- Frank Longbottom
(uczeń) Frank Longbottom
Pią Paź 11, 2013 9:01 pm
Imię i nazwisko: Frank Longbottom
Data urodzenia: 06.12
Czystość krwi: czysta
Dom w Hogwarcie: Gryffindor
Różdżka: jabłoń, 10 i ćwierć cala, twarda, kość kelpii
Widok z Ain Eingarp: on i Alicja z ośmiorgiem dzieci
Podsumowanie dotychczasowej nauki w Hogwarcie: Transmutacja, Starożytne Runy i Wróżbiarstwo to zdecydowanie nie były jego ulubione przedmioty. Miał jakieś zacięcie do Zielarstwa i całkiem nieźle szły mu Eliksiry. Najlepiej czuł się jednak w Zaklęciach i urokach oraz OPCM, a reszta przedmiotów... Cóż, bywało różnie, ale raczej przedmioty, które nie zostały wymienione, zdawane były przez niego przeciętnie.
Przykładowy Post:
- Ale mamoooo - jęknął Franek po raz kolejny, a raczej jęknęła wielka góra toreb z logami wszystkich sklepów Ulicy Pokątnej, za którą akurat był Franek przebrany. Nie ze swojej winy oczywiście. Nie z winy Halloween również. Chociaż trzeba przyznać, że przebranie się za górę toreb, było by o wiele bardziej kreatywne, niż przebieranie się za ducha z prześcieradła, zwłaszcza kiedy się mieszkało w jednym zamku z duchami i doskonale się wiedziało, że oni tak wcale nie wyglądają. Mimo tego Frank właśnie tak robił i to rok w rok, bo nigdy nie było go stać na coś bardziej wyszukanego. Nie wiadomo skąd miał w sobie taką cechę, bo niejaka mniej lub bardziej znana Augusta, jego matka, była kimś z zupełnie innej beczki. Co było widać na przykładzie wyżej wspomnianych właśnie toreb. Jej własności. - Ale mamoooooo - jęknęła po raz drugi sterta.
- Nie mamaj mi tutaj teraz! Sam chciałeś jechać ze mną, więc nie miej teraz pretensji - odpowiedziała dosyć grubym głosem wysoka potężna kobieta, ubrana w coś co kiedyś na pewno miało z osiem nóg i trzy rogi.
Frank przełknął głośno ślinę powstrzymując się od komentarza, który aż cisnął mu się na usta. Bo może i owszem, sam chciał się tu wybrać, ale Augusta mówiła coś o krótkim najwyżej godzinnym wypadzie do trzech sklepów, a nie o pięciogodzinnych torturach. A Frank przecież chciał tylko wybrać się do miotlarskiego. I apteki. No i może po nowy kociołek. W ostateczności na lody.
Hm. Chyba jednak łączyło go pokrewieństwo z Augustą.
- Franuś zobacz! Czy to nie twoi koledzy?! - zawołała Augusta machając jak opętała do grupki nastolatków stojących po drugiej stronie ulicy. - Uuhhuuu! - wydała z siebie o wiele za wysokie dźwięki jak na jej zakres możliwości głosowych. Frank nie wiedział nawet, że tak potrafiła.
W każdym razie na pewno wolałby się dowiedzieć o tym w całkiem innej sytuacji, niekompromitującej go w taki sposób. Wystawił głowę zza jednej z toreb spoglądając na dzieciaki po drugiej stronie i odetchnął z ulgą.
- Mamo, przecież to emerytowani turyści z Japonii... Znów wzięłaś nie te okulary? - zapytał.
- Ojtam, ojtam. Te oprawki bardziej mi pasują do bukelki.
Frank naprawdę chciał udawać, że nie wie, że bukle to jeden z rodzai kapeluszy jego matki, ale o zgrozo to wiedział i nie powiedział już nic.
Data urodzenia: 06.12
Czystość krwi: czysta
Dom w Hogwarcie: Gryffindor
Różdżka: jabłoń, 10 i ćwierć cala, twarda, kość kelpii
Widok z Ain Eingarp: on i Alicja z ośmiorgiem dzieci
Podsumowanie dotychczasowej nauki w Hogwarcie: Transmutacja, Starożytne Runy i Wróżbiarstwo to zdecydowanie nie były jego ulubione przedmioty. Miał jakieś zacięcie do Zielarstwa i całkiem nieźle szły mu Eliksiry. Najlepiej czuł się jednak w Zaklęciach i urokach oraz OPCM, a reszta przedmiotów... Cóż, bywało różnie, ale raczej przedmioty, które nie zostały wymienione, zdawane były przez niego przeciętnie.
Przykładowy Post:
- Ale mamoooo - jęknął Franek po raz kolejny, a raczej jęknęła wielka góra toreb z logami wszystkich sklepów Ulicy Pokątnej, za którą akurat był Franek przebrany. Nie ze swojej winy oczywiście. Nie z winy Halloween również. Chociaż trzeba przyznać, że przebranie się za górę toreb, było by o wiele bardziej kreatywne, niż przebieranie się za ducha z prześcieradła, zwłaszcza kiedy się mieszkało w jednym zamku z duchami i doskonale się wiedziało, że oni tak wcale nie wyglądają. Mimo tego Frank właśnie tak robił i to rok w rok, bo nigdy nie było go stać na coś bardziej wyszukanego. Nie wiadomo skąd miał w sobie taką cechę, bo niejaka mniej lub bardziej znana Augusta, jego matka, była kimś z zupełnie innej beczki. Co było widać na przykładzie wyżej wspomnianych właśnie toreb. Jej własności. - Ale mamoooooo - jęknęła po raz drugi sterta.
- Nie mamaj mi tutaj teraz! Sam chciałeś jechać ze mną, więc nie miej teraz pretensji - odpowiedziała dosyć grubym głosem wysoka potężna kobieta, ubrana w coś co kiedyś na pewno miało z osiem nóg i trzy rogi.
Frank przełknął głośno ślinę powstrzymując się od komentarza, który aż cisnął mu się na usta. Bo może i owszem, sam chciał się tu wybrać, ale Augusta mówiła coś o krótkim najwyżej godzinnym wypadzie do trzech sklepów, a nie o pięciogodzinnych torturach. A Frank przecież chciał tylko wybrać się do miotlarskiego. I apteki. No i może po nowy kociołek. W ostateczności na lody.
Hm. Chyba jednak łączyło go pokrewieństwo z Augustą.
- Franuś zobacz! Czy to nie twoi koledzy?! - zawołała Augusta machając jak opętała do grupki nastolatków stojących po drugiej stronie ulicy. - Uuhhuuu! - wydała z siebie o wiele za wysokie dźwięki jak na jej zakres możliwości głosowych. Frank nie wiedział nawet, że tak potrafiła.
W każdym razie na pewno wolałby się dowiedzieć o tym w całkiem innej sytuacji, niekompromitującej go w taki sposób. Wystawił głowę zza jednej z toreb spoglądając na dzieciaki po drugiej stronie i odetchnął z ulgą.
- Mamo, przecież to emerytowani turyści z Japonii... Znów wzięłaś nie te okulary? - zapytał.
- Ojtam, ojtam. Te oprawki bardziej mi pasują do bukelki.
Frank naprawdę chciał udawać, że nie wie, że bukle to jeden z rodzai kapeluszy jego matki, ale o zgrozo to wiedział i nie powiedział już nic.
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach
|
|