- Jeremy Finch
[uczeń] Jeremy Finch
Czw Paź 30, 2014 5:57 pm
Imię i nazwisko: Jeremy Finch
Data urodzenia: 13 lutego 1960
Czystość krwi: mugolska
Dom w Hogwarcie: Hufflepuff
Różdżka: Wierzba, Szpon hipogryfa, 13 cali
Widok z Ain Eingarp:
Jeremy z pewnością zobaczyłby siebie, swoją żonę i gromadkę dzieci. No i kilka zwierzaków. Zawsze wiedział, że właśnie tak ma wyglądać jego dorosłe życie. Rodzina była dla niego priorytetem, jako, że sam był jedynakiem i nie był z tego powodu najszczęśliwszy, chciał aby jego dzieci miały rodzeństwo. No i z racji, że miał kontakt z dzieciakami z domu dziecka, wiedział, że w przyszłości adoptuje chociaż jedno dziecko. No bo gdyby sam był sierotą, to z pewnością byłby przeszczęśliwy, gdyby ktoś przyjął go do swojej rodziny.
Podsumowanie dotychczasowej nauki w Hogwarcie:
Nigdy nie był wybitnym uczniem, ale nie był też najgorszy. Ot, można powiedzieć, że był minimalnie lepszy, od tych przeciętnych. Nie przejmował się tak bardzo ocenami cząstkowymi, ale kiedy przychodziło do egzaminów, starał się, jak tylko mógł. Marzył o tym, by zostać uzdrowicielem i wiedział, że aby dopiąć swego, musi uzyskać odpowiednie wyniki.
Przykładowy Post:
Jeremy powoli otworzył oczy i przeciągnął się. Nie lubił wstawać tak wcześnie, no ale cóż, czasem trzeba. Odsłonił zasłony wokół łóżka i usiadł na skraju. W sumie nie było aż tak wcześnie, z racji czego promienie słoneczne sprawiały, że w pokoju było całkiem jasno.
Kiedy chłopak zamierzał już wstać, jego wzrok spoczął na fotografii wiszącej nad łóżkiem. Była wykonana mugolskim aparatem, przez co postacie były nieruchome. Patrząc na to zdjęcie mimowolnie się uśmiechnął. Przedstawiało ono dość wysokiego, niebieskookiego chłopca z niesfornymi ciemnymi włosami i dwoje dorosłych ludzi w strojach klaunów. Choć gdyby brać pod uwagę wiek mentalny, całą trójkę można by uznać za dzieci. Tak, byli to jego rodzice. Nie był to oczywiście ich codzienny strój, wynikał on z tego, że byli wolontariuszami w pobliskim domu dziecka i starali się umilać czas jego wychowankom. A dzieciaki oczywiście ich uwielbiały. Nie było to ich jedyne zajęcie. Zajmowali się też pomaganiem bezdomnym ludziom i zapewniali schronienie porzuconym zwierzętom, z racji czego w ich domu można było spotkać całkiem dużo psów i kotów. Byli weganami, wychodzili z założenia, że każda żywa istota zasługuje na miłość i szacunek. Prowadzili swoją uprawę roślin. Byli życzliwi dla każdego. Skupiali się też na swoim rozwoju wewnętrznym, często medytowali. Nie mieli chyba żadnych wrogów, gdy w ich otoczeniu pojawiał się ktoś ze "złą aurą", nie odrzucali go, tylko starali się mu pomóc. Byli bardzo pozytywni. Większość "normalnych" ludzi uważała ich za nieszkodliwych świrów. No tak, wszystko fajnie, ale spytacie pewnie: "A co z pracą?" Otóż, różnie. Ich głównym dochodem była głównie sprzedaż uprawianych roślin, ale ze względu na dobre serce, zdarzało im się oddawać coś za darmo, więc nie zarabiali sporo. Jak już wspomniałam, byli takimi dużymi dziećmi, więc zarabianie pieniędzy nie było ich mocną stroną. Ale przynajmniej mieli dach nad głową i jedzenie. No i oczywiście mieli siebie, a to było najważniejsze.
Zastanawiacie się pewnie, jakim człowiekiem może być więc ich syn. Równie altruistycznym i pozytywnie nastawionym do życia? Otóż, nie do końca. Wiadomo, odziedziczył po nich sporo cech, jak choćby zamiłowanie do zwierząt, chęć niesienia pomocy innym, czy obrzydzenie do wszelkiego rodzaju konfliktów i walk. Ale jak wiadomo, w każdym domu musi być chociaż jeden dorosły. W tym przypadku ta rola przypadła Jeremy'emu. Od kiedy tylko zaczął rozumieć otaczający go świat, musiał pełnić rolę takiego opiekuna dla rodziców. Co nie zmienia faktu, że również angażował się we wszystko, co robili, najbardziej lubił odwiedziny w domu dziecka, ponieważ nie miał rodzeństwa, tamtejsze dzieci mu je zastępowały.
Kiedy okazało się, że jest czarodziejem, jego rodzice byli przeszczęśliwi, mimo że wcześniej nie mięli pojęcia o istnieniu magicznego świata. Potraktowali to, jako nagrodę, za bycie dobrymi ludźmi i może troszeczkę dzięki temu wydorośleli? Ale tylko odrobinkę. W końcu na ich barkach spoczęło wychowanie dziecka obdarzonego wielka mocą. Taka odpowiedzialność zmieniła trochę ich podejście do spraw pieniężnych, z pomocą swojego przyjaciela sformalizowali swój dotychczasowy "biznes" i otworzyli prawdziwy sklep z warzywami, owocami i ziołami. Nie porzucili jednak pozostałych zajęć, co to, to nie. Zrobili jednak wszystko, aby Jeremy miał pieniądze potrzebne na naukę. Nie były to kokosy, bo na dobrą sprawę był jednym z biedniejszych uczniów, ale chłopak i tak był im wdzięczny. Wiedział, że przecież pieniądze nie są najważniejsze. No i nie musiał się już aż tak martwić o zostawienie rodziców. Kiedy tylko udało mu się zaoszczędzić odpowiednia sumę pieniędzy, kupił im prawdziwą sowę, dzięki której mogli do niego pisać, kiedy tylko chcieli. Byli niesamowicie szczęśliwi. I oczywiście pilnie strzegli tajemnicy swojego syna, co sprawiło, że w niektórych sytuacjach zachowywali się jeszcze dziwniej, niż dotychczas, co nie umknęło uwadze otoczenia.
Lata w Hogwarcie mijały, ale Jeremy się nie zmieniał. Wciąż był tym samym chłopcem ze zdjęcia. No, może trochę urósł, ale wewnątrz się nie zmienił. Pełnił teraz funkcję takiego starszego brata dla każdego, kto tego potrzebował. Był raczej lubiany przez uczniów i pracowników szkoły, ze względu na swoje usposobienie. No, oczywiście Ślizgoni nie raz próbowali go sprowokować, czy zastraszyć, ale ich zwyczajnie ignorował. Nie chciał mieć wrogów. Wiedział, że to, jakim jest człowiekiem zawdzięcza swoim rodzicom i był im za to ogromnie wdzięczny.
Raz jeszcze uśmiechnął się w stronę fotografii i w o wiele lepszym humorze ruszył w stronę łazienki.
Data urodzenia: 13 lutego 1960
Czystość krwi: mugolska
Dom w Hogwarcie: Hufflepuff
Różdżka: Wierzba, Szpon hipogryfa, 13 cali
Widok z Ain Eingarp:
Jeremy z pewnością zobaczyłby siebie, swoją żonę i gromadkę dzieci. No i kilka zwierzaków. Zawsze wiedział, że właśnie tak ma wyglądać jego dorosłe życie. Rodzina była dla niego priorytetem, jako, że sam był jedynakiem i nie był z tego powodu najszczęśliwszy, chciał aby jego dzieci miały rodzeństwo. No i z racji, że miał kontakt z dzieciakami z domu dziecka, wiedział, że w przyszłości adoptuje chociaż jedno dziecko. No bo gdyby sam był sierotą, to z pewnością byłby przeszczęśliwy, gdyby ktoś przyjął go do swojej rodziny.
Podsumowanie dotychczasowej nauki w Hogwarcie:
Nigdy nie był wybitnym uczniem, ale nie był też najgorszy. Ot, można powiedzieć, że był minimalnie lepszy, od tych przeciętnych. Nie przejmował się tak bardzo ocenami cząstkowymi, ale kiedy przychodziło do egzaminów, starał się, jak tylko mógł. Marzył o tym, by zostać uzdrowicielem i wiedział, że aby dopiąć swego, musi uzyskać odpowiednie wyniki.
Przykładowy Post:
Jeremy powoli otworzył oczy i przeciągnął się. Nie lubił wstawać tak wcześnie, no ale cóż, czasem trzeba. Odsłonił zasłony wokół łóżka i usiadł na skraju. W sumie nie było aż tak wcześnie, z racji czego promienie słoneczne sprawiały, że w pokoju było całkiem jasno.
Kiedy chłopak zamierzał już wstać, jego wzrok spoczął na fotografii wiszącej nad łóżkiem. Była wykonana mugolskim aparatem, przez co postacie były nieruchome. Patrząc na to zdjęcie mimowolnie się uśmiechnął. Przedstawiało ono dość wysokiego, niebieskookiego chłopca z niesfornymi ciemnymi włosami i dwoje dorosłych ludzi w strojach klaunów. Choć gdyby brać pod uwagę wiek mentalny, całą trójkę można by uznać za dzieci. Tak, byli to jego rodzice. Nie był to oczywiście ich codzienny strój, wynikał on z tego, że byli wolontariuszami w pobliskim domu dziecka i starali się umilać czas jego wychowankom. A dzieciaki oczywiście ich uwielbiały. Nie było to ich jedyne zajęcie. Zajmowali się też pomaganiem bezdomnym ludziom i zapewniali schronienie porzuconym zwierzętom, z racji czego w ich domu można było spotkać całkiem dużo psów i kotów. Byli weganami, wychodzili z założenia, że każda żywa istota zasługuje na miłość i szacunek. Prowadzili swoją uprawę roślin. Byli życzliwi dla każdego. Skupiali się też na swoim rozwoju wewnętrznym, często medytowali. Nie mieli chyba żadnych wrogów, gdy w ich otoczeniu pojawiał się ktoś ze "złą aurą", nie odrzucali go, tylko starali się mu pomóc. Byli bardzo pozytywni. Większość "normalnych" ludzi uważała ich za nieszkodliwych świrów. No tak, wszystko fajnie, ale spytacie pewnie: "A co z pracą?" Otóż, różnie. Ich głównym dochodem była głównie sprzedaż uprawianych roślin, ale ze względu na dobre serce, zdarzało im się oddawać coś za darmo, więc nie zarabiali sporo. Jak już wspomniałam, byli takimi dużymi dziećmi, więc zarabianie pieniędzy nie było ich mocną stroną. Ale przynajmniej mieli dach nad głową i jedzenie. No i oczywiście mieli siebie, a to było najważniejsze.
Zastanawiacie się pewnie, jakim człowiekiem może być więc ich syn. Równie altruistycznym i pozytywnie nastawionym do życia? Otóż, nie do końca. Wiadomo, odziedziczył po nich sporo cech, jak choćby zamiłowanie do zwierząt, chęć niesienia pomocy innym, czy obrzydzenie do wszelkiego rodzaju konfliktów i walk. Ale jak wiadomo, w każdym domu musi być chociaż jeden dorosły. W tym przypadku ta rola przypadła Jeremy'emu. Od kiedy tylko zaczął rozumieć otaczający go świat, musiał pełnić rolę takiego opiekuna dla rodziców. Co nie zmienia faktu, że również angażował się we wszystko, co robili, najbardziej lubił odwiedziny w domu dziecka, ponieważ nie miał rodzeństwa, tamtejsze dzieci mu je zastępowały.
Kiedy okazało się, że jest czarodziejem, jego rodzice byli przeszczęśliwi, mimo że wcześniej nie mięli pojęcia o istnieniu magicznego świata. Potraktowali to, jako nagrodę, za bycie dobrymi ludźmi i może troszeczkę dzięki temu wydorośleli? Ale tylko odrobinkę. W końcu na ich barkach spoczęło wychowanie dziecka obdarzonego wielka mocą. Taka odpowiedzialność zmieniła trochę ich podejście do spraw pieniężnych, z pomocą swojego przyjaciela sformalizowali swój dotychczasowy "biznes" i otworzyli prawdziwy sklep z warzywami, owocami i ziołami. Nie porzucili jednak pozostałych zajęć, co to, to nie. Zrobili jednak wszystko, aby Jeremy miał pieniądze potrzebne na naukę. Nie były to kokosy, bo na dobrą sprawę był jednym z biedniejszych uczniów, ale chłopak i tak był im wdzięczny. Wiedział, że przecież pieniądze nie są najważniejsze. No i nie musiał się już aż tak martwić o zostawienie rodziców. Kiedy tylko udało mu się zaoszczędzić odpowiednia sumę pieniędzy, kupił im prawdziwą sowę, dzięki której mogli do niego pisać, kiedy tylko chcieli. Byli niesamowicie szczęśliwi. I oczywiście pilnie strzegli tajemnicy swojego syna, co sprawiło, że w niektórych sytuacjach zachowywali się jeszcze dziwniej, niż dotychczas, co nie umknęło uwadze otoczenia.
Lata w Hogwarcie mijały, ale Jeremy się nie zmieniał. Wciąż był tym samym chłopcem ze zdjęcia. No, może trochę urósł, ale wewnątrz się nie zmienił. Pełnił teraz funkcję takiego starszego brata dla każdego, kto tego potrzebował. Był raczej lubiany przez uczniów i pracowników szkoły, ze względu na swoje usposobienie. No, oczywiście Ślizgoni nie raz próbowali go sprowokować, czy zastraszyć, ale ich zwyczajnie ignorował. Nie chciał mieć wrogów. Wiedział, że to, jakim jest człowiekiem zawdzięcza swoim rodzicom i był im za to ogromnie wdzięczny.
Raz jeszcze uśmiechnął się w stronę fotografii i w o wiele lepszym humorze ruszył w stronę łazienki.
- Caroline Rockers
Re: [uczeń] Jeremy Finch
Czw Paź 30, 2014 7:54 pm
Podoba mi się Twoja Karta Postaci, jest taka...ciepła i wiarygodna. I fajnie, że przedstawiłaś Jeremy'ego, jakiego takiego dobrego chłopaka, co chce pomagać ludziom, tak samo jak jego rodzice, ale zarazem sprawia wrażenie niezwykle dojrzałego. Życzę miłej gry na fabule!
Akcept!
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach