- Amber Brickstone
[uczennica] Amber Brickstone
Sro Gru 25, 2013 10:29 pm
Imię i nazwisko: -Myślisz, że dobrze jej będzie z imieniem Giselle? -zapytał mężczyzna o miodowych włosach.
-Wykluczone! Nie krzywdź naszego dziecka! -oburzyła się blondynka leżąca w łóżku i trzymająca w rękach tobołek z noworodkiem. -Co powiesz o imieniu Rose?
-Jeśli już mam być szczera, wolałabym aby moja wnuczka nosiła imię mniej trywialne. -mruknęła dama w bufiastej sukni, siedząca nieopodal okna.
-Moim skromnym zdaniem.. powinna nazywać się Amber. -z krzesła powstał gustownie ubrany jegomość z monoklem w oku. Uśmiechał się ciepło. Nikt nie sprzeciwił się woli dziadka, więc nad kołyską znalazło się: Amber Brickstone.
Data urodzenia: Jegomość z monoklem w oku, którego godność brzmiała Henry Oswald Brickstone podszedł do ściany, na której wisiały zdjęcia wszystkich przedstawicieli rodziny. Stuknął mahoniową różdżką w ramkę, gdzie widniała fotografia ledwo narodzonej Amber. Na wypolerowanym drewnie pojawiły się złote cyferki - 04.03.1960
Czystość krwi: Clara Brickstone uśmiechnęła się do męża, który ucałował jej czoło przed wyjściem z sali szpitalnej. Obiecał wrócić za parę minut. Chciał podzielić się radością z resztą rodziny. Został ojcem! Gdy tylko drzwi zamknęły się, uśmiech spełzł lekko z twarzy szczęśliwej matki. Ona jedna wiedziała, kto był prawdziwym ojcem Amber..
mugol poznany rok temu w sąsiedniej wiosce. Był tak podobny do jej męża.. chyba to ją wtedy podkusiło do zdrady. Jeden jedyny raz... a ona wiedziała, że to on jest ojcem, a nie Vincent.. tak więc jej córka była pół krwi czarownicą. Chociaż Clara zawsze i wszędzie utrzymuje, że jej córka jest czysta jak łza..
Dom w Hogwarcie: Hufflepuff.
Różdżka: Dzwonek u drzwi oznajmił przybycie klienta. Mała, niepozorna dziewczyna o blond włosach weszła do zakurzonego sklepu, popychana od tyłu przez swego ojca. Zza lady wyłonił się Ollivander tak nagle, że Amber aż pisnęła. Vincent roześmiał się.
-Ahh.. panna Brickstone! Zgadza się, zgadza... pamiętam jak pani ojciec kupował tu różdżkę... -podniósł wzrok na Vincenta. -Dziewięć i jedna czwarta cala, włos z ogona jednorożca oraz hikora. Dalej dobrze się sprawuje?
-Zgadza się, sir. Jednak trochę się spieszymy i byłbym rad....
-Oczywiście, oczywiście... coś zaraz znajdziemy... -Ollivander podszedł do blondyneczki z metrem i rozpoczął pomiary oraz zadawać różne pytania. Po wstępnym wywiadzie zaproponował Amber różdżkę z jodły, lecz ta odpadła zanim Amber zdążyła jej się przyjrzeć. Kolej padła na różdżkę różaną, lecz ta była tak kapryśna i nieposłuszna, że musiała wrócić na półkę. Zmęczona Am wzięła do ręki różdżkę sosnową... i wręcz poczuła, jak oblewa ją przyjemne ciepło, a koniec różdżki lśni. Ollivander wyprostował się uśmiechnięty.
-Ah... dziesięć i pół cala.. dość sztywna.. sosna z dalekiego krańca Europy. Rdzeń to pióro feniksa.. pamiętam go, miał niezwykłe jak na nie, granatowe upierzenie... taak... bardzo wymagająca, ale lojalna różdżka....
Widok z Ain Eingarp: Na korytarzu rozległ się tupot stóp... jakby ktoś przed kimś uciekał. Zza rogu wyłoniła się postać dziewczyny, która wcale nie wyglądała na przerażoną... z daleka rozbrzmiewał zachrypnięty głos wożnego, który pomstował na Brickstone zawzięcie. Blondynka wpadła do sali i zamknęła drzwi na klucz. Odwróciła się, zamiatajac powietrze włosami. Jej mina nieco zbladła i chciała wyskoczyć z powrotem na korytarz... lecz dotarło do niej, że nie przeszkodziła nikomu.. tylko była to ona.. i ktoś jeszcze. Amber zmarszczyła nosek i podeszła do ogromnego lustra. Przesunęła palcami po żłobieniach. Co to za czary.... lustro powinno pokazywać tylko i wyłącznie ją... a widziała za swoimi plecami dziadka... Odwróciła się speszona, ale nikt za nią nie stał. Zamrugała i spróbowała dotknąć tafli zwierciadła.. może to przejście i dziadek czeka po drugiej stronie? Lecz napotkała na silny opór. Była rozczarowana. Podniosła wzrok na dziadka. Uśmiechał się do niej smutno, lecz położył rękę na jej ramieniu. Automatycznie dotknęła jego ręki... lecz napotkała na pustkę. No tak... nie mogła spotkać dziadka, który już nie żył.. którego straty nigdy nie mogła przeboleć. Dziewczyna przekrzywiła głowę tak, by móc przytulić się do ręki Henry'ego. Postać w lustrze uśmiechnęła się. Amber nie pamiętała, ile czasu tam tak stała... ale gdy wychodziła z sali, zastał ją wieczór.
Podsumowanie dotychczasowej nauki w Hogwarcie: Zadzwonił budzik, który od razu został uciszony przez Amber. Nie spała od blisko godziny, czekając na wyniki SUM-ów. Nie mogąc znaleźć sobie zajecia, wyszła z pokoju i zbiegła na dół.
-Nie biegaj w domu. -zganiła ją babcia Marigold, poprawiając okulary
-Była jakaś poczta? -zapytała Am, w połowie kroku zmieniajać chód.
-Zgadza się. -Marigold podała wnuczce zalakowana kopertę. Ta pochwyciła ją zręcznie i zaczęła rozrywać pergamin, nie dbając o konwenanse.
-Haaa! Jednak jest Wybitny z Zaklęć! Wiedziałam! -ucieszyła się na głos, połykając słowa z listu. -I z Transmutacji! Powyżej oczekiwań z Eliksirów.. Obrony Przed Czarną Magią.. Zadowalający z Opieki... Numerologii... jest dobrze. -uśmiechnęła się Amber, składając list na pół.
-Taak? A jak się miewa stara dobra Historia Magii, co? -ojciec wyrwał jej list z rąk i spojrzał na oceny córki. -No nie, tylko Okropny? Astronomia na Nędzny..
-Oh, ale Zielarstwo też mam na Powyżej, popatrz! -pokazała ojcu notę.
Vincent roześmiał się i zmierzwił córce włosy. -I tak jestem z Ciebie dumny.
-Jak dla mnie powinna mieć same Wybitne. -mrukneła babcia, zatapiając się w lekturze.
Przykładowy Post:
Jak to zwykle bywało w Wielkiej Sali, panował ścisk oraz wesoły gwar. Sowy starały się odnaleźć swoich adresatów i dostarczyć przesyłki. Jedna z sów o karmelowym upierzeniu starała się odnaleźć średniego wzrostu dziewczynę o blond włosach... o! Znalazła! Zapikowała ostro w dół i wylądowała tuż przed pucharem dziewczyny, z godnościa upuszczając na blat kopertę. Amber podniosła wzrok znad egzemplarzu Proroka.
-Tak tak, dzięki. -machnęła ręką, wyraźnie zaintrygowana artykułem. Pośliniła palec i przewróciła stronę, by poczytać o rozgrywkach quidditcha, które miały miejsce w ostatnią sobotę. Ciemnobrązowe tęczówki śmigały od jednego końca strony do drugiego. Mogło się wydawać, że nic ani nikt nie są w stanie przerwać dziewczynie..
-Brickstone! Mam Cię! Nie wymigasz mi się teraz! -usłyszała za sobą znienawidzony głos jednego z prefektów. Wywróciła oczami i odwróciła się na tyłku, by być przodem do ekhem.. rozmówcy.
-Taa? Co jest tak ważne, że przerywasz mi najważniejszy posiłek w ciagu dnia? -zapytała niechętnie zamykając gazetę.
-Byłaś wczoraj poza dormitorium podczas ciszy nocnej! Widziałem Cię podczas patrolu.
-A jak mi to chcesz udowodnić? -zapytała Amber, uśmiechając się słodko.
-Napisałem raport na Ciebie do Twojego opiekuna. -chłopak wyprostował się dumnie. Amber zamurowało. Poderwało ją do pionu. Była średniego wzrostu dziewczyną, więc nie mogłą się równować z posturą chłopaka, mimo że uczęszczała już do siódmej klasy. Z jej oczu wysypywały się iskry.
-Jak.. ty wredny dupku! -oburzyła się. Nie w smak był jej szlaban, miała ważne plany na kolejny tydzień.
-Wyrażaj się!
-Nie rozkazuj mi, odznaka prefekta na Twojej zapuszczonej szacie nie jest dla mnie żadnym autorytetem! -warknęła. Najbliżsi uczniowie zaczęli się przysłuchiwać groźnej wymianie zdań.
Tłum rozsunął się, by zrobić miejsce dla kroczącej ku parze profesor McGonagall.
-Co tu się dzieje?
-Pani profesor, Brickstone mnie obraża. -oznajmił prefekt.
-Nazywam po imieniu. -burknęła Amber, krzyżując ręce na piersi.
-Proszę o spokój! Panno Brickstone, skąd te wyzwiska? -McGonagall zmrużyła oczy.
-Oskarża mnie o coś czego nie zrobiłam i napisał na mnie raport.
-Pani profesor, zaręczam, że była w czasie ciszy nocnej na korytarzu koło biblioteki i coś nielegalnego przemycała pod peleryną...
-Zamilcz! -syknęła Amber. -To były książki, nie moja wina, że potrzebne mi były do pracy na Zaklęć, a pani Pince już zamknęła..
-Niesamowita ambicja panno Brickstone, jednakże nie można usprawiedliwiać łamaniu regulaminu chęcią zdobycia kolejnej dobrej oceny z pracy domowej. -McGonagall spojrzała na blondynka znad okularów połówek. Amber ugryzła się w język. Była znana z ciętego języka, ale nie mogła pogorszyć swojej i tak już marnej sytuacji. Zgromiła prefekta morderczym spojrzeniem. W tych źrenicach kryła się chęć zemsty... Amber uśmiechnęła się. Oh, ona już dobrze wiedziała co ona mu zrobi...
[...] Nastała kolejna lekcja Zaklęć z profesorem Flittwickiem. Zamachnął się różdżką i prace uczniów podleciały do swoich autorów. Amber odebrała swój pergamin i z lubością powitała W koło swego nazwiska.
-Dobra robota, jak zawsze! -pochwalił ją nauczyciel, widząc jej uśmiech. Amber skinęłą głową w jego kierunku i schowała pracę pieczołowicie do książki. Była teraz skupiona na zupełnie czymś innym... ukradkiem spojrzała na prefekta, który stał się przyczyną jej piątkowego szlabanu. Wyglądał na wyraźnie zaszokowanego, gdy dostał soczyste T za swoją pracę.
-Ale panie profesorze... to jakaś pomyłka.. to nie może być moja praca...
-Proszę się nie wykręcać, znam pana pismo od przeszło siedmiu lat... nie wiem co pan robił pisząc zadanie, ale rozpisywanie się o właściwościach smoczego łajna na cerę trądzikową nie było tematem pracy....
Po klasie rozległ się śmiech. Amber pogratulowała sobie w duchu. Opłacało się ostatniej nocy przeczytać książkę od mamy.. oj opłacało.
[...]Wyraźnie nie był to jej dzień do nauki ani czytania książek. Amber zatrzasnęła tomiszcze na temat "Transmutacji Międzygatunkowej" i wyszła z biblioteki. Zawędrowała aż na piąte piętro, gdzie znalazła kiedyś stary gramofon w jednej z klas. Rzuciła torbę w kąt i podeszła do maszyny. Nakręciła ją. Opuściła igłę i odczekała, aż rozbrzmi muzyka. Pierwsze takty spokojnej melodii przerwały ciszę. Amber uśmiechnęła się pod nosem. Obróciła się lekko na palcach. Wyprostowała nogę, stawając na palcach. Jako dziecko pobierała sporo lekcji baletu. Babcia uważała, że panna z dobrego domu powinna zgrabnie się poruszać. To była jedna z tych dobrych decyzji. Kiedy Amber nie miała ochoty na naukę, obcowanie z lekturą lub rozmowy z przyjaciółmi.. oddawała się wyobraźni i tańcu. Za każdym razem tworzyła nowy układ, równie niepowtarzalny jak poprzedni.. wyrażała w nim emocje... wspomnienia... lub przedstawiała jakąś historię. Raz była ona syreną zakochaną w mugolu... niekiedy czarownicą, która właśnie wynalazła eliksir młodości... mogła być każdym i przeżywać wszystko. Mogła przeżyć historię, która do tej pory znajdowała się tylko na stronicach ksiąg....
-Wykluczone! Nie krzywdź naszego dziecka! -oburzyła się blondynka leżąca w łóżku i trzymająca w rękach tobołek z noworodkiem. -Co powiesz o imieniu Rose?
-Jeśli już mam być szczera, wolałabym aby moja wnuczka nosiła imię mniej trywialne. -mruknęła dama w bufiastej sukni, siedząca nieopodal okna.
-Moim skromnym zdaniem.. powinna nazywać się Amber. -z krzesła powstał gustownie ubrany jegomość z monoklem w oku. Uśmiechał się ciepło. Nikt nie sprzeciwił się woli dziadka, więc nad kołyską znalazło się: Amber Brickstone.
Data urodzenia: Jegomość z monoklem w oku, którego godność brzmiała Henry Oswald Brickstone podszedł do ściany, na której wisiały zdjęcia wszystkich przedstawicieli rodziny. Stuknął mahoniową różdżką w ramkę, gdzie widniała fotografia ledwo narodzonej Amber. Na wypolerowanym drewnie pojawiły się złote cyferki - 04.03.1960
Czystość krwi: Clara Brickstone uśmiechnęła się do męża, który ucałował jej czoło przed wyjściem z sali szpitalnej. Obiecał wrócić za parę minut. Chciał podzielić się radością z resztą rodziny. Został ojcem! Gdy tylko drzwi zamknęły się, uśmiech spełzł lekko z twarzy szczęśliwej matki. Ona jedna wiedziała, kto był prawdziwym ojcem Amber..
mugol poznany rok temu w sąsiedniej wiosce. Był tak podobny do jej męża.. chyba to ją wtedy podkusiło do zdrady. Jeden jedyny raz... a ona wiedziała, że to on jest ojcem, a nie Vincent.. tak więc jej córka była pół krwi czarownicą. Chociaż Clara zawsze i wszędzie utrzymuje, że jej córka jest czysta jak łza..
Dom w Hogwarcie: Hufflepuff.
Różdżka: Dzwonek u drzwi oznajmił przybycie klienta. Mała, niepozorna dziewczyna o blond włosach weszła do zakurzonego sklepu, popychana od tyłu przez swego ojca. Zza lady wyłonił się Ollivander tak nagle, że Amber aż pisnęła. Vincent roześmiał się.
-Ahh.. panna Brickstone! Zgadza się, zgadza... pamiętam jak pani ojciec kupował tu różdżkę... -podniósł wzrok na Vincenta. -Dziewięć i jedna czwarta cala, włos z ogona jednorożca oraz hikora. Dalej dobrze się sprawuje?
-Zgadza się, sir. Jednak trochę się spieszymy i byłbym rad....
-Oczywiście, oczywiście... coś zaraz znajdziemy... -Ollivander podszedł do blondyneczki z metrem i rozpoczął pomiary oraz zadawać różne pytania. Po wstępnym wywiadzie zaproponował Amber różdżkę z jodły, lecz ta odpadła zanim Amber zdążyła jej się przyjrzeć. Kolej padła na różdżkę różaną, lecz ta była tak kapryśna i nieposłuszna, że musiała wrócić na półkę. Zmęczona Am wzięła do ręki różdżkę sosnową... i wręcz poczuła, jak oblewa ją przyjemne ciepło, a koniec różdżki lśni. Ollivander wyprostował się uśmiechnięty.
-Ah... dziesięć i pół cala.. dość sztywna.. sosna z dalekiego krańca Europy. Rdzeń to pióro feniksa.. pamiętam go, miał niezwykłe jak na nie, granatowe upierzenie... taak... bardzo wymagająca, ale lojalna różdżka....
Widok z Ain Eingarp: Na korytarzu rozległ się tupot stóp... jakby ktoś przed kimś uciekał. Zza rogu wyłoniła się postać dziewczyny, która wcale nie wyglądała na przerażoną... z daleka rozbrzmiewał zachrypnięty głos wożnego, który pomstował na Brickstone zawzięcie. Blondynka wpadła do sali i zamknęła drzwi na klucz. Odwróciła się, zamiatajac powietrze włosami. Jej mina nieco zbladła i chciała wyskoczyć z powrotem na korytarz... lecz dotarło do niej, że nie przeszkodziła nikomu.. tylko była to ona.. i ktoś jeszcze. Amber zmarszczyła nosek i podeszła do ogromnego lustra. Przesunęła palcami po żłobieniach. Co to za czary.... lustro powinno pokazywać tylko i wyłącznie ją... a widziała za swoimi plecami dziadka... Odwróciła się speszona, ale nikt za nią nie stał. Zamrugała i spróbowała dotknąć tafli zwierciadła.. może to przejście i dziadek czeka po drugiej stronie? Lecz napotkała na silny opór. Była rozczarowana. Podniosła wzrok na dziadka. Uśmiechał się do niej smutno, lecz położył rękę na jej ramieniu. Automatycznie dotknęła jego ręki... lecz napotkała na pustkę. No tak... nie mogła spotkać dziadka, który już nie żył.. którego straty nigdy nie mogła przeboleć. Dziewczyna przekrzywiła głowę tak, by móc przytulić się do ręki Henry'ego. Postać w lustrze uśmiechnęła się. Amber nie pamiętała, ile czasu tam tak stała... ale gdy wychodziła z sali, zastał ją wieczór.
Podsumowanie dotychczasowej nauki w Hogwarcie: Zadzwonił budzik, który od razu został uciszony przez Amber. Nie spała od blisko godziny, czekając na wyniki SUM-ów. Nie mogąc znaleźć sobie zajecia, wyszła z pokoju i zbiegła na dół.
-Nie biegaj w domu. -zganiła ją babcia Marigold, poprawiając okulary
-Była jakaś poczta? -zapytała Am, w połowie kroku zmieniajać chód.
-Zgadza się. -Marigold podała wnuczce zalakowana kopertę. Ta pochwyciła ją zręcznie i zaczęła rozrywać pergamin, nie dbając o konwenanse.
-Haaa! Jednak jest Wybitny z Zaklęć! Wiedziałam! -ucieszyła się na głos, połykając słowa z listu. -I z Transmutacji! Powyżej oczekiwań z Eliksirów.. Obrony Przed Czarną Magią.. Zadowalający z Opieki... Numerologii... jest dobrze. -uśmiechnęła się Amber, składając list na pół.
-Taak? A jak się miewa stara dobra Historia Magii, co? -ojciec wyrwał jej list z rąk i spojrzał na oceny córki. -No nie, tylko Okropny? Astronomia na Nędzny..
-Oh, ale Zielarstwo też mam na Powyżej, popatrz! -pokazała ojcu notę.
Vincent roześmiał się i zmierzwił córce włosy. -I tak jestem z Ciebie dumny.
-Jak dla mnie powinna mieć same Wybitne. -mrukneła babcia, zatapiając się w lekturze.
Przykładowy Post:
Jak to zwykle bywało w Wielkiej Sali, panował ścisk oraz wesoły gwar. Sowy starały się odnaleźć swoich adresatów i dostarczyć przesyłki. Jedna z sów o karmelowym upierzeniu starała się odnaleźć średniego wzrostu dziewczynę o blond włosach... o! Znalazła! Zapikowała ostro w dół i wylądowała tuż przed pucharem dziewczyny, z godnościa upuszczając na blat kopertę. Amber podniosła wzrok znad egzemplarzu Proroka.
-Tak tak, dzięki. -machnęła ręką, wyraźnie zaintrygowana artykułem. Pośliniła palec i przewróciła stronę, by poczytać o rozgrywkach quidditcha, które miały miejsce w ostatnią sobotę. Ciemnobrązowe tęczówki śmigały od jednego końca strony do drugiego. Mogło się wydawać, że nic ani nikt nie są w stanie przerwać dziewczynie..
-Brickstone! Mam Cię! Nie wymigasz mi się teraz! -usłyszała za sobą znienawidzony głos jednego z prefektów. Wywróciła oczami i odwróciła się na tyłku, by być przodem do ekhem.. rozmówcy.
-Taa? Co jest tak ważne, że przerywasz mi najważniejszy posiłek w ciagu dnia? -zapytała niechętnie zamykając gazetę.
-Byłaś wczoraj poza dormitorium podczas ciszy nocnej! Widziałem Cię podczas patrolu.
-A jak mi to chcesz udowodnić? -zapytała Amber, uśmiechając się słodko.
-Napisałem raport na Ciebie do Twojego opiekuna. -chłopak wyprostował się dumnie. Amber zamurowało. Poderwało ją do pionu. Była średniego wzrostu dziewczyną, więc nie mogłą się równować z posturą chłopaka, mimo że uczęszczała już do siódmej klasy. Z jej oczu wysypywały się iskry.
-Jak.. ty wredny dupku! -oburzyła się. Nie w smak był jej szlaban, miała ważne plany na kolejny tydzień.
-Wyrażaj się!
-Nie rozkazuj mi, odznaka prefekta na Twojej zapuszczonej szacie nie jest dla mnie żadnym autorytetem! -warknęła. Najbliżsi uczniowie zaczęli się przysłuchiwać groźnej wymianie zdań.
Tłum rozsunął się, by zrobić miejsce dla kroczącej ku parze profesor McGonagall.
-Co tu się dzieje?
-Pani profesor, Brickstone mnie obraża. -oznajmił prefekt.
-Nazywam po imieniu. -burknęła Amber, krzyżując ręce na piersi.
-Proszę o spokój! Panno Brickstone, skąd te wyzwiska? -McGonagall zmrużyła oczy.
-Oskarża mnie o coś czego nie zrobiłam i napisał na mnie raport.
-Pani profesor, zaręczam, że była w czasie ciszy nocnej na korytarzu koło biblioteki i coś nielegalnego przemycała pod peleryną...
-Zamilcz! -syknęła Amber. -To były książki, nie moja wina, że potrzebne mi były do pracy na Zaklęć, a pani Pince już zamknęła..
-Niesamowita ambicja panno Brickstone, jednakże nie można usprawiedliwiać łamaniu regulaminu chęcią zdobycia kolejnej dobrej oceny z pracy domowej. -McGonagall spojrzała na blondynka znad okularów połówek. Amber ugryzła się w język. Była znana z ciętego języka, ale nie mogła pogorszyć swojej i tak już marnej sytuacji. Zgromiła prefekta morderczym spojrzeniem. W tych źrenicach kryła się chęć zemsty... Amber uśmiechnęła się. Oh, ona już dobrze wiedziała co ona mu zrobi...
[...] Nastała kolejna lekcja Zaklęć z profesorem Flittwickiem. Zamachnął się różdżką i prace uczniów podleciały do swoich autorów. Amber odebrała swój pergamin i z lubością powitała W koło swego nazwiska.
-Dobra robota, jak zawsze! -pochwalił ją nauczyciel, widząc jej uśmiech. Amber skinęłą głową w jego kierunku i schowała pracę pieczołowicie do książki. Była teraz skupiona na zupełnie czymś innym... ukradkiem spojrzała na prefekta, który stał się przyczyną jej piątkowego szlabanu. Wyglądał na wyraźnie zaszokowanego, gdy dostał soczyste T za swoją pracę.
-Ale panie profesorze... to jakaś pomyłka.. to nie może być moja praca...
-Proszę się nie wykręcać, znam pana pismo od przeszło siedmiu lat... nie wiem co pan robił pisząc zadanie, ale rozpisywanie się o właściwościach smoczego łajna na cerę trądzikową nie było tematem pracy....
Po klasie rozległ się śmiech. Amber pogratulowała sobie w duchu. Opłacało się ostatniej nocy przeczytać książkę od mamy.. oj opłacało.
[...]Wyraźnie nie był to jej dzień do nauki ani czytania książek. Amber zatrzasnęła tomiszcze na temat "Transmutacji Międzygatunkowej" i wyszła z biblioteki. Zawędrowała aż na piąte piętro, gdzie znalazła kiedyś stary gramofon w jednej z klas. Rzuciła torbę w kąt i podeszła do maszyny. Nakręciła ją. Opuściła igłę i odczekała, aż rozbrzmi muzyka. Pierwsze takty spokojnej melodii przerwały ciszę. Amber uśmiechnęła się pod nosem. Obróciła się lekko na palcach. Wyprostowała nogę, stawając na palcach. Jako dziecko pobierała sporo lekcji baletu. Babcia uważała, że panna z dobrego domu powinna zgrabnie się poruszać. To była jedna z tych dobrych decyzji. Kiedy Amber nie miała ochoty na naukę, obcowanie z lekturą lub rozmowy z przyjaciółmi.. oddawała się wyobraźni i tańcu. Za każdym razem tworzyła nowy układ, równie niepowtarzalny jak poprzedni.. wyrażała w nim emocje... wspomnienia... lub przedstawiała jakąś historię. Raz była ona syreną zakochaną w mugolu... niekiedy czarownicą, która właśnie wynalazła eliksir młodości... mogła być każdym i przeżywać wszystko. Mogła przeżyć historię, która do tej pory znajdowała się tylko na stronicach ksiąg....
- Caroline Rockers
Re: [uczennica] Amber Brickstone
Sro Gru 25, 2013 10:42 pm
Popraw na nazwy przedmiotów szkolnych dużą literą. ;)
- Caroline Rockers
Re: [uczennica] Amber Brickstone
Sro Gru 25, 2013 11:10 pm
Tiara się wahała, jednakże pasujesz do Hufflepuffu.
Akcept!
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach