- Hugo Ganthier
[uczeń] Hugo Ganthier
Nie Sty 05, 2014 1:43 am
Imię i nazwisko: Hugo Ganthier
Data urodzenia: 13 marca 1961
Czystość krwi: Półkrwi
Dom w Hogwarcie: Gryffindor.
Różdżka: Jodła, włos z ogona testrala, 11-calowa
Widok z Ain Eingarp: Nigdy nie zastanawiał się, czego pragnie. Tak naprawdę, z całego serca. Często uciekał w świat marzeń, ale nigdy nie zabrnął tak daleko. Żył chwilą. Jednak pewnego dnia natrafił na zwierciadło Ain Eingarp. Spojrzał w taflę lustra z zaciekawieniem i tamta chwila zapadła mu głęboko w pamięć. Zobaczył bowiem siebie, walczącego o coś dla niego ważnego. Skoncentrowanego, choć raz poważnego. Nie zwyciężającego, lecz walczącego, nie poddającego się, chroniącego innych. Po dziś dzień czuje, że w odpowiedniej chwili zdecyduje, o co chce walczyć - i zdecyduje właściwie.
Podsumowanie dotychczasowej nauki w Hogwarcie:
- Panie Ganthier, może powiedzieć nam pan, co poza utłuczonymi skarabeuszami oraz korzeniem imbiru należy dodać do eliksiru rozweselającego?
- Profesorze Slughorn, nie wystarczam panu do rozweselania? Po co marnować składniki, kiedy Hugo czuwa na... -zamierzał skończyć to zdanie, a jakże, lecz profesor Slughorn przerwał mu głębokim westchnieniem.
- Na brodę Merlina, Ganthier, prędzej wypiłbyś jad tentakuli niż uwarzył porządny eliksir. Z jakiego powodu mój przedmiot jest dla Ciebie taką czarną magią?
- Czarna magia, powiada pan? - na te słowa Hugo wyciągnął swą różdżkę, po czym zaczął wymachiwać nią, wyglądając, jakby był początkującym na lekcji fechtunku. - Obrona przed Czarną Magią - to jest to! Albo Transmutacja...
- Proszę o spo... odejmuję dziesięć punktów! Dziesięć! Na brodę Merlina, zaraz rozlejesz... Panie Ganthier! - Profesor Slughorn, mówiąc subtelnie, zarumienił się i ze swoim okrągłym brzuszkiem podskakującym za każdym gwałtownym ruchem wyglądał jakby nabawił się niebezpiecznego tiku.
Hugo Ganthier był przez nauczycieli uważany za bystrego urwisa, który jednak potrafi czasami zaskoczyć swoimi umiejętnościami. Krył się w nim pewien potencjał, z tym że pokłady lenistwa i braku skupienia czyniły z niego ucznia ze stopniami raczej miernymi. Potrafił rzucać zaklęcia, był świetny z Transmutacji, przepadał za lekcjami Opieki nad Magicznymi Stworzeniami, ale z przedmiotów takich jak Historia Magii czy Eliksiry był, no cóż, cienki.
Przykładowy Post:
Trzeba przyznać, że Hugo potrafił wyprowadzić z równowagi. Miało to jednak dobre strony, bowiem nawet w sytuacji najbardziej beznadziejnej, zachowywał zimną krew, nie poddawał się i rozładowywał napięcie, nawet jeśli oznaczało to, że używał iście czarnego humoru. Jednak po ostatniej lekcji Eliksirów musiał zrobić coś, co zwykle robił chcąc przemyśleć parę spraw.
Wyszedł z zamku, lekko przygarbiony. Od razu owinął się własnymi rękami czując na całym ciele dreszcz wywołany chłodnym, acz rześkim jesiennym powietrzem. Nie włożył na siebie niczego ciepłego - czasem po prostu lubił zmarznąć. Od tak. Wolnym krokiem zmierzał w kierunku błoni. Z daleka mógł przypominać kruka - i przez swoją smukłą, jakby ściśniętą w sobie sylwetkę odzianą w czarną szatę, i przez ciemne, poskręcane włosy. Jednak z daleka nikt go nie obserwował, bowiem każdy, kto znał Hugo Ganthier'a, ani myślałby szukać go w takim miejscu. Większość mogłaby przypuszczać raczej, że wygłupia się w Wielkiej Sali czy dormitorium, albo też podpadł Woźnemu i wisi gdzieś, przykuty łańcuchami głową w dół.
A jednak był tutaj i powoli oddalał się od zamku. Błonia przypominały mu dziadka. Pomyślał, że gdyby nie on, miałby sporo powodów do narzekania na swoje dzieciństwo. Nie spędził go ze swoimi rodzicami. Oni sami nie spędzili ze sobą wielu lat. Jego ojciec jest czarodziejem czystej krwi, jednak matka mugolką. Ich związek rozpadł się w rok po tym, jak Hugo przyszedł na świat. Czasami bywał z matką, ale zawsze miał wrażenie, że traktuje go jak kogoś obcego. Ojciec natomiast... nie chciał po prostu mieć z synem wiele wspólnego. Gdyby jego dziadek, również czarodziej, nie przyjął go, pewnie wylądowałby w sierocińcu. Szedł teraz wzdłuż lasu. Powinien wracać, zanim się ściemni, ale wciąż nie potrafił pozbierać myśli. Do jego głowy wpadło proste, choć dziwne słowo. Dom. Nie raz zastanawiał się, co ono dla niego znaczy. Miał wiele domów. Jego dziadek pochodzi z Francji, jednak nie mógł zostać tam po śmierci żony. Nigdzie zresztą nie zostawał na długo, toteż Hugo podróżował wraz z nim, uczył się od niego i kiedy skończył jedenaście lat, nie wiedział, czego spodziewać się po Hogwarcie, po siedzeniu tak długo w jednym miejscu. Może dlatego od pierwszych chwil w szkole większość podchodziła do niego pobłażliwie - bo nie potrafił się odnaleźć. Tego jednak nikt nie mógł wiedzieć, bo nawet patrząc w jego ciemne oczy, nie łatwo było wyciągnąć z niego prawdę. W gruncie rzeczy uważał, że ma wiele powodów do szczęścia i wiele zawdzięcza temu staremu, specyficznemu człowiekowi. I przyjaciołom. Im również zawdzięcza niesłychanie dużo. Ale to już chyba rozmyślania na inne popołudnie.
Słońce zetknęło się z horyzontem, a Hugo znów uśmiechnął się do siebie. Zawrócił i szybkim krokiem skierował się w stronę Hogwartu. W stronę domu.
Data urodzenia: 13 marca 1961
Czystość krwi: Półkrwi
Dom w Hogwarcie: Gryffindor.
Różdżka: Jodła, włos z ogona testrala, 11-calowa
Widok z Ain Eingarp: Nigdy nie zastanawiał się, czego pragnie. Tak naprawdę, z całego serca. Często uciekał w świat marzeń, ale nigdy nie zabrnął tak daleko. Żył chwilą. Jednak pewnego dnia natrafił na zwierciadło Ain Eingarp. Spojrzał w taflę lustra z zaciekawieniem i tamta chwila zapadła mu głęboko w pamięć. Zobaczył bowiem siebie, walczącego o coś dla niego ważnego. Skoncentrowanego, choć raz poważnego. Nie zwyciężającego, lecz walczącego, nie poddającego się, chroniącego innych. Po dziś dzień czuje, że w odpowiedniej chwili zdecyduje, o co chce walczyć - i zdecyduje właściwie.
Podsumowanie dotychczasowej nauki w Hogwarcie:
- Panie Ganthier, może powiedzieć nam pan, co poza utłuczonymi skarabeuszami oraz korzeniem imbiru należy dodać do eliksiru rozweselającego?
- Profesorze Slughorn, nie wystarczam panu do rozweselania? Po co marnować składniki, kiedy Hugo czuwa na... -zamierzał skończyć to zdanie, a jakże, lecz profesor Slughorn przerwał mu głębokim westchnieniem.
- Na brodę Merlina, Ganthier, prędzej wypiłbyś jad tentakuli niż uwarzył porządny eliksir. Z jakiego powodu mój przedmiot jest dla Ciebie taką czarną magią?
- Czarna magia, powiada pan? - na te słowa Hugo wyciągnął swą różdżkę, po czym zaczął wymachiwać nią, wyglądając, jakby był początkującym na lekcji fechtunku. - Obrona przed Czarną Magią - to jest to! Albo Transmutacja...
- Proszę o spo... odejmuję dziesięć punktów! Dziesięć! Na brodę Merlina, zaraz rozlejesz... Panie Ganthier! - Profesor Slughorn, mówiąc subtelnie, zarumienił się i ze swoim okrągłym brzuszkiem podskakującym za każdym gwałtownym ruchem wyglądał jakby nabawił się niebezpiecznego tiku.
Hugo Ganthier był przez nauczycieli uważany za bystrego urwisa, który jednak potrafi czasami zaskoczyć swoimi umiejętnościami. Krył się w nim pewien potencjał, z tym że pokłady lenistwa i braku skupienia czyniły z niego ucznia ze stopniami raczej miernymi. Potrafił rzucać zaklęcia, był świetny z Transmutacji, przepadał za lekcjami Opieki nad Magicznymi Stworzeniami, ale z przedmiotów takich jak Historia Magii czy Eliksiry był, no cóż, cienki.
Przykładowy Post:
Trzeba przyznać, że Hugo potrafił wyprowadzić z równowagi. Miało to jednak dobre strony, bowiem nawet w sytuacji najbardziej beznadziejnej, zachowywał zimną krew, nie poddawał się i rozładowywał napięcie, nawet jeśli oznaczało to, że używał iście czarnego humoru. Jednak po ostatniej lekcji Eliksirów musiał zrobić coś, co zwykle robił chcąc przemyśleć parę spraw.
Wyszedł z zamku, lekko przygarbiony. Od razu owinął się własnymi rękami czując na całym ciele dreszcz wywołany chłodnym, acz rześkim jesiennym powietrzem. Nie włożył na siebie niczego ciepłego - czasem po prostu lubił zmarznąć. Od tak. Wolnym krokiem zmierzał w kierunku błoni. Z daleka mógł przypominać kruka - i przez swoją smukłą, jakby ściśniętą w sobie sylwetkę odzianą w czarną szatę, i przez ciemne, poskręcane włosy. Jednak z daleka nikt go nie obserwował, bowiem każdy, kto znał Hugo Ganthier'a, ani myślałby szukać go w takim miejscu. Większość mogłaby przypuszczać raczej, że wygłupia się w Wielkiej Sali czy dormitorium, albo też podpadł Woźnemu i wisi gdzieś, przykuty łańcuchami głową w dół.
A jednak był tutaj i powoli oddalał się od zamku. Błonia przypominały mu dziadka. Pomyślał, że gdyby nie on, miałby sporo powodów do narzekania na swoje dzieciństwo. Nie spędził go ze swoimi rodzicami. Oni sami nie spędzili ze sobą wielu lat. Jego ojciec jest czarodziejem czystej krwi, jednak matka mugolką. Ich związek rozpadł się w rok po tym, jak Hugo przyszedł na świat. Czasami bywał z matką, ale zawsze miał wrażenie, że traktuje go jak kogoś obcego. Ojciec natomiast... nie chciał po prostu mieć z synem wiele wspólnego. Gdyby jego dziadek, również czarodziej, nie przyjął go, pewnie wylądowałby w sierocińcu. Szedł teraz wzdłuż lasu. Powinien wracać, zanim się ściemni, ale wciąż nie potrafił pozbierać myśli. Do jego głowy wpadło proste, choć dziwne słowo. Dom. Nie raz zastanawiał się, co ono dla niego znaczy. Miał wiele domów. Jego dziadek pochodzi z Francji, jednak nie mógł zostać tam po śmierci żony. Nigdzie zresztą nie zostawał na długo, toteż Hugo podróżował wraz z nim, uczył się od niego i kiedy skończył jedenaście lat, nie wiedział, czego spodziewać się po Hogwarcie, po siedzeniu tak długo w jednym miejscu. Może dlatego od pierwszych chwil w szkole większość podchodziła do niego pobłażliwie - bo nie potrafił się odnaleźć. Tego jednak nikt nie mógł wiedzieć, bo nawet patrząc w jego ciemne oczy, nie łatwo było wyciągnąć z niego prawdę. W gruncie rzeczy uważał, że ma wiele powodów do szczęścia i wiele zawdzięcza temu staremu, specyficznemu człowiekowi. I przyjaciołom. Im również zawdzięcza niesłychanie dużo. Ale to już chyba rozmyślania na inne popołudnie.
Słońce zetknęło się z horyzontem, a Hugo znów uśmiechnął się do siebie. Zawrócił i szybkim krokiem skierował się w stronę Hogwartu. W stronę domu.
- Caroline Rockers
Re: [uczeń] Hugo Ganthier
Nie Sty 05, 2014 6:07 pm
"Tak na prawdę" - Tak naprawdę.
"Rozweselającemu?" - Rozweselającego?
"Wielkiej Hali " - Wielkiej Sali.
Widzę kilka błędów, takich jak pisanie przedmiotów raz z małej, raz z dużej litery. Popraw to, pisząc wszystkie z małej, albo z dużej litery.
No i oddziel jakoś tekst czasem, żeby nie zlewał się w całość. Może użyj czasem podkreślenia, albo pogrubienia, hm? ;)
Czasem zwyczajnie wystarczy enter i już inaczej się czyta.
Ale tak to myślę, że w porządku.
A i Avatar musisz zalinkować i wkleić link do zewnętrznego emblematu, bo inaczej avatar jest mniejszy, niż powinien.
"Rozweselającemu?" - Rozweselającego?
"Wielkiej Hali " - Wielkiej Sali.
Widzę kilka błędów, takich jak pisanie przedmiotów raz z małej, raz z dużej litery. Popraw to, pisząc wszystkie z małej, albo z dużej litery.
No i oddziel jakoś tekst czasem, żeby nie zlewał się w całość. Może użyj czasem podkreślenia, albo pogrubienia, hm? ;)
Czasem zwyczajnie wystarczy enter i już inaczej się czyta.
Ale tak to myślę, że w porządku.
A i Avatar musisz zalinkować i wkleić link do zewnętrznego emblematu, bo inaczej avatar jest mniejszy, niż powinien.
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach