Go down
Sahir Nailah
Oczekujący
Sahir Nailah

Wieża Zegarowa - Page 2 Empty Re: Wieża Zegarowa

Nie Gru 28, 2014 2:49 pm
Bałagan, jaki panował wokół, panował jedynie w ludzkich sercach, omijając Cię szerokim torem – przeglądałeś myśli jak dobrą książkę, w których panował porządek, posegregowane – doskonale wiedziałeś, gdzie teraz powinieneś się udać, jakim torem pójść – owszem, mimo to lubisz się zatrzymywać i słuchać, co inni ludzie mają na ten temat do powiedzenia – ludzie, którzy sądzą, że jest w tobie coś jeszcze do odratowania, naiwni, głupi – masz bardzo wiele przymiotników, którymi możesz ich określić, a jednak nie powiesz też o sobie, że sam jesteś mądry, żeś geniuszem... podświadomie czekasz na ratunek? Skądże znowu. Czekałeś, w czasie przeszłym, oddawałeś się dłoniom, w których chciałeś poczuć się bezpiecznie, wtedy, w porównaniu do teraz, było naprawdę... źle. Teraz jest dobrze. Upadek? Rozpacz? Ból? Emocje?
Chłód jego spojrzenia obejmował ciepłą sylwetkę, ale nie oceniał, nie ważył, nie spychał na tor boczny – przyjmował fakty i odbierał trzeźwo rzeczywistość, by też w takich kategoriach ją oceniać. Nie patrzył na Ciebie z góry. Nie widział w Tobie Cyganki. W Jego oczach byłaś taka, jak każdy inny, a zarazem jedyna w swoim rodzaju nie przez pryzmat opalonej skóry, twych cudnych oczu, barwy włosów i pochodzenia – nie dostrzegał rzeczy, przez które większość gotowa była cię ocenić i wyśmiać – dla niego zawsze istniała głębia i spoglądał, przenikając przez wszystko, na co otchłań napotknęła, czy raczej – pochłaniając to, co przeszkadzało mu w zrozumieniu i zbadaniu – typowy Krukon można by rzec...
Uważasz, że kryje się w nim coś pięknego – ach, gubi go to, że twe oczy go lubią, że według ciebie każda pięciolinia przez niego wygrywana nie była błędem, jak to on uznawał z góry – widziałaś jakieś piękno (czy to nie tylko twoja wyobraźnia, Esmeraldo?), które on grał, nim zginie – jego droga była drogą u boku Śmierci, tej siostry, z którą chodził bok w bok, by być jej posłańcem, którego szczęście było nieważkie – temu rodzeństwu nie przeznaczono łatwej drogi, przeznaczenie zostało dlań zapisane już u zarania dziejów... Więc? Masz moc, by na nie wpłynąć? Masz moc, by nagle tego Czarnego Kota sprowokować, by nie odwracał się ogonem do wszystkich, którzy mu zaćmią słońce, temu staremu oszustowi, który prychał na tych, którzy mu się przyglądają, oszustowi nad oszustami – pokerzyście, kolekcjonerowi łez, który łga nawet samemu sobie i jest taki dobry, by przekonywać do tych kłamstw samego siebie. Dobrze mu się wyleguje na słońcu, leniwie płynie czas, a on jednym, czarnym ślepięciem uważnie bada tych przechodzących obok... Chcesz się bawić? Baw się, wiesz, że on drapie, że lubi poskakać po nie swoich płotach, a mimo to wraca, pozwala się dotykać i nawet czasami się połasi... Chcesz czegoś więcej?
- Nie jesteś jedyna. - Uśmiechnął się cynicznie. - Przestań sobie roić, że potrzebuje jakiejś pomocy. Niczego mi nie potrzeba.
Chory na wszystko i wolący nie wchodzić ludziom pod nogi, by swym nieszczęściem się z nimi nie dzielić...
Jesteś jak jaskółka, która zgubiła wiosnę.
- Ja już nie żyję. - Uśmiechasz się do niej, pozwoliłeś swemu wzrokowi złagodnieć, pozwoliłeś jej się okręcić wokół Ciebie i przytknąć twe plecy do zimnej ściany, by objąć ją w pasie – nieskazitelna, cudowna, porzucająca swe barwy tylko dlatego, żeby się przybliżyć, więc jest blisko – blisko fizczynie, a gdzie mentalnie..?
Jesteś złudzeniem dla miłości. Nigdy nie będziecie jak Bonny i Clyde.
Jesteś chory na wszystko i szczekasz jak kulawy pies, Ty dumny, Czarny Kocurze.
- Nie mają mi czego zabrać.
Esmeralda Moore
Hufflepuff
Esmeralda Moore

Wieża Zegarowa - Page 2 Empty Re: Wieża Zegarowa

Nie Gru 28, 2014 3:23 pm
To, że ty czegoś nie potrafisz już dostrzec nie oznacza, że już tego nie ma. Nawet jeżeli ten cenny skarb zgubiłeś to ona jest w stanie cofnąć się i go znaleźć, nawet jeżeli oznaczało by to, że będzie musiała brodzić w najbardziej obrzydliwym bagnie. Zrobi wszystko aby to znaleźć. Bo nie chciała być jak twoi oprawcy którzy skazali ciebie na zgubę. Była biedną cyganką która nie miała nic do zaoferowania, nie mogła nic dać drugiemu człowiekowi, po za swoim uśmiechem i jakimś dobrym słowem. Bolało ją kiedy ktoś nie potrafił tego przyjąć. Dawała piękny dar, a on to odrzucał.
Jej szamragdowe oczy zaświeciły się przez chwilę. Czy to kilka kropel łez, czy może raczej jakieś inne światło tego nikt się nie dowie, bo jej oczy są strażnikami jej tajemnic. Przelała do nich całą swoje duszę, uczyniła je zwierciadłem jej uczuć. Niestety okazało się, że zrobiła to za dobrze, przez co nikt nie mógł tej tajemnicy rozszyfrować. Nawet ty... ten który o emocjach wiedział naprawdę sporo... nie tobie było dane dotknięcia tej skrzyni ze skarbem. Byłeś tylko kolejnym topielcem w oceanie który ona stworzyła.
To co działo się następnie wydarzyło się naprawdę szybko. Oswobodziła się z jego objęć, a jej mała i delikatna rączka wylądowała z zaskakującą siłą na jego policzku. W powietrzu uniósł się tylko dźwięk cichego plasknięcia. Te spokojnie lustra które do tej pory spoglądały na ciebie z ciepłem, w tej chwili zapaliły się żywym ogniem. I najpewniej gdyby to było możliwe to byś sam się nim zajął.
-Jeżeli nie żyjesz, to nie masz żadnych uczuć. Zostałeś pozbawiony sumienia- Jej głos nie był już miękki, i nie przynosił ukojenia. Była oskarżycielski, zupełnie tak jak byś właśnie staną przed sądem i miałeś usłyszeć wyrok. Romka wyciągnęła spod swojej spódnicy sztylecik który zawsze znajdował się na jej udzie i wcisnęła tobie w rękę. Przystawiła prosto do swojej szyi.
-Więc jestem dla ciebie niczym innym tylko chodzącym workiem na krew. Więc... weź sobie ją całą. I nie próbuj mi mówić, że nie po to mnie ratowałeś aby teraz zabić. Bo przecież o niczym innym nie marzysz.- Wbijała swoje zielone oczy w jego, takiego spojrzenie nie widział jeszcze nikt. I pewnie niewiele osób było by w stanie je wytrzymać.
-DLACZEGO MNIE URATOWAŁEŚ...- Krzyknęła do niego, chciała to wiedzieć. Może chciała aby sam przed sobą się przyznał, że jednak zachował w sobie resztki człowieczeństwa. Chociaż nie trzeba być wampirem aby nie być człowiekiem.
-Przecież gdybyś pozwolił mi utonąć, miałbyś jeden problem mniej. O jednego oprawcę mniej. Więc dlaczego?- Ponowiła swoje pytanie. Jej oddech znacznie przyspieszył, ale nie bała się. Patrzyła mu w oczy bez lęku, chociaż doskonale wiedziała, że teraz to on może zadecydować o tym czy będzie żyć czy nie. Więc jakim zaufaniem musiała go darzyć, jeżeli pozwoliła mu decydować o czymś tak istotnym. Oddała mu w jego ręce to co kochała najbardziej. Czyli swoje własne życie. To które opiewała w swoich pieśniach i któremu oddawała cześć kiedy wirowała podczas tańca.
Sahir Nailah
Oczekujący
Sahir Nailah

Wieża Zegarowa - Page 2 Empty Re: Wieża Zegarowa

Pią Sty 02, 2015 3:56 pm
Ręka płynnie ześlizgnęła się z jej ciepłej talii, uciekła ci, ta łania będąca dla ciebie niewiadomą, znakiem zapytania błyszczącym chęcią pomocy wymknęła się z twych pazurów, które nad nią trzymałeś, umknęła kłom, które chętnie by się zagłębiły raz jeszcze w miękkiej, pachnącej jaśminem skórze - woń tak jak pozwalająca się uspokoić, tak i nęcąca zastanowieniem, czy za każdym razem, kiedy byś ją ugryzł, smakowałaby tak samo. Miała w sobie to, co niezbędne, by chcieć pozostawać tak blisko i sycić się tą obecnością, której ona sama pożądała.
Tak, oto Ona, oto Cygancka, która uniosła na Ciebie dłoń, której dłoń spotkała się z twoim policzkiem z wyraźnym odgłosem plaśnięcia, a ty pod wpływem odruchu odwróciłeś twarz, chociaż uderzenie samo w sobie silne nie było. Nie musiało być. Fizyczny przekaz był tylko marnym bodźcem mającym rozbudzić ważniejszą część, w którą miał być ten zamach na twe ciało wymierzone - to, czego nie dało dosięgnąć się palcami, ni żadnym narzędziem, to, co nazywano sercem, umysłem i duszą w jednym - wybierzcie, które wam się podoba, bo to tylko jeden cios, gdzie więc kierowany? Ukierunkujcie go sami. Patrzcie na uśmiech, który był, a który zanikał na bladym licu wampira, patrzcie na wzrok, łagodny, który znowu twardnieje, znowu obojętnieje, zanim wykrzywia jego mimikę krótki przebłysk niezadowolenia, pozwalając mu zasłonić szok i zdziwienie, mające tam swe prawo bytu przez marnych parę sekund, jak i chwilę zajęło, nim w końcu na swą oprawczyni spojrzał. Tą, która teraz wzniosła dłoń z zimną stalą na samą siebie. Czy Cię to ruszało? Czy jej słowa do Ciebie trafiały? Nic nie czujesz. Patrzysz na nią i nie wiesz, czy akt przeciągnięcia ostrzem po gardzieli zrobi na tobie wrażenie większe niż pobudzenie pragnienia krwi, w którym tonąłeś coraz bardziej.
Wszedłeś do labiryntu, z którego nie było wyjścia.
Krzycz, krzycz ptaku, lśnij swymi emocjami, lśnij tym wszystkim, czego tej otoczonej czarną mgłą istocie brak, co w sobie utraciła - chciał patrzeć, jak wybuchasz, jak płoniesz, jak niszczejesz potem gasnąc - na razie jesteś taka jaskrawa, taka pełna życia, odważna i krucha jednocześnie. Jak jeden wielki żart. Kiepski żart.
- Dlaczego nie? - Odpowiedziałeś pytaniem na pytanie, unosząc palce, żeby musnąć policzek, który tak surowo potraktowała, a który przeciął jego jestestwo ze skazą diamentowego ostrza. Odpowiedź krótka, rzeczowa, wbrew pozorom nie będąc pytaniem samym w sobie... - Nawet zmarłym wydaje się czasami, że żyją. Dlaczego miałbym innych pozbawiać najpiękniejszego daru tego świata? - Życie, jak mogłeś stać obojętnie gdy ktoś je odbierał? Potrafisz? Oczywiście, że tak... Już tak... - Wszystkiemu na pohybel. - Zsunąłeś opuszki po linii szczęki, zbliżając się o jeden miękki krok w jej stronę, potem drugi... I wyciągasz rękę, jednak nie dotykasz tego ulotnego anioła - wszak czyż ona się nie rozpłynie, jeśli teraz ją choć muśniesz..? - Ponieważ chce patrzeć na życie przewijające się obok mnie... Życie, które mógłbym wchłonąć. Żyj, Piękna Wiedźmo plotąca swe bajeczne sieci. Jeśli chcesz mi pomóc, to żyj.
Był jak muśnięcie wiatru, kiedy zszedł jej z pola widzenia - zszedł, lekko dotknął muru i - zniknął... jakby same cienie wierzy go zabrały.
[z/t]
Esmeralda Moore
Hufflepuff
Esmeralda Moore

Wieża Zegarowa - Page 2 Empty Re: Wieża Zegarowa

Sob Sty 03, 2015 6:06 pm
Cyganka tak naprawdę pierwszy raz kogoś uderzyła. Czy ten cios który został zadany jej własną ręką był źródłem bólu... fizycznego nie, nie był bowiem wymierzony wcale mocno, a co z bólem moralnym. Tak czy inaczej ból zadany z jej ręki nie był uciążliwy, mogło by się wydawać, że człowiek mógł by nawet prosić o więcej. Ta piękna róża która kusiła swoim zapachem nagle okazała się mieć kolce. Więc... jak mogłeś ich wcześniej nie zauważyć. Przecież znajdowały się na nich ślady krwi innych nieszczęśników którzy próbowali zerwać ten kwiat, z tego zakazanego ogrodu do którego odważyli się wtargnąć. Cyganka była kimś do podziwiania nie do dotykania. Należała do wszystkich, ale jednocześnie była niczyja. Tera z była twoja, tylko dla ciebie, każde jej słowo było poświęcone tobie, każde spojrzenie, i każda myśl. W chwili kiedy odejdziesz stanie się ponownie przybłędą która nie ma swojego miejsca na tym świecie, i będzie czekać aż pojawi się ktoś do kogo będzie należeć chociaż krótką chwilę. Ta dziewczyna która wydawała się pasować do tego świata, która stanowiła wręcz nieziemską ozdobę, okazała się grać w zupełnie innym filmie.
Sztylecik spadł na ziemię z cichym brzdęknięciem. Wsłuchiwała się uważnie w jego słowa, a jej oczy przestały wysyłać w jego kierunku lodowaty powiew wiatru. Ponownie patrzyła na niego z ciepłem, ponownie chciała dać otuchę i zapewnić bezpieczne schronienie przed burzą która mogła rozpętać się nad jego głową.
-Czasami martwi potrafią być bardziej żywi niż ci którzy jeszcze dychają.- Powiedziała cicho i schyliła się po sztylecik. Podciągnęła spódnicę odsłaniając kawałek swojej zgrabnej nóżki i schowała go tam gdzie było jego miejsce.
-Nie ciepło ciała, nie bicie serca definiuje twoje życie, ale to co robisz w tej chwili. Korzystaj z tego jak najlepiej możesz, z tego, że widzisz lepiej, i słyszy dokładniej. I uwierz w to, że ktoś chce zostać przy tobie i pilnować twojego bezpieczeństwa bez względu na to co miało by się dziać- Uśmiechnęła się tylko delikatnie w jego kierunku i wyciągnęła ponownie swoją rękę która wylądowała na jego policzku dokładnie w tym samym miejscu gdzie został zadany cios mający na celu obudzenie go z tego snu na jawie.
-Chcesz abym żyła... to się obudź Sahir... ułatw mi to- Wyszeptała i zabrała szybko swoją rękę pozwalając chłopakowi odejść do swojego królestwa. Gdyby nie wiedziała, że jej słowa w jakimś tam stopniu zapiszą się w jego pamięci nie mówiła by tego wszystkiego, ale tak długo jak on będzie o niej pamiętać, tak ona będzie walczyć. Uśmiechnęła się tylko kiedy ten zniknął. Nie widziała sensu aby dalej przebywać w tym miejscu, rozmyślać nad tym co się wydarzyło, albo co powiedziała. Życie szło dalej a ona musiała ponownie rzucić się w jego wir i czekać na to gdzie to ten szalony prąd znowu ją wyrzuci.
z/t
Pandora S. Portendorfer
Oczekujący
Pandora S. Portendorfer

Wieża Zegarowa - Page 2 Empty Re: Wieża Zegarowa

Sro Cze 17, 2015 11:36 am
Wieczorna pora.

Pewna Krukonka poruszała się cicho i ostrożnie po okrytych całunem nocy korytarzach Hogwartu. Owinięta była przezornie długim czarnym szalem, aby zmniejszyć prawdopodobieństwo tego, że ktoś dostrzeże ją podczas jej eskapady... wszak rude pasma jej włosów wydawały się przyciągać — często niechcianą — uwagę bez względu na porę i miejsce. Tu, gdzie wszystkie przedmioty miały oczy i uszy, doprawdy trudno było o chwilę samotności. Nawet jeżeli udawało się jej oderwać od szkolnych zajęć, uciec od natarczywych spojrzeń innych uczniów oraz zaniechać na moment wtrącania się w nie swoje sprawy, mogła przecież liczyć na to, że dokładnie w chwili kiedy w końcu weźmie głęboki oddech, przywita się z nią duch, czy jakieś inne stworzenie magicznie, czym zniweczy jej upragnioną ciszę. Na ogół nieustraszony duch Pandory czuł się wtedy przytłoczony i ogarniało ją pragnienie niemal namacalne, by uciec, wyrwać się i ulecieć, gdzie nikt nie złapie jej już w złotą klatkę. Może dlatego tak bardzo interesowała się innymi gatunkami niż jej własny, gdyż zazdrościła im swobody i możliwości porzucenia dotychczasowego życia w dowolnym momencie. Ona nie mogła rozwinąć skrzydeł i po prostu odejść, miała przecież zobowiązania. Do piątku należały napisać esej na cztery stopy o zaletach i ryzyku związanym z nadprodukcją eliksiru, który najpierw samemu musisz wymyślić. W przyszłym tygodniu trzeba wysłać prezent na urodziny kuzynki, najlepiej od razu z liścikiem wyjaśniającym dlaczego zapomniało się o trzech ostatnich prezentach. Na kolejną przerwę wakacyjną trzeba było już zaraz się zacząć pakować i mentalnie przygotować listę rzeczy, o których opowie swoim rodzicom i tych, których sprytnie uniknie w rozmowie. I tak dalej, i tak dalej. Chodzi generalnie o to, że jej życie było zbyt powiązane z życiem innych osób, by mogła pozwolić sobie na zniknięcie. I chociaż podobną sytuację miał pewnie prawie każdy — czarodziej, czy mugol — to nie dodawało jej to otuchy.
Tak więc dziś, przy świetle księżyca sączącym się przez zamkowe okna, Pandora miała nadzieję znaleźć miejsce, gdzie nikt jej nie będzie przeszkadzał. Poprawiła swój szal, odsłaniając usta, gdyż powoli zaczynało robić się jej za gorąco. Zbliżało się przecież lato, a okrycie wierzchnie nie wchodziło w skład polecanych ubrań na taką pogodę. Prychnęła sama do siebie, uznając jednak, iż nie będzie psuła sobie swojej przykrywki przez tego typu niedogodności. Przytuliła do piersi dziennik, który domagał się już uaktualnienia i skręciła w wąskie przejście, znane tylko nielicznym. Ona do tychże się zaliczała, oczywiście, i nic nie mogło się przed nią ukryć.
Przeszła kawałek, zwalniając przy jednym z obrazów by lekko skinąć duchowi na przywitanie. Chociaż była tu już kilkakrotnie i spędziła wiele czasu na odkrywaniu tajemnych przejść, dalej nie mogła zdobyć się na to, by zignorować uprzejme postacie magiczne. Miała wrażenie, że jakby to zrobiła, to jej pobyt tutaj okazałby się być zwykłym snem. Obudziłaby się w swym przykrym świecie bez mocy i bez wszystkiego co ważne. Dlatego z szacunkiem traktowała wszystko, co dotyczyło czarodziejskiego świata. No, może oprócz Irytka, acz na szczęście jak do tej pory go nie widziała.
Pragnąc już jak najszybciej dotrzeć do swojej ulubionej samotni — trochę brzmi jak oksymoron — przebiegła przez dziedziniec wieży zegarowej i szybko z niego się usunęła, znikając w małych drzwiach. Dopiero wtedy odetchnęła, gratulując sobie kolejnej udanej ucieczki. Strzepała niewidzialny kurz z ramienia, na którym to narzuconą miała czarną, nieco przydużą, bluzę. Wtedy to też uniosła wzrok i zaczęła powoli wchodzić po schodach, które to oferowały wiele okien o szerokich parapetach, idealnych do spędzenia w nich nocy na pisaniu.
Sahir Nailah
Oczekujący
Sahir Nailah

Wieża Zegarowa - Page 2 Empty Re: Wieża Zegarowa

Sro Cze 17, 2015 3:52 pm
Chodź, choodź, drogie Dziecię, złap mnie za rękę - chodź dalej, idź, krok za krokiem, stukot twoich butów ginie w ciemnościach nocy, którą pożera wszechświat nie mający przed nią systemu samoobronnego - musicie poczekać jeszcze parę godzin, nim wstanie słońce, a tymczasem: witajcie w moim królestwie..! Zapraszam - wejdźcie głębiej, pójdźcie dalej - tutaj, przez zbutwiały świat teatralnych desek, gdzie w kącie ktoś rozstawił stoliczek do kart Pokera - uwielbiam w niego grać, gdy jedynym blaskiem i źródłem światła jest Luna - moja kochanka, z którą dzielę swe sekrety, jakobyśmy byli jednym - zagląda w moje karty, szepce do jednego ucha - do drugiego szepta Śmierć, obejmując mnie zimnym ramieniem - i tak przychodzi nam trwać w bezruchu, czekać, aż ktoś zapragnie wsunąć się za kurtyny, by odkryć co się za nimi kryje - to ciekawość, to ludzka ciekawość, która zwodzi na manowce, która pcha w to nieznane, w którym dreszcze przechodzą przez kark - oczekujesz ich, słodka, rudowłosa niewiasto..? Dlaczego brniesz w fałdach Nocy, starając się przemknąć przez jej suknię niezauważona, zakrywając wszystkie zmarszczki, które mogłyby ozdobić twą facjatę, gdyby przed twymi oczyma wyrosły potwory twej jaźni, czemu kryjesz swoje włosy, które byłyby ognistą kometą rozjaśniającą tajemnice, które kroczyły bezustannie wraz z mrokiem? Zlanie się z cieniami - oto niedoścignione pragnienie wielu - zniknąć, gdzieś teleportować się nie wiadomo gdzie, nikomu o niczym nie powiedzieć - niemal jak wsiąść do pociągu byle jakiego, dać się powieść na stację nie wiadomo jaką - racz wybaczyć, chyba pomyliłem nieco słowa tej piosenki - twoja stacja? Nie wyczuwam w niej pustki - jest przepełniona emocjami i wrażeniami, które kumulują się w jedno i dodają rytmu twemu sercu i pulsującej w żyłach krwi - jesteś na zewnątrz, nie próbujesz nawet się skryć, niczym Czerwony Kapturek brnący przez obcy las, co nie lęka się napotkanych przeszkód, tak ty schodzisz z wytyczonej ścieżki, której nauczyła cię matka na pamięć - tak będzie bezpieczniej - powiedzieli ci - tak będzie krócej... - dodał ktoś obok - ach, jak głupia, jak niesamowita jest ludzka natura..! Nie usłuchasz tej, którą znałaś całe życie - nie ma sensu pytać nawet, czy jesteś pewna tego, co robisz, choć nie poważę się wysnuwać jeszcze ekspertyz, musisz podejść bliżej, bym mógł cię dostrzec... nie tak, jak teraz - ledwo przez szybę wieży, z wysoka, ledwo, nawet z moimi oczyma, widząc jak się przemieszczasz tam w dole z gracją niewiasty stworzonej do tego, by zostać pchniętą na palety estrady, z ostrożnością zwierzęcia, które nawet nie ma świadomości tego, że przechadza się po terenie Dzieci Nocy, w czasie, gdy te żerują - nie dość się nasłuchałaś bajeczek, droga Pandoro? Za mało w twym życiu było plotek, pomówień, ostrzeżeń wystraszonych znajomych i strachu w ich oczach? Zwłaszcza, no wiesz, ostatnimi czasy, kiedy tak wiele peplało się o tym, jakie to wilkołaki, wampiry i wile nie są złe - świetnie było tego słuchać, jeszcze lepiej było spoglądać na jakże pełne urazu, nienawiści i przerażenia sporjzenia wymierzone w moim kierunku - moim i pewnie mnie podobnych... tylko o tych drugich nie miałem więcej informacji, zaś ja sam - raczcie wybaczyć, ale nawet nie będąc egocentrykiem, trudno by było nie dostrzegać rzeczywistości, zwłaszcza, gdy przepełniona była takimi, a nie innymi emocjami, rezonującymi od innych głębokim (i lekko ujętym zarazem) urazem - no, zdecydowanie wielu chciałoby mnie widzieć wyrzuconego stąd na zbity pysk - na pewno mnóstwo osób niezmiernie się cieszyło, kiedy wyprowadzali mnie w kajdankach do Ministerstwa na przesłuchanie... A kim ty jesteś? Jak świat cię traktuje? Huh, wychodzę na takiego, co nadmiernie interesuje się tematem... Raczcie, drodzy Czytelnicy, wybaczyć temu wyleniałemu, Czarnemu Kotowi, który właśnie rozleniwiony odpoczywał na jednym z parapetów niższych pięter wieży zegarowej, pół leżąc, a pół siedząc, a który aktualnie ledwo co rozchylonymi powiekami obserwował rzeczywistość zza krat, zza których nie chciał nawet wystawiać łapy - dobrze mu było po tej stronie Zniszczonego Raju, dobrze mu było w Zepsutym Świecie poza zasięgiem dłoni Dzieci Słońca - takich dzieci, jak zbliżająca się do jego ostoi niewiasta - gość nieproszony, gość tu niechciany, który nie mógł dostrzegać znaków "stop" rzucanych mu pod nogi - w końcu tańczyły one gdzieś w przestworzach, których gołe oko nie przejrzy - dalej: co jednak z intuicją..? Zamknięta w Skarbcu Nocy Wieża Zegarowa była niczym jej strażnik - niemy i lodowaty, pozbawiony skrupułów przed tym, by wyciągnąć swe pazury, długi pysk i kolczasty ogon, a potem rąbnąć nim w ziemię tuż przed nosem zainteresowanym - nie robił tego, dlaczego..? Czeka... czeka cierpliwy, opanowany, ściąga do siebie mylnym spokojem - wie, że jego ofiara do niego przyjdzie sama, że wejdzie w jego paszczę - spójrzcie, wcale się nie mylił, bo gdy tylko Czarny Kot stracił z pola widzenia majaczącą w dole sylwetkę, samemu pozostając scalonym z cieniami w miejscu, gdzie nie płonęły żadne światła, osoba omawiana położyła drobną dłoń na drewnianych drzwiach i pchnęła je do przodu - ustąpiły, choć wydawały się tak ciężkie, nie było problemu z opanowaniem ich, choć były kluczowym suspensu do naszej małej opowiastki, jaka potem, w postaci małej, skromnej książeczki, zostanie dodana do bogatej biblioteki przeżyć Pandory Portendorfer... gdyby tylko poziom rozbudowanego ego i pyszności mi na to pozwolił, pokusiłbym się o stwierdzenie, że bliżej jej będzie do trafienia w objęcia ciemnego, ponurego pudełeczka przeżyć, którego nie będzie można otwierać - ta słynna Puszka, ta słynna Pandora..! Mówili jej więc: nie otwieraj! - przecież ufała rodzinie, przecież ufała kochanym, czemu więc pokusa spojrzenia Otchłani i Śmierci w oczy była silniejsza? Tak jak ten Mały, Czerwony Kapturek, co zboczył ze znanych ścieżek - wciąż ta sama, jednakowa odpowiedź: ciekawość, ciekawość..! - nasz pierwszy stopień do Piekła...
Nasz suspensu zamknął się za główną bohaterką tej powieści.
Zobaczmy, gdzie dalej kroki ją poprowadzą...
Sahir oderwał otchłań oczu od szyby i otworzył je szerzej - jego zmysły pobudziły się, gdy do uszu dotarł szmer drzwi, które nawet nie skrzypnęły, gdy zostały rozwarte - szybko, tak jak szybki był krok nieznajomej, tak i prędko zostały zamknięte - paszcza naszego pierwszego potwora, uwierzcie, że tego mniej groźnego, została zamknięta - przychodziło teraz do zmierzenia się z następnym, który, jak na poziomach naszej własnej samoświadomości, musiał być cięższym przeciwnikiem, skoro postawiono go w tym więzieniu, którego Strażnik strzegł - ulubiona samotnia, jak to zostało to miejsce nazwane, piękny oksymoron, którego wagę doceniam w całym szlachetnym wydźwięku - wszak ludzie to takie owieczki stadne, pilnowane przez wytresowanego wilka, który nadal, mimo minionych wieków udomowienia go i przemianowania na słowo "pies", pamiętał w swej krwi, czym jest polowanie i wyszarpywanie tętnic z gardzieli tych niepokornych, co oderwali się od stada, miast posłusznie z nim przebywać - ty to właśnie zrobiłaś - jesteś gotowa przyjąć na siebie konsekwencje swych decyzji i spić z nich sok aż do ostatniej kropli?
Siedział - wciąż siedział w tym samym miejscu, z nienapiętymi mięśniami, a dałbym sobie ręce odciąć, co pomagają ożywiać ten idylliczny świat, że nawet nie oddychał, a serce mu nie uderzało - blady, odziany w czerń, do której został narodzony, by zlewać się z jej doskonałością, pożerającą wszystko bez różnicy na płeć, wiek, pochodzenie, czy jesteś przedmiotem, zwierzęciem, czy zjawiskiem - pewnego razu nie będzie odwołania od klęski zaginięcia w kosmosie, ale to (chyba) jeszcze nie dzisiaj - wiadomo, jak świat każdej istotki może być delikatny i naruszalny... Tak odpoczywał, Pan swojego własnego, drewnianego królestwa, śmieszny król w papierowej koronie, na którego oczy nie odbijające żadnych blasków, opadało parę kosmyków hebanowych włosów - czekał, wciąż czekał, wszak czas go nie dotyczył, nawet go nie muskał, kiedy przechodził obok...
Kroczek, kroczek - zegar tyka...
Och - więc jesteś - w całej swej okazałości - przybywasz porą szukać samotni w miejscu, która została już naruszona...
A On patrzy.
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Mistrz Gry

Wieża Zegarowa - Page 2 Empty Re: Wieża Zegarowa

Pią Wrz 04, 2015 5:32 pm
Kończę sesję pomiędzy Pandorą i Sahirem z powodu ich braku.
[z/t x2]
David o'Connell
Oczekujący
David o'Connell

Wieża Zegarowa - Page 2 Empty Re: Wieża Zegarowa

Pią Wrz 04, 2015 7:44 pm
Nie było tego po nim widać, ale miał naprawdę dobry nastrój. Udało mu się w końcu pozbyć tego przytłaczającego pragnienia wyładowania agresji, które wisiało nad nim chyba od miesiąca, a w ostatnich dniach przyprawiało go o drżenie rąk. Od ciągłego zaciskania zębów rozbolała go szczęka, którą potarł teraz w próbie rozluźnienia napiętego mięśnia, kiedy wchodził na Wieżę Zegarową – jedno z licznych miejsc, jakie zdążył poznać jako dobre lokalizacje na szybkiego papierosa.
Wdrapał się na samą górę i przysiadł na ostatnich stopniach, mając jako-taki wgląd na nadchodzących ludzi (a na pewno lepiej słysząc kroki na drewnianych schodach). Nie wyglądało na to, żeby miał mieć towarzystwo, a nawet jeśli – mało prawdopodobne, żeby spotkał tu jakiegoś nauczyciela, ponadto w takim wypadku nie przejął by się zbytnio. Jakimś cudem w tym semestrze miał szczęście w unikaniu konsekwencji łamania regulaminu, jeden szlaban by mu nie zaszkodził, a punktami dla domu się nie przejmował. Podobnie jak opinią innych na swój temat.
Wyciągnął paczkę francuskich papierosów, rozprostował nogi i wsadził jednego peta (mocno różniącego się od skrętów, które zwykle palił) między zęby. Wycelował w jego koniec różdżką, wypowiedział zaklęcie i po chwili zaciągał się już dymem, czując, jak nikotyna relaksuje jego ciało, zesztywniałe przez kilkudniowe napięcie. Musiał przyznać, że jakość fajek była bardzo wysoka, ale postanowił następnym razem kupić zwykły, mugolski tytoń i bletki, jak to zwykle robił. Miał wrażenie, że francuska marka do niego nie pasuje. Wywoływała podobne wrażenie jak widok jego różdżki w wymuskanym, eleganckim pudełku, w którym trzymała ją przez jakiś czas Gwendoline. Całe te przemyślenia nie zmieniały jednak przyjemności, z jaką oddawał się właśnie swojemu nałogowi.
avatar
Oczekujący
Colette Warp

Wieża Zegarowa - Page 2 Empty Re: Wieża Zegarowa

Pon Wrz 07, 2015 12:00 pm
Z jego stanem zdrowia było już całkiem okej; refleks wracał do normy, nie odpowiadał już na pytania ze szczególnie irytującym opóźnieniem i głowa mu wreszcie nie pulsowała – sen robił swoje. Choć nadal skóra była blada i oczy przekrwione, to Warp częściej się już uśmiechał, zdecydowanie więcej jadł i wykazywał większe zainteresowanie na lekcjach. Choć nadal czegoś mu brakowało. Czegoś, co powinien mieć w dwóch sztukach, ale zupełnie nie pamiętał jak to się stało, że już to stracił. Papierosów.
Ćpanie powietrza nie dawało zadowalających skutków, a na dodatek jeszcze pełno różnych ludzi chciało zamienić z nim kilka słów, a on nie miał na to ochoty, cały spięty i lekko znerwicowany. Aż jak spoglądał na siebie w lustrze, kiedy opłukiwał twarz nad zlewem w toalecie, jego widok przypomniał mu Gryfona, przy którym siedział na zajęciach z OPCM. Tamten wyglądał jakby wybitnie chciał fajka.
Niby można było skoczyć do Hogsmeade i tam się zaopatrzyć, ale wszędzie było tak dużo uczniów i nauczycieli, że przedarcie się tam chociażby przez tajne przejście na błoniach mogło go kosztować nakrycie i stratę tej pięknej tajemnicy raz na zawsze. Zarówno dla niego, jak i dla jego kumpla, Pottera. Nie było rady... musiał się jakoś wyżyć i jedyne, co teraz wpadło mu na myśl to napisanie listu, w jakimś cichym, ustronnym miejscu. Jeśli nie nikotyna, to pisarska elokwencja wyrzuci z niego nadmiar emocji. Poprawił więc swoją torbę i poszedł od jedynego miejsca, jakie mogło wiać o tej porze pustkami, w którym nie przesiadywał wcześniej za często, licząc na napływ weny twórczej. Wieżo Zegarowa szykuj się!
Jego buty szurnęły na drewnie schodów i kiedy pokonywał już czterdziesty czwarty brązowy klocek przyuważył siedzącego na schodach ucznia i do jego nozdrzy natychmiast dotarł przyprawiający o drżenie zapach nikotyny. Col złapał się mocniej poręczy i oparł podbródek na dłoni, zamierając tak w bezruchu, jakby rozumiał, że wkracza na terytorium innego drapieżnika i chciał pokazać, że przychodzi w pokoju i nie ma złych zamiarów.
- Huh... hej. Mam twoje notatki z Astronomi. I... podzieliłbyś się fajkiem?
David o'Connell
Oczekujący
David o'Connell

Wieża Zegarowa - Page 2 Empty Re: Wieża Zegarowa

Pon Wrz 07, 2015 9:43 pm
Powoli wciągał i wydychał dym. Zamknął na chwilę oczy, wsłuchując się w dźwięki wydawane przez pracujący mechanizm zegarowy – przynosiło mu to dziwny spokój, który w połączeniu z dawką nikotyny i wydarzeniami z poprzedniego dnia zapewniał niesamowity komfort. Carney nie miał zamiaru porzucać tego stanowiska, na pewno nie w najbliższym czasie. Czuł, jak jego ciało się rozluźnia jeszcze bardziej, a ostatnie objawy bolesności i sztywności ustępują.
Odgłos kroków na schodach, tak jak założył, powiadomił go o zbliżającym się towarzystwie. Zaciągnął się potężnie, ignorując zagrożenie bycia przyłapanym z papierosem. ‘Uczeń’, pomyślał, rozwierając powieki i wbijając spojrzenie przymrużonych oczu w miejsce, w którym spodziewał się najszybciej ujrzeć zbliżającą się postać. ‘Na pewno uczeń’. Myśl, gdyby była wypowiedziana na głos, brzmiałaby jakby David obstawiał zakład. Już tylko chwila dzieliła go od rozstrzygnięcia tej kwestii. Potem rozległ się jęk obciążonej deski, z której zbudowano jeden z bliższych stopni i jego oczom ukazał się Puchon, którego – miał wrażenie – już chyba wcześniej spotkał.
Chłopak zatrzymał się w pewnej odległości, a Carney wypuścił nosem dym, zadowolony ze swojego trafienia z wytypowaniem kim będzie nadchodzący. Nie zdążył zastanowić się, skąd go kojarzy, bo ten szybko sam odświeżył mu pamięć, mówiąc o notatkach. Nic dziwnego, że nie zapamiętał dokładnie jego twarzy, w tamtym momencie marzył tylko o tym, żeby wszyscy się od niego odpierdolili.
Znów przystawiając papierosa do ust, lekko marszcząc brwi przyglądał się pierwszej osobie, która kiedykolwiek zadała mu pytanie o to, czy podzieli się fajkiem. Wydał z siebie przeciągły dźwięk, któremu najbliżej było do „hmmmmmmm”, ale nic nie powiedział.
avatar
Oczekujący
Colette Warp

Wieża Zegarowa - Page 2 Empty Re: Wieża Zegarowa

Sro Wrz 09, 2015 11:21 am
Atmosfera nie była napięta, wręcz siedzący na schodach chłopak zachowywał się tak, jakby go tu w ogóle nie było. Jego aura nie przygniatała swoją obecnością do zimnej, kamiennej ściany, nie pluł jadem i nie tryskał iskrami z oczu. Ba, nawet na lekcji Obrony Przed Czarną Magią, kiedy ten jegomość był napięty jak struna, nie odczuwało się usilnej potrzeby do spierdalania. Choć do pogłębiania znajomości też nie szczególnie. Ale teraz było inaczej, Col widział nawet po jego pozbawionej wyrazu twarzy, stężałej w wyrazie kompletnego braku refleksji, że jest odprężony. To jawiło to miejsce jako bezpieczny grunt, w którym można trochę posiedzieć i pobyć samotnie będąc razem. Trochę romantycznie, trochę bez sensu. Ale byli tacy ludzie, przy których można by siedzieć godzinami i nie wyczułoby się ani grama irytacji związanej z tym, że konwersacja się nie lepi a oni są obok tak mocno, że zaburzają harmonię.
Colette też starał się być po trosze takim człowiekiem.
Ruszył się z miejsca, kiedy nie uraczono go odpowiedzią i wszedł trochę wyżej, zostawiając jednak pomiędzy nimi trzy stopnie, niezbędnego dla komfortu, dystansu. Ściągał z ramienia torbę i odstawił ją obok, podczas gdy sam oparł się tyłkiem o stabilne barierki, powoli osuwając się na zimny stopień. Odsapnął i na moment przymknął powieki relaksując się i zbijając tę odrobinę stresu, przed którą uciekał już w lochach, a jaka dopadła go teraz po chwilowym postoju. Dopiero po tym obrócił niejako głowę w stronę Gryfona i wbił wzrok w białą, dziwnie dziewczęcą fajkę, tkwiącą między wargami drugiego ucznia.
- No nie bądź żyła.
David o'Connell
Oczekujący
David o'Connell

Wieża Zegarowa - Page 2 Empty Re: Wieża Zegarowa

Sro Wrz 09, 2015 5:21 pm
Śledził ruchy Puchona, co jakiś czas wypuszczając kolejną porcję dymu. Trochę sam się sobie dziwił, że nie miał ochoty skopać go ze schodów, chociaż wizja jego długiej drogi na dół dała mu trochę uciechy. Zmierzył go twardym spojrzeniem, podnosząc przy tym głowę, po czym powoli sięgnął do kieszeni po paczkę i – jakby od niechcenia, ale starając się, żeby nie poleciała na dół (francuskie, nie francuskie – fajki to fajki) – rzucił ją do chłopaka. Należało mu się, choćby za tupet. Poza tym wyglądał, jakby naprawdę mu zależało, a Carney miał dobry humor.
Po chwili zgasił to, co zostało z jego papierosa i czekał, aż siedzący przed nim odda paczkę, żeby zapalić następnego. A potem może jeszcze jednego. Ten dźwięk pracującego mechanizmu naprawdę był bardzo kojący. Po dłuższym czasie przysłuchiwania się można było zarejestrować też odgłos kropel deszczu, który najwyraźniej padał na zewnątrz i świetnie współgrał z mechanizmem zegarowym.
Davidowi, co dziwne, nie przeszkadzała obecność Puchona – nawet więcej, w tej chwili wydawała mu się dziwnie miła. Pomyślał, że każdemu czasem potrzeba towarzystwa... To znaczy towarzystwa, z którym się człowiek nie tłucze, a zwyczajnie przebywa. Z tym drugim rodzajem miał zdecydowanie częściej do czynienia.
avatar
Oczekujący
Colette Warp

Wieża Zegarowa - Page 2 Empty Re: Wieża Zegarowa

Sro Wrz 09, 2015 6:17 pm
Naprawdę chciał fajka. To była tak cholernie płytka i jasna potrzeba, że Colowi aż było z nią dziwnie. Taki był głęboki i oryginalny, psia mać, a tu ściągnął go na ziemię zwykły nałóg. Nagle śmierdzące papierosy były czymś, co wybudzało w jego spojrzeniu dziko pożądliwą nutę; dym kołysał się, tworząc szarawą eteryczną ścieżkę, prowadzącą ku sufitowi – którą to bogata wyobraźnia układała w kształty podobne do zarysu kuszącej, kobiecej figury. Zapach był nadal tak samo gryzący, ale teraz nęcił smakiem, jakie chciało się już czuć na języku, nawet kosztem duszenia się własnym oddechem. Smoki były bardzo przywiązane do ognia w gardle.
Aż źrenice widocznie się młodemu rozszerzyły w dwukolorowych oczach, kiedy pudełko zdawało się zawisnąć na chwilę w powietrzu w zwolnionym tempie. Pochwycił je z łatwością i bez nadmiernego, i niepotrzebnego bestialstwa dobrał się do jednego z czarujących, białych papierosów. Wsunął go sobie między wargi i odpalił łagodnym ognikiem od niezawodnej różdżki, po czym równie słabym rzutem zwrócił Gryfonowi kartonik z kochankami wdzięczniejszymi niż te fizyczne.
- Dzięki, odwdzięczę się. Za notatki też. - seplenił niewyraźnie trzymając peta w jednym kąciku ust i wypuszczając dym drugim. Miał zajęte ręce, bo zawzięcie grzebał w torbie, żeby wysunąć z niej pojedyncze kartki, zapisane notatkami z Astronomii i spięte elegancko spinaczem, coby nie latać bez opanowania po całej torbie i nie gnieść się. Wyciągnął je w stronę prawowitego właściciela.
- Mam jakieś dziwne przeświadczenie, że widziałem cię już dużo razy na wspólnych zajęciach, ale to niemożliwe chyba... w końcu to piąty rok. - wymruczał w końcu to, co cisnęło mu się na usta i wreszcie odjął paloną pożyczkę od ust, w spokoju wydmuchując zalegający dym. - Palić na prawie, że na dziedzińcu... masz jaja.
David o'Connell
Oczekujący
David o'Connell

Wieża Zegarowa - Page 2 Empty Re: Wieża Zegarowa

Sro Wrz 09, 2015 7:59 pm
Jedną ręką złapał paczkę i stuknął w jej dno, aż dwa papierosy wyskoczyły do góry. Wsadził wystającego wyżej między zęby i odpalił tak samo, jak zrobił to chwilę wcześniej Puchon. Powoli wypuścił dym nosem i kiwnął lekceważąco głową, jakby chciał dać do zrozumienia, że nie zależy mu na żadnym odwdzięczaniu się.
- Nie ma sprawy. – Odezwał się w końcu głosem zachrypniętym od wielogodzinnego milczenia. Miał głęboko w poważaniu, czy odniesie jakąś korzyść z udzielenia pomocy – nie oczekiwał wdzięczności. Przeszło mu przez głowę, że gdyby jego nowy znajomy natknął się na niego dzień wcześniej, stoczyłby się po schodach zanim skończyłby swoje pytanie o papierosa, więc jeśli już czemuś lub komuś ma być wdzięczny, to losowi.
Trochę zaskoczony, że chłopak kontynuuje rozmowę znowu przeniósł na niego wzrok. Odebrał swoje notatki i położył je obok na stopniu.
- Nie dopuścili mnie w tamtym roku do SUMów. – Powiedział sucho. Nie był z tego dumny, ale przynajmniej wiedział, że w tym semestrze zrobił wszystko, żeby ta sytuacja się nie powtórzyła. Chyba nigdy nie zapomni rozmowy, którą odbył z matką po powrocie na wakacje.
Ostatni komentarz Puchona skwitował czymś, co przy odrobinie dobrych intencji można było uznać za krótki śmiech, ale niepokojąco przypominało prychnięcie. Miejsce było bardzo przyjemne, rozpatrywał je bardziej pod względem spokoju i zgrzytu zębatek niż ryzyka nakrycia. To były tylko papierosy, a nie niedozwolona bez rejestracji magia. Jego spojrzenie na chwilę stało się jaśniejsze, kiedy przeszła mu przez głowę ta myśl. Postarał się jak najbardziej zagęścić zaciągany dym, po czym wypuścił go nieprzejrzystym kłębem i skierował na niego różdżkę.
- Fumus Species. – Rzucił zaklęcie bardzo cicho. Chmurka momentalnie przyjęła kształt małego orła, który przez chwilę frunął w stronę towarzysza w nałogu, jakby chciał wlecieć mu w twarz, jednak rozmył się równie szybko, jak się pojawił. Carney zaciągnął się jeszcze raz i lekko zmarszczył brwi.
- Ty też tu teraz palisz. – Rzucił, jakby chcąc pokazać, że to rzecz najnormalniejsza w świecie.
avatar
Oczekujący
Colette Warp

Wieża Zegarowa - Page 2 Empty Re: Wieża Zegarowa

Czw Wrz 10, 2015 11:04 pm
Nawet jeśli niemrawy rozmówca podchodził lekceważąco do odwdzięczania się, to nie zmieniało to faktu, że Polacy zawsze spłacają swoje długi, a skoro siedzący kilka stopni niżej żółtodziób ma takowe korzenie, to będzie traktował tego papierosa i tych kilka szatańskich kartek jako coś wiążącego. Na szczęście nie dusił się tą umową, ale uspokajał i na nowo przymykał powieki na dłuższą chwilę, na oślep podnosząc papierosa do ust i odciągając go. Oczywiście za każdym razem trafiał, nie to, żeby miał problem z wyczuciem kierunku nawet z przymkniętymi powiekami. Myślał o tym na ile może się przy tym kolesiu odprężyć i na ile sobie pozwolić – jakoś z doświadczenia (długiego, bo już 6-letniego) wiedział, że co jak co, ale Gryfoni byli prawdziwymi hardkorami, jacy dobrze znali swoje możliwości i im bardziej się ich namawiało do łamania zasad szkolnych albo moralnych, tym bardziej się cieszyli. Oczywiście do czasu, nawet oni mieli granice.
Nie poruszał już tematu spłacania długo, w tej materii zamierzał więcej robić niż mielić jęzorem.
- Oh. - nie wybuchł śmiechem, ani dziwnym, kujońskim niezrozumieniem. Nie czuł też wewnętrznej potrzeby zadawania pytań i słuchania życiowych historii. - No to robiąc drugi raz to samo musi ci się strasznie nudzić. Profesor Flitwick nadal opowiada na początku V roku ten sam suchy żarcik o miotle? - parsknął i pokręcił głową, poświęcając kolejną chwileczkę na zaciągniecie się. Tytoń miał cholernie dobrą jakość, nie było takich w Hogsmeade, ten brunet musiał je najwidoczniej przytargać kartonikami z domu. - Pocieszny facet.
Po tym cichym komentarzu zaległa między nimi miękka cisza, wypełniona dźwiękami działających trybików maszyny zegarowej oraz ich co głośniejszymi oddechami. Na dłuższą chwilę Gryfon naruszył jednak ich jednostajny rytm i zaciągnął się mocniej, dłużej przytrzymując dym w płucach. W chwilach odprężenia, nawet takie drobnostki ściągały uwagę, więc Puchon na powrót skupił na nim wzrok i czekał na gęsty, bardziej zbity i mlecznobiały obłoczek, jaki już zbierał się w ustach nieznajomego. Jednak tak 'zbitego' tworu się nie spodziewał. Półprzymknięte jak dotąd powieki rozszerzyły się, kiedy miniaturowy ptak niebezpiecznie rozsunął skrzydła i rozpłynął się po kilkunastu centymetrach morderczego lotu.
- Jak to zrobiłeś? - poprawił się na swoim niewygodnym siedzisku, by nie leżeć rozłożony jak locha, tylko znowu przykleić plecy do barierki. - Huh... no skoro ty już palisz, a mi się chce, to nie mogę otwarcie wyjść na cykora. Poza tym dawno już nie dostałem szlabanu.
Sponsored content

Wieża Zegarowa - Page 2 Empty Re: Wieża Zegarowa

Powrót do góry
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach