 7 Empty Re: Ławki

Sob Kwi 18, 2015 3:55 pm
Widzimy to, co chcemy. Alex jest tego przykładem. Myślenie, że ludzie to nie są chodzące maszynki do zabijania i zadawania cierpienia poprawia nastrój. Do tego wszyscy mają dobroć w sobie tylko z wielką przyjemnością się jej pozbywają. Łatwiej nie mieć uczuć. Wszyscy lubią żyć tak, by było wygodniej. Świat to jedna wielka ignorancja. Każdy liczy na siebie. Myśli o sobie. Nie chciała żyć w takim świecie i nie o to się prosiła. Rzeczywistość krzywdzi w przez to, że jest tak odległa od marzeń. To chcemy, a co mamy to dwie inne rzeczy.
"Jest teraz duchem" - brzmi lepiej niż jest trupem, truchłem, martwym ciałem. Nie żeby brzmiało bardzo dobrze, ale...
Nie, nie ma żadnego "ale". Ci, którzy stracili życie zasługują tak samo na żal innych i pamięć i wcale nie jest z nimi okay. Odebrano im coś zbyt ważnego. Bezcennego.
- Być może... Nie słucham wszystkiego, chyba jestem w tym kiepska - Tak właśnie można było przemilczeć wymownie fakt, że nie miała od kogo usłyszeć. Bez przyjaciół. Trochę znajomych. Do tego złych wieści miała aż nadto. Jeszcze cudze... ludzie byli jej jednocześnie tak bliscy i dalecy, że ciężko to określić. Jedna wielka sprzeczność.
- Ty też - rzekła w odpowiedzi i siedziała tam jeszcze trochę.
To wszystko było dla niej dziwne.
Zniknęła stamtąd z wieloma myślami pętającymi się po jej głowie.
/zt
Birdie Fleur
Martwy †
Birdie Fleur

Ławki                - Page 7 Empty Re: Ławki

Wto Kwi 21, 2015 7:51 pm
Birdie korzystała z przerwy pomiędzy zajęciami a kolacją na dziedzińcu właśnie, siedząc na jednej ze znajdujących się tutaj ławeczek. Zwykle nie wybierała tak tłocznych miejsc, ale dzisiaj obecność innych uczniów była jej podejrzanie obojętna. Może to dlatego, że nie zachowywali się szczególnie głośno? Rok spędzony w Hogwarcie ostudził nieco temperament pierwszoklasistów, co zaliczała do pozytywnych skutków działań upierdliwych nauczycieli.

Westchnęła lekko i przewróciła kartkę oprawionej w szary papier książki, przez który to nie dało się dostrzec tytułu dość grubego tomiska. Gdyby nie była krukonką, to wyglądałaby śmiesznie dźwigając ją w te i we wte, ale widniejący na szacie Ptaszyny kruk usprawiedliwiał ją w byciu molem książkowym, a nawet narzucał pewne działania, żeby we własnym środowisku nie uchodzić za dziwaka... bo przecież nikt nie uważał jej za dziwną, prawda? W ciszy kontynuowała lekturę, ciesząc się świeżym powietrzem, zapachem starego papieru i dość ciepłą temperaturą. Wreszcie przyszła upragniona przez wszystkich wiosna.

Zaraz zrobi się ciemno, będzie musiała wracać.
Lawrence Mundy
Oczekujący
Lawrence Mundy

Ławki                - Page 7 Empty Re: Ławki

Wto Kwi 21, 2015 9:02 pm
Law miał ostatnimi czasy sporo na głowie, dopiero co zgłosił się na ścigającego w drużynie gryfonów, o mało co nie uwalono go z zaklęć, a cały plan dnia zawalony miał odrabianiem prac domowych. Toteż, jako ekspert w olewaniu obowiązków, młody Mundy zabrał swój kajecik z kufra i wybrał się na spacer po błoniach.
Ogolony na gładko (bo tak wymagał regulamin szkoły), ale wciąż tak nieporządny i niechlujny jak tylko było to możliwe, pojawił się w okolicy ławeczek w ciągu kilku chwil od opuszczenia dormitorium. Pogoda, jak to w Anglii, była dość paskudna mimo iż było ciepło, więc Lawrence po chwili wahania postanowił usiąść tutaj by uzupełnić swoją "małą encyklopedię stworzeń które mogą upierdolić ci rękę". Wśród wielu uczniów przesiadujących na dziedzińcu, Lawrence spostrzegł jedną znajomą twarz. Dziewczyna którą kojarzył z zajęć zielarstwa, nie bez powodu zresztą bo była w grupie prymuską, siedziała sama na jednej z ławek z książką prawdopodobnie cięższą niż ona sama. Lawrence postanowił się do niej przysiąść.
-Eee... Cześć.- Zająknął się Lawrence, odgarniając splątane kudły za uszy. Uśmiechnął się i zwinął swój cieniutki zeszycik w rulon, trochę onieśmielony potężnym tomem dziewczyny. -Mogę wiedzieć co czytasz?
Birdie Fleur
Martwy †
Birdie Fleur

Ławki                - Page 7 Empty Re: Ławki

Wto Kwi 21, 2015 9:23 pm
Perfidnie zaznaczyła grafitem jakąś linijkę tekstu, po czym zagięła róg książki, którą prawdopodobnie wypożyczyła z biblioteki. Wraz z nową porą roku pojawiało się wiele nowych obowiązków związanych z pomaganiem w szklarni, więc postanowiła swoją wiedzę teoretyczną w tej kwestii nieco poszerzyć. Prawdopodobnie nie pomyślałaby nawet o czymś takim jak kara za niszczenie mienia szkolnego, gdyby nie dosiadł się do niej gryfon. Szybko zamknęła cokolwiek czytała i spojrzała na niego odrobinę zdezorientowana.
- Cz.. -cześć. - powiedziała nieco piskliwie, jasno dając mu do zrozumienia, że ją zaskoczył. Na samą myśl o tym na czym mógł ją przyłapać (chociaż pewnie nawet nie zwrócił na to uwagi) zrobiła się lekko czerwona i milczała dłuższy moment, ale wreszcie otrząsnęła się i odparła krótkie:
- Zielarstwo. Podręcznik tego nie obejmuje. - odwróciła wzrok w stronę ciągnących się w oddali, zielonych błoni. Chłopaka kojarzyła tylko z tego, że przeniósł się do Hogwartu z jakiejś szkoły w Australii, a przez swój dość specyficzny wygląd stał się obiektem plotek w krukońskim dormitorium. Lista osób uczęszczających z nią na zajęcia znajdowała się daleko poza kręgiem jej zainteresowań.
- Lawrence, tak? - zapytała dla pewności, bo tylko to imię przychodziło jej na myśl. A może jednak źle zapamiętała?
Lawrence Mundy
Oczekujący
Lawrence Mundy

Ławki                - Page 7 Empty Re: Ławki

Wto Kwi 21, 2015 9:48 pm
Lawrence uśmiechnął się jak dziecko mające coś na sumieniu, widząc jak Krukonka traktuję własność szkolnej biblioteki, ale zrezygnował z komentarza. Sam nie był święty, zresztą nikt nigdy nie wziął go na poważnie, gdy próbował pouczać swoich kolegów. Ogólnikowa i wymijająca odpowiedź Birdie, oraz szary papier owinięty wokół okładki tomu podrażniły jego ciekawość. Ta książka mogła być dla Lawrenca czymkolwiek, tylko nie publikacją naukową. Kto zawijałby encyklopedię działkowca w szary papier?
-Nic istotnego, mówisz?- westchnął, wpychając swój zeszyt do wewnętrznej kieszeni szaty szkolnej. Spojrzał przed siebie, próbując wyłapać w tłumie innych gryfonów, ale wszyscy wydawali się wyjątkowo zajęci swoimi sprawami.
-Tak. Lawrence Mundy. Twoje imię znam, Birdie.- Ponownie odgarnął kłąb kłaków ze skroni, aby przypadkiem nie udławić się swoimi własnymi włosami. Często zastanawiał się czy nie powinien zacząć golić głowy, skoro i tak nie mógł zapuszczać brody, ale część szkoły zdawała się go kojarzyć ze względu na ten element jego aparycji. No i fakt że jest mugolskiego pochodzenia, czego nie mógł mu wybaczyć żaden ze ślizgonów.
-Jestem ciekaw, też jesteś zza granicy?- Zapytał. Co prawda nigdy na oczy nie widział Francji, ani francuzów, lecz Birdie ze swoim obco brzmiącym nazwiskiem sprawiała wrażenie obcokrajowca. Poza tym była kropka w kropkę jak jego wyobrażenie francuskiej nastolatki, no może poza beretem, bagietą pod pachą i papierosem w ustach.
Birdie Fleur
Martwy †
Birdie Fleur

Ławki                - Page 7 Empty Re: Ławki

Wto Kwi 21, 2015 10:33 pm
Ptaszyna nie zakładała, że ktokolwiek mógłby posądzić ją o kłamstewka w kwestii treści czytanych przez nią książek, a że jej słowa od prawdy nie odbiegały (a jedynie pomijały ciekawe szczegóły), to lampka ostrzegawcza zapaliła się dopiero wtedy, kiedy Lawrence westchnął.
- Po prostu lubię czytać. - powiedziała i wzruszyła ramionami. Nawet gdyby nie sprawiało jej to przyjemności, to i tak nie miała większego wyboru jeżeli o spędzanie wolnego czasu chodziło. W dormitorium dziewcząt z VII roku przez większość dnia i nocy panowała grobowa cisza przed egzaminami, przerywana jedynie głośnym chrapaniem Birdie właśnie, która była prawdopodobnie jedynym w historii Ravenclawu leniem. Przez siedem lat edukacji nie zrozumiała decyzji tiary, by wpakować ją w to bagno, ale wciąż liczyła na to, że kiedyś dowie się co tą przeklętą czapką kierowało.
Zapragnęła zapytać s k ą d, ale ugryzła się w język. Jeżeli znał jej imię z jakiejś plotki, to czy na pewno chciała dokładnie poznać jej treść? Kątem oka przyuważyła chowany przez niego zeszyt, ale nie skomentowała. - Miło mi cię poznać, Lawrence. Urodziłam się i wychowałam tutaj.
Walkę gryfona z włosami musiała uznać za zabawną, bo uśmiechnęła się nieco i przestała świdrować świat spojrzeniem mordercy.
Sponsored content

Ławki                - Page 7 Empty Re: Ławki

Powrót do góry
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach