Go down
avatar
Gość

Flavia Salviati [dorosła] Empty Flavia Salviati [dorosła]

Wto Lis 08, 2016 12:06 am
Imię i nazwisko: Flavia Francesca Salviati
Data urodzenia: 19 maja 1950r.
Czystość krwi: Idealnie czysta, a wręcz błękitna, w której można doszukiwać domieszkę krwi rodu di Medici.
Była szkoła: Beauxbatons
Praca: Nauczycielka Zaklęć i Uroków
Różdżka: Sosna, kolec jadowy mantikory, 11 cali
Umiejętność/specjalizacja wybrana na starcie: Zaklęcia Ofensywne

Widok z Ain Eingarp: Uprzejmość profesora Dumbledore'a nie znała granic i Flavia zdążyła się o tym przekonać jeszcze zanim zaczęła pracę w Hogwarcie. Ten dobrotliwy staruszek o iskrzących błękitnych oczach w czerwcu poinformował ją, iż będzie miała możliwość wcześniejszego przybycia do zamku w celu dokładnego zapoznania z rozkładem komnat, a także sal lekcyjnych. Włoszka bez zastanowienia zgodziła się na układ dyrektora i ochoczo spakowała cały swój dobytek, a następnego dnia popijała chianti radując się tajemniczą atmosferą swojego nowego gabinetu. Przypomniały jej się lata dziecięce, gdy jeszcze uczyła się w Beauxbatons, lecz obserwując z dala uczniów Hogwartu z radością dostrzegła, iż są zdecydowanie mniej nadęci niż Francuzi.
Pierwszej nocy wykradła się ze swojej komnaty jak jakiś pierwszoroczny uczeń i zaczęła przechadzać się korytarzami zamku. Już wiedziała, że należy uważać na poltergeista o imieniu Irytek, a także, że schody uwielbiają płatać figle. Mimo to nie zrezygnowała i rozpoczęła zwiedzanie.
Jej kroki roznosiły się cichym echem, a szelest szat oznajmiał pojawienie się nowej osoby w jednym z dawna nieużywanych skrzydeł zamku. Portrety tak licznie dekorujące ściany pochrapywały beztrosko, aż Flavia nie mogła powstrzymać rozczulonego uśmiechu. W tym nowym miejscu była całkowicie wyzwolona od stałego uczucia niepokoju, które niemal zawsze jej towarzyszyło. Była bezpieczna, bo cóż złego mogło się wydarzyć pod samym nosem Albusa Dumbledore'a?
Idąc w zamyśleniu dostrzegła, że korytarz, którym podąża zbliżał się ku końcowi, lecz w ciemnościach zamajaczył niewyraźny kształt drzwi. Nawet nie myślała, aby zawrócić dopóki nie sprawdzi czy da się przedostać dalej inną drogą. Bez zastanowienia nacisnęła klamkę i wyszeptała :
- Lumos - a na końcu jej różdżki pojawiło się światło rozpraszające mrok pomieszczenia, w którym się znalazła. Bez zastanowienia zaczęła iść przed siebie, aż z ciemności wyłonił się przedmiot przypominający kształtem lustro z ozdobną ramą. Jakby nie dostrzegając niczego innego poza tajemniczym zwierciadłem, sunęła z cichym szelestem przez zakurzoną posadzkę. Zatrzymała się tuż przed nim i w odbiciu dostrzegła dość szczupłą kobietę, mierzącą metr siedemdziesiąt. Czarna peleryna zsunęła jej się buntowniczo, ukazując blade ramię mocno odznaczające się na tle ciemności. Włosy o barwie czekolady spływały kaskadami aż do połowy pleców, a bystre oliwkowe oczy wpatrywały się intensywnie. Cała Flavia! Jednak coś w tym odbiciu się nie zgadzało. Postać nagle uśmiechnęła się szeroko. Prawdziwa panna Salviati zadrżała. Lustrzane odbicie roześmiało się bezdźwięcznie, a radość dosięgnęła także jej oczu, które skrzyły się beztroskim blaskiem. Kobieta za szklanką taflą zaczęła wirować wokół własnej osi wciąż się śmiejąc, a Flavia poczuła lekki niepokój. Co tak naprawdę miało to wszystko znaczyć? Czyżby chianti uderzyło jej do głowy? Tak wiele pytań zaczęło krążyć po głowie Włoszki, lecz odpowiedź była nadzwyczajnie prosta - Flavia jak każdy, chciała być po prostu szczęśliwa.

Przykładowy Post:
15 czerwca 1978 roku, Florencja
Wyjeżdżam. Pora opuścić wygodne gniazdko, które tak skrzętnie wiłam sobie przez ostatnie lata. Czy na zawsze? Tego nie wiem. Na pewno na teraz. Potrzebuję trochę oddechu, przestrzeni i ciszy, żeby móc sobie wszystko przemyśleć. A przede wszystkim, aby odciąć się od Niego i może jakimś cudem problem sam się rozwiąże - wiem, tak się nigdy nie dzieje, lecz prawdopodobnie to ostatnie wyjście (oczywiście z tych racjonalnych, bowiem samobójstwa i inne szaleństwa nawet mi się nie śnią). Nie mogłabym przecież zepsuć przyjaźni z powodu tak błahej rzeczy jak złudne wyobrażenie sobie głębszego uczucia. Czas w tej kwestii powinien wszystko naprawić, wystarczy tylko dać mu działać i zająć się czymś pożytecznym. Nauka gałganów chyb...
- Salviati! - Usłyszała nagle i przerywała na moment pisanie, lecz nie podniosła wzroku znad kartki. Nie skłoniły ją do tego nawet męskie dłonie wspierające się na jej mahoniowym biurku. Westchnęła ciężko, przecież tak chciała uniknąć konfrontacji.
- Ja - mruknęła tylko i zmusiła się by podnieść wzrok na przybysza. Oto stało przed nią jej Nemezis.
- Dlaczego miałaś zamiar wyjechać nie mówiąc mi o tym? - Warknął, a Flavia jedynie wzruszyła drobnymi ramionami, a na jej twarzy zamajaczył niewyraźny uśmiech.
- Właśnie dlatego. Wiedziałam, że będziesz robił sceny, niemożliwy histeryku! - Stwierdziła ostro i wstała z krzesła. Nie mogła sobie pozwolić na dłuższe dyskusje, bo jeszcze gotowa była się rozkleić, a przecież nie był to czas ani miejsce.
- Zost... - zaczął mówić, lecz nie dała mu dokończyć.
- Muszę już wyjść. Mam parę ważnych spraw do załatwienia przed wyjazdem. - Mimo że jej głos miał tradycyjnie aksamitną barwę, to wtedy brzmiał zupełnie jak skrobanie paznokciami po tablicy. Chcąc uniknąć ckliwych pożegnań gwałtownie skierowała się do drzwi, a następnie zatrzasnęła je za sobą z hukiem.
- Flavia! - Usłyszała jeszcze na odchodne, lecz nie mogła się odwrócić, bo mogłaby pęknąć i wszystkie starania poszłyby na marne. Brnęła przed siebie energicznym krokiem, wciąż słysząc za plecami wołanie. Kiedy przekroczyła bramę kamienicy i znalazła się przed Katedrą Santa Maria del Fiore, mogła spokojnie odetchnąć, bo wystarczyło tylko wmieszać się w tłum, by On nigdy już jej nie znalazł. Wzięła głęboki oddech i zniknęła między turystami, którzy tłoczyli się z każdej strony, irytująco na nią napierając. Instynktownie skierowała się w stronę Piazza della Repubblica, a następnie dopchała z trudem do Ponte Vecchio, skąd miała już niedaleko do miejsca docelowego. Kiedy tłum nareszcie się przerzedził mogła odetchnąć z ulgą, jednak florencki zgiełk nadal dawał się we znaki. Wędrując wzdłuż Arno zatrzymała się i ze szklistymi oczami pożegnała ukochane miasto. Nie na zawsze. Na teraz.
Powrót do góry
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach