Go down
David o'Connell
Oczekujący
David o'Connell

Wieża Zegarowa - Page 3 Empty Re: Wieża Zegarowa

Pią Wrz 11, 2015 8:31 am
- Na połowie zajęć mnie i tak nie było. – Odchylił się do tyłu i oparł na ręce z różdżką, która naciśnięta gwizdnęła cicho w ramach protestu. – Nie jest tak źle. – Po raz kolejny zaciągnął się. – Tak, zresztą nie tylko on się powtarza… - Dodał, starając się nie zdradzić ze swoim znużeniem spowodowanym kiblowaniem, nie tylko przed Puchonem, ale też samym sobą. Nie była to jedyna kwestia, w której się okłamywał.
Na pytanie o swój dymny twór początkowo nic nie powiedział, tylko puścił kółko z tego, co aktualnie miał w płucach.
- To jest trudniejsze. Do tamtego wystarczy zaklęcie… - Znowu zrobił obręcz z dymu, tym razem wycelował w kółko końcem różdżki. - Fumus Species! – Powiedział wyraźnie i głośno, a obłoczek zbił się w idealną kulę, która powoli opadła na stopień, po drodze trochę się rozmywając i ostatecznie rozbijając się na schodach.
Nietrudno było się domyślić, że Carney musiał sporo palić i najwyraźniej mocno się przy tym nudzić. Jeszcze raz rzucił zaklęcie, tym razem jednak zamiast przybrać konkretny kształt dało się dostrzec w kłębach dokładne odbicie właśnie odgrywającej się sceny, wraz z Davidem machającym na dym kawałkiem drewna. Tak samo jak wszystkie inne twory i ten rozmył się po paru sekundach.
Znowu oparł się, nie puszczając różdżki - ta dla odmiany strzeliła i wypuściła małą smużkę dymu. Zauważył to kątem oka, ale nie uznał tego za dostateczną motywację do zmiany pozycji. Zamilkł po tym niespodziewanym rozwinięciu rozmowy i poświęcił jeszcze jedną chwilę na słuchanie dźwięków wieży.
avatar
Oczekujący
Colette Warp

Wieża Zegarowa - Page 3 Empty Re: Wieża Zegarowa

Pią Wrz 11, 2015 11:15 am
Tym razem do elementów zakłócających cisze dochodziły popiskiwania przeciążanej różdżki, jakiej smukłe drewienko nagle musiało przyjąć na siebie zdecydowanie więcej kilogramów, niż zakładano przy jego tworzeniu. Colette skrzywił się współczująco, uciekając na moment wzrokiem w jej stronę, ale szybko zawrócił, kiedy podjęto temat niefortunnego kiblowania w Szkole Magii i Czarodziejstwa. To było... zjawisko. Nie to żeby było pozytywne, bo wyjątkowo nie należy krzewić w sercach młodych czarodziejów chęci do zlewania nauki, ale do Warpa doszło, że nie poznał wcześniej nikogo w podobnej sytuacji. A nawet jeśli już, to oczekiwał Ślizgona pół-główka, który cyklicznie zapomina z którego właściwie domu pochodzi. Siedzący niedaleko Gryfon na idiotę nie wyglądał, więc frekwencja (lub jej brak) dużo tłumaczyła. Jeszcze więcej mógł wytłumaczyć jej powód, ale to już zakrawało pewnie o życie osobiste, a na pytanie o nie było stanowczo za szybko.
Brunet ugiął nogi w kolanach i jedną z nich przysunął nieco bliżej siebie.
- Czyli na szóstym roku będziesz mógł kupować znajomym Ognistą Whiskey w Trzech Miotłach. Całkowicie legalnie. - odparł spoglądając na pozytywny aspekt posiadania siedemnastu lat na przedostatnim roku nauki. - Nie męcz jej tak, proszę. To jedyna broń, jaką mamy. Poza tym... byłoby bardzo niefortunnie, gdyby przypomniała sobie o takim traktowaniu na lekcji, albo podczas pojedynku. - mruknął, dopalając powoli papierosa i kiwając głową w stronę różdżki.
Dopiero po tym rozpoczął się pokaz w którym obręcz, dziwnie przypominająca teraz tę cyrkową, nagle zamiast sunąć przed siebie i miarowo przeobrażając w bezkształtnego kleksa, zbiła się w sobie i zaczęła opadać, jakby tonęła w wodzie, rozpryskując się dopiero wtedy, kiedy sięgnęła dna. A raczej schodka.
- Zajebista rzecz. - stwierdził z dziwnym przejęciem taką błahostką i zerknął na bruneta sprytnie. - Można to zrobić z każdej maści dymu? Ogniska? Fajki wodnej? Można by stworzyć coś naprawdę, naprawdę wielkiego. I może nawet utrzymać to dłużej...? I wkurzyć Filcha. - parsknął. - To ostatnie brzmi najbardziej satysfakcjonująco. Wiem, spróbuj z moim.
Poprawił się na stopniu, by nie siedzieć co rozmówcy bokiem, ale chociażby półprofilem i zaciągnął się mocniej, zezując na szybciej spalający się elegancki, biały papier, w jaki zatknięto tytoń. Odciągnął peta od ust, potrzymał dym chwilę w ustach, po czym powoli wypuścił mlecznobiałą, gęstą i bezkształtną chmurkę.
David o'Connell
Oczekujący
David o'Connell

Wieża Zegarowa - Page 3 Empty Re: Wieża Zegarowa

Pią Wrz 11, 2015 4:07 pm
Na wspomnienie o legalnym kupowaniu alkoholu dla znajomych tylko spojrzał na rozmówcę, nie komentując faktu, że raczej nie spodziewa się, żeby ktokolwiek go o to miał prosić. A nawet, gdyby poprosił – i tak prawdopodobnie nic by od Carneya nie uzyskał. Chyba, że limo, jeśli miałby gorszy dzień. Najwidoczniej Puchon miał o Davidzie lepsze zdanie, niż on sam i trudno było mu się dziwić: w trakcie ich krótkiej znajomości dostał od niego notatki i papierosa.
A mówiąc już o alkoholu…
-Napiłbym się. – Powiedział, a brzmiało to raczej jak decyzja, co dzisiaj zrobi, niż marzenie. Co innego mogło dopełnić ten dzień, przepełniony rozluźnieniem, nikotyną i – tu  łypnął na towarzysza – robieniem nowych znajomości? Zdecydowanie miał zamiar się dzisiaj napić i w głowie rysował mu się już całkiem dobry plan, jak do tego doprowadzić. Będzie musiał tylko skoczyć do dormitorium po jakieś pieniądze.
Spojrzał na Puchona jak na zjawisko, kiedy ten poprosił o łagodniejsze traktowanie różdżki. Potem przeniósł wzrok na trzymany w ręce przedmiot.
- Nie zniechęciło jej, że nie jestem ponętną rudą, to to raczej też nie zniechęci. – Rzucił. - Najczęściej taki rdzeń dostają rude dziewczyny. – Dodał w kwestii wyjaśnienia. Jednak kiedy następnym razem się oparł nie było słychać żadnego protestu, więc musiał to zrobić delikatniej.
- Chyba można. – Powiedział w kwestii formowania innych rodzajów dymu. Nigdy tego nie próbował, ale faktycznie efekt mógłby być ciekawy. Wkurzanie woźnego też brzmiało całkiem dobrze i Carney byłby skłonny wziąć udział w takim przedsięwzięciu. Po raz kolejny tego dnia wycelował, tym razem w trochę bardziej oddalony dym i jeszcze raz wypowiedział formułę zaklęcia. Przed twarzą  Puchona uformowała się celująca w jego nos pięść; była na tyle blisko, że zdążyła dotrzeć do swojego celu, zanim się rozmyła.
avatar
Oczekujący
Colette Warp

Wieża Zegarowa - Page 3 Empty Re: Wieża Zegarowa

Pon Wrz 14, 2015 10:06 am
Po długich chwilach pełnych napięcia i starania się o naprawę wszystkiego, co się zjebało następowała wreszcie faza tzn „sflaczenia”. Nagle całe to nagromadzenie problemów przygniatało tak mocno, że psychika w ucieczce przed wstrząsem po prostu postanawiała wywlec się spod tego kowadła i poczuć choć przez chwilę rozkoszną lekkość i beztroskę. To był mechanizm, który głęboko gdzieś miał powinność stałej czujności, trzymania ręki na pulsie i zapobiegania złym zwrotom akcji w zaplanowanych działaniach. Tu liczyło się tylko wyzerowanie stresu, ściągnięcie swojej uwagi na coś trywialnego, co wiązało się tylko i wyłącznie ze szczęściem. W końcu wciąż po wnętrzu czaszki obijały się słowa Alice, która błagała go by wreszcie choć przez chwilę pomyślał tylko o sobie. Co było trochę dziwne, bo nigdy nie uważał się za Jezusa Narodów, jaki przyszedł wszystkich zbawiać i dawać drugie szanse albo doszukiwać się jasnych promyków w każdej osobowości. Ale pomyślenie o sobie, zostanie hedonistą chociażby na jedno popołudnie teraz prezentowało się w bardzo zachęcającym świetle. Chyba najchętniej by się... napił.
W jego głowie to stwierdzenie odezwało się zupełnie innym głosem, niż to, które miało sumienie, a wręcz odezwało się obok. Jakieś cztery schodki dalej. Colette spojrzał na Gryfona jak na zjawisko. Geniusza, który właśnie nad papierosowym dymem, od niechcenia wyrecytował chemiczną formułę leku na AIDS.
- Ja też. - stwierdził tak mechanicznie, że sam nie poznał swojego głosu. Odzyskał władzę nad strunami gardła dopiero po tym, jak drugi uczeń wspomniał coś o ponętnych rudzielcach. - Może gdzieś w środku tej męskiej, dwumetrowej skorupy jesteś rudowłosą łanią, która już niedługo pomykać będzie po błoniach? Nie patrz na mnie dziwnie, to zaproszenie. Do picia w plenerze. - uśmiechnął się sprytnie, kiedy zwalczył już nadmierne mruganie powiek po tym, jak nieomal dostał dymną piąchą prosto zadarty nochal. - Nauczyłbyś mnie tego zaklęcia? Może wspólnie byśmy go jakoś podrasowali? Oczywiście nie za darmo, jestem skłonny przystać na wymianę zaklęcie za zaklęcie. Będę ci miał coś zajebistego do zaoferowania, co zatrzyma ci Galeony w kieszeni i – o ile jesteś dobry z transmutacji – sprawi, że będziesz się mógł upijać jak Lord a nie menel. - odparł zachęcająco i dopalił papierosa, gasząc go na kamiennym stopniu. - Może za godzinę przy zagrodzie dla magicznych stworzeń, huh? Dałbyś radę? Wystarczyłoby, byś przyniósł butelkę, może dwie czystej, pitnej wody. Znam jedno miejsce, gdzie moglibyśmy się upić w spokoju, z dala od Hagrida czy Filcha. - wciągnął swoją torbę na kolana.
David o'Connell
Oczekujący
David o'Connell

Wieża Zegarowa - Page 3 Empty Re: Wieża Zegarowa

Pon Wrz 14, 2015 4:01 pm
Wpatrywał się w Puchona bez zrozumienia, nieświadomy tego, że trzymany w ręce papieros właśnie zgasł. A potem do Carneya dotarły jego słowa i obdarzył go wyjątkowo ciężkim spojrzeniem, nie spowodowanym określeniem „rudowłosa łania”, a zaproszeniem do wspólnego picia. Nie pamiętał, kiedy ostatnio miał towarzystwo do alkoholu. W pierwszej chwili zupełnie nie spodobał mu się ten pomysł.
Potem chłopak gwałtownie zmienił temat, nie dając mu czasu na mocniejsze zirytowanie się. Wspólne dopracowanie formuły zmieniającej formę dymu wydawało się być ciekawą (choć wciąż niedostatecznie) propozycją, ale to wymiana zaklęcie za zaklęcie przeważyła szalę. Carney znów był zainteresowany. Kiedy usłyszał następne zdanie był już pewny, że idzie na układ z tym dziwakiem o dwukolorowych oczach – kto nie chciałby oszczędzać galeonów? Swojego poziomu w Transmutacji nie skomentował, ale perspektywa opanowania kolejnego czaru z tej dziedziny rozjaśniła mu i tak już świetlaną wizję następnych godzin tego dnia.
- Dobrze. - Zgodził się, nie zdradzając swojego niespodziewanego zapału. Jak teraz o tym myślał, ulepszenie Fumus Species było świetnym pomysłem. Wstał już bez zbędnego gadania, kiwnął tylko głową na znak, że przyniesie wodę i przyłożył do ust zgaszonego papierosa, po czym z niesmakiem wywalił go gdzieś na bok.
- Za godzinę przy zagrodzie. – Powtórzył, żeby zapamiętać i nie czekając na nic więcej ruszył w stronę swojego dormitorium.

z/t
avatar
Oczekujący
Colette Warp

Wieża Zegarowa - Page 3 Empty Re: Wieża Zegarowa

Pon Wrz 14, 2015 4:24 pm
To była jedna z najszybszych i najkrótszych piłek w życiu Colette. Padł pomysł i bez otaczania się w panierkę na ten pomysł przystano. W sumie dobrze, bo nie było tu co siedzieć, jak już niedługo miały się kroić lepsze rzeczy, jakie miały zmienić nadciągające popołudnie w chwile nałogowego zapomnienia i sztucznie uzyskanego spokoju. Ale to nadal był spokój, więc po ostatnich dniach było o co walczyć.
- Za godzinę przy zagrodzie. - powtórzył zabierając nogi ze schodów, żeby wysokiemu koledze nie przyszło na myśl złośliwe przydepnięcie. - Tylko nie zapomnij o wodzie! To bardzo istotne! - powtórzył za nim głośniej i poruszył się niespokojnie, zwracając oczy w kierunku okna. Zagroda miała być tylko punktem zbiórki, zamierzał zabrać Gryfona gdzieś zupełnie indziej, gdzie nie będą musieli się martwić szlabanem. Ale czy serio mieli czym...? Znaczy, nie to, że wizja szlabanu była minimalna, ale to, że nawet gdy zaistnieje, to pewnie żaden z nich nie zrobi sobie z tego jakiejś specjalnej afery. Kto wie, może nawet na jednym szlabanie zarobią na drugi?
Warp podniósł wreszcie leniwy zad i otrzepał go, zarzucając sobie torbę na ramię. Sam też musiał się przygotować jakoś do picia. Najlepiej jakby teraz w końcowych minutach obiadu skubnął sobie coś ze stołu, by nie pić na do połowy napełniony żołądek i fundować sobie poranne pawie prezenty. Poza tym w dobrym tonie byłoby też zgarnąć ze sobą chociaż jedną butelkę wody na zaś.
Zbiegł ze schodów i pokierował się do Wielkiej Sali.

z/t
Sahir Nailah
Oczekujący
Sahir Nailah

Wieża Zegarowa - Page 3 Empty Re: Wieża Zegarowa

Sro Lis 18, 2015 10:29 pm
Było parę miejsc w Hogwarcie, do których nawet słońce nie zaglądało - parę miejsc, w których ciemność pożerała i opływała nogi rzeką krwi bulgoczącą i mętną w swych głębinach, wzrastającą coraz wyżej i wyżej - była parę miejsc w Hogwarcie, do których nie dało się dostać - takich, których strzegły posągi i obrazy, potężne wrota dawno zapomniane i komnaty, które same sobie były stróżami, wytworzone w natłoku magii i błędnych zaklęć, jakie oparami opływały to ponoć najbezpieczniejsze miejsce w Anglii - aż w końcu było parę takich miejsc, w których gubiła się jaźń ludzka - tam, gdzie ani ludzka noga, ani słońce, ani nawet Bóg nie zaglądał - tam schodzili Poddani Grzechom, tam świat zanikał i łączył się wraz z koszmarami, by wreszcie - tam właśnie odnaleźć spokój.
Choć wieża zegarowa nie należała do żadnych z tych miejsc, to istniał pewien paradoks, który kroczył za pojedynczymi jednostkami, które wszystko, czego dotknęły, potrafiły zamienić w bramę do Zaświatów, skąd wypełzały mary i duchy czasów przeszłych, zamieniając się w omeny przyszłości, wykreślając z plejady losowego koła fortuny szczęście - do słowa "fortuna" dopisywały, złośliwe diabły, słowo "mis", by nikt nie przeoczył ich obecności - widzicie, nie możecie ich dostrzec... Nikt z nas nie może. Znikają, kiedy tylko oglądniemy się za siebie - czmychają do dziur, gdy tylko zapalamy światło, a chociaż ich nie ma, to przecież wiemy, że są - poruszają się w ciemnościach, pełzają po skrajach ludzkiej świadomości przyjmując idyllicznie pokraczne formy, szepczą do ucha i śmieją się, gdy słyszymy Nie oglądaj się za siebie... Chyba taką właśnie jednostką był Sahir Nailah. Zwykły siedemnastolatek, który siedział na szerokim, kamiennym parapecie wysokiego, strzelistego okna o strzelistym zwieńczeniu w iście neogotyckim stylu, przez które wpadał do środka ledwo półcień - pewnie dlatego, że na dworze padało - deszcz dzwonił o szyby, nie ten jesienny - ten wiosenny, który miał budzić wszystko do życia i opatulać miękkimi, barwnymi ramionami, wznosząc na skrzydłach świeżości i przebudzenia - miała delikatny dotyk, co zachęcał do stawiania kroków w przód - i chyba właśnie przez to zachęcanie Nailah się zatrzymał - i usiadł - właśnie na tym parapecie - a mocne, przenikliwe otchłanie swych oczu, które nie nawykły do odbijania jakichkolwiek blasków, mimowolnie skupiały się na starej, dawno wysłużonej gitarze, która powinna się rozpaść wieki temu, obdarzoną osobliwymi napisami i rysunkami, smukłymi palcami przejeżdżając po główce, błądząc opuszkami po stroikach, które co jakiś czas przekręcał, drugą dłonią muskając poszczególne struny, gdy próbował je do siebie dostroić i wycisnąć z tego wiekowego instrumentu jego głęboki, wdzięczny dźwięk, który zawdzięczał właśnie dzięki swej starości - ponoć to właśnie takie przedmioty są najcenniejsze - te, które potrafią przekazać sobą jakąś historię i które widziały twarze, których więcej już nie będzie dane nam zobaczyć. Kwintesencja samej ludzkiej opowieści.
Na dworze wciąż padało.
Pukające w szybę krople, które rozmazywały obraz na zewnątrz, któremu Krukon nie poświęcał nawet odrobiny uwagi, rozbijały prócz obrazu coś jeszcze - wrota do Krainy, w której Nie Było Dusz - oczyszczała ciężkość w pierwotnej wersji, pozostawiając wszystkie wiedźmy, każdego z demonów, którego Nailah do siebie przykuł jako nieodłącznych towarzyszy - tych samych, co jawiły się czarną mgłą okalającą jego sylwetkę, z której wyłaniały się szpony, dłonie, twarze, co krążyły wokół i badały wszystko wokół, nie oddalając się od swego pola krążenia zanadto - zwykłe, chore imaginacje, które przecież nie istniały w świecie fizycznym. Bo nie istniały, prawda..?
- Tam w durnym pośpiechu goni los, nazbyt prędko, bym tak chciał jak on... - Ledwo mruknięcie, ledwo jakkolwiek wypowiedziane słowa. - TMam usta pocięte chłodem zdań - czemu tyle między nami zła? - Palce, które przebiegały po strunach w hipnotyzującym rytmie dźwiganym lekko na stukocie kropel deszczu.
Kelly McCarthy
Oczekujący
Kelly McCarthy

Wieża Zegarowa - Page 3 Empty Re: Wieża Zegarowa

Sro Lis 18, 2015 11:25 pm
Takie dni jak te - to właśnie one zmuszały młodych czarodziei do pozostania w zamku. To właśnie one zmuszały ich do snucia się pomiędzy murami, do poszukiwań czegoś interesującego. Do poszukiwań samych siebie, nowych znajomości, nowych przygód, które były przecież jak na wyciągnięcie dłoni. Wspinanie się po krętych schodach, przemierzanie kolejnych korytarzy było jak wycieczka w nieznane. Co znajdzie? Co chciałaby znaleźć? Czego oczekiwała?
Mruczała do siebie milion wymyślnych epitetów, które wypełzały spomiędzy jej warg, karcąc samą siebie o bezmyślność. Mogła zostać w ciepłym dormitorium, zatapiając się w lekturze jakiejś książki o wszystkim i niczym. Mogła wybrać się na błonia, aby moknąć w samotności ze wzrokiem wlepionym w jezioro. Mogła też udać się na jedną z wież, aby tam znaleźć kącik dla siebie... I tak też zrobiła, z nikłą nadzieją odnalezienia spokojnego skrawka zamku, który aż robił się od rozwrzeszczanych dzieci. Znudzonych, rozwrzeszczanych, rozchichotanych NASTOLATKÓW!
Cisza, spokój, chwila dla ciebie.
Miała podły nastrój, co zdarzało się cholernie rzadko. Każdego z nas, maluczkich człowieczków dopadają takie chwilę, kiedy mamy ochotę wylać komuś na głowę kubeł wrzątku lub oczami wyobraźni oglądać egzekucję innych, kiedy to palono ich na stosie...
Było przerażająco cicho, kiedy wspinała się po ostatnich szczeblach ku końcowi swej podróży. Wychyliła ostrożnie głowę zza ściany, trwając w bezruchu kilka chwil, jak szpieg, który bada okolice zanim wkroczy do akcji. Jakież było jej zdziwienie, kiedy okazało się, że nawet tutaj ktoś się zbłąkał. Cichy szum spowodowany deszczem, został nagle przerwany melodią i... Czy on śpiewał czy tylko mruczał do siebie słowa? Była zbyt daleko, aby usłyszeć wyraźnie, a jako iż była odważną (i głupią) dziewuszką, ruszyła w jego kierunku. Starała się stawiać kroki jak najgłośniej, aby nie przestraszyć go swoimi słowami i w geście obronnym nie dostać instrumentem w głowę. W końcu to Sahir, o którym w skrzydle szpitalnym mówiło się najwięcej.
- To kiedy koncert? - zapytała z nieco głupkowatym uśmiechem przyklejonym do jej twarzy. Stała gdzieś kawałek za plecami chłopaka, wahając się czy ma podejść burząc jego spokojną fortecę, czy odejść zostawiając go w spokoju. Szybko jednak w rudej głowie namalował się obraz potencjalnego niezadowolenia, które pojawiłoby się zaraz po odejściu. Także wgramoliła się na ten sam parapet, tyle, że naprzeciw niego. Wzdrygnęła się nieco, tak blisko kogoś o tak niesławnym imieniu.
Nie miała zamiaru pytać, czy może się dosiąść, to nie leżało w jej naturze. Ona po prostu wszędzie musiała wściubić choć kawałek swojego nosa. Nie chciała też wierzyć samym plotkom o tym, jaki to Krukon był zły. Zaraz przed oczami pojawiła jej się postać pobitego chłopaka, którego miała okazję poznać, ale szybko wybiła tę myśl z głowy, marszcząc brwi nieznacznie.
Och gdybyś głupia wiedziała, że to powód twojej wizyty w Skrzydle...
Że jest jak na wyciągnięcie ręki, tu i teraz.


/ im bardziej się staram, tym mniej mi wychodzi. ;/
Sahir Nailah
Oczekujący
Sahir Nailah

Wieża Zegarowa - Page 3 Empty Re: Wieża Zegarowa

Sro Lis 18, 2015 11:50 pm
Mrugnięcie - szelest rzęs, ich przysłonienie ciemną kurtyną świata, ich oddzielenie od rzeczywistości, by zatopić jaźń w czerni wypełnionej plamkami, których nie dało się zanotować - wolne mrugnięcie, które było aktem pośrednim - zasłoniętą kurtyną na scenie, która miała oddzielić jeden akt od drugiego i nikomu się nie śpieszyło, by ściągać falę materiału teraz, już, gwałtem - mrugnięcie, które przenosiło otchłań skupioną na instrumencie na Tą, Która Instrumentem Była - tą samą, co przyniosła ze sobą stukot butów, szelest materiału komponujący się z bębniącym deszczem, z szelestem strun - ta, której serce uderzało wolno i słabo, w idealnej harmonii z jej umysłem, spojrzeniem - z całym jej jestestwem - wdrażała się w pomruki korytarzy i półcieni malujących się na ścianach i podłodze - światło, jakie tu wpadało przez okna było szare i nikt jeszcze nie wpadł na pomysł, by rozpalić pochodnie - to była ta kromka ciszy, którą zostali obdarowani oboje, trzymając ją w dłoniach, albo już dawno ją zjadłszy - wszak nie piekliły się iskry, nie zgrzytał między nimi strach i mord, choć powinien - zdecydowanie powinien, bo było w tych dziewczęcych oczach coś, co nie pozwalałoby spuszczać gardy - jakaś złość, niewypowiedziana, co nie zdążyła ulotnić się z kolejnymi oddechami, przy których jej klatka piersiowa zdawała się nawet nie unosić - ostoja spokoju - cisza przed burzą, co niemo przecina niebo błyskawicami i nie raczy obserwatorów grzmotem - jeszcze jest daleko, jeszcze nie przy nich - nie wieje wiatr...
Ale wciąż pada deszcz.
Otchłań przeniesiona na twarz okoloną marchwiowymi kosmykami przecinającymi smętną szarość.
Wraz z jej przeniesieniem urwała się muzyka.
- W dniu twojego pogrzebu. Choćby i dzisiaj. - Spokój - chłodny spokój - czarne palce wyciągające się po kruchą sylwetkę - palce Tych, Co Nie Istnieją, co pokazali się zza przydepniętej obcasem butów Kelly bramy, nazbyt późno, by wygonić ich wszystkich - nie zmienił się wyraz jego twarzy, głos wciąż był ledwo pomrukiem, teraz jednak doskonale słyszalnym, niezachwianym w jakimkolwiek podrygu emocjonalnym - spotkaj się ze Śmiercią, Kelly, Ona czasami nie boli - i pozwala nawet wspaniałomyślnie przeżyć - tylko co poradzić, skoro tak, jak każde istnienie na Ziemi musiała się żywić? A żywił i bawił ją ludzki strach - wtedy krew zaczynała buzować i serca stawały się odzwierciedleniem bębnów, w które uderzają pałeczki dobosza.
W pierwszym momencie cię nie rozpoznał z tamtej ciemnej nocy.
W drugim momencie już przymrużył nieznacznie oczy, skupiając się na Tobie samej - poświęcając Ci uwagę, której chyba nikt na dobrą sprawę nie chciał - tak przewiercało się umysł, tak wbijało się sztylety w duszę i rozrywało ją w pół, bezinteresownie, bez żadnej przyczyny - dla samej rozrywki niszczenia wpisanego w geny.
To była cała Otchłań.
- Zamierzasz się mierzyć na spojrzenia? - Zmarszczenie brwi - huh, kto by pomyślał - ona również swe spojrzenie skupiła... tylko że na twarzy, która aktualnie się przed nią nie jawiła. Na twarzy zrobionej fotografią pamięci.
Kelly McCarthy
Oczekujący
Kelly McCarthy

Wieża Zegarowa - Page 3 Empty Re: Wieża Zegarowa

Czw Lis 19, 2015 9:57 am
Słowa brzmiące jak swoista groźba, (nie)stety zostały odebrane przez dziewczynę nieco... Niepoważnie. Uśmiechnęła się do niego, przechylając głowę w bok, niczym zaciekawiony kociak, który widzi laserową kropkę na ścianie. Nie mogła mu odmówić mrocznej sławy jaką w okół siebie rozsiewał. Takiej, która będzie się za nim ciągnąć zapewne całe życie. Lubił to, bądź nie. Robił to co lubił, bądź to, czego rzekomo spodziewali się po nim inni. Było tak wiele pytań, tak mało odpowiedzi.
- Mój pogrzeb? - pokiwała głową z udawanym uznaniem nie spuszczając z niego wzroku choćby na moment. Ciarki przeszły wzdłuż jej pleców. Ale nie ze strachu przed jego słowami, ani nie przez to, iż zwizualizowała sobie to jak leży w trumnie.
To on. Jego magnetyczna, specyficzna osobowość chyba tak działała. Nie wiedzieć czego można się po człowieku spodziewać, to dopiero ekscytujące! Nie był przerysowany, ani nie starał się być... Jaki był. Bo nawet w tej chwili, kiedy stała z nim twarzą w twarz nie potrafiła znaleźć dobrego określenia dla jego osoby. Mroczny? Intrygujący? Zły? A może pełen goryczy, która niewidzialną falą wylewała się z niego. Tylko wtedy, kiedy nikt nie patrzył...
McCarthy była raczej kiepska w ocenianiu innych, a przynajmniej takie miała nieodparte wrażenie.
- Nie, to ty zacząłeś. - zmrużyła oczy, nie odwracając spojrzenia. Czuła jak prześwietla jej duszę na wylot. Miała wrażenie, że już po kilku sekundach patrzenia, wie o niej wszystko. I zapewne gdyby miała wstydliwe tajemnice, zapadłaby się pod ziemię. Sama niewiedząc czemu. Hardo jednak nie odwróciła od niego twarzy, ani tym bardziej nie spuściła wzroku. W jej oczach szalały iskierki ciekawości, może nieco rozbawienia.
Ktoś już kiedyś powiedział, że jest wariatką. Szaleńcem, który grasuje na wolności i pakuje się tylko w ciągłe kłopoty. Jednak mogłaby przysiąc na wszystko co ludzkie i święte, że to siła wyższa sprawia nad nią kontrolę. Robiła często rzeczy, których nie chciała, a mimo to zawsze wychodziła z tego cało.
To chyba dar...
- Czy ty... Grozisz mi? - zapytała nieco głośniej niż powinna. Groźba... Groźbą byłoby wycelowanie różdżki w jej osobę. Groźbą, byłby cios w twarz. Groźbą, w końcu mógłby się okazać nawet najmniejszy ruch ze strony ciemnowlosego chłopaka.
A tak? Trwała przy nim, na przeciw niego, tuż obok. Spokojna o swoje jestestwo i spokojna o wszystko inne...
- Jeżeli tak... To jeszcze musisz się wiele nauczyć. - pokręciła głową jak rozczarowany nauczyciel, widzący u jednego ze swoich uczniów kiepską ocenę.
Sahir Nailah
Oczekujący
Sahir Nailah

Wieża Zegarowa - Page 3 Empty Re: Wieża Zegarowa

Czw Lis 19, 2015 3:20 pm
Spoglądanie - dwa morza, jedne okolone barwą tęczówek z czarną wysepką, drugie niezgłębionym oceanem - nie było mrugania, nie zapadała kurtyna - litości, panie scenarzysto, pozwól nam się tutaj zatrzymać w jednym akcie! - wołali aktorzy nie grający głównej roli w przedstawieniu, zamierał tłum w bezdechu oczekując na decyzję, oczekując na reakcję mierzących się sylwetek - spoglądanie, które było spoglądaniem w głąb - chwytaniem za przysłowiowe jaja i zaciskania na nich palców tak, by poczuć, tak, by na pewno zabolało, by nie mieć odwagi tego spojrzenia opuścić - albo właśnie by rezon stracić i uciec jak łania, która czmycha pomiędzy konarami drzew, gdy myśliwy wystrzelił pierwszy, ostrzegawczy pocisk ze strzelby wiedząc, że to spłoszy mu zwierzynę. Zrobił to specjalnie. By było ciekawiej. By spoglądając ofiara i tak nic nie widziała - jedynie czerń, blank space we własnych myślach nie pozwalający się skupić... W oczach Kelly zatrzymał się ten wystrzał. Bezdźwięcznie powtarzał raz za razem, umieszczony w pewnych dłoniach dubeltówkach nigdy nie przestawała celować w samo Niebo, by zestrzelić chury anielskie - pióra ich już się sypały - obmywały ciało marchewkowo-włosej niewiasty i...
Nawet nie skinął głową. Ciało jednego z serafinów upadło za jej plecami - rozprysnął się na zimnej posadzce - oto i rzeka krwi, która będzie wzbierać i wzbierać - na niej płynąć będą białe lotki, które wychłepczą chciwie całą szlachetną barwę królów i spłyną po schodach - biel - tam, za jej plecami, była biel zamieniona na szarość - bo tańczące w szarości wiedźmy skryte w owalach czarnej mgły nie pozostawiały tego, co niematerialne, czystego i nietkniętego... Musiały badać. Bez wytchnienia i bez litości... Brzmi znajomo - brzmi tak, jakby półszept niewiasty, co nie czekała na zaproszenie, a sama usiadła na parapecie przed tobą, wymsknął się z jej soczystych, pełnych warg stworzonych do pocałunków i dotykania ich palcami - huh, czy to już praca imaginacji? Nie odpowiedziałeś - oczywiście nie na ten brak litości i badanie - zatrzymała się na płyciznach czarnego morza i czujnie się rozglądała - czujnie i z zaciekawieniem, podwijając krańce sukienki, taplając się w czerni po kostki chłodnej wody - co tu kto zaczął poddawałbyś w wątpliwości - i to mocne.
- Bynajmniej. - Ton głosu nie zmienił się nawet o jotę - choć chyba stał nieco głośniejszy - uniósł bardziej głowę, która do tego punktu pochylona była bardziej ku gitarze i wyprostował się, by w pełni pochłonąć sylwetkę przed nim siedzącą i jej woń, która uderzyła wiadomością jako pierwsza - że ją znasz - a ona nie zna ciebie z tej dobrej strony... i nie pamięta tamtej nocy. Że ty zaczął mierzenie na spojrzenia? Ha... to ona tutaj przyszła wtapiając w ciebie swe oczęta i przysiadając się tak o, bo mogła - i jakoś ci to nawet nie przeszkadzało tak na dobrą sprawę - nie miałeś najmniejszej ochoty próbować choćby nadawać na agresywnych wibracjach, które zazwyczaj wytwarzały wokół ciebie nieprzekraczalną, szeroką bańkę, którą ludzie instynktownie omijali lub z niej uciekali, kiedy zaczynała się rozszerzać - nie miałeś ochoty, bo na nią to by nie zadziałało w tak prostym stylu - wymagałaby twojego wysiłku... zaś bez przesady - wysilać się... Kim ona była, byś się niby dla niej wysilał?
- Nie. Żartowałem. - Wytłumaczył z niezmiennie grobową miną - mówi się, że każdy ma własny poziom śmieszkowatości, poczucia humoru - Nailah jak widać nie miał go w ogóle, bo przynajmniej zewnętrznie nie wydawało się go to bawić. A wewnętrznie? To dość krytyczne, to może być nawet nie smaczne - ale w tych lepszych dniach bardzo go potrafiły bawić ludzkie reakcje na takie teksty w połączeniu ze świadomością własnej reputacji w tych murach.
Co innego, że rzeczywiście byłbyś w stanie jej pogrzeb jednoosobowy urządzić w ramach gorszego dnia.
Lecz nie dziś, nie dziś...
Chyba na tym etapie, skoro już sobie pośmieszkowali oboje, zainteresowanie pana Nailaha nową towarzyszką się skończyło, bo opuścił swoje spojrzenie znów na gitarę, muskając nieznacznie dwie struny, który ledwo wydały z siebie jakikolwiek dźwięk.
- Nie będę tracił dla ciebie energii, skoro powierzchowne groźby i tak nic nie dadzą. Owładnięta strachem nie prezentujesz się już tak godnie. Żałosny widok.
To było wypisane w jej oczach.
Tak jak i wiele innych rzeczy.
Oho - przynajmniej się odezwał i dał znać, że nie zapomniał o jej istnieniu. I... to chyba gorzej, prawda?
Kelly McCarthy
Oczekujący
Kelly McCarthy

Wieża Zegarowa - Page 3 Empty Re: Wieża Zegarowa

Czw Lis 19, 2015 10:08 pm
A więc to tak? Jakaś z wielu odmian czarnego humoru kroczyła dumnie obok młodego mężczyzny. Od początku wiedziała, że jest on okropnie specyficznym człowiekiem, jednak nie sądziła, że aż tak. Mimo to, wciąż uśmiechała się do niego delikatnie, jakby chciała udowodnić, że wcale nie przybyła w złych zamiarach. Aby zamaskować też setki innych emocji, które siedziały jej w głowie...
Od ostatniego czasu zbyt wiele rzeczy działało przeciw niej. Wszystko, w co do tej pory wierzyła, rozsypało się jak domek z kart.
Huragan.
To on wszystko zniszczył i pozostawił na pastwę nieprzespanych nocy, krzyczących myśli i tego wszystkiego, co nie dało poskładać się do kupy na żaden ze znanych jej sposobów. Najchętniej wyrzuciłaby wszystkie swoje wątpliwości z głowy. Powiedziała to komuś przypadkowemu, komuś kto nie bałby się jej ocenić. Powiedzieć prawdę prosto w twarz, nie bacząc na konsekwencje, które swoją drogą nie byłyby aż tak duże...
A właściwie żadne.
Żałosny widok? Och jak bardzo musiała mu zawinić swoją obecnością, skoro już w pierwszych jego słowach została zrugana za bycie beznadziejną. Nie zraziła się jednak ani trochę.
- Żałosna? Dziękuję za falę komplementów z twojej strony, Sahirze. - zacisnęła  usta, znów przyglądając mu się badawczo. Czy mógłby dodać coś jeszcze?
Tak, falę wymyślnych epitetów na twój temat.
Gitara, którą dzierżył Krukon zwróciła jej uwagę. Grał? Czyżby gdzieś tam w środku jego (podobno) oślizgłej natury, skrywała się jeszcze dusza artysty?
Jak przystało na tę rudą istotę, nie omieszkała się gapić chwilę za długo, w oczarowaniu, fascynacji i czymś jeszcze. Może z miłością?
Nie, nie do panicza Nailaha*, a do instrumentu...
Zawsze chciała nauczyć grać się na jakimkolwiek ustrojstwie, jednak nigdy nie dostała od losu takiej szansy. Gdzieś kiedyś w szufladzie pałętał się flet, na którym starała się wyrzępolić choć jedną z prostszych kolęd. Jednak... To wciąż był TYLKO flet. Miał owszem różne zastosowania te bardziej i mniej praktyczne**, jednak szybko wylądował w koszu. Zaraz obok jej zapału.
- Co może być bardziej żałosnego, od widoku samotnego faceta, który śpiewa do akompaniamentu swojego instrumentu i deszczu? To dobre pytanie. - oparła głowę o kolano, które podciągnęła pod brodę.


*to tylko skrycie i prywatnie
** Heheheszky

/krócej, bo nie umiem.
Sahir Nailah
Oczekujący
Sahir Nailah

Wieża Zegarowa - Page 3 Empty Re: Wieża Zegarowa

Czw Lis 19, 2015 11:23 pm
Ciemny korytarz, ocienione schody do samego Nieba - jeśli spoglądało się w górę - i do Piekła - jeśli tylko spojrzało się w dół - tam, w dół, płynęła rzeka, szkarłatne pióra, tam na dole leżały przestrzelone Anioły, którym odebrano serca, przykryte owalem intensywnych włosów zjawiskowości spokoju, co umościł się nieopodal Czarnego Kota - taka swoista tarcza, która zdawała się przyjmować całego pecha uznanego przez gawiedź na przysłowiową klatę - tak jak krople deszczu obijały się o szybę, tak pech obijał się o nią - i spływał w dół po wypolerowanej, lśniącej nawierzchni, ciesząc oczy swą czystością, nieskalanością, tylko dodawał jej blasku i wyglądu, miast modzić i ciągnąć w dół, przeszkadzając w ekstrawertycznym byciu - tu i teraz, na zawsze, pomiędyz drogą do Nieba i Piekła, gdzie zanikały granice i przestało się spoglądać na własne sumienie w tym Czyśćcu, do którego dobrowolnie weszli i w którym przystanęli, nie mając ochoty przesuwać się dalej - nic pomiędzy nimi nie huczało - to tylko płaczące za martwymi towarzyszami Anioły upuszczały łzy na zewnętrzne strony Czyśćca dla hołdu ostatniej pamięci Dobroci i Fałszu zarazem, która tu nam poczęła zamierać.
Pogrzeb.
Czyniliśmy jej pogrzeb w poszukiwaniu szczerości, która strzałą przebiłaby się przez tarczę i doprowadziła ją w końcu do drżenia, by jej serce mocniej zabiło raz jeszcze, by tym razem to zapamiętała bardzo dobrze, bez zmywania bolesnych ran z pamięci, z wręczeniem kolejnej szansy życia przez samą Śmierć, która cofnęłaby ostrze kosy z grdyki w decydującym momencie i uśmiechnęłaby się cwaniacko pod nosem, obracając plecami do Tarczy - do tego dziewczęcia, które było wrogie.
Ludzie. Karaluchy. Dodanie tych dwóch substancji wręczy nam prosty wynik - wrogowie. Zlewali się w jedno i dawali jasny obraz tego, kim była Polująca, co w swych oczach zatopiła wciąż strzelającą strzelbę - może tylko na to jedno popołudnie, kto wie? Może specjalnie dla Nailaha, by sprawdzić, czy diabeł jest naprawdę tak straszny, jakim go malują? Ale teraz pojawiało się pytanie zwrotne - niby kim on miałby dla niej być, by to ona się dla niego wysilała?
- Do usług. - Odpowiedział gładko i podciągnął gitarę wyżej, układając palce na gryfie jednej dłoni, a drugą zabłądził na bęben, by ugiąć mocniej nogę w kolanie, znajdując w niej podparcie dla instrumentu, skupiając na nim całą swoją uwagę. - Komplementowanie to jeden z moich licznych talentów. - Spokój to podstawa - spokój nadaje rytmiki strunom i oczarowuje - nie jest to wspomniany spokój przed burzą - na niebie nie czają się błyskawice i nic nie wskazuje na to, by prędko się to zmieniło - być może to anielska krew, która skapywała niewidzialnymi kleksami na ciało Kelly sprawiało, że stawała się bardziej groźna w swej wcale nie takiej niewinnej czystości - że nie lękała się ciemnych sylwetek, które wyznaczyły sobie ją jako punkt uczepienia - oblepiły ją, przylgnęły do niej niewyczuwalnie i zamknęły w kopule własnego świata, który wcale nie był straszny - był jak ten deszczowy dzień - szary, melancholijny i zastały w jednej chwili, by zezwolono mu doznać nieskończoności, a wraz z nią - doskonałości w spełnieniu formy, by nie istniała potrzeba jego zmienienia - to był świat, który czasem rozbłyskał i spalał się wyjątkowo jasnym płomieniem... bardzo podobnym do tego z wystrzału dubeltówki. Do tego, którym spalał się świat Mccarthy.
- Tylko pewna dziewczynka, która nie akceptuje prawdy i nieskutecznie stara się mnie ciągle atakować słowami. - Nie da się naruszyć spokoju deszczu. Nawet gdy wykrzyczy się w jego przestrzeń całe zło, wszystkie udręki i żale, gdy zacznie bić się pojedyncze łzy anielskie nagimi pięściami, lub gdy zacznie się śmiać i biegać wokół pełen wesołości - deszcz zmywał wszystko i błogosławił ciszę, by drzemała wokół. Głos Nailaha dostosowywał się do tej uświęconej ciszy, ale to nie tak, że szeptał - jego mrukliwy głos, który uznawany był za ten z rodzaju "przepitych", czy też "przepalonych", wchłaniany był przez chłód ścian i nie odbijał echem od opustoszałego korytarza, nie tak barwny, nie tak wyraźny jak ten Kelly, co dominował w eterze mimo swej nie nachalności.
Tak się jakoś złożyło, że ta nachalność nie była nawet wyczuwalna w samej Kelly, chociaż zdecydowanie zbyt śmiało wprosiła się na to miejsce i zdecydowanie zbyt mocno właziła ci na głowę w bezczelny sposób - pewnie dlatego znów uniosłeś na nią twarz i spojrzałeś w jej oczy, już nie tak intensywnie, jak wcześniej.
- Skoro samotność i muzyka jest według ciebie żałosna, to co tu robisz?
Bang.
Kelly McCarthy
Oczekujący
Kelly McCarthy

Wieża Zegarowa - Page 3 Empty Re: Wieża Zegarowa

Pią Lis 20, 2015 10:46 am
Zmarszczyła brwi nieznacznie. Atakować? Jego? A niby w jakim celu? Nie przysiadła się po to, aby walczyć na obelgi, niczym na miecze samurajskie. Stwierdziła po prostu, iż nie potrafi trzymać języka za zębami, co kończyło się zwykle marnym skutkiem. Puściła więc jego słowa mimo uszu, postanawiając je przemilczeć. No dobra, może tylko niektóre...
- Licznych? To co jeszcze potrafiłbyś mi zaprezentować? Ja na przykład grałam kiedyś na flecie. Miał on bardzo obszerne zastosowania. Wkładałam go na przykład tacie do nosa, kiedy za głośno chrapał. To była muzyka! Jak warchlak, który gwiżdże. - wpadła w wir opowieści, nie mogąc się już zatrzymać. - I myślę, że grałabym do tej pory, jednak sam widzisz... To był flet. Kiedy koleżanki zaczęły się ze mnie śmiać, przestałam. Bo to głupie, jak cały czas ćwiczysz trzymanie czegoś w ustach. Wróżyły mi słabą przyszłość, gdzieś wśród męskich fletów. Dlatego przestałam. - zakończyła swój mały monolog z głośnym westchnieniem. Słowa wystrzeliwały z jej ust niczym małe kamyczki, które były pociskami w procy.
Właściwie sama nie zdawała sobie sprawy z tego, dlaczego mu to opowiedziała, bo i co mogło go to obchodzić?
- Wyobraź sobie minę mojej matki, kiedy ktoś jej kiedyś na mnie naskarżył, że dmucham we flet zbyt dobrze i nie może przeze mnie zmrużyć oka w nocy. To był stary sąsiad z domu obok. Zwykły zbok. Chodziło o muzykę, ale... Sam wiesz. - wykręciła sobie palce w geście zażenowania.
Po co do cholery o tym mówisz?!
Sahir wydawał się być nieugiętą osobą i stwierdziła, że ta historia nie zrobi na niem żadnego wrażenia. Może właśnie dlatego stał on się jej celem. Celem, który niestety będzie musiał wysłuchiwać jej opowieści. To co ma do powiedzenia, było znacznie bardziej pokręcone, niż mogłoby się zdawać.
- Widzisz, teraz nie grasz i nie jesteś sam, tylko ze mną. Uratowałam cię właśnie od bycia żałosnym, powinieneś mi dziękować, a nie na mnie krzyczeć. - wlepiła w niego spojrzenie swoich wielkich oczu, w którym tańczyły iskierki rozbawienia. Nie brała tego spotkania zbyt poważnie. Może to przez plotki krążące w okół jego osoby? Że nikogo nie lubi i nikogo nie jest w stanie uszanować?
Może to właśnie ta wiedza dodała jej otuchy i postanowiła nie starać się zbytnio o jego względy?
Oczywiście mogła mu nawtykać i sobie pójść, ot tak dla własnej satysfakcji. Zauważyła jednak, że woli zaśmiecać jego głowę swoimi durnymi opowiastkami, tylko po to, aby powiedzieć to komukolwiek, kto bez względu na to czy będzie miła i fajna, czy beznadziejna i głupia - jej nie polubi. To całkiem satysfakcjonujące, nie starać się.
A szkoda.
- Spójrz. - poruszyła się na parapecie, niemal z niego nie spadając, jednak w ostatniej chwili chwyciła go za kolano. Tak, tylko za kolano. Tylko po to, aby nie zaliczyć bliskiego spotkania jej twarzy z twardą posadzką. Odzyskawszy równowagę, poklepała go po nodze.
- Widzisz, jaki jesteś przydatny. - pokiwała głową z uznaniem i wyjęła z torby, którą uprzednio rzuciła na ziemię, mały zwitek papieru. Rozpakowała przedmiot i uniosła go na wysokość oczu chłopaka.
- To flet. Dmucha się w niego. Ale nie jak w partnera, tylko dosłownie. - mówiła tonem, którym nie pogardziłaby żadna z przedszkolanek. - Spróbuj, jest czysty. - po tych zapewnieniach wystrzeliła w kierunku jego ust i wcisnęła w nie flet. Może trochę za mocno, jednak nie przejąłwszy się tym za bardzo, klasnęła w dłonie uradowana ze swojego "wspaniałego pomysłu".
Sahir Nailah
Oczekujący
Sahir Nailah

Wieża Zegarowa - Page 3 Empty Re: Wieża Zegarowa

Pią Lis 20, 2015 12:05 pm
Walki na samurajskie miecze są cudowne, mon cheri - tylko wymagają tego "starania się" - gdy stal błyskała, miecze śpiewały do uszu, a adrenalina wypalała żyły od środka, szepcząc do uszu, że to może być ostatni dzień. Ostatnia sekunda. Ostatni oddech i ostatnie rozmyte barwy złapane do oczu, które rozmywały się w prędkości ruchów, w które próbowaliśmy wetknąć jak najwięcej siły, jak najwięcej gracji i zwinności, by umykać, by atakować, by bronić się - nasze życie wyglądało mniej więcej tak samo, tylko nie było ujęte w paru minutach, rozciągnięte na sto lat - czasem dłużej, czasem mniej, bo tak już bywało, że niektórzy żyli za długo, a inni - za krótko, zupełnie jakby równowaga nie mogła zostać zachwiana w swej równości i jedni musieli cierpieć, by inni mogli cieszyć się szczęściem.
Nailah uniósł nieznacznie jedną brew - wznosił ją powoli wraz z rozwojem opowieści, która w swej głębi i wynikających z niej morałach nie miała sobie równych - nadawałaby się do wieczornych dobranocek dla dzieci, lub do włożenia pomiędzy karty tragicznych bajeczek braci Grimm, które miały uczyć dzieciaczki, że życie wcale nie jest takie kolorowe i barwne, jak im się wydawało - a w końcu z tej bajki mogłyby się nauczyć czegoś o współżyciu seksualnym na zasadzie fletów i ust - pewnie coś by z tego wyciągnęły (nie dosłownie), pewnie jakaś nauka mogłaby dla nich stąd wypłynąć... bo mogłaby, prawda? Głupota... Tak to już było - przemilczenie równało się przemilczeniem, snute baśnie nie raz nie posiadały żadnego odzewu od strony tych, którzy słuchali - ale czy w ogóle Kelly zależało na jakimkolwiek odzewie? Czarnowłosy opuścił znów swoje spojrzenie na gitarę i zaczął w końcu przejeżdżać po strunach w jednym rytmie, wydobywając z niej nienachalną, cichą melodię opływającą korytarze, która chyba nijak nie pasowała do kretyńskości tego, co właśnie usłyszał - cóż, każdy miał swoje demony, najwyraźniej demonem panny Mccarthy były flety i dmuchanie w nie - gdyby Nailah był bardziej wspaniałomyślny to mógłby nawet pokusić się o stwierdzenie, że nikogo nie należy krytykować - tutaj pojawiało się to "ale", w którym jednak do wspaniałomyślności było mu bardzo daleko... Pojawiał się jednak jeden plus - jedna wypowiedź, która sprostała oczekiwaniom wampira co do tej osóbki przed nim siedzącej, która zabierała coraz większe terytoria jego spokoju, na której coraz mniej swojej uwagi słuchał - dzielący ich instrument był idealną przeszkodą, magiczną linią, która miała rozłączać ich światy i nie doprowadzać do ich koligacji - idealny peacemaker.
Czarnowłosy odetchnął głęboko i uniósł swoją głowę na dziewczynę, wykrzywiwszy usta w grymasie niezadowolenia, a jego spojrzenie i twarz wreszcie wyraziły jakieś emocje - była to zblazowana, ale wyraźna mieszanka irytacji, zrezygnowania i coś, co słownie mogłoby odzwierciedlać pełne zażenowania "pierdolisz" - bynajmniej nie fizycznie, żeby nie było nieporozumień przy wcześniejszym omawianiu fletu w dość jednoznacznej... sytuacji. Nawet nie drgnął i nie mrugnął, kiedy się zachwiała i ledwo wyratowała przed wyrżnięciem twarzą na schodach - złamanie nosa byłoby bardzo prawdopodobne i, tak, nie rwał się do pomocy jej - wręcz przeciwnie, przez chwilę nawet rozważał, czy jej nie popchnąć, nie docisnąć do ściany i nie doprowadzić do tego samego wyrazu twarzy przerażenia i próby ratowania się, który miała w Zakazanym Lesie - i nawet nie chodziło o to, że źle się wtedy prezentowała - strach już ma to do siebie, że obdziera z godności...
Bardzo dobrze to rozumiałeś.
Tylko że zanim dobrze się zreflektował, ona po prostu wepchnęła ten pieprzony flet w jego wargi - czarnowłosy odruchowo się pochylił i od razu złapał go palcami, by go wyciągnąć (matko, jak to zbereźnie brzmi) i odkaszlnął parę razy - przytrzymawszy gitarę nogą sięgnął drugą dłonią do gardła, by go rozmasować.
- Pojebało cię?! - Jeśli jej celem było wywołanie u niego prawdziwych emocji, to udało się w stu procentach. - Masz coś jeszcze idiotycznego do zrobienia albo powiedzenia? - O ile to pierwsze było iście zwierzęcym warknięciem ukazanym wraz z gniewem na przekutej masce twarzy, tak to drugie przesiąknęło chłodem łapiącym każdą z cząsteczek krążących w eterze, zamrażając je w czasie i przestrzeni na kilka chwil - flet został upuszczony przez jego palce, upadł na schody i potoczył się w dół, wywołując charakterystyczny odgłos drewna uderzającego o kamień, gdy spadał z kolejnych stopni, tocząc się po półokrągłej wieży - tam, w dół, tam, po anielskiej krwi, tam - do Piekła.
Palce Nailaha nagle znalazły się na szyi Kelly, by nią szarpnąć i... puścić. Wampir skrzywił się okropnie i ściągnął brwi po tym gwałtownym nachyleniu się w jej kierunku, by z wolna powrócić do poprzedniej pozycji.
Sponsored content

Wieża Zegarowa - Page 3 Empty Re: Wieża Zegarowa

Powrót do góry
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach