Go down
Alodia Mirabile
Oczekujący
Alodia Mirabile

[uczennica] Alodia Mirabile Empty [uczennica] Alodia Mirabile

Nie Wrz 29, 2013 4:41 pm
Imię i nazwisko: Alodia Mirabile
Data urodzenia: 30 grudnia 1960
Czystość krwi: Czysta
Dom w Hogwarcie: haribo (w tekście również znajdują się urocze żelki)
Różdżka: Włókno ze skrzydła testrali, olcha, 7 cali
Widok z Ain Eingarp: Zachód słońca. Kurz.
Podsumowanie dotychczasowej nauki w Hogwarcie: Nie należy do uczennic wzorowych, nie jest również nieprzeciętnie głupia. Chęć niewyróżniania się z tłumu robi swoje i oceny są przeciętnie dobre. Błyszczy w oparach eliksirów oraz przy obronie przed czarną magią, jest to pierwszy stopień do zapoznania się z tematem, przed którym uczą się bronić. Ponadto nie ukrywa swojej miłości do historii magii, jakkolwiek permanentnie zasypia lub nie przychodzi na zajęcia.

Przykładowy Post:
Śmiech nabierał mocy z każdym mocnym krokiem.
Kolana wydawały się coraz cięższe z każdym mocnym krokiem.
Tup! - mówiła ziemia z każdym mocnym krokiem.
Dwie pary stóp czesały palcami soczyście zieloną trawę, będąc tuż-tuż.
Tuż-tuż? Pomarańczowo-złote nitki światła nie raniły, jedynie koiły, prześwitując spomiędzy zawiłych gałęzi, których liście zaczynały tracić kolor.
Jeden z grubszych konarów opleciony był długim, grubym sznurem, na którego końcu zwisała gumowa dętka. Dwie pary stóp przebiegły ostatnie kilka metrów, śmiechu nie było końca; bliźniaczo podobne istoty zawisły ciało przy ciele w kole.
Blednąca już opalenizna obu dam wydawała się teraz złota, kilka piegów tej mniejszej jakby tańczyło na zadartym nosku, niby miedziane pchełki. Dwie pary oczu śmiały się, dwie pary oczu były jednością, szukając siebie w każdej sekundzie. Tak identyczne, tak samo niebiesko-szare jak wody oceanu z lotu ptaka. I te włosy, w kolorze każdego ze zbóż w tej okolicy.
Nie różniły się wcale. Prawie wcale. Wiekiem - dwie siostry? Matka i córka.
A tatuś? Piegi na nosie odziedziczyła po tatusiu.
- Tatuś szuka skarbów - mówiła bezbarwnym głosem, podszytym czernią kłamstwa.
Spoglądając kilka ostatnich razy na jesienny zachód słońca myślała o tatusiu. Przecież miał dwa skarby w domu.



Tak szybko dorastała...
Chcę być już duża!
Będziesz żałować.
Przyszła ja będzie tego żałować.
Każdego dnia miała kilka godzin swojej samotności, której szczerze nienawidziła. Tatuś wciąż szukał skarbów. Mamusia wciąż grała. Choć zmieniła się od zachodów słońca, urosła i utraciła dziecięce krągłości brzucha i ramion. Nawet piegi zbladły. To wciąż to samo dziecko, wciąż tak uśmiechnięte, jak jej matka - Perła, Gemma.
Tfu! Charłaczka!
Kłócili się, gorzkie słowa padały tak samo często jak deszcz o tej porze roku. Charłaczka, charłaczka, charłaczka!
Mamusiu, co to znaczy?
Że jestem gorsza.



Skuliła się w fotelu, w niewielkiej bibliotece, w niewielkim drewnianym domu, stojącym gdzieś na skraju niewielkiej wsi. Tylko tatuś tu jest magiczny, ale nikt o tym nie wiedział. Bo tatuś szuka skarbów.
Z kolejną książką na kolanach wpatrywała się w przestrzeń, czekając. Zachody kojarzyły jej się z matką, mamusią, która zostawała na deskach coraz dłużej, wracając coraz później.
Czy to grejpfrutem tak ostro pachniała, czy to były męskie perfumy, czy skręciła sobie kostkę? Idzie tak chwiejnie...
To był zachód. Przytuliła policzek do skórzanego obicia fotela, wciągnęła w płuca duszący zapach skóry. Ukryła nos w książce, zaciągając się waniliowym zapachem kurzu. Wzbił się w powietrze, drobinki latały tuż przed przestraszonymi oczami, rzucając niewidoczne cienie, płonąc w blasku zachodzącego słońca.
Nie tylko słońce zachodziło.


Nie wykazywała tych zdolności. Potrafiła jedynie zagrzać wodę w szklance i zatrzymać zegar. I nawet nie wiedziała, czy to naprawdę jej wina.
A jednak.
Pójdźka nie przyniosła złych wieści. Przyniosła list ze szkoły.
Alodia Mirabile

Drżała tysiące razy, czytając swoje imię.
Mama nie wracała.
Pójdźka jest zapowiedzią śmierci, wiesz?
Długa koszula nocna nie miała szansy pognieść się tej nocy, gdy ilość śniegu za oknem zwiększała się z każdą sekundą.
Było jeszcze wcześnie, zegar nie zdążył zabić pięć razy - czyżby znów go zatrzymała?
Fotel leżał przewrócony, bose stopy kochające przeczesywać soczyście zielone trawy wisiały ponad stopę nad podłogą, jak i całe ciało. Już sine, blade, jeszcze z odrobiną ciepła.
Dobranoc, mamusiu.
Złote kosmyki zaczęły powoli opadać na zimne kafelki, tuż pod stopy jak z marmuru.


Charłaczka!
Nikt nie może o tym wiedzieć.
Przecież to nie ja! Nikt nie może.


Slytherin!
Ten ryk w głowie, w dwie minuty po założeniu wielkiej czapki na głowę z włosami długości małego palca u dłoni.
Ten ryk przy stole tych zielonych, nagle znowu do kogoś należała, znowu mogła być, żyć i cieszyć się.
Nie!
Usiadła przy stole, jak najdalej od wszystkich tylko mogła, lecz wciąż siedziała ramię w ramię z rówieśnikami, którzy klepali ją po plecach. Zgadywali imię:
Philip? - to mój ojciec.
Ivan? - brzmię jak prymitywny wschód?
Adam? - na A.
A... - Jestem Alodia.


Nie unikała towarzystwa, towarzystwo unikało jej.
Czy można tęsknić za czymś, czego nigdy się nie miało? Za przyjaciółmi, za przygodami szkolnymi, za rozmowami o piwie kremowym, o szachach i szatach?
Tęskniła za szczęściem. Nie było go nigdzie wokół.
Patrząc w lustro na przestrzeni lat rosła tylko wzdłuż - długie włosy, długie ręce, długa szyja, długie cienie pod oczami, długie cienie duszy. Piegi wydawały się jakby bardziej widoczne na papierowej skórze, obojczyki stanowiły siedzisko dla tego małego potworka zwanego Nic, który gnieździł się w ciele dziewczyny.


Może brak towarzystwa robił dobrze ocenom?
Którym. Ocenom szkolnym. Ocenom charakterów.
Siadywała na kamiennych schodach, pochylając się do przodu i zasłaniając sylwetkę włosami długimi jak kiedyś. Zza szpakowatej kurtyny obserwowała. Obłuda, pycha, zimno. Wczoraj całowałeś inną. Wczoraj obgadywałaś tą, z którą teraz rozmawiasz. Właśnie skończył ci się szlaban, odłóż tę łajnobombę. Nie drzyj książki.
Nie chciała należeć do żadnej z band.
Samotne spacery późnymi wieczorami i udawanie, że wraca do dormitorium, by tylko spędzić noc na zakurzonej kanapie w starym gabinecie.


Brak towarzystwa czasami doskwiera.
Pozornie nie miała nikogo. Ale obserwowała i popijając gorzką kawę podświadomie uczyła się ludzkich zachowań, by móc udawać nieco normalniejszą, niż w rzeczywistości była.
Wracając do domu wciąż widziała wisielca, chociaż od dawna go tam nie było.
Tatuś nie znalazł skarbu, więc włączył się w akcję przeciwko Czarnemu Panu. Nieudolnie zostawiał skonfiskowane czarno magiczne księgi, które niezwykle rzadko bywały czarno magiczne. Bajki dla dzieci, romanse, tomiki poezji.
Baudelaire... Tak mugolski i tak magiczny.
Caroline Rockers
Oczekujący
Caroline Rockers

[uczennica] Alodia Mirabile Empty Re: [uczennica] Alodia Mirabile

Nie Wrz 29, 2013 5:53 pm
[uczennica] Alodia Mirabile Mzz
Było mi poniekąd ciężko zdecydować, ale... myślę, że Ci z zielenią do twarzy.
Wpisujesz się w Slytherin mimo wszystko, choć stanowisz jego inną stronę.
Oczywiście Akcept!
Powrót do góry
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach