Go down
Mistrz Labiryntu
Mistrz Gry
Mistrz Labiryntu

Korytarz  Empty Korytarz

Wto Wrz 03, 2013 8:58 pm
Krzywe krzesła, niektóre pewniej stojące, inne mniej pewnie, na którym zazwyczaj czekają ci, którzy chcą się dostać do swoich bliskich.
Dorcas Meadowes
Biznes
Dorcas Meadowes

Korytarz  Empty Re: Korytarz

Wto Kwi 14, 2015 5:58 pm
/Ogólnie to Mung zasługuje chyba na osobne subforum, nie? Poza tym: bilokacja i proszę o wyrozumiałość dawno nie pisałam. xoxox/

Bukiecik polnych kwiatów, który ściskała w coraz bardziej spoconej dłoni, zaczynał już więdnąć. Mogłaby pewnie odświeżyć kwiatki zaklęciem, gdyby chociaż zauważyła, że coś jest z nimi nie tak. Była jednak zbyt zajęta nerwowym wpatrywaniem się w drzwi oddziału zamkniętego, by zwrócić na to uwagę. Obchód chyba się dziś przeciągał, bo czekała już ponad kwadrans, a nadal nie zapowiadało się, by w najbliższym czasie pozwolono jej wejść do sali. Doris była jednak uparta i zamierzała czekać. Jak w każdą niedzielę przyszła odwiedzić matkę i bardzo trudno będzie odwieźć ją od tego zamiaru. Nawet jeśli jakaś część jej osoby mocno się tym odwiedzinom sprzeciwiała. To wcale nie było dla niej proste. Felicja Meadowes w niczym nie przypominała już matki Dorcas. Nie była już tą piękną, spokojną i emanującą dobrem kobietą. Teraz była obcą osobą, która jakimś dziwnym trafem nosiła znaną Doris od maleńkości twarz. Nawet w swoich najlepszych chwilach potrafiła zamienić z córką ledwie kilka zdań. Czasem nie pamiętała, że jej mąż zginął, a czasem pamiętała, aż nazbyt wyraźnie i na widok pierworodnej wpadała w dziką histerię. Wtedy magomedyk zawsze wyprowadzał Dorcas z sali, by niekontrolowane wybuchy magii, które powodowała Felicja jej nie zraniły. Choć nawet to było lepsze od tych dni, gdy otumaniona eliksirami kobieta spała lub nieprzytomnie wpatrywała się w ścianę. Wtedy Dorcas brzydziła się sobą, bo żałowała, że to ojca pochowała, a nie rodzicielkę. On przecież nigdy by się tak nie załamał. Nigdy by jej nie zostawił na pastwę losu! Bez domu, pieniędzy, perspektyw!
Z jej ust wyrwało się pełne frustracji westchnienie. Co takiego mogło się stać, że nie chcieli jej wpuścić? Marszczyła niespokojnie brwi i raz po raz zerkała na zegar wiszący w najbliższym przejściu. Odwiedziny powinny się już zacząć, przecież ona zawsze była na czas! Nie mogła już usiedzieć na niewygodnym krzesełku, więc zaczęła kręcić się po korytarzu. Wymięty bukiecik zwisał smętnie w jej dłoni. Czy stało się coś złego? Gdzie jakiś medyk, którego mogłaby zapytać?
Alexander Talbot
Oczekujący
Alexander Talbot

Korytarz  Empty Re: Korytarz

Wto Kwi 14, 2015 10:54 pm
// No to zaczynamy.

Praca uzdrowiciela była, jest i będzie trudna, wymagająca cierpliwości, poświęcenia i doświadczenia, niezależnie od tego jak zmieniałby się świat wokół. Niejednokrotnie bywa pewnie też uciążliwa i nieprzewidywalna, ale to tylko dodaje jej pewnej - jakże rozkosznej zresztą - pikanterii. Połączenie zaś tego wszystkiego sprawiało, że pomimo, iż na ścianach szpitala imienia świętego Munga nie wisiały obrazy Picassa, a nad głowami nie rozpościerały się malowidła rodem z Kaplicy Sykstyńskiej, Talbot czuł się tu jak ryba w wodzie.
Prawdopodobnie też nie przejmował się tym, że wyglądało na to, że jego dzisiejsza praca nieco się przeciągnie. Czasem zdarzało się nawet, że w tym wszystkim tracił poczucie czasu, jak gdyby profesjonalizm pochłaniał go bez reszty, zamykając w swoich sidłach. Nie istniał wtedy czas, reszta świata. Ba, nie istniała nawet whisky, rocznik trzydziesty trzeci! Tak było też i tego dnia. W istocie, obchód trwał długo. Niespodziewanie przy jednym z pacjentów pojawiły się nowe, tajemnicze objawy i zachowania, które wymagały diagnozy oraz pomocy w trybie natychmiastowym. Teraz, gdy sytuacja z tym konkretnym pacjentem wydawała się opanowana… nagle pojawiały się komplikacje? Zadziwiające i zatrważające. Nie było czasu na zawahanie ani myśli o odwiedzających. Prawdopodobnie w takich też chwilach Talbot zmieniał się nie do poznania. Odepchnąwszy od siebie nonszalancję i ironię stawał się człowiekiem niezwykle opanowanym i zaskakująco poważnym. Na szczęście (bądź nieszczęście), nigdy nie trwało to nazbyt długo. A przynajmniej stosunkowo długo.
Alexander opuszczał salę z niemałą konsternacją. Tarł brodę palcem, marszczył brwi i kombinował na wszelkie sposoby nad przyczyną zmiany stanu rzeczy. Oczywiście, pacjentką zajęli się już inni. Niemniej, co to mogło wywołać? Zastanawiające, zastanawiające.
Wyszedł i zamknął za sobą drzwi prowadzące na salę. Mimowolnie też ogarnął spojrzeniem swoich szaro-niebieskich oczu korytarz, dostrzegając na nim kręcącą dziewczynę. Ach, więc to już czas odwiedzin? Spojrzał na zegar z niejakim zdziwieniem. Faktycznie! Gdy ponownie spojrzał na nieznajomą, zmarszczka na jego czole (wywołana, naturalnie, zamyśleniem) znikła i mężczyzna przywołał na swoją twarz delikatny uśmiech czający się gdzieś w kącikach ust.
- Czekasz na kogoś, złociutka? – Spytał spokojnie, stając przed drzwiami i unosząc nieco brwi. Podobne określenia były dla niego na porządku dziennym i każdy, kto miał z nim do czynienia, prawdopodobnie był zmuszony się do tego przyzwyczaić, zaakceptować to lub też próbować to zmienić. Dotąd jednak nie udało się nikomu, a Alexander z uporem maniaka określał ludzi „słodziutkimi”, „kochaniutkimi” i tym podobnymi.
Dorcas Meadowes
Biznes
Dorcas Meadowes

Korytarz  Empty Re: Korytarz

Sro Kwi 15, 2015 9:04 am
Krok za krokiem przemierzała ten sam fragment korytarza. Od ściany do ściany, cztery kroki i zwrot, kolejne cztery kroki... i tak w kółko. Ramiona miała zgarbione, minę zmartwioną i niepewną. Zerkała to w jedną, to w drugą stronę tego nieszczęsnego korytarza, zastanawiając się kiedy pojawi się ktoś kogo będzie mogła zaczepić i zapytać co się tak właściwie dzieje. Niespodziewanie zamarła w pół kroku słysząc jak za jej plecami otwierają się drzwi. Te szczególne drzwi, pod którymi czatowała już niemal pół godziny. Wykonała szybki zwrot na pięcie i jej spojrzenie spoczęło na wysokim jegomościu, który z pewnością był magomedykiem. Do tego magomedykiem, który opuścił salę, na której od kilku miesięcy mieszkała jej matka! Obrzuciła mężczyznę badawczym spojrzeniem, usiłując odczytać z nieznajomej twarzy jakiekolwiek informacje. Wydawał się zafrasowany. Poczuła niemiły skurcz w żołądku, gdy po raz kolejny intuicja zaczęła podpowiadać jej, że coś jest nie tak jak być powinno. Nim zdecydowała się otworzyć usta i zapytać (o coś czego chyba wcale nie chciała się dowiedzieć), uzdrowiciel odezwał się do niej. Zdrobnienie sprawiło, że jej usta wygięły się w lekkim uśmiechu. Sama miała skłonność do pieszczotliwych zwrotów, choć raczej w stosunku do znajomych niż obcych, ale i tak wydawało jej się to miłe. Wolną ręką odgarnęła z twarzy kilka kosmyków ciemnych włosów i przytaknęła skinieniem.
- Przyszłam w odwiedziny to mamy. - wyjaśniła uprzejmym tonem, którym zawsze zwracała się do pracowników szpitala. Uniosła zwiędnięty bukiecik, jakby miał potwierdzić jej słowa i dopiero wtedy zdała sobie sprawę z jego stanu. Przez jej twarz przemknął wyraz irytacji, gdy spojrzała na kwiaty. Szybko opuściła rękę, a potem pozwoliła wiązance opaść na stojące obok krzesło. Potem się tym zajmie. Odchrząknęła cicho i z pewnym zawstydzeniem znów skupiła wzrok na Alexandrze. - Do Felicji Meadowes. Leży na tej sali. Przychodzę co tydzień. - kontynuowała swoje wyjaśnienia. W jej zwykle tak radosnych bursztynowych oczach widać było strach równie wyraźnie, co na piegowatej buzi. Musiała jednak zapytać:
- Czy wszystko jest z nią w porządku? - sama szybko zdała sobie sprawę z tego jak niefortunnie sformułowała pytanie, bo przecież z Felicją nic nie było w porządku od niemal dwóch lat. Od chwili, gdy Ci mężczyźni z Ministerstwa stanęli w jej drzwiach, by poinformować ją o wypadku. Skrzywiła się lekko pod nosem na samą myśl o tym. - To znaczy... W porządku jak na nią? - dodała z nadzieją, że mężczyzna zrozumie jej nie całkiem oczywisty tok myślenia.
Alexander Talbot
Oczekujący
Alexander Talbot

Korytarz  Empty Re: Korytarz

Sro Kwi 15, 2015 1:02 pm
Talbot mimo wszystko nie lubił przekazywać złych wieści. Teraz nie były one na tyle okropne, aby poczuł ich ogromny ciężar, który miałby przełożyć na ramiona tej dziewczyny, lecz fakt, że musiał odprawić ją do domu z kwitkiem, i tak sprawiał mu pewien zadziwiający dyskomfort. Widocznie, mimo wszystko, miał dobry dzień, bo ponownie odzywała się w nim ta empatia oraz chęć pomocy nie wynikająca tylko i wyłącznie z chęci poznania. To było jak instynkt zakorzeniony gdzieś głęboko w umyśle, którego na co dzień się nie dostrzega, acz jest odczuwalny niemalże cały czas. Można więc powiedzieć, że było mu niemal żal, że wynikły takie okoliczności. Poza tym Alexander cenił u ludzi taką lojalność, zdając sobie sprawę, jak bardzo może być czasem niewygodna. Nietrudno było się też domyślić, że ten przypadek mógłby być tego przykładem. Patrzenie na bliskich w takim stanie nigdy nie stanie się przyjemne. Nie wyobrażał sobie, aby coś takiego miało dotyczyć kiedyś jego żony.
Spojrzał na zwiędnięty bukiecik i uśmiechnął się jakby nieco bardziej kpiąco. Nie miał powodów, aby być dla niej złośliwym, ale gdyby tylko na jej miejscu zjawiłby się ktoś bardziej mu znany, z kim chciałby się podrażnić, zapewne wygłosiłby komentarz, że z takimi kwiatkami to może nawet lepiej, że odwiedziny się nie odbędą. Ach, to jego poczucie estetyki!
Gdy ponownie przeniósł wzrok na Dorcas, jego oczy zaskrzyły się znowu. Jej regularność świadczyła o imponującej obowiązkowości. Prawdopodobnie też czy chciał czy nie, przez jego głowę zaczęła przelewać się fala informacji.
- Felicji Meadowes... - Powtórzył w zamyśleniu, jakby chcąc przypomnieć sobie o którą pacjentkę chodziło. Jej jasny obraz pojawił się niczym w aktach razem ze wszystkim, co o niej wiedział. Stan, choroba, najbliższa rodzina. Analogicznie przypomniał też sobie dziewczynę, kojarząc ją naturalnie tylko z widzenia. - Ach tak, pamiętam cię, złociutka. To doprawdy urzekające, to poświęcenie, które oddajesz, będąc tu co niedzielę - Powiedział, kładąc podkładkę trzymają w dłoni na boku. Przeniósł też ciężar ciała na jedną nogę.
Sens jej słów załapał w lot, już za pierwszym pytaniem. Westchnął cicho, spojrzał jeszcze raz na podkładkę, a potem oparł ją z powrotem.
- Myślę, że mogę spokojnie przekazać ci radosną nowinę, że nie ma pogorszenia. Obawiam się także, że dzisiejsze odwiedziny będziesz musiała przełożyć. To nie jest dobry dzień na takie rzeczy. - Powiedział, na chwilę poważniejąc. Zaraz jednak jego usta ponownie wygięły się w delikatnym uśmiechu, a w oczach pojawił się przepraszający za te komplikacje wyraz. - Przekażę mamie, że byłaś, złociutka.
Dorcas Meadowes
Biznes
Dorcas Meadowes

Korytarz  Empty Re: Korytarz

Czw Kwi 16, 2015 4:52 pm
Spora część szpitalnego personelu kojarzyła już Dorcas z widzenia. Pojawiała się zawsze o tej samej porze, zawsze rozdając uśmiechy i grzeczne powitania - promienna jak małe słońce, niezależnie od okoliczności. Półgodziny temu, gdy wkroczyła do szpitala, też tak wyglądała. Dopiero czekanie sprawiło, że niepokój wypełzł z kryjówki, w której go więziła i zasnuł jej radosne oblicze chmurnym wyrazem. Ta dziewczyna musiała ciągle być w ruchu. Chwila samotności, sam na sam z myślami i zaczynała więdnąć jak jej nieszczęsny bukiecik. Coraz potworniejsze scenariusze pojawiały się w jej głowie. Strach chwytał za gardło. Było tyle rzeczy, które spychała na bok! Uciekała przed swoimi demonami, nieustannie zmuszając się do uśmiechu. A miała ich całe stado... "Patrzcie, to ta biedna dziewczyna, która rzuciła szkołę. Żeby zarobić na leczenie dla matki." - czasem słyszała takie szepty nawet na korytarzach Munga. Nie wiedziała co było gorsze - ich litość czy podziw? Niektórzy traktowali ją jak jakąś bohaterkę. Ona nie czuła się bohaterką. Żeby być kimś takim, trzeba chyba chcieć się poświecić? Ona wcale nie chciała się poświęcać! Czasem, w najtrudniejszych chwilach, gdy nikogo nie było obok, marzyła o tym, że matka po prostu umiera i nie ciąży jej już na barkach. Że może wrócić do szkoły, do swoich przyjaciół. Niedobrze jej się robiło, tak bardzo brzydziła się sobą w tych krótkich momentach, gdy wypuszczała na wierzch te mroczne marzenia. Wizyty tutaj były obowiązkiem... i pokutą. Za bycie taką wyrodną córką.
Słowa uzdrowiciela, ukłuły ją w ten najczulszy punkt. Uśmiechnęła się słabo w odpowiedzi i wzruszyła niedbale ramionami.
- Wie pan, teraz tylko ona mi została. - bąknęła w odpowiedzi z zawstydzeniem, które można było wziąć za przejaw jej skromności. Na szczęście nikt nie miał dostępu do jej głębszych przemyśleń i motywacji. Spaliłaby się ze wstydy, gdyby ktoś mógł. Gdyby żył ojciec, co on by o niej pomyślał?!
Kolejne słowa sprawiły, że po jej twarzy przemknęła dziwna mieszanina emocji. Żal, ulga, zmęczenie. Nigdy nie była dobra w maskowaniu swoich uczuć, a ostatnio jej życie było pełne sekretów i półprawd. Ile jeszcze czasu minie, nim jej duch wreszcie się złamie?
- Cóż... to dobrze. - szepnęła, spuszczając wzrok na swoje podniszczone buty. - To znaczy dobrze, że nie jest gorzej! - poprawiła się szybko, rzucając mu spłoszone spojrzenie i rumieniąc się lekko. Nerwowo poprawiła włosy i przestąpiła z nogi na nogę. Niepewnie wpatrywała się w Alexandra, jakby wahając się czy kolejne słowa powinny opuścić jej usta.
- Czy sądzi pan... że z nią kiedykolwiek będzie lepiej? - wyrzuciła z siebie pytanie szybko, na jednym oddechu. - Czy jest szansa, że kiedyś znowu będzie normalna? - chyba trochę bała się odpowiedzi, ale miała dość mydlenia oczu. A on wydawał się szczery. Ceniła to w ludziach. Wbiła w Talbota poważne spojrzenie i napięła nieświadomie mięśnie, jakby szykowała się na cios.
Alexander Talbot
Oczekujący
Alexander Talbot

Korytarz  Empty Re: Korytarz

Pią Kwi 17, 2015 10:12 pm
Trudno nie kojarzyć kogoś, kogo widzi się często. Albo chociaż kogoś, kto jest naprawdę bardzo specyficzny. W końcu wystarczy czasem zobaczyć naprawdę kogoś bardzo dziwnego, aby wyrył w pamięci swoje imię jak grafik dłutem w matrycy. Na szczęście lub nie, tej drugiej kategorii ludzi jest mniej i Alex by się do niej zaliczał. Ten wysoki lekarz ze specyficznym uśmieszkiem na twarzy, do każdego zwracający się czasem wręcz przesłodzonymi zwrotami. Trudno powiedzieć czy to sposób jego mówienia, czy jego słowa czy wygląd robiły tutaj największe wrażenie. Przez lata jednak nie zmienił się wcale, co prowadziło do fatalnego przyzwyczajenia do jego osoby. Chociaż, czy można przywyknąć do osoby nieprzewidywalnej, która kieruje się tylko swoim „ja” i zachciankami – jedynie pod przymusem dopiero obowiązkami? Zadziwiające, że ktoś taki w ogóle chciał zostać lekarzem i, co jeszcze bardziej zadziwia, może być w tym fachu dobrym i mieć dobre kontakty z pacjentami. Przynajmniej niektórymi.
Tak czy inaczej, bohaterstwo dziewczyny dla niego objawiało się co najwyżej w tym, że faktycznie tutaj była. Podejrzewał, że wiązało się to z wieloma wyrzeczeniami albo nawet dość dużym bólem, niekoniecznie fizycznym, bo psychicznym i dziwił się, że jeszcze sobie nie odpuściła. Przecież byłoby to o wiele wygodniejsze! I zapewne niemoralne. Nigdy nie próbował się postawić na jej miejscu. A przynajmniej do teraz. Im dłużej o tym myślał, tym bardziej to poświęcenie stawało się dla niego interesujące. Z czym się wiąże? Do czego prowadzi? Ciekawość faktycznie jest stopniem do piekła.
- Tak, tak, trzeba dbać o najbliższych. - Przytaknął energicznie, skinął głową i odgarnął za ucho kosmyk czarnych włosów. Zaraz ułożył wolną dłoń na brodzie, wodząc po niej palcami powoli. - To musi być ciężkie. - Stwierdził jeszcze w zamyśleniu.
Kiedy tylko padło kolejne jej pytanie, poczuł wręcz żal, że nie może jej powiedzieć od razu jasnej odpowiedzi. Postąpił kilka kroków w jej stronę, zatrzymując jednak dystans. Spojrzał na nią uważnie, a w jego oczach pojawił się pewien pokrzepiający wyraz.
- Nie wiem, złociutka, ale masz moje słowo, że spróbujemy wszystkiego, aby jej pomóc. - Powiedział poważnie i dopiero, kiedy te słowa straciły całkowicie swój wydźwięk, pozwolił sobie na delikatny uśmiech. Mówił to zresztą zupełnie szczerze. Ta część niego, która nastawiona była na pomaganie, wręcz rwała się do działania. Gdy się na coś uparł, trudno było go odciągnąć.

Potem już tylko odprowadził dziewczynę spojrzeniem, westchnął i odszedł, aby wrócić do obowiązków.

Zt.


Ostatnio zmieniony przez Alexander Talbot dnia Pią Kwi 24, 2015 4:32 pm, w całości zmieniany 1 raz
Dorcas Meadowes
Biznes
Dorcas Meadowes

Korytarz  Empty Re: Korytarz

Nie Kwi 19, 2015 2:19 pm
W duchu musiała przyznać, że trochę ulżyło jej kiedy powiedział, że nie będzie mogła dziś odwiedzić matki. Chyba nie czuła się już na siłach, by zmagać się dziś z niespokojną Felicją. Czas uwięzienia w poczekalni bardzo źle na nią wpłynął. Niemiłe dreszcze ślizgały się po jej plecach, bo nieustannie napięte mięśnie zaczynały drżeć z wysiłku. Dłonie miała zimne i spocone, spojrzenie niespokojnie uciekało jej na boki. Najwyraźniej szykowała się do dezercji z tego miejsca. Z każdą chwilą rosła jej potrzebę ucieczki - musiała znaleźć się znów w ruchu. Pobiec przed siebie, odetchnąć świeżym powietrzem, uwolnić się od tych klaustrofobicznych ścian, które z każdą chwilą zdawały się naciskać na nią mocniej. Gdyby ktoś taki jaka Alexander mógł wejść teraz do jej głowy bez trudu rozpoznałby pierwsze objawy ataku paniki. Może jabłko nie upadło wcale tak daleko od jabłoni? Może Dorcas miała w sobie więcej z matki niż sama chciałaby przyznać? Na szczęście dla niej - doktor Talbot nie mógł tego zrobić. A ona miała jeszcze na tyle kontroli nad sobą, by wyglądać na co najwyżej roztrzęsioną. W zaistniałych okolicznościach, nie było to chyba wcale takie dziwne! Szpitale z reguły dziwnie oddziałują na ludzi.
Znów skupiła na nim wzrok, bo przecież szacunek wobec kogoś starszego wymagał choć częściowego kontaktu wzrokowego w czasie rozmowy. Ona w żadnym razie nie chciała wyjść na niegrzeczną. Przełknęła z trudem ślinę, bo zaschło jej w ustach i przywołała na usta kolejny uśmiech. W tym na szczęście zawsze była dobra - w uśmiechach. Maskowała nimi z powodzeniem każde uczucie, choć przecież i tak wszystko odbijało się w jej oczach, w mowie ciała. Teraz wszystko w niej wręcz krzyczało, że chociaż nie chce zostać odebrana jako arogantka, to chce stąd uciec.
- Och... Trzeba sobie jakoś radzić. Niejedni mają gorzej. - odparła i znów wzruszyła ramionami. Po prostu staram się być lepszą córką, niż faktycznie jestem. - pomyślała i ta myśl chyba odbiła się na jej twarzy, bo przez chwilę Dorcas wydawała się... rozbita. Ponad wszelką wątpliwość nieszczęśliwa.
- Dziękuję. To naprawdę dużo dla mnie znaczy. - dodała szerze, jednocześnie cofając się o krok. - Nie będę już zajmować pańskiego czasu... Do wiedzenia, panu. - dygnęła grzecznie z uśmiechem, który z każdą chwilą był coraz bardziej drżący. Tak jak i ona cała. Płomyk świecy wirujący niespokojnie w silnych podmuchach wiatru. Odwróciła się i szybkim krokiem pomaszerowała do klatki schodowej. Gdy tylko upewniła się, że Talbot już jej nie widzi puściła się biegiem w dół po schodach. Byle dalej od tego miejsca! Musi się stąd wydostać jak najszybciej! Mijani ludzie obrzucali ją dziwnymi spojrzeniami, ale nie zwracała na nich uwagi. Gdy tylko wybiegła na ulice poczuła się lepiej. Suchy szloch wstrząsnął jej ramionami, więc czym prędzej ukryła się w zaułku, a potem deportowała. Przez tydzień musi się jakoś pozbierać...

[zt]
/nie wiem jak będzie u mnie z odpisami w najbliższym tygodniu, więc uciekam żeby Cię nie blokować <3/
Sponsored content

Korytarz  Empty Re: Korytarz

Powrót do góry
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach