- Ellie Whitaker
[Uczennica] Ellie Whitaker
Wto Lis 11, 2014 1:08 pm
Imię i nazwisko: Ellie Whitaker.
Data urodzenia: 5 grudnia, 1959.
Czystość krwi: nieczysta.
Dom w Hogwarcie: Ravenclaw
Różdżka: 13 cali, Cis, jad bazyliszka.
Widok z Ain Eingarp: Ellie, nieco przygnębiona kolejnym bezsensownym dniem, przemycając pod swoją dość długą peleryną kolejne książki, stanęła na chwilę i zaczęła wpatrywać się w pewien obiekt. Dobrze widziała, że coś błyszczy gdzieś w oddali. Rozejrzała się na boki, czy czasem nikogo nie ma w pobliżu i powoli podeszła do lustra. Zbadała je od góry do dołu i poprawiła książki, które praktycznie już wypadły z jej dłoni schowanych pod płaszczem. Zerknęła w lustro, po kilku sekundach, wpatrzona w obraz pokazujący się w idealnie gładkiej tafli lustra przetarła oczy. W jakimś stopniu pewnie nie wierzyła w to co widzi, jednak jak to świat czarodziejów, mimo iż był w jakimś stopniu wrogo do niej nastawiony… To skrywał tajemnice, o których nawet jej się nie śniło. Zakryła usta swoją drobną dłonią i zamknęła oczy. Gdyby ktoś przechodził w tamtym miejscu, pewnie usłyszałby cichutki płacz, który Ellie starała się opanować. Zaczęła się nerwowo rozglądać po pomieszczeniu i po chwili z jej dłoni wypadła książka. Rzecz jasna mugolska. Natychmiast się po nią schyliła i wcisnęła w jakiś zakamarek swojej peleryny. Powoli odsunęła się od lustra na kolanach i po kilku sekundach była już na równych nogach, uciekając do swojego dormitorium.
Nigdy nie sądziła, że lustro może pokazać ją, stojącą blisko trumny swojego brata. Delikatnie się przy tym uśmiechała.
Podsumowanie dotychczasowej nauki w Hogwarcie: Nauka w Hogwarcie przez pierwsze lata (I - II)przychodziła jej dość łatwo, rzeczy których uczyła się na początku wydawały jej się łatwe. Gdyby zapytało się nauczycieli o to, co sądzą o pannie Whitaker, na stówę powiedzą ten dość oklepany tekst, że “jest zdolna, jednak jej się nie chce”. Naturalnie to stwierdzenie jest w stu procentach prawdziwe. W kolejnych latach, było już cały czas identycznie. Lubi się uczyć, nawet bardzo, w końcu zawsze spędzała nad książkami wiele czasu, jednak głównie była to mugolska historia, geografia, czytała mnóstwo mugolskich książek. Mimo to, nauka w Hogwarcie jest dla niej w jakiś sposób fascynująca, jednak ciężko jej się w tym wszystkim połapać.
Przykładowy Post:
Prawdopodobnie największy wpływ na nasze życie mają maleńkie momenty, które są tylko pojedyńczymi chwilami na tle wielkich sytuacji. Możliwe, że tak sam było i w moim przypadku. Pewnie uznasz mnie za okropnego dziwoląga, ale od dziecka uwielbiałam czytać. Czytałam dosłownie wszystko co wpadło mi w dłonie. Znaczy… Nie do końca lubiłam czytać. Najbardziej chyba lubiłam zabijać czas i zatracać się w czymkolwiek, byleby czas płynął szybciej a ja mogłabym na parę chwil oderwać się od tego wszystkiego. Ludzie szukają zapomnienia w naprawdę wielu rzeczach - ja miałam książki. A raczej naukę. Mówiąc - nauka, wykluczę pewnie wszystkie książki które czytamy dla rozrywki. Ja się bardziej uczyłam.
Wy, wszyscy inni, bardzo zabawnie postrzegacie świat. Jest to dla was miejsce w którym możecie otrzymać co tylko chcecie, możecie zrobić co chcecie, być gdzie wam się podoba. To jest chyba najśmieszniejszy motyw tej historii. Powiem Ci, że mi od zawsze brakowało tej prostoty, albo chociaż kawałeczka tego uczucia, że w sumie jeżeli zbiorę pieniądze na bilet, to mogę się znaleźć w Paryżu. Jeżeli cośtam, to cośtam. Rozumiesz? Ja tego nigdy nie miałam i nawet nie myślałam o tym, że tego nie mam. Bo tego absolutnie nie znałam. Mój świat kończył się w 4 ścianach.
Pierwszą rzeczą, która na pewno ukształtowała mój charakter jest na pewno pierwsze przebudzenie w moim życiu. Czyli ten moment, w którym się otrząsnęłam. Wiesz, jak to jest, gdy jest się przez całe życie okłamywanym? Oj nie wiesz, uwierz. Gdy wreszcie widzisz, jaki jest świat - z początku cieszysz się, mijasz to wszystko, oddychasz zupełnie innym powietrzem - dopiero potem zdajesz sobie sprawę, ile w tym wszystkim jest zła. Niektórzy ludzie są traktowani jak ludzie - inni jak zwierzęta i pewnie jest to zupełnie dla was normalne i tolerujecie to. To było moje pierwsze przebudzenie. Rzeczy, o których się uczysz mają w sobie namiastkę prawdy, ale są skropione czymś w rodzaju naukowego tonu. Statystyki, kilka tabelek - to nie przeraża tak jak kilka martwych ludzi leżących przed tobą, prawda? To chyba najlepsze porównanie tego, co przeszłam na samym początku. A właściwie początek liczę od momentu, w którym zaczęłam żyć i oderwałam się od nieba. Niebo to stan w którym nic nie wiesz i nie do końca zdajesz sobie sprawę ze wszystkiego. Ale to nie jest tak, że chciałam tam być. Po prostu nie wiedziałam że jest coś innego, nieważne jak długo będę opisywała to co wtedy czułam - nie zrozumiesz. Tego po prostu nie da się opisać. Podobnie jak straty.
Strata była też takim małym przebłyskiem w moim życiu, jednak chyba najmniejszym. Rodzice. Pewnie się domyślasz, prawda? Nieważne.
Gdy miałam jedenaście lat, dostałam list i świat się zupełnie odwrócił do góry nogami. Możliwe, że była to jakaś forma ratunku, jednak dla mnie do tej pory jest to traumatyczne przeżycie. Uciekłam wtedy od mojej ciotki, z którą… Mieszkałam. To właśnie o tym opowiadałam wcześniej - ona miała kompletnego bzika na punkcie edukacji, więc można w sumie powiedzieć, że gdybym poszła do szkoły - byłoby to dla mnie poniżeniem i przede wszystkim dla niej. Miałam od zawsze nauczanie indywidualne w domu. Mieszkałam w pięknym, wielkim domu bardzo daleko od miasta. Nie lubię o tym opowiadać, jak chcesz to mnie zapytaj. Może Ci kiedyś opowiem.
Między innymi dlatego właśnie początek mojego życia przyjmuje na jedenasty rok życia - wtedy, gdy dowiedziałam się o tym, że na ludziach przeprowadza się egzekucje, czasami śpią na ulicy, a bitwa nad Wounded Knee była masakrą, a nie tylko literkami w książce. Wprowadziłam się wtedy - a raczej uciekłam - do mojego brata, Bill’a. Był on czarodziejem, zupełnie jak ja. O wiele bardziej doświadczonym niż ja, co potem oczywiście sprowadziło go na złą drogę. I mnie też.
Mieszkaliśmy wtedy w małym domku w jednej z gorszych dzielnic Los Angeles. Wtedy dopiero poznałam czym jest do końca bieda i cały ten prawdziwy świat. Nie byliśmy jednak biedni - Bill mówił, że rodzice trochę nam po sobie zostawili. Ojciec był związany w dużej mierze ze światem przestępczym, jednak nie tym magicznym. Moja mama zmarła na białaczkę i z tego co wiem, była najwspanialszą osobą na całym świecie. A ja mam oczy mojego ojca, zupełnie jak Billy. Jednak nie byliśmy do końca sami w tym naszym domu, była z nami jeszcze Clara - dziewczyna mojego brata. Świetna czarownica, czysta krew, bogata rodzina. Jej rodzice oczywiście nienawidzili Bill’a, zaś moja rodzina, co prawda nieco zmniejszona - nienawidziła Clary. Trudno się dziwić, miała dość trudny charakter i ja - jej obiekt drwin, osoba na której się wyżywała, nie powiem o niej nic złego. Nie ma co marnować na nią czasu, nerwów. Nie jest tego warta, serio. I tak nie zrozumie nic. Zresztą ja jakoś nigdy nie byłam osobą która lubiła się mścić, większą część mojego życia, nawet przed moim “nowym życiem”, spędziłam w dziwnym uczuciu nudy i obojętności. Miałam też trochę momentami za złe wszystkim, że wyciągnęli mnie ze starego życia. O wiele lepiej nie wiedzieć, niż wiedzieć coś.
Mieszkanie w tym porąbanym domu nigdy nie było dla mnie dobre. Starałam się w jakimś stopniu zachować dawne zwyczaje, czytać, uczyć się, zatracać w graniu na instrumentach, śpiewie, tańcu. W czymkolwiek, byleby nie patrzeć w rozgniewane oczy Clary, która celuje do mnie różdżką. Wiedziałam, że nic mi nie może zrobić, ale nie odpowiadałam żadnym pyskatym tekstem.
Mój brat był dla mnie swojego rodzaju autorytetem, był dla mnie najważniejszy. Możliwe, że w życiu nigdy nie potrzebowałam rodziny, miłości i przyjaciół. Chyba zawsze potrzebowałam tego, żeby ktoś traktował mnie jak totalne gówno. Byleby nie wytkać do swojego życia ludzi wartościowych. Nie lubię tracić, a utrata kogoś bezwartościowego nie boli. Po co mam znowu zakłócać swój “znośny” nastój? Powiem Ci, że nie znam chyba pojęcia dobrego nastroju. Jest znośny i ten mniej znośny.
Mimo to zawsze byłam dość pogodną, momentami sarkastyczną dziewczyną z olbrzymim dystansem do siebie. Może nie do końca pogodną, jednak… Skoro wszystko było obojętne, czemu miałabym się nie uśmiechać? Często popełniałam błędy przez błędne ocenianie ludzi i pchanie się w kłopoty. Mój brat wylądował w Azkabanie jakiś rok temu. Mój jedyny autorytet. Wyobraź więc sobie jaka jestem. Często potem śnił mi się po nocach.
Zdecydowałam, że zapomnę o moim bracie, o mojej rodzinie. Będę przyjmowała, że nigdy nie miałam rodziny i jestem z domu dziecka. Możliwe, że nie udało mi się to. Pewnie do tej pory gdzieś, w jakiejś kartotece są spisane wszystkie losy moje i mojego brata, jednak po co miałabym do nich znowu wracać?
Data urodzenia: 5 grudnia, 1959.
Czystość krwi: nieczysta.
Dom w Hogwarcie: Ravenclaw
Różdżka: 13 cali, Cis, jad bazyliszka.
Widok z Ain Eingarp: Ellie, nieco przygnębiona kolejnym bezsensownym dniem, przemycając pod swoją dość długą peleryną kolejne książki, stanęła na chwilę i zaczęła wpatrywać się w pewien obiekt. Dobrze widziała, że coś błyszczy gdzieś w oddali. Rozejrzała się na boki, czy czasem nikogo nie ma w pobliżu i powoli podeszła do lustra. Zbadała je od góry do dołu i poprawiła książki, które praktycznie już wypadły z jej dłoni schowanych pod płaszczem. Zerknęła w lustro, po kilku sekundach, wpatrzona w obraz pokazujący się w idealnie gładkiej tafli lustra przetarła oczy. W jakimś stopniu pewnie nie wierzyła w to co widzi, jednak jak to świat czarodziejów, mimo iż był w jakimś stopniu wrogo do niej nastawiony… To skrywał tajemnice, o których nawet jej się nie śniło. Zakryła usta swoją drobną dłonią i zamknęła oczy. Gdyby ktoś przechodził w tamtym miejscu, pewnie usłyszałby cichutki płacz, który Ellie starała się opanować. Zaczęła się nerwowo rozglądać po pomieszczeniu i po chwili z jej dłoni wypadła książka. Rzecz jasna mugolska. Natychmiast się po nią schyliła i wcisnęła w jakiś zakamarek swojej peleryny. Powoli odsunęła się od lustra na kolanach i po kilku sekundach była już na równych nogach, uciekając do swojego dormitorium.
Nigdy nie sądziła, że lustro może pokazać ją, stojącą blisko trumny swojego brata. Delikatnie się przy tym uśmiechała.
Podsumowanie dotychczasowej nauki w Hogwarcie: Nauka w Hogwarcie przez pierwsze lata (I - II)przychodziła jej dość łatwo, rzeczy których uczyła się na początku wydawały jej się łatwe. Gdyby zapytało się nauczycieli o to, co sądzą o pannie Whitaker, na stówę powiedzą ten dość oklepany tekst, że “jest zdolna, jednak jej się nie chce”. Naturalnie to stwierdzenie jest w stu procentach prawdziwe. W kolejnych latach, było już cały czas identycznie. Lubi się uczyć, nawet bardzo, w końcu zawsze spędzała nad książkami wiele czasu, jednak głównie była to mugolska historia, geografia, czytała mnóstwo mugolskich książek. Mimo to, nauka w Hogwarcie jest dla niej w jakiś sposób fascynująca, jednak ciężko jej się w tym wszystkim połapać.
Przykładowy Post:
Prawdopodobnie największy wpływ na nasze życie mają maleńkie momenty, które są tylko pojedyńczymi chwilami na tle wielkich sytuacji. Możliwe, że tak sam było i w moim przypadku. Pewnie uznasz mnie za okropnego dziwoląga, ale od dziecka uwielbiałam czytać. Czytałam dosłownie wszystko co wpadło mi w dłonie. Znaczy… Nie do końca lubiłam czytać. Najbardziej chyba lubiłam zabijać czas i zatracać się w czymkolwiek, byleby czas płynął szybciej a ja mogłabym na parę chwil oderwać się od tego wszystkiego. Ludzie szukają zapomnienia w naprawdę wielu rzeczach - ja miałam książki. A raczej naukę. Mówiąc - nauka, wykluczę pewnie wszystkie książki które czytamy dla rozrywki. Ja się bardziej uczyłam.
Wy, wszyscy inni, bardzo zabawnie postrzegacie świat. Jest to dla was miejsce w którym możecie otrzymać co tylko chcecie, możecie zrobić co chcecie, być gdzie wam się podoba. To jest chyba najśmieszniejszy motyw tej historii. Powiem Ci, że mi od zawsze brakowało tej prostoty, albo chociaż kawałeczka tego uczucia, że w sumie jeżeli zbiorę pieniądze na bilet, to mogę się znaleźć w Paryżu. Jeżeli cośtam, to cośtam. Rozumiesz? Ja tego nigdy nie miałam i nawet nie myślałam o tym, że tego nie mam. Bo tego absolutnie nie znałam. Mój świat kończył się w 4 ścianach.
Pierwszą rzeczą, która na pewno ukształtowała mój charakter jest na pewno pierwsze przebudzenie w moim życiu. Czyli ten moment, w którym się otrząsnęłam. Wiesz, jak to jest, gdy jest się przez całe życie okłamywanym? Oj nie wiesz, uwierz. Gdy wreszcie widzisz, jaki jest świat - z początku cieszysz się, mijasz to wszystko, oddychasz zupełnie innym powietrzem - dopiero potem zdajesz sobie sprawę, ile w tym wszystkim jest zła. Niektórzy ludzie są traktowani jak ludzie - inni jak zwierzęta i pewnie jest to zupełnie dla was normalne i tolerujecie to. To było moje pierwsze przebudzenie. Rzeczy, o których się uczysz mają w sobie namiastkę prawdy, ale są skropione czymś w rodzaju naukowego tonu. Statystyki, kilka tabelek - to nie przeraża tak jak kilka martwych ludzi leżących przed tobą, prawda? To chyba najlepsze porównanie tego, co przeszłam na samym początku. A właściwie początek liczę od momentu, w którym zaczęłam żyć i oderwałam się od nieba. Niebo to stan w którym nic nie wiesz i nie do końca zdajesz sobie sprawę ze wszystkiego. Ale to nie jest tak, że chciałam tam być. Po prostu nie wiedziałam że jest coś innego, nieważne jak długo będę opisywała to co wtedy czułam - nie zrozumiesz. Tego po prostu nie da się opisać. Podobnie jak straty.
Strata była też takim małym przebłyskiem w moim życiu, jednak chyba najmniejszym. Rodzice. Pewnie się domyślasz, prawda? Nieważne.
Gdy miałam jedenaście lat, dostałam list i świat się zupełnie odwrócił do góry nogami. Możliwe, że była to jakaś forma ratunku, jednak dla mnie do tej pory jest to traumatyczne przeżycie. Uciekłam wtedy od mojej ciotki, z którą… Mieszkałam. To właśnie o tym opowiadałam wcześniej - ona miała kompletnego bzika na punkcie edukacji, więc można w sumie powiedzieć, że gdybym poszła do szkoły - byłoby to dla mnie poniżeniem i przede wszystkim dla niej. Miałam od zawsze nauczanie indywidualne w domu. Mieszkałam w pięknym, wielkim domu bardzo daleko od miasta. Nie lubię o tym opowiadać, jak chcesz to mnie zapytaj. Może Ci kiedyś opowiem.
Między innymi dlatego właśnie początek mojego życia przyjmuje na jedenasty rok życia - wtedy, gdy dowiedziałam się o tym, że na ludziach przeprowadza się egzekucje, czasami śpią na ulicy, a bitwa nad Wounded Knee była masakrą, a nie tylko literkami w książce. Wprowadziłam się wtedy - a raczej uciekłam - do mojego brata, Bill’a. Był on czarodziejem, zupełnie jak ja. O wiele bardziej doświadczonym niż ja, co potem oczywiście sprowadziło go na złą drogę. I mnie też.
Mieszkaliśmy wtedy w małym domku w jednej z gorszych dzielnic Los Angeles. Wtedy dopiero poznałam czym jest do końca bieda i cały ten prawdziwy świat. Nie byliśmy jednak biedni - Bill mówił, że rodzice trochę nam po sobie zostawili. Ojciec był związany w dużej mierze ze światem przestępczym, jednak nie tym magicznym. Moja mama zmarła na białaczkę i z tego co wiem, była najwspanialszą osobą na całym świecie. A ja mam oczy mojego ojca, zupełnie jak Billy. Jednak nie byliśmy do końca sami w tym naszym domu, była z nami jeszcze Clara - dziewczyna mojego brata. Świetna czarownica, czysta krew, bogata rodzina. Jej rodzice oczywiście nienawidzili Bill’a, zaś moja rodzina, co prawda nieco zmniejszona - nienawidziła Clary. Trudno się dziwić, miała dość trudny charakter i ja - jej obiekt drwin, osoba na której się wyżywała, nie powiem o niej nic złego. Nie ma co marnować na nią czasu, nerwów. Nie jest tego warta, serio. I tak nie zrozumie nic. Zresztą ja jakoś nigdy nie byłam osobą która lubiła się mścić, większą część mojego życia, nawet przed moim “nowym życiem”, spędziłam w dziwnym uczuciu nudy i obojętności. Miałam też trochę momentami za złe wszystkim, że wyciągnęli mnie ze starego życia. O wiele lepiej nie wiedzieć, niż wiedzieć coś.
Mieszkanie w tym porąbanym domu nigdy nie było dla mnie dobre. Starałam się w jakimś stopniu zachować dawne zwyczaje, czytać, uczyć się, zatracać w graniu na instrumentach, śpiewie, tańcu. W czymkolwiek, byleby nie patrzeć w rozgniewane oczy Clary, która celuje do mnie różdżką. Wiedziałam, że nic mi nie może zrobić, ale nie odpowiadałam żadnym pyskatym tekstem.
Mój brat był dla mnie swojego rodzaju autorytetem, był dla mnie najważniejszy. Możliwe, że w życiu nigdy nie potrzebowałam rodziny, miłości i przyjaciół. Chyba zawsze potrzebowałam tego, żeby ktoś traktował mnie jak totalne gówno. Byleby nie wytkać do swojego życia ludzi wartościowych. Nie lubię tracić, a utrata kogoś bezwartościowego nie boli. Po co mam znowu zakłócać swój “znośny” nastój? Powiem Ci, że nie znam chyba pojęcia dobrego nastroju. Jest znośny i ten mniej znośny.
Mimo to zawsze byłam dość pogodną, momentami sarkastyczną dziewczyną z olbrzymim dystansem do siebie. Może nie do końca pogodną, jednak… Skoro wszystko było obojętne, czemu miałabym się nie uśmiechać? Często popełniałam błędy przez błędne ocenianie ludzi i pchanie się w kłopoty. Mój brat wylądował w Azkabanie jakiś rok temu. Mój jedyny autorytet. Wyobraź więc sobie jaka jestem. Często potem śnił mi się po nocach.
Zdecydowałam, że zapomnę o moim bracie, o mojej rodzinie. Będę przyjmowała, że nigdy nie miałam rodziny i jestem z domu dziecka. Możliwe, że nie udało mi się to. Pewnie do tej pory gdzieś, w jakiejś kartotece są spisane wszystkie losy moje i mojego brata, jednak po co miałabym do nich znowu wracać?
- Caroline Rockers
Re: [Uczennica] Ellie Whitaker
Wto Lis 11, 2014 1:17 pm
KP ładna, 20 fasolek dodatkowo za nią, no i nie zapomnij o uzupełnieniu pól w profilu!
Akcept!
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach