- Marlene McKinnon
Marlene McKinnon [uczennica]
Sob Gru 14, 2013 12:51 am
Imię i nazwisko: Marlene Jane McKinnon
Imiona i nazwiska rodziców: Emily i Arthur McKinnon
Data urodzenia: 22.07.1960
Miejsce zamieszkania:
Status majątkowy:
Czystość krwi: nieczysta
Dom w Hogwarcie: Ravenclaw
Różdżka:
Wzrost: 164
Waga: 66,5
Kolor włosów: blond. Taki w odcieniach miodu.
Kolor oczu: roztopiona czekolada
Bogin: Kiedyś jej bogin przybierał formę martwych rodziców i brata teraz jest ''tylko'' niemającą postaci, czarną, przerażającą i wywołującą paniczny lęk, marą.
Amortencja: ..., wrzosy, mokre drewno
Widok z Ain Eingarp: Było jej zimno. Drewno, które jeszcze kilka godzin temu wesoło trzaskało w kominku teraz było tylko szarym, nikomu niepotrzebnym proszkiem. Stara klasa na powrót stała się zimna i nieprzystępna, jednak Marlene nie zamierzała jej opuszczać. Przyszła tutaj po odpowiedzi i postanowiła sobie, że nie wyjdzie stąd dopóki ich nie otrzyma. Jednak jak na złość to głupie lustro nie chciało współpracować. Pamiętała, że gdy dwa lata temu stanęła przed nim po raz pierwszy zobaczyła w nim siebie. Stała na werandzie dużego, drewnianego domu, a za jej plecami stał wysoki, ciemnowłosy mężczyzna. Ich oczy podążały w tym samy kierunku, patrzyli na czwórkę małych dzieci i byli szczęśliwi, tak po prostu. Teraz jednak lustrzane odbicie przedstawiało zupełnie inną scenę. Scenę, której Marlene nie chciała oglądać.
Spadające płatki śniegu w zaskakująco szybkim tempie przykrywały jej bose stopy, skostniałe palce kurczowo zaciskały się na różdżce, a sine wargi układały się w słowa, które nigdy nie powinny były wybrzmieć.
- Avada Kedavra - wyszeptała, z trudem podnosząc różdżkę. Wycelowała ją w jego plecy, wiedziała, że tylko ten zielony promień może dać jej ukojenie, że tylko to jedno zaklęcie może pomścić śmierć rodziców.
Nienawidziła go.
W momencie gdy ogród zajaśniał zielonym światłem Matt padł na ziemię martwy,
w tej samej chwili wybiła północ, ludzie zaczęli wychodzić z domów, składać sobie życzenia, całe miasto rozbłysło setką kolorowych świateł. Dziewczyna ubrana
w pidżamę uśmiechała się do niej szeroko, zachęcająco kiwała głową... To było takie proste, dwa słowa, wystarczą tylko dwa słowa.
Przed odejściem jeszcze raz spojrzała na lustro.
- Nie jestem potworem, nie jestem taka jak on - wyszeptała.
Podsumowanie dotychczasowej nauki w Hogwarcie:
Przykładowy post:
Imiona i nazwiska rodziców: Emily i Arthur McKinnon
Data urodzenia: 22.07.1960
Miejsce zamieszkania:
Status majątkowy:
Czystość krwi: nieczysta
Dom w Hogwarcie: Ravenclaw
Różdżka:
Wzrost: 164
Waga: 66,5
Kolor włosów: blond. Taki w odcieniach miodu.
Kolor oczu: roztopiona czekolada
Bogin: Kiedyś jej bogin przybierał formę martwych rodziców i brata teraz jest ''tylko'' niemającą postaci, czarną, przerażającą i wywołującą paniczny lęk, marą.
Amortencja: ..., wrzosy, mokre drewno
Widok z Ain Eingarp: Było jej zimno. Drewno, które jeszcze kilka godzin temu wesoło trzaskało w kominku teraz było tylko szarym, nikomu niepotrzebnym proszkiem. Stara klasa na powrót stała się zimna i nieprzystępna, jednak Marlene nie zamierzała jej opuszczać. Przyszła tutaj po odpowiedzi i postanowiła sobie, że nie wyjdzie stąd dopóki ich nie otrzyma. Jednak jak na złość to głupie lustro nie chciało współpracować. Pamiętała, że gdy dwa lata temu stanęła przed nim po raz pierwszy zobaczyła w nim siebie. Stała na werandzie dużego, drewnianego domu, a za jej plecami stał wysoki, ciemnowłosy mężczyzna. Ich oczy podążały w tym samy kierunku, patrzyli na czwórkę małych dzieci i byli szczęśliwi, tak po prostu. Teraz jednak lustrzane odbicie przedstawiało zupełnie inną scenę. Scenę, której Marlene nie chciała oglądać.
Spadające płatki śniegu w zaskakująco szybkim tempie przykrywały jej bose stopy, skostniałe palce kurczowo zaciskały się na różdżce, a sine wargi układały się w słowa, które nigdy nie powinny były wybrzmieć.
- Avada Kedavra - wyszeptała, z trudem podnosząc różdżkę. Wycelowała ją w jego plecy, wiedziała, że tylko ten zielony promień może dać jej ukojenie, że tylko to jedno zaklęcie może pomścić śmierć rodziców.
Nienawidziła go.
W momencie gdy ogród zajaśniał zielonym światłem Matt padł na ziemię martwy,
w tej samej chwili wybiła północ, ludzie zaczęli wychodzić z domów, składać sobie życzenia, całe miasto rozbłysło setką kolorowych świateł. Dziewczyna ubrana
w pidżamę uśmiechała się do niej szeroko, zachęcająco kiwała głową... To było takie proste, dwa słowa, wystarczą tylko dwa słowa.
Przed odejściem jeszcze raz spojrzała na lustro.
- Nie jestem potworem, nie jestem taka jak on - wyszeptała.
Podsumowanie dotychczasowej nauki w Hogwarcie:
Przykładowy post:
To była zwykła sobota, co prawda nieco bardziej senna i leniwa niż większość sobót, ale czy można było się temu dziwić? Większość uczniów wyjechała już do swoich domów więc w całym Hogwarcie panowała błoga, od czasu do czasu przerywana tylko radosnymi, śpiewanymi przed duchy kolędami, cisza. Cały parter zastawiony był wielkimi, ośnieżonymi choinkami, a po dolnych piętrach zamku roznosił się apetyczny zapach pieczonych indyków, jagodowych placków i dyniowych pasztecików, które w okresie świąt smakowały jeszcze lepiej. Krótko po godzinie dwudziestej, gdy Marlene wracała do wieży Krukonów gdzieś z okolic drugiego, może trzeciego piętra rozległ się olbrzymi huk, który Lena, w pierwszym odruchu, zupełnie zignorowała. Dopiero kołatka pilnująca wejścia do pokoju wspólnego powiedziała jej co się stało. Śmierciożercy w zamku. Oscar i Sophie w Wielkiej Sali. Niewiele myśląc, potykając się o własne nogi, pędem rzuciła się w stronę schodów. Szóste piętro, piąte piętro...Nie skrzywdzisz ich Matt - myślała gorączkowo, pokonując kolejne stopnie. Czwarte piętro, trzecie... - Boże, tych schodów nigdy nie było tak wiele.
- Duro! - Usłyszała będąc w połowie korytarza i tak samo jak wcześniej instynktownie zaczęła biec po schodach tak teraz zupełnie instynktownie obróciła się. Na tym jednak jej instynktowne reakcje się skończyły. Widząc profesor McGonagall walczącą z trójką zamaskowanych napastników, zamarła. Wszystkie wspomnienia wróciły, odżył strach, ból, tęsknota, oczami wyobraźni zobaczyła jak jej matka upada na posadzkę, jak ojciec wchodzi do kuchni i....
- McKinnon! - Ocknęła się - Łap za różdżkę! - krzyknęła nauczycielka transmutacji jednocześnie odpierając kolejny atak.
Jasne, łatwo powiedzieć, łap za różdżkę. Za różdżkę mogła złapać, zresztą ściskała ją w ręce od początku, ale co powiedzieć, jakie zaklęcie rzucić? Oscar by wiedział, Soph też, ale ona, matko kochana, przecież ona nie potrafiła rzucić nawet porządnie zaklęcia tarczy! - McKinnon różdżka! - Wrzasnęła McGonagall uchylając się przed zielonym promieniem.
- Różdżka - wyszeptała gorączkowo dziewczyna. - Zaklęcia, znam zaklęcia. - Mężczyzna stojący naprzeciwko niej doszedł prawdopodobnie do tego samego wniosku ponieważ w tej samej chwili z jego różdżki wypłynął promień czerwonego światła, które za moment miały uderzyć w jej osobę. - Defodio! - Krzyknęła, celując w podłogę pod jego nogami, a widząc, że zaklęcie zadziałało prawidłowo skierowała swoją różdżkę na drugiego z napastników. - Obs... - zaczęła - obs... - cholera, jak ona nienawidziła się jąkać! - Obscuro - wydusiła w końcu, jednak widząc, że zaklęcie nie zadziałało, a śmierciożerca skupił na niej swoją uwagę, przywołała w myślach kolejne, niezbyt inteligentne, ale za to skuteczne. - Slugulus Eructo! - przez kilka sekund miała okazję obserwować jak zamaskowana postać zaczyna wymiotować ślimakami. Kątem oka dostrzegła również jak profesor McGonagall obezwładnia pozostałych trzech mężczyzn.
Chwilę później na piętrze pojawiło się dwoje aurorów.
- Caroline Rockers
Re: Marlene McKinnon [uczennica]
Nie Gru 15, 2013 9:39 pm
Witamy na Magicznej Kołysance!
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach