Go down
Oliver Miracle
Oczekujący
Oliver Miracle

Puste ramy - Page 6 Empty Re: Puste ramy

Pią Lip 24, 2015 10:46 pm
Oliver właściwie zawsze miał problemy z orientacją. W terenie, rzecz jasna.
To znaczy, jakoś się tam na początku poogarniał i ewentualnie biegał do kuzynki a ona podpowiadała gdzie należy się udać, mimo wszystko byli jednak w różnych domach więc nie zawsze miał możliwość żeby ją chociażby znaleźć. Tak jak teraz. Białowłosy naprawdę pogrążył się we własnych myślach - w większości dotyczących tego, ile jeszcze ma do wkucia. A miał sporo, chociaż uczył się pilnie i naprawdę spędzał nad tym całe dnie jego pamięć zawodziła. Tylko dlaczego? Może po prostu jest... niewystarczająco dobry? - przestał więc zauważać świat dookoła. Z reguły w takich chwilach większości istot załącza się autopilot i dochodzi się do miejsc, które już się dobrze zna. W przypadku tego dzieciaka było zgoła inaczej; jego autopilot doprowadził go jedynie do miejsca, którego nie znał. A kiedy już się ogarnął, że nie ma pojęcia gdzie jest... Brnął jeszcze głębiej w nieznane. Mijał więc i puste ramy - czy one w ogóle miały jakiś sens tu wisząc? Albinos był zdania, że nie wyglądają zbyt ładnie. Miał też cichą nadzieję, że nie porywają one do swojego wnętrza i nie stwarzają obrazów z ludzi przechodzących pod nimi. No ale to Hogwart w sumie, tutaj coś albo miało sens i okazywało się być rozwiązaniem wszystkiego, albo było tak bezsensu, że aż potrzebne - pod którymi ostatecznie się zatrzymał i oparł o zimną ścianę. Właściwie średnio czuł jej chłód, głównie przez to że Olisiowi na tyle często było zimno, że już się przyzwyczaił; zjechał więc plecami, ryjąc tyłkiem o ziemię i przysuwając kolana do ciała, szczelnie obejmując je dłońmi. Najbardziej znana na świecie poza pod tytułem "Rany, co ja tu robię, boję się, zabierz mnie". Niestety, w przypadku czerwonookiego oznaczała ona raczej, że uruchomił właśnie swoje szare komórki jeszcze intensywniej. Droga powrotna, co nie? To nie mogło być trudne. Wystarczyło tylko odtworzyć trasę, którą się przeszło - cóż, każdy, kto kiedykolwiek załączył takowego autopilota wiedział, że to stracone z życia minuty, które raczej ciężko odzyskać. No więc ile by tam się nie wysilał, widział tylko kierunek, z którego tu przyszedł; ale przecież gdy się cofnie to dojdzie z biegiem czasu do jakiegoś zakrętu gdzie trasy będą dwie a wtedy zgubi się jeszcze bardziej. Pufnął pod nosem z niezadowolenia i frustracji skierowanej tylko i wyłącznie na samego siebie. Może i był dziecinny ale nie na tyle aby winić za to zamek! Co więc powinien zrobić w sytuacji, w której nawet próby wymyślenia czegoś sensownego zawodziły? Znaczy, odtworzenia trasy? Oczywiście szukać dalszych rozwiązań! Mógł poczekać do nocy kiedy jakiś nauczyciel za uszy go stąd wyszarpnie, jednak to zwiastowałoby mocne kłopoty, a przecież był na pierwszym roku! Jest też szansa, że znajdzie się tu jakiś zbłąkany uczeń ewentualnie mniej zbłąkany prefekt czy bardziej ogarnięty orientacyjnie uczeń ale jak na razie na to nie liczył. A była to jedna z lepszych opcji. Mógł natrafić na jakiegoś ducha i dopóki nie był to duch Slytherinu - tak, nawet już Oliver, najbardziej nieogarnięty młodociany czarodziej zdążył zrozumieć, że Slytherin = nic dobrego, sami frajrzy i zło do kwadratu - też brzmiało to całkiem dobrze. A może jakaś postać z obrazów przeskoczy do pustych ram? To wszystko byłoby pomocne... Z tym, że na razie nic nie zwiastowało ani jednego. Znów prychnął pod nosem coś zrozumiałego jedynie dla siebie; nie skłamałbym, gdybym powiedział, że Oliver z pewnością posiadał już jakiś własny język i niebawem zacznie go używać w odniesieniu do innych aby dali mu spokój - i podparł głowę na kolanach, spokojnie lustrując okolicę. No jak by na nią nie spoglądał, okolica uparcie nie chciała się zmienić i była pusta. Głupia, głupia okolica! No i gdzie ta cała magia w tym momencie...
Potarł ręka kark, wyczuwając pod palcami nieprzyjemną, szorstką skórę. Oww, znów za długo przebywał na słońcu czy coś? Ostatnio nieźle piekło i Miracle nie miał za bardzo gdzie się przed słońcem chować. A jak wiadomo, w jego przypadku kończyło się odparzeniami całej skóry. Na piękny, czerwony kolor; nic miłego, nie dość że wyglądał wtedy jak zarumieniona/zawstydzona dziewczyna to jeszcze piekło, bardzo piekło! I irytowało i bał się, że to stanie się jakimś powodem do żartów. Na jego szczęście uczniownie nie bardzo zawracali sobie głowę pierwszoklasistami. No i na drugie szczęście - z tego co wyczuł spieczony miał na razie tylko kark. Najwyraźniej grzywka na twarz i chowanie się w za długich rękawach zdawało egzamin. No ale teraz nie o tym! Zmrużył przekrwione oczy, ziewając. Od kilku dni chodził mocno zmęczony, nie mógł się wyspać a bladego pojęcia nie miał, co może być tego powodem. Nie przejadał się, nie miewał koszmarów, choroba nie miała zamiaru się nawrócić, zresztą wtedy właśnie dużo sypiał więc będzie trzeba złapać Kim i ją podpytać. Chociaż wtedy ją zmartwi. Czy nie ma prostych rozwiązań?! Jedenastoletni chłopiec wywrócił oczami; po chwili zaś zdał sobie sprawę, że gdyby był obserwowany dziwnie by wyglądał co chwilę parskając coś do siebie i to mrużąc to rozwierając oczy. Nic jednak nie mógł poradzić na swoje "silne" myśli, a i syntezja dawała się we znaki, podsuwając mu to miejsce jako bardzo smuntne, szare i wręcz żałobne. Jeszcze moment tutaj i udzieli mu się jego humor!
Poderwał się więc na nogi, prawie tracąc równowagę - na szczęście obok była pomoca ściana, o którą mógł się podeprzeć - i zrobił krok przed siebie. Chwila, to na pewno kierunek, z którego przyszedł? Rany, rany, Oliverze... nie ma słów na to, jak był sobą zawiedziony. Wszystko przez nastrój tego miejsca!
- Jest tu kto?
Zaryzykował, przecinając ciszę cichym, nieco ochrypłym głosem. Zupełnie nie pasował on do drobnego i młodego chłopaka, strach pomyśleć jak bardzo się zmieni w czasie jego dorastania! Potarł dłonie o siebie, uchylając lekko wargi.
Weźcie mnie stąd.
Robert Carrot
Oczekujący
Robert Carrot

Puste ramy - Page 6 Empty Re: Puste ramy

Pią Lip 24, 2015 11:44 pm
Pięćset sześćdziesiąt dwa… Krok. Pięćset sześćdziesiąt trzy… Kolejny krok. Pięćset sześćdziesiąt pięć… Nie, stop. Tak. Zaraz… Szlag! Pomyliłem się! Chłopak przystanął na ruchomych schodach niedaleko szóstego piętra i walnął głową w ścianę, strasząc tym samym kilka postaci na sąsiednich obrazach i wywołując wśród nich niemałe poruszenie. A co było dziwniejsze, znajdowały się tam osoby z zupełnie innych pięter. Uważny obserwator dostrzegłby natychmiast, że na malowidłach z rąk do rąk trafiały różne ilości monet, niczym koniec jakiegoś zakładu. Jedni śmiali się głośno z chłopaka, inni wieszali na nim psy za jego nieudolność. A czymże sobie na to zasłużył? Otóż zachciało mu się zakładać z dwójką siódmoklasistów, że policzy dokładnie ilość stopni, jakie znajdowały się na wszystkich ruchomych schodach. Szaleństwo? Oczywiście. Warto było? A jakże! Za wygraną miał otrzymać od każdego z przegranych po jednej książce z Działu Ksiąg Zakazanych tyczących się warzenia specyficznych eliksirów. Może i udałoby mu się to, gdyby ładnie przymilił się do profesora od tego to przedmiotu, ale w momencie zakładu liczenie wydawało się wygodniejszą opcją. A tymczasem żałował, że zgodził się na to i dodatkowo miał czas tylko do końca dnia. W przeciwnym razie będzie musiał usługiwać każdemu z wygranych przez całą jedną dobę… A na taką ujmę nie mógł sobie pozwolić. Co jak co, ale honor to jakiś miał. Może jego ilość zmieściłaby się zaledwie w łyżeczce, ale jednak zawsze coś. Tyle że to była druga próba, przy której wydawało mu się, że zbliżał się ku końcowi, bo przeszedł już wszystkie możliwe kombinacje na niższych piętrach, wliczając w to znikające schodki czy odcinki kursujące tylko w wybrane dni. A tu znowu porażka…
Potrzebował chwili przerwy. Zdecydowanie tak. Czyli kierunek toaleta! Na myśl o odrobinie chłodnej wody, którą poleje twarz w celu orzeźwienia, aż przybrał niewielki uśmiech na twarz. I nawet przekonał się ponownie, że wyjdzie zwycięsko z tego nieszczęśliwego zakładu, w który dał się wrobić. Pozytywne myślenie jak zawsze.
Toteż po chwili szedł już korytarzami na szóstym piętrze, kierując się do najbliższej toalety i chwaląc budowniczych, że jednak pomyśleli o tym pomieszczeniu na każdym z pięter a nie tylko na wybranych. Zdziwił się za to, że w okolicy było coraz mniej uczniów. Rozumiał, że znajdował się tutaj zakazany korytarz, do którego wstęp został surowo zabroniony, ale czy to nie powinno działać raczej jak magnez na ciekawskich aniżeli straszak dla większości? Możliwe też, ze trafił w tę okolicę o złej porze i błędnie wysnuwał wnioski. W końcu nie każdy musiał mieć wolne o tej godzinie jak on. Dziękował twórcy planu za tak luźny dzień, gdzie właściwie w środku dnia miał czterogodzinne okienko. Wtem z końca prostopadłego korytarza usłyszał głos i zadane pytanie. Normalnie poszedłby dalej i nie zastanawiał się wcale nad tym, kto i co tam robił. Nie jego interes, nie powinien wtrącać się w cudze życie, każdy żyje dla siebie. Jednocześnie doświadczył już tu tylu nieprzyjemnych żartów ze strony kolegów, że podejrzewał, iż ktoś może być w podobnej sytuacji jak on kiedyś. Dlatego zatrzymał się i skręcił, kierując się w stronę głosu. Jeszcze tylko poprawił szatę by wyglądała w miarę reprezentacyjnie, pokręcił głową, by ułożyć roztrzepane włosy po uderzeniu w ścianę (nie pomagając im w tym wcale, ale tego Robert nie musiał wiedzieć) i szedł do źródła. Mimo że normalnie stawiane przez niego kroki ginęłyby wśród rozgadanych tłumów uczniów, to i tak wydawało mu się, że chodził bardzo cicho, natomiast tutaj przez brak kogokolwiek zdawało mu się, że chodził jak słoń.
- Hej! Pomóc Ci w czymś? – zawołał do osoby, którą w końcu dostrzegł w niewielkiej już odległości z poczuciem głupoty tego pytania, ale nie wiedział, co innego mógłby powiedzieć. Widział tylko profil i miał problemy z określeniem płci tej osoby. Lecz się Rob, to już choroba, gdy nie wiesz, kogo przed sobą widzisz. Ale no nie jego wina, że był to ktoś młody, w znacznej odległości i wyglądający na… Obstawiałby chłopaka po głosie, który zapamiętał, ale lepiej się upewnić z bliska, temu też podchodził coraz bliżej.
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Mistrz Gry

Puste ramy - Page 6 Empty Re: Puste ramy

Pią Wrz 04, 2015 6:35 pm
Kończę sesję Olivera i Roberta z powodu ich nieobecności.
[z/t x2]
Helen Peterson
Oczekujący
Helen Peterson

Puste ramy - Page 6 Empty Re: Puste ramy

Sob Gru 26, 2015 7:37 pm
Dzień powinien mieć przynajmniej 48 godzin, wtedy zdążyłaby zrobić wszystko, od spania aż po naukę i może znalazłaby jeszcze trochę czasu dla siebie. A w tej chwili wszystko robiła tak szybko jak się dało. Zamiast jeść, uczyła się, zamiast spać, uczyła się. Wisiała nad nią groźba egzaminów. Wszystko przez to, że chciała zdać egzaminy tak dobrze jak się da, żeby później nie harować za marne grosze... Jak kiedyś.
Włosy spięła dzisiaj w kucyk, pod ręką jak zwykle miała podręczniki, oczy jej się kleiły, brakowało jej zabawy. Nawet na ostatnim wypadzie do Hogsmeade nie była, nawet na chwilę nie zajrzała do Trzech Mioteł, nie ważne jak bardzo miała ochotę pójść na ognistą. Wyniki były ważniejsze.
W tej chwili siedziała pod ścianą, z podręcznikiem od transmutacji w dłoni i przypominała sobie formuły zaklęć z piątego roku nauki. Każde z nich mogło pojawić się na OWUTEMACH. Dzień wydawał się zupełnie spokojny, ale nigdy nie wiadomo jak się skończy. Ostatnio nie mogła sobie po prostu pozwolić na szaleństwa... I tyle.
Irytek
Poltergeist
Irytek

Puste ramy - Page 6 Empty Re: Puste ramy

Nie Gru 27, 2015 12:55 pm
Niestety, w Hogwarcie szaleństwa same znajdywały uczniów, a zwłaszcza tych, którzy byli zajęci i nie mieli na nie czasu. Na przykład taki Irytek. Jemu też brakowało zabawy, ale wcale nie przez jakieś głupie egzaminy, ale właśnie z powodu wycieczki do Hogsmade! Większość dzieciarni wybyła z zamku, zrobiło się pusto i nudno. Tragedia! Ci którzy zostali siedzieli w bibliotece, a było to według poltergeista najnudniejsze miejsce w całej szkole i nigdy tam nie zaglądał by przypadkiem nie paść z nudów. Nie mając nic lepszego do roboty ulubiony rudzielec wszystkich młodych czarodziejów latał po korytarzach i czaił się na okazję. A ta sama się napatoczyła...
- Nie śpij, bo cię skrzaty sprzątną! - wrzasnął do ucha siedzącej dziewoi, samemu dopiero w tym momencie pojawiając się i uśmiechając złośliwie. Podręcznik wyfrunął z jej rąk i wylądował na... suficie. Tak, jakby grawitacji na chwilę coś się pomyliło.
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Mistrz Gry

Puste ramy - Page 6 Empty Re: Puste ramy

Sro Sty 27, 2016 7:49 pm
zamykam tą sesję za długo ona już trwa
z/t dla obydwu postaci
Caroline Rockers
Oczekujący
Caroline Rockers

Puste ramy - Page 6 Empty Re: Puste ramy

Sro Lut 15, 2017 7:50 pm
Transformacja, nieważne jak niedorzecznie by to brzmiało, może nawet i transmutacja - w sumie nie nawet a na pewno, skoro w tak zaawansowany sposób zmianie uległo ciało. Mogło być wiele powodów, teorii i całej reszty, ale wątpiła by ktoś w tak "łatwy" i niezauważalny sposób sprawił by stała się przedstawicielem płci przeciwnej. Nie żeby po ochłonięciu aż tak bardzo jej to przeszkadzało, w końcu ludzka skorupa nigdy nie była aż tak istotna. Choć posiadanie tego... czegoś między nogami wzbudzało w niej krwiożercze instynkty. Nie do tego była przyzwyczajona, nie lubiła takich niespodzianek - właściwie nie lubiła żadnych, ale tym bardziej takich, które skutkowały tym, że nie potrafiła zapanować nad poszczególnymi reakcjami różnych części ciała. Ale to było irytujące. I frustrujące.
Ponownie przestawiła się na męską formę, odkrywając, że i kolejnego dnia nic się nie poprawiło. Sprawdził ubrania, poprawił ślizgoński krawat z niejakim zadowoleniem odkrywając, że całe dormitorium było puste. Ten rok jeszcze mniej sprzyjał uczennicom VII roku, nie żeby Clarence miał powody do narzekania, o nie. Clarence był absolutnie usatysfakcjonowany tym, że nie musi się aż tak chować czy też tłumaczyć - sam nie wiedział, co mogłoby być gorsze. Przyzwoicie przygotowany, z działką Słodkiego Mordownika w kieszeni, ruszył by podbić jakieś miejsce. Daleko, wysoko, nieważne gdzie, ważne by jak najdalej, ze świadomością, że teraz mu się upiecze. Nikt przecież nie będzie mu się przyglądał dłużej by mieć pewność, czyż nie?
Doskonale. Rockers wybitny uczeń odnalazł się na VI piętrze.
Cóż za przypadek, nieprawdaż? Aż prychnął niedowierzająco pod nosem, zamierzając już zmienić kierunek, gdy miły korytarz z pustymi ramami przykuł jego uwagę.
Pieprzyć Louvela, oto znalazł swoje dzisiejszego królestwo.
Wyciągnął narkotyk i szybko się rozglądając, przykucnął pod pustymi ramami by zająć się rozkruszeniem tabletki.
Witaj mój wspaniały nowy świecie.
Rudolf Lestrange
Przestępczość
Rudolf Lestrange

Puste ramy - Page 6 Empty Re: Puste ramy

Pią Lut 17, 2017 9:02 pm
!Avellin Louvel

Niespodziewana zmiana płci byłaby niezmiernie ciekawym zjawiskiem, gdyby nie oznaczała jednej z dwóch rzeczy, żadnej z których Rudolf nie darzył sympatią. Ktoś rzucił na niego zaklęcie bez jego wiedzy, lub ktoś napoił go jakimś eliksirem, również korzystając ze stanu jego błogiej nieświadomości. Jakiekolwiek rytuały odrzucił bez chwili zastanowienia, bo w końcu uczniowie Hogwartu nie należeli do najbystrzejszych, czego świadkiem był naocznym na lekcjach transmutacji.
Po dokładnej obserwacji tegoż ciekawego, acz niezmiernie podejrzanego, niepokojącego i irytującego zjawiska, a raczej jego fizycznej formy, doszedł do kilku wniosków, nad którymi pochylanie się nie ma w tej sytuacji większej wagi. Zwłaszcza, że ciało Avellina Louvel pozostało tak męskie, jak tylko mogło być, biorąc pod uwagę tożsamość jego pierwotnego właściciela. Tak więc ta przemiana pozostała niezauważona przez szkolną, wybitną społeczność i była tylko kolejnym z sekretów pana Lestrange. Miało to swoje zalety i wady, a on sam nie potrafił się zdecydować, których było więcej.
Zamiast pochylać się nad księgami i planując rozwiązanie tej odrobinę uciążliwej kwestii (zapewne przeszkadzałoby mu to znacznie bardziej, gdyby był to jego pierwszy raz pod damską postacią), zmuszony był oddać się tej wątpliwej rozkoszy, jaką było dyżurowanie zamkowych korytarzy.
Noc już dawno straciła swą młodość, rosnąc w kolejne godziny, spowijając zamek, błonia, Zakazany Las, horyzont, półkulę ziemską w swych ciemnościach. Jej stare oblicze najwidoczniej zbyt groźnym było dla tej bandy dzieciaków, co Rudolf – ku swojemu zaskoczeniu – przyjął z równą dozą rozczarowania, co zadowolenia. Rozpoczął mozolną wędrówkę po VI piętrze, krocząc powoli w chwiejnym blasu pochodni, penetrując wzrokiem głębokie cienie w zakątkach, które onegdaj zgłębiał w zupełnie innym celu. Pozorną, letnią ciszę przerywały tylko dźwięk jego kroków. Do czasu.
Jakiś ruch, jakieś drżenie ciepłego powietrza, jakiś szmer przykuł jego uwagę, szarpiąc za zmysły, które ku jego odwiecznemu niezadowoleniu nie mogły sprostać wilczym. A jednak. Podążył za obcym dźwiękiem, stąpając teraz ciszej i ostrożniej, wchodząc w niepozorny korytarz. Dopiero po chwili jego oczy odnalazły nieznajomą, skuloną sylwetkę. Anonimowość postaci nie była niczym podejrzanym – Rudolf naprawdę nie miał tyle zbędnego miejsca w głowie, by trudzić się zwracaniem uwagi na tych wszystkich uczniów.
- Dobry wieczór – rzucił przyjemnym, miękkim tonem Louvela. – Czy nie jest nieco za późno na przechadzki?

Caroline Rockers
Oczekujący
Caroline Rockers

Puste ramy - Page 6 Empty Re: Puste ramy

Pią Lut 17, 2017 10:41 pm
Takie ciekawe, fascynujące zjawisko a jednak nie potrafił odnaleźć odpowiedniej odpowiedzi! Cóż za niefart, nieprawdaż?
Było w tym coś budującego, coś satysfakcjonującego, że nie tylko Clarence nie wiedział o co w tym chodzi, że również nawet ten pan Louvel, niby taki inteligentny, lepszy, dojrzalszy nie potrafił stwierdzić, co mogło sprawić, że płeć uległa zmianie. Co do lekcji Transmutacji... najwyraźniej nie patrzył dokładnie, osobiście Ślizgon nie miał nic do zarzucenia swoim umiejętnościom, w końcu starał się na tym przedmiocie dawać z siebie najwięcej, jako że czuł się wystarczająco motywowany by przeć do przodu, by nie oglądać się za siebie; ta część magii była mu szczególnie bliska, nie do końca umiał to wyjaśnić.
I oto został stworzony prawdziwy mężczyzna by głosić nauki boskie anielskim głosem. I choć skrywał kobiece "wnętrze" płazem mu to uszło.
Cóż za piękna noc!
Uśmiałem się. Wyborny żart, milordzie.
Dodawać raczej powinien potrafić, pewnie Lestrange'owie bardzo starali się by chociaż takie podstawy były znane dziedzicowi, który miał świecić przykładem. Niewątpliwie Rudolf był w tym doskonały. W świeceniu, w płonięciu, w spalaniu się, w wypalaniu. Ciekawe więc jakie były poprzednie razy, czy równie niezwykłe, co ten obecny, bardziej dokładny niż wszystko inne, bardziej wyrazisty. Tak przynajmniej czuł się Clarence, Mroźny Król, bo Królową wszak nie mógł się nazywać. W swym królestwie przy pustych ramach w których niewątpliwie mógłby znaleźć mnóstwo upragnionych odpowiedzi, skradał się jak wąż w ciemnościach odnajdując wytchnienie, woń najlepszych eliksirów uspokajających, zaginioną dawno melodię. Noc, piękna noc, jakże łatwa, jakże przyjemna, oczyszczająca, mogąca ukryć jeszcze więcej jego grzechów.
Plotki też robiły swoje, czyżby pan nie wiedział?
Ponoć Krwawy Baron lubi tutaj jęczeć i uderzać łańcuchami o ściany, zostawiając po sobie ektoplazmę.
Kroki i on usłyszał, przeklęte kroki, ale wmówił sobie naiwnie, że to zbroje, w końcu na pewno nikt by nie szedł tak daleko, zbyt dużo innych rzeczy było do zrobienia. Ręce i tak mimowolnie zaczęły mu drżeć, ale nie ze zdenerwowania przecież - był prawdziwym odważnym Ślizgonem, utrudniając prawidłowe rozdrabnianie. Do cholery hogwarckiej, kogo tu pioruny McGonagall zsyłają na to przeklęte piętro. Nie odwracał się, ignorował póki mógł z całą swoją stanowczością, zaciskając i zęby, bo tak chciał w końcu wypróbować nową technikę, czekał przecież tak długo.
Nie teraz. Precz zmoro. Nie teraz.
Zastygł dziwnie w tych dźwiękach za miękkich za słodkich by mogły być szczere. Ironia krzyczała, ironia wykrzywiała te cholerne ramy na pewno, tak jak i absurdalność.
Nie, kurwa, nie.
Nie zgadzam się.
Proszę. Spierdalaj.
Rozkruszył i naniósł spokojnie proszek na dłoń, podnosząc się dostojnie i prostując. W końcu należało udzielić audiencji prostakowi, bo tak się ten postarał, pewnie nawet ładnie ubrał do tej okazji. Był chyba nawet odrobinę wyższy niż kiedy był dziewczyną, skoro praktykant wydawał mu się jeszcze niższy niż zazwyczaj.
I proszę, przyłapany na gorącym uczynku. Strażnik moralności wszak dba o bezpieczeństwo.
- Dobry wieczór, panie Louvel - odpowiedział dziwnie głębokim głosem, lustrując go swoim chłodnym spojrzeniem, choć ton absolutnie by na to nie wskazywał. Uczył się uprzejmości. Łatwiej było udawać będąc Clarencem. - Późno? Och, nie wiedziałem. Najmocniej przepraszam.
Przekora. Fałszywa przekora, nawet zmartwiony poruszył ustami, kiedy zbliżył swoją dłoń i wciągnął proszek jedną dziurką, przymykając na chwilę powieki.
- To moje lekarstwo - dodał usprawiedliwiająco by się nie martwił, bo wszak Clarence był nad wyraz kulturalnym młodzieńcem. Ułożonym. Oparł się o jedną z ram i obraz mu się wyostrzył i chyba nawet zaczęły błyszczeć się mu oczy. Nie wiedział. Skrzyżował ręce na klatce piersiowej, ledwo się hamując by nie zacząć się uśmiechać.
- I jak się panu podoba w naszej szkole, panie Louvel? Odnalazł się pan?
Nagle było tak dobrze. Tak wspaniale. Zupełnie.
Wszystko zamarzło.
Tak dobrze.
Chyba mu stanął.

Rudolf Lestrange
Przestępczość
Rudolf Lestrange

Puste ramy - Page 6 Empty Re: Puste ramy

Pią Lut 17, 2017 11:13 pm
Zabawne. Nawet po zmianie płci Twe wewnętrzne rozważania wciąż przypominają jęki małoletnich, użalających się nad sobą dziewcząt.
Niezmiernie cieszę się, że uważasz mnie za swój autorytet.
Będąc całkowicie szczerym, to nie.
Ale, ale, ale.
Piękna noc. Noc, jak każda inna, letnia, ciepła, zamarła w sennym bezruchu, cicha. Noc, jak każda inna.
I Ty, jak każda inna, już nie królowa, nie król, nie księżniczka nawet.
Spójrz w puste ramy i wywróż z nich swoją przyszłość. Pustą, bo nikt nie będzie trudził się uwiecznianiem Cię na płótnie, nikt nie ujrzy w tobie piękna czy cnoty czy wielkości, nikt nie uzna za godną. Bo i jak, kiedy jesteś jak każda inna, tak przeciętna i błaha.
- Każdemu może się zdarzyć, nie ma mnie za co pan przepraszać. Jednakże obawiam się, że pański spacer dobiegł końca – jak na Louvela przystało, zignorował fałsz w głosie kolejnego butnego chłopaczyny; tyle ich było, że teraz nawet nie sprawiało mu to trudności.
Byłby zainterweniował, gdyby w tych piekielnych ciemnościach tajemniczy proszek ujrzał, zanim został on ta prostacko wciągnięty do nosa, pozostawiając po sobie bladą smugę na jego czubku.
Przez sekundę stał więc tylko, milcząc, analizując tę niewygodną sytuację.
To nie tak, że obchodziło go, co ćpały gówniarze po nocach. Jeśli o niego chodzi, to mogą same powybijać się w narkotycznych transach, albo pozdychać pod ścianami w drgawkach. Nie zamierzał jednak swej nieskalanej reputacji brukać takim ekscesem, jego reakcja była więc nie tylko wymagana, ale i niezbędna.
- Lekarstwo? W takim razie udamy się do skrzydła szpitalnego, by upewnić się, że nie pomylił pan buteleczek, albo czy może nie brakuje panu niczego. Ludzkie zdrowie jest tak kruche, szkoda byłoby je marnować z powodu głupiej pomyłki – odpowiedział, a ten grzeczny i miły ton ustąpił miejsca rzadko spotykanej stanowczości, gdy obrócił się do młodzieńca bokiem i skierował dłoń w stronę głównego korytarza, zapraszając go do wspólnej wycieczki. – O moich wrażeniach opowiem panu po drodze, panie...?
Coś mu mówiło, że to nazwisko będzie musiał zapamiętać.
Nie miał nawyku spoglądania na krocza uczniów, ale jego twarz w istocie wyglądała nietypowo. Chciał westchnąć ze znużeniem, jednak żałując, że zapuścił się w tę część zamku. Naprawdę nie miał ochoty użerać się z ćpunami. Nigdy nie miał do nich szacunku.

Caroline Rockers
Oczekujący
Caroline Rockers

Puste ramy - Page 6 Empty Re: Puste ramy

Sob Lut 18, 2017 12:56 am
Zabawne? Niech będzie. Zabawne? Czymże więc są twoje słowa, rozważania, czymże są twoje słowa w obliczu moich, panie Louvel. Cóż to oznacza, czyż nie powinien więc od razu rozpoznać mnie w tych rysach, wskazać winną, czyż nie było niczego, co jawnie mnie zdradzało?
Najwyraźniej nie.
Ale, ale, ale.
Bawimy się ponownie w tych słownych przepychankach, bawimy się na tej innej płaszczyźnie, tym razem pod nieco innymi formami, ale równie kłamliwymi, równie dla siebie odpychającymi. Brzmi jak stara dobra melodia, czyż nie? Gramofon odtwarza kolejny raz tę płytę, tym razem jednak pojawiło się na niej więcej rys. Pędźmy.
Noc jak każda inna noc, dla ciebie taką jest. Ta noc. Nie, ta noc nie jest jednak taka, jest inna. Lepsza. Śpiewa i można stanąć na palcach i pofrunąć daleko, jak najdalej. Odliczać do dziesięciu, może do stu, może do stu czterdziestu dziewięciu.
Ta noc jest zimna, jest moją nocą, moim ukojeniem, moim bezruchem, moim kłamstwem i moim pragnieniem.
I ja i ty. I ty jak każdy inny, jak nadal król, ale król zgnilizny, rozkładających się ciał i popękanych kości. Nie księciem nawet. Królem. Królem jestem. Niczym Makbet wyrywam koronę by na swoich skroniach ją umieścić. Wiedźmy wiedziały, co robią, przepowiadając mi taką przyszłość.
Błyśnij klasykiem. W tych ramach umieścimy siebie nawzajem, rozerwiemy niewidzialne płótna, wyplujemy własną godność, piękna nikt nie będzie poszukiwał.
Jak każdy inny. Zamiast oczu szkiełka.
- Nigdzie dalej nie zamierzałem iść, panie Louvel. A przynajmniej nie świadomie - odpowiedział, unosząc jeden kącik do góry, niemalże mu się kłaniając wylewnie. Bliżej było mu do Błazna niż do Królowej Lodu. Przecież lubił fałsz, przecież wcale nie chciał prawdy; wzgardził nią tyle razy, że nie powinien już oszukiwać. Wolałby by był wyzywający? Oplatał go ramionami niczym trujący bluszcz, niczym diabelskie sidła? Otóż to. Prostacko. Tak jak i on prostacko lubował się w szlamowatych obyczajach, tak i Clarence uciekał do ciemnych uliczek pogardliwego Nokturnu, gdzie zabawy te nie były obce nawet czystym topniejącym soplom. Zapomniał wytrzeć nos. Mógłby uciec jak w dziewięćdziesięciu dziewięciu procentach to czynił. Nikt by się nie obraził, Clarence również sam jak na węża przystało znalazłby odpowiednią kryjówkę.
To miłe, że się troszczysz.
Ta sytuacja mu już coś przypominała. Byli jednak wtedy na wieży. Nawet by się roześmiał, gdyby nie był zajęty byciem po prostu wolnym, nienaturalnie podekscytowanym.
- Ależ panie Louvel, jest pan pewien? - Spytał bez strachu, bo przecie jak mógłby się bać. Przy nim, takim regulaminowym. Jeszcze by się nie ruszał, przyglądając się tej jego stanowczości, zarysowi szerokich pleców pod szatą. To zabawne, że były szersze od jego, skoro praktykant nie grał w Quidditcha. Może to była jedyna rzecz, która nie zmieniła się wraz z Eliksirem Wielosokowym?
Kiedy się go spytał, posyłając to jakże wymowne, niemalże zrezygnowane spojrzenie, miał ochotę go dotknąć i jeszcze bardziej obrzydzić mu własną osobę. Najwyraźniej jednak nie musiał. Słowa dzisiaj mogły wystarczyć. Ciemność. Dobrze, że panowała ciemność i pan Louvel nie musiał pomagać mu różdżką tak jak zazwyczaj. Clarence odbił się lekko od ściany - a przynajmniej tak mu się wydawało - i sprężystym krokiem znalazł się tuż obok umiłowanego czarodzieja. Zabawnie.
Chwycił go pod ramię, jakże arogancko, jakże pewnie, jakże euforycznie.
- Koniecznie, panie Louvel. Musi mi pan opowiedzieć o nich wszystkich... i... czyżby mnie pan nie poznawał? - Spojrzał na niego z udawanym, błyszczącym zaskoczeniem. - Rockers.
W końcu się uśmiechnął. A był to przerażająco szczery uśmiech.
Teraz dodaj nazwisko, kochanie.
Będziesz zachwycony wynikiem.
Rudolf Lestrange
Przestępczość
Rudolf Lestrange

Puste ramy - Page 6 Empty Re: Puste ramy

Nie Kwi 09, 2017 9:10 pm
Nie bawimy się. Nie jesteś wystarczająco intrygującym bytem, by móc dostarczyć mi rozrywki. Zbyt wysokie mniemanie masz o sobie, by stawiać się na równi ze mną, zbyt daleko zabrnęłaś w swych marach, bym mógł traktować Cię, jak godnego kompana w jakichkolwiek zabawach.
Fruń więc.
Może uda Ci się dolecieć do okna, nim Twe porwane skrzydła ulegną ciężarowi śmiertelnego ciała i runiesz na błonia, na dno samo nawet. W tym staczaniu się, najwidoczniej, nie potrzebujesz wcale pomocy. Sama, paznokciami ryjesz pod sobą przepaść, w której czeluść ostatecznie opadniesz, nie pozostawiając po sobie nawet wspomnienia.
Uśmiechnął się uprzejmie, nie komentując tej deklaracji niewinności. Nie było potrzeby.
Wolałby... wolałby nie trudzić się krnąbrną młodzieżą. Nabierał powoli szacunku do reszty grona pedagogicznego, pytając się, jak to możliwe, że nie targnęli się jeszcze na swoje życie, gdy tak łatwo było stracić nadzieję w przyszłość tego świata po nużących konfrontacjach z nastoletnią niekompetencją.
- Nie do końca rozumiem to pytanie. Czy pewien jestem zasadności wizyty w skrzydle szpitalnym? – zapytał, unosząc delikatnie brwi. – Oczywiście, potrzeby uczniów Hogwartu należą przecież do priorytetów każdego z członków kadry.
Spoglądał na zbliżającego się ucznia, znużony tą ostentacyjnością, nieporuszony beztroską.
Spojrzał na jego ramię bardzo ostrzegawczo, pilnując jednak wyrazu swej twarzy. Nie odsunął się.
No kurwa, oczywiście.
Jego warga uniosła się niezauważalnie, mimo woli, w wielkim obrzydzeniu i irytacji.
Uwolnił się spod dotyku ucznia, lecz jego własna dłoń znalazła się na karku bruneta, w geście oczywistej dominacji zaciskając boleśnie palce na kruchym ciele.
- Pańska twarz musiała umknąć mej uwadze w tłumie uczniów – usprawiedliwił się beznamiętnie.
Ruszył z miejsca, praktycznie pchając pana Rockers przed sobą, zmuszając go do dotrzymania narzuconego tempa.
Ale.
Okazało się, że nie był jedyną osobą dotkniętą tą specyficzną dolegliwością. Są i zalety.
Caroline Rockers
Oczekujący
Caroline Rockers

Puste ramy - Page 6 Empty Re: Puste ramy

Nie Kwi 09, 2017 10:19 pm
Zła odpowiedź. My już się bawimy od jakiegoś czasu, jakbyś nie zauważył i idzie nam to raz lepiej a raz gorzej, ale wskazówki pędzą i zegar się nie zatrzymuje tak po prostu by przerwać tę ciuciubabkę. Och najmocniej przepraszam, że moja egzystencja nie jest tak porywająca jak doprawdy tak piękne machanie różdżką bez większego powodu jak to robisz ty, kiedy tylko ruszasz na którąś ze swych bezsensownych misji.  Lepiej mieć za wysokie niż nie mieć żadnego, przynajmniej czuję się ze sobą dobrze.
Dobrze, bardzo dobrze czuję się ze sobą i jak gubię się w lochach to nie boję się, że coś wyskoczy i mnie zeżre, nawet ty.  Nikt nie powiedział, że będziemy równi, że będziemy kroczyć razem gdziekolwiek i po cokolwiek, lepiej kiedy walczymy, to zawsze milej wygląda.
Już mnie nienawidzisz? Powiedz, powiedz że jestem na dobrej drodze, proszę, że dasz mi właśnie to, czego tak pragnę, choć raz mnie nie zawiedź.
Pofrunę, oto ja, Makbet, nowy król i nawet jeśli skończy się to moją ostateczną klęską to jednak osiągnę wszystko to o czym marzyłem by śmiać się i płakać krwią na lodowym pustkowiu, gdzie wszystko przestanie istnieć, gdzie bajka, którą straszyło się szlamy i czystokrwistych gówniarzy stanie się rzeczywistością.
Nawet bym chciał byś wtedy na mnie patrzył, ale już wtedy nie będzie cię, twoje istnienie zniknie z mej głowy, zostanie tylko kilka postrzępionych listów i kartek z pamiętnika, może ta dumna sylwetka utrwalona na poruszającej się fotografii i rodzinnym obrazie.
Nie zgodziłby się z nim, zresztą nie miał zamiaru ulec, zbyt uparty był, nawet teraz, kiedy i zewnętrznie i wewnętrznie przyjął męską formę by się nie zdekoncentrować. Ciało i wszystko inne było na swoim miejscu, a oni ledwie się przemieścili kawałek dalej.
Wolę być zapamiętany przez martwych niż żywych.
Narkotyk działał tak jak powinien, Clarence czuł, że może wszystko, że nie musi się tak naprawdę obawiać żadnych konsekwencji - w końcu praktykant nie był wcale groźny, nieważne pod jaką postacią. Wbrew pozorom ostatnimi czasy był chyba najlepszą rozrywką dla Rockers, idealną na koniec roku zanim spotkają się w innych okolicznościach podczas najbliższych wakacji.  
Kiepsko więc sobie dobrał zajęcia, a może praktyki, a może w ogóle wszystko sobie źle dobrał, wcale by się Ślizgon nie zdziwił, choć pewnie byłoby mu przykro, gdyby pana Louvela zabrakło. Znajdował w końcu wiele mściwej satysfakcji i przyjemności w dręczeniu go swoją osobą.
Żaden pracownik Hogwartu dotychczas nie zyskał takiego wyróżnienia.
Możesz czuć się wyjątkowo, tak jak tego zawsze pragnąłeś.
Kiwnął krótko głową, że właśnie o to mu chodzi i odgarnął po raz któryś swoją krótką grzywkę z czoła, czując się pełen nieopisanej energii.
- Ach, no tak. Teraz rozumiem. Jak mogłem o tym zapomnieć? - Pokręcił głową nierozumnie, niemalże przewracając lodowatymi oczami. Przynajmniej dzięki niemu pan Louvel będzie miał większe pokłady cierpliwości do swojej narzeczonej i ewentualnych rekrutów, którzy znajdą się pod jego kościstymi skrzydłami.
Dlaczego? Czyżby spodobało mu się to, że ktoś tak naruszał jego przestrzeń? Interesujące.  
Oczywista oczywistość, panie Louvel. Teraz mógł pan w końcu poczuć się lepiej.
Dawno się nie widzieliśmy.
Zamrugał krótko, nieco pospiesznie oczętami, kiedy tylko zauważył tę zmianę. Ojej, najwyraźniej ktoś go tutaj nie najlepiej wspominał. Zaśmiał się na ten dotyk, nawet jeśli to bolało to narkotyk to dziwnie łagodził, czuł się lepiej niż zawsze.
- Może tak być, panie Louvel. Wcale w tej kwestii z panem nie zamierzam dyskutować - udał powagę i dał mu się pchać, mimo że normalnie już wyciągnąłby różdżkę. - Jest pan pewien, że Skrzydło Szpitalne jest odpowiednim miejscem dla mnie i dla pana? W końcu to dużo papierkowej roboty.
Na chwilę tylko się zatrzymał i zerknął do tyłu na niego.
- Może chciałby pan pójść ze mną gdzieś indziej?
Pan Louvel milczał, jakże niegrzecznie i wrednie, no ale czy Clarence nie powinien się tego spodziewać? Oczywiście, że kurwa powinien. To w końcu przeklęty pan Louvel, najgorszy psuja zabawy w tym roku szkolnym. Pewnie w wolnym czasie jeździ na mugolskie festiwale wolności i zasłania ludzi trującymi liśćmi. W sumie źle, bo wtedy Rockers musiałby uznać, że ta inicjatywa jest interesująca i sam by się do niej przyłączył, a nawet teraz, będąc w takim a nie innym stanie, nie mógł uznać, że fałszywy praktykant mógłby zrobić na nim jakiekolwiek wrażenie. Odwrócił się do niego, bo przecież jest teraz silniejszy i może więcej, złapał za te chude nadgarstki i na chwilę przycisnął do ściany.
- Zmiana planów. Odpuść - odparł stanowczo, ale mimo wszystko uśmiechnął się arogancko. - Z chęcią bym się z tobą pobawił, Lestrange, ale nastąpiła mała zmiana planów. Nie bój się jednak, nie zapomnę o umowie.
I zbliżył się zaczepnie do jego szyi, otworzył usta jakby chciał go ugryźć i... zacisnął szczęki, ledwo powstrzymując śmiech. Puścił jego nadgarstki.
- Rozluźnij się. Uśmiechnij. Przygarnij miłą panią. A tym czasem... - i odwrócił się do niego plecami, wykonując pierwszy krok. - Aντίο!
Zniknął mu w końcu z zasięgu wzroku. Avellin Louvel pewnie również w końcu sobie poszedł.

[z/t x2]
Sponsored content

Puste ramy - Page 6 Empty Re: Puste ramy

Powrót do góry
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach