- Kayleigh Phate
[uczennica] Kayleigh Phate
Wto Sie 26, 2014 4:25 pm
Imię i nazwisko: Kayleigh Phate
Data urodzenia: 18 kwietnia 1961r.
Czystość krwi: półkrwi
Dom w Hogwarcie: Slytherin
Różdżka: jabłoń, sierść kelpii, 12 cali
Data urodzenia: 18 kwietnia 1961r.
Czystość krwi: półkrwi
Dom w Hogwarcie: Slytherin
Różdżka: jabłoń, sierść kelpii, 12 cali
Widok z Ain Eingarp:
Gdy Kayleigh z daleka ujrzała zwierciadło, od razu wiedziała, że nie należy ono do tych zwyczajnych luster. Rozpoznała je. Może inni na jej miejscu biegliby od razu do szklanego odbicia ze zniecierpliwieniem, jednak nie ona. Stała kilka kroków od zwierciadła i patrzyła nieufnie, jakby tocząc w sobie walkę. Ciekawość jednak wygrała i Kay podeszła powoli. Dobrze, że była sama, dzięki temu nie musiała ukrywać w kieszeniach rąk, które lekko drżały - zarówno ze strachu, jak i z podekscytowania.
Nie spodziewała się tego, co ujrzała w idealnie gładkiej tafli. Być może zbyt głęboko w sobie ukrywała to pragnienie, którego nie dopuszczała nawet do swoich myśli? Przed dziewczyną bowiem stali jej rodzice i ona, otoczona ręką ojca, który przytulał ją do siebie i nawet co jakiś czas całował czule we włosy. Nigdy tego nie doświadczyła, więc wbijała wzrok w złudne postacie, jakby miały one wyjść zaraz ze zwierciadła i zastąpić te realne... Kayleigh, jako że była owocem zakazanej miłości swojej matki i jej kochanka nieczystej krwi, nigdy nie została do końca zaakceptowana w rodzinie, zwłaszcza przez przybranego ojca. Tego biologicznego niestety nie miała okazji nawet poznać - zginął w "tragicznym wypadku", a raczej w tą wersję wierzyła jako dziecko.
Po policzku dziewczyny spłynęła samotna łza. Nie widziała możliwości, aby to jedno jedyne, jej największe pragnienie się spełniło. Nic nie zapowiadało, aby poczuła się zaakceptowana i ważna przynajmniej dla najbliższych jej członków. Miała wprawdzie przybrane rodzeństwo, jednak wszyscy wychowani pod czujnym okiem Jasona Phate'a mieli wbite do głowy, żeby nie utrzymać z Kay bliższych kontaktów, takich jak przyjaźń.
Wyraz twarzy dziewczyny nagle momentalnie się zmienił. Nie było już widać na niej tęsknoty, czy też żalu. Teraz zastąpił to grymas wściekłości. Prychnęła i odwróciła się, szybko wybiegając z sali. Zwierciadło Ain Eingarp dawało tylko złudne wyobrażenie rzeczywistości, rozrywało stare rany i okazywało słabości. Nie chciała tego. Nie chciała kolejnych dni, tygodni czy miesięcy poświęcać nad użalaniem się nad swoim losem.
Gdy Kayleigh z daleka ujrzała zwierciadło, od razu wiedziała, że nie należy ono do tych zwyczajnych luster. Rozpoznała je. Może inni na jej miejscu biegliby od razu do szklanego odbicia ze zniecierpliwieniem, jednak nie ona. Stała kilka kroków od zwierciadła i patrzyła nieufnie, jakby tocząc w sobie walkę. Ciekawość jednak wygrała i Kay podeszła powoli. Dobrze, że była sama, dzięki temu nie musiała ukrywać w kieszeniach rąk, które lekko drżały - zarówno ze strachu, jak i z podekscytowania.
Nie spodziewała się tego, co ujrzała w idealnie gładkiej tafli. Być może zbyt głęboko w sobie ukrywała to pragnienie, którego nie dopuszczała nawet do swoich myśli? Przed dziewczyną bowiem stali jej rodzice i ona, otoczona ręką ojca, który przytulał ją do siebie i nawet co jakiś czas całował czule we włosy. Nigdy tego nie doświadczyła, więc wbijała wzrok w złudne postacie, jakby miały one wyjść zaraz ze zwierciadła i zastąpić te realne... Kayleigh, jako że była owocem zakazanej miłości swojej matki i jej kochanka nieczystej krwi, nigdy nie została do końca zaakceptowana w rodzinie, zwłaszcza przez przybranego ojca. Tego biologicznego niestety nie miała okazji nawet poznać - zginął w "tragicznym wypadku", a raczej w tą wersję wierzyła jako dziecko.
Po policzku dziewczyny spłynęła samotna łza. Nie widziała możliwości, aby to jedno jedyne, jej największe pragnienie się spełniło. Nic nie zapowiadało, aby poczuła się zaakceptowana i ważna przynajmniej dla najbliższych jej członków. Miała wprawdzie przybrane rodzeństwo, jednak wszyscy wychowani pod czujnym okiem Jasona Phate'a mieli wbite do głowy, żeby nie utrzymać z Kay bliższych kontaktów, takich jak przyjaźń.
Wyraz twarzy dziewczyny nagle momentalnie się zmienił. Nie było już widać na niej tęsknoty, czy też żalu. Teraz zastąpił to grymas wściekłości. Prychnęła i odwróciła się, szybko wybiegając z sali. Zwierciadło Ain Eingarp dawało tylko złudne wyobrażenie rzeczywistości, rozrywało stare rany i okazywało słabości. Nie chciała tego. Nie chciała kolejnych dni, tygodni czy miesięcy poświęcać nad użalaniem się nad swoim losem.
Podsumowanie dotychczasowej nauki w Hogwarcie:
Jak prawie każdy uczeń (zwłaszcza ten, który nie ma starszego rodzeństwa) Kay była zafascynowana z początku szkołą i całym jej urokiem, który wokół siebie roztaczała. Jako pierwszoklasistka miała ochotę pochłonąć wszystkie księgi i wiedzę profesorów, byle dowiedzieć się jak najwięcej o różnych dziedzinach magii. Tiara Przydziału na całe szczęście nie dała się zmylić temu dziecinnemu zapałowi. Już w dalszych latach dziewczyna sprytnie podzieliła przedmioty szkolne na te 'interesujące' i 'beznadziejne'. Każdy nauczyciel więc mógł się łatwo przekonać, że dziedzinom magii z tej pierwszej grupy Kayleigh poświęcała bardzo dużo uwagi, znacznie też wykraczając niekiedy poza obowiązujący materiał. Należały do nich przede wszystkim: Starożytne Runy, Eliksiry, OPCM oraz Astronomia. Jeśli chodzi o te mniej interesujące ją przedmioty, to królowały w nich na pierwszym miejscu Historia Magii i Zielarstwo... bo kto by do licha lubił taplanie się w błocie?! Pozostała część przekazywanej wiedzy na lekcjach była neutralna, tak więc Kay utrzymywała stopnie z nich na dość dobrym poziomie. Dziewczyna z pewnością nie należy do pierwszej dziesiątki kujonów szkolnych, jednak z nauką nigdy większych problemów nie miała, a też często sama z ulubionych dziedzin dawała korepetycje.
Jak prawie każdy uczeń (zwłaszcza ten, który nie ma starszego rodzeństwa) Kay była zafascynowana z początku szkołą i całym jej urokiem, który wokół siebie roztaczała. Jako pierwszoklasistka miała ochotę pochłonąć wszystkie księgi i wiedzę profesorów, byle dowiedzieć się jak najwięcej o różnych dziedzinach magii. Tiara Przydziału na całe szczęście nie dała się zmylić temu dziecinnemu zapałowi. Już w dalszych latach dziewczyna sprytnie podzieliła przedmioty szkolne na te 'interesujące' i 'beznadziejne'. Każdy nauczyciel więc mógł się łatwo przekonać, że dziedzinom magii z tej pierwszej grupy Kayleigh poświęcała bardzo dużo uwagi, znacznie też wykraczając niekiedy poza obowiązujący materiał. Należały do nich przede wszystkim: Starożytne Runy, Eliksiry, OPCM oraz Astronomia. Jeśli chodzi o te mniej interesujące ją przedmioty, to królowały w nich na pierwszym miejscu Historia Magii i Zielarstwo... bo kto by do licha lubił taplanie się w błocie?! Pozostała część przekazywanej wiedzy na lekcjach była neutralna, tak więc Kay utrzymywała stopnie z nich na dość dobrym poziomie. Dziewczyna z pewnością nie należy do pierwszej dziesiątki kujonów szkolnych, jednak z nauką nigdy większych problemów nie miała, a też często sama z ulubionych dziedzin dawała korepetycje.
Przykładowy Post:
Było już późno, na pewno minęła godzina 22. Kayleigh pokonała właśnie ostatnie stopnie, prowadzące na sam szczyt najwyższej wieży w Hogwarcie. Było małe prawdopodobieństwo, że tutaj ktoś by szukał uczniów o tej porze, co było dodatkową zaletą tego miejsca. Gdyby ktoś zapytał dziewczyną o ulubione miejsce na całym terenie szkoły, zdecydowanie podałaby to... jeśli w ogóle rozmówca zasługiwałby na poznanie tego sekretu.
Wchodząc przez uchylone drzwi na szczyt rozglądnęła się uważnie, trzymając w pogotowiu różdżkę. O ile nauczycieli się nie spodziewała, to zawsze można było natknąć się na jakichś rządnych przygód pierwszoroczniaków... dziewczyna skrzywiła się na samą myśl pod nosem. Nie po to tyle tutaj szła, żeby mieć jeszcze dzieciaki na głowie. Byłaby zmuszona zagrozić im, żeby jej nocne przechadzki nie rozniosły się już w następny dzień po szkole. Przez chwilę nawet rozważała użycie zaklęcia Oblivate. Istniało oczywiście ryzyko, że ich pamięć bardziej by ucierpiała niż by tego chciała, ale przynajmniej jej sekret zostałby zachowany.
Teren na szczęście był czysty. Kay odgarnęła z twarzy rozwiane przez wiatr długie brązowe, lekko falowane włosy i uśmiechnęła się lekko pod nosem. Usiadła w ulubionym miejscu przy poręczy, unosząc wzrok na pięknie rozpościerający się widok gwiazd. Dlatego uwielbiała to miejsce. Czasem przychodziła tu z kimś, jednak były to osoby jedynie jej najbliższe, którym w każdej sytuacji mogła zaufać. Zresztą tym samym się zawsze odwdzięczała. Jak to mówiła - wśród przyjaciół lepiej stawiać zdecydowanie bardziej na jakość niż ilość. Resztę znajomych i innych osób zawsze trzymała na większy lub mniejszy dystans.
Nie wiedziała ile czasu minęło, ale nagle usłyszała cichy pomruk obok siebie, przez co od razu skierowała jasnozielone tęczówki w ciemne miejsce.
- Kay... - odetchnęła z ulgą i pokręciła głową na widok czarnego kocura - Oczywiście, że za mną przyszedłeś - mruknęła do niego, drapiąc zadowolone zwierzę wzdłuż grzbietu. Rzadko zostawiał ją samą choćby na chwilę. Kot odwrócił jej uwagę od gwiazdozbiorów, dzięki czemu poczuła też skostniałe z zimna palce. Wieczory nie były już tak ciepłe jak latem i mimo grubej bluzy czuła przeszywający chłód, niesiony wraz z jesiennym wiatrem. Westchnęła cicho i podniosła się razem z kotem na rękach, rozprostowując nogi. W końcu poczuła senność, więc opuściła wieżę kierując tym razem kroki proso do swojego dormitorium.
Było już późno, na pewno minęła godzina 22. Kayleigh pokonała właśnie ostatnie stopnie, prowadzące na sam szczyt najwyższej wieży w Hogwarcie. Było małe prawdopodobieństwo, że tutaj ktoś by szukał uczniów o tej porze, co było dodatkową zaletą tego miejsca. Gdyby ktoś zapytał dziewczyną o ulubione miejsce na całym terenie szkoły, zdecydowanie podałaby to... jeśli w ogóle rozmówca zasługiwałby na poznanie tego sekretu.
Wchodząc przez uchylone drzwi na szczyt rozglądnęła się uważnie, trzymając w pogotowiu różdżkę. O ile nauczycieli się nie spodziewała, to zawsze można było natknąć się na jakichś rządnych przygód pierwszoroczniaków... dziewczyna skrzywiła się na samą myśl pod nosem. Nie po to tyle tutaj szła, żeby mieć jeszcze dzieciaki na głowie. Byłaby zmuszona zagrozić im, żeby jej nocne przechadzki nie rozniosły się już w następny dzień po szkole. Przez chwilę nawet rozważała użycie zaklęcia Oblivate. Istniało oczywiście ryzyko, że ich pamięć bardziej by ucierpiała niż by tego chciała, ale przynajmniej jej sekret zostałby zachowany.
Teren na szczęście był czysty. Kay odgarnęła z twarzy rozwiane przez wiatr długie brązowe, lekko falowane włosy i uśmiechnęła się lekko pod nosem. Usiadła w ulubionym miejscu przy poręczy, unosząc wzrok na pięknie rozpościerający się widok gwiazd. Dlatego uwielbiała to miejsce. Czasem przychodziła tu z kimś, jednak były to osoby jedynie jej najbliższe, którym w każdej sytuacji mogła zaufać. Zresztą tym samym się zawsze odwdzięczała. Jak to mówiła - wśród przyjaciół lepiej stawiać zdecydowanie bardziej na jakość niż ilość. Resztę znajomych i innych osób zawsze trzymała na większy lub mniejszy dystans.
Nie wiedziała ile czasu minęło, ale nagle usłyszała cichy pomruk obok siebie, przez co od razu skierowała jasnozielone tęczówki w ciemne miejsce.
- Kay... - odetchnęła z ulgą i pokręciła głową na widok czarnego kocura - Oczywiście, że za mną przyszedłeś - mruknęła do niego, drapiąc zadowolone zwierzę wzdłuż grzbietu. Rzadko zostawiał ją samą choćby na chwilę. Kot odwrócił jej uwagę od gwiazdozbiorów, dzięki czemu poczuła też skostniałe z zimna palce. Wieczory nie były już tak ciepłe jak latem i mimo grubej bluzy czuła przeszywający chłód, niesiony wraz z jesiennym wiatrem. Westchnęła cicho i podniosła się razem z kotem na rękach, rozprostowując nogi. W końcu poczuła senność, więc opuściła wieżę kierując tym razem kroki proso do swojego dormitorium.
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach