Go down
Pamela Winston
Gryffindor
Pamela Winston

Wejście na strych - Page 6 Empty Re: Wejście na strych

Wto Wrz 27, 2016 8:52 pm
Połknął go.
Po prostu go połknął. Nie przemyślała za bardzo tego zadania, zwłaszcza zważając na to, jak odwróciło się zaraz przeciw niej. Nie zamierzała jednak uciekać od wyzwania czy też okazywać jakiejkolwiek słabości! Znaczy... to co zamierzała, a to co robiła, to dwie zupełnie różne sprawy i trzeba wziąć czasami na to poprawkę.
- Dokładnie przeżuć? - Skrzywiła się lekko na tę myśl, choć nadal z determinacją wpatrywała się w Gryfona. No przecież się nie podda! Jakieś tam słabe zadanie jej nie pokona! Pająk też nie! - Okej – mruknęła pod nosem, po czym rozejrzała się w poszukiwaniu kolejnego pajęczaka. Po chwili namierzyła stworzonko w jednym z kątów między skrzyniami. Nie wstała nawet, a na czworaka pokonała poważną odległość jakichś dwóch kroków. Pochwyciła nieszczęsną istotę za odnóża i przyjrzała się...
Lepiej za wiele nie myśleć, lepiej nie myśleć...
Patrząc już gdzieś ponad pająkiem, uniosła go do ust i szybko wrzuciła. Blech. Na początku nie umiała się przemóc, aczkolwiek naraz poczuła, jakby coś jej się tam ruszało... Wręcz zapomniała, że siedzi razem z o'Connellem na strychu - co tam David, po jej języku właśnie coś łaziło! Dziewczyna otworzyła szerzej oczy – nie wiedzieć czy to z przerażenia, czy to z zaskoczenia... albo raczej z obrzydzenia. Chciała pisnąć, niemniej powstrzymała się i szybko ugryzła zwierzątko, co spowodowało następne nieprzyjemne doznanie. Im dłużej to przeciągała, tym bardziej jej kubki smakowe cierpiały, szczególnie w momencie w którym coś mokrego zaczęło się rozlewać w jej ustach... Poczuła jak przewraca jej się w żołądku – okamgnienie i zrobiło jej się niedobrze. Ale nie podda się! Poruszyła szczęką jeszcze parę razy, robiąc coraz to bardziej zniesmaczone miny. Nie wyglądała za dobrze - nieco pobladła, a jej twarz zaczęła przybierać niezdrowy odcień. Lecz w końcu... przełknęła! Ugh.
Po tak intensywnej walce z własnymi wnętrznościami, chcącymi wydostać się na powierzchnię, zerknęła na chłopaka tryumfująco. Przypomniała sobie o nim. Udało się! Zaraz jednak złapała się za brzuch.
- Daj mi jakiejś wody, proszę – wyszeptała, w chwili obecnej nie myśląc o niczym innym. Nawet duma z wykonania zadania gdzieś zniknęła.
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Mistrz Gry

Wejście na strych - Page 6 Empty Re: Wejście na strych

Pon Gru 05, 2016 8:08 pm
[z/t dla Davida i Pameli z powodu zbyt długiego zwlekania z odpisami]

Esmeralda Moore
Hufflepuff
Esmeralda Moore

Wejście na strych - Page 6 Empty Re: Wejście na strych

Wto Paź 16, 2018 5:57 pm
8.11.1978

Cyganka krążyła po szkolnych korytarzach. Ręce miała splecione za plecami, a kolorowa spódnica omiatała lekko ziemię po której stąpała. szmaragdowe tęczówki przyglądały się niektórym ścianom, i uśmiechała się łagodnie sama do siebie. Szkoła wydawała się być taka sama, ale niektóre jej mury były obciążone różnymi historiami. W tym również jej historią. Kiedyś znała tylu ludzi, mijała ich codziennie na tych korytarzach, a teraz...na próżno niektórych szukać. Pozostało tylko echo, które czasami wydostawało się z tych ścian, i znajdowało sobie miejsce w głowie romki. Niektórzy mówią, że są to wspomnienia, a inni, że cienie, które będą iść za nami bez względu na to gdzie się znajdziemy, ale Esmeralda chciała się tutaj znaleźć. Pamiętała moment, kiedy tak mocno poczuła pragnienie powrotu do szkoły. A przecież mogła już tak naprawdę zostać tam gdzie była, rozpocząć zupełnie nowe życie, nie wracać do tego miejsca, do tych wspomnień, które bez wątpienia nadal były żywe, chociaż nie miały już takiej siły która mogłaby zranić dziewczynę. Mimo wszystko zdała sobie sprawę z tego, że pogodzić się z przeszłością to nie zapomnieć o niej, a zaakceptować. Cyganka w końcu wyszła do jakiegoś zatłoczonego korytarza i wmieszała się w tłum. Słyszała z różnych stron głosy...tak beztroskie i radosne. Wyciągnęła jedną swoją rękę i przystawiła ją do zimnego kamiennego muru, ale mimo to nie zwolniła nawet kroku. Na nowo gdzieś gnała przed siebie, nie bardzo wiedząc nawet gdzie ją to zaprowadzi. Ostatnim razem zaprowadziła ją ta ścieżka do pewnego wampira, który...no właśnie podarował jej coś, jednocześnie usiłując odebrać coś co Esme tak bardzo kochała. Po chwilce zatrzymała się gwałtownie, a jej chusta z monetkami zabrzęczała niespokojnie, zupełnie tak jak by i ta wyczuła...zagrożenie? Romka odwróciła głowę, i skierowała wzrok na chłopaka...tak znanego jej. Wpatrywał się w nią, a ona w niego. Pisała do niego, on odpisywał, ale z tych listów tak naprawdę nic nie wynikało...oprócz tego, że Ventus nadal tonie i to niebezpiecznie szybko. Zielonooka uśmiechnęła się tylko bardzo delikatnie, i jak gdyby nigdy nic dalej zaczęła sunąć przed siebie, mijała zgrabnie ludzi, zupełnie tak jak by była mgłą, mogłoby się wynikać, że przenikała każdego kto stanie tylko na jej drodze. Wiedziała, że ten ślizgon pójdzie za nią, zawsze szedł, nawet nie musiała go o to prosić.
Esmeralda doszła do wejścia na strych, jedno proste zaklęcie i schody już pojawiły się przed nią, aby zaprosić w to miejsce, w którym dla samej Romki znajdowało się jedno z najciekawszych wspomnień. Zgrabnie zaczęła wchodzić po drabinie. Stawiała swoje małe stópki na kolejnych szczebelkach, by w końcu dotrzeć do celu swej podróży. To miejsce wydawało się w ogóle nie zmieniać, nawet warstwa kurzu, chociaż najpewniej większa, w oczach cyganeczki była dokładnie taka sama. Czemu chciała zwabić tutaj Vena...bo tutaj wszystko się zaczęło. Czy była to swego rodzaju forma znęcania się nad nim, czy może Esmeralda uznała, że to miejsce w jakiś magiczny sposób zadziała oczyszczająco...tego nie wiedziała.
Kiedy ślizgon sam dotarł na strych, mógł odkryć, że Esme na nim nie było. Czyżby naprawdę stała się mgłą, rozpłynęła się gdzieś w nicości, a może te listy, tak samo jak i sama Esmeralda to tylko wytwór jego stęsknionego umysłu. Dziewczyna potrafiła zniknąć kiedy tylko tego chciała, Ventus sam się o tym stosunkowo boleśnie przekonał, kiedy Esmeraldy nagle zabrakło w jego życiu.
-Wtulony w róży cierń
chciałeś zapomnieć tamten dzień
już odszedł czas i spadły łzy,
pomiędzy nimi więdniesz ty
- Mógł usłyszeć ciche nucenie, za jedną pół ścianką. Czyżby to właśnie tam się skryła jego ptaszyna. Ta z pozoru delikatna i niewinna, ale jak się sam swego czasu przekonał bardzo niebezpieczna.
Ventus Zabini
Slytherin
Ventus Zabini

Wejście na strych - Page 6 Empty Re: Wejście na strych

Wto Paź 16, 2018 6:18 pm
Siedział na dostatnim listem, który dostał od niej. Nie odpisał. Nie zrobił z nim nic. Tylko siedział i czuł, że miał ochotę krzyczeć. W głowie grzmiały błyskawice, a jego dusza wręcz drżała. Nie wiedział, czy to była prawda, ale chciał w to wierzyć. Miał wrażenie, że dziewczyna, za którą tęsknił, którą tak nienawidził kochając przesuwała się po korytarzach, ale on nie chciał jej widzieć, a ona nie ułatwiała mu tego i się nie pokazywała. Jakby czekała, aż on ją odnajdzie. Zawsze w końcu ją odnajdywał. Zawsze wiedział, gdzie powinien się zakręcić, aby na nią wpaść. Nigdy nie było to świadome, ale potrafił ją złapać, zatańczyć, zawirować i zapaść się w zapach jaśminu. Nie chciał jej kochać, ale serce samo do niej gnało. Sam chciał się zatapiać w uzależnieniu, które w nim budziła. Pozwalał sobie na to, aby ona władała jego uczuciami. Robił to nieświadomie. Wrzucił listy do kominka mrucząc coś, że to nieprawda, że ona nie wróciła, że jest to jego wymysł. Nie mogła wrócić. Miała odlecieć, miała zostawić tylko pajęczynę po sobie. Miała go tylko do niej przykleić i zostawić go na zawsze, a on miał utopić się w tej mgle i nigdy się z niej nie wydostać.
Podniósł się i opuścił Pokój Wspólny kierując się ku schodom. Pozwolił się im nieść, pozwolił się wspinać i leciał. Nie wiedział dokąd. Po prostu w głowie miał cały czas zapach jaśminu, którym były przesiąknięte listy. W dłoni ściskał pukiel czarnych jak heban włosów, chcąc wierzyć w to, że jest to naprawdę dobry żart kogoś, kto się o nich dowiedział. Wiedział, że na pewno są osoby, które zauważyły jak kręcił się wokół niej. Jak szedł za nią wszędzie. Do jego uszu dotarł dźwięk monetek. Dźwięk, który zawsze dzwonił w jego snach. Podniósł głowę i zaczął przebijać się między ludźmi brnąc za dźwiękiem.
Zatrzymał się. Patrzył na czarne włosy i piękną suknię, a potem dostrzegł zielone oczy. Te dwa szmaragdy, które zawładnęły jego umysłem rok temu. Para oczu, która każdego wieczoru kładła się z nim spać i każdego ranka budziła się do życia. Miał wrażenie, że jego serce zatrzymało się na jej widok, a w głowie obudziło się jakieś dziwne wspomnienie. Zamknął na kilka sekund oczy, a gdy je otworzył już jej nie było.
Zjawa. Sen. Miał wrażenie, że szaleństwo dopadło go już ostatecznie, ale dźwięk monetek ponownie zabrzmiał gdzieś w oddali, a zapach jaśminu nadal się gdzieś tu unosił. Ruszył. Ruszył jak kundel za swoim panem. Przewijał się między ludźmi docierając w końcu w bardziej opustoszałe miejsce. Przeszedł dalej stając pod drabinką prowadzącą na strych. Wziął głęboki wdech doskonale pamiętając, co się tam wydarzyło. Kogo tam spotkał. Zaczął wspinać się do góry. Najpierw powoli, a potem szybciej, lecz gdy dotarł na miejsce nie było tam nikogo. Kurz leniwie unosił się w powietrzu i równie leniwie zalegał na gratach, które się tu znajdowały. Nie było jej.
Został sam. Oszukany przez umysł, oszukany przez przedmioty. Chciał się odwrócić, chciał zejść i już nigdy o niej nie myśleć, ale potem do jego uszu dotarł wytęskniony głos. Nie mógł się ruszyć. Wpatrywał się w miejsce, gdzie ona prawdopodobnie stała. Albo miał taki stopień psychozy, że słyszał głosy, które znajdowały się na zewnątrz, a nie tylko w jego głowie.
Krok. Mały. Potem następny. Dotarł do ścianki, ale nie odważył się wejść i zobaczyć. Stał analizując wszystko w głowie. Nie mógł. Nie mógł z nią rozmawiać. Nie mógł jej pociągnąć za sobą. Powinien ją zostawić. Powinien dać jej żyć.
To ty? – z jego gardła wyszedł zachrypnięty głos.
Esmeralda Moore
Hufflepuff
Esmeralda Moore

Wejście na strych - Page 6 Empty Re: Wejście na strych

Wto Paź 16, 2018 6:45 pm
Esme stała nieruchomo za pół ścianką, zachowywała się w tej chwili niczym łowca, który wyczekiwał swojej ofiary, czekała, aż ten tylko podejdzie do niej bliżej i na nowo będzie mogła go pochwycić w swoje macki. Słyszała ciężki krok ślizgona, który wchodził na strych, był spanikowany można było to bez problemu wyczuć. Oddychał szybciej, a serce...to które tak zaciekle chciało wcześniej z nią walczyć łomotało tak głośno. Zupełnie tak jak by chciało dać cygance znać, że Ventus tu jest. Romka nasłuchiwała jego kolejnych niepewnych kroków, tego jak zwabiony jej głosem zbliża się coraz bardziej. Czyż takiej techniki nie stosują najbardziej jadowite zwierzęta i rośliny. Mamią ofiarę zapachem, odgłosem, a potem kiedy taki otumaniony nieszczęśnik się zbliży nie ujrzy już nigdy więcej wschodu słońca. Czego chciała Esme, jaki był jej cel w tej niewinnej zabawie. Może uznała, że skoro Ventus ma ją za widmo, to przecież może się zawsze nim stać, nie jest to dla niej trudne.
Nie czekała długo, aż w końcu usłyszała zachrypnięty głos ślizgona. Przez pewien czas się nie odzywała, chcąc zasiać w nim kolejne ziarno niepewności. Jego zachowania były proste w rozszyfrowaniu, nic więc też dziwnego, że dziewczyna grała z nim tak jak chciała. Wiedziała, że teraz pewnie sam zacznie sobie wytykać, że goni za zjawą, upiorem, który wytworzył w swoim umyśle. W jakim celu? z tęsknoty, a może miałby być dla niego przestrogą przed błędami, których nie powinien popełniać. Ventus mógł poczuć jak czyjeś smukłe palce, chwytają delikatnie jego nadgarstek. Była to zimna dłoń, chociaż skóra w odczuciu była naprawdę przyjemna. Duch go capnął? a może to naprawdę Esmeralda bawi się z nim w kotka i myszkę.
-Potrzebowałeś mnie...więc wróciłam- Tylko ona potrafiła z prostej rzeczy, z tak naprawdę przypadku zrobić coś niezwykłego...magicznego...chociaż jak bardzo się w tej chwili pomyliła.
-Aż tak się mnie boisz, że nie spojrzysz mi w oczy?- Jej głos nic a nic się nie zmienił. Nadal był delikatny, łagodny i kojący...a właścicielka? czy się zmieniła...nie mogła w końcu była wampirem, ale może jednak?
Ventus Zabini
Slytherin
Ventus Zabini

Wejście na strych - Page 6 Empty Re: Wejście na strych

Czw Paź 18, 2018 5:56 pm
On nigdy nie wyrwał się z uścisku twoich macek. On nigdy nie wyzbył się snów, w których tonął od zielonych oczu, które zalewały jego wspomnienia. Zawsze był uwięziony w klatce i otoczony cygańskimi czarami. Wszędzie dźwięcznie grały monetki, wszędzie roznosił się zapach jaśminu, wszędzie błyszczały szmaragdowe oczy. Zawsze śnił o drobnym ciele cyganeczki, która w tak okrutny sposób zawładnęła sercem węża. To on miał być łowcą, to on miał być bestią, który uwiedzie niewinne dziewczę, a wyszło całkowicie odwrotnie. Szedł przez góry i lasy, aby dotrzeć do niej. Do tej jedynej, a gdy był tak blisko niej – nie mógł. Bał się zrobić krok, bał się spojrzeć w jej oczy, bał się cokolwiek zrobić. Był blisko, ale jego umysł kazał mu uciekać. Nie był w stanie zrobić ani jednego kroku. Czuł jej zapach, czuł jak unosił się wokół wirując wraz ze wzburzonym kurzem.
Plama na bluzce, która wysychała, która znikała z każdym chluśnięciem wody. Nie było jej, ale kontury nadal pozostały. Taka była teraz Esme. Była, a jednak jej nie było. Widmo, zjawa, która nie chciała mu się ukazać. Zjawa, która grała na jego emocjach. W każdej powieście romantycznej to mężczyzna wabił zakochaną dziewczynę, to mężczyzna wodził ją na pokuszenie, to mężczyzna kazał jej czekać, ale w tej historii było zupełnie inaczej. W tej historii to ona była tą osobą, która wodziła i kusiła, a on tylko szedł przez mury i ściany. Jak taran by dotrzeć do szmaragdowych oczu, które wirowały w jego umyśle jak wiatr targający za sobą liście.
Jesteś naprawdę uroczy drogi przedstawicielu wężowatych. Gonisz za mgłą, gonisz za złym wspomnieniem. Ty wielki dziedzic Zabinich gonisz za małą, cygańską pchłą. Chcesz ją złapać i zrzucić na swój ród plagę insektów. Nie możesz zrozumieć, że to tylko pogorszy sprawę? Ty zawszony kundlu. Co pomyśli ojciec? No już. Spieprzaj stąd. Idź zapij się, zapal, ale nie wracaj do tej małej...
Nie odezwała się. Wręcz odpowiedziała mu cisza. Stał nieruchomo czekając na jakikolwiek ruch, ale nic się nie pojawiło. Głos umilkł, a kurz zaprzestał wirować. W końcu Ślizgon ponownie wprawił go w ruch i w pół zgięty odwrócił się ku wyjściu ze stryszku, gdy nagle wokół jego nadgarstka owinęła się delikatna acz zimna dłoń, która zmroziła mu włosy na karku. Oczy rozszerzyły się szeroko, a ciało sparaliżowało napięcie. Odwrócił się niepewnie na dźwięk jej głosu.
Tak jak chciałaś spojrzał na ciebie. Tak jak chciałaś ocenił cię, ale słów jeszcze nie wypowiedział. Jego serce drżało, ale twarz nadal była kamienna. Nie dawała jakichkolwiek emocji. Nie mógł nic wyrazić twarzą, ale oczy. Oczy mówiły wiele. Doskonale wiedziałaś, co kryje w swojej masce ten osobnik. Cofnął się wyswobadzając swoją dłoń z twoich zimnych palców. Nie chciał tego robić, ale dzięki temu ciągle opierał się urokowi, który rozsiewałaś wokół.
Kto... powiedział, że... cię potrzebuję? – wydusił z siebie patrząc, ale starając się nie widzieć. Zacisnął szczękę starając się być twardym. Miała zniknąc, miała nigdy już nie wrócić.
Miałaś odlecieć.
Esmeralda Moore
Hufflepuff
Esmeralda Moore

Wejście na strych - Page 6 Empty Re: Wejście na strych

Czw Paź 18, 2018 6:23 pm
I ich spojrzenia ostatecznie się spotkały...po tak długim czasie. Mogłeś teraz po raz kolejny wpatrywać się w swojego prywatnego anioła stróża, który zleciał ponownie z nieba, tylko po co? przecież w jej krainie nie ma złych ludzi, i na pewno jest o niebo lepiej, a mimo to wróciła na ten padół, aby trwać...przy tobie? popatrzeć na śmiesznych ludzi, którzy tracili swoje życie na głupotach, a może po prostu się jej nudziło, i za chwile ponownie odleci.
Esmeralda nie zmieniła się nic a nic. Szmaragdowe oczy wpatrywały się prosto w ciebie, był w nich ten sam błysk, chociaż znacznie bardziej niepokojący. Sahir ususzył ten piękny kwiat, sprawiając tym samym, że zatrzymał dla niego czas. Uroda cyganeczki nie będzie przemijać. Już na zawsze pozostanie tą czarnowłosą dziewczyną o hipnotyzującym zielonym spojrzeniu. Twoja zieleń oczu przy jej wydawała się być tak bardzo wyblakła, taka zwyczajna. Kiedy w końcu jej odpowiedziałeś ona sama po prostu się uśmiechnęła łagodnie. Szarpałeś się, znowu starałeś się wyrwać z jej sideł. Myślałeś, że jak odejdzie to ci się to uda...udało się? jak widać nie.
-Więc co tutaj robisz?- Zapytała się spokojnie przechylając lekko głowę w bok, a jej hebanowe włosy spłynęły łagodnie po jej ramieniu. Spojrzałeś jej w oczy i to był twój błąd...z resztą nie pierwszy raz go popełniłeś. Jedna chwila zatopienia się w twoich oczach jej wystarczyła, aby już mogła zaglądać w zakątki twoje duszy, podróżować po sercu tak jak miała na to ochotę.
-Czemu nie wzruszyłeś ramionami i nie odszedłeś w swoją stronę.- Cyganka zaczęła krążyć wokół ciebie, a zapach jaśminu krążył razem z nią, oplatając ciebie dosłownie ze wszystkich stron. Twoja cyganeczka...taka piękna, ale przecież nie możesz zapominać kim jest, że może zrobi ci poważną krzywdę. Nadal nie chcesz w to wierzyć?
-Dlaczego nie potraktowałeś mnie jak iluzję w którą tak bardzo chcesz wierzyć. A może tak naprawdę jakaś cząstka ciebie liczyła na to, że jestem jednak prawdziwa. Może gdzieś tam w głębi wiesz, że potrzebujesz pomocy?- Jej pytania jednocześnie takie proste, a zarazem tak skomplikowane. Chociaż czy ona potrzebowała na nie odpowiedzi. Zawsze strzelała w sedno sprawy jeżeli chodziło o ciebie. Teraz mogłoby się wydawać, że było dokładnie tak samo. Ventus chcesz od nowa grać w tę samą grę...przecież raz już przegrałeś, a teraz domagasz się dogrywki, której wynik podskórnie już przewidujesz. W końcu poczułeś jak cyganka zbliża się do ciebie o tyłu i kładzie ci delikatnie ręce na ramionach. Nie robiła tego mocno, nie usiłowała ciebie do niczego zmusić, ale czy jej dotyk i bez tego ci nie ciążył?
Ventus Zabini
Slytherin
Ventus Zabini

Wejście na strych - Page 6 Empty Re: Wejście na strych

Czw Paź 18, 2018 6:54 pm
Skrzydła o zapachu jaśminu, które otulały go teraz w bezpieczny kokon. Bezpieczny nie dla niego, a dla ciebie. Wiedział, że idąc w twoje ramiona upadnie jeszcze niżej niż zwykle, ale nic z tym nie robił. Nie dopuszczał tego do siebie. Nie chciał. Nie zniósłby kolejny raz utraty właśnie ciebie. Byłaś wyjątkowa i doskonale o tym wiedziałaś. On wypierał, chował się i budował mury. Siedział oblany wręcz cementem i kładł cegłę po cegle byle nie dać się tobie złapać, ale ty miałaś większą moc niż Eileen. Nie obchodziłaś muru, a przelatywałaś nad nim.
Hej. Dobrze wiesz, że za kilka dni zniknie. Dobrze wiesz, że ona odleci, że nie zostanie przy tobie. Doskonale zdajesz sobie sprawę, że ta dziewczyna nigdy nie pozwoli na to, abyś mógł ją zatrzymać. Ona rozgrzeje twoje serce, ty dasz jej cząstkę siebie. Zabierze ją i zniknie syta na kolejne miesiące. Nie jesteś czymś, co będzie stałe w jej życiu. Będziesz chwilą. Pozwolisz na to?
Bunt. W głowie płonął stos buntu, ale serce skutecznie gasiło go i parło do ciebie. Chwytało się ciebie jak tonący brzytwy. Brało cię garściami i syciło się każdym twoim skrawkiem. Ven czuł się rozpalony na twój widok, ale nadal tkwił w miejscu jakby ktoś przykleił go do podłogi. Nagle jego glany zaczęły mu ciążyć. Nagle nie mógł podnieść nawet palca u stopy. Stał jak skała, która spadła tu miliony lat temu i nie zamierzała opuścić tego miejsca. Jego wyblakłe, wręcz zgaszone zielone oczy śledziły każdy twój ruch, a gdy znalazłaś się za nim zamknął swoje oczy.
Walcz.
Słowa, które wypowiadała dźgały go na wylot pozwalając na to, aby dusza krwawiła. Wiedział, że ona wie. Wiedział, że jej skłamie. Wiedział, że ona to zauważy, ale nie zamierzał tego zmieniać. Nie zamierzał zmieniać swojego postanowienia. Zamierzał kłamać. Tarzać się w smole. Tonąć w bagnie. Nie zamierzał się ratować. Zamierzał się pogrążyć się bardziej. Zamierzał upaść, aby udowodnić sobie, że nie zasługuje na nią, że nie zasługuje na szczęście.
Spuścił wzrok, gdy tylko zbadałaś zakamarki jego duszy. Gdy dowiedziałaś się jak głęboko już upadł, na jakim poziomie tonie i jak bardzo chce jeszcze utonąć. Jaśminowy raj. To właśnie z jego wspomnieniem zasypiał. To właśnie w nim tonął. To właśnie przez niego upadał. To właśnie przez niego odrzucał. Nie zamierzał się bronić przed tym zapachem.
Chciałem się upewnić, że...nie oszalałem. Mogłaś dopowiedzieć sobie dalej. Mogłaś rozszyfrować z niego to kłamstwo w prawdzie. Było oczywiste, że doprowadzałaś go do szaleństwa. Rozpalałaś w nim to, czego nikt inny nie potrafił nawet obudzić. Brałaś to garściami pokazując mu jak malutki jest. Jak daleko może się posunąć w swoim szaleństwie.
Z jego płuc wyrwało się ciche westchnięcie.
Sidła bestii. Tym właśnie była. Przypomnij sobie, co ten wampir jej zrobił. Pamiętasz go? Zabrał ci ptaszynę. Zabrał jej duszę i zamknął w szklanym słoiczku, ale tak skrzętnie ukrył, że nie mogłeś tego odzyskać. Stworzył bestię tak delikatną jak porcelanowa lalka, a ty tej bestii pozwalałeś z tobą robić co chciałeś. Jej lodowate, ale delikatne dłonie robiły ci ciężar na duszy. Zabijały od środka, a do tego jeszcze paliły jak rozgrzany metal. Nie uciekałeś jednak. Tkwiłeś przy niej. A twoja głowa lekko przechyliła się na bok. Nie byłeś nawet świadomy jak to dwuznacznie przy niej zabrzmiało. Zrobiłeś to tylko po to, aby z ukosa spojrzeć na nią, ale uświadom sobie, co kryje się pod skórą na szyi. Tętnice. Tyle krwi, a ty wystawiałeś się na światło dzienne jak naga dziewica na widok gwałciciela. Kusiłeś ją.
Przełknął ślinę, ale oczy nadal chciały pochłaniać twój widok. Nie chciał uciekać, ale serce alarmowało, aby brał nogi za pas.
Esmeralda Moore
Hufflepuff
Esmeralda Moore

Wejście na strych - Page 6 Empty Re: Wejście na strych

Czw Paź 18, 2018 7:10 pm
-Czemu uważasz, że szaleństwo jest złe?- Usłyszałeś ten cichy głosik za swoimi plecami, a chłodne dłonie opuściły twoje barki. Ponownie mogłeś widzieć swoje uzależnienie, ale jednocześnie swojego kata przed sobą. Esmeralda na nowo naprawiała sieć, która lekko zniszczyła się przez ten rok. Robiła to wszystko tak dobrze i sprawnie, że nim się spostrzeżesz na nowo będziesz w jej sidłach.
-Dla niektórych jest to jedyna szansa...szansa na to, aby sięgnąć po prawdziwe szczęście, ale nie mają na to tyle odwagi- Znowu ściągnęła swoimi dwoma szmaragdami twoje spojrzenie. Trudno było rozszyfrować z jej oczu co kolwiek. A może właśnie i ona niczego nie ukrywała, tylko ty próbowałeś idealizować to wszystko. Prostym uczuciom dopisywałeś filozofię, której tak naprawdę nie było. Spójrz w te zielone szkiełka, i dostrzeż wreszcie, że ona naprawdę za tobą tęskniła. Zobacz te radosne ogniki, które pojawiały się na twój widok, ten delikatny uśmiech, który unosił kąciki jej ust. W jednej chwili połączyło was tyle, a teraz mogłoby się wydawać, że tyle dzieliło. W końcu przez chwilę dostrzegłeś jak ta kruszyna drgnęła lekko, i nim zdążyłeś się ruszyć, stała blisko ciebie, stykając swoje ciało z twoim, a jej smukłe palce spoczęły na twoich skroniach masując je delikatne. Dokładnie to samo zrobiła przy pierwszym spotkaniu z tym ślizgonem...a teraz na nowo próbowała tej samej sztuczki. Swoje zielone oczy skupiła na twarzy chłopaka przed sobą, i uśmiechała się lekko do niego.
-Czego się znowu boisz, przed czym uciekasz?- Zapytała się spokojnie, nie odsuwając się od Vena. Wdychała jego zapach, rozkoszowała się nim, chciała zapamiętać to ciepło ciała. Nie patrzyła na niego jak na smakowitą przekąskę, ale jak na dawno utraconego przyjaciela, który nagle się odnalazł. Chociaż czy ślizgon był dla niej tylko przyjacielem. Ona sama wiedziała, że tak nie było, już dawno przestał nim być, liczył w jej życiu coś więcej...to było coś więcej niż oni obydwoje sobie tego życzyli, ale czy mieli na to jakiś wpływ. Widocznie tak chciało przeznaczenie, a Esme chciała się mu po prostu poddać i zobaczyć co z tego wyjdzie.
Ventus Zabini
Slytherin
Ventus Zabini

Wejście na strych - Page 6 Empty Re: Wejście na strych

Pią Paź 19, 2018 6:28 pm
Nitka za nitką, a powstanie sieć tak mocna, że nic jej nie przerwie. W tej sieci utknie, on. Ślizgon, który szukał wolności, a znajdzie ją dopiero, gdy zostanie na dobre uwięziony przez nią. Nie chciał pokazać tego, ze mu zależy. Nie chciał pokazać jak bardzo jest uzależniony od jej dotyku, jej zapachu i jej wyglądu, a także jej głosu. Gdy mówiła miał wrażenie, że wszystko wokół milkło i nawet kurz przestawał wirować słuchając jej głosu. Wiedział, że ją idealizował, ale nie potrafił inaczej. Musiał ją idealizować. Musiała być jego jedyną, bo inaczej już nigdy się nie podniesie. Już zawsze będzie opadał na dół. Ciężar wzmocnił się, gdy tylko opuściła swoje dłonie z jego ramion. Lubił jej ciężar, więc gdy go zabrakło poczuł, że to bardziej go obciążyło.
Nie mógł wierzyć w to, że ona tęskniła, ponieważ to by oznaczało, że wcale nie jest beznadziejny, a chciał taki być. Chciał być zgniły, zatęchły i robaczywy. To pozwalało mu funkcjonować i pozbywać się wyrzutów sumienia. Nie mógł wtedy dbać o innych, ponieważ chciał był egoistycznym dupkiem, a takich się nie kocha, za takimi się nie tęskni. Dlatego nie chciał widzieć w jej oczach niczego innego. Chciał, aby ona go nienawidziła, aby go pozostawiła samemu sobie, aby już nigdy do niego nie wracała i znalazła dla siebie jakiegoś miłego chłopaka. Kogoś kto bardziej umiłuje sobie jej wolność i nigdy nie będzie chciał jej zagarnąć całej dla siebie.
Ciało przy ciele. Dłoń, przy skroni, a jego umysł pusty, wyblakły. Zamknął oczy przywołując obraz ich pierwszego spotkania. Był taki naiwny, był taki inny niż teraz. Co się z nim stało? Gdzie uciekła tamta dusza? Gonił za muzą, gonił za duszą, której mu brakowało, a z czasem doszczętnie ucichła. Odsunął się gwałtownie i spojrzał na nią rozszerzając oczy mocniej.
Uciekaj. – usłyszał szept w głowie.
Nigdy tak mocno czegoś, a raczej kogoś nie pragnął. Chciał ją objąć, chciał ją utopić w swoich ramionach. Odsunął się bardziej. Tęsknił. Tak cholernie wszystko go bolało, gdy tylko o niej myślał, gdy uświadamiał sobie jak bardzo ją kochał. Coś utkwiło w jego płucach, coś co nie pozwalało mu oddychać. Znowu się cofnął. Wymykał się, ale nigdy nie chciał tego robić. Chciał tkwić przy niej. Chciał być jej cieniem, chciał być kurzem na jej ubraniu, dzwoniącą najgłośniej monetką przy jej sukni.
Nie wiem – wychrypiał.
UCIEKAJ! – tak przestraszył się tego krzyku, że cofnął się jeszcze szybciej i zszedł na dół. Stał na pustym korytarzu oddychając ciężko, szybko. Czuł krzyk w gardle, który nie chciał się uwolnić. Po prostu tkwił.
Esmeralda Moore
Hufflepuff
Esmeralda Moore

Wejście na strych - Page 6 Empty Re: Wejście na strych

Pią Paź 19, 2018 6:51 pm
Po raz kolejny się jej wyrwałeś, a ona na to po prostu pozwoliła. Nie trzymała ciebie, nie zatrzymywała. Widziałeś w niej pająka, a tak naprawdę nim nie była. Chociaż sama często przyjmowała tę rolę, bo ludzie chcieli ją taką widzieć. Jej szmaragdowe oczy wpatrywały się teraz w ciebie z dziecięcą wręcz ciekawością, cyganeczka zastanawiała się nad tym co teraz ślizgon ma zamiar zrobić...a on...po prostu uciekł. Esme stała w miejscu z lekko spuszczoną głową. Domyślała się, że mogły zajść wielkie zmiany, nie spodziewała się tego, że on padnie do jej stóp i będzie dziękować za to, że wróciła, ale ucieczki w żaden sposób się nie spodziewała. Tylko Ventus nie uciekł. Słyszała jego bicie serca, czuła nadal jego zapach. Zielonooka zacisnęła lekko swoje dłonie w pięści. Nic więc też dziwnego, że ostatecznie zeszła za chłopakiem i przez chwilę wpatrywała się w jego plecy.
-Od nowa mamy grać w tę grę?- Zapytała się cicho. Nie próbowała już do niego podejść, dotknąć...po prostu stała w bezpiecznej odległości od niego. Tak jak tego chciał. Widział ją, ale nie mógł jej już w żaden sposób dotknąć.
-Znowu mam przelatywać nad twoim murem, a ty na nowo będziesz wiekami wpatrywał się w róże, i bał się jej dotknąć?- Głos jej diametralnie się zmienił. Można powiedzieć, że pierwszy raz w jej głosie pojawiło się swego rodzaju żądanie. Nie było jej rok, nie wiadomo co robiła...ślizgon nie wiedział na ile się ta jego ptaszyna zmieniła.
-Myślałam, że mamy to już za sobą- Wyszeptała, po czym zgrabnym ruchem podniosła schody do góry, które to bez problemu zamknęły za nimi wejście na strych. Po pustym korytarzu przez chwilę rozległ się huk zamykanej z trzaskiem klapy.
-Wiedz, że podejmę się tej gry na nowo...ale jaki jest sens wyrywania sobie piór ze skrzydeł?- Cyganka nie uciekała przed wyzwaniami. Nawet jej odejście ze szkoły nie było ucieczką. Musiała sobie poukładać na nowo życie, zawalczyć sama ze sobą. I czuła się teraz wygrana, bo wygrała najcięższą bitwę w całym swoim życiu. Wiedziała do czego ta z pozoru niewinna zabawa mogła prowadzić. Przechodziła przez nią. Będą siebie ranić wzajemnie, by od czasu do czasu wrócić do siebie i spędzić kilka miłych chwil, a potem...zabawa na nowo się zacznie.
-Czemu to zawsze ja mam dostrzegać potrzeby innych, czemu choć raz ktoś nie spojrzy na mnie- Było to niesprawiedliwe, ale czy świat był sprawiedliwy. Nie umiałaby znienawidzić Ventusa, nie potrafiłaby, bo przecież była już w jego sercu, wiedziała, że pomimo mroku, znalazłoby się tam trochę miejsca na światło.
Ventus Zabini
Slytherin
Ventus Zabini

Wejście na strych - Page 6 Empty Re: Wejście na strych

Nie Paź 21, 2018 4:26 pm
Nic nie jest proste. Wszystko jest zawiłe jak rzeka, która, aby dotrzeć do morza musi pokonać góry, pagórki, lasy, musi skręcać i wić się bez końca, aby dotrzeć do tego jedynego miejsca, gdzie będzie mogła być wielka. Tak też było w życiu Vena, ale to on utrudniał sobie drogę do spełnienia. To on wmawiał sobie, że musi zyskać coś w oczach swojej rodziny. To on wmawiał sobie, że Esme będzie lepiej bez niego. To on pragnął opadać na dno, mimo że tam go tak naprawdę nie chcieli. Całe jego życie było tak trudne, bo on tego chciał. Mógł już dawno zrezygnować z tego i iść w objęcia Esmeraldy. Wiedział podświadomie, że znaczył dla niej coś więcej niż by tego chciał.
Miłość też nie jest prosta, a jego miłością stała się właśnie ta cyganka, która kusiła i nęciła, która rzucała magiczne zaklęcia wiążąc go ze sobą niewidzialnymi nićmi. On nie walczył, on do niej lgnął. Chciał, aby ona splątała ze sobą, ale z drugiej strony chciał coś znaczyć. Nie chciał być tylko cichym, chłopcem do popychania. Wyciągał do niej ręce, ale był przy tym też ciągnięty przez wartości, które istniały w jego rodzie. Ona była tylko szlamą, a on musi mieć żonę z czystej krwi. Nie może splamić ich honoru, nie może dać nikomu powodu do plotek. Wiele ryzykował, że był właśnie tu, przy niej. Musiał kręcić się, musiał chować się, musiał znikać przed oczami innych. Najgorsze było w tym wszystkim to, że do niego właśnie lgnęły osoby, które nie miały w sobie nic ze szlachetnej krwi.
Czuł na swoich plecach jej spojrzenie. Nie odwracał się. Po protu czekał, aż ona skończy mówić. Nie przerywał jej. Może oni musieli grać? Może właśnie to powodowało sens w ich relacji? Może właśnie tak ma być? Mają się nawzajem gonić, aż pewnego dnia spotkają się w połowie drogi i resztę trasy przejdą w końcu razem. Gdy usłyszał jak schody idą do góry spojrzał się na kilka chwil za siebie. Spojrzał na nią, a jego serce zadrżało.
Więc grajmy – wyszeptał i ruszył przed siebie. Szedł krokiem spokojnym, aby dziewczyna mogła zrozumieć, a ma podążać za nią. Szedł dłuższą chwilą myśląc, czy robi dobrze. Chciał przemyśleć. Ona go zaskoczyła, a to wszystko sprawiało, że nie mógł pozbierać swoich myśli.
W jego życiu też się sporo rzeczy pozmieniało. Obiecał sobie, że będzie się uczyć, że będzie chodzić na zajęcia i zapomni o Esme. Zajmie się tym, co jest najważniejsze. Gdy zszedł niżej w stronę musiał przewijać się między innymi uczniami w końcu docierając do biblioteki. Przeszedł między regałami docierając do tego miejsca, z którym wiązało się wiele różnych historii. Lubił to miejsce, ponieważ było z dala od oczu innych. Usiadł na krześle i czekał, aż ona zjawi się tu. Miał taką nadzieję.


[z tematu x2]
Sponsored content

Wejście na strych - Page 6 Empty Re: Wejście na strych

Powrót do góry
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach