- Pandora Travers
Plan był dobry.
Wto Lip 03, 2018 8:09 pm
Początek sierpnia 1978, Scott Spencer & Pandora Travers
Pandora przez cały lipiec udawała, że nie ma pojęcia o istnieniu swojej rodziny. Rzecz jasna była zmuszona do egzystowania w jednym budynku, bo ku nieszczęściu Pandy nie było możliwości, by została w szkole tak jak zostawała w niej od pięciu lat na przerwę świąteczną. Długo zastanawiała się czy nie powinno być na odwrót. Przecież święta były czymś ważniejszym niż jakieś tam wakacje. Zdawała sobie jednak sprawę, że większość uczniów czekało na nie z upragnieniem, podczas gdy Travers chciała zatrzymać czas. Nie chodziło wcale o to, że tak bardzo ukochała sobie szkołę, bo nauka nie była czymś co Pandora nad wyraz lubiła. Po prostu jej sytuacja w domu była nieciekawa. Cóż, przynajmniej z jej perspektywy. Rodzice zdawali się być całkiem zadowoleni, że Panda się nie pokazuje. Oczywiście z wyjątkiem posiłków, na nich obecność była obowiązkowa, bo odwrotna sytuacja skutkowała natychmiastowym wydziedziczeniem, albo czymś znacznie gorszym.
Nic dziwnego więc, że nie mogła się doczekać swoich siedemnastych urodzin. Pełnoprawnie będzie mogła wynieść się z tego czegoś, na co powinna mówić dom. Zresztą cholernie ciągnęło ją do teleportacji. Patrzyła z zazdrością na Tony'ego jak znikał w jednym miejscu i pojawiał się w drugim, a ona musiała czekać jeszcze rok. Właśnie wtedy w jej głowie powstał szalony plan, że wypije eliksir postarzający i pójdzie na szkolenie. To nie miało prawa się nie udać, bo niby jak to sprawdzą. Ministerstwo miało swoje problemy i zdawało się, że było ich coraz więcej, więc Panda była spokojna o kwestie prawne. Wymusiła na swoim bracie załatwienie jej eliksiru, pod głupim pretekstem jakiejś imprezy na Nokturnie. Nie chciał się zgodzić, ale Panda wiedziała co powinna użyć i przeciw komu, więc w gruncie rzeczy poszło jej całkiem sprawnie. Pozostawała tylko kwestia wymknięcia się z domu, na cały dzień, tak żeby nawet skrzaty domowe się nie zorientowały. Te głupie stworzenia były ślepo posłuszne jej rodzicom, więc nie ulegało wątpliwościom, że się dowiedzą. Może się zdawać, że nie bardzo się tym przejmą. Wszak charakteryzowali się ogromną obojętnością względem swojej córki, ale nie znosili nieposłuszeństwa. Podstawowa zasada - robisz to na co ci pozwolę. Łatwo się domyślić, że Pandora łamała ją regularnie. Tę jak i wiele innych i nie było tu mowy tylko o idiotycznych regułach jej rodziców, którzy mieli nie po kolei w głowie.
W każdym razie miała eliksir, wysłała list, by się zapisać, podpisując się fałszywym nazwiskiem jakiejś czarownicy, której nazwisko usłyszała kiedyś na Pokątnej. Dzień wcześniej przekonała wszystkich, że jest chora i musi leżeć w łóżku razem z zapasem eliksiru pieprzowego, a kiedy nadszedł dzień, na który tak długo czekała wychyliła fiolkę postarzającego i wyszła przez okno. Nawet ubrała się bardziej dojrzale niż zazwyczaj! Uważała to już za swoisty sukces, chociaż dopiero wszystko miało się okazać. Pandora jednak nie dopuszczała do siebie myśli, że coś pójdzie niezgodnie z jej planem, skoro dotychczas wszystko się układało.
Pandora przez cały lipiec udawała, że nie ma pojęcia o istnieniu swojej rodziny. Rzecz jasna była zmuszona do egzystowania w jednym budynku, bo ku nieszczęściu Pandy nie było możliwości, by została w szkole tak jak zostawała w niej od pięciu lat na przerwę świąteczną. Długo zastanawiała się czy nie powinno być na odwrót. Przecież święta były czymś ważniejszym niż jakieś tam wakacje. Zdawała sobie jednak sprawę, że większość uczniów czekało na nie z upragnieniem, podczas gdy Travers chciała zatrzymać czas. Nie chodziło wcale o to, że tak bardzo ukochała sobie szkołę, bo nauka nie była czymś co Pandora nad wyraz lubiła. Po prostu jej sytuacja w domu była nieciekawa. Cóż, przynajmniej z jej perspektywy. Rodzice zdawali się być całkiem zadowoleni, że Panda się nie pokazuje. Oczywiście z wyjątkiem posiłków, na nich obecność była obowiązkowa, bo odwrotna sytuacja skutkowała natychmiastowym wydziedziczeniem, albo czymś znacznie gorszym.
Nic dziwnego więc, że nie mogła się doczekać swoich siedemnastych urodzin. Pełnoprawnie będzie mogła wynieść się z tego czegoś, na co powinna mówić dom. Zresztą cholernie ciągnęło ją do teleportacji. Patrzyła z zazdrością na Tony'ego jak znikał w jednym miejscu i pojawiał się w drugim, a ona musiała czekać jeszcze rok. Właśnie wtedy w jej głowie powstał szalony plan, że wypije eliksir postarzający i pójdzie na szkolenie. To nie miało prawa się nie udać, bo niby jak to sprawdzą. Ministerstwo miało swoje problemy i zdawało się, że było ich coraz więcej, więc Panda była spokojna o kwestie prawne. Wymusiła na swoim bracie załatwienie jej eliksiru, pod głupim pretekstem jakiejś imprezy na Nokturnie. Nie chciał się zgodzić, ale Panda wiedziała co powinna użyć i przeciw komu, więc w gruncie rzeczy poszło jej całkiem sprawnie. Pozostawała tylko kwestia wymknięcia się z domu, na cały dzień, tak żeby nawet skrzaty domowe się nie zorientowały. Te głupie stworzenia były ślepo posłuszne jej rodzicom, więc nie ulegało wątpliwościom, że się dowiedzą. Może się zdawać, że nie bardzo się tym przejmą. Wszak charakteryzowali się ogromną obojętnością względem swojej córki, ale nie znosili nieposłuszeństwa. Podstawowa zasada - robisz to na co ci pozwolę. Łatwo się domyślić, że Pandora łamała ją regularnie. Tę jak i wiele innych i nie było tu mowy tylko o idiotycznych regułach jej rodziców, którzy mieli nie po kolei w głowie.
W każdym razie miała eliksir, wysłała list, by się zapisać, podpisując się fałszywym nazwiskiem jakiejś czarownicy, której nazwisko usłyszała kiedyś na Pokątnej. Dzień wcześniej przekonała wszystkich, że jest chora i musi leżeć w łóżku razem z zapasem eliksiru pieprzowego, a kiedy nadszedł dzień, na który tak długo czekała wychyliła fiolkę postarzającego i wyszła przez okno. Nawet ubrała się bardziej dojrzale niż zazwyczaj! Uważała to już za swoisty sukces, chociaż dopiero wszystko miało się okazać. Pandora jednak nie dopuszczała do siebie myśli, że coś pójdzie niezgodnie z jej planem, skoro dotychczas wszystko się układało.
- Scott Spencer
Re: Plan był dobry.
Sro Lip 04, 2018 8:54 am
Kolejny dzień, i kolejne szkolenie. Scott lubił swoją pracę i tego nie można było mu w żaden sposób odmówić. Chociaż często też narzekał po prostu na monotonię. Nic więc też dziwnego, że na kursach które prowadził pozwalał sobie od czasu do czasu na delikatne gnębienie swoich kursantów. Kochał zadawać im trudne pytania, bądź zadania i po prostu w spokoju obserwował jak sobie radzą, przybierając przy tym jak najbardziej kamienną twarz, która nie wyrażała absolutnie niczego. Niestety początki kursu zawsze były niesamowicie irytujące. Ci wszyscy ludzie którym się wydawało, że już przez sam fakt zapisania się na kurs teleportacji powinni byli dostać zezwolenie.
Scott siedział już w sporej, lekko pustawej sali w ministerstwie. Miał na sobie zwykłą białą koszule, i czarną marynarkę. Siedział za biurkiem i pochylał się już nad jakąś papierologią. Przeglądał też ilość osób zapisanych na kurs.
-Ciekawe ilu dotrwa do końca- Powiedział spokojnie sam do siebie i wzruszył lekko ramionami. Zdać kurs u Scotta to jedno, zdać u niego egzamin to drugie. Ludzie zaczęli się powoli schodzić, ale sam instruktor wydawał się tym nie bardzo przejmować i nawet nie oderwał wzroku od swoich dokumentów, które tak zajadle przeglądał...a może było to tylko dla zabicia czasu.
-Dobra...- Powiedział po chwilce milczenia kiedy kątem oka dostrzegł, że wszyscy zajęli już swoje miejsca. Dźwignął się ze swojego miejsca i podszedł do pierwszej z brzegu osoby i podał jej listę aby po prostu się wpisała na nią.
-Witam na kursie teleportacji i tak dalej i tak dalej- Nie lubił tych konwenansów. Przywitanie się dla niego było często zbędne, bo przecież każdy chyba wie w jakim miejscu się znajduje.
-Uprzedzając od razu fakty...nie będzie łatwo, część z was pewnie odpadnie w połowie kursu, a druga część nie zda nawet egzaminu- Najważniejsze to na dobry początek zachęcić wszystkich tutaj obecnych do dalszej współpracy. Gdyby zrobić to umiejętnie to może nawet jeszcze dzisiejszego dnia, ci którzy nie są pewni czy chcą zdawać egzamin po prostu sobie pójdą.
Po chwilce do sali wszedł jakiś mężczyzna, który jedyne co to szybko przywitał się ze Scottem, po czym wyciągnął różdżkę i machnął nią parę razy, aby na ziemi wyczarować biały okrąg.
-Najpewniej wiecie już co to jest...więc...zapraszam...może pani pierwsza- Ten kto wiedział na pewno domyślił się, że właśnie każdy musiał ustać na linii wieku. Scott sam w sobie był stosunkowo zapobiegawczy. Czemu zdecydował się na taki krok. Cóż...gdyby to on był uczniakiem który musiałby czekać na naukę teleportacji, również by zaczął kombinować. Mężczyzna ustał obok linii i po prostu czekał cierpliwie, aż pierwsze osoby zdecydują się podejść bliżej.
Scott siedział już w sporej, lekko pustawej sali w ministerstwie. Miał na sobie zwykłą białą koszule, i czarną marynarkę. Siedział za biurkiem i pochylał się już nad jakąś papierologią. Przeglądał też ilość osób zapisanych na kurs.
-Ciekawe ilu dotrwa do końca- Powiedział spokojnie sam do siebie i wzruszył lekko ramionami. Zdać kurs u Scotta to jedno, zdać u niego egzamin to drugie. Ludzie zaczęli się powoli schodzić, ale sam instruktor wydawał się tym nie bardzo przejmować i nawet nie oderwał wzroku od swoich dokumentów, które tak zajadle przeglądał...a może było to tylko dla zabicia czasu.
-Dobra...- Powiedział po chwilce milczenia kiedy kątem oka dostrzegł, że wszyscy zajęli już swoje miejsca. Dźwignął się ze swojego miejsca i podszedł do pierwszej z brzegu osoby i podał jej listę aby po prostu się wpisała na nią.
-Witam na kursie teleportacji i tak dalej i tak dalej- Nie lubił tych konwenansów. Przywitanie się dla niego było często zbędne, bo przecież każdy chyba wie w jakim miejscu się znajduje.
-Uprzedzając od razu fakty...nie będzie łatwo, część z was pewnie odpadnie w połowie kursu, a druga część nie zda nawet egzaminu- Najważniejsze to na dobry początek zachęcić wszystkich tutaj obecnych do dalszej współpracy. Gdyby zrobić to umiejętnie to może nawet jeszcze dzisiejszego dnia, ci którzy nie są pewni czy chcą zdawać egzamin po prostu sobie pójdą.
Po chwilce do sali wszedł jakiś mężczyzna, który jedyne co to szybko przywitał się ze Scottem, po czym wyciągnął różdżkę i machnął nią parę razy, aby na ziemi wyczarować biały okrąg.
-Najpewniej wiecie już co to jest...więc...zapraszam...może pani pierwsza- Ten kto wiedział na pewno domyślił się, że właśnie każdy musiał ustać na linii wieku. Scott sam w sobie był stosunkowo zapobiegawczy. Czemu zdecydował się na taki krok. Cóż...gdyby to on był uczniakiem który musiałby czekać na naukę teleportacji, również by zaczął kombinować. Mężczyzna ustał obok linii i po prostu czekał cierpliwie, aż pierwsze osoby zdecydują się podejść bliżej.
- Pandora Travers
Re: Plan był dobry.
Pon Lip 09, 2018 9:12 pm
Pandora była tak bardzo przekonana o powodzeniu swojego planu, że to było aż nieprawdopodobne. Sam fakt, że wydostała się niepostrzeżenie z domu był dla niej tak napawający optymizmem, że miała wrażenie, iż zaraża wszystkich wokół. Oczywiście nie spodziewała się, że ktoś postanowi wyczarować sobie linię wieku! W każdym razie o tym jeszcze nie miała pojęcie i przez następne kilka minut (a może nawet kilkanaście?) wiedzieć o tym nie będzie, więc na razie weszła do pomieszczenia (jako jedna z ostatnich) i zajęła miejsce. Gdzieś z tyłu, nie wychylając się. Jakieś środku ostrożności musiała zachować. Ktoś mógł tak pomyśleć, ale to po prostu była Pandora. Nie lubiła być w centrum uwagi, nawet kiedy czuła się tak pewnie. Wpisała się na listę tymi samymi danymi, które zawarła w liście.
Czuła wewnętrzną ekscytację. Co prawda to dopiero był kurs i wcale to nie znaczyło, że zda egzamin, ani że nie rozszczepi się nigdzie po drodze. Jednakże mimo to Panda miała w sobie to dziwne uczucie, które nawiedzało ja bardzo, bardzo rzadko. Takie wewnętrzne ciepło, które z każdą chwilą rozlewało się coraz bardziej, powodując przyjemne podskórne uczucie. To chyba było szczęście, ale Pandora nie należała do osób, które dobrze znają jego definicję. Można by ją wręcz wyśmiać. Miała wielki dom, ogromny majątek, rezydencja była przepełniona bogactwami, dla których niektórzy potrafiliby zabić. Czym jednak był taki, można powiedzieć, dostatek, skoro każdego dnia czuła ten przejmujący i zimny wzrok jej rodziców. Wzrok zawodu, patrzyli na nią jak na zmutowanego szczura, jak na coś co nigdy nie powinno się urodzić. Była nie taka, była rozczarowaniem. Prawdę mówiąc, Panda nawet się do tego przyzwyczaiła. Potrafiła zamknąć furtkę do jakiejkolwiek wrażliwości i większych emocji. Dosłownie mówiąc: już to po niej spływało. Nauczyła się nienawidzić rodziców i wszystkich innych. Obojętność emanowała z jej osoby z taką siłą, że dla niektórych osób mogło to być odstręczające, ale... przecież o to chodziło.
Dlatego też uczucie szczęścia i ekscytacji było dla niej tak niesamowite. Nie była do tego przyzwyczajona. Rzadko jej się coś udawało, miała w końcu na imię Pandora, czego więc można było się po niej spodziewać? Może i łamała ogólne konwenanse, ale ten jeden pozostał niezachwiany.
Podała listę dalej i zniecierpliwiona czekała na przebieg tej pierwszej lekcji. Kolejna nowość. Panda raczej nie należało do osób, które napawają się każdą chwilą nauki. Fakt, lubiła wiedzieć, ale tylko po to, by móc obalać argumenty otaczających ją ze wszystkich stron idiotów. Ot co, czasem nawet bywała po prostu ofensywna, a jeszcze częściej sama zaczynała dyskusje, tudzież kłótnię, doskonale zdając sobie sprawę z własnej przewagi i czerpiąc z tego satysfakcję. Och, nie była najlepszym człowiekiem, na jakiego można było się natknąć.
Uniosła brwi na kolejne słowa egzaminatora w geście sporego powątpiewania w dobre kompetencje tego czarodzieja. Może ona również nie była dobra w mowach motywacyjnych (koszmarna była w tego typu sprawach), ale ten facet pracował jako instruktor. Nie powinien inaczej się do tego zabierać? Pandora w tej krótkiej chwili wyrobiła sobie o nim zdanie i stwierdziła, że czuje do niego zwykłą niechęć. Cóż, przyjaciółmi nie zostaną na pewno.
Młoda czarownica raptownie zbladła, kiedy dostrzegła na ziemi biały okrąg. Linia wieku, odbiło się echem w jej głowie. Nie była głupia, wiedziała, że takiej magii nie dało się oszukać byle jakim eliksirem postarzającym. Nie miała pojęcia co zrobić. Po prostu wstać i wyjść? Duma jej na to nie pozwoliła. Wierciła się chwilę na krześle.
- Po co to? Chyba jasne, że wszyscy są w odpowiednim wieku, skoro tu przyszli. – zamiast siedzieć cicho, ukradkiem wyjść, zrobić cokolwiek innego, Pandora postanowiła zwrócić na siebie uwagę całej sali. Jej niepohamowany język kiedyś zaprowadzi ją prosto do grobu. Serdeczne gratulacje, Travers.
Czuła wewnętrzną ekscytację. Co prawda to dopiero był kurs i wcale to nie znaczyło, że zda egzamin, ani że nie rozszczepi się nigdzie po drodze. Jednakże mimo to Panda miała w sobie to dziwne uczucie, które nawiedzało ja bardzo, bardzo rzadko. Takie wewnętrzne ciepło, które z każdą chwilą rozlewało się coraz bardziej, powodując przyjemne podskórne uczucie. To chyba było szczęście, ale Pandora nie należała do osób, które dobrze znają jego definicję. Można by ją wręcz wyśmiać. Miała wielki dom, ogromny majątek, rezydencja była przepełniona bogactwami, dla których niektórzy potrafiliby zabić. Czym jednak był taki, można powiedzieć, dostatek, skoro każdego dnia czuła ten przejmujący i zimny wzrok jej rodziców. Wzrok zawodu, patrzyli na nią jak na zmutowanego szczura, jak na coś co nigdy nie powinno się urodzić. Była nie taka, była rozczarowaniem. Prawdę mówiąc, Panda nawet się do tego przyzwyczaiła. Potrafiła zamknąć furtkę do jakiejkolwiek wrażliwości i większych emocji. Dosłownie mówiąc: już to po niej spływało. Nauczyła się nienawidzić rodziców i wszystkich innych. Obojętność emanowała z jej osoby z taką siłą, że dla niektórych osób mogło to być odstręczające, ale... przecież o to chodziło.
Dlatego też uczucie szczęścia i ekscytacji było dla niej tak niesamowite. Nie była do tego przyzwyczajona. Rzadko jej się coś udawało, miała w końcu na imię Pandora, czego więc można było się po niej spodziewać? Może i łamała ogólne konwenanse, ale ten jeden pozostał niezachwiany.
Podała listę dalej i zniecierpliwiona czekała na przebieg tej pierwszej lekcji. Kolejna nowość. Panda raczej nie należało do osób, które napawają się każdą chwilą nauki. Fakt, lubiła wiedzieć, ale tylko po to, by móc obalać argumenty otaczających ją ze wszystkich stron idiotów. Ot co, czasem nawet bywała po prostu ofensywna, a jeszcze częściej sama zaczynała dyskusje, tudzież kłótnię, doskonale zdając sobie sprawę z własnej przewagi i czerpiąc z tego satysfakcję. Och, nie była najlepszym człowiekiem, na jakiego można było się natknąć.
Uniosła brwi na kolejne słowa egzaminatora w geście sporego powątpiewania w dobre kompetencje tego czarodzieja. Może ona również nie była dobra w mowach motywacyjnych (koszmarna była w tego typu sprawach), ale ten facet pracował jako instruktor. Nie powinien inaczej się do tego zabierać? Pandora w tej krótkiej chwili wyrobiła sobie o nim zdanie i stwierdziła, że czuje do niego zwykłą niechęć. Cóż, przyjaciółmi nie zostaną na pewno.
Młoda czarownica raptownie zbladła, kiedy dostrzegła na ziemi biały okrąg. Linia wieku, odbiło się echem w jej głowie. Nie była głupia, wiedziała, że takiej magii nie dało się oszukać byle jakim eliksirem postarzającym. Nie miała pojęcia co zrobić. Po prostu wstać i wyjść? Duma jej na to nie pozwoliła. Wierciła się chwilę na krześle.
- Po co to? Chyba jasne, że wszyscy są w odpowiednim wieku, skoro tu przyszli. – zamiast siedzieć cicho, ukradkiem wyjść, zrobić cokolwiek innego, Pandora postanowiła zwrócić na siebie uwagę całej sali. Jej niepohamowany język kiedyś zaprowadzi ją prosto do grobu. Serdeczne gratulacje, Travers.
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach
|
|