Strona 2 z 2 • 1, 2
- Alec Greyback
Re: I say no one has to know what we do, his hands are in my hair, his clothes are in my room | P.S., A.M. & A.G.
Sro Sie 23, 2017 8:33 pm
O ironio, Alec w przeciwieństwie do Alyssy ani myślał o ponownym związaniu się. Ani z nią, ani z nikim innym. Nigdy. Choć zapierał się całym sobą, że to w czym tkwili to nie był związek, to w pewnym momencie – gdzieś między wspólnymi nocami i rozmowami – nie mógł się już dłużej oszukiwać. Od zawsze gardził tego typu zaangażowaniem, przyrzekając sobie, że nigdy nie dopuści, by ktokolwiek miał nad nim aż taką władzę, i mimo wszystko – nie wiedzieć dlaczego – postanowił spróbować. Był egoistą i właśnie to te samolubne zapędy sprawiły, że nie mógł pozwolić jej odejść, godząc się na to wszystko. Przy niej czuł pewną namiastkę szczęścia, choć była to tylko kropla w morzu goryczy, to nigdy wcześniej tego nie czuł. I dlatego nie potrafił zaprzepaścić i zaryzykować utratą tego uczucia.
Dopiero gdy odeszła, zrozumiał jak wielki zrobił błąd, w jaką paskudną wpadł pułapkę. Zamiast szczęścia zaczął czuć sidła, które powoli puszczały swoje więzy. Zrozumiał, że bliskość z Alyssą nie dawała mu tego poczucia, o które tak bardzo walczył, a jedynie zmiękczyła jego serce. Meadowes, przeklęta blondynka, stała się jego największą słabością. Nigdy więcej nie zamierzał nikomu pozwolić zawładnąć swoim życiu w tym stopniu, w jakim zrobiła to ta dziewczyna, która teraz wieszała mu się na szyi, zadając te cholernie niewygodne pytania. Był pijany, a ona nawet jeszcze bardziej, dlatego miała usłyszeć dokładnie to czego chciała. Wszystko to, co miało przybliżyć go do upragnionej chwili.
– Już Cię polubiłem – odrzekł, nie spuszczając wzroku z jej oczu, natomiast jego głos nawet nie zdradził tego okrutnego kłamstwa, którym ją nakarmił. Nie, nie lubił jej. Szczerze mówić nienawidził jej, głównie za to, jak bardzo namieszała mu w życiu. Nie kochał jej, nigdy jej nie kochał, ale wytworzona między nimi więź sprawiła, że nie potrafił tak łatwo o niej zapomnieć. I gdy już myślał, że o niej zapomniał, ona z powrotem pojawiła się w jego życiu. Będąc tą Alyssą, której nigdy nie poznał, a której zawsze chciał. I w tym momencie naprawdę zrobiłby dla niej wszystko. To nie były puste słowa, czy myśli – dla tej Alyssy zwojowałby świat. Całe szczęście, że za kilka godzin – gdy alkohol wyparuje z jego organizmu – cała ta fascynacja minie, a on wróci do swojego szarego, przepełnionego ciemnością życia.
Całował ją, całował jej szyję, wdychając cudowny zapach jej perfum. Tyle lat minęło, a on wciąż potrafiłby go rozpoznać w najgęstszym tłumie. Rąbek sukienki, który sukcesywnie podwijał był już tak wysoko, że prawie mógł dostrzec jej bieliznę, ale wtedy Alyssa złapała go za rękę, przesuwając nią na zapięcie sukienki. Z zaciekawieniem rozchylił wargi, ale nim zdążył cokolwiek powiedzieć, ona przycisnęła swoje usta do jej. Odwzajemniał pocałunki, chociaż myślami był przy tym cholernym zamku, za który pociągnął. Wystarczył jeden zamach… a sukienka się rozpięła.
– Jeszcze tego nie pojęłaś? – spytał z zadziornym uśmiechem, obserwując jak robi tą… tą rzecz ze swoimi ustami i językiem. Merlinie, była taka ponętna. Był posłuszny. I nim pozwolił zaciągnąć się do pokoju, położył dłonie na jej ramionach, by całkowicie zsunąć z niej tę sukienkę. A potem… całował ją z taką zachłannością, którą dodatkowo podbudzała drobna zabawa Alyssy z jego paskiem. Był cierpliwy, pozwalał robić jej to wszystko, ale sam nie pozostawał dłużny. Ręce położył na jej biodrach, sunąc nimi odważnie w górę, by na końcu zahaczyć palcem za ramiączko jej biustonosza.
Dopiero gdy odeszła, zrozumiał jak wielki zrobił błąd, w jaką paskudną wpadł pułapkę. Zamiast szczęścia zaczął czuć sidła, które powoli puszczały swoje więzy. Zrozumiał, że bliskość z Alyssą nie dawała mu tego poczucia, o które tak bardzo walczył, a jedynie zmiękczyła jego serce. Meadowes, przeklęta blondynka, stała się jego największą słabością. Nigdy więcej nie zamierzał nikomu pozwolić zawładnąć swoim życiu w tym stopniu, w jakim zrobiła to ta dziewczyna, która teraz wieszała mu się na szyi, zadając te cholernie niewygodne pytania. Był pijany, a ona nawet jeszcze bardziej, dlatego miała usłyszeć dokładnie to czego chciała. Wszystko to, co miało przybliżyć go do upragnionej chwili.
– Już Cię polubiłem – odrzekł, nie spuszczając wzroku z jej oczu, natomiast jego głos nawet nie zdradził tego okrutnego kłamstwa, którym ją nakarmił. Nie, nie lubił jej. Szczerze mówić nienawidził jej, głównie za to, jak bardzo namieszała mu w życiu. Nie kochał jej, nigdy jej nie kochał, ale wytworzona między nimi więź sprawiła, że nie potrafił tak łatwo o niej zapomnieć. I gdy już myślał, że o niej zapomniał, ona z powrotem pojawiła się w jego życiu. Będąc tą Alyssą, której nigdy nie poznał, a której zawsze chciał. I w tym momencie naprawdę zrobiłby dla niej wszystko. To nie były puste słowa, czy myśli – dla tej Alyssy zwojowałby świat. Całe szczęście, że za kilka godzin – gdy alkohol wyparuje z jego organizmu – cała ta fascynacja minie, a on wróci do swojego szarego, przepełnionego ciemnością życia.
Całował ją, całował jej szyję, wdychając cudowny zapach jej perfum. Tyle lat minęło, a on wciąż potrafiłby go rozpoznać w najgęstszym tłumie. Rąbek sukienki, który sukcesywnie podwijał był już tak wysoko, że prawie mógł dostrzec jej bieliznę, ale wtedy Alyssa złapała go za rękę, przesuwając nią na zapięcie sukienki. Z zaciekawieniem rozchylił wargi, ale nim zdążył cokolwiek powiedzieć, ona przycisnęła swoje usta do jej. Odwzajemniał pocałunki, chociaż myślami był przy tym cholernym zamku, za który pociągnął. Wystarczył jeden zamach… a sukienka się rozpięła.
– Jeszcze tego nie pojęłaś? – spytał z zadziornym uśmiechem, obserwując jak robi tą… tą rzecz ze swoimi ustami i językiem. Merlinie, była taka ponętna. Był posłuszny. I nim pozwolił zaciągnąć się do pokoju, położył dłonie na jej ramionach, by całkowicie zsunąć z niej tę sukienkę. A potem… całował ją z taką zachłannością, którą dodatkowo podbudzała drobna zabawa Alyssy z jego paskiem. Był cierpliwy, pozwalał robić jej to wszystko, ale sam nie pozostawał dłużny. Ręce położył na jej biodrach, sunąc nimi odważnie w górę, by na końcu zahaczyć palcem za ramiączko jej biustonosza.
- Marjorie Greyback
Re: I say no one has to know what we do, his hands are in my hair, his clothes are in my room | P.S., A.M. & A.G.
Sro Sie 23, 2017 9:24 pm
Ich związek być może nie był idealny, ba!, daleko mu było nawet do czegoś standardowego, ale Alyssie to wtedy w żadnym razie nie przeszkadzało. No, przynajmniej przez znaczną większość czasu i z wyłączeniem tych wszystkich sporów tudzież małych piekiełek, jakie fundowali sobie przy kolejnych awanturach o jego palenie czy jej podejście do niebezpieczeństw. Uważała, że i tak potrafili się do siebie dopasować, że przyzwyczajenia, jakie oboje zyskali po pewnym czasie wspólnego mieszkania, czyniły ich życie całkiem stabilnym... Zaś reszta? Bez niespodzianek, problemów, zwrotów akcji czy innych nieplanowanych trafów losu byłoby zwyczajnie nudno i nieciekawie. Zdecydowanie potrafiła zobaczyć się ponownie w ich małym mieszkaniu na Nokturnie - była prawie pewna, że nigdy go nie sprzedał - żyjąc tak jak przed laty... Może tylko odrobinę cierpliwiej i z większą wyrozumiałością, co do zachowań Aleca, bowiem zdecydowanie z czasem udało jej się to znacznie bardziej rozwinąć.
Szczerze nie obchodziło jej to, iż byli różnego statusu społecznego, a ugrupowania, do których należeli, były tak wrogie jak tylko mogły być. Mimowolnie pomijała myśli o tym, chcąc tylko jeszcze bardziej zbliżyć się do mężczyzny. Myślała o tym, by zakosztować jego warg, sprawdzając, czy nadal smakowały kawą - tak jak podczas ich wspólnych niedzielnych poranków spędzanych w świeżo wypranej pościeli... W której ponownie pragnęła się znaleźć, czując dotyk rozgrzanej skóry Aleca pokrytej drobnymi kropelkami potu i wciąż jeszcze rozdygotanej ze zmęczenia. Być może na trzeźwo pomyślałaby o tym, jaką reakcję miał wywołać u niej widok znaku na jego przedramieniu, ale teraz? Zdecydowanie miała to gdzieś, pożądanie było bowiem znacznie silniejszą siłą nawet od logiki czy poczucia niesprawiedliwości. Dowiadywała się o tym właśnie teraz, o ironio, jednocześnie nawet nie zdając sobie z tego sprawy.
Aly naprawdę wystarczało to, co widziała obecnie przed swoimi zmrużonymi oczami. Nie musiała rozmyślać nad czymkolwiek, do niczego dochodzić, a nawet zadawać tych wszystkich pytań, które padły z jej ust w sposób samoistny, zdecydowanie automatyczny. Jakaś część Meadowes chciała się tylko upewnić, że nie robiła niczego złego, a kiedy mężczyzna odpowiedział jej w tak przekonujący sposób, blondynka odpuściła dalszą analizę jego postawy. Owszem, powinna pamiętać o tym, w jakich okolicznościach się rozstali, co jej wtedy powiedział, czego zaś nigdy z siebie nie wydusił... Było to jednak tak odległe, że bardziej racjonalna część mózgu Alyssy nie zdołała przywołać tego do jej świadomości. Myśli dziewczyny były zdecydowanie zbyt skupione na tym Greybacku - nie jego wersji sprzed paru lat - oraz dalszych planach na wspólny wieczór, jakie powoli zaczynały formować się pod spiętymi w kucyk włosami.
Choć dosłownie dawała mu zwalać się z dygoczących, miękkich nóg, ani myślała poprzestać na faktycznym pokazaniu mu drzwi do pokoju i zawstydzonym pożegnaniu z życzeniem mężczyźnie dobrej nocy. Alkohol w znacznym stopniu pozbawił jej zarówno skłonności do czerwienienia się od cebulek włosów po czubki palców u stóp, ale także faktycznie obdarł ją ze wstydu. Zachowywała się całkowicie inaczej i nijak jej to nie przeszkadzało. Prawdę mówiąc, jej obecna wersja - nieistotne, jak irracjonalnie by to nie brzmiało - lubiła samą siebie, czując się całkiem... Seksowna. Na pewno już zaś działająca na zmysły księcia, który nie dawał za wygraną, już teraz czyniąc już najprawdziwsze cuda z jej ciałem, oddechem, umysłem...
Aż nie wytrzymała dłużej tego napięcia, całując go szybko i zachłannie, nim nie poprosiła go o jedno. A gdy otrzymała taką a nie inną odpowiedź... Pokręciła głową, uśmiechając się leciutko, naprawdę leciuteńko, a jednak z bardzo dostrzegalną przekorą. Mógł dostrzec to w wyrazie jej twarzy, w pociemniałych z pożądania oczach, w całej jej postawie... Nim jednak ponownie się odezwała, jedną ręką sięgnęła do spinki podtrzymującej dotąd kaskadę jej jasnych włosów, zdejmując ją i pozwalając, by loki opadły jej na plecy. A potem tak po prostu stwierdziła:
- Powiedz to. - To nie była prośba, nie było to także łagodne stwierdzenie. Oj nie, tym razem Meadowes posyłała mu jasny przekaz. Chciała, by sam to powiedział, wręcz tego od niego oczekiwała. Jeśli chciał z nią być, jeżeli tylko rzeczywiście pragnął ją teraz mieć, musiał wydusić to z siebie. Tylko na to czekała, dając mu wystarczająco długą chwilę na odezwanie się, nim wciągnęła go do wnętrza pokoju. Była zaskoczona, jak szybko i z jaką wprawą chwilę przed tym pozbawił ją sukienki, którą nogą wciągnęła do środka, nie pozwalając jej zostać tak na podłodze w korytarzu, choć samo ubranie z pewnością nie miało im się przydać... Nie w najbliższym czasie, gdy nawet głupia sprzączka paska Aleca tak bardzo wadziła Alyssie.
Sięgając już teraz obiema rękami, by rozpiąć zapięcie, a następnie także króciutki zameczek, zakołysała biodrami przyozdobionymi wąskimi paseczkami majtek w truskawki. Piersi w koronkowym czarnym staniku uniosły się, gdy zaczerpnęła powietrze, czując zawroty głowy z gorąca... A może z powodu alkoholu? Zdecydowanie wolała zwalić je jednak na rozpalającą ją obecność mężczyzny, o którego otarła się jak kot znaczący zapachem swoją własność. Był jej. Teraz i zawsze. Tak samo jak ona należała do niego. Tak było, miało i powinno być. Nie musiała nawet wypowiadać tej myśli na głos, zwłaszcza że ponownie zajęła swoje usta, muskając wargi Greybacka w iskrzącym, ale równie przelotnym pocałunku. Po tym zaś jednak nie zbliżyła się do niego jeszcze bardziej, umykając mu dwa kroki w tył i posyłając zalotne spojrzenie.
Szczerze nie obchodziło jej to, iż byli różnego statusu społecznego, a ugrupowania, do których należeli, były tak wrogie jak tylko mogły być. Mimowolnie pomijała myśli o tym, chcąc tylko jeszcze bardziej zbliżyć się do mężczyzny. Myślała o tym, by zakosztować jego warg, sprawdzając, czy nadal smakowały kawą - tak jak podczas ich wspólnych niedzielnych poranków spędzanych w świeżo wypranej pościeli... W której ponownie pragnęła się znaleźć, czując dotyk rozgrzanej skóry Aleca pokrytej drobnymi kropelkami potu i wciąż jeszcze rozdygotanej ze zmęczenia. Być może na trzeźwo pomyślałaby o tym, jaką reakcję miał wywołać u niej widok znaku na jego przedramieniu, ale teraz? Zdecydowanie miała to gdzieś, pożądanie było bowiem znacznie silniejszą siłą nawet od logiki czy poczucia niesprawiedliwości. Dowiadywała się o tym właśnie teraz, o ironio, jednocześnie nawet nie zdając sobie z tego sprawy.
Aly naprawdę wystarczało to, co widziała obecnie przed swoimi zmrużonymi oczami. Nie musiała rozmyślać nad czymkolwiek, do niczego dochodzić, a nawet zadawać tych wszystkich pytań, które padły z jej ust w sposób samoistny, zdecydowanie automatyczny. Jakaś część Meadowes chciała się tylko upewnić, że nie robiła niczego złego, a kiedy mężczyzna odpowiedział jej w tak przekonujący sposób, blondynka odpuściła dalszą analizę jego postawy. Owszem, powinna pamiętać o tym, w jakich okolicznościach się rozstali, co jej wtedy powiedział, czego zaś nigdy z siebie nie wydusił... Było to jednak tak odległe, że bardziej racjonalna część mózgu Alyssy nie zdołała przywołać tego do jej świadomości. Myśli dziewczyny były zdecydowanie zbyt skupione na tym Greybacku - nie jego wersji sprzed paru lat - oraz dalszych planach na wspólny wieczór, jakie powoli zaczynały formować się pod spiętymi w kucyk włosami.
Choć dosłownie dawała mu zwalać się z dygoczących, miękkich nóg, ani myślała poprzestać na faktycznym pokazaniu mu drzwi do pokoju i zawstydzonym pożegnaniu z życzeniem mężczyźnie dobrej nocy. Alkohol w znacznym stopniu pozbawił jej zarówno skłonności do czerwienienia się od cebulek włosów po czubki palców u stóp, ale także faktycznie obdarł ją ze wstydu. Zachowywała się całkowicie inaczej i nijak jej to nie przeszkadzało. Prawdę mówiąc, jej obecna wersja - nieistotne, jak irracjonalnie by to nie brzmiało - lubiła samą siebie, czując się całkiem... Seksowna. Na pewno już zaś działająca na zmysły księcia, który nie dawał za wygraną, już teraz czyniąc już najprawdziwsze cuda z jej ciałem, oddechem, umysłem...
Aż nie wytrzymała dłużej tego napięcia, całując go szybko i zachłannie, nim nie poprosiła go o jedno. A gdy otrzymała taką a nie inną odpowiedź... Pokręciła głową, uśmiechając się leciutko, naprawdę leciuteńko, a jednak z bardzo dostrzegalną przekorą. Mógł dostrzec to w wyrazie jej twarzy, w pociemniałych z pożądania oczach, w całej jej postawie... Nim jednak ponownie się odezwała, jedną ręką sięgnęła do spinki podtrzymującej dotąd kaskadę jej jasnych włosów, zdejmując ją i pozwalając, by loki opadły jej na plecy. A potem tak po prostu stwierdziła:
- Powiedz to. - To nie była prośba, nie było to także łagodne stwierdzenie. Oj nie, tym razem Meadowes posyłała mu jasny przekaz. Chciała, by sam to powiedział, wręcz tego od niego oczekiwała. Jeśli chciał z nią być, jeżeli tylko rzeczywiście pragnął ją teraz mieć, musiał wydusić to z siebie. Tylko na to czekała, dając mu wystarczająco długą chwilę na odezwanie się, nim wciągnęła go do wnętrza pokoju. Była zaskoczona, jak szybko i z jaką wprawą chwilę przed tym pozbawił ją sukienki, którą nogą wciągnęła do środka, nie pozwalając jej zostać tak na podłodze w korytarzu, choć samo ubranie z pewnością nie miało im się przydać... Nie w najbliższym czasie, gdy nawet głupia sprzączka paska Aleca tak bardzo wadziła Alyssie.
Sięgając już teraz obiema rękami, by rozpiąć zapięcie, a następnie także króciutki zameczek, zakołysała biodrami przyozdobionymi wąskimi paseczkami majtek w truskawki. Piersi w koronkowym czarnym staniku uniosły się, gdy zaczerpnęła powietrze, czując zawroty głowy z gorąca... A może z powodu alkoholu? Zdecydowanie wolała zwalić je jednak na rozpalającą ją obecność mężczyzny, o którego otarła się jak kot znaczący zapachem swoją własność. Był jej. Teraz i zawsze. Tak samo jak ona należała do niego. Tak było, miało i powinno być. Nie musiała nawet wypowiadać tej myśli na głos, zwłaszcza że ponownie zajęła swoje usta, muskając wargi Greybacka w iskrzącym, ale równie przelotnym pocałunku. Po tym zaś jednak nie zbliżyła się do niego jeszcze bardziej, umykając mu dwa kroki w tył i posyłając zalotne spojrzenie.
- Alec Greyback
Re: I say no one has to know what we do, his hands are in my hair, his clothes are in my room | P.S., A.M. & A.G.
Sro Sie 23, 2017 9:58 pm
Zrządzenie losu najwyraźniej z niego zadrwiło, gdy ponownie postawiło blondwłosą dziewczynę przed jego oczami. I choć jeszcze niedawno obiecał sobie, że między nimi nie dojdzie do żadnych interakcji, teraz dało się wręcz usłyszeć, jak te wszystkie puste słowa łamią się w pół. Ale co się po nim spodziewać… nigdy nie był mężczyzną słowa, a dotrzymywanie obietnic zależało jedynie od jego interesu. Jeśli coś mu się opłacało – to jak najbardziej, jeśli nie… to ktoś najwyraźniej w świecie miał pecha. Już dawno temu został pozbawiony jakichkolwiek ideałów, chociaż całkiem możliwe, że nigdy mu ich nie zaszczepiono. W jego domu głoszono tylko jedną dewizę: przeżyj. Nieważne jakim kosztem, ale po prostu sobie radź. I to właśnie robił. W tym cholernym momencie słuchał mantry, którą wpajano mu od najmłodszych lat.
Po prostu sobie radził. I nikt nie powinien mu zarzucać kłamstw, czy złamanego słowa, bo moralność nie była jego mocną stroną. W przeciwieństwie do tego, co robił w tym momencie. Alyssa nie musiała się pindrzyć, zakładać wyzywających ubrań, by być seksowną. Zawsze była i dostrzegał to kątem czarnych oczu, gdy tylko dziewczyna nie patrzyła. Problem był jednak w jej naturze. Ta niewinność, dzikie płomienie, które żarzyły jej policzki, poczucie własnej wartości… to wszystko w jednej chwili potrafiło przekreślić cały obraz, który wytworzył się w głowie Greybacka. Gdy jeszcze mieszkali razem, przyglądał jej się uważnie, gdy jej twarz pochłonięta była interesującym snem. Sposób w jaki rozchylała usteczka, czy marszczyła brwi… ona tego nie mogła dostrzec, ale on owszem. I właśnie znowu doświadczył tego samego uczucia. W tym momencie robiła to wszystko, czemu tak uwielbiał się przyglądać i chyba po raz pierwszy była tego świadoma. To właśnie ten czynnik sprawił, że Alec nie potrafił się hamować. I gdy tak rozpuściła swoje blond loki, po prostu pokręcił głową. Nie, nie z rozbawieniem, a z uznaniem. Jasne włosy, opadające na jej delikatne, nagie ramiona były niczym najlepszy papieros. Miał powiedzieć? To co robiła z jego ciałem i umysłem? Na głos? Nie potrafił jej patrzeć w tym momencie w oczy, dlatego wbił wzrok w ścianę tuż za nią:
– Jesteś… ładna – daj spokój, tylko na to Cię stać, Greyback. Odejmowało mu mowę. Nie lubił mówić o tego typu rzeczach, ale zawsze jakoś się zmuszał, bo chciał osiągnąć tego jednego. A jego komplementy zawsze zdawały się być trafione, więc w czym rzecz? Powrócił spojrzeniem do jej jasnych oczu i kciukiem przesunął po jej wystającym obojczyku, natrafiając na delikatne wgłębienie między jedną kością, a drugą, a potem dodał spokojnym, czarującym głosem: – Niesamowita.
A potem już spuścił wzrok na jej cudowne ciało i szczerze mówiąc nie wierzył własnym oczom. Początkowo po prostu myślał, że wciąż leżał przy barze tak napruty, że w jego głowie zaczęły się tworzyć tego typu obrazy, ale ten jeden element dał mu całkowitą pewność, że to nie była zjawa, a Alyssa. I wręcz parsknął pod nosem, uśmiechając się niezwykle arogancko.
– Tym świata nie zwojujesz – charczał do jej ucha, specjalnie drażniąc zarostem jej delikatną szyję i ramiona, natomiast swoje dłonie skierował ze stanika tuż na biodro, by powoli wsunąć jedną rękę w majtki – kładąc ją na nagim pośladku Alyssy. – dlatego musimy się tego jak najszybciej pozbyć – i jak powiedział, tak zrobił. Bezapelacyjnie zsunął gumkę z jej bioder, pozwalając jej truskawkowym majtkom zsunąć się po nogach dziewczyny, tak jak jeszcze chwilę temu zrobiła to sukienka. A potem już się nie powstrzymywał, tylko zgarbił się na tyle mocno, by obcałować swoimi ustami jej obojczyki, dekolt, wystające ze stanika piersi – a potem ugiął kolana, by językiem płatać figle na jej brzuchu. I robił to tak zachłannie, że to nie on był teraz przyparty do drzwi, a Alyssa zmuszona do robienia kroków do tyłu – tak by za niedługo wylądować w wielkim, drewnianym łóżku. Nie czekał też na jej reakcje i sam pozbawił się kurtki, a potem i koszulki.
Po prostu sobie radził. I nikt nie powinien mu zarzucać kłamstw, czy złamanego słowa, bo moralność nie była jego mocną stroną. W przeciwieństwie do tego, co robił w tym momencie. Alyssa nie musiała się pindrzyć, zakładać wyzywających ubrań, by być seksowną. Zawsze była i dostrzegał to kątem czarnych oczu, gdy tylko dziewczyna nie patrzyła. Problem był jednak w jej naturze. Ta niewinność, dzikie płomienie, które żarzyły jej policzki, poczucie własnej wartości… to wszystko w jednej chwili potrafiło przekreślić cały obraz, który wytworzył się w głowie Greybacka. Gdy jeszcze mieszkali razem, przyglądał jej się uważnie, gdy jej twarz pochłonięta była interesującym snem. Sposób w jaki rozchylała usteczka, czy marszczyła brwi… ona tego nie mogła dostrzec, ale on owszem. I właśnie znowu doświadczył tego samego uczucia. W tym momencie robiła to wszystko, czemu tak uwielbiał się przyglądać i chyba po raz pierwszy była tego świadoma. To właśnie ten czynnik sprawił, że Alec nie potrafił się hamować. I gdy tak rozpuściła swoje blond loki, po prostu pokręcił głową. Nie, nie z rozbawieniem, a z uznaniem. Jasne włosy, opadające na jej delikatne, nagie ramiona były niczym najlepszy papieros. Miał powiedzieć? To co robiła z jego ciałem i umysłem? Na głos? Nie potrafił jej patrzeć w tym momencie w oczy, dlatego wbił wzrok w ścianę tuż za nią:
– Jesteś… ładna – daj spokój, tylko na to Cię stać, Greyback. Odejmowało mu mowę. Nie lubił mówić o tego typu rzeczach, ale zawsze jakoś się zmuszał, bo chciał osiągnąć tego jednego. A jego komplementy zawsze zdawały się być trafione, więc w czym rzecz? Powrócił spojrzeniem do jej jasnych oczu i kciukiem przesunął po jej wystającym obojczyku, natrafiając na delikatne wgłębienie między jedną kością, a drugą, a potem dodał spokojnym, czarującym głosem: – Niesamowita.
A potem już spuścił wzrok na jej cudowne ciało i szczerze mówiąc nie wierzył własnym oczom. Początkowo po prostu myślał, że wciąż leżał przy barze tak napruty, że w jego głowie zaczęły się tworzyć tego typu obrazy, ale ten jeden element dał mu całkowitą pewność, że to nie była zjawa, a Alyssa. I wręcz parsknął pod nosem, uśmiechając się niezwykle arogancko.
– Tym świata nie zwojujesz – charczał do jej ucha, specjalnie drażniąc zarostem jej delikatną szyję i ramiona, natomiast swoje dłonie skierował ze stanika tuż na biodro, by powoli wsunąć jedną rękę w majtki – kładąc ją na nagim pośladku Alyssy. – dlatego musimy się tego jak najszybciej pozbyć – i jak powiedział, tak zrobił. Bezapelacyjnie zsunął gumkę z jej bioder, pozwalając jej truskawkowym majtkom zsunąć się po nogach dziewczyny, tak jak jeszcze chwilę temu zrobiła to sukienka. A potem już się nie powstrzymywał, tylko zgarbił się na tyle mocno, by obcałować swoimi ustami jej obojczyki, dekolt, wystające ze stanika piersi – a potem ugiął kolana, by językiem płatać figle na jej brzuchu. I robił to tak zachłannie, że to nie on był teraz przyparty do drzwi, a Alyssa zmuszona do robienia kroków do tyłu – tak by za niedługo wylądować w wielkim, drewnianym łóżku. Nie czekał też na jej reakcje i sam pozbawił się kurtki, a potem i koszulki.
- Marjorie Greyback
Re: I say no one has to know what we do, his hands are in my hair, his clothes are in my room | P.S., A.M. & A.G.
Sro Sie 23, 2017 11:09 pm
Jej źrenice powiększyły się znacząco, gdy po raz kolejny zmierzyła Aleca wzrokiem od góry do dołu, od dołu do góry, powtarzając to dokładnie dwa i pół raza - do czasu, gdy jej spojrzenie ponownie nie zatrzymało się na tym przeklętym pasku, który nie chciał tak łatwo ustąpić pod jej smukłymi palcami... A ona się niecierpliwiła. Jeszcze nigdy nie była aż tak bliska temu, by po prostu pierwszym z brzegu zaklęciem załatwić ten paskudny element garderoby. Nie zrobiła tego, słysząc delikatne zgrzytnięcie metalu - ciche, a jednak przebijające się nawet przez dźwięki, jakie dobiegały do nich przez niewystarczająco grubą podłogę, będącą jednocześnie sufitem barowego pomieszczenia pod nimi - i uśmiechając się przy tym tak, jakby była ciekawskim leśnym stworzonkiem, któremu udało się odkryć coś dotąd niezbadanego.
A przecież tak dobrze znała go i jego ciało... Nieidealne, pokryte bliznami, zranieniami, siniakami, ale jednocześnie tak bardzo dla niej atrakcyjne. Prócz niego, nikt nigdy nie pociągał jej aż do tego stopnia, nikogo innego nie chciała rozebrać jeszcze w tej samej chwili, w której zbliżyli się do siebie na ten nieprzyzwoity dystans. Nim jednak zdążyła do samego końca zsunąć z niego nikomu niepotrzebne spodnie, pozostawiając go wyłącznie w ciemnych bokserkach, poczuła nacisk jego ciepłych ust na swoich... I przepadła, zatrzymując się dłońmi dosłownie w połowie ruchu, by ulec męskiemu zapachowi, jaki ją otaczał, oddając się odwzajemnianiu kolejnych muśnięć warg. Jego dotyk nie był mocny, lecz i tak czuła go w ten intensywny sposób, który sprawiał, że - już i tak miękkie jak z waty - nogi dosłownie rozpływały się pod nią. Ona sama roztapiała się kawałek po kawałku, nie wiedząc przy tym, co powinna powiedzieć. A miała mu przecież jednocześnie tyle do opowiedzenia i tak wiele słów zajmowało jej teraz głowę.
Aż wreszcie się ruszyła. Dokończyła ten jeden - zadziwiająco płynny, jak na nieporadne palce Alyssy - ruch, niemalże całym ciałem przywierając do Aleca, jeszcze mocniej przyciskając go do drzwi, o które opierał się plecami. Chciała być tak blisko niego, marzyła o tym w najsłodszych, najbardziej skrytych snach przeznaczonych tylko dla jej pamięci... I była. Ponownie, za co mogła to uznać, jeśli nie za przeznaczenie? Na moment przerywając zajmowanie mu ust pocałunkami, zażądała od niego jeszcze tylko jednego. Pragnęła, by odpowiedział na pytanie o ten wieczór, o pozostanie z nią w pokoju. Marnym, bo marnym, ale nagle piękniejszym niż najbardziej luksusowe sypialnie. Czekając zaś na odpowiedź, nie pozostała sztywna i bierna, obejmując mężczyznę za szyję i wplatając palce w jego gęste, ciemne włosy. Chciała dać mu to, co lubił... Nieprzerwany szereg fizycznych czułości - zarówno tych intensywnych, jak i stanowiących igraszkę, rozpalających zmysły, przygotowujących je do czegoś więcej.
W tej chwili praktycznie już nie myślała. Jej plany na wieczór, jakie zweryfikowała zaledwie moment po spotkaniu w barze, posuwały się samoistnie, ulegając ciągłym zmianom, które niechybnie miały zaprowadzić ich jednak do czegoś, z czego oboje zdawali sobie teraz sprawę. O dziwo, jakiekolwiek komplementy nie były tym, czego otwarcie chciała od bruneta, a jednak te ciche stwierdzenia - wypowiedziane tym specyficznym, pełnym zawahania tonem, a następnie uzupełnione podsumowaniem o jej niesamowitości - sprawiły, że była w niego tylko jeszcze bardziej wpatrzona. Te słowa, gesty im towarzyszące rozpalały jej zmysły, rozbudzały ją i wzbudzały w niej ochotę na więcej. Nic nie odpowiadając, powoli wsunęła dłoń pod koszulkę Aleca i delikatnie przesunęła paznokciami po skórze jego barku. Noc była jeszcze młoda, ale Alyssa czuła się tak, jakby spędziła tak wieczność... Słodkie chwile nieskończonego czasu razem. Czy musiała mówić, że nie chciała już dłużej czekać? Rozchyliła wargi...
Momentalnie wbijając rozkojarzone spojrzenie pociemniałych oczu wprost w policzek pieszczącego Aleca i pytająco unosząc brew. Nie wiedziała, o czym do niej mówił, zwłaszcza że sam doprowadzał ją do stanu, w którym jakiekolwiek rzeczy - prócz ich dwojga - nie miały większego znaczenia. Nie zorientowała się, co miał na myśli, ale nie było to aż tak ważne, bowiem zaledwie chwilę potem spowodował u niej kolejny dreszcz, wsuwając dłoń pod materiał jej truskawkowych majtek w... Truskawki, tak. Nie była aż tak pijana, by w tym momencie nie zrozumieć, o co chodziło Allectusowi. Nie zaczerwieniła się jednak, chichocząc pod nosem i składając pocałunek w rozgrzanym, pulsującym punkcie na szyi mężczyzny, drugą ręką robiąc dokładnie to, co on - pozbawiając go dolnej części bielizny, choć kurtka i koszulka nadal pozostawały na jego ciele. W tej pierwszej - bez niczego więcej - mogłaby go zresztą widzieć, na samą myśl o tym zwilżając wargi czubkiem języka.
- Tęskniłam... - Wyszeptała cicho, odchylając głowę z pomrukiem, gdy zaczął całować jej obojczyki i muskał ustami piersi. - A teraz tak strasznie cię pragnę... - Jakiś cichy głos w jej głowie chciał spytać go, dlaczego od tak długiego czasu odbierał jej oddech, dlaczego pozwolił im na rozłąkę, która - choć poniekąd działająca teraz na jeszcze silniejsze pożądanie - dosłownie wyrwała jej serce z piersi.
Teraz jednak czuła się znowu pełna, znowu na miejscu, na którym chciała zostać i nie musiała dłużej śnić niespełnionych snów, bo on był jej snem na jawie. Niczym nieograniczonym, nieokiełznanym, dzikim, co nigdy nie pasowało Alyssie bardziej niż teraz, gdy swoją zachłannością zmusił ją do dalszych kroków... Stawianych tyłem do momentu, gdy nie poczuła twardego brzegu łóżka, opadając plecami na materac. Na krótką chwilę wstrzymała przy tym oddech, wpatrując się wielkimi oczami w to, jak ściągał z siebie resztkę ubrań. Jej język ponownie przejechał po opuchniętych od pocałunków, a palce jednej dłoni poruszyły się w zachęcająco-przyzywającym geście. Czuła się teraz jak rusałka... Nie... Jak pani nocy czekająca na swego kochanka. Tak zniecierpliwiona, tak bardzo go spragniona. Co powiedziałaby na to jej uciekinierska kuzynka? Czy dalej kazałaby jej się przywitać? Nie przywitała się przecież...
A przecież tak dobrze znała go i jego ciało... Nieidealne, pokryte bliznami, zranieniami, siniakami, ale jednocześnie tak bardzo dla niej atrakcyjne. Prócz niego, nikt nigdy nie pociągał jej aż do tego stopnia, nikogo innego nie chciała rozebrać jeszcze w tej samej chwili, w której zbliżyli się do siebie na ten nieprzyzwoity dystans. Nim jednak zdążyła do samego końca zsunąć z niego nikomu niepotrzebne spodnie, pozostawiając go wyłącznie w ciemnych bokserkach, poczuła nacisk jego ciepłych ust na swoich... I przepadła, zatrzymując się dłońmi dosłownie w połowie ruchu, by ulec męskiemu zapachowi, jaki ją otaczał, oddając się odwzajemnianiu kolejnych muśnięć warg. Jego dotyk nie był mocny, lecz i tak czuła go w ten intensywny sposób, który sprawiał, że - już i tak miękkie jak z waty - nogi dosłownie rozpływały się pod nią. Ona sama roztapiała się kawałek po kawałku, nie wiedząc przy tym, co powinna powiedzieć. A miała mu przecież jednocześnie tyle do opowiedzenia i tak wiele słów zajmowało jej teraz głowę.
Aż wreszcie się ruszyła. Dokończyła ten jeden - zadziwiająco płynny, jak na nieporadne palce Alyssy - ruch, niemalże całym ciałem przywierając do Aleca, jeszcze mocniej przyciskając go do drzwi, o które opierał się plecami. Chciała być tak blisko niego, marzyła o tym w najsłodszych, najbardziej skrytych snach przeznaczonych tylko dla jej pamięci... I była. Ponownie, za co mogła to uznać, jeśli nie za przeznaczenie? Na moment przerywając zajmowanie mu ust pocałunkami, zażądała od niego jeszcze tylko jednego. Pragnęła, by odpowiedział na pytanie o ten wieczór, o pozostanie z nią w pokoju. Marnym, bo marnym, ale nagle piękniejszym niż najbardziej luksusowe sypialnie. Czekając zaś na odpowiedź, nie pozostała sztywna i bierna, obejmując mężczyznę za szyję i wplatając palce w jego gęste, ciemne włosy. Chciała dać mu to, co lubił... Nieprzerwany szereg fizycznych czułości - zarówno tych intensywnych, jak i stanowiących igraszkę, rozpalających zmysły, przygotowujących je do czegoś więcej.
W tej chwili praktycznie już nie myślała. Jej plany na wieczór, jakie zweryfikowała zaledwie moment po spotkaniu w barze, posuwały się samoistnie, ulegając ciągłym zmianom, które niechybnie miały zaprowadzić ich jednak do czegoś, z czego oboje zdawali sobie teraz sprawę. O dziwo, jakiekolwiek komplementy nie były tym, czego otwarcie chciała od bruneta, a jednak te ciche stwierdzenia - wypowiedziane tym specyficznym, pełnym zawahania tonem, a następnie uzupełnione podsumowaniem o jej niesamowitości - sprawiły, że była w niego tylko jeszcze bardziej wpatrzona. Te słowa, gesty im towarzyszące rozpalały jej zmysły, rozbudzały ją i wzbudzały w niej ochotę na więcej. Nic nie odpowiadając, powoli wsunęła dłoń pod koszulkę Aleca i delikatnie przesunęła paznokciami po skórze jego barku. Noc była jeszcze młoda, ale Alyssa czuła się tak, jakby spędziła tak wieczność... Słodkie chwile nieskończonego czasu razem. Czy musiała mówić, że nie chciała już dłużej czekać? Rozchyliła wargi...
Momentalnie wbijając rozkojarzone spojrzenie pociemniałych oczu wprost w policzek pieszczącego Aleca i pytająco unosząc brew. Nie wiedziała, o czym do niej mówił, zwłaszcza że sam doprowadzał ją do stanu, w którym jakiekolwiek rzeczy - prócz ich dwojga - nie miały większego znaczenia. Nie zorientowała się, co miał na myśli, ale nie było to aż tak ważne, bowiem zaledwie chwilę potem spowodował u niej kolejny dreszcz, wsuwając dłoń pod materiał jej truskawkowych majtek w... Truskawki, tak. Nie była aż tak pijana, by w tym momencie nie zrozumieć, o co chodziło Allectusowi. Nie zaczerwieniła się jednak, chichocząc pod nosem i składając pocałunek w rozgrzanym, pulsującym punkcie na szyi mężczyzny, drugą ręką robiąc dokładnie to, co on - pozbawiając go dolnej części bielizny, choć kurtka i koszulka nadal pozostawały na jego ciele. W tej pierwszej - bez niczego więcej - mogłaby go zresztą widzieć, na samą myśl o tym zwilżając wargi czubkiem języka.
- Tęskniłam... - Wyszeptała cicho, odchylając głowę z pomrukiem, gdy zaczął całować jej obojczyki i muskał ustami piersi. - A teraz tak strasznie cię pragnę... - Jakiś cichy głos w jej głowie chciał spytać go, dlaczego od tak długiego czasu odbierał jej oddech, dlaczego pozwolił im na rozłąkę, która - choć poniekąd działająca teraz na jeszcze silniejsze pożądanie - dosłownie wyrwała jej serce z piersi.
Teraz jednak czuła się znowu pełna, znowu na miejscu, na którym chciała zostać i nie musiała dłużej śnić niespełnionych snów, bo on był jej snem na jawie. Niczym nieograniczonym, nieokiełznanym, dzikim, co nigdy nie pasowało Alyssie bardziej niż teraz, gdy swoją zachłannością zmusił ją do dalszych kroków... Stawianych tyłem do momentu, gdy nie poczuła twardego brzegu łóżka, opadając plecami na materac. Na krótką chwilę wstrzymała przy tym oddech, wpatrując się wielkimi oczami w to, jak ściągał z siebie resztkę ubrań. Jej język ponownie przejechał po opuchniętych od pocałunków, a palce jednej dłoni poruszyły się w zachęcająco-przyzywającym geście. Czuła się teraz jak rusałka... Nie... Jak pani nocy czekająca na swego kochanka. Tak zniecierpliwiona, tak bardzo go spragniona. Co powiedziałaby na to jej uciekinierska kuzynka? Czy dalej kazałaby jej się przywitać? Nie przywitała się przecież...
- Alec Greyback
Re: I say no one has to know what we do, his hands are in my hair, his clothes are in my room | P.S., A.M. & A.G.
Czw Sie 24, 2017 8:49 am
Gdyby kiedykolwiek kierował się rozsądkiem, a nie swoimi pragnieniami, czy instynktem to wiedziałby, że to był idealny moment, by zaprzestać i odejść. Drzwi nie były aż tak daleko, wystarczyło jedynie oderwać się od blondwłosej piękności, wykrzywić rękę do tyłu i… voila! To nie było przecież aż takie trudne. Jednak Alec – najzwyczajniej w świecie – nie potrafił słuchać tego głosiku w głowie, który udzielał mu teraz jak najlepszej porady. Gdyby wyszedł, nie wiązałoby się to z żadnymi poważniejszymi konsekwencjami. Przecież na zdaniu i opinii Alyssy i tak mu nie zależało, a nawet jeśli - to była zbyt pijana, by o tym w ogóle pamiętać. A jednak, gdy ściągał z niej sukienkę i pieścił ustami jej rozgrzane ciało, klamka zapadła.
Jego zmysły działały teraz na najwyższych obrotach. Słyszał jej przyspieszony oddech, czuł jak mocowała się z paskiem, a do jego nozdrzy dochodził zapach cudownego ciała. Nie, nie perfum, tylko jej ciała – zapach, którego nikt nigdy nie miał i nikt nigdy mieć nie będzie. Należał tylko wyłącznie do Alyssy. Zupełnie jak miękkość jej smukłych palców, które teraz bawiły się jego włosami. W przeciwieństwie do Alyssy – jego plany na ten wieczór zdecydowanie wiązały się z tego typu przyjemnościami. Był tylko mężczyzną, samotnym mężczyzną, który miał swoje potrzeby. Nie spodziewał się, jednak że los tak bardzo się do niego uśmiechnie i podaruje mu tę o to dziewczynę. Jedyną dziewczynę, z którą mógłby uprawiać seks w nieskończoność i nigdy nie mieć dość. Nic nawet nie poradził na to, że z jego ust wydobyło się coś na kształt pomruku, gdy ta wreszcie uporała się z paskiem i zsunęła z niego spodnie. Chciałoby się rzec: chwalcie Merlina.
Pozwalał jej zajmować się, tym co do niej należało, sam jednak pozostając przy sprawach, które interesowały go najbardziej. Pocałunki, którymi zasypywał jej piersi, były tak wygłodniałe, jakby przez pięć lat nie widział żadnej innej kobiety. Sam nawet nie wiedział, gdy pod wpływem tych czułości ramiączka biustonosza wystrzeliły ku górze, sprawiając że nic już nie trzymało stanika. I choć Alec nawet nie zdążył go rozpiąć, to ten osunął się niżej, w pełni odsłaniając jej jędrne piersi. To właśnie wtedy sięgnął ręką do tyłu, by wyswobodzić ją z tej katorgi, która i tak przestała spełniać swoje zadanie.
A potem przylgnęła do niego tak mocno, że czuł każdy skrawek jej gorącego ciała na swoim. Greyback nie mógł nie poradzić na to, że teraz i jego oddech – który wciąż walił wódką i fajkami – był na tyle przyspieszony, że ktoś z boku mógłby posądzić go o astmę. A potem… z jego ust wydobył się pomruk – być może było to po części spowodowane bólem, ale w tej większej połowie podniecenie po prostu wygrało – gdy blondynka przesunęła paznokciami po jego barku. Nakręcony jej zachowaniem, uwolnił się spod jej uścisku i zaczął całować każdy jeden kawałek, a nawet i zakamarek jej ciała, dłonie zaciskając na jej pełnym pośladkach. I dopiero, gdy dziewczyna pozbawiła go bokserek, Alec oderwał się od niej na moment, by szybkim ruchem nogi uwolnić się od krępujących go jeansów i bokserek, które wcześniej zatrzymały się na jego kostkach. Nic nie mówiąc, a mógłby odrzec na jej słowa wiele, napierał swoimi ustami po wewnętrznej stronie jej ud, by zmusić ją do całkowitego położenia się na łóżku, a także tym gestem nakazując ją do rozchylenia swoich nóg. Nie przestawał nawet na moment, językiem pieszcząc jej dolne partie ciała, a potem przenosząc się wyżej. Jęki, oddechy, żarzące ciało… nie potrafił dłużej zwlekać. Uniósł jedynie wzrok w poszukiwaniu portfela, ale gdy go nie dostrzegł, stwierdził, że nic złego się przecież stać nie mogło. Położywszy dłoń na jej żuchwie, złożył na jej ustach namiętny pocałunek, po czym wsunął się między jej nogi, by po chwili zdecydowanym ruchem w nią wejść, jednocześnie sprawiając, że ich ciała zaczęły się poruszać – może nawet i tańczyć – w tym samym rytmie, do tej samej melodii. Pamiętając jednak, by nie zgnieść jej drobniutkiego ciała swoim – wyprostowanymi rękoma oparł się o materac łóżka, a to z kolei sprawiło, że wszystkie jego mięśnie zostały pięknie uwidocznione.
Jego zmysły działały teraz na najwyższych obrotach. Słyszał jej przyspieszony oddech, czuł jak mocowała się z paskiem, a do jego nozdrzy dochodził zapach cudownego ciała. Nie, nie perfum, tylko jej ciała – zapach, którego nikt nigdy nie miał i nikt nigdy mieć nie będzie. Należał tylko wyłącznie do Alyssy. Zupełnie jak miękkość jej smukłych palców, które teraz bawiły się jego włosami. W przeciwieństwie do Alyssy – jego plany na ten wieczór zdecydowanie wiązały się z tego typu przyjemnościami. Był tylko mężczyzną, samotnym mężczyzną, który miał swoje potrzeby. Nie spodziewał się, jednak że los tak bardzo się do niego uśmiechnie i podaruje mu tę o to dziewczynę. Jedyną dziewczynę, z którą mógłby uprawiać seks w nieskończoność i nigdy nie mieć dość. Nic nawet nie poradził na to, że z jego ust wydobyło się coś na kształt pomruku, gdy ta wreszcie uporała się z paskiem i zsunęła z niego spodnie. Chciałoby się rzec: chwalcie Merlina.
Pozwalał jej zajmować się, tym co do niej należało, sam jednak pozostając przy sprawach, które interesowały go najbardziej. Pocałunki, którymi zasypywał jej piersi, były tak wygłodniałe, jakby przez pięć lat nie widział żadnej innej kobiety. Sam nawet nie wiedział, gdy pod wpływem tych czułości ramiączka biustonosza wystrzeliły ku górze, sprawiając że nic już nie trzymało stanika. I choć Alec nawet nie zdążył go rozpiąć, to ten osunął się niżej, w pełni odsłaniając jej jędrne piersi. To właśnie wtedy sięgnął ręką do tyłu, by wyswobodzić ją z tej katorgi, która i tak przestała spełniać swoje zadanie.
A potem przylgnęła do niego tak mocno, że czuł każdy skrawek jej gorącego ciała na swoim. Greyback nie mógł nie poradzić na to, że teraz i jego oddech – który wciąż walił wódką i fajkami – był na tyle przyspieszony, że ktoś z boku mógłby posądzić go o astmę. A potem… z jego ust wydobył się pomruk – być może było to po części spowodowane bólem, ale w tej większej połowie podniecenie po prostu wygrało – gdy blondynka przesunęła paznokciami po jego barku. Nakręcony jej zachowaniem, uwolnił się spod jej uścisku i zaczął całować każdy jeden kawałek, a nawet i zakamarek jej ciała, dłonie zaciskając na jej pełnym pośladkach. I dopiero, gdy dziewczyna pozbawiła go bokserek, Alec oderwał się od niej na moment, by szybkim ruchem nogi uwolnić się od krępujących go jeansów i bokserek, które wcześniej zatrzymały się na jego kostkach. Nic nie mówiąc, a mógłby odrzec na jej słowa wiele, napierał swoimi ustami po wewnętrznej stronie jej ud, by zmusić ją do całkowitego położenia się na łóżku, a także tym gestem nakazując ją do rozchylenia swoich nóg. Nie przestawał nawet na moment, językiem pieszcząc jej dolne partie ciała, a potem przenosząc się wyżej. Jęki, oddechy, żarzące ciało… nie potrafił dłużej zwlekać. Uniósł jedynie wzrok w poszukiwaniu portfela, ale gdy go nie dostrzegł, stwierdził, że nic złego się przecież stać nie mogło. Położywszy dłoń na jej żuchwie, złożył na jej ustach namiętny pocałunek, po czym wsunął się między jej nogi, by po chwili zdecydowanym ruchem w nią wejść, jednocześnie sprawiając, że ich ciała zaczęły się poruszać – może nawet i tańczyć – w tym samym rytmie, do tej samej melodii. Pamiętając jednak, by nie zgnieść jej drobniutkiego ciała swoim – wyprostowanymi rękoma oparł się o materac łóżka, a to z kolei sprawiło, że wszystkie jego mięśnie zostały pięknie uwidocznione.
- Marjorie Greyback
Re: I say no one has to know what we do, his hands are in my hair, his clothes are in my room | P.S., A.M. & A.G.
Czw Sie 24, 2017 11:44 am
Kładąc jedną dłoń na plecach Aleca, gdy druga spoczywała gdzieś w okolicach jego wąskich bioder, Alyssa ponownie z cichym syknięciem zawłaszczyła sobie usta mężczyzny, kiedy on wreszcie wziął ją w posiadanie. Tak bardzo brakowało jej ich wspólnych nocy, tej otumaniającej bliskości, widoku jego umięśnionego ciała unoszącego się tuż nad nią. Nikt inny nie był w stanie jej tego zastąpić, nawet jeśli faktycznie chciałaby dopuścić go do siebie w ten sposób. Pewne momenty były zwyczajnie nie do powtórzenia z nikim innym, tylko z tą jedną osobą, na której widok serce prawie wyskakiwało blondynce z piersi, a nogi się pod nią uginały. Nic więc dziwnego, że - prócz zwykłego pożądania - tkwiła w niej teraz najprawdziwsza dzika żądza... Rozdmuchująca cały ten ogień, który wcześniej latami tlił się w niej leciutko, czekając na właśnie taki moment jak ten teraz.
Przesuwając palcami po skórze mężczyzny i całkowicie podświadomie zgrywając ruchy ich ciał, wygięła się leciutko, ułatwiając mu dostęp do tego, czego oboje chcieli. Pragnęła, by był przy niej bliżej, mocniej, intensywniej... Jak tylko on potrafił, jak tylko jemu na to pozwalała. Zazwyczaj jasnoniebieskie oczy dziewczyny były w tym momencie ciemne jak nigdy wcześniej, źrenice rozszerzone jak u nocnego zwierzęcia, zaś błysk w nich dostrzegalny był mimo otaczającej ich ciemności. Patrząc na kochanka, przesunęła rękę z jego pleców, czując potrzebę odgarnięcia mu tych przydługich włosów z twarzy. Nie chciała jednak tak po prostu odrywać jej od jego rozgrzanego ciała, powoli pokrywającego się malutkimi kropelkami potu, wiodąc nią aż do karku Aleca. I choć skutecznie ją sobą rozpraszał, pozwalając jej skupić myśli tylko na tym, co istniało teraz między nimi... Nie mogła nie zauważyć, że przez lata faktura jego skóry stała się jeszcze bardziej nierówna, nie taka, jaką zapamiętała ją Alyssa... Poświęcająca przecież tak wiele czasu, by spamiętać każdy, nawet najdrobniejszy kawałeczek ukochanego ciała.
I choć tak naprawdę jakiekolwiek cielesne zmiany wcale się dla niej nie liczyły - nadal był tak piekielnie gorący, że mogłaby patrzeć na niego przez całą noc, delektując się liniami jego ciała, krzywiznami mięśni czy tymi głęboko pochłaniającymi ją oczami - poczuła przelotny ucisk w sercu. Tak jak to swego czasu sądziła, zapewne typowy dla osób z wilczego otoczenia. Nawet w tym pijackim stanie, choć nastawiona na czerpanie i ofiarowanie mu rozkoszy ze zbliżenia, nie potrafiła nie pomyśleć przelotnie o tych wszystkich zadrapaniach, które mu niegdyś oczyszczała, o smarowanych maścią siniakach i eliksirach na głębsze rany... I o tym jednym pamiętnym popołudniu tuż przed ich ostatnią pełnią, kiedy kochała się z nim jak nigdy, desperacko pragnąc ulżyć mu w bólu ciała przygotowującego się do transformacji.
Teraz także czuła psychiczne pragnienie... Byli od siebie daleko przez tyle czasu, nie było jej dla niego wtedy, gdy najbardziej tego potrzebował. Nie pokazała mu, że jest dla niej ważny jak nikt inny, że kocha go jak żadną inną osobę. Nadal go kochała, całując ponownie... Aż do utraty tchu. Ze świstem wypuszczając powietrze przez zęby, jeszcze bardziej wygięła się w łuk, przymykając oczy - nie zamykając ich, ale patrząc na mężczyznę spod ciemnych rzęs rzucających cienie na jej rozgrzane, samoiście i bezwstydnie zarumienione policzki - i rozchylając usta. Sama nie wiedziała, kiedy dokładnie objęła go nogą w pasie, dociskając jego biodra bardziej do swoich. Miała jednak swoje plany, nie chcąc tak po prostu dać mu ze sobą skończyć, w odpowiednim momencie lekko się spod niego wyślizgując, blokując kolejny ruch ciała.
- Spokojnie, kochanie. - Wymruczała błogo, nadal ponownie go do siebie nie dopuszczając, trzymając uda zaciśnięte bokiem. - Mamy całą noc. - Dopowiedziała rozpalonym szeptem, wodząc kciukiem po jego uwodzicielsko zarysowanych wargach, a drugą muskając pośladki. Nie była trzeźwa czy racjonalna, tak samo jak on, chciała jak najszybciej i najpełniej pogrążyć się w rozkoszy, ale nie mogła pozostawić mu wszystkiego. Sposób, w jaki ją wcześniej całował, muskał wilgotnym językiem jej ciało... Nie chciała pozostawać dłużna. Zwłaszcza że drewniane łóżko było na tyle duże, by zapewnić im wystarczającą ilość miejsca na wszelkie wymyślne zabawy. Choć zdawało się, że byli ze sobą wieczność, noc wciąż jeszcze pozostawała młoda, a alkohol buzował w ciałach.
Łagodnym, aczkolwiek stanowczym, ruchem pchnęła Aleca, gestem nakazując mu po prostu się jej poddać, by ze skrzypnięciem łóżka wywrócić go na materac obok siebie, unosząc się i zaczynając obcałowywać jego paląco rozgrzane ciało. Nie powracała do ust, gdzieniegdzie zadowalając się przelotnymi muśnięciami warg czy czubka języka, gdzieniegdzie pozostając wargami na dłużej. Aż wreszcie sama nie mogła już dłużej zwlekać, wdrapując mu się na kolana, by moment później znaleźć się na biodrach.
Swego czasu bywali ze sobą naprawdę często, jednak nigdy wcześniej nie dosiadła go aż tak otwarcie, kołysząc biodrami i pochylając się, by znowu przycisnąć wargi do jego warg, zatapiając język w ustach. Poza jasnym księżyca, które wpadało do pokoju przez okno od strony ciemnego podwórka, w pokoju nie było innego źródła światła. Jasne włosy Alyssy, opadające jej teraz na rozbujane nagie piersi, zdawały się jednak blado lśnić. W tym momencie naprawdę czuła się jak boginka.
- Nie przywitaliśmy się. - Wyszeptała dziwnie rozdrganym głosem, uśmiechając się jednocześnie, choć nie do końca tak, jakby była obecna myślami. Nadal tak ciężko było jej je skupić, czego dowodem były chociażby te słowa. - Hej. - Mruknęła miękko, nadal poruszając biodrami. I choć było to z pozoru zwykłe przywitanie, niewypowiedziane kocham cię nie mogło być głośniejsze.
Przesuwając palcami po skórze mężczyzny i całkowicie podświadomie zgrywając ruchy ich ciał, wygięła się leciutko, ułatwiając mu dostęp do tego, czego oboje chcieli. Pragnęła, by był przy niej bliżej, mocniej, intensywniej... Jak tylko on potrafił, jak tylko jemu na to pozwalała. Zazwyczaj jasnoniebieskie oczy dziewczyny były w tym momencie ciemne jak nigdy wcześniej, źrenice rozszerzone jak u nocnego zwierzęcia, zaś błysk w nich dostrzegalny był mimo otaczającej ich ciemności. Patrząc na kochanka, przesunęła rękę z jego pleców, czując potrzebę odgarnięcia mu tych przydługich włosów z twarzy. Nie chciała jednak tak po prostu odrywać jej od jego rozgrzanego ciała, powoli pokrywającego się malutkimi kropelkami potu, wiodąc nią aż do karku Aleca. I choć skutecznie ją sobą rozpraszał, pozwalając jej skupić myśli tylko na tym, co istniało teraz między nimi... Nie mogła nie zauważyć, że przez lata faktura jego skóry stała się jeszcze bardziej nierówna, nie taka, jaką zapamiętała ją Alyssa... Poświęcająca przecież tak wiele czasu, by spamiętać każdy, nawet najdrobniejszy kawałeczek ukochanego ciała.
I choć tak naprawdę jakiekolwiek cielesne zmiany wcale się dla niej nie liczyły - nadal był tak piekielnie gorący, że mogłaby patrzeć na niego przez całą noc, delektując się liniami jego ciała, krzywiznami mięśni czy tymi głęboko pochłaniającymi ją oczami - poczuła przelotny ucisk w sercu. Tak jak to swego czasu sądziła, zapewne typowy dla osób z wilczego otoczenia. Nawet w tym pijackim stanie, choć nastawiona na czerpanie i ofiarowanie mu rozkoszy ze zbliżenia, nie potrafiła nie pomyśleć przelotnie o tych wszystkich zadrapaniach, które mu niegdyś oczyszczała, o smarowanych maścią siniakach i eliksirach na głębsze rany... I o tym jednym pamiętnym popołudniu tuż przed ich ostatnią pełnią, kiedy kochała się z nim jak nigdy, desperacko pragnąc ulżyć mu w bólu ciała przygotowującego się do transformacji.
Teraz także czuła psychiczne pragnienie... Byli od siebie daleko przez tyle czasu, nie było jej dla niego wtedy, gdy najbardziej tego potrzebował. Nie pokazała mu, że jest dla niej ważny jak nikt inny, że kocha go jak żadną inną osobę. Nadal go kochała, całując ponownie... Aż do utraty tchu. Ze świstem wypuszczając powietrze przez zęby, jeszcze bardziej wygięła się w łuk, przymykając oczy - nie zamykając ich, ale patrząc na mężczyznę spod ciemnych rzęs rzucających cienie na jej rozgrzane, samoiście i bezwstydnie zarumienione policzki - i rozchylając usta. Sama nie wiedziała, kiedy dokładnie objęła go nogą w pasie, dociskając jego biodra bardziej do swoich. Miała jednak swoje plany, nie chcąc tak po prostu dać mu ze sobą skończyć, w odpowiednim momencie lekko się spod niego wyślizgując, blokując kolejny ruch ciała.
- Spokojnie, kochanie. - Wymruczała błogo, nadal ponownie go do siebie nie dopuszczając, trzymając uda zaciśnięte bokiem. - Mamy całą noc. - Dopowiedziała rozpalonym szeptem, wodząc kciukiem po jego uwodzicielsko zarysowanych wargach, a drugą muskając pośladki. Nie była trzeźwa czy racjonalna, tak samo jak on, chciała jak najszybciej i najpełniej pogrążyć się w rozkoszy, ale nie mogła pozostawić mu wszystkiego. Sposób, w jaki ją wcześniej całował, muskał wilgotnym językiem jej ciało... Nie chciała pozostawać dłużna. Zwłaszcza że drewniane łóżko było na tyle duże, by zapewnić im wystarczającą ilość miejsca na wszelkie wymyślne zabawy. Choć zdawało się, że byli ze sobą wieczność, noc wciąż jeszcze pozostawała młoda, a alkohol buzował w ciałach.
Łagodnym, aczkolwiek stanowczym, ruchem pchnęła Aleca, gestem nakazując mu po prostu się jej poddać, by ze skrzypnięciem łóżka wywrócić go na materac obok siebie, unosząc się i zaczynając obcałowywać jego paląco rozgrzane ciało. Nie powracała do ust, gdzieniegdzie zadowalając się przelotnymi muśnięciami warg czy czubka języka, gdzieniegdzie pozostając wargami na dłużej. Aż wreszcie sama nie mogła już dłużej zwlekać, wdrapując mu się na kolana, by moment później znaleźć się na biodrach.
Swego czasu bywali ze sobą naprawdę często, jednak nigdy wcześniej nie dosiadła go aż tak otwarcie, kołysząc biodrami i pochylając się, by znowu przycisnąć wargi do jego warg, zatapiając język w ustach. Poza jasnym księżyca, które wpadało do pokoju przez okno od strony ciemnego podwórka, w pokoju nie było innego źródła światła. Jasne włosy Alyssy, opadające jej teraz na rozbujane nagie piersi, zdawały się jednak blado lśnić. W tym momencie naprawdę czuła się jak boginka.
- Nie przywitaliśmy się. - Wyszeptała dziwnie rozdrganym głosem, uśmiechając się jednocześnie, choć nie do końca tak, jakby była obecna myślami. Nadal tak ciężko było jej je skupić, czego dowodem były chociażby te słowa. - Hej. - Mruknęła miękko, nadal poruszając biodrami. I choć było to z pozoru zwykłe przywitanie, niewypowiedziane kocham cię nie mogło być głośniejsze.
- Alec Greyback
Re: I say no one has to know what we do, his hands are in my hair, his clothes are in my room | P.S., A.M. & A.G.
Czw Sie 24, 2017 6:48 pm
Przez jego umysł nie przedzierały się tak głębokie rozważania, jak u Alyssy. Ba! Zaryzykuję stwierdzeniem, że jedyne o czym myślał brunet to były niezliczone korzyści, jakie oboje otrzymywali z tego o to zbliżenia. Nie był aż tak samolubnym gnojkiem, co to - to nie. Chciał… wręcz pragnął podarować jej jedną z najlepszych nocy jej życia – choć, patrząc po stanie w jakim była, nie był do końca przekonany czy o niej w ogóle będzie pamiętać. On przecież również był napruty, a krew już kilka godzin temu wymieszała się z mocnym alkoholem, ale mimo to jego umysł nie był aż tak zamglony. Wątpił, że znaleźliby się w tej oto sytuacji, gdyby dziewczyna podzielała typ jego upojenia alkoholowego. I pomimo tej wiedzy... on nie przestawał. Był dupkiem i zdawał sobie z tego sprawę, nie potrafił sobie odmówić tej konkretnej przyjemności, jaką było obcowanie z Alyssą Meadowes. Z większą siłą, szybkością a przede wszystkim zdecydowaniem dociskał swoje ciało do jej ciała, powodując przyjemne dreszcze, które przechodziły jego ciało od czubków palców u stóp do czubka głowy. Z każdą upływającą sekundą był coraz bliższy spełnieniu i doskonale wiedział, że z nią było tak samo. Widział, co się działo z jej ciałem, a to… to nakręcało go jeszcze bardziej.
I instynkt nakazał mu zapędzić swoją ofiarę w kozi róg, coraz bardziej starając się doprowadzić ją do szaleństwa, ale wtedy poczuł blokadę. Początkowo próbował to zignorować, bo szczerze mówiąc, nawet gdyby chciał nie potrafiłby pohamować swoich ruchów, ale gdy usłyszał jej ciche słowa, które unosiły się nad tymi wszystkimi jękami i donośnymi oddechami, prawą brew posłał nieznacznie do góry.
– Że co? – spytał zdyszanym, rozczarowanym głosem, nie bardzo rozumiejąc tego co się w tym momencie działo. Przecież było już tak blisko! Czuł, że od tej magicznej chwili dzieliło ich jedynie kilka, nieprzerywanych pchnięć, a ona… Może to było proste do pojęcia dla niej, ale on? Był zdezorientowany. Tym bardziej, gdy odrzuciła go na drugą część łóżka. Czy zrobił coś nie tak? – tego typu myśli przebiegły przez jego głowę, ale jeszcze szybciej z niej wyparowały, bo właśnie wtedy poczuł jej usteczka na swoim rozgrzanym do czerwoności ciele. Z zafascynowaniem obserwował, jak pochyla się nad nim, by językiem przesunąć po jego nagiej klatce piersiowej, a potem wykonuje wszystkie te czynności, które go wręcz uskrzydlały. I o ironio, mimo że zafundowała mu chwilę odpoczynku, to jego oddech nawet na moment się nie unormował. Greyback wręcz pożerał ją wzrokiem, nie mogąc się doczekać aż wreszcie sfinalizują ten akt.
Na szczęście – nie trwało to aż tak długo. Bo gdy tylko dziewczyna usadowiła się w okolicy jego bioder, on położył obie ręce na jej talii i przyciskał ją mocniej do siebie. Szybko ta drobna pomoc została być potrzebna, bo Alyssa – był po prostu w szoku – doprowadzała go do białej gorączki.
Nie rozumiał dlaczego w tym momencie zachciało jej się gadać, o jakichś przywitaniach, czy coś w tym rodzaju, ale dla świętego spokoju odparł szybkie, może lekko poirytowane, ale w głównej mierze oczarowane tonem jej głosu: – Cześć.
Pomagał jej jak mógł, choć chciał złożyć sprawę – po raz pierwszy – w jej rękach. Swoje zatem przesunął nieco wyżej – niedaleko jej pach, by w tym samym momencie (swoimi wielkimi dłońmi) objąć zarówno jej piersi, jak i gładzić plecy, a dokładniej – doskonale wyczuwalne żebra. Z każdą kolejną sekundą nie potrafił sobie już ze sobą poradzić, a gdy cała sytuacja nabrała zaskakującego tempa, Alec zacisnął mocno wargi, by zamaskować zbliżający się okrzyk -ale mimo wszystko spomiędzy zaciśniętych zębów wydobył się niski, prawie zwierzęcy odgłos, a przez jego ciało przeszło zajebiście cudowne uczucie, któremu towarzyszyły spazmy – ale bynajmniej nie bólu, a rozkoszy, przyjemności…
I instynkt nakazał mu zapędzić swoją ofiarę w kozi róg, coraz bardziej starając się doprowadzić ją do szaleństwa, ale wtedy poczuł blokadę. Początkowo próbował to zignorować, bo szczerze mówiąc, nawet gdyby chciał nie potrafiłby pohamować swoich ruchów, ale gdy usłyszał jej ciche słowa, które unosiły się nad tymi wszystkimi jękami i donośnymi oddechami, prawą brew posłał nieznacznie do góry.
– Że co? – spytał zdyszanym, rozczarowanym głosem, nie bardzo rozumiejąc tego co się w tym momencie działo. Przecież było już tak blisko! Czuł, że od tej magicznej chwili dzieliło ich jedynie kilka, nieprzerywanych pchnięć, a ona… Może to było proste do pojęcia dla niej, ale on? Był zdezorientowany. Tym bardziej, gdy odrzuciła go na drugą część łóżka. Czy zrobił coś nie tak? – tego typu myśli przebiegły przez jego głowę, ale jeszcze szybciej z niej wyparowały, bo właśnie wtedy poczuł jej usteczka na swoim rozgrzanym do czerwoności ciele. Z zafascynowaniem obserwował, jak pochyla się nad nim, by językiem przesunąć po jego nagiej klatce piersiowej, a potem wykonuje wszystkie te czynności, które go wręcz uskrzydlały. I o ironio, mimo że zafundowała mu chwilę odpoczynku, to jego oddech nawet na moment się nie unormował. Greyback wręcz pożerał ją wzrokiem, nie mogąc się doczekać aż wreszcie sfinalizują ten akt.
Na szczęście – nie trwało to aż tak długo. Bo gdy tylko dziewczyna usadowiła się w okolicy jego bioder, on położył obie ręce na jej talii i przyciskał ją mocniej do siebie. Szybko ta drobna pomoc została być potrzebna, bo Alyssa – był po prostu w szoku – doprowadzała go do białej gorączki.
Nie rozumiał dlaczego w tym momencie zachciało jej się gadać, o jakichś przywitaniach, czy coś w tym rodzaju, ale dla świętego spokoju odparł szybkie, może lekko poirytowane, ale w głównej mierze oczarowane tonem jej głosu: – Cześć.
Pomagał jej jak mógł, choć chciał złożyć sprawę – po raz pierwszy – w jej rękach. Swoje zatem przesunął nieco wyżej – niedaleko jej pach, by w tym samym momencie (swoimi wielkimi dłońmi) objąć zarówno jej piersi, jak i gładzić plecy, a dokładniej – doskonale wyczuwalne żebra. Z każdą kolejną sekundą nie potrafił sobie już ze sobą poradzić, a gdy cała sytuacja nabrała zaskakującego tempa, Alec zacisnął mocno wargi, by zamaskować zbliżający się okrzyk -ale mimo wszystko spomiędzy zaciśniętych zębów wydobył się niski, prawie zwierzęcy odgłos, a przez jego ciało przeszło zajebiście cudowne uczucie, któremu towarzyszyły spazmy – ale bynajmniej nie bólu, a rozkoszy, przyjemności…
- Marjorie Greyback
Re: I say no one has to know what we do, his hands are in my hair, his clothes are in my room | P.S., A.M. & A.G.
Czw Sie 24, 2017 7:34 pm
Jej normalna, codzienna i całkowicie zwykła wersja zapewne prędzej spaliłaby się z zażenowania, niżeli zrobiła to wszystko, co dla jej nietrzeźwego umysłu było całkowicie normalnym elementem wspólnego zmierzania ku rozkoszy. Jej pijane Ja ani myślało pozwolić na to, by była bezwolną cnotką czy też przyjmowała to wszystko, nie dając nic z siebie. I choć sposób, w jaki przejęła inicjatywę, zdecydowanie wywołał tymczasową konsternację u jej kochanka... Nie odpowiedziała mu, gdy zadał jej rozczarowane pytanie. Była na to zbyt rozgorączkowana, za bardzo skupiona na wprowadzaniu swojego planu w życie, mając nadzieję moment później fizycznie wszystko mu... Cóż, wyłożyć.
Czuła się taka odważna w tym całym spragnieniu, a zarazem także na tyle atrakcyjna, by nie zastanawiać się nad tym, jak zostaną odebrane jej kolejne posunięcia. Po raz pierwszy zachowywała się w tak otwarty sposób i... Co tu wiele mówić, podobało jej się to. Tak samo jak spojrzenie Aleca, gdy obdarzała go kolejnymi pieszczotami, jeszcze bardziej wymyślnymi pocałunkami, a ostatecznie także usiadła mu na biodrach, ponownie będąc z nim tak blisko, jak tylko mogła. Gdy ją objął, uśmiechnęła się do niego, chcąc ponownie złożyć muśnięcie warg na jego ustach, ale wtedy... Wtedy zwyczajnie to poczuła. Pierwsze przejmujące prądy przechodzące przez jej ciało, nakazujące wykonywać szybsze, bardziej intensywne ruchy, przyglądając się jednocześnie ulegającemu jej mężczyźnie. I jeśli kiedykolwiek myślała, że uwielbiała ten wyraz na jego twarzy, zaciskające się wargi, rozchylone usta i mocno mrużone oczy... Ten widok nigdy nie sprawił jej takiej przyjemności. Prawie zwierzęcy pomruk był zaś jak najwspanialsza melodia dla uszu.
W tej samej chwili, kiedy dołączyła do niego w rozkoszy, nieświadomie zsunęła się z jego rozgrzanego ciała, opadając obok - w pościel, która już dłużej nie pachniała wątpliwą świeżością, a mieszaniną znacznie ostrzejszych zapachów... Alkoholu, tytoniu, potu, perfum i innej, bliżej niezidentyfikowanej, może lekko piżmowej - choć też nie do końca - nuty. Alyssa nie zwróciła większej uwagi na to, jak się ułożyła. Podwinięte, mocno potargane włosy nie sprawiały jej problemu, tak samo jak nierówny brzeg kołdry zwinięty pod plecami, bowiem już chwilę później ułożyła się w typowej dla siebie pozie, typowej dla nich pozie. Opierając policzek o lewy obojczyk Aleca, wtuliła nos w pulsujące zagłębienie na jego szyi, nadal oddychając szybko i nierówno, ale powoli uspokajając szaleńczo bijące serce. Jej prawa dłoń mimowolnie podążyła tam, gdzie dziewczyna spodziewała się odnaleźć rękę kochanka, łapiąc ją delikatnie, aby spleść ich palce w uścisku. Palcem wskazującym drugiej dłoni malowała zaś drobne kółeczka na piersi mężczyzny, leniwie wodząc wzrokiem za niewidocznymi wzorkami.
- O czym myślisz...? - Spytała cichuteńko, wyraźnie zaczynając odpływać, jednak wciąż pragnąc zakończyć ten wieczór nie tylko szampańsko dobrym seksem, lecz także odrobiną duchowego zbliżenia. Podświadomie - a przy tym przecież tak całkowicie nielogicznie - wierzyła w te wszystkie słowa, jakie usłyszała od kuzynki. Chciała się pogodzić, być ponad to wszystko, ponownie wrócić do domu, którym nie był żaden budynek, żaden pokój, żadne bliżej określone fizyczne miejsce, lecz właśnie ten jeden mężczyzna. W tym momencie czuła się przynim spełniona zarówno fizycznie, jak i psychicznie. Czemu nie powinna się dziwić, ponieważ był jej księciem na białej miotle, prawda? Uśmiechając się sennie i wzdychając leniwie, gdy inny rodzaj błogości zawładnął jej ciałem, uniosła głowę na tyle, by móc spojrzeć Alecowi prosto w te jego ciemne oczy, ziewając i mrucząc półprzytomnie.
- Kocham cię. - To były właśnie te słowa, które chciała mu teraz powiedzieć, choć jej przytomniejsza wersja nie dopuszczała tego przecież nawet do siebie samej, uważając, że już się z tego wyleczyła. Ta pijana i zadowolona ze zbliżenia, cóż, zmarszczyła jednak tylko odrobinę nos, jak gdyby usiłowała przepuścić do świadomości jakąś zbyt skomplikowaną myśl, po czym ziewnęła cicho i poddała się, stwierdzając tylko. - Nawet jak jesteś straaaasznym gnojkiem. - Na te słowa przypadło już znacznie bardziej dostrzegalne zaziewanie, po którym... Po którym dosłownie padła, bezwładnie osuwając się znowu policzkiem na pierś Aleca... Zmęczenie wzięło nad nią górę. Momentalnie usnęła.
Czuła się taka odważna w tym całym spragnieniu, a zarazem także na tyle atrakcyjna, by nie zastanawiać się nad tym, jak zostaną odebrane jej kolejne posunięcia. Po raz pierwszy zachowywała się w tak otwarty sposób i... Co tu wiele mówić, podobało jej się to. Tak samo jak spojrzenie Aleca, gdy obdarzała go kolejnymi pieszczotami, jeszcze bardziej wymyślnymi pocałunkami, a ostatecznie także usiadła mu na biodrach, ponownie będąc z nim tak blisko, jak tylko mogła. Gdy ją objął, uśmiechnęła się do niego, chcąc ponownie złożyć muśnięcie warg na jego ustach, ale wtedy... Wtedy zwyczajnie to poczuła. Pierwsze przejmujące prądy przechodzące przez jej ciało, nakazujące wykonywać szybsze, bardziej intensywne ruchy, przyglądając się jednocześnie ulegającemu jej mężczyźnie. I jeśli kiedykolwiek myślała, że uwielbiała ten wyraz na jego twarzy, zaciskające się wargi, rozchylone usta i mocno mrużone oczy... Ten widok nigdy nie sprawił jej takiej przyjemności. Prawie zwierzęcy pomruk był zaś jak najwspanialsza melodia dla uszu.
W tej samej chwili, kiedy dołączyła do niego w rozkoszy, nieświadomie zsunęła się z jego rozgrzanego ciała, opadając obok - w pościel, która już dłużej nie pachniała wątpliwą świeżością, a mieszaniną znacznie ostrzejszych zapachów... Alkoholu, tytoniu, potu, perfum i innej, bliżej niezidentyfikowanej, może lekko piżmowej - choć też nie do końca - nuty. Alyssa nie zwróciła większej uwagi na to, jak się ułożyła. Podwinięte, mocno potargane włosy nie sprawiały jej problemu, tak samo jak nierówny brzeg kołdry zwinięty pod plecami, bowiem już chwilę później ułożyła się w typowej dla siebie pozie, typowej dla nich pozie. Opierając policzek o lewy obojczyk Aleca, wtuliła nos w pulsujące zagłębienie na jego szyi, nadal oddychając szybko i nierówno, ale powoli uspokajając szaleńczo bijące serce. Jej prawa dłoń mimowolnie podążyła tam, gdzie dziewczyna spodziewała się odnaleźć rękę kochanka, łapiąc ją delikatnie, aby spleść ich palce w uścisku. Palcem wskazującym drugiej dłoni malowała zaś drobne kółeczka na piersi mężczyzny, leniwie wodząc wzrokiem za niewidocznymi wzorkami.
- O czym myślisz...? - Spytała cichuteńko, wyraźnie zaczynając odpływać, jednak wciąż pragnąc zakończyć ten wieczór nie tylko szampańsko dobrym seksem, lecz także odrobiną duchowego zbliżenia. Podświadomie - a przy tym przecież tak całkowicie nielogicznie - wierzyła w te wszystkie słowa, jakie usłyszała od kuzynki. Chciała się pogodzić, być ponad to wszystko, ponownie wrócić do domu, którym nie był żaden budynek, żaden pokój, żadne bliżej określone fizyczne miejsce, lecz właśnie ten jeden mężczyzna. W tym momencie czuła się przynim spełniona zarówno fizycznie, jak i psychicznie. Czemu nie powinna się dziwić, ponieważ był jej księciem na białej miotle, prawda? Uśmiechając się sennie i wzdychając leniwie, gdy inny rodzaj błogości zawładnął jej ciałem, uniosła głowę na tyle, by móc spojrzeć Alecowi prosto w te jego ciemne oczy, ziewając i mrucząc półprzytomnie.
- Kocham cię. - To były właśnie te słowa, które chciała mu teraz powiedzieć, choć jej przytomniejsza wersja nie dopuszczała tego przecież nawet do siebie samej, uważając, że już się z tego wyleczyła. Ta pijana i zadowolona ze zbliżenia, cóż, zmarszczyła jednak tylko odrobinę nos, jak gdyby usiłowała przepuścić do świadomości jakąś zbyt skomplikowaną myśl, po czym ziewnęła cicho i poddała się, stwierdzając tylko. - Nawet jak jesteś straaaasznym gnojkiem. - Na te słowa przypadło już znacznie bardziej dostrzegalne zaziewanie, po którym... Po którym dosłownie padła, bezwładnie osuwając się znowu policzkiem na pierś Aleca... Zmęczenie wzięło nad nią górę. Momentalnie usnęła.
- Alec Greyback
Re: I say no one has to know what we do, his hands are in my hair, his clothes are in my room | P.S., A.M. & A.G.
Nie Sie 27, 2017 1:26 pm
Doskonale wiedział, że to co robili nie było odpowiednie. On i Alyssa? To się nigdy nie miało sprawdzić. I choć ten etap jego życia już dawno był zamknięty, nie potrafił odmówić sobie przyjemności obcowania z tą dziewczyną. Gdy osunęła się z jego ciała na drugą połówkę łóżka, Alec przetarł prawą dłonią swoją twarz, zupełnie jakby ścierał z niej malutkie kropelki potu. A potem po prostu oddychał, próbując unormować swój – wciąż przyśpieszony i niespokojny – oddech. W tym momencie nie myślał o konsekwencjach swojego zachowania, a raczej o tym, jakim cudem się stąd po prostu zmyć. Ukrywał przed sobą te mroczniejsze myśli – o tym jak bardzo chciałby spędzić z nią noc w innym tego słowa znaczeniu – wiedząc, że ciuchy które leżą na podłodze, jak najszybciej muszą znaleźć się na nim. Dlatego nie wiedzieć czemu, jej ciepły policzek na jego klatce piersiowej przyprawił go o momentalny zastój serca. Alec ściągnął brwi, mrugając ze zdziwienia oczami i przyglądając jej się z ukosa.
Nie pamiętał ile czasu minęło, odkąd pozwolił komukolwiek na tego rodzaju gest. I nie panując za bardzo nad swoimi ruchami oparł podbródek o czubek jej głowy, jednocześnie czując jak przez jego ciało przechodzi fala… wstydu. Taka czułość, subtelność to nie było w jego stylu. Był po prostu zażenowany i miał nadzieję, że jak najszybciej o tym zapomni. Tak samo o uczuciu, które mu towarzyszyło, gdy zdobył się na ten ruch. A potem usłyszał to pytanie i wiedział, że dziewczyna oczekiwała czegoś zupełnie innego, niż to co mógł jej zaoferować:
– Zapaliłbym – odparł w końcu niezbyt przyjemnym głosem, ale bynajmniej jej nie skłamał. Dobry papieros po równie dobrym seksie zakrawał już o tradycję. Po jej zachowaniu, opadających powiekach doskonale wiedział, że dziewczyna zaraz odpłynie do innej krainy. I szczerze mówiąc, nie mógł się tego doczekać. Miał wrażenie, jakby alkohol momentalnie opuścił jego ciało i… czuł się potwornie. Zabawne, że ktoś taki jak on odczuwał wyrzuty sumienia, które diametralnie stały się większe, gdy usłyszał te dwa znienawidzone słowa. I aż musiał przekrzywić głowę w bok, wbijając spojrzenie w ścianę, by nie obdarzyć jej pełnym bólu spojrzeniem. Może przez krótką chwilę przeszło mu przez myśl, jak wyglądałoby ich życie, gdyby krew blondynki nie była aż tak zabłocona, ale szybko odgonił je od siebie. A gdy wreszcie zasnęła.. cóż. Odczekał jeszcze chwilę, jakby chcąc zapamiętać to uczucie, którego jeszcze nigdy nie doznał, a potem – jak za dawnych czasów – wyślizgnął się z jej objęć, by po cichu skompletować swoje ubrania. Gdy był już gotowy, przystanął przy drzwiach, bijąc się ze sobą w myślach, czy aby to co robił było w porządku, ale potem – nawet nie oglądając się za siebie – otworzył drzwi i wyszedł prosto na ulicę. Papieros niemal od razu zagościł w jego ustach, ale nawet on nie był w stanie zmienić tego, jak brudno i ohydnie się teraz czuł. Brzydził się samym sobą, momentalnie żałując, że tak bardzo wykorzystał kogoś, kogo kilka lat temu chciał chronić przed czymś podobnym…
[z/t]
Nie pamiętał ile czasu minęło, odkąd pozwolił komukolwiek na tego rodzaju gest. I nie panując za bardzo nad swoimi ruchami oparł podbródek o czubek jej głowy, jednocześnie czując jak przez jego ciało przechodzi fala… wstydu. Taka czułość, subtelność to nie było w jego stylu. Był po prostu zażenowany i miał nadzieję, że jak najszybciej o tym zapomni. Tak samo o uczuciu, które mu towarzyszyło, gdy zdobył się na ten ruch. A potem usłyszał to pytanie i wiedział, że dziewczyna oczekiwała czegoś zupełnie innego, niż to co mógł jej zaoferować:
– Zapaliłbym – odparł w końcu niezbyt przyjemnym głosem, ale bynajmniej jej nie skłamał. Dobry papieros po równie dobrym seksie zakrawał już o tradycję. Po jej zachowaniu, opadających powiekach doskonale wiedział, że dziewczyna zaraz odpłynie do innej krainy. I szczerze mówiąc, nie mógł się tego doczekać. Miał wrażenie, jakby alkohol momentalnie opuścił jego ciało i… czuł się potwornie. Zabawne, że ktoś taki jak on odczuwał wyrzuty sumienia, które diametralnie stały się większe, gdy usłyszał te dwa znienawidzone słowa. I aż musiał przekrzywić głowę w bok, wbijając spojrzenie w ścianę, by nie obdarzyć jej pełnym bólu spojrzeniem. Może przez krótką chwilę przeszło mu przez myśl, jak wyglądałoby ich życie, gdyby krew blondynki nie była aż tak zabłocona, ale szybko odgonił je od siebie. A gdy wreszcie zasnęła.. cóż. Odczekał jeszcze chwilę, jakby chcąc zapamiętać to uczucie, którego jeszcze nigdy nie doznał, a potem – jak za dawnych czasów – wyślizgnął się z jej objęć, by po cichu skompletować swoje ubrania. Gdy był już gotowy, przystanął przy drzwiach, bijąc się ze sobą w myślach, czy aby to co robił było w porządku, ale potem – nawet nie oglądając się za siebie – otworzył drzwi i wyszedł prosto na ulicę. Papieros niemal od razu zagościł w jego ustach, ale nawet on nie był w stanie zmienić tego, jak brudno i ohydnie się teraz czuł. Brzydził się samym sobą, momentalnie żałując, że tak bardzo wykorzystał kogoś, kogo kilka lat temu chciał chronić przed czymś podobnym…
[z/t]
- Marjorie Greyback
Re: I say no one has to know what we do, his hands are in my hair, his clothes are in my room | P.S., A.M. & A.G.
Nie Sie 27, 2017 6:22 pm
Nawet jeśli nie planowała takiego przebiegu tego wieczoru, tych kilka chwil sprawiło, iż zdecydowanie nie mogła nań narzekać. Opadając w pościel, była nie tylko zdyszana, rozdygotana czy cieleśnie spełniona... Była też szczęśliwa... W ten leniwy, błogi sposób odczuwała przyjemne ciepło rozlewające się po wnętrzu całego jej rozgrzanego ciała. I choć przecież z początku wcale nie chciała wychodzić z domu, pragnąc spędzić wieczór przy winie we własnym mieszkaniu, teraz odczuwała coś na kształt wdzięczności wobec szalonych pomysłów Pandory. Miała nawet wrażenie, jakby młodsza blondynka nie była tylko jej niereformowalną kuzynką, a także w pewnym sensie prząśniczką losu. Sayre przyczyniła się do tego wszystkiego, chociaż może nie w dokładnie taki sposób, w jaki zapewne chciała. A Alyssa pragnęła jej za to podziękować, bowiem bez tego wkładu zapewne dalej odczuwałaby ten gorzki ciężar, jakiego właśnie teraz się pozbywała.
Mimo to, cóż, rozmowę z Pandą wolała pozostawić na znacznie późniejszą chwilę, bowiem teraz marzyło jej się tylko senne korzystanie z momentu szczerej - przynajmniej według niej - bliskości pomiędzy nią a mężczyzną, z którym pragnęła już zwyczajnie być. Na ten moment nie myślała o jakichkolwiek różnicach, wypowiedzianych słowach... To dla niej zniknęło, istnieli po prostu oni. Chciała w to wierzyć, zwłaszcza że w oczach Alyssy... Alec dał jej tej nocy wystarczająco wiele dowodów, że mogli zacząć to wszystko od nowa. Bez budowania murów, złości, nienawiści i wyrzutów, bez przepaści ich dzielących. Mogło być właśnie jak teraz, gdy przytulała się do niego tak blisko, czując jego podbródek oparty na czubku głowy. To przypominało jej te chwile, gdy jeszcze byli razem. Nawet napomknięcie o paleniu - dokładnie w tym tonie, wypowiedziane właśnie w taki sposób - wywoływało u niej przypływ wspomnień. Zamglonych, rozmazanych, wyidealizowanych przez działanie alkoholu na jej zaćmiony mózg, a więc jeszcze piękniejszych, jeszcze bardziej bajecznych.
- Wyjdź na balkon... - Mruknęła sennie, wskazując dłonią mniej więcej w okolice, gdzie znajdowały się wąskie schody przeciwpożarowe z kawałkiem powierzchni do stania i barierką. O ironio, trafiła zupełnie przypadkiem, bowiem w głównym zamierzeniu chciała wskazać palcem na tamten balkon, nie zejście przeciwpożarowe, robiąc to całkowicie automatycznie i bez zastanowienia. Kiedyś też go tak gnała, wyjątkowo nie lubiąc, gdy odpalał fajkę leżąc w świeżej pościeli.
Dawne przyzwyczajenia - niezależnie od tego, przez jak długi czas próbowała się ich pozbyć - nadal tkwiły gdzieś tam głęboko w Aly. A teraz ujawniały się w marzycielskim, pijanym półśnie, który bardzo szybko przemienił się w całkowite uśpienie. Tak mocne, iż nawet wyswobadzanie się Aleca z jej wątłych ramion oplecionych wokół jego nagiego ciała nie było w stanie sprawić, iż uchyliłaby powiekę. Kiedy ją opuszczał, mruknęła sennie, wydobywając spomiędzy swoich warg coś na kształt pomruku brzmiącego jak kochanie, przewracając się na drugi bok i naciągając na siebie praktycznie całą kołdrę. I spała. Zadowolona, uszczęśliwiona, spokojna, mająca poczucie bezpieczeństwa...
Aż do czasu, gdy poranne promienie słońca nie uderzyły w jej oczy przez niezasłonięte okno. Z początku Alyssa starała się zacisnąć mocniej powieki i spać dalej, jednakże wtedy to poczuła. Dotyk kołdry na jej nagiej skórze był zdecydowanie zbyt odczuwalny, zapach nadal unoszący się w powietrzu także... A jednak była sama, czując wyziębioną część materaca i nie słysząc żadnych dźwięków, które mogłyby świadczyć inaczej. Gdy wszystko zaczęło docierać do niej w postaci zamglonych, nieostrych, nieskładnych obrazów, nie podniosła się do pozycji siedzącej. Nie wiedziała, ile z tego było prawdziwe, ile zaś było jej snem. Jego zapach w jej włosach był jednak stanowczo zbyt intensywny, palący ją teraz w nozdrza, by łudziła się, że tej nocy nie byli razem. Sięgając po drugą poduszkę, gwałtownym ruchem przycisnęła ją do twarzy, tłumiąc bezgłośny krzyk...
Wiedziała, że dała się ponieść, choć nie powinna. W najgorszych koszmarach nie spodziewała się jednak, iż on mógł zrobić jej jeszcze to... Wykorzystać ją, porzucając jak przedmiot. I choć było to brutalne nawet jak na nią, poczuła się jak chusteczka z pudełka w pokoju nastolatka walczącego z niekontrolowaną burzą hormonów. Po prostu wytarł w niej swoje przyrodzenie, a potem zniknął. Czuła się upokorzona, zeszmacona, sama nie wiedziała, jak jeszcze... Ale chciała jednego. Zapomnieć i nigdy więcej nie dać się skrzywdzić. Nikomu.
Mimo to, cóż, rozmowę z Pandą wolała pozostawić na znacznie późniejszą chwilę, bowiem teraz marzyło jej się tylko senne korzystanie z momentu szczerej - przynajmniej według niej - bliskości pomiędzy nią a mężczyzną, z którym pragnęła już zwyczajnie być. Na ten moment nie myślała o jakichkolwiek różnicach, wypowiedzianych słowach... To dla niej zniknęło, istnieli po prostu oni. Chciała w to wierzyć, zwłaszcza że w oczach Alyssy... Alec dał jej tej nocy wystarczająco wiele dowodów, że mogli zacząć to wszystko od nowa. Bez budowania murów, złości, nienawiści i wyrzutów, bez przepaści ich dzielących. Mogło być właśnie jak teraz, gdy przytulała się do niego tak blisko, czując jego podbródek oparty na czubku głowy. To przypominało jej te chwile, gdy jeszcze byli razem. Nawet napomknięcie o paleniu - dokładnie w tym tonie, wypowiedziane właśnie w taki sposób - wywoływało u niej przypływ wspomnień. Zamglonych, rozmazanych, wyidealizowanych przez działanie alkoholu na jej zaćmiony mózg, a więc jeszcze piękniejszych, jeszcze bardziej bajecznych.
- Wyjdź na balkon... - Mruknęła sennie, wskazując dłonią mniej więcej w okolice, gdzie znajdowały się wąskie schody przeciwpożarowe z kawałkiem powierzchni do stania i barierką. O ironio, trafiła zupełnie przypadkiem, bowiem w głównym zamierzeniu chciała wskazać palcem na tamten balkon, nie zejście przeciwpożarowe, robiąc to całkowicie automatycznie i bez zastanowienia. Kiedyś też go tak gnała, wyjątkowo nie lubiąc, gdy odpalał fajkę leżąc w świeżej pościeli.
Dawne przyzwyczajenia - niezależnie od tego, przez jak długi czas próbowała się ich pozbyć - nadal tkwiły gdzieś tam głęboko w Aly. A teraz ujawniały się w marzycielskim, pijanym półśnie, który bardzo szybko przemienił się w całkowite uśpienie. Tak mocne, iż nawet wyswobadzanie się Aleca z jej wątłych ramion oplecionych wokół jego nagiego ciała nie było w stanie sprawić, iż uchyliłaby powiekę. Kiedy ją opuszczał, mruknęła sennie, wydobywając spomiędzy swoich warg coś na kształt pomruku brzmiącego jak kochanie, przewracając się na drugi bok i naciągając na siebie praktycznie całą kołdrę. I spała. Zadowolona, uszczęśliwiona, spokojna, mająca poczucie bezpieczeństwa...
Aż do czasu, gdy poranne promienie słońca nie uderzyły w jej oczy przez niezasłonięte okno. Z początku Alyssa starała się zacisnąć mocniej powieki i spać dalej, jednakże wtedy to poczuła. Dotyk kołdry na jej nagiej skórze był zdecydowanie zbyt odczuwalny, zapach nadal unoszący się w powietrzu także... A jednak była sama, czując wyziębioną część materaca i nie słysząc żadnych dźwięków, które mogłyby świadczyć inaczej. Gdy wszystko zaczęło docierać do niej w postaci zamglonych, nieostrych, nieskładnych obrazów, nie podniosła się do pozycji siedzącej. Nie wiedziała, ile z tego było prawdziwe, ile zaś było jej snem. Jego zapach w jej włosach był jednak stanowczo zbyt intensywny, palący ją teraz w nozdrza, by łudziła się, że tej nocy nie byli razem. Sięgając po drugą poduszkę, gwałtownym ruchem przycisnęła ją do twarzy, tłumiąc bezgłośny krzyk...
Wiedziała, że dała się ponieść, choć nie powinna. W najgorszych koszmarach nie spodziewała się jednak, iż on mógł zrobić jej jeszcze to... Wykorzystać ją, porzucając jak przedmiot. I choć było to brutalne nawet jak na nią, poczuła się jak chusteczka z pudełka w pokoju nastolatka walczącego z niekontrolowaną burzą hormonów. Po prostu wytarł w niej swoje przyrodzenie, a potem zniknął. Czuła się upokorzona, zeszmacona, sama nie wiedziała, jak jeszcze... Ale chciała jednego. Zapomnieć i nigdy więcej nie dać się skrzywdzić. Nikomu.
[wątek zakończony]
- Sponsored content
Strona 2 z 2 • 1, 2
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach
|
|