Go down
James Potter
Oczekujący
James Potter

Rzeka Łez - Page 3 Empty Re: Rzeka Łez

Pią Paź 27, 2017 8:15 pm
Widocznie nie nauczył się jeszcze, że posyłanie gdzieś Nathalie samej to nie najlepszy pomysł. Oddelegował ją na polanę z… maaałą ulgą, że się zgodziła. Totalnie nie ogarniał jej huśtawek nastrojów, więc w sumie cieszył się że będzie mógł skupić się na zadaniu bez jej nagłych napadów strachu. Tylko jej tego nie powtarzajcie, wiecie, w końcu to całkiem słodka blondynka, tylko trochę strachliwa, no co poradzić. Nie była Gryfonką, a Puchonką, Tiara Przydziału jak widać nigdy się nie myliła.
Wracając do meritum, James rzucił jej pospieszne spojrzenie na pożegnanie, a raczej jej miotle którą przez krótki moment chciał nawet wykorzystać, i szybko powrócił do przeszukiwań strumyka. Swe zmysły skupił na wzroku, a pośród szumu rzeki trochę umknął mu krótki krzyk Powell. Nie był pewny, czy cokolwiek usłyszał, więc tylko na moment odwrócił się w stronę polany i nawet krzyknął za dziewczyną, chociaż nie dało się powiedzieć by się przy tym postarał. Nie posłyszał jednak odpowiedzi, ani nie dostrzegł jej sylwetki, co o dziwo, nie wzbudziło w nim żadnego niepokoju. Widział za to kojące, falujące łany… jakiegoś zboża? Trawy? Kij wie czego, ale mniejsza z tym, pewnie Nathalie właśnie się w nich wyleguje, czyż nie? Z przyjemnością by sobie w nich pohasał, ale brak tej przeklętej jedynki obudził w nim głód za nią tak ogromny, że ani myślał teraz rezygnować z poszukiwań. Tak się poświęcił sprawie, że nawet zaczął przewracać kamienie w rzece, by sprawdzić, czy przypadkiem jedynka nie ogląda glonów od spodu.
Krzew obwieszony starymi szmatami… oj, to znaczy James, w swych poszukiwaniach kierował się w stronę samego źródła. Pierwszy raz był w miejscu gdzie rzeka zaczynała swój bieg. Było w tym coś fascynującego co rekompensowało jego zniecierpliwienie.
Nie dostrzegł ani zniknięcia Nathalie, ani zbliżającej się innej postaci, w tej chwili widział tylko kamienie.

Długonosy Pota i jego kamienie:
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Mistrz Gry

Rzeka Łez - Page 3 Empty Re: Rzeka Łez

Nie Paź 29, 2017 12:10 am
Wspaniale powietrze, całkiem przyjemne widoki i przede wszystkim bezpieczniejsza okolica, a przynajmniej tak mogło ci się wydawać, bo w końcu taki pas ziemi miał swoje plusy i minusy, czyż nie? Rzuciłaś kilkoma patyczkami, które trafiły w wybrany przez ciebie punkt albo gdzieś w jego okolice i zniknęły. Tak po prostu. Jeśli się przyglądałaś patyczkom, mogłaś zarejestrować dziwne rozmycie się powietrza.
Kilka mniejszych kamieni poleciało w różne strony, a ty, James, czujnie obserwowałeś rzekę by móc wyłapać ten jeden konkretny kamień. Nie wyłapałeś jednak jedynki. Kiedy w końcu znalazłeś się przy źródle, mignęła ci rzymska cyfra. Ta konkretna. Ta, której szukałeś. Znałeś już więc położenie wszystkich cyfr.


Marjorie Greyback
Szpital św. Munga
Marjorie Greyback

Rzeka Łez - Page 3 Empty Re: Rzeka Łez

Nie Paź 29, 2017 2:17 am
Nigdy nie spodziewała się, że wyjście na otwarty teren mogło przynieść jej aż tak dużą ulgę. Nie to, iż nienawidziła tego lasu - nic jej się w nim przecież dotychczas nie stało, choć najadła się nieco strachu przy okazji wypadku Enzo; swoją drogą, zastanawiając się obecnie nad tym, gdzie doszedł jej towarzysz wyprawy - a jednak o wiele lepiej czuła się, gdy miała przed sobą nawet niedużą połać wolnego od drzew terenu. Było w tym coś na swój sposób kojącego, pocieszającego i odprężającego. W pierwszej chwili myślała nawet o tym, by jak najszybciej znaleźć się pośród zbóż, docierając gdzieś bliżej źródła wody i odpoczywając tam chociaż przez krótką chwilę.
Rzeczywistość miała się jednak inaczej. Marzenia marzeniami, pragnienia pragnieniami, lecz pozostało w niej najwyraźniej akurat tyle rozsądku, by powstrzymała się przed wypadnięciem wprost na polanę. Być może miało to związek z bliższym spotkaniem pierwszego stopnia z naprawdę dosyć sporym zaskrońcem zwyczajnym, jakie odbyła w dzieciństwie właśnie podczas biegania po nieco podmokłej łące niedaleko rodzinnej posiadłości. Nie było to nic przyjemnego i do tej pory obawiała się węży tudzież wszystkich wężopodobnych stworzeń, chociaż w tej chwili wcale o tym nie myślała. Wstrzymała się raczej odruchowo, podtrzymując swoją decyzję również wtedy, kiedy dostrzegła potencjalne towarzystwo poruszające się gdzieś w oddali.
Nie wiedziała, czy powinna zmierzać w tamtym kierunku. Być może rozsądniej byłoby dać sobie z tym spokój, unikając socjalizowania się z zupełnie nieznajomymi ludźmi, którzy raczej nie mogli być grzybiarzami, bowiem przez całą drogę tutaj nie dostrzegła ani jednego lichego grzybka. Po pierwszym zastanowieniu, odrzuciła już teorię o szmatach poruszanych wiatrem, a we własne przywidzenia raczej wolała nie wierzyć, zatem to musiały być żywe osoby. Dosyć słabo widoczne, ale - z dosyć sporą pewnością, no, chyba pewnością - istniejące. To zaś oznaczało, iż miała do czynienia albo z innymi poszukiwaczami, albo ze zgubionymi wędrowcami, albo...
Myślenie o tym, kim mogli być wspomniani ludzie, nie trwało jednak na tyle długo, by Meadowes doszła do kolejnej opcji. Jej wzrok przyciągnęło bowiem nietypowe zachowanie nieznanego rodzaju... Zboża? Prawdopodobnie zboża, nad którymi dodatkowo wyjątkowo interesująco drżało powietrze. Nigdy wcześniej nie widziała podobnych anomalii, przyglądając im się z tym większą ciekawością, im dłużej na nie spoglądała. W końcu decydując się zresztą na sprawdzenie, co jeszcze mogło wiązać się ze wspomnianymi rozmyciami, w czym z pewnością pomogły jej patyczki, które pozbierała z ziemi.
Myślała, że będą w stanie odbić się od punktów w powietrzu... Albo że przelecą przez nie, wylatując w jakikolwiek sposób przetransformowane. Z pewnością nie spodziewała się jednak ich zniknięcia. Ot tak, po prostu przepadnięcia w ułamku sekundy. Bez jakichkolwiek spektakularnych upadków, żadnych wyraźnych odgłosów, bez śladu po istnieniu. Zmarszczyła brwi, rzucając kilkoma ostatnimi gałązkami i rozglądając się dookoła.
Być może trafiła na jakąś plantację niekoniecznie legalnych magicznych roślin? Nie była to znana mugolom marihuana, której niezbyt czystej, zdecydowanie niezadbanej leśnej hodowli można byłoby się spodziewać w podobnie nieodwiedzanych miejscach, a dziwne zachowania powietrza mogły wskazywać na obecność czarów lub czarodziejskich właściwości zbożopodobych kłosów. Być może widziani przez nią ludzie byli właścicielami poletka. To zaś niechybnie zwiastowałoby kłopoty, których przecież nie chciała.
Robiąc odruchowy krok w tył, spojrzała w prawo i w lewo, zastanawiając się nad tym, jak powinna ominąć łączkę. Dochodząc do wcześniej wspomnianych wniosków, zdecydowanie nie chciała wchodzić pomiędzy rośliny, które nie tylko zachowywały się dziwnie, lecz także mogły być otoczone czymś w rodzaju czarodziejskiej linii alarmowej. Nie takie rzeczy w końcu wymyślano, byleby tylko obronić potencjalne składniki eliksirów halucynogennych, jakie ostatnio w zatrważających ilościach ponownie znalazły się w obrocie na czarnym rynku. Od nowa zadając się z przemytnikiem, wiedziała co nieco - nawet go o to nie pytając; wystarczyło kilka rzutów oka na papiery podczas sprzątania bałaganu, jaki z początku zastała w jego mieszkaniu - i myśl o potencjalnym starciu z plantatorami nie była dla niej zbyt kusząca.
Mimo to, Alyssa wiedziała jedno... Źródło wody kusiło ją na tyle, iż chciała iść w tamtą stronę, choć to właśnie tam widziała szmaty na krzewach tudzież - jakby to niektórzy stwierdzili - szmaty hodujące krzewy. Tak czy siak musząc ominąć pas wolnego od drzew terenu, postanowiła jednak ostrożnie ominąć tamtych ludzi, docierając do rzeki, źródełka, strumienia, jeziora, stawu czy czym to było - z tak daleka nie sposób było cokolwiek dokładniej stwierdzić; przynajmniej ona nie miała tak sokolego wzroku - i to właśnie tamtą stroną obchodząc poletko.
Próbując trzymać się linii lasu, nie wchodząc pomiędzy zboże, zaczęła zmierzać w kierunku rzeki, zamierzając dojść do niej bez zbytniego zbaczania z obranej przez siebie drogi, o ile było to możliwe. Usiłowała omijać tylko większe krzaki, uważając na drzewa i starając się iść tak, żeby ciągle widzieć prześwit.
James Potter
Oczekujący
James Potter

Rzeka Łez - Page 3 Empty Re: Rzeka Łez

Nie Paź 29, 2017 9:00 pm
I tak oto James został szmatą, a jakby tego było mało, hodującą magiczne, nielegalne, narkotyzujące krzewy. Oj bujną wyobraźnię miała panna Marjorie! Pewnie gdyby Potter odkrył magiczną zasłonę, jego podejrzenia skierowałyby się raczej w stronę zaklęć skrywających rzekomą chatkę czarownicy z powodu której wszyscy się tu zebrali. To nie takich właśnie anomalii poszukiwali? Ale nie, panna Meadowes miała tylko halucynogeny w głowie! Czyżby głodnemu chleb na myśli? A może rzeczywiście przydałaby się jej zmiana otoczenia, bo kto wie czy to nie efekt wpływu towarzystwa przemytnika?
Tymczasem Potter, całkowicie nieświadomy podejrzeń jakie właśnie padały w jego kierunku, brnął przez wartką wodę w strumieniu ku jego źródłu, w poszukiwaniu niemniej wyimaginowanych magicznych kamieni z rzymskimi cyframi. Przez moment nawet serce zabiło mu szybciej gdy odwracając jeden z głazów miał wrażenie, że dostrzegł jedynkę. Widok ten podsunęła mu niestety tylko i wyłącznie jego wyobraźnia, o czym zdał sobie sprawę pół uderzenia serca później. Zaklął i odrzucił kamień na bok prawie zabijając przy tym przepływającą nieopodal rybę. Odetchnął z ulgą, gdy ta czmychnęła przerażona w dół rzeki, ale jego instynkt przetrwania dał mu znak, że w sumie nie pogardziłby jakimś posiłkiem. Znakiem tym było głośne burczenie w brzuchu zakłócające kojący szum strumienia. Rogacz znowu zaklął zdając sobie sprawę, że rzeczywiście nie przygotował się na taką ewentualność.
Plusk odrzucanych kamieni zaczynał go denerwować. Może powinien dać sobie spokój i przyłączyć się do Nathalie? Chwilami gdy na nowo analizował swoje położenie czuł się jak jakiś kompletny idiota. A co jeżeli ta jedynka nie istnieje? Albo może komuś się spodobała i zabrał ją sobie do domu? Opcji było tysiące, a on usrał sobie że musi ją znaleźć, i co? Uaktywni to teleport do chatki czarownicy? Kamienie zaczną świecić się na różowo, a żaby wyjdą z rzeki i zaczną mu bić brawo? Zażenowany plasnął się dłonią w twarz, a gdy zsunął ją z decyzją, że przestanie zrzynać tu głupa i idzie do Nathali, jego oczom ukazała się jedynka.
Ta jedynka.
Jedna i jedyna jedynka!
Padł przed nią do wody, uniósł ją do góry i przyglądając się jej jak najpiękniejszej rzeczy na świecie, ucałował ją soczyście.
. . .
Może rzeczywiście te zboża wydzielały jakieś halucynogenne opary? Bo chociaż pewnie nie jedna dziewczyna chciałaby się teraz zamienić z tym kamieniem to… Widok ten był zapewne zatrważający. Czy istnieją na tym świecie jakieś żółte miotły które przetransportowały by teraz Pottera na oddział psychiatryczny do najbliższego szpitala?
Euforia Jamesa jednak szybko ustąpiła. Chciał nawet pobiec z tym kamieniem do Nath jak z jakimś trofeum, ale… Co mu po tym znalezisku? Odszukał tę jedynkę i jak na razie… nie wydarzyło się nic. Rozejrzał się dookoła, ale wszystko wyglądało zatrważająco normalnie, kamień też, jak to kamień, pozostał niewzruszony. Tylko… Woda którą miał chwilę temu do kostek, właśnie dochodziła mu do połowy łydki… A może mu się wydawało? Chociaż w końcu znajdował się u źródła, całkiem prawdopodobne było, że rzymska jedynka blokowała jedno z jego ujść.
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Mistrz Gry

Rzeka Łez - Page 3 Empty Re: Rzeka Łez

Wto Paź 31, 2017 2:29 am
Przyglądałaś się więc i myślałaś jakby skutecznie ominąć to podejrzane pole. Las rozciągał się i rozciągał, a wraz z nim pole. Co prawda, oddalałaś się od nieznajomych i rzeki, ale nigdzie nie widziałaś przejścia, które pozwoliłoby ci przejść bez potrzeby obrania drogi przez pole. Mało tego, jeśli poszłaś jeszcze dalej i sprawdziłaś jak daleko znajdujesz się od tamtego miejsca w którym byłaś wcześniej, okazało się, że od pewnego czasu ta odległość między tobą a drugą stroną jest... taka sama, zupełnie jakbyś wyczerpała limit kroków na dzisiejszy dzień. Krajobraz lasu również za wiele się nie zmienił.
Głód zaczął ci coraz bardziej doskwierać, James, zdecydowanie za mało zjadłeś dzisiejszego dnia, a ze sobą niczego nie zabrałeś. Przynajmniej nie jadalnego i żeby tego było mało, zaczynało się ściemniać. Krople wody ponownie uniosły się w powietrze, zapewne już któryś raz, ale dopiero teraz, będąc tak blisko rzeki mogłeś to po raz drugi zarejestrować. Tym razem nic się nie stało. Pocałowany przez ciebie kamień z rzymską jedynką ani drgnął, a woda spokojnie płynęła sobie dalej. Gdzieś niedaleko jakiś ptak zaśpiewał bardzo ładnie na dobranoc - kilka stworzeń w końcu szykowało się do snu.
Marjorie Greyback
Szpital św. Munga
Marjorie Greyback

Rzeka Łez - Page 3 Empty Re: Rzeka Łez

Sro Lis 01, 2017 10:39 pm
Wchodzenie na pole - ba!, nawet ewentualne próby dotknięcia kłosów zboża samym czubkiem buta; tak, przez chwilę naprawdę o tym pomyślała, choć widziała przecież, co stało się z fragmentami gałązek - nie było czymś, co specjalnie by ją kusiło. Prawdę mówiąc, dziwnie falujące masy powietrza były tym, co wywoływało w Alyssie odruch wycofywania się. Nie wyglądały... Bezpiecznie. Być może wcale nie były aż takie groźne, być może mogły mieć związek z poszukiwaną przez nią chatką, jednak nie miała zbytniej ochoty tego sprawdzać. Wolała spróbować obejść łączkę, ewentualnie podejść także z drugiej strony i sprawdzić, czy również w tamtym punkcie wszystko zachowywało się tak samo. Wszyściuteńko, tylko nie ładowanie się tam bez jakiejkolwiek pewności, że miała powrócić stamtąd w jednym kawałku.
Prawdę mówiąc, gdyby miało to zaważyć na jej być albo nie być, Meadowes byłaby nawet skłonna porozmawiać z tajemniczymi dziećmi lasu - będących jakąś niepokojącą odmianą dzieci kwiatów? - tudzież z potencjalnymi hodowcami naturalnych środków psychoaktywnych. Zwyczajnie lubiła swoje ciało, czując się dobrze ze wszystkimi posiadanymi członkami i woląc nie wychodzić z własnej skóry, która może była nieco problematyczna, ale całkiem wygodna. Jeśli już miała z konfrontować się z kimkolwiek lub z czymkolwiek, zdecydowanie wolała robić to z innymi ludźmi - czarodziejami czy też nie, choć dziwne zachowanie roślin wskazywało na to, iż mogła mieć do czynienia z całkowicie magicznymi plantatorami. Kto inny hodowałby bowiem coś takiego...
Było to jednak czymś na kształt ostatecznej opcji, jaką zamierzała podjąć dopiero w momencie, w którym nie miałaby żadnej innej możliwości. W innym przypadku wolała zwyczajnie spróbować obejść cały ten teren, kierując się jak najbardziej w stronę rzeki, ponieważ czuła się coraz bardziej spragniona. Odrobina odpoczynku zdecydowanie dobrze by jej zrobiła, nawet jeśli Alyssa popełniła kardynalny błąd, nie myśląc o tym, by zabrać ze sobą cokolwiek do jedzenia. Nie myśląc o tym przedtem, warto dodać, ponieważ z każdym kolejnym przebytym metrem miała coraz większą ochotę na coś do jedzenia.
Jak na złość, doskonale pamiętała piękne, soczyste i dojrzałe owoce, które zostawiła w hotelowym pokoju. Chodząc po mieście, planowała zjeść coś w jednej z knajp, nie myśląc o tym, by zabrać ze sobą chociaż trochę naprawdę apetycznie wyglądających pyszności z targu w Edynburgu. Uwielbiała je w każdej formie, tak samo kochając ich słodycz w suszonej, jak i w ociekającej sokami formie. Te, które zakupiła na niedużym rynku, były jeszcze dosyć świeże. Nadal miały nieduże kawałki gałązek z jajowatymi, zielonymi liśćmi o podwójnie pikowanych brzegach. Nie były zbyt olbrzymie, a wręcz prezentowały się dosyć skromnie - ot, kuliste i odrobinę spłaszczone, pokryte charakterystyczną skórką, ale za to jak pięknie oblane rumieńcem.
Idąc tak przez las, miała ochotę wgryźć się w pomarańczowo-żółtawy miąższ, dosłownie rozpływając się w uśmiechu na samą myśl o tym. Nie chciała nic więcej, wystarczyłby jej chociaż jeden ulubiony owocek i byłaby przeszczęśliwa. Niestety, nie miała nawet najzwyklejszej w świecie kanapki, całą swoją przygodę planując bardziej w kategoriach krótkiego spaceru, niżeli wędrówki nastawionej na wielkie odkrycia. Traf chciał, że zmieniło się to w dosyć długą wyprawę, podczas której trudno było nie zgłodnieć.
Zamyślona i pogrążona w wyobrażeniach dotyczących jedzenia, nie od razu dostrzegła, co się... Nie stało. Kiedy jednak wreszcie spostrzegła, iż coś zdecydowanie było nie tak, zmarszczyła brwi, wykonując jeszcze kilka kroków na próbę i potwierdzając swoje przypuszczenia. Nie przesuwała się. Nijak. Mimo podążania w obranym przez siebie kierunku, jednocześnie jakby nie ruszała się z miejsca, co było nie tylko nietypowe, ale także niepokojące. Jakby coś próbowało skłonić ją do postawienia stopy na polu. To zaś sprawiło, iż Alyssa jeszcze bardziej się temu sprzeciwiła. Jeszcze kilka razy spróbowała przejść kawałek, po czym w pewnym sensie się poddała.
W pewnym sensie, bowiem postanowiła wcielić w życie swój plan awaryjny, wyciągając różdżkę. Z dwojga złego, plantatorzy mieli być nieco lepsi od potencjalnych Dzieci Kukuryd... Zboża. Mając w głowie zaklęcie zwracające uwagę wielu ludzi, wycelowała w niebo.
- Periculum! - Snop iskier musiał być dostrzegalny, musiał zwrócić czyjąś uwagę... Przynajmniej taką miała nadzieję.
Erin Malfoy
Slytherin
Erin Malfoy

Rzeka Łez - Page 3 Empty Re: Rzeka Łez

Czw Lis 02, 2017 2:08 pm
Nie do końca rozumiała o co mu chodzi. Zdawało się jednak, że chyba rozpoznał roślinę i wie jak sobie z nią poradzić. No skoro mieszkał gdzieś w tych okolicach, bo przecież nie przyszedł tu na spacer, to pewnie znał okolice i jej niebezpieczeństwa. Kto wie, może sam miał kiedyś podobny problem.
Nie protestowała gdy wziął dziewczynę na ręce. Nawet się delikatnie uśmiechnęła i podziękowała mu skinieniem głowy, jej byłoby ciężko ją transportować. Właściwie to przez moment zastanawiała się nad zdjęciem obcasów, ale zdecydowanie to co stało się z ręką koleżanki ją d tego odwiodło. Równie dobrze mogłaby pójść przytulić się do tej rośliny, która Charlotte dotykała.
Szła za stworzeniem i z entuzjazmem stwierdziła, że zaczyna słyszeć szum wody. Całe szczęście.
Nie zauważyła z początku chłopaka, była zbyt zaabsorbowana obserwacja koleżanki i stwora. Rozejrzała się i pokręciła głową. Wyciągnęła delikatnie rękę do stworzenia, jakby chciała go uspokoić.
- Nie trzeba. Ja pójdę i z nim porozmawiam, dobrze? - Nie wyjęła różdżki, nie chciała przestraszyć stworzenia. Trzymała jednak teraz rękę blisko niej, gotowa w każdej chwili po nią sięgnąć.
Jeśli nie usłyszała sprzeciwów ze strony stworzenia, zaczęła powoli kierować się w stronę chłopaka. Jak będzie już dość blisko spróbuję krzyknąć i zwrócić na siebie uwagę.
James Potter
Oczekujący
James Potter

Rzeka Łez - Page 3 Empty Re: Rzeka Łez

Sob Lis 04, 2017 12:52 am
Nie było żab bijących brawo, ani świecących na różowo kamieni. U źródła nie pojawiła się znikąd chatka, a wśród drzew nie zjawił się magiczny portal. Klęska. Burcząca klęska. Wśród szumu strumienia tylko żałobny marsz grany przez kiszki Pottera jakkolwiek uczcił jego znalezisko.
Otarł usta wierzchem dłoni z krótkim, pełnym zażenowania chrząknięciem i odłożył kamień w miejsce z którego go wyciągnął. W tym momencie krople znowu uniosły się nad taflą rzeki co sprawiło, że z początku chłopak pomyślał, że po prostu poziom wody wzrasta, a następnie wyskoczył z rzeki jak poparzony. Na całym ciele pojawiła mu się gęsia skórka, cóż mógł zrobić? Gapił się na to całe zjawisko jak sparaliżowany póki nie ustało, dziękując przy tym Merlinowi, że sam nie zaczął unosić się nad wodą. Dopiero gdy wszystko wróciło do normy, przynajmniej pozornie, odetchnął głęboko i zauważył, że zaczyna się ściemniać.
Ile godzin tu spędzili? Nie miał pojęcia, ale chyba czas najwyższy wracać. Jego teorie spiskowe jakoby odnalezione kamienie miały jakiekolwiek znaczenie okazały się żenująco bezsensowne, więc chyba najlepszym rozwiązaniem będzie opuszczenie tego nawiedzonego lasu. Burczenie w brzuchu optymistycznie przyklasnęło mu na ten pomysł. Był tak głodny, że zjadłby nawet tego… Tego no… Totalnie wypadła mu nazwa tego owocu z głowy, być może dlatego że normalnie nienawidził go najbardziej na świecie, ale w tej chwili był tak głodny, że opędzlował by całe drzewko tych długich, żółtych pałąków które tak ochoczo jak on teraz w myślach wcinały chyba tylko małpy. O tak… Kiść tych złotych bumerangów uratowałaby ten dzień, zdecydowanie.
Wtem jego głębokie rozważania o słodkich ziemniakach przerwał widok iskier rozpryskujący się nad łąką na którą jakiś czas temu posłał swoją towarzyszkę.
-Nath… - rzucił sam do siebie i wystrzelił jak z procy w stronę, gdzie widział ją ostatnio. W ręce ściskał różdżkę, a burczenie w brzuchu ustało nakarmione adrenaliną – Nathalie?! – tym razem już krzyczał. Nie minęło kilka sekund, a wyskoczył spomiędzy drzew wprost na łąkę, całkowicie nie zauważając, że z przeciwległej strony zmierzają w jego stronę kolejni poszukiwacze przygód.
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Mistrz Gry

Rzeka Łez - Page 3 Empty Re: Rzeka Łez

Nie Lis 05, 2017 2:49 am
Zaklęcie ci wyszło, czerwone iskry wystrzeliły z różdżki i rozbłysły na jeszcze dość jasnym niebie, strasząc ptaki i kilka mieszkających na tych wysokich drzewach istot. Po dźwiękach jakie z siebie wydały, trudno było je rozpoznać, nawet czarodziejowi o dobrym słuchu.
Istota podobna do człowieka, która trzymała się z tobą, Erin, również się nieco przestraszyła, bo w końcu ktoś użył patyka i coś z nim zrobił.
- Niebecznie... niebezpnie... - szeptało gorączkowo zarośnięte stworzenie. Warknęło krótko i spojrzało na ciebie, kiedy się odezwałaś. Milczało przez dłuższą chwilę, po czym kiwnęło głową.
- Znak... znak... - dodało jeszcze, zanim skierowałaś swe kroki w stronę Jamesa. Niestety ten się zaczął oddalać od rzeki.
Ruszyłeś tam, gdzie zniknęła Nathalie. Kiedy tylko przekroczyłeś granicę między łąką a częścią lasu, w której przebywaliście wcześniej, wszystko jakby się rozpłynęło. Iluzja pola zniknęła dla ciebie, odkryłeś, że znajdujesz się nad przepaścią - zaledwie dzielił cię od niej krok. Rzeka płynęła tutaj dalej, zdecydowanie szybciej i w dół, tworząc mini wodospad. Odkryłeś, że blisko twojego buta znajdują się trzy palce wbite w ziemię. Jeśli spojrzałeś w dół, dostrzegłeś jasnowłosą czuprynę. To była Nathalie.
Nathalie, ledwo się trzymałaś i tak to był cud, że jeszcze nie spadłaś z tego urwiska. Krzyczałaś tak długo, że aż niemalże straciłaś głos. Brakowało ci sił i wiedziałaś, że długo tak nie wytrzymasz.



Nathalie Powell: nie jesteś już unieruchomiona, ale znajdujesz się w trudnej sytuacji.

Perspektywa Jamesa i Nathalie.
Marjorie Greyback
Szpital św. Munga
Marjorie Greyback

Rzeka Łez - Page 3 Empty Re: Rzeka Łez

Nie Lis 05, 2017 2:38 pm
---
Z początku wcale nie zamierzała zwracać na siebie uwagi, jednakże dosyć szybko okazało się, że jedyną alternatywą, jaką prócz tego miała, było... Cóż, wchodzenie na wątpliwie bezpieczne pole, na którym mogło kryć się dosłownie wszystko. Gdyby jeszcze dostrzegła tam jakieś wyraźniejsze przejście, być może faktycznie wybrałaby drogę przez łąkę, jednak brak zauważalnej trasy, dziwne zachowanie zboża i fakt, iż od dłuższej chwili nie posuwała się nawet o metr, choć przecież stawiała kolejne kroki... To było stanowczo zbyt wiele. Czerwona ostrzegawcza lampeczka w umyśle Alyssy nie migała już jak szalona. Nie, ona nieustannie się świeciła, dlatego Meadowes ani myślała to ignorować. W przeszłości zrobiła już stanowczo zbyt dużo głupstw przez swoją skłonność do zbyt szybkiego działania i swoistą nadgorliwość. Nawet jeśli z tym poletkiem związane były nie narkotyczne rośliny z nielegalnej plantacji, a potencjalne ślady bytności wiedźmy, której chatki tak mocno poszukiwano... Aly chyba wolała powiedzieć stop. Przynajmniej do czasu, gdy nie dowie się czegoś więcej.
A zrobić to mogła potencjalnie poprzez zadanie pytań ludziom, których widziała w oddali. Zresztą... Istniała opcja, że już i tak natrafiła na ich system ochronny, przez co tkwiła bez możliwości wykonania jakiegoś znaczącego ruchu. Idąc za tą myślą, równie dobrze mogła wystrzelić w niebo snop iskier, licząc na to, iż ktoś dostrzeże jej sygnał. Nie chciała w końcu utknąć w lesie po zmroku i bez możliwości przejścia gdzieś dalej. Bez wody i jedzenia, bez owoców, o których nadal marzyła, czując ślinkę w ustach.
Wyciągając różdżkę i rzucając zaklęcie, miała szczerą nadzieję na powodzenie. Gdy zaś na niebie faktycznie ukazały się czerwone iskry, odetchnęła z cieniem ulgii. Nie było tak źle. Najprawdopodobniej miała natrafić na całkiem normalnych ludzi, którzy wcale nie musieli mieć złych zamiarów. Myślenie, że mogą nie być pozytywnie nastawieni... To był przecież czysty absurd. A przynajmniej tak właśnie usiłowała sobie powtarzać, oczekując na jakąkolwiek reakcję ze strony kogokolwiek w okolicy. No, prócz ptaków, bowiem te odezwały się prawie natychmiastowo, sprawiając tym samym, że Alyssa zerknęła w górę - wprost na korony drzew.
Nie dostrzegając tam jednak nic, co mogłoby skupić na sobie jej zainteresowanie, przez co zaraz ponownie przeniosła spojrzenie na łąkę, zauważając jakiś ruch. Po chwili dostrzegła także jego sprawcę, nadal pozostając dosyć daleko od osoby, która zdecydowanie nie była już stertą ciuchów zwisających z krzaków. Prawdę mówiąc, nie spostrzegła nawet czegokolwiek, co mogłoby upodobniać stosunkowo młodego - a przynajmniej tak oceniła go z tej odległości - chłopaka do krzewu. Raczej nie miał nawet za bardzo krzaczastego zarostu, zatem...
Nie zdążyła skończyć myśli, gdy jegomość dotarł do początku łąki, po czym... Zniknął. Tak po prostu wyparował w powietrzu, najwyraźniej mając jednak co nieco wspólnego z roślinami, bo zrobił to dosłownie niczym tamte patyczki. Pozostawiając Aly w czymś na kształt naprawdę niezłego szoku.
- Eeee... - Wydusiła z siebie tylko, nim nie postanowiła zakrzyknąć. Co prawda, w lesie się nie krzyczało, ale obecna sytuacja raczej to usprawiedliwiała. - Halo?! Ktosiu?! Człowieku?! Chłopaku?! - Nie za bardzo wiedziała, co powinna z tym zrobić. Jeszcze bardziej nie chciała stawiać stopy na tym polu. Zdecydowanie wolałaby tego uniknąć.
Erin Malfoy
Slytherin
Erin Malfoy

Rzeka Łez - Page 3 Empty Re: Rzeka Łez

Wto Lis 07, 2017 8:43 pm
Zauważyła iskry. Od razu obejrzała się na stworzenie, wiedziała, że nie przepada z magią i wolaa być gotowa na ewentualną panikę, albo atak.
- Spokojnie, to nic groźnego. - Uśmiechnęła się pocieszająco. Chłopak chyba jej nie zauważył, ale wyraźnie było widać, że obrał jakiś konkretny cel. Coś krzyknął, ale nie usłyszała.
Mimo niewygodnych butów spróbowała przyspieszyć kroku. Zdecydowanie przydałaby im się dodatkowa pomoc.
Po chwili jednak się zatrzymała, nie powinni czekać. Nie wiedziała co stanie się z dziewczyną jeśli nie pomogą jej dość szybko. A dotarcie do chłopaka chwilę zajmie i nie wiadomo czy zgodzi się im pomóc, ani ile zajmie przekonywanie go. Obróciła się na pięcie i podbiegła do stworzenia.
- Poszedł sobie. Później może z nim porozmawiam, teraz jej pomóżmy. - Liczyła na to, że stworzenie się uspokoi i skupi na pomocy jej koleżance. Chłopak odszedł już kawałek dalej i jakoś nie zwracał na nich uwagi, więc może i to coś przypominające człowieka będzie spokojniejsze.
James Potter
Oczekujący
James Potter

Rzeka Łez - Page 3 Empty Re: Rzeka Łez

Czw Lis 09, 2017 8:53 pm
Biegł jak szalony i krzyczał w niebogłosy. Chciał by Nathalie wiedziała, że zauważył jej znak i spieszy z pomocą. Nie zdawał sobie sprawy, że kto inny posłał w niebo iskry i również nie zdawał sobie sprawy, tak on jak i Marjorie, że dzięki tej pomyłce udał się z ratunkiem tam gdzie rzeczywiście był niesamowicie potrzebny.
Wyskoczył na polanę, łąkę czy cokolwiek było to innego, ze wzrokiem wbitym w kierunek na którego horyzoncie opadały ostatnie iskry. Miał nawet wrażenie, że dostrzegł blond postać, sprawczynię tego całego zamieszania, ale uczucie to było krótkie i niewyraźne, gdyż gdy tylko przekroczył barierę rozgraniczającą las i polanę, niewidzialną linię wyznaczoną mniej więcej przez cień drzew na granicy lasu, krajobraz który go otaczał nagle się przemienił.
James gwałtownie zwolnił, chociaż zmianę najpierw poczuł, a później zobaczył. Miał wrażenie jakby przebił się przez coś w rodzaju gęstej mgły, tak gęstej, że wręcz namacalnej. Chwila dezorientacji sprawiła, że zamrugał kilkukrotnie, zatrzymując się w miejscu, i rozdziawił usta ze zdziwienia. Łany świetnie zapowiadającego się, magicznego zielska, zostały wręcz pochłonięte przez ogromne dziurzysko w ziemi. Potter zdał sobie nagle sprawę, że od przepaści która nagle przed nim wyrosła… czy też się zapadła, dzieli go dosłownie krok. Gdyby nie zwolnił pewnie właśnie szybowałby w dół i przeklinał się z całego serca, za głupotę, że zamiast, tak jak Erin, ćwiczyć transmutację w kruka, usrał sobie jelenia. No bo co on z tego jelenia ma?! Poroże? A po cholerę mu to poroże! Aby co roku go swędzi i kasuje wszystkie drzewa w okolicy! A gdyby miał skrzydła mógłby latać, robić to co przecież kocha najbardziej na świecie, eh… Brak słów. Ale wróćmy do meritum bo tam czeka panna w potrzebie.
James, dalej z rozdziawionymi ustami, błąkał się wzrokiem po bezkresie dziury która pożarła cały jego horyzont, dłuższą chwilę zatrzymując się na fascynującym widoku rzeki spadającej w przepaść niczym wodospad do samego wnętrza ziemi, gdy nagle do jego uszu, wśród szumu wody, doszedł z lekka przerażający charchot, a o jego buta zaczęło coś… skrobać?
Początkowo odskoczył pół kroku do tyłu, ale gdy tylko jego spojrzenie dostrzegło palce wbite w ziemie, natychmiast cofnął ten ruch i opadł na kolana.
- Nath?! – dostrzegł jej blond czuprynę i przerażone, zapłakane spojrzenie. Kładąc się na ziemi, tuż przy urwisku, chwycił ją mocno za rękę i pociągnął do góry. Na szczęście nie należała ona do paczki Hogwardzkich pączków, jak na przykład ta Gallagher, jej los w tej sytuacji nie malowałby się tak kolorowo jak Nath, a przecież i o jej losie zbyt pięknych słów nie można było w tej chwili powiedzieć…
Dopomógł sobie różdżką i po kilku sekundach pełnych grozy i napięcia runęli obydwoje na ziemię kilka stóp od przepaści.
- Gdzie podziałaś miotłę… - wydyszał po kilku głębszych oddechach, uśmiechając się pocieszająco w jej stronę – Nie płakałbym z nią, nie należała do najwierniejszych – dodał siadając i bacznie obserwując swoją towarzyszkę. Miał nadzieję, że nadwyrężone ramie i zdarty głos były jedynymi pamiątkami po spotkaniu z urwiskiem. Czuł wyrzuty sumienia, że ją tu zaciągnął i tak późno przybył z pomocą… Gdyby nie ten głupi pomysł z kamieniami… Jeszcze chwila i Nath podzieliłaby los swojej miotły, a wszystko przez jego durne urojenia – Zaraz nas stąd wydostanę… - zapewnił i wstał pobieżnie otrzepując się z ziemi, po czym ruszył… skąd przybył.
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Mistrz Gry

Rzeka Łez - Page 3 Empty Re: Rzeka Łez

Nie Lis 12, 2017 10:19 pm
Nikt ci nie odpowiedział, jedynie jakieś niezadowolone zwierzęta, którym najwyraźniej zakłócałaś sen. Chwilę po twoich słowach rozległy się jednak jakieś dziwne dźwięki, coś, co przypominało rechotanie żab czy syczenie jaszczurek. Trzy stworzenia kojarzące ci się z małpami znikąd cię otoczyły, za wyjątkiem strony od pola, a ich wypukliny między rogami świeciły na czerwono. Nie wyglądały na przyjaźnie nastawione.
Nieznajome ci stworzenie, Erin, nie zaatakowało. Jedynie jakby skuliło się w sobie, osłaniając przy okazji Charlotte i pokiwało krótko głową, jakby rozumiało, co do niego mówisz.  Zrobiło jeszcze kilka kroków do tyłu, niemalże się  wywracając o gałęzie i wystające korzenie.
- Nie... niebezpyczne... nie... grozić - odezwał się do ciebie wyraźnie nieprzekonany, trochę pociągnął nosem i pochrząkiwał. - Nie iść na to. Pole. Nie.
Jeśli patrzyłeś wystarczająco długo w przepaść, mogłeś dostrzec jakieś niewyraźne kształty w tej ciemności.  Kiedy już padłeś na kolana, palców wbitych w ziemię było dwa. Zajęło ci to trochę czasu i energii, zanim znalazła się na ziemi niedaleko ciebie. Czułeś się wykończony, mimo że Nathalie nie warzyła dużo.  Miotła zniknęła, nigdzie wokół ani ty ani Nathalie nie mogliście jej dostrzec. Dziewczyna tylko wskazała chwiejnie przepaść, ledwo łapiąc oddech. Ty zaś po zrobieniu jednego kroku poczułeś ból ramion.
- Dzięk...uje - wymamrotała Puchonka, nie będąc jeszcze w stanie się podnieść.  Jeśli szedłeś dalej w stronę z której przybyłeś, mogłeś poczuć dziwne ciepło i nagłą zmianę otoczenia. Znowu byłeś w lesie, przepaści i Nathalie za tobą nie było, i zaatakowały cię dźwięki z różnych stron.



James Potter: -25 PŻ (ogromny wysiłek fizyczny spowodowany z uratowaniem koleżanki)
Marjorie Greyback
Szpital św. Munga
Marjorie Greyback

Rzeka Łez - Page 3 Empty Re: Rzeka Łez

Pon Lis 13, 2017 12:46 am
Miała szczerą nadzieję na jakąkolwiek odpowiedź ze strony chłopaka, którego widziała wcześniej po drugiej stronie pola. Na jakąkolwiek reakcję, na jakikolwiek znak, na... Cokolwiek. Nie chciała dłużej zostawać całkowicie sama w tym miejscu, ponieważ dziwne zachowanie otoczenia coraz bardziej ją niepokoiło. Ba!, z minuty na minutę przestawała być wyłącznie niespokojna, czując się zwyczajnie zdenerwowana. Cóż, musiała przecież przyznać przed samą sobą, iż było jej naprawdę daleko do odważnego człowieka lubiącego brawurę i decyzje podejmowane na hop siup.
Owszem, nadzwyczaj często nie zastanawiała się nad swoim zachowaniem, była nad wyraz impulsywna czy emocjonalna, jednakże w przypadku potencjalnego zagrożenia - o ile nie pragnęła kogokolwiek chronić, a była tu przecież całkowicie sama; przynajmniej w tym miejscu, ponieważ gdzieś tam w lesie nadal musiał znajdować się Enzo - instynktownie miała ochotę brać nogi za pas. Nie była typem osoby, która zostawała, jeśli naprawdę jej nie zależało. Ha!, zaliczyła zresztą także wyjątkowo niechlubną ucieczkę, mimo że jednocześnie naprawdę się przejmowała. Nie była nieulękniona. W znacznej większości przypadków była... Cóż, kimś na kształt tchórza.
W tym momencie też się tak czując, a przecież najgorsze jeszcze wcale nie nadeszło. Widząc jednak nagłe zniknięcie potencjalnego wsparcia - albo wręcz przeciwnie; nie znała w końcu ani charakteru, ani intencji chłopaka - odczuła jeszcze większą ochotę zawrócenia. Uwielbiała przygodę, była w stanie gonić za nią naprawdę daleko i uparcie, nie zawsze myśląc o konsekwencjach, jednak ostatnio czuła się zwyczajnie rozchwiana emocjonalnie i to właśnie była jedna z takich chwil.
Od pewnego czasu - mniej więcej od chwili, w której doszła z Enzo do kamiennych schodów - nie miała już specjalnej ochoty kontynuować poszukiwań chatki. Jasne - w przyjaznym pomieszczeniu muzealnym cała oferta brzmiała naprawdę wspaniale. Ciekawie, zachęcająco, kusząco... Pierwsze minuty w lesie także wprawiły Aly w wyjątkowo dobry humor, dostarczając jej energii i jeszcze bardziej skłaniając blondynkę ku brnięciu dalej. W pewnej chwili wszystko zaczęło być jednak zwyczajnie odstręczające.
Wycofałaby się... Wiedziała to aż nazbyt dobrze. Gdyby nie fakt, iż nie była w stanie ruszyć do przodu, nie chcąc wchodzić na nieprzyjaźnie wyglądające pole, prawdopodobnie natychmiast wybrałaby się w drogę powrotną, próbując przy okazji odnaleźć swojego niedawnego towarzysza przygody, który nie mógł przecież odejść zbyt daleko. Ilekroć jednak próbowała wykonać krok w obranym przez siebie kierunku, cóż, nijak jej się to nie udawało. Tymczasem Znikający Chłopak też jakby... Przepadł. Alyssa nie mogła nic poradzić na ścisk, jaki poczuła w gardle na myśl, iż mogło to oznaczać coś niedobrego, iż mogło mu się coś przydarzyć.
Nim jednak mogła dostrzec jego - równie nagły, co zniknięcie - powrót - uwaga Meadowes została momentalnie rozproszona przez pojawienie się dziwnych małpodobnych stworzeń, które otoczyły ją dosłownie w ułamku sekundy. Nie wiedziała, skąd pojawiły się dookoła niej, ale nie wyglądały na przyjaźnie nastawione. Ba!, miała wrażenie, że nie miały dobrych intencji. Ona zaś zdecydowanie nie chciała im się narażać.
Dosłownie zamarła w miejscu, starając się nie wykonywać żadnych gwałtowniejszych ruchów i mając przy tym nadzieję, że stwory powrócą tam, skąd przybyły.
James Potter
Oczekujący
James Potter

Rzeka Łez - Page 3 Empty Re: Rzeka Łez

Wto Lis 14, 2017 6:59 pm
Głupio mu było się przyznać, ale wyciagnięcie Nath z przepaści kosztowało go mnóstwo energii. Czuł się wycieńczony i nie miał najmniejszej ochoty wstawać z ziemi, chociaż przecież puchonka była drobną dziewczyną, a to co zrobił i to w dodatku z pomocą magii, nie powinno doprowadzić go do takiego stanu wykończenia. Może powinien się przebadać? Albo więcej ćwiczyć? Nie mógł się rozgrzeszyć, że w trakcie wakacji utrzymywał równie dzikie tępo co w Hogwarcie. Quidditch się skończył, treningi się skończyły, a wakacje… Cóż, jak do tej pory spędzał je dość leniwie, chyba powinien to zmienić…
Ciężko dysząc wpatrywał się w niebo po tej stronie. Miał dziwne uczucie, że ogranicza je jakaś kopuła, że nie jest bezkresne jak to czuł po drugiej stronie. Wprawiło go to w swoistą klaustrofobię mimo ogromnej przepaści której krawędź znajdowała się tak blisko niego. Przewrócił się na bok i doczołgał do niej by zerknąć w dół za miotłą o której właśnie rozmawiali. Zmarszczył brwi tak jakby w jakiś sposób pomagało mu to lepiej się przyjrzeć… całej tej ciemnej dziurze. Wydawało mu się, że dostrzegł w dole jakieś niewyraźne kształty, ale nie był pewny, czy to już nie wytwór jego wyobraźni, albo efekt zmęczenia.
- Drobiazg – rzucił jakby było to coś totalnie nie znaczącego, jakby Nath przed chwilą nie witała się ze śmiercią. Chyba chciał trochę rozładować sytuację i przekonać Powell, że wcale nie jest tak tragicznie… jak jest.
Wstał i ruszył tam gdzie, jak mniemał, istniała jakaś magiczna bariera przez którą się tu dostali. Miał nadzieję, że przejście działa dalej, a oni nie utknęli w tym horrorze na zawsze. Już przy pierwszym kroku poczuł ogromny ból ramion jakby… góry przenosił, a nie drobniutką Nath. Nie dał jednak nic po sobie poznać chociaż czuł się teraz niczym dziadek ze swego ostatniego snu o Lily. Czy to kolejny znak? Merlinie, czy z nim było coś nie tak? Na razie nie brał pod uwagę żadnych wpływów czarnej magii emanującej z tego otoczenia, a szkoda, mogłoby to wiele wyjaśnić…
Dziwne ciepło otoczyło jego ciało, a dosłownie po kilku krokach znowu był w znajomym, jakże wydawałoby się bezpiecznym, lesie. Uderzyła do kakofonia dźwięków, ze wszystkich stron, a przez to że wyszedł naprzeciw Erin, Charlie i kudłatego stwora, dostrzegł również i ich, chociaż były to dla niego zaledwie zarysy sylwetek i z pewnością nikogo jeszcze nie poznał. Zmarszczył tylko jedną brew w lekkim niepokoju, ale w tamtej chwili fakt, że przejście działa i razem z Nath mogą wrócić na dobrą stronę mocy, sprawił, że zupełnie tym się nie przejął, a natychmiast odwrócił na pięcie by wyciągnąć Powell z tamtej mrocznej, równoległej rzeczywistości. Stranger things. Gdy jednak jego spojrzenie padło na jakże obłudną polanę, dostrzegł kolejne postaci. Cztery sylwetki, w tym trzy w… świecących czapkach?, rysowały się po drugiej stronie łanu fatamorgany.
- Co u licha… - niby nie było go chwilę, a zrobiło się tu jakoś strasznie tłoczno. Ostrożnym, powolnym krokiem wrócił po Nath. Nie zważając na ból wziął ją na ręce i wyniósł z powrotem do lasu, by tam posadzić ją na kamieniu z rzymską jedynką. Sam tylko obmył dłonie w rzece i wyszedł na brzeg by przyjrzeć się postaciom w głębi lasu. Tych z drugiej strony polany raczej się nie obawiał, w końcu dzieliła ich ogromna przepaść, chociaż te świecące czapki były dość… niepokojące. Czerwone… Zaraz, zaraz…
-Nath… Nie wysyłałaś żadnych iskier w niebo, prawda?

__________
Nie wiem w sumie czy obowiązuje nas kolejka póki nasze losy się nie powiązały, ale jeżeli tak to mogę usunąć posta i wrzucić go jeszcze raz jak odpisze Erin. Proszę o pw w razie w Cool
Sponsored content

Rzeka Łez - Page 3 Empty Re: Rzeka Łez

Powrót do góry
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach