- Daphne Denton
[uczennica] Daphne Denton
Sob Paź 05, 2013 9:47 pm
Imię i nazwisko: Daphne Denton
Słodkie imię dla słodkiej istoty, prawda? Wystarczyło na nią spojrzeć tuż po urodzeniu, z tymi pięknymi, wielkimi oczami, loczkami aniołka, rumianymi polikami. Daphne to idealne imię dla tak ślicznej dziewczynki. Co więc poszło nie tak? Przecież miała być słodka...
Data urodzenia: 14.02.1961r.
Tak, była zima. Sroga i długa, mroźna jak diabli. Babka śmiała się, że to dlatego ma taki charakter - bo za późno zobaczyła słońce, chowana pod kocami, futrami i jedwabnymi narzutkami.
Czystość krwi: mugolak
Dzień w którym dostała list był najszczęśliwszym w jej życiu. Przynajmniej tak myślę, ale nigdy Ci tego nie powie... Byliby z niej tacy dumni, gdyby żyli. Czarodziejskie dziecko! Pamiętam jak się śmiała, że będzie hodować jednorożce i na nich przyjeżdżać do domu. Wyobrażasz sobie? A kiedy się okazało, że to możliwe - już nie miała domu, do którego mogłaby przyjechać...
Dom w Hogwarcie: (przydziela Ci go Administracja)
Różdżka: 11 cali, hikora, krew salamandry
Wybieranie różdżki? To był dopiero problem. Opluła Olivandera kiedy próbował wytłumaczyć jej, że to różdżka wybiera właściciela i ta, która jej się podoba najbardziej wcale nie jest tą, która będzie jej służyć.
Widok z Ain Eingarp: Musiała zabłądzić. Potykając się o kolejny bezużyteczny przedmiot w tym pokoju pełnym bezużytecznych przedmiotów przeklęła szpetnie pod nosem. W oddali zamajaczyła jej kryształowa tafla lustra, a wrodzony egocentryzm zabronił przejść obok obojętnie.
Co to za piękne lustro - pomyślała, zbliżając się z wolna i obserwując skomplikowane rzeźbienia ramy. "AIN EINGARP ACRESO GEWTELA Z RAWTĄWT EIN MAJ IBDO" przeczytała w duchu i uniosła brwi.
- Bla bla bla. - podparła się ramionami pod boki i spojrzała dumnie w swoje odbicie. Nieprzesadnie elegancka, doskonale ufryzowana, uśmiechnęła się do siebie, zmuszając mięśnie twarzy po raz kolejny do wygięcia ust w ten znienawidzony sposób.
Ale zaraz, moment. Kto to? Tam za mną... znajome ze zdjęć blond włosy matki, postawna budowa ojca. Jak to? A ten? Dlaczego mnie objął, dlaczego mnie całuje?!
Potrząsnęła głową, oganiając się rękoma od nieistniejących zjaw. Ich tu przecież nie ma! Jest tylko ona, jak zawsze. Tylko. Cofnęła się pospiesznie kilka kroków i odwróciła od lustra zaciskając pięści. Wróci tu. Z dużą cegłą. Wtedy porozmawiamy..
Podsumowanie dotychczasowej nauki w Hogwarcie: To prawda, że gdyby cały czas, który poświęca na knuciu i uprzykrzaniu życia innym poświęciła choć w pewnym stopniu na naukę byłaby prymuską. Nie jest głupia - wręcz przeciwnie. Ma niezwykle analityczny umysł, który prowadzi ją przez ten pogmatwany świat absurdów i gierek, który sama sobie tworzy. W lekcjach nigdy nie brała czynnego udziału, chociaż zazwyczaj zgarniała stopnie gdzieś w okolicy średniej. Troche nieobecna, zajęta sobą, trochę chodzi bo musi. No chyba, że to zajęcia transmutacji - w tej dziedzinie jest asem.
Przykładowy Post: Przebywanie w Brimingham było dla niej ciężką torturą. Wielokrotnie rozmawiała z profesorem Dumbledorem o możliwości pozostawania w szkole na wakacje, tak jak to robiła na każde święta i ferie, jednak za każdym razem kategorycznie jej odmawiał. Mówił bzdury o potrzebie socjalizacji i o tym, że nie mogła zamykać się przed otoczeniem. Syknęła sama do siebie, siadając w ten letni, piękny, słoneczny dzień na krawędzi miejskiej fontanny na starówce. W oddali majaczył jej odrestaurowany, zabytkowy budynek Miejskiego Domu Kultury, w którym spędzała większość wolnego czasu jako dziecko. Państwo Woodward chcieli by znów tam chodziła, ale po co... Wsunęła ręce do kieszeni i zmrużyła niebieskie oczy - nie było już matki, która biłaby gorliwie brawa, na widok jej nieudolnego tańca, ani ojca, który gorączkując się biegałby po widowni nagrywając filmiki z występów. Nie żyją, więc i po co.
W słońcu jej słomiane włosy wydawały się wręcz białe, a delikatna skóra zawsze opalała się na rumiany kolor. Świński - warknęła w duchu, poprawiając okulary przeciwsłoneczne. Woodwardowie byliby znośni, w końcu przygarnęli ją po tym nieszczęsnym wypadku, kiedy reszta rodziny rozebrała do cna całe bogactwo życia jakie zarobili jej rodzice. Była nędzarką i sierotą, a oni po prostu ją wzięli... byliby w porządku. Gdyby nie to, że byli podstarzałymi hipisami. Co prawda oboje byli magiczni i pewnie wiele by się od nich nauczyła - ale mieli za dużo kotów.. choć możliwe, że każdy pretekst był dobry, by nie spędzać z nimi czasu.
- O proszę. Daphne! - słodki głos z przeszłości wyrwał ją z zamyślenia. Na widok twarzy znajomej z dzieciństwa poczuła, że zaraz zwymiotuje.- Pamiętasz mnie? To ja Lindsey, mieszkałaś kiedyś obok... Jak jeszcze miałaś pieniądze...- rudowłosa dziewczyna podeszła do niej na niebezpiecznie bliską odległość. D zapragnęła wbić jej paznokcie w oko i patrzeć, jak ta kretynka biega po placu, wiszcząc jak żywcem obdzierana ze skóry.
- Lindsey... - uśmiechnęła się słodko- Nie pamiętam... - powiedziała tonem, sugerującym, że kłamie-...szmato.- wyrwało się jej mimowolnie i teatralnie zasłoniła dłonią usta. Najgorszą rzeczą, jaka wiązała się z byciem czarownicą był fakt, że nie mogła miotnąć w tę flądrę żadnym zaklęciem dopóki nie ukończy szkoły.
Słodkie imię dla słodkiej istoty, prawda? Wystarczyło na nią spojrzeć tuż po urodzeniu, z tymi pięknymi, wielkimi oczami, loczkami aniołka, rumianymi polikami. Daphne to idealne imię dla tak ślicznej dziewczynki. Co więc poszło nie tak? Przecież miała być słodka...
Data urodzenia: 14.02.1961r.
Tak, była zima. Sroga i długa, mroźna jak diabli. Babka śmiała się, że to dlatego ma taki charakter - bo za późno zobaczyła słońce, chowana pod kocami, futrami i jedwabnymi narzutkami.
Czystość krwi: mugolak
Dzień w którym dostała list był najszczęśliwszym w jej życiu. Przynajmniej tak myślę, ale nigdy Ci tego nie powie... Byliby z niej tacy dumni, gdyby żyli. Czarodziejskie dziecko! Pamiętam jak się śmiała, że będzie hodować jednorożce i na nich przyjeżdżać do domu. Wyobrażasz sobie? A kiedy się okazało, że to możliwe - już nie miała domu, do którego mogłaby przyjechać...
Dom w Hogwarcie: (przydziela Ci go Administracja)
Różdżka: 11 cali, hikora, krew salamandry
Wybieranie różdżki? To był dopiero problem. Opluła Olivandera kiedy próbował wytłumaczyć jej, że to różdżka wybiera właściciela i ta, która jej się podoba najbardziej wcale nie jest tą, która będzie jej służyć.
Widok z Ain Eingarp: Musiała zabłądzić. Potykając się o kolejny bezużyteczny przedmiot w tym pokoju pełnym bezużytecznych przedmiotów przeklęła szpetnie pod nosem. W oddali zamajaczyła jej kryształowa tafla lustra, a wrodzony egocentryzm zabronił przejść obok obojętnie.
Co to za piękne lustro - pomyślała, zbliżając się z wolna i obserwując skomplikowane rzeźbienia ramy. "AIN EINGARP ACRESO GEWTELA Z RAWTĄWT EIN MAJ IBDO" przeczytała w duchu i uniosła brwi.
- Bla bla bla. - podparła się ramionami pod boki i spojrzała dumnie w swoje odbicie. Nieprzesadnie elegancka, doskonale ufryzowana, uśmiechnęła się do siebie, zmuszając mięśnie twarzy po raz kolejny do wygięcia ust w ten znienawidzony sposób.
Ale zaraz, moment. Kto to? Tam za mną... znajome ze zdjęć blond włosy matki, postawna budowa ojca. Jak to? A ten? Dlaczego mnie objął, dlaczego mnie całuje?!
Potrząsnęła głową, oganiając się rękoma od nieistniejących zjaw. Ich tu przecież nie ma! Jest tylko ona, jak zawsze. Tylko. Cofnęła się pospiesznie kilka kroków i odwróciła od lustra zaciskając pięści. Wróci tu. Z dużą cegłą. Wtedy porozmawiamy..
Podsumowanie dotychczasowej nauki w Hogwarcie: To prawda, że gdyby cały czas, który poświęca na knuciu i uprzykrzaniu życia innym poświęciła choć w pewnym stopniu na naukę byłaby prymuską. Nie jest głupia - wręcz przeciwnie. Ma niezwykle analityczny umysł, który prowadzi ją przez ten pogmatwany świat absurdów i gierek, który sama sobie tworzy. W lekcjach nigdy nie brała czynnego udziału, chociaż zazwyczaj zgarniała stopnie gdzieś w okolicy średniej. Troche nieobecna, zajęta sobą, trochę chodzi bo musi. No chyba, że to zajęcia transmutacji - w tej dziedzinie jest asem.
Przykładowy Post: Przebywanie w Brimingham było dla niej ciężką torturą. Wielokrotnie rozmawiała z profesorem Dumbledorem o możliwości pozostawania w szkole na wakacje, tak jak to robiła na każde święta i ferie, jednak za każdym razem kategorycznie jej odmawiał. Mówił bzdury o potrzebie socjalizacji i o tym, że nie mogła zamykać się przed otoczeniem. Syknęła sama do siebie, siadając w ten letni, piękny, słoneczny dzień na krawędzi miejskiej fontanny na starówce. W oddali majaczył jej odrestaurowany, zabytkowy budynek Miejskiego Domu Kultury, w którym spędzała większość wolnego czasu jako dziecko. Państwo Woodward chcieli by znów tam chodziła, ale po co... Wsunęła ręce do kieszeni i zmrużyła niebieskie oczy - nie było już matki, która biłaby gorliwie brawa, na widok jej nieudolnego tańca, ani ojca, który gorączkując się biegałby po widowni nagrywając filmiki z występów. Nie żyją, więc i po co.
W słońcu jej słomiane włosy wydawały się wręcz białe, a delikatna skóra zawsze opalała się na rumiany kolor. Świński - warknęła w duchu, poprawiając okulary przeciwsłoneczne. Woodwardowie byliby znośni, w końcu przygarnęli ją po tym nieszczęsnym wypadku, kiedy reszta rodziny rozebrała do cna całe bogactwo życia jakie zarobili jej rodzice. Była nędzarką i sierotą, a oni po prostu ją wzięli... byliby w porządku. Gdyby nie to, że byli podstarzałymi hipisami. Co prawda oboje byli magiczni i pewnie wiele by się od nich nauczyła - ale mieli za dużo kotów.. choć możliwe, że każdy pretekst był dobry, by nie spędzać z nimi czasu.
- O proszę. Daphne! - słodki głos z przeszłości wyrwał ją z zamyślenia. Na widok twarzy znajomej z dzieciństwa poczuła, że zaraz zwymiotuje.- Pamiętasz mnie? To ja Lindsey, mieszkałaś kiedyś obok... Jak jeszcze miałaś pieniądze...- rudowłosa dziewczyna podeszła do niej na niebezpiecznie bliską odległość. D zapragnęła wbić jej paznokcie w oko i patrzeć, jak ta kretynka biega po placu, wiszcząc jak żywcem obdzierana ze skóry.
- Lindsey... - uśmiechnęła się słodko- Nie pamiętam... - powiedziała tonem, sugerującym, że kłamie-...szmato.- wyrwało się jej mimowolnie i teatralnie zasłoniła dłonią usta. Najgorszą rzeczą, jaka wiązała się z byciem czarownicą był fakt, że nie mogła miotnąć w tę flądrę żadnym zaklęciem dopóki nie ukończy szkoły.
- Caroline Rockers
Re: [uczennica] Daphne Denton
Nie Paź 06, 2013 5:44 pm
Może trochę bym się czepiała o sam wydźwięk KP, ale skoro zrobiłaś to w świadomym zabiegu etc. Także no, Akcept!
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach