Strona 1 z 2 • 1, 2
- Marjorie Greyback
If I lay here, if I just lay here, would you lie with me and just forget the world?
Sro Cze 21, 2017 10:45 pm
[ZAKOŃCZONY]
Czas akcji: letni poranek 1973
Miejsce akcji: kawalerka na ostatnim piętrze kamienicy
Uczestnicy: Alec Greyback, Alyssa Meadowes
Treści nie dla niepełnoletnich/wrażliwych/łatwo ulegających zgorszeniu* oczu. Hurr durr.Miejsce akcji: kawalerka na ostatnim piętrze kamienicy
Uczestnicy: Alec Greyback, Alyssa Meadowes
*wybierz właściwe
- Marjorie Greyback
Re: If I lay here, if I just lay here, would you lie with me and just forget the world?
Sro Cze 21, 2017 11:54 pm
Po jednej z najprawdopodobniej największych burz, jakie przeszły nad Londynem w ciągu ostatnich kilku lat, kolejny letni poranek zapowiadał się nadzwyczaj dobrze. Powietrze było rześkie i wciąż jeszcze pachniało deszczem, a na błękitnym niebie nie dało się dostrzec ani jednej chmurki, ani mglistego obłoczka. Spiker w radiu, którego dźwięk głosu ledwo przebijał się przez ściany mieszkania obok, pogodnym głosem zapowiadał najgorętszy dzień lata, raz po raz żonglując hasłami. Trzydzieści pięć stopni Celsjusza, żar z nieba, londyńskie tropiki, wymarzony urlop… Jakby na potwierdzenie jego tekstów, promienie wschodzącego słońca bardzo szybko zaczęły odbijać się od okien i dachów, budząc uśpione miasto.
I choć Alyssa Meadowes z całego serca życzyłaby sobie, by choć trochę później zajrzały do malutkiego, jednopokojowego mieszkania na ostatnim piętrze w jednej z najstarszych kamienic w tej okolicy… Cóż, jej prośba nie mogła się spełnić. Na zewnątrz robiło się coraz jaśniej, a temperatura rosła, choć wciąż jeszcze dało się odczuć nocny spadek ciepła. Dzień nadchodził jednak nieubłaganie, tak samo jak pobudka. Padając na szyby budynku po drugiej stronie wąskiej ulicy, snop światła uderzył w okno. Co prawda, rozpraszając się gdzieś po drodze, lecz wciąż padając wprost na twarz blondynki, która w tym momencie wolałaby, by niebo zasnuwała jakakolwiek warstwa chmur. Naprawdę. Na to miała jednak dokładnie taki sam wpływ jak na wschód słońca… Żaden.
Mrucząc niezrozumiale, przewróciła się na drugi bok i nieporadnie wyciągnęła rękę, by po omacku – ani myślała otwierać oczy; było jej zbyt dobrze w tym półsennym, błogim stanie – odszukać brzeg kołdry. Tej samej, którą skotłowała chwilę wcześniej, wystawiając swoje plecy na chłód poranka. Czując na nich powiew powietrza, które wpadało do pokoju przez nieznacznie uchylone okno, po raz kolejny wydała z siebie bliżej nieokreślony dźwięk, mimowolnie wydymając wargi w wyrazie niezadowolenia tym, iż cokolwiek śmiało wdzierać się w jej błogie lenistwo. Wystarczyło jednak kilka mniej lub bardziej udanych prób, by złapała przykrycie, jednocześnie przesuwając się jeszcze bliżej środka łóżka… Wtulając w ciepłą pierś mężczyzny, policzkiem dotykając jego szyi i śpiąc. Po prostu śpiąc dalej – z podkulonymi nogami i włosami przysłaniającymi twarz. A przynajmniej próbując spać.
Nie chciała wstawać, choć promienie słoneczne zaczynały coraz bardziej odbijać się w oknach, przebijając przez cienkie, zwiewne firanki – teraz nieznacznie falujące na wietrze – które udało jej się przeforsować kilka dni wcześniej. Lubiła własne mieszkanie, poranną krzątaninę, dźwięki budzącego się miasta. Czuła się tu naprawdę dobrze, jak w prawdziwym domu, ale to była przecież niedziela. Nie musiała wstawać, robić zakupów, sprzątać… Gdyby tylko światło nie uderzało jej w powieki. Reszta była idealna.
- Zgaś słońce… – Wymamrotała, naciągając kołdrę wyżej i przysłaniając nią sobie oczy.
I choć Alyssa Meadowes z całego serca życzyłaby sobie, by choć trochę później zajrzały do malutkiego, jednopokojowego mieszkania na ostatnim piętrze w jednej z najstarszych kamienic w tej okolicy… Cóż, jej prośba nie mogła się spełnić. Na zewnątrz robiło się coraz jaśniej, a temperatura rosła, choć wciąż jeszcze dało się odczuć nocny spadek ciepła. Dzień nadchodził jednak nieubłaganie, tak samo jak pobudka. Padając na szyby budynku po drugiej stronie wąskiej ulicy, snop światła uderzył w okno. Co prawda, rozpraszając się gdzieś po drodze, lecz wciąż padając wprost na twarz blondynki, która w tym momencie wolałaby, by niebo zasnuwała jakakolwiek warstwa chmur. Naprawdę. Na to miała jednak dokładnie taki sam wpływ jak na wschód słońca… Żaden.
Mrucząc niezrozumiale, przewróciła się na drugi bok i nieporadnie wyciągnęła rękę, by po omacku – ani myślała otwierać oczy; było jej zbyt dobrze w tym półsennym, błogim stanie – odszukać brzeg kołdry. Tej samej, którą skotłowała chwilę wcześniej, wystawiając swoje plecy na chłód poranka. Czując na nich powiew powietrza, które wpadało do pokoju przez nieznacznie uchylone okno, po raz kolejny wydała z siebie bliżej nieokreślony dźwięk, mimowolnie wydymając wargi w wyrazie niezadowolenia tym, iż cokolwiek śmiało wdzierać się w jej błogie lenistwo. Wystarczyło jednak kilka mniej lub bardziej udanych prób, by złapała przykrycie, jednocześnie przesuwając się jeszcze bliżej środka łóżka… Wtulając w ciepłą pierś mężczyzny, policzkiem dotykając jego szyi i śpiąc. Po prostu śpiąc dalej – z podkulonymi nogami i włosami przysłaniającymi twarz. A przynajmniej próbując spać.
Nie chciała wstawać, choć promienie słoneczne zaczynały coraz bardziej odbijać się w oknach, przebijając przez cienkie, zwiewne firanki – teraz nieznacznie falujące na wietrze – które udało jej się przeforsować kilka dni wcześniej. Lubiła własne mieszkanie, poranną krzątaninę, dźwięki budzącego się miasta. Czuła się tu naprawdę dobrze, jak w prawdziwym domu, ale to była przecież niedziela. Nie musiała wstawać, robić zakupów, sprzątać… Gdyby tylko światło nie uderzało jej w powieki. Reszta była idealna.
- Zgaś słońce… – Wymamrotała, naciągając kołdrę wyżej i przysłaniając nią sobie oczy.
- Alec Greyback
Re: If I lay here, if I just lay here, would you lie with me and just forget the world?
Pią Cze 23, 2017 7:20 pm
Nigdy nawet nie pomyślał, że znajdzie się w takiej sytuacji. Alec Greyback, król pogardy, książę ciemności, ignorant ze Slytherinu, zgryźliwy dupek uwikłany w… uczuciowe zaangażowanie?! Słowo ‘związek’ wciąż było zakazane, a ilekroć blondwłosa osóbka postanowiła zepsuć całą atmosferę i je wymówić, Alec przysięgał sobie w głębi serca, że opuści ją w środku nocy i już nigdy nie wróci, kończąc to, co nie powinno mieć racji bytu od samego początku. Tego dnia nie miało być inaczej.
Wyślizgnął się z łóżka, w tym samym momencie, w którym Meadowes zapadła w głęboki sen i uwolniła jego klatkę piersiową spod swojego silnego uścisku, ospale przewracając się na drugi bok. Alec bosymi stopami przemierzył cały pokój, zbierając z podłogi kolejno swoje wczorajsze ubrania; zaczynając od koszulki, a kończąc na skarpetkach. Zakładał je automatycznie, bez żadnego ociągania, czy wydania dźwięku – zupełnie, jakby miał to wyćwiczone. I miał. Za każdym razem pluł sobie w brodę, że tym razem odejdzie naprawdę, ale tak się składało, że od kilku miesięcy każdy środek nocy wyglądał w jego wykonaniu tak samo – jak jakiś pieprzony rytuał. Stanął w drzwiach sypialni, obejmując wzrokiem drobną, nieświadomą niczego postać, by po chwili obrócić się na pięcie i bezceremonialnie opuścić mieszkanie. Jak to miał w zwyczaju – daleko nie zaszedł. Już ulicę dalej, jego chód nie był aż tak zdecydowany na ucieczkę, jak jeszcze kilka minut wcześniej. Każdy kolejny krok był jakby coraz krótszy, coraz wolniejszy, aż w końcu nogi całkowicie odmówiły mu posłuszeństwa, a on zatrzymał się obok pobliskiej kamieniczki. Mieć do kogo wracać – miał dziwne wrażenie, że powinno być to błogosławieństwem, więc czemu u licha czuł się tak.. odsłonięty? Kolejna słabość, kolejny sposób, by go zranić, wykorzystać. Lub co gorsza.. zranić ją. Alec wypuścił z płuc obłok tytoniowego dymu, opierając się plecami o pobliską ścianę i pogrążył się w swoich paskudnych myślach.
I znowu – zgodnie z rytuałem, którego nienawidził, już po przekroczeniu progu mieszkania, zaczął z siebie ściągać kolejne części garderoby. Najpierw buty, potem spodnie, które przewiesił prze krzesło w jadalni, a ostatecznie koszulka rzucona w kąt sypialni. A potem tylko ciche wsunięcie się do łóżka i bicie się z myślami, toczenie walki, którą i tak za każdym razem przygrywał, gdy tylko wbijał swoje ciemne oczy w jej delikatną, odprężoną buzię. I po raz kolejny uległ – obejmując dziewczynę od tyłu.
– Myślę, że za to dosłownie można pójść do Azkabanu – i dmuchnął w jej czubek głowy, a gdy to nie dało zamierzonego skutku, wsunął prawą, lodowatą dłoń pod kołdrę, po czym położył ją na gołe plecy dziewczyny, uprzednio przedzierając się przez jej koszulkę.
– Wstawaj, Meadowes, bo potraktuję cię zaraz Aquamenti – dodał śmiertelnie poważnym głosem, przesuwając swoją rękę z jej pleców na brzuch.
Wyślizgnął się z łóżka, w tym samym momencie, w którym Meadowes zapadła w głęboki sen i uwolniła jego klatkę piersiową spod swojego silnego uścisku, ospale przewracając się na drugi bok. Alec bosymi stopami przemierzył cały pokój, zbierając z podłogi kolejno swoje wczorajsze ubrania; zaczynając od koszulki, a kończąc na skarpetkach. Zakładał je automatycznie, bez żadnego ociągania, czy wydania dźwięku – zupełnie, jakby miał to wyćwiczone. I miał. Za każdym razem pluł sobie w brodę, że tym razem odejdzie naprawdę, ale tak się składało, że od kilku miesięcy każdy środek nocy wyglądał w jego wykonaniu tak samo – jak jakiś pieprzony rytuał. Stanął w drzwiach sypialni, obejmując wzrokiem drobną, nieświadomą niczego postać, by po chwili obrócić się na pięcie i bezceremonialnie opuścić mieszkanie. Jak to miał w zwyczaju – daleko nie zaszedł. Już ulicę dalej, jego chód nie był aż tak zdecydowany na ucieczkę, jak jeszcze kilka minut wcześniej. Każdy kolejny krok był jakby coraz krótszy, coraz wolniejszy, aż w końcu nogi całkowicie odmówiły mu posłuszeństwa, a on zatrzymał się obok pobliskiej kamieniczki. Mieć do kogo wracać – miał dziwne wrażenie, że powinno być to błogosławieństwem, więc czemu u licha czuł się tak.. odsłonięty? Kolejna słabość, kolejny sposób, by go zranić, wykorzystać. Lub co gorsza.. zranić ją. Alec wypuścił z płuc obłok tytoniowego dymu, opierając się plecami o pobliską ścianę i pogrążył się w swoich paskudnych myślach.
(…)
Wrócił. Czy tego chciał, czy nie – zawsze wracał. Prawdopodobnie zrobiłby to dużo później, ale niepokojąca burza i ściana deszczu zmusiły go do szybkiej ucieczki. Próbował jeszcze uratować swojego – trzeciego tej nocy – papierosa, wypalając go całkowicie do końca, ale głośny i nagły huk zmotywował go do szybkiego powrotu do mieszkania. I znowu – zgodnie z rytuałem, którego nienawidził, już po przekroczeniu progu mieszkania, zaczął z siebie ściągać kolejne części garderoby. Najpierw buty, potem spodnie, które przewiesił prze krzesło w jadalni, a ostatecznie koszulka rzucona w kąt sypialni. A potem tylko ciche wsunięcie się do łóżka i bicie się z myślami, toczenie walki, którą i tak za każdym razem przygrywał, gdy tylko wbijał swoje ciemne oczy w jej delikatną, odprężoną buzię. I po raz kolejny uległ – obejmując dziewczynę od tyłu.
(…)
Nie spał już od dobrej godziny, ale tym razem nie miał zamiaru uciekać. Nowy dzień, jakby nadawał mu nowej odwagi, nowej.. nadziei by na nowo zmierzyć się z całą tą sytuacją. Mężczyzna leżał z zamkniętymi oczami, pozwalając promykom słonecznym ogrzewać swoją bladą twarz. I choć nigdy tego nikomu nie przyznał, ale niedzielny poranek już zawsze miał być jego ulubioną częścią tygodnia. Poruszająca się Alyssa, mamrocząca coś pod nosem Alyssa to było coś na co czekał już od godziny 6. Otworzył powoli swoje powieki, po czym leniwie przekręcił głowę na poduszce, wbijając swoje przytomne i trzeźwe spojrzenie w poczynania Alyssy, która zwinnym ruchem przytuliła swój rozgrzany policzek do jego klatki piersiowej. Alec z politowaniem pokręcił głową, jednocześnie przygryzając dolną wargę, by delikatny uśmieszek, który wdarł się na jego twarz. – Myślę, że za to dosłownie można pójść do Azkabanu – i dmuchnął w jej czubek głowy, a gdy to nie dało zamierzonego skutku, wsunął prawą, lodowatą dłoń pod kołdrę, po czym położył ją na gołe plecy dziewczyny, uprzednio przedzierając się przez jej koszulkę.
– Wstawaj, Meadowes, bo potraktuję cię zaraz Aquamenti – dodał śmiertelnie poważnym głosem, przesuwając swoją rękę z jej pleców na brzuch.
- Marjorie Greyback
Re: If I lay here, if I just lay here, would you lie with me and just forget the world?
Pią Cze 23, 2017 8:22 pm
Nieistotne, jak nazywałoby się jej relację z brunetem, nieważne, jak bardzo on sam starał się unikać bardziej znaczących określeń… To był związek. Jak dla niej, całkiem długoterminowy. Taki, w którym czuła się bezpiecznie i była szczęśliwa. Przynajmniej przez znaczną część czasu, bo nie zawsze było kolorowo... Jak w przypadku każdej zażyłości, co powtarzała – niczym swego rodzaju mantrę – w momentach, gdy słońce na chwilę przyćmiewały chmury. Tak naprawdę liczyło się przecież to, że kochała swojego nieznośnego wilka, prawda?
To sprawiało, że starała się nie myśleć wszystkich tych sytuacjach, w których powinna czegokolwiek się obawiać. Czegokolwiek, a może raczej odrzucenia – jednego z jej najgłębszych lęków, jakie prześladowały ją od dawien dawna. Co prawda, nie przyznawała się do tego, ale nie oznaczało to, że obawy znikały, gdy się o nich nie mówiło. Całe szczęście, wciąż jeszcze miała mocny sen… I zaufanie. Wiarę, że Alec jej tego nie zrobi. Nie musiała o tym rozmawiać, upewniać się czy drążyć. Wewnętrzne przekonania wystarczały, by spała spokojnie.
Przynajmniej do czasu, kiedy wszystko zdawało się sprzysięgać i uparcie ją budzić. A ona chciała tylko podrzemać sobie spokojnie – jeszcze choć chwilkę – w ciepłych ramionach ukochanego mężczyzny. Niestety, on sam najwyraźniej też brał udział w coniedzielnym spisku obudzić Alyssę o nieludzkiej porze. Mimo to, cóż, wciąż próbowała.
- Dam ci alibi… – Mruknęła miękko z niewzruszoną pewnością siebie, nieznacznie unosząc jedną powiekę i lekko kręcąc głową, by zaraz ponownie zamknąć oczy. Ani myślała wstawać z łóżka… Ani odklejać się od Aleca. Po prostu było jej za dobrze. – Tylko je zabierz. – Z dwojga złego, wolała już dmuchanie we włosy niż promienie uderzające w jej powieki. Przyczynę pierwszego zjawiska można było bowiem trzepnąć czubkami palców po głowie i próbować spać dalej, co bez zawahania zrobiła, jakimś cudem nawet trafiając. Kwestia wprawy, jak sądziła. W niedzielne poranki naprawdę trudno było zwlec ją z łóżka…
A jednak zawsze mu się to udawało. W ten czy inny sposób, teraz doprowadzając ją do błyskawicznego podskoku na materacu i niekontrolowanego piśnięcia, które przeszło jednak w śmiech z chwilą, gdy ponownie umościła się w pościeli. Patrząc na Greybacka z lekkim wyrzutem – bardziej teatralnym niż realnym, ale wciąż dostrzegalnym w momencie, kiedy z dezaprobatą potrząsnęła głową. Przysięgłaby, że nie znała nikogo z chłodniejszymi dłońmi, kto wykorzystywałby to w taki sposób. Na dodatek usiłując grozić jej zaklęciami.
- Nie zrobisz tego. – Wydymając wargi, zmarszczyła nos, jakby zamierzała na niego prychnąć. Zamiast tego, po chwili pozwoliła sobie na uśmiech. Wpierw delikatny, później… Niecodziennie zadowolony? Niecodziennie nawet jak na nią. – A wiesz, dlaczego…? – Wbiła w niego spojrzenie błyszczących, niebieskich oczu, zbliżając wargi ku jego ustom. Powoli, niespiesznie, jakby chciała go pocałować. Właśnie… Jakby chciała go pocałować. Starając się skupić na tym geście większość jego uwagi, jednocześnie – ręką, na której wcześniej leżała – sięgając w kierunku szafki nocnej. Jak najciszej, jak najmniej zauważalnie, jak…
Najbardziej niespodziewanie chlustając mu wodą ze szklanki w twarz i z dzikim chichotem podrywając się z łóżka. Zrzuciła z siebie fragment kołdry, zeskakując na podłogę, by – nie przestając zaśmiewać się w najlepsze – pokazać Alecowi czubek języka, dopiero wtedy kończąc wypowiedź.
- Bo nie masz różdżki w pogotowiu. – To mówiąc, położyła ręce na biodrach i uśmiechnęła się triumfalnie spod burzy roztrzepanych włosów, stojąc tak boso i w krótkiej koszulce. Była w wybornym humorze, choć naprawdę nie przepadała za tak wczesnymi pobudkami. Ale skoro już wyszło jak wyszło…
- Co sobie życzysz na śniadanie, zmokła kuro? – Wesołość jej nie opuszczała, gdy posłała mężczyźnie całusa.
To sprawiało, że starała się nie myśleć wszystkich tych sytuacjach, w których powinna czegokolwiek się obawiać. Czegokolwiek, a może raczej odrzucenia – jednego z jej najgłębszych lęków, jakie prześladowały ją od dawien dawna. Co prawda, nie przyznawała się do tego, ale nie oznaczało to, że obawy znikały, gdy się o nich nie mówiło. Całe szczęście, wciąż jeszcze miała mocny sen… I zaufanie. Wiarę, że Alec jej tego nie zrobi. Nie musiała o tym rozmawiać, upewniać się czy drążyć. Wewnętrzne przekonania wystarczały, by spała spokojnie.
Przynajmniej do czasu, kiedy wszystko zdawało się sprzysięgać i uparcie ją budzić. A ona chciała tylko podrzemać sobie spokojnie – jeszcze choć chwilkę – w ciepłych ramionach ukochanego mężczyzny. Niestety, on sam najwyraźniej też brał udział w coniedzielnym spisku obudzić Alyssę o nieludzkiej porze. Mimo to, cóż, wciąż próbowała.
- Dam ci alibi… – Mruknęła miękko z niewzruszoną pewnością siebie, nieznacznie unosząc jedną powiekę i lekko kręcąc głową, by zaraz ponownie zamknąć oczy. Ani myślała wstawać z łóżka… Ani odklejać się od Aleca. Po prostu było jej za dobrze. – Tylko je zabierz. – Z dwojga złego, wolała już dmuchanie we włosy niż promienie uderzające w jej powieki. Przyczynę pierwszego zjawiska można było bowiem trzepnąć czubkami palców po głowie i próbować spać dalej, co bez zawahania zrobiła, jakimś cudem nawet trafiając. Kwestia wprawy, jak sądziła. W niedzielne poranki naprawdę trudno było zwlec ją z łóżka…
A jednak zawsze mu się to udawało. W ten czy inny sposób, teraz doprowadzając ją do błyskawicznego podskoku na materacu i niekontrolowanego piśnięcia, które przeszło jednak w śmiech z chwilą, gdy ponownie umościła się w pościeli. Patrząc na Greybacka z lekkim wyrzutem – bardziej teatralnym niż realnym, ale wciąż dostrzegalnym w momencie, kiedy z dezaprobatą potrząsnęła głową. Przysięgłaby, że nie znała nikogo z chłodniejszymi dłońmi, kto wykorzystywałby to w taki sposób. Na dodatek usiłując grozić jej zaklęciami.
- Nie zrobisz tego. – Wydymając wargi, zmarszczyła nos, jakby zamierzała na niego prychnąć. Zamiast tego, po chwili pozwoliła sobie na uśmiech. Wpierw delikatny, później… Niecodziennie zadowolony? Niecodziennie nawet jak na nią. – A wiesz, dlaczego…? – Wbiła w niego spojrzenie błyszczących, niebieskich oczu, zbliżając wargi ku jego ustom. Powoli, niespiesznie, jakby chciała go pocałować. Właśnie… Jakby chciała go pocałować. Starając się skupić na tym geście większość jego uwagi, jednocześnie – ręką, na której wcześniej leżała – sięgając w kierunku szafki nocnej. Jak najciszej, jak najmniej zauważalnie, jak…
Najbardziej niespodziewanie chlustając mu wodą ze szklanki w twarz i z dzikim chichotem podrywając się z łóżka. Zrzuciła z siebie fragment kołdry, zeskakując na podłogę, by – nie przestając zaśmiewać się w najlepsze – pokazać Alecowi czubek języka, dopiero wtedy kończąc wypowiedź.
- Bo nie masz różdżki w pogotowiu. – To mówiąc, położyła ręce na biodrach i uśmiechnęła się triumfalnie spod burzy roztrzepanych włosów, stojąc tak boso i w krótkiej koszulce. Była w wybornym humorze, choć naprawdę nie przepadała za tak wczesnymi pobudkami. Ale skoro już wyszło jak wyszło…
- Co sobie życzysz na śniadanie, zmokła kuro? – Wesołość jej nie opuszczała, gdy posłała mężczyźnie całusa.
- Alec Greyback
Re: If I lay here, if I just lay here, would you lie with me and just forget the world?
Sob Cze 24, 2017 10:30 pm
Ze wszystkich najbardziej bezsensownych, a zarazem najmniej logicznych myśli, które kalały niewinną twarzyczkę Alyssy Meadowes – pomysł o jakimkolwiek związku był wyjątkowo absurdalny i głupi. Przecież nie byli nawet przyjaciółmi! Tkwili w takiej, a nie innej sytuacji przez cholernie przyciąganie księżyca, słońca, czy czegokolwiek. Nie potrafił dokładnie na to pytanie odpowiedzieć, ale bynajmniej nie było to jego winą, zważywszy na jego ocenę z astronomii i stosunek nauczyciela tego przedmiotu do rodu Greybacków.
Wracając jednak do tego, co działo się między nimi – jednego Alec był pewien. Nie pasowali do siebie i prędzej, czy później miało to też dotrzeć do tej upartej blondwłosej osóbki, leżącej po drugiej stronie łóżka. Natomiast sam stosunek chłopaka do relacji z Alyssą Meadowes cholernie - w tym momencie - komplikowały jego spierzchnięte wargi, które muskały delikatnie odsłonięte ramiona dziewczyny.
– Jeszcze czego? – skwitował krótkim, ochrypłym głosem, jednocześnie drażniąc swoim kilku-dniowym zarostem jej gładką, nieskażoną skórę na szyi. Tylko dwie rzeczy zawsze doskonale działały na wyciągnięcie Alyssy z łóżka – a jedną z nich – o ironio! – był Alec we własnej osobie i jego niepohamowane pragnienie bliskości. Właśnie czubkiem nosa sunął po ramieniu Alyssy, skutecznie zsuwając z niego ramiączko jej koszulki nocnej, gdy ta.. tak po prostu przekręciła głowę w jego kierunku i posłała mu to pełne wyrzutu spojrzenie. Może ktoś inny by się tym… przejął? Chociaż, patrząc na sylwetkę blondynki było to raczej niemożliwe. Ale nie on. Alec jedynie wywrócił teatralnie oczami. Nie spodziewał się jednak tego, co miało nastąpić później.
– Oh zdecydowanie to zrobię – odparł z niezwykłą oczywistością, wbijając wzrok w jej błękitne, błyszczące tęczówki. A gdy tak się do niego niebezpiecznie zbliżała, co było obietnicą naprawdę niezłego pocałunku – Alec zwilżył swoje wargi koniuszkiem języka, automatycznie spuszczając wzrok na jej bladoróżowe usteczka. Jednak nie było mu dane dostać tego, na co tak cierpliwie czekał. Sekundy potem usłyszał chlust wody i poczuł, jak po twarzy cieknie mu ta mokra ciecz… Może i lepiej, że Alyssa wyskoczyła z tego łóżka, jak oparzona, zanim on ją dorwał, ale prawda była taka, że nie miał zamiaru jej tego podarować. Z niezbyt zadowoloną miną opadł na poduszkę, przecierając twarz prawą ręką i uraczając ją niezwykle chłodnym spojrzeniem.
– A więc to tak? – spytał, przygryzając policzek od środka i przenosząc spojrzenie na pobliską ścianę. Wydawało się, jakby trwało to wieczność, a nie marne ułamki sekundy, ale gdy ponownie przeniósł na nią swoje spojrzenie, wszystko jakby się zmieniło, poczynając od jego nastroju, a kończąc na miejscu, w którym się znajdował. Greyback wręcz wyskoczył z łóżka, by od razu chwycić ją w pasie i przerzucić sobie przez ramię.
– Przeproś – wycedził przez zaciśnięte zęby, mocniej przyciskając ją do swojego ciała, a jednocześnie nieco przygniatając jej nogi. – Masz ostatnią szansę, Meadowes – ale nie był mężczyzną słowa, tak samo jak czynu. Nie czekał na żadną odpowiedź, tak po prostu udając się w kierunku łazienki. A potem… bez zbędnych słów, czy ceremonii, wciąż trzymając jej lekkie ciałko na swoim ramieniu, sięgnął dłonią w kierunku gałki od prysznica i puścił wodę – jak się miało okazać lodowatą wodę.
– Nigdy. Więcej. Tego. Nie. Rób. – i z triumfalnym uśmiechem postawił ją na środku wanny, wciąż trzymając w ręku szlauf, którym (bez żadnej litości) polewał ją po całym ciele.
Wracając jednak do tego, co działo się między nimi – jednego Alec był pewien. Nie pasowali do siebie i prędzej, czy później miało to też dotrzeć do tej upartej blondwłosej osóbki, leżącej po drugiej stronie łóżka. Natomiast sam stosunek chłopaka do relacji z Alyssą Meadowes cholernie - w tym momencie - komplikowały jego spierzchnięte wargi, które muskały delikatnie odsłonięte ramiona dziewczyny.
– Jeszcze czego? – skwitował krótkim, ochrypłym głosem, jednocześnie drażniąc swoim kilku-dniowym zarostem jej gładką, nieskażoną skórę na szyi. Tylko dwie rzeczy zawsze doskonale działały na wyciągnięcie Alyssy z łóżka – a jedną z nich – o ironio! – był Alec we własnej osobie i jego niepohamowane pragnienie bliskości. Właśnie czubkiem nosa sunął po ramieniu Alyssy, skutecznie zsuwając z niego ramiączko jej koszulki nocnej, gdy ta.. tak po prostu przekręciła głowę w jego kierunku i posłała mu to pełne wyrzutu spojrzenie. Może ktoś inny by się tym… przejął? Chociaż, patrząc na sylwetkę blondynki było to raczej niemożliwe. Ale nie on. Alec jedynie wywrócił teatralnie oczami. Nie spodziewał się jednak tego, co miało nastąpić później.
– Oh zdecydowanie to zrobię – odparł z niezwykłą oczywistością, wbijając wzrok w jej błękitne, błyszczące tęczówki. A gdy tak się do niego niebezpiecznie zbliżała, co było obietnicą naprawdę niezłego pocałunku – Alec zwilżył swoje wargi koniuszkiem języka, automatycznie spuszczając wzrok na jej bladoróżowe usteczka. Jednak nie było mu dane dostać tego, na co tak cierpliwie czekał. Sekundy potem usłyszał chlust wody i poczuł, jak po twarzy cieknie mu ta mokra ciecz… Może i lepiej, że Alyssa wyskoczyła z tego łóżka, jak oparzona, zanim on ją dorwał, ale prawda była taka, że nie miał zamiaru jej tego podarować. Z niezbyt zadowoloną miną opadł na poduszkę, przecierając twarz prawą ręką i uraczając ją niezwykle chłodnym spojrzeniem.
– A więc to tak? – spytał, przygryzając policzek od środka i przenosząc spojrzenie na pobliską ścianę. Wydawało się, jakby trwało to wieczność, a nie marne ułamki sekundy, ale gdy ponownie przeniósł na nią swoje spojrzenie, wszystko jakby się zmieniło, poczynając od jego nastroju, a kończąc na miejscu, w którym się znajdował. Greyback wręcz wyskoczył z łóżka, by od razu chwycić ją w pasie i przerzucić sobie przez ramię.
– Przeproś – wycedził przez zaciśnięte zęby, mocniej przyciskając ją do swojego ciała, a jednocześnie nieco przygniatając jej nogi. – Masz ostatnią szansę, Meadowes – ale nie był mężczyzną słowa, tak samo jak czynu. Nie czekał na żadną odpowiedź, tak po prostu udając się w kierunku łazienki. A potem… bez zbędnych słów, czy ceremonii, wciąż trzymając jej lekkie ciałko na swoim ramieniu, sięgnął dłonią w kierunku gałki od prysznica i puścił wodę – jak się miało okazać lodowatą wodę.
– Nigdy. Więcej. Tego. Nie. Rób. – i z triumfalnym uśmiechem postawił ją na środku wanny, wciąż trzymając w ręku szlauf, którym (bez żadnej litości) polewał ją po całym ciele.
- Marjorie Greyback
Re: If I lay here, if I just lay here, would you lie with me and just forget the world?
Nie Cze 25, 2017 12:51 am
- Jest niedziela… – Burknęła, wypowiadając to w taki sposób, jakby tym samym nie musiała dodawać już nic więcej.
Jest niedziela. Chcę spać.
Jest niedziela. Można się polenić.
Jest niedziela. Nie trzeba wstawać.
Jest niedziela. Przecież nie musimy wychodzić z łóżka… Tylko spać.
Jest niedziela. Jest niedziela w niedzielę, no. To dostateczny powód, by poleżeć.
Jest niedziela. A ja doskonale wiem, o czym myślisz.
Tak, to była dosyć zwykła niezwykła niedziela ze zwykłymi niezwykłymi chwytami, jakie miały na celu wywleczenie jej z pościeli. A ona, jak zawsze, nie była w stanie im nie ulec. Choć nie oznaczało to, iż tak od razu zamierzała się poddać. Trenowała silną wolę, jeszcze większy upór, jednocześnie czując uderzające w nią gorąco za każdym razem, gdy Alec składał kolejny pocałunek na jej rozgrzanej skórze. Musiała to sobie przyznać – przez takie momenty miał ją całą. Przez to, że wreszcie, nareszcie po takim czasie, odpuścił sobie szkolne zachowania. Być może nadal zdarzały się zgrzyty, jednak nie takie odpychające. Otwarcie ją całował… Gdyby tylko nie starał się nie dopuścić do jej ponownego odlotu w krainę snów, bo to akurat było problematyczne. Zwłaszcza że zawsze ostatecznie była bardziej skłonna wybrać jego. I wstanie, tak, i wstanie.
- Jak chcesz mnie budzić, musisz mi zaoferować coś lepszego niż sen. To proste. – Nie utrzymała swoich wyrzutów zbyt długo. Skoro tak naprawdę przestały istnieć już po krótkiej chwili, nie miała jak ich eksponować. Poza tym… Robienie tego typu min było dosyć nudzące. Zwłaszcza jeśli chciało się osiągnąć coś znacznie lepszego. Bowiem tak, zdecydowanie miała plany. Dwojakie, a jednak w pewnym punkcie całkiem zgrabnie się łączące. Aby jednak do nich dopuścić, musiała wstać, zaś wstawanie… Nadal nie kusiło tak bardzo jak leniwe pocałunki. Sen powoli zaczął odchodzić w odstawkę, ale pozostanie w łóżku – choć z innej przyczyny – mocno konkurowało z jej pomysłami.
Ostatecznie jednak woda ze szklanki znalazła dla siebie nowe miejsce, a kolejny bezgłośny całus poszybował w powietrzu. W końcu wiedziała, że zostanie jej to wybaczone, a tego typu fochy były nawet całkiem… Urocze. Broń Merlinie, by mu o tym teraz powiedziała, choć miała to na końcu języka, ale te złowrogie miny i chłodne spojrzenia spod mokrych włosów uważała właśnie za słodkie. Byle tylko nie trwały zbyt długo, bo po wydłużającej się chwili obserwowania Aleca gapiącego się w ścianę, była już skłonna zrobić mu przeprosinowe śniadanie do wilgotnego od wody łóżka – zupełnie tak, jakby na co dzień nie gotowała – i może… Dokończyć to, co zaczęli? Nie była pewna. Stojąc w koszulce, której jedno ramiączko nadal pozostawało zsunięte, i oczekując na odpowiedź. Nie spodziewała się jej w takiej formie, w jakiej nadeszła.
- Alec!
Nie, nie zamierzała przepraszać. Ani myślała. W końcu to on groził jej wykorzystaniem Aquamenti, czyż nie? Ona tylko się broniła. A że przed jakimkolwiek wodnym atakiem? Mniejsza z większą. Ona bawiła się tu wręcz wybornie. Nawet zwisając przez ramię Aleca, co nie było zbyt wygodne, ale wywoływało jej dalszy chichot… Połączony z wierceniem się i próbami ucieczki, oczywiście, bo nie wiedziała tak dokładnie, co mu siedziało w głowie, ale na ten moment domyślała się, że miało być to pełnowartościowym odwetem. W końcu mogła się tego spodziewać… Złowrogie wpatrywanie się w ścianie uśpiło jej czujność, lecz mogła się tego spodziewać. Problem w tym, iż nawet w najbardziej kreatywnych przewidywaniach, cóż, nie sądziła, że wyląduje pod prysznicem. Lodowatym jak nigdy.
- Przestań, przestań, przestań! – Jej pisk wypełnił łazienkę, jednak dało się w nim wyłapać nieustające rozbawienie. Nie traktowała tego jak chłodnej – cóż, może nie tak w przenośni, bo temperatura prysznica była faktycznie dosyć orzeźwiająca – zemsty. Dla niej była to zabawa, chociaż może trochę mniej szampańska niż wtedy, kiedy to ona oblewała Greybacka, w którą jakimś cudem udało jej się włączyć tego ponuraka. Dodatkowo powodując uśmiech na jego twarzy, co samo w sobie było sukcesem tysiąclecia. Gdyby tylko woda nie była tak lodowata, bo czuła się jak materiał na kostkę lodu. Odskakującą i usiłującą zakryć się przed strumieniem.
- Nie mogę nic takiego obiecać… Nie. Po. Tym. – Potrząsnęła głową – niczym pies, by strzepać z siebie kropelki wprost na Aleca – robiąc przy tym minę rasowego niewiniątka, któremu tylko przypadkiem nie zaoferowano noszenia aureoli. Fakt faktem, było jej jednak bliżej niż dalej do aniołka, nawet w tym momencie, kiedy to uśmiechała się w ten bezgrzeszny sposób, choć od temperatury spływającej po niej wody dostawała zimnych dreszczy i miała ochotę marszczyć nos. Tylko ona wiedziała, że jednocześnie już planowała odegranie się. Przez chwilę miętosząc w palcach ramiączko koszulki, zsuwając je odrobinę i poruszając brwią.
- Może tak to… Odłożysz? – Spytała z błyskiem w oczach, zaraz jednak znowu wykonując ruch. Tym razem jednak nie chcąc odsunąć się od strumienia, a wręcz przeciwnie – doskakując do przodu i tym samym wywierając nacisk na słuchawkę od prysznica w rękach mężczyzny, której wylot skierował się w górę. Nieistotny był teraz sufit czy zalana łazienka… Istotne było podzielenie się przyjemnie chłodnym deszczem. A ona znowu się śmiała…
- Odłóż to i chodź do mnie. – Zaproszenie? Propozycja? A może coś na kształt rozkazu w wieloznacznej otoczce? – Hm?
Jest niedziela. Chcę spać.
Jest niedziela. Można się polenić.
Jest niedziela. Nie trzeba wstawać.
Jest niedziela. Przecież nie musimy wychodzić z łóżka… Tylko spać.
Jest niedziela. Jest niedziela w niedzielę, no. To dostateczny powód, by poleżeć.
Jest niedziela. A ja doskonale wiem, o czym myślisz.
Tak, to była dosyć zwykła niezwykła niedziela ze zwykłymi niezwykłymi chwytami, jakie miały na celu wywleczenie jej z pościeli. A ona, jak zawsze, nie była w stanie im nie ulec. Choć nie oznaczało to, iż tak od razu zamierzała się poddać. Trenowała silną wolę, jeszcze większy upór, jednocześnie czując uderzające w nią gorąco za każdym razem, gdy Alec składał kolejny pocałunek na jej rozgrzanej skórze. Musiała to sobie przyznać – przez takie momenty miał ją całą. Przez to, że wreszcie, nareszcie po takim czasie, odpuścił sobie szkolne zachowania. Być może nadal zdarzały się zgrzyty, jednak nie takie odpychające. Otwarcie ją całował… Gdyby tylko nie starał się nie dopuścić do jej ponownego odlotu w krainę snów, bo to akurat było problematyczne. Zwłaszcza że zawsze ostatecznie była bardziej skłonna wybrać jego. I wstanie, tak, i wstanie.
- Jak chcesz mnie budzić, musisz mi zaoferować coś lepszego niż sen. To proste. – Nie utrzymała swoich wyrzutów zbyt długo. Skoro tak naprawdę przestały istnieć już po krótkiej chwili, nie miała jak ich eksponować. Poza tym… Robienie tego typu min było dosyć nudzące. Zwłaszcza jeśli chciało się osiągnąć coś znacznie lepszego. Bowiem tak, zdecydowanie miała plany. Dwojakie, a jednak w pewnym punkcie całkiem zgrabnie się łączące. Aby jednak do nich dopuścić, musiała wstać, zaś wstawanie… Nadal nie kusiło tak bardzo jak leniwe pocałunki. Sen powoli zaczął odchodzić w odstawkę, ale pozostanie w łóżku – choć z innej przyczyny – mocno konkurowało z jej pomysłami.
Ostatecznie jednak woda ze szklanki znalazła dla siebie nowe miejsce, a kolejny bezgłośny całus poszybował w powietrzu. W końcu wiedziała, że zostanie jej to wybaczone, a tego typu fochy były nawet całkiem… Urocze. Broń Merlinie, by mu o tym teraz powiedziała, choć miała to na końcu języka, ale te złowrogie miny i chłodne spojrzenia spod mokrych włosów uważała właśnie za słodkie. Byle tylko nie trwały zbyt długo, bo po wydłużającej się chwili obserwowania Aleca gapiącego się w ścianę, była już skłonna zrobić mu przeprosinowe śniadanie do wilgotnego od wody łóżka – zupełnie tak, jakby na co dzień nie gotowała – i może… Dokończyć to, co zaczęli? Nie była pewna. Stojąc w koszulce, której jedno ramiączko nadal pozostawało zsunięte, i oczekując na odpowiedź. Nie spodziewała się jej w takiej formie, w jakiej nadeszła.
- Alec!
Nie, nie zamierzała przepraszać. Ani myślała. W końcu to on groził jej wykorzystaniem Aquamenti, czyż nie? Ona tylko się broniła. A że przed jakimkolwiek wodnym atakiem? Mniejsza z większą. Ona bawiła się tu wręcz wybornie. Nawet zwisając przez ramię Aleca, co nie było zbyt wygodne, ale wywoływało jej dalszy chichot… Połączony z wierceniem się i próbami ucieczki, oczywiście, bo nie wiedziała tak dokładnie, co mu siedziało w głowie, ale na ten moment domyślała się, że miało być to pełnowartościowym odwetem. W końcu mogła się tego spodziewać… Złowrogie wpatrywanie się w ścianie uśpiło jej czujność, lecz mogła się tego spodziewać. Problem w tym, iż nawet w najbardziej kreatywnych przewidywaniach, cóż, nie sądziła, że wyląduje pod prysznicem. Lodowatym jak nigdy.
- Przestań, przestań, przestań! – Jej pisk wypełnił łazienkę, jednak dało się w nim wyłapać nieustające rozbawienie. Nie traktowała tego jak chłodnej – cóż, może nie tak w przenośni, bo temperatura prysznica była faktycznie dosyć orzeźwiająca – zemsty. Dla niej była to zabawa, chociaż może trochę mniej szampańska niż wtedy, kiedy to ona oblewała Greybacka, w którą jakimś cudem udało jej się włączyć tego ponuraka. Dodatkowo powodując uśmiech na jego twarzy, co samo w sobie było sukcesem tysiąclecia. Gdyby tylko woda nie była tak lodowata, bo czuła się jak materiał na kostkę lodu. Odskakującą i usiłującą zakryć się przed strumieniem.
- Nie mogę nic takiego obiecać… Nie. Po. Tym. – Potrząsnęła głową – niczym pies, by strzepać z siebie kropelki wprost na Aleca – robiąc przy tym minę rasowego niewiniątka, któremu tylko przypadkiem nie zaoferowano noszenia aureoli. Fakt faktem, było jej jednak bliżej niż dalej do aniołka, nawet w tym momencie, kiedy to uśmiechała się w ten bezgrzeszny sposób, choć od temperatury spływającej po niej wody dostawała zimnych dreszczy i miała ochotę marszczyć nos. Tylko ona wiedziała, że jednocześnie już planowała odegranie się. Przez chwilę miętosząc w palcach ramiączko koszulki, zsuwając je odrobinę i poruszając brwią.
- Może tak to… Odłożysz? – Spytała z błyskiem w oczach, zaraz jednak znowu wykonując ruch. Tym razem jednak nie chcąc odsunąć się od strumienia, a wręcz przeciwnie – doskakując do przodu i tym samym wywierając nacisk na słuchawkę od prysznica w rękach mężczyzny, której wylot skierował się w górę. Nieistotny był teraz sufit czy zalana łazienka… Istotne było podzielenie się przyjemnie chłodnym deszczem. A ona znowu się śmiała…
- Odłóż to i chodź do mnie. – Zaproszenie? Propozycja? A może coś na kształt rozkazu w wieloznacznej otoczce? – Hm?
- Alec Greyback
Re: If I lay here, if I just lay here, would you lie with me and just forget the world?
Pon Cze 26, 2017 9:37 pm
Żadne krzyki, piski, wiercenie nijak na niego nie działały. Z kolei – śmiechy i chichy? O Panie! Z jeszcze bardziej zaciętą miną i szybszym dwa razy krokiem udał się do łazienki z myślą, jak wspaniałe to będzie uczucie, gdy zmyje z twarzyczki Alyssy ten jakże irytujący uśmiech. Przecież nie miała tego traktować, jak zabawę! Ale Greybacka nic już nie dziwiło, bo ta dziewczyna miała po prostu nie po kolei w głowie i odbierała bodźce świata zewnętrznego w dość… niekonwencjonalny sposób. I szczerze? Powoli zaczynał się do tego przyzwyczajać. Przyzwyczajać, ale na Merlina zdecydowanie NIE tolerować.
Dlatego z wielką satysfakcją i triumfalnym uśmieszkiem polewał ją lodowatą wodą w nadziei, że to nauczy blondynkę trochę… pokory. Miał wrażenie, jakby przez tych kilka tygodni bycia totalnie ugodowym, teraz miał niepowtarzalną okazję, by się na tej drobnej istotce po prostu zemścić. A skoro ona traktowała to jako zabawę, to najwyraźniej miał upiec dwie pieczenie na jednym ogniu, tym samym unikając pretensji i niepożądanych kłótni.
– Nie? To twoje ostateczne słowo? – zapytał z cieniem rozbawienia, ale w jego oczach malowała się tylko i wyłącznie powaga. I Alec wręcz wzniósł słuchawkę, by tym razem uraczyć lodowatą wodą również czubek włosów Alyssy, sprawiając, że dziewczyna była teraz mokra dosłownie – co do ostatniego suchego włosa. I co prawda pojedyncze kropelki wody, sprawiły, że przez ciało Aleca przeszedł dreszcz, ale jak taki rasowy twardziel – nie miał zamiaru jej tego pokazać. Zacisnął mocniej zęby – niby to w skupieniu i zacisnął mocniej palce ręki słuchawce.
– Odłożyć? Kochanie, ja się dopiero rozkręcam – i znowu, jak to miał w zwyczaju – przekręcił słowo tak mile się kojarzące w tak.. drażniące dla ucha i pełne nieopisanej drwiny. Nie spodziewał się jednak, że to dziewczę jest w stanie wymyślić tego typu odwet. Przyznaję, na moment stracił rachubę, ale fakt, że był od niej wyższy i ze trzy razy silniejszy dał mu przewagę. Chłopak jedynie zrobił krok do tyłu, odskakując nieco, po czym mocniej złapał za słuchawkę i z powrotem przekręcił ją w stronę dziewczyny. Jednak nie na długo. Kilka sekundy po tej małej walce o władzę w łazience, przesiąkniętej milczeniem i złowrogim mierzeniem wzrokiem, Alec tak po prostu wyciągnął wolną rękę przed siebie i zakręcił korek, tym samym ustępując.
– Hmm? – burknął głupio, wznosząc brwi ku górze i świdrując wzrokiem dziewczynę, zupełnie jakby się zastanawiał, czy się nie przesłyszał. Jego wargi się nieco rozchyliły, natomiast ciemne oczy przeszyły zmoczoną od stóp po głowę dziewczynę. I muszę przyznać, że w jego myślach toczyła się teraz istna walka, ale po krótkiej chwili Alec rzucił prosto w Alyssę zwiniętym w kłębek czerwonym ręcznikiem.
– Rozważę propozycję, jeśli zrobisz coś z sobą i przestaniesz wyglądać jak inferius – i wręcz puścił jej oczko, kierując się ku wyjściu z łazienki. Jednak przy przekraczaniu progu, przekręcił głowę przez ramię i dodał: – Och, Meadowes. Nie jestem aż TAKI łatwy, ani zdesperowany. Idę zapalić, przyjdź, jak siię… – i tu zmierzył ją spojrzeniem – ogarniesz.
I bezceremonialnie udał się w kierunku kuchni, gdzie rzeczywiście odpalił papierosa i zaciągnął się porządnie, nie kryjąc zadowolenia, które powoli wkradło się na jego twarz.
Dlatego z wielką satysfakcją i triumfalnym uśmieszkiem polewał ją lodowatą wodą w nadziei, że to nauczy blondynkę trochę… pokory. Miał wrażenie, jakby przez tych kilka tygodni bycia totalnie ugodowym, teraz miał niepowtarzalną okazję, by się na tej drobnej istotce po prostu zemścić. A skoro ona traktowała to jako zabawę, to najwyraźniej miał upiec dwie pieczenie na jednym ogniu, tym samym unikając pretensji i niepożądanych kłótni.
– Nie? To twoje ostateczne słowo? – zapytał z cieniem rozbawienia, ale w jego oczach malowała się tylko i wyłącznie powaga. I Alec wręcz wzniósł słuchawkę, by tym razem uraczyć lodowatą wodą również czubek włosów Alyssy, sprawiając, że dziewczyna była teraz mokra dosłownie – co do ostatniego suchego włosa. I co prawda pojedyncze kropelki wody, sprawiły, że przez ciało Aleca przeszedł dreszcz, ale jak taki rasowy twardziel – nie miał zamiaru jej tego pokazać. Zacisnął mocniej zęby – niby to w skupieniu i zacisnął mocniej palce ręki słuchawce.
– Odłożyć? Kochanie, ja się dopiero rozkręcam – i znowu, jak to miał w zwyczaju – przekręcił słowo tak mile się kojarzące w tak.. drażniące dla ucha i pełne nieopisanej drwiny. Nie spodziewał się jednak, że to dziewczę jest w stanie wymyślić tego typu odwet. Przyznaję, na moment stracił rachubę, ale fakt, że był od niej wyższy i ze trzy razy silniejszy dał mu przewagę. Chłopak jedynie zrobił krok do tyłu, odskakując nieco, po czym mocniej złapał za słuchawkę i z powrotem przekręcił ją w stronę dziewczyny. Jednak nie na długo. Kilka sekundy po tej małej walce o władzę w łazience, przesiąkniętej milczeniem i złowrogim mierzeniem wzrokiem, Alec tak po prostu wyciągnął wolną rękę przed siebie i zakręcił korek, tym samym ustępując.
– Hmm? – burknął głupio, wznosząc brwi ku górze i świdrując wzrokiem dziewczynę, zupełnie jakby się zastanawiał, czy się nie przesłyszał. Jego wargi się nieco rozchyliły, natomiast ciemne oczy przeszyły zmoczoną od stóp po głowę dziewczynę. I muszę przyznać, że w jego myślach toczyła się teraz istna walka, ale po krótkiej chwili Alec rzucił prosto w Alyssę zwiniętym w kłębek czerwonym ręcznikiem.
– Rozważę propozycję, jeśli zrobisz coś z sobą i przestaniesz wyglądać jak inferius – i wręcz puścił jej oczko, kierując się ku wyjściu z łazienki. Jednak przy przekraczaniu progu, przekręcił głowę przez ramię i dodał: – Och, Meadowes. Nie jestem aż TAKI łatwy, ani zdesperowany. Idę zapalić, przyjdź, jak siię… – i tu zmierzył ją spojrzeniem – ogarniesz.
I bezceremonialnie udał się w kierunku kuchni, gdzie rzeczywiście odpalił papierosa i zaciągnął się porządnie, nie kryjąc zadowolenia, które powoli wkradło się na jego twarz.
- Marjorie Greyback
Re: If I lay here, if I just lay here, would you lie with me and just forget the world?
Pon Cze 26, 2017 10:46 pm
W obecnym świecie, w czasach, gdy dookoła działo się tyle okropnych rzeczy… Chyba po prostu tego potrzebowała. Utrzymania własnego spojrzenia na świat, upartego trwania przy swoich założeniach czy choćby tej… Zabawy. Bowiem faktycznie – nawet lodowaty prysznic, powodujący dreszcze i ciarki na skórze, był dla niej czymś na swój sposób zabawnym. Świętowała przecież swego rodzaju zwycięstwo. Moment, w którym udało jej się wydobyć z Aleca chociaż odrobinę normalnej spontaniczności. Dla tego była w stanie przeżyć nawet własną wersję arktycznej kąpieli w łazience. Po to, by zobaczyć szczery uśmiech na jego twarzy. Coś, co nie było sztywne i opanowane, w pewnym sensie może nawet zakłamane jak cała jego zwyczajowa postawa. Było warto. Nawet dla tych kilku sekund.
Nie oznaczało to jednak, że zamierzała mu odpuścić. Nie. Jedynym, co tak naprawdę w tej chwili zamierzała, było bronienie się. Jednocześnie z uporem maniaka, cóż, trwając przy deklaracji, że go nie przeprosi i że sama nie wie, co będzie w przyszłości, więc nie obiecuje poprawy. Jakby tego było mało… Blondynka postanowiła najprawdopodobniej pogłębić swoją lodowatą i mokrą karę, pokazując brunetowi język. Bawiło ją to. Zwyczajnie ją to bawiło, mimo że piszczała w najlepsze, szykując się na odwet.
Całkiem udany, jak na jej oko. Przynajmniej do momentu, kiedy strumień wody ponownie nie musnął jej skóry, sprawiając, że Alyssa aż podskoczyła. To było wredne. Oj, to było zwyczajnie wredne. Nawet jeśli zaraz zrezygnował z rozkręcania się, zakręcając kran. I choć mogła wykorzystać to na swoją korzyść, ponownie biorąc na nim odwet… Nie zrobiła tego. Ba!, zaskakując samą siebie i najwyraźniej także Aleca. Najwyraźniej jego znacznie bardziej.
Słysząc burknięcie, nie powtórzyła swoich wcześniejszych słów, znacząco unosząc brew i uśmiechając się bardziej promiennie, co tylko podkreśliło błysk w jej oczach. Chyba była wystarczająco zrozumiała, prawda? Jak na siebie, bardziej już być nie mogła. Przez chwilę nawet żywiąc przekonanie, iż to faktycznie miało wystarczyć... Chwilę później dostając jednak zwiniętym ręcznikiem. I musiała przyznać, po prostu musiała, jak bardzo ją to zaskoczyło. Tak samo jak późniejsze słowa Aleca, na które zareagowała coraz mocniejszym marszczeniem czoła, a na koniec wyłącznie cichym parsknięciem. Ubranym w słowa dopiero w momencie, gdy mężczyzna postanowił opuścić pomieszczenie.
- Oj, Greyback… – Mruknęła za nim. Cicho, niby to do samej siebie, lecz wystarczająco słyszalnie. – Naprawdę sądzisz, że będzie mi się chciało rozbierać, gdy już się… Ogarnę? – Niedoczekanie. Uśmiechając się pobłażliwie pod nosem, prychnęła cicho. W końcu nie od wczoraj wiadomo było, iż kobiety potrzebowały czasu, by wyglądać dobrze. I nawet jeśli ona sama nie zamierzała godzinami się stroić, bo przecież nie planowała żadnych oficjalnych niedzielnych obiadków czy czegoś w tym rodzaju, tylko doprowadzić do porządku… Cóż, nie zamierzała więcej nalegać.
Wciąż jeszcze ubrana w przemoczoną koszulkę, wyszła z wanny, przemykając się do szafki z ubraniami i powracając do łazienki. Mokry ślad, jaki za sobą zostawiła, niespecjalnie ją przejął. Przynajmniej nie, jeśli dobrze wiedziała, że rosnąca temperatura na zewnątrz i ciepłe promienie słoneczne zaraz zrobią swoje. Zaczęła więc ogarniać się po prysznicu, wycierając włosy ręcznikiem i zostawiając turban na głowie. I z początku naprawdę, bez dwóch zdań zamierzała właśnie tak wyjść – z okręconymi wilgotnymi włosami, w całkowicie domowym ubraniu, boso i bez makijażu, jednak… Wystarczyło spojrzenie w lustro, by coś podkusiło ją do przebrania się w sukienkę, którą swego czasu zostawiła zawieszoną na wieszaku w łazience, wysuszenia włosów i umalowania się. Nieznacznego, ale jednak.
A potem… Zebrała się. Jak gdyby nic, ot tak, po prostu wchodząc do pomieszczenia i praktycznie od razu udając się w kierunku aneksu kuchennego. Nie uraczyła przy tym Aleca ani jednym przelotnym spojrzeniem, choć bez wątpienia go przecież zauważyła, mijając się z nim w drodze do jednej z szafek. Tej, z której – unosząc się na czubkach palców stóp – zaczęła wyciągać kolejne naczynia. Wkrótce zaczynając też nucić coś cicho pod nosem i przerywając tylko po to, by rzucić prozaiczne:
- Uchyl okno albo idź na balkon, proszę. – Cóż, trzeba było dodawać, iż nawet w tym momencie nie przeniosła na niego swojego wzroku, powracając do podśpiewywania i wyjmowania talerzy?
Nie, nie była zła. Nie starała się nawet udawać, iż czuła się obrażona. Wręcz przeciwnie, jej mina mówiła sama za siebie – Alyssa Meadowes była rozbawiona. Na początku także lekko zdziwiona, lecz obecnie zwyczajnie rozweselona i może odrobinę niedowierzająca. Jak wcześniej przyznała, nie miała zamiaru więcej poruszać tematów związanych z jej ogarnięciem się. Nie potrzebowała męczyć nikogo rozważaniem propozycji. Tym bardziej Aleca, który był przecież tak zapracowany zatruwaniem sobie płuc. Ona zaś postanowiła zająć się śniadaniem. Co prawda, nadal nie otrzymując stosownej odpowiedzi odnośnie jedzenia, ale zamierzając postawić na coś zwyczajnego. Dzień jak co dzień, nieprawdaż?
Nie oznaczało to jednak, że zamierzała mu odpuścić. Nie. Jedynym, co tak naprawdę w tej chwili zamierzała, było bronienie się. Jednocześnie z uporem maniaka, cóż, trwając przy deklaracji, że go nie przeprosi i że sama nie wie, co będzie w przyszłości, więc nie obiecuje poprawy. Jakby tego było mało… Blondynka postanowiła najprawdopodobniej pogłębić swoją lodowatą i mokrą karę, pokazując brunetowi język. Bawiło ją to. Zwyczajnie ją to bawiło, mimo że piszczała w najlepsze, szykując się na odwet.
Całkiem udany, jak na jej oko. Przynajmniej do momentu, kiedy strumień wody ponownie nie musnął jej skóry, sprawiając, że Alyssa aż podskoczyła. To było wredne. Oj, to było zwyczajnie wredne. Nawet jeśli zaraz zrezygnował z rozkręcania się, zakręcając kran. I choć mogła wykorzystać to na swoją korzyść, ponownie biorąc na nim odwet… Nie zrobiła tego. Ba!, zaskakując samą siebie i najwyraźniej także Aleca. Najwyraźniej jego znacznie bardziej.
Słysząc burknięcie, nie powtórzyła swoich wcześniejszych słów, znacząco unosząc brew i uśmiechając się bardziej promiennie, co tylko podkreśliło błysk w jej oczach. Chyba była wystarczająco zrozumiała, prawda? Jak na siebie, bardziej już być nie mogła. Przez chwilę nawet żywiąc przekonanie, iż to faktycznie miało wystarczyć... Chwilę później dostając jednak zwiniętym ręcznikiem. I musiała przyznać, po prostu musiała, jak bardzo ją to zaskoczyło. Tak samo jak późniejsze słowa Aleca, na które zareagowała coraz mocniejszym marszczeniem czoła, a na koniec wyłącznie cichym parsknięciem. Ubranym w słowa dopiero w momencie, gdy mężczyzna postanowił opuścić pomieszczenie.
- Oj, Greyback… – Mruknęła za nim. Cicho, niby to do samej siebie, lecz wystarczająco słyszalnie. – Naprawdę sądzisz, że będzie mi się chciało rozbierać, gdy już się… Ogarnę? – Niedoczekanie. Uśmiechając się pobłażliwie pod nosem, prychnęła cicho. W końcu nie od wczoraj wiadomo było, iż kobiety potrzebowały czasu, by wyglądać dobrze. I nawet jeśli ona sama nie zamierzała godzinami się stroić, bo przecież nie planowała żadnych oficjalnych niedzielnych obiadków czy czegoś w tym rodzaju, tylko doprowadzić do porządku… Cóż, nie zamierzała więcej nalegać.
Wciąż jeszcze ubrana w przemoczoną koszulkę, wyszła z wanny, przemykając się do szafki z ubraniami i powracając do łazienki. Mokry ślad, jaki za sobą zostawiła, niespecjalnie ją przejął. Przynajmniej nie, jeśli dobrze wiedziała, że rosnąca temperatura na zewnątrz i ciepłe promienie słoneczne zaraz zrobią swoje. Zaczęła więc ogarniać się po prysznicu, wycierając włosy ręcznikiem i zostawiając turban na głowie. I z początku naprawdę, bez dwóch zdań zamierzała właśnie tak wyjść – z okręconymi wilgotnymi włosami, w całkowicie domowym ubraniu, boso i bez makijażu, jednak… Wystarczyło spojrzenie w lustro, by coś podkusiło ją do przebrania się w sukienkę, którą swego czasu zostawiła zawieszoną na wieszaku w łazience, wysuszenia włosów i umalowania się. Nieznacznego, ale jednak.
A potem… Zebrała się. Jak gdyby nic, ot tak, po prostu wchodząc do pomieszczenia i praktycznie od razu udając się w kierunku aneksu kuchennego. Nie uraczyła przy tym Aleca ani jednym przelotnym spojrzeniem, choć bez wątpienia go przecież zauważyła, mijając się z nim w drodze do jednej z szafek. Tej, z której – unosząc się na czubkach palców stóp – zaczęła wyciągać kolejne naczynia. Wkrótce zaczynając też nucić coś cicho pod nosem i przerywając tylko po to, by rzucić prozaiczne:
- Uchyl okno albo idź na balkon, proszę. – Cóż, trzeba było dodawać, iż nawet w tym momencie nie przeniosła na niego swojego wzroku, powracając do podśpiewywania i wyjmowania talerzy?
Nie, nie była zła. Nie starała się nawet udawać, iż czuła się obrażona. Wręcz przeciwnie, jej mina mówiła sama za siebie – Alyssa Meadowes była rozbawiona. Na początku także lekko zdziwiona, lecz obecnie zwyczajnie rozweselona i może odrobinę niedowierzająca. Jak wcześniej przyznała, nie miała zamiaru więcej poruszać tematów związanych z jej ogarnięciem się. Nie potrzebowała męczyć nikogo rozważaniem propozycji. Tym bardziej Aleca, który był przecież tak zapracowany zatruwaniem sobie płuc. Ona zaś postanowiła zająć się śniadaniem. Co prawda, nadal nie otrzymując stosownej odpowiedzi odnośnie jedzenia, ale zamierzając postawić na coś zwyczajnego. Dzień jak co dzień, nieprawdaż?
- Alec Greyback
Re: If I lay here, if I just lay here, would you lie with me and just forget the world?
Sro Cze 28, 2017 8:19 pm
Najwyraźniej Alyssa wzięła sobie głęboko do serca jego słowa o „ogarnięciu się”, bo Greyback w tym czasie zdążył wypalić już dwa papierosy i zacząć trzeciego. Wciąż będąc jedynie w czarnych bokserkach, opierał się plecami o ścianę, jednocześnie wyglądając przez okno i popijając ciemną jak smoła kawę. Początkowo całkowita cisza i brak irytującego trajkotania Meadowes wprowadziły go w dość dobre poczucie humoru, ale po przekroczeniu pewnego okresu czasowego – każda kolejna sekunda dłużyła mu się niemiłosiernie, nie wspominając o minucie! Dlatego gdy tylko do jego uszu dotarł dźwięk otwieranych drzwi łazienek, Alec automatycznie przeniósł wzrok w jej kierunku. I na Merlina, tym razem nawet nie miał zamiaru kryć cienia zadziornego uśmieszku, który wykrzywił jego twarz.
– Co jest, Blondie? – zagaił zachrypniętym od fajek głosem, kiedy już znalazła się dość blisko niego. I nawet nie przyszłoby mu do głowy, że Alyssa nie ma zamiaru uraczyć go spojrzeniem, bo prawdopodobnie jest na niego wściekła, ale wtedy rzuciła w jego kierunku tę uwagę, bez tego typowego spojrzenia. Właśnie wtedy brwi Aleca gwałtownie poszybowały do góry.
– Naaah, nie przeszkadza mi to zbytnio – mruknął ze złośliwym uśmieszkiem, przyglądając jej się uważnie kątem oka. A gdy zobaczył jej próby siłowania się z naczyniami, stanął tuż za nią, wyciągając dłoń przed siebie i przytrzymując naczynia w taki sposób, żeby Meadowes nie tylko nie mogła ich ściągnąć, ale również, by te schowały się z powrotem do środka.
– Dzisiaj ja robię śniadanie – oznajmił nieznoszącym sprzeciwu głosem, co mogło zabrzmieć odrobinę komicznie, bo papieros, który wciąż znajdywał się między jego zębami, wesoło podskakiwał podczas wypowiadania tych słów. Alec po raz ostatni zaciągnął się papierosem, po czym odłożył go na parapet. Przez chwilę po prostu tak stał za nią, będąc cholernie blisko, ale potem jego dłonie znalazły się na biodrach dziewczyny, natomiast usta znalazły się przy jej małżowinie usznej.
– Zrobiłaś to coś i podziałało, teraz możesz mnie mieć – ot, kolejne do kolekcji wyznanie Aleca z serii „jak powiedzieć dziewczynie, że ładnie wygląda”. I już sekundę po wypowiedzeniu tych słów przygryzł delikatnie płatek jej ucha.
– Co jest, Blondie? – zagaił zachrypniętym od fajek głosem, kiedy już znalazła się dość blisko niego. I nawet nie przyszłoby mu do głowy, że Alyssa nie ma zamiaru uraczyć go spojrzeniem, bo prawdopodobnie jest na niego wściekła, ale wtedy rzuciła w jego kierunku tę uwagę, bez tego typowego spojrzenia. Właśnie wtedy brwi Aleca gwałtownie poszybowały do góry.
– Naaah, nie przeszkadza mi to zbytnio – mruknął ze złośliwym uśmieszkiem, przyglądając jej się uważnie kątem oka. A gdy zobaczył jej próby siłowania się z naczyniami, stanął tuż za nią, wyciągając dłoń przed siebie i przytrzymując naczynia w taki sposób, żeby Meadowes nie tylko nie mogła ich ściągnąć, ale również, by te schowały się z powrotem do środka.
– Dzisiaj ja robię śniadanie – oznajmił nieznoszącym sprzeciwu głosem, co mogło zabrzmieć odrobinę komicznie, bo papieros, który wciąż znajdywał się między jego zębami, wesoło podskakiwał podczas wypowiadania tych słów. Alec po raz ostatni zaciągnął się papierosem, po czym odłożył go na parapet. Przez chwilę po prostu tak stał za nią, będąc cholernie blisko, ale potem jego dłonie znalazły się na biodrach dziewczyny, natomiast usta znalazły się przy jej małżowinie usznej.
– Zrobiłaś to coś i podziałało, teraz możesz mnie mieć – ot, kolejne do kolekcji wyznanie Aleca z serii „jak powiedzieć dziewczynie, że ładnie wygląda”. I już sekundę po wypowiedzeniu tych słów przygryzł delikatnie płatek jej ucha.
- Marjorie Greyback
Re: If I lay here, if I just lay here, would you lie with me and just forget the world?
Sro Cze 28, 2017 9:25 pm
- Niedziela. – Stwierdziła lekko, jak gdyby nigdy nic, przeczesując palcami jasną grzywkę i nawet nie zatrzymując się w drodze do szafki. Jeśli oczekiwał od niej jakiejś bardziej wyszukanej odpowiedzi… Cóż, nie miał jej otrzymać. Nawet jeśli przez chwilę rozważała inne opcje, nie mogąc powstrzymać się od ukradkowego spojrzenia, jakie rzuciła na niego, gdy weszła do pomieszczenia. Znacznie bardziej wolała dalej sobie z nim pogrywać. Tym razem jednak w nieco innej formie. Od samego początku, praktycznie od wczesnego ranka, wiedziała, jak skończy się ta gra.
- Tobie, tak w żadnym razie, nie przeszkadzałoby nawet życie w towarzystwie kolonii smoków. – Bąknęła w odpowiedzi, trwając w swoim upartym postanowieniu, by nie kierować wzroku w stronę Aleca. Wszędzie, ale nie na niego. I choć nie było to zbyt łatwe, bo po prostu… Lubiła na niego patrzeć – ha, zwłaszcza w tejporannej wersji – jej wrodzona skłonność do uporu wreszcie się na coś przydała. Chciał z nią pogrywać w ten sposób? Jak najbardziej mógł to robić, lecz ostateczna wygrana i tak miała być po jej stronie.
Cóż. Nie znosiła papierosów, krztuszącego dymu, zapachu towarzyszącego szarawym chmurom… I nie miała tego polubić. Najprawdopodobniej nigdy. Nie zamierzała też udawać, że to lubi czy choćby akceptuje. Była to jedna z tych rzeczy, jakich nie mogła przełknąć, choć przysięgłaby, że za każdym razem czuła smak alecowych fajek w swoim własnym gardle. I to bez wcześniejszych pocałunków. Dlatego, jeśli już chciał dalej się truć – czego również szczerze nie pochwalała – balkon był do tego najodpowiedniejszy. A ona zamierzała go tam wyganiać. Raz po raz. Po prostu…
- Sio z mieszkania. – Machnęła wolną dłonią, na oślep wskazując drzwi prowadzące na balkon. To była jedna z niewątpliwych zalet tego miejsca. Zwyczajnie nie dało się nie ogarniać jego układu oraz tego, co gdzie się miało. Było na to ciut za mało miejsca, chociaż cały metraż wydawał jej się całkiem przyzwoity. Jak to mówią – ciasny, ale własny. Czuła się tu lepiej niż gdziekolwiek indziej, włącznie ze swoim rodzinnym domem, w którym pomieściłaby się niemała wielokrotność takich mieszkanek. Chociaż większość tego typu wrażeń nie zależała przecież od samego miejsca. Ono było istotne, lecz nie tak bardzo.
- Ej! – No… Właśnie. Może jednak było dosyć ważne w jednej kwestii – przygotowywania jedzenia, które zazwyczaj nie obywało się dla niej bez stawania na stołki czy wspinania się po blatach. Co Alec najwyraźniej postanowił wykorzystać na swoją korzyść, blokując blondynce możliwość dalszego siłowania się z półkami i prawie zaskarbiając sobie niezadowolone spojrzenie. Prawie, bo jego słowa dosyć skutecznie go przed tym uratowały. Dodatkowo sprawiając, że brwi Alyssy uniosły się w zdziwieniu.
- Ty. Robisz śniadanie… Dobrowolnie. Czekaj, co to za okazja? – Wydając z siebie coś na kształt pogodnego parsknięcia, potrząsnęła głową. Nie, o niczym nie zapomniała. Była tego wręcz stuprocentowo pewna. Nie to, żeby taka propozycja jakkolwiek jej przeszkadzała. Nie, nie, nie. Była jednak dosyć… Zaskakująca i zastanawiająca. Przynajmniej do pewnego momentu. Dokładniej rzecz biorąc – do chwili, kiedy brunet położył dłonie na jej biodrach. Wtedy to pojęła. Naprawdę rozważał jej propozycję. Uśmiechnęła się do siebie pod nosem.
- To coś…? Wysłów się, Greyback. – Mruknęła, unosząc kącik ust, a jednak wciąż wpatrując się w talerze w szafce nad głową. Z najczystszego rodzaju przekory, jaką w sobie nosiła. Chwilę później jedna z jej dłoni musnęła jednak włosy Aleca, gdy dziewczyna powoli uniosła ją do tyłu, przegarniając palcami jego czuprynę. – Wiem, że mogę… – Mimowolne westchnienie połączone z dreszczem, jaki przeszedł ją, gdy mężczyzna przygryzł jej ucho, mówiły same za siebie. Słowa Alyssy były jednak całkowicie inne. – Pytanie, czy wciąż chcę… Ogarnęłam się. – Zgodnie z tym, co wymamrotała wtedy w łazience, musiała się odgryźć. Szczególnie za tego inferiusa, oj, po prostu musiała to zrobić. Nawet jeśli była to jedna z tych sytuacji, w których Meadowes ciężko było zapanować nad własnymi odruchami.
- Tobie, tak w żadnym razie, nie przeszkadzałoby nawet życie w towarzystwie kolonii smoków. – Bąknęła w odpowiedzi, trwając w swoim upartym postanowieniu, by nie kierować wzroku w stronę Aleca. Wszędzie, ale nie na niego. I choć nie było to zbyt łatwe, bo po prostu… Lubiła na niego patrzeć – ha, zwłaszcza w tejporannej wersji – jej wrodzona skłonność do uporu wreszcie się na coś przydała. Chciał z nią pogrywać w ten sposób? Jak najbardziej mógł to robić, lecz ostateczna wygrana i tak miała być po jej stronie.
Cóż. Nie znosiła papierosów, krztuszącego dymu, zapachu towarzyszącego szarawym chmurom… I nie miała tego polubić. Najprawdopodobniej nigdy. Nie zamierzała też udawać, że to lubi czy choćby akceptuje. Była to jedna z tych rzeczy, jakich nie mogła przełknąć, choć przysięgłaby, że za każdym razem czuła smak alecowych fajek w swoim własnym gardle. I to bez wcześniejszych pocałunków. Dlatego, jeśli już chciał dalej się truć – czego również szczerze nie pochwalała – balkon był do tego najodpowiedniejszy. A ona zamierzała go tam wyganiać. Raz po raz. Po prostu…
- Sio z mieszkania. – Machnęła wolną dłonią, na oślep wskazując drzwi prowadzące na balkon. To była jedna z niewątpliwych zalet tego miejsca. Zwyczajnie nie dało się nie ogarniać jego układu oraz tego, co gdzie się miało. Było na to ciut za mało miejsca, chociaż cały metraż wydawał jej się całkiem przyzwoity. Jak to mówią – ciasny, ale własny. Czuła się tu lepiej niż gdziekolwiek indziej, włącznie ze swoim rodzinnym domem, w którym pomieściłaby się niemała wielokrotność takich mieszkanek. Chociaż większość tego typu wrażeń nie zależała przecież od samego miejsca. Ono było istotne, lecz nie tak bardzo.
- Ej! – No… Właśnie. Może jednak było dosyć ważne w jednej kwestii – przygotowywania jedzenia, które zazwyczaj nie obywało się dla niej bez stawania na stołki czy wspinania się po blatach. Co Alec najwyraźniej postanowił wykorzystać na swoją korzyść, blokując blondynce możliwość dalszego siłowania się z półkami i prawie zaskarbiając sobie niezadowolone spojrzenie. Prawie, bo jego słowa dosyć skutecznie go przed tym uratowały. Dodatkowo sprawiając, że brwi Alyssy uniosły się w zdziwieniu.
- Ty. Robisz śniadanie… Dobrowolnie. Czekaj, co to za okazja? – Wydając z siebie coś na kształt pogodnego parsknięcia, potrząsnęła głową. Nie, o niczym nie zapomniała. Była tego wręcz stuprocentowo pewna. Nie to, żeby taka propozycja jakkolwiek jej przeszkadzała. Nie, nie, nie. Była jednak dosyć… Zaskakująca i zastanawiająca. Przynajmniej do pewnego momentu. Dokładniej rzecz biorąc – do chwili, kiedy brunet położył dłonie na jej biodrach. Wtedy to pojęła. Naprawdę rozważał jej propozycję. Uśmiechnęła się do siebie pod nosem.
- To coś…? Wysłów się, Greyback. – Mruknęła, unosząc kącik ust, a jednak wciąż wpatrując się w talerze w szafce nad głową. Z najczystszego rodzaju przekory, jaką w sobie nosiła. Chwilę później jedna z jej dłoni musnęła jednak włosy Aleca, gdy dziewczyna powoli uniosła ją do tyłu, przegarniając palcami jego czuprynę. – Wiem, że mogę… – Mimowolne westchnienie połączone z dreszczem, jaki przeszedł ją, gdy mężczyzna przygryzł jej ucho, mówiły same za siebie. Słowa Alyssy były jednak całkowicie inne. – Pytanie, czy wciąż chcę… Ogarnęłam się. – Zgodnie z tym, co wymamrotała wtedy w łazience, musiała się odgryźć. Szczególnie za tego inferiusa, oj, po prostu musiała to zrobić. Nawet jeśli była to jedna z tych sytuacji, w których Meadowes ciężko było zapanować nad własnymi odruchami.
- Alec Greyback
Re: If I lay here, if I just lay here, would you lie with me and just forget the world?
Pią Cze 30, 2017 8:37 pm
CO? Brwi Aleca automatycznie powędrowały ku górze, gdy tylko usłyszał to słowo z ust Meadowes. Początkowo nawet otwierał usta, by uraczyć ją jakąś złośliwością, ale ostatecznie odpowiedział jej jedynie cichym parsknięciem, zupełnie jakby ta odpowiedź była tak cholernie typowa. Jakby się mógł tego spodziewać. Dzień, jak co dzień, ale nie miał żałować jej zranionych uczuć, czy czegoś tam, za co postanowiła się teraz mścić…? Ba, czuł cholerną satysfakcję, że zobaczyła, jak to jest być odrzuconą.
– Widzisz, Meadowes, po prostu w porównaniu do Ciebie nie jestem problemowy, ty za to – i wycelował nią ręką, w której między dwoma palcami trzymał cienkiego papierosa – szukasz dziury w całym – i wypuścił z ust obłok tytoniowego dymu, natomiast kąciki jego ust tak mimowolnie powędrowały ku górze, tworząc dość złośliwy uśmieszek. Dość szybko zorientował się w co tym razem pogrywa blondynka. I jak zwykle – jego wredne usposobienie nie miało zamiaru jej pozwolić na tego typu zabawy. Alec wręcz obrał sobie za honor – by dzisiejszego dnia po tak długim czasie – wreszcie postawić na swoim.
– Nie – odparł kąśliwie na jej wyganianie. Nie, po prostu nie miał zamiaru stąd wychodzić, zwłaszcza teraz, kiedy postanowiła wyglądać jak jakaś pieprzona laska z pieprzonego magazynu. To wtedy w jego głowie zrodził się ten szatański pomysł, by po prostu jej trochę dokuczyć. Takim też cudem znalazł się tuż za jej plecami, zręcznie przeszkadzając jej w wyciąganiu naczyń z górnej szafki.
– Powiedzmy, że… mam swoje powody – wychrypiał, przesuwając delikatnie dłonie z jej bioder na górną część ud i jednocześnie muskając swoimi spiechrzniętymi ustami skórę za uchem dziewczyny. Jej kolejne słowa – jej żądanie, niczym echo roznosiło się w jego głowie. Przez moment tak po prostu stał nieruchomo, wciąż mając przytknięte wargi do jej skóry i myślał intensywnie, nad słowami, które powinien wymówić. Bił się sam ze sobą, bo to czego ona chciała, nie było w jego stylu i nie miał zamiaru nigdy tego zmieniać. Ale mimo wszystko wystarczyło kilka sekund, by w końcu odezwał się z zatrważającą pewnością siebie:
– Merlinie, jesteś kurewsko piękna – cały Alec, niezbyt zgrabne, czy delikatne słowa, może nawet odrażające - ale za to do bólu szczere. Wzniósł kąciki ust ku górze, drażniąc swoim kilku dniowym zarostem jej delikatną szyję.
– Mogłabyś powiedzieć co tylko chcesz, ale jeśli chcesz bym ci uwierzył, to musisz najpierw –i wtedy, delikatnie, aczkolwiek używając siły przekręcił ją do siebie przodem – musisz mi spojrzeć prosto w oczy – ale nie czekał na jej jakiekolwiek odpowiedzi, znał Meadowes wystarczająco dobrze, by wiedzieć, ze tego właśnie chce. Wciąż trzymając ją za uda, schylił się lekko, by po chwili podnieść ją w powietrze i posadzić na blacie kuchennym, a potem tak po prostu zacząć całować jej szyję.
– Widzisz, Meadowes, po prostu w porównaniu do Ciebie nie jestem problemowy, ty za to – i wycelował nią ręką, w której między dwoma palcami trzymał cienkiego papierosa – szukasz dziury w całym – i wypuścił z ust obłok tytoniowego dymu, natomiast kąciki jego ust tak mimowolnie powędrowały ku górze, tworząc dość złośliwy uśmieszek. Dość szybko zorientował się w co tym razem pogrywa blondynka. I jak zwykle – jego wredne usposobienie nie miało zamiaru jej pozwolić na tego typu zabawy. Alec wręcz obrał sobie za honor – by dzisiejszego dnia po tak długim czasie – wreszcie postawić na swoim.
– Nie – odparł kąśliwie na jej wyganianie. Nie, po prostu nie miał zamiaru stąd wychodzić, zwłaszcza teraz, kiedy postanowiła wyglądać jak jakaś pieprzona laska z pieprzonego magazynu. To wtedy w jego głowie zrodził się ten szatański pomysł, by po prostu jej trochę dokuczyć. Takim też cudem znalazł się tuż za jej plecami, zręcznie przeszkadzając jej w wyciąganiu naczyń z górnej szafki.
– Powiedzmy, że… mam swoje powody – wychrypiał, przesuwając delikatnie dłonie z jej bioder na górną część ud i jednocześnie muskając swoimi spiechrzniętymi ustami skórę za uchem dziewczyny. Jej kolejne słowa – jej żądanie, niczym echo roznosiło się w jego głowie. Przez moment tak po prostu stał nieruchomo, wciąż mając przytknięte wargi do jej skóry i myślał intensywnie, nad słowami, które powinien wymówić. Bił się sam ze sobą, bo to czego ona chciała, nie było w jego stylu i nie miał zamiaru nigdy tego zmieniać. Ale mimo wszystko wystarczyło kilka sekund, by w końcu odezwał się z zatrważającą pewnością siebie:
– Merlinie, jesteś kurewsko piękna – cały Alec, niezbyt zgrabne, czy delikatne słowa, może nawet odrażające - ale za to do bólu szczere. Wzniósł kąciki ust ku górze, drażniąc swoim kilku dniowym zarostem jej delikatną szyję.
– Mogłabyś powiedzieć co tylko chcesz, ale jeśli chcesz bym ci uwierzył, to musisz najpierw –i wtedy, delikatnie, aczkolwiek używając siły przekręcił ją do siebie przodem – musisz mi spojrzeć prosto w oczy – ale nie czekał na jej jakiekolwiek odpowiedzi, znał Meadowes wystarczająco dobrze, by wiedzieć, ze tego właśnie chce. Wciąż trzymając ją za uda, schylił się lekko, by po chwili podnieść ją w powietrze i posadzić na blacie kuchennym, a potem tak po prostu zacząć całować jej szyję.
- Marjorie Greyback
Re: If I lay here, if I just lay here, would you lie with me and just forget the world?
Sob Lip 01, 2017 12:31 am
Odrzucenie… Nie myślała o tym w tych kategoriach. Ba!, ani myślała tak naprawdę odrzucać Aleca. W żadnym wypadku. Problem leżał w tym, jak oboje to odbierali… Dosyć różnie, warto dodać. A ona naprawdę wolała zaczekać. Przynajmniej do czasu, kiedy nie zgrają się ze sobą. Podczas tego poranka uważała zaś, iż szło im całkiem… Nieźle. No, przynajmniej do czasu, kiedy nie nazwał jej inferiusem i nie kazał jej się ogarnąć. Wtedy bowiem stwierdziła, że jeszcze mu pokaże. I zamierzała. Naprawdę zamierzała.
- Nie szukam dziury w całym. – Stwierdziła bez krzty zawahania, pokręciwszy głową. – Mamy ich tu tyle, że nie potrzeba wielkich poszukiwań. Zwłaszcza że ty najwyraźniej chcesz wypalić kolejną. – Owszem, doskonale zrozumiała, o co mu wcześniej chodziło, jednak nie mogła odmówić sobie podobnych tekstów. Zwłaszcza że – co prawda, kątem oka, ale wystarczająco wyraźnie – dostrzegła tamten ruch ręki z papierosem. I nie mogła, zwyczajnie nie mogła mu tego darować. Odnosząc się do niego z dawką zwyczajowej kąśliwości – czegoś, czego praktycznie nie dało się od niej zaznać, jeśli notorycznie nie robiło jej się na złość… Szczególnie paleniem. Ono doprowadzało ją do irytacji, nieważne, w jakich ilościach. Zawsze, za każdym kolejnym razem. Mieszkali ze sobą już naprawdę długi czas, ale nie miała się do tego przyzwyczaić. Nie sądziła, że kiedykolwiek to zrobi, więc powtarzała tylko swoje – tak bardzo marne w odbiorze – prośby. Przynajmniej do czasu, kiedy – słysząc kolejną odmowę wyjścia na balkon – nie wpadła na coś innego.
- Wyjdź na zewnątrz, jeśli zamierzasz palić, bo – na Merlina – przysięgam, że nie będę się z tobą więcej kotłować w śmierdzącej fajkami pościeli. W życiu. Ani tym, ani jakimkolwiek innym. Nie po to robiłam pranie. – Pokręciła głową, mówiąc naprawdę poważnie. Co jak co, ale zwyczajnie nie lubiła prać i prasować. Gotować? Owszem. Ogólne sprzątanie też jeszcze by uszło. Tak samo układanie rzeczy, ale pranie było jej osobistą piętą achillesową. Niezależnie od tego, czy próbowała robić je ręcznie, czy wykorzystywać do tego zaklęcia. Zawsze coś knociła. Ostatecznie jakoś dochodząc do sukcesu, ale ciesząc się świeżym zapachem tylko do momentu, kiedy Alec roztaczał wokół siebie kolejną chmurę dymu. Puff!, i tyle zostawało z tej świeżej woni.
Skoro zaś nagle naszło go na gotowanie, mógł też zrobić jej jedno małe ustępstwo z balkonem, czyż nie? Jeśli nie dla niej, to dla swoich własnych planów i pragnień. Cóż, poniekąd pokrywających się z tymi u niej, ale zamierzała jeszcze chwilę poudawać zastanowienie. Ot, za tego inferiusa.
- A twierdzą, że to kobiety mówią zagadkami. – Co prawda, cóż, nie do końca to planowała powiedzieć, uśmiechając się pod nosem, lecz nadal nie obracając głowy. Lubiła wrażenie, jakie towarzyszyło jej, gdy miała go za sobą. Nienawidziła papierosów, ich paskudnego odoru, jednak – tak paradoksalnie – uwielbiała jego zapach, ciepło od niego bijące i ten rodzaj dotyku, który wręcz parzył ją teraz przez cienki materiał letniej sukienki. W oczekiwaniu na odpowiedź, cofnęła się o pół kroku, opierając się plecami o tors Aleca i… I czekając. Choć tak naprawdę spodziewała się, że prędzej świat ulegnie samozagładzie dosłownie na jej oczach niż Allectus Greyback przyzna się do jakichś głębszych uczuć czy choćby wypowie otwarty komplement. Zbyt dobrze go znała.
Z uznaniem przyjęła jednak coś, co wydusił z siebie po chwili całkowitego milczenia, wywracając oczami i reagując na to znacznie szerszym uśmiechem. Poruszyła przy tym brwiami – w górę i w dół, pozwalając sobie na krótką, rozbawioną, ale też czułą odpowiedź. Ot, rewanż, ale tym razem już niebędący elementem jej gierki. Poniekąd osiągnęła to, co chciała. Nie zamierzała rezygnować, ale nie mogła tego przemilczeć.
- Ty też jesteś niczego sobie. – Mruknęła, ponownie przesuwając ręką po jego włosach. W tej chwili czuła bliskość, a jednak jedno wciąż jeszcze ich różniło. Jej myśli, cicho wypowiedziane na głos. – Kocham cię, moja wersjo romantyka z Nokturnu. Pamiętasz o tym, prawda? – To mówiąc, zachichotała cicho. Doceniała to, co powiedział. To i tak było… Dużo. Zwłaszcza jak na standardy ich związku.
Nie sprzeciwiła się zatem, gdy postanowił przekręcić ją w swoim kierunku. Wręcz przeciwnie – z łatwością dała obrócić się na pięcie, wreszcie stając przodem do Aleca i zadzierając głowę. Nim jednak zdążyła choćby rozchylić wargi, by cokolwiek odpowiedzieć, wpatrując się w jego ciemne oczy, znalazła się w powietrzu. Uniesiona z jeszcze większą lekkością, jakby nic nie ważyła, na ułamek sekundy – dosłownie tyle, by odruchowo objąć mężczyznę ramionami za szyję – zawisając w powietrzu, a następnie przysiadając, posadzona na kuchennym blacie. I choć przez jej głowę przebiegła krótka myśl o tym, czy tak stary mebel wytrzyma i nie zarwie się pod raczej niestandardowym ciężarem, zniknęła równie szybko, co się pojawiła.
Opierając pięty na uchwycie do otwierania dolnej szuflady, przygryzła wargę, a jej klatka piersiowa uniosła się w powolnym oddechu. Zakończonym tym mimowolnym – i jakże rozkosznym – westchnieniem, jakie wydostało się spomiędzy ust blondynki, która na powrót czuła już nie tylko ciepło bijące od mężczyzny, lecz także dotyk jego pocałunków. Nie puściła go, zaciskając dłoń zatopioną w jego włosach, gdy tak drażnił ją swoim zarostem, i wyginając szyję do tyłu.
- W kuchni? – Szepnęła z przygryzioną wargą, palcem wolnej ręki wodząc po zarysie szczęki Greybacka, by ostatecznie powstrzymać go przed dalszymi pocałunkami. To, co robił… To ją oszałamiało… Czuła gorąco buchające w nią od środka, dreszcze przebiegające jej po plecach, łomotanie serca i przyspieszony puls, jednak to nie tak chciała się całować. Kuchnia? Mogłaby nie istnieć. Nie miała takiego znaczenia jak pocałunki, które pragnęła wymieniać. Delikatnie unosząc podbródek mężczyzny i zatapiając się w jego ustach. Gwałtownie i namiętnie, nawet jak na nią, bo przecież przez te wszystkie miesiące nie była taka znowu święta. Tym razem posuwając się jednak dalej.
- Nie szukam dziury w całym. – Stwierdziła bez krzty zawahania, pokręciwszy głową. – Mamy ich tu tyle, że nie potrzeba wielkich poszukiwań. Zwłaszcza że ty najwyraźniej chcesz wypalić kolejną. – Owszem, doskonale zrozumiała, o co mu wcześniej chodziło, jednak nie mogła odmówić sobie podobnych tekstów. Zwłaszcza że – co prawda, kątem oka, ale wystarczająco wyraźnie – dostrzegła tamten ruch ręki z papierosem. I nie mogła, zwyczajnie nie mogła mu tego darować. Odnosząc się do niego z dawką zwyczajowej kąśliwości – czegoś, czego praktycznie nie dało się od niej zaznać, jeśli notorycznie nie robiło jej się na złość… Szczególnie paleniem. Ono doprowadzało ją do irytacji, nieważne, w jakich ilościach. Zawsze, za każdym kolejnym razem. Mieszkali ze sobą już naprawdę długi czas, ale nie miała się do tego przyzwyczaić. Nie sądziła, że kiedykolwiek to zrobi, więc powtarzała tylko swoje – tak bardzo marne w odbiorze – prośby. Przynajmniej do czasu, kiedy – słysząc kolejną odmowę wyjścia na balkon – nie wpadła na coś innego.
- Wyjdź na zewnątrz, jeśli zamierzasz palić, bo – na Merlina – przysięgam, że nie będę się z tobą więcej kotłować w śmierdzącej fajkami pościeli. W życiu. Ani tym, ani jakimkolwiek innym. Nie po to robiłam pranie. – Pokręciła głową, mówiąc naprawdę poważnie. Co jak co, ale zwyczajnie nie lubiła prać i prasować. Gotować? Owszem. Ogólne sprzątanie też jeszcze by uszło. Tak samo układanie rzeczy, ale pranie było jej osobistą piętą achillesową. Niezależnie od tego, czy próbowała robić je ręcznie, czy wykorzystywać do tego zaklęcia. Zawsze coś knociła. Ostatecznie jakoś dochodząc do sukcesu, ale ciesząc się świeżym zapachem tylko do momentu, kiedy Alec roztaczał wokół siebie kolejną chmurę dymu. Puff!, i tyle zostawało z tej świeżej woni.
Skoro zaś nagle naszło go na gotowanie, mógł też zrobić jej jedno małe ustępstwo z balkonem, czyż nie? Jeśli nie dla niej, to dla swoich własnych planów i pragnień. Cóż, poniekąd pokrywających się z tymi u niej, ale zamierzała jeszcze chwilę poudawać zastanowienie. Ot, za tego inferiusa.
- A twierdzą, że to kobiety mówią zagadkami. – Co prawda, cóż, nie do końca to planowała powiedzieć, uśmiechając się pod nosem, lecz nadal nie obracając głowy. Lubiła wrażenie, jakie towarzyszyło jej, gdy miała go za sobą. Nienawidziła papierosów, ich paskudnego odoru, jednak – tak paradoksalnie – uwielbiała jego zapach, ciepło od niego bijące i ten rodzaj dotyku, który wręcz parzył ją teraz przez cienki materiał letniej sukienki. W oczekiwaniu na odpowiedź, cofnęła się o pół kroku, opierając się plecami o tors Aleca i… I czekając. Choć tak naprawdę spodziewała się, że prędzej świat ulegnie samozagładzie dosłownie na jej oczach niż Allectus Greyback przyzna się do jakichś głębszych uczuć czy choćby wypowie otwarty komplement. Zbyt dobrze go znała.
Z uznaniem przyjęła jednak coś, co wydusił z siebie po chwili całkowitego milczenia, wywracając oczami i reagując na to znacznie szerszym uśmiechem. Poruszyła przy tym brwiami – w górę i w dół, pozwalając sobie na krótką, rozbawioną, ale też czułą odpowiedź. Ot, rewanż, ale tym razem już niebędący elementem jej gierki. Poniekąd osiągnęła to, co chciała. Nie zamierzała rezygnować, ale nie mogła tego przemilczeć.
- Ty też jesteś niczego sobie. – Mruknęła, ponownie przesuwając ręką po jego włosach. W tej chwili czuła bliskość, a jednak jedno wciąż jeszcze ich różniło. Jej myśli, cicho wypowiedziane na głos. – Kocham cię, moja wersjo romantyka z Nokturnu. Pamiętasz o tym, prawda? – To mówiąc, zachichotała cicho. Doceniała to, co powiedział. To i tak było… Dużo. Zwłaszcza jak na standardy ich związku.
Nie sprzeciwiła się zatem, gdy postanowił przekręcić ją w swoim kierunku. Wręcz przeciwnie – z łatwością dała obrócić się na pięcie, wreszcie stając przodem do Aleca i zadzierając głowę. Nim jednak zdążyła choćby rozchylić wargi, by cokolwiek odpowiedzieć, wpatrując się w jego ciemne oczy, znalazła się w powietrzu. Uniesiona z jeszcze większą lekkością, jakby nic nie ważyła, na ułamek sekundy – dosłownie tyle, by odruchowo objąć mężczyznę ramionami za szyję – zawisając w powietrzu, a następnie przysiadając, posadzona na kuchennym blacie. I choć przez jej głowę przebiegła krótka myśl o tym, czy tak stary mebel wytrzyma i nie zarwie się pod raczej niestandardowym ciężarem, zniknęła równie szybko, co się pojawiła.
Opierając pięty na uchwycie do otwierania dolnej szuflady, przygryzła wargę, a jej klatka piersiowa uniosła się w powolnym oddechu. Zakończonym tym mimowolnym – i jakże rozkosznym – westchnieniem, jakie wydostało się spomiędzy ust blondynki, która na powrót czuła już nie tylko ciepło bijące od mężczyzny, lecz także dotyk jego pocałunków. Nie puściła go, zaciskając dłoń zatopioną w jego włosach, gdy tak drażnił ją swoim zarostem, i wyginając szyję do tyłu.
- W kuchni? – Szepnęła z przygryzioną wargą, palcem wolnej ręki wodząc po zarysie szczęki Greybacka, by ostatecznie powstrzymać go przed dalszymi pocałunkami. To, co robił… To ją oszałamiało… Czuła gorąco buchające w nią od środka, dreszcze przebiegające jej po plecach, łomotanie serca i przyspieszony puls, jednak to nie tak chciała się całować. Kuchnia? Mogłaby nie istnieć. Nie miała takiego znaczenia jak pocałunki, które pragnęła wymieniać. Delikatnie unosząc podbródek mężczyzny i zatapiając się w jego ustach. Gwałtownie i namiętnie, nawet jak na nią, bo przecież przez te wszystkie miesiące nie była taka znowu święta. Tym razem posuwając się jednak dalej.
- Alec Greyback
Re: If I lay here, if I just lay here, would you lie with me and just forget the world?
Nie Lip 02, 2017 9:04 pm
– Przecież nie palę w łóżku – wywrócił oczami, bo na jego gust Alyssa teraz nieźle przesadzała. Najwyraźniej miała jakąś obsesję na punkcie papierosów, skoro czuła je nawet w pościeli, ale to nie był jego problem. Może po prostu powinna udać się do Munga, by sprawdzili, czy jej wszystkie zmysły działają wystarczająco dobrze. Poza tym, co trudnego było w praniu? Doprawdy nawet nie zauważał kiedy je robiła, więc w czym problem? Musiało to trwać sekund pięć, ale ona jak zwykle dramatyzowała, tylko po to by wcisnąć w tą rozmowę wykład, o tym jak palenie jest złe.
– Gdybym powiedział wprost, nie odzywałabyś się do mnie przez miesiąc – odparł z przekąsem, wciąż wodząc czubkiem nosa po jej szyi. Nie spodziewał się, jednak, że ta bliskość zadziała również na niego. U licha, minęło tyle czasu… I choć nie chciał tego zdradzić, to serce łomotało mu o klatkę piersiową. Teraz, w ułamku tej sekundy zrozumiał, dlaczego nie potrafił od niej odejść, każdej cholernej nocy, w której wykradał się z łóżka. Coś w niej po prostu było, co go usilnie przy niej trzymało. Coś, co sprawiało, że nawet najostrzejsze słowa z jej ust sprawiały mu nieopisaną radość. Było to silnie uzależniające i nie potrafił z tego zrezygnować. Jeszcze nie teraz. Ale te słowa, te cholerne dwa słowa to wciąż było dla niego za wiele. Momentalnie, jak to miał zawsze w zwyczaju – po prostu zastygł w bezruchu.
– Niestety wciąż mi o tym przypominasz – odparł z przekąsem, bo co miał powiedzieć? Że nie powinna? Że miała mylne wrażenia? Wcale go nie kochała, jego się nie dało kochać. Nie chciał, by go kochała. A tym bardziej nie chciał tego typu wyznań. Dlatego powoli uczył się ich ignorować, choć nie było to łatwe, bo słowa te budziły w nim tyle sprzeczności. Normalna osoba może i byłaby zadowolona, ale on? Nie było z czego się cieszyć. I przez te cholerne wyznanie poczuł falę uderzającego poczucia winy. I w tamtym momencie sam nie wiedział, czy gorąco, które odczuwał było spowodowane tą tak długo wyczekiwaną bliskością, czy raczej faktem tego co mu powiedziała. Musiał to jednak jakoś zignorować. Dlatego wtedy uniósł ją w powietrze i delikatnie odłożył na blacie, jedną ręką opierając się o ścianę w kuchni, przez co jego wszystkie mięśnie się teraz ładnie uwidoczniły. Po prostu ją całował. Początkowo delikatnie dotykał ustami jej skórę, ale z czasem sukcesywnie pogłębiał te muśnięcia, powoli tracąc nad sobą kontrolę.
– Chcesz wrócić do łóżka? – wychrypiał, opierając czoło o jej prawą skroń, gdy Alyssa jakimś cudem odciągnęła go od jej szyi. Alec przeniósł wówczas cały ciężar swojego ciała na pięty i na krótką chwilę wbił wzrok w sufit, tylko po to, by lekko ochłonąć. Jednak miał w sobie coś z wilka, bo przysięgam na istnienie nargli, że walczył sam ze sobą, by się teraz na nią nie rzucić. Chciał powiedzieć coś jeszcze, ale wtedy ich usta się złączyły, a on nie przegrał tą walkę. Bo nawet namiętne pocałunki ze strony Alyssy były niczym w porównaniu z tym, czym on jej odpowiedział. Jeszcze szybciej, czulej i pełniej całował jej miękkie usteczka, jednocześnie pochylając się w jej stronę, że gdyby nie ściana, to prawdopodobnie leżałaby teraz jak długa. To wtedy właśnie przeniósł swoją rękę ze ściany na jej udo, a dokładniej – na skrawek jej sukienki, którą ostrożnie zaczął podwijać.
– Gdybym powiedział wprost, nie odzywałabyś się do mnie przez miesiąc – odparł z przekąsem, wciąż wodząc czubkiem nosa po jej szyi. Nie spodziewał się, jednak, że ta bliskość zadziała również na niego. U licha, minęło tyle czasu… I choć nie chciał tego zdradzić, to serce łomotało mu o klatkę piersiową. Teraz, w ułamku tej sekundy zrozumiał, dlaczego nie potrafił od niej odejść, każdej cholernej nocy, w której wykradał się z łóżka. Coś w niej po prostu było, co go usilnie przy niej trzymało. Coś, co sprawiało, że nawet najostrzejsze słowa z jej ust sprawiały mu nieopisaną radość. Było to silnie uzależniające i nie potrafił z tego zrezygnować. Jeszcze nie teraz. Ale te słowa, te cholerne dwa słowa to wciąż było dla niego za wiele. Momentalnie, jak to miał zawsze w zwyczaju – po prostu zastygł w bezruchu.
– Niestety wciąż mi o tym przypominasz – odparł z przekąsem, bo co miał powiedzieć? Że nie powinna? Że miała mylne wrażenia? Wcale go nie kochała, jego się nie dało kochać. Nie chciał, by go kochała. A tym bardziej nie chciał tego typu wyznań. Dlatego powoli uczył się ich ignorować, choć nie było to łatwe, bo słowa te budziły w nim tyle sprzeczności. Normalna osoba może i byłaby zadowolona, ale on? Nie było z czego się cieszyć. I przez te cholerne wyznanie poczuł falę uderzającego poczucia winy. I w tamtym momencie sam nie wiedział, czy gorąco, które odczuwał było spowodowane tą tak długo wyczekiwaną bliskością, czy raczej faktem tego co mu powiedziała. Musiał to jednak jakoś zignorować. Dlatego wtedy uniósł ją w powietrze i delikatnie odłożył na blacie, jedną ręką opierając się o ścianę w kuchni, przez co jego wszystkie mięśnie się teraz ładnie uwidoczniły. Po prostu ją całował. Początkowo delikatnie dotykał ustami jej skórę, ale z czasem sukcesywnie pogłębiał te muśnięcia, powoli tracąc nad sobą kontrolę.
– Chcesz wrócić do łóżka? – wychrypiał, opierając czoło o jej prawą skroń, gdy Alyssa jakimś cudem odciągnęła go od jej szyi. Alec przeniósł wówczas cały ciężar swojego ciała na pięty i na krótką chwilę wbił wzrok w sufit, tylko po to, by lekko ochłonąć. Jednak miał w sobie coś z wilka, bo przysięgam na istnienie nargli, że walczył sam ze sobą, by się teraz na nią nie rzucić. Chciał powiedzieć coś jeszcze, ale wtedy ich usta się złączyły, a on nie przegrał tą walkę. Bo nawet namiętne pocałunki ze strony Alyssy były niczym w porównaniu z tym, czym on jej odpowiedział. Jeszcze szybciej, czulej i pełniej całował jej miękkie usteczka, jednocześnie pochylając się w jej stronę, że gdyby nie ściana, to prawdopodobnie leżałaby teraz jak długa. To wtedy właśnie przeniósł swoją rękę ze ściany na jej udo, a dokładniej – na skrawek jej sukienki, którą ostrożnie zaczął podwijać.
- Marjorie Greyback
Re: If I lay here, if I just lay here, would you lie with me and just forget the world?
Nie Lip 02, 2017 11:10 pm
Ona też nie mogła powstrzymać się od wywrócenia oczami, bo choć faktycznie – nie palił w łóżku, za co była wdzięczna – zapach przecież roznosił się wszędzie, przesiąkał przez wszystko. A ona tylko siedziała i prała, łapiąc się za głowę, gdy kolejna porcja piany prawie zalewała mieszkanie. Całe szczęście, pod nimi nie mieszkał już żaden sąsiad, którego mogliby zalać. Szczerze wolałaby jednak, by balkon spełniał swoją rolę. Albo by to Alec wreszcie wziął się za pranie. Może wtedy zacząłby wychodzić na zewnątrz, co… Co było całkiem niezłym pomysłem do rozważenia. Może nawet mogła to dzisiaj ugrać. Teraz mając jednak inne sprawy do załatwienia.
- Gdybym powiedział wprost, że chcę wylądować w tym samym łóżku, w którym nie palę, nie odzywałabyś się do mnie przez miesiąc. – Rozbawił ją tym. Rozbawił ją tym do tego stopnia, że zdecydowała się dać mu próbkę jego własnej kąśliwości w bardziej karykaturalnej, przedrzeźniającej wersji. Nie uszczypliwej, nie, nie, nie. Bardziej… Pieszczotliwej? Był zgredem, ale był jej zgredem, a to robiło diametralną różnicę. Poza tym przecież zdążyła się już domyślić, o co mu chodziło, gdy zaoferował, że zrobi śniadanie. To nie było coś, czego nie dało się pojąć. Nie musiał się z tym aż tak bardzo kryć. Zwłaszcza że sprawiło jej to swoistą przyjemność. Fakt, iż był skłonny całkiem się postarać, by postawić na swoim. Czuła się chciana. Aczkolwiek jej drobna gierka nadal trwała.
- Poza tym… Dwa miesiące, słonko, dwa miesiące… – Dopowiedziała szczebiotliwie, być może znowu nieco przerysowanie, bo przecież nie zamierzała zjeść go za szczerość. Dopóki nie był tak boleśnie szczery, że doprowadzał ją na skraj niezdrowego śmiechu, lubiła jasność spraw między nimi. I to właśnie dlatego przez ten cały czas starała się jakoś dojść do porozumienia w tym, co pomiędzy nimi było. Związek, jak to określała. Nie emocjonalne zaangażowanie z bliżej nieokreślonym czynnikiem emocji. To była najprawdopodobniej ta jedna kwestia – prócz palenia, oczywiście – którą regularnie starała się poruszać. Bez narzucania, ale jednak. W końcu… To nie było tak, że nie chciała przejść na kolejny poziom, czyż nie? I to nie było tak, iż przyjmowanie pieszczot i pocałunków, ale niedopuszczanie do niczego więcej, cóż, stało się jej hobby. Chciała jednak… Wiedzieć.
Do dzisiaj, bo dzisiaj było inaczej. Sama nie do końca wiedziała, pod jakim względem, ale chciała spędzić ten dzień jakoś inaczej. Tak naprawdę chyba powoli zaczynając uświadamiać sobie coś, co powinna była zrozumieć już wcześniej. Nie musiała mieć nieprzyjemnych snów, by pamiętać o atmosferze, jaka panowała na zewnątrz, jednak to właśnie one przyczyniły się do tego, iż pojęła, że być może ilość pozostałego im wspólnego czasu była… Względna. I nieważne, jak bardzo chciała wierzyć, iż zostało go naprawdę dużo. Mogło wcale tak nie być. Dlatego chciała posunąć się dalej. Gdzieś poza kuszące ją pocałunki czy deklaracje, jakie postanowiła złożyć. Skoro go kochała… Kochała go.
- Przyzwyczaj się do tego. – Szepnęła tkliwie, pobłażliwie się przy tym uśmiechając. – Bo nie przestanę. – Niezależnie od tego, jak mógłby to odebrać – czy w kontekście tego, iż nie miała przestać mu o tym powtarzać, czy w sensie stałości w uczuciach – nie miał się mylić. Chodziło jej w końcu o wszystko na raz. Bo choć on nie mówił jej nic z tych rzeczy, starała się to zrozumieć, wytłumaczyć i cierpliwie poczekać. Nie chciała zbytnio naciskać, słysząc takie a nie inne odpowiedzi na jej własne wyznania. Mieli czas, prawda? Pragnęła wierzyć w to, iż naprawdę go mieli, mimo trwającego sporu o czystość krwi. Zwłaszcza w takich momentach, kiedy świat dookoła zdawał się zamierać, gdy nie było nic… Tylko oni, zamknięci w tej krótkiej chwili słodyczy. Uwielbiała to. Właśnie dla czegoś takiego była w stanie zapomnieć o wszystkim innym, cała reszta nie miała większego znaczenia wobec tej czułości. Ona dawała nadzieję na dobrą przyszłość, a Alyssa z tego korzystała, czerpała pełnymi garściami. Zwłaszcza dziś.
Zwłaszcza gdy ich pocałunki stawały się coraz bardziej wygłodniałe, a Alec… A Alec wyglądał tak, że nie chciała go już nigdy więcej puszczać. Był jej. Zawsze miał być jej, kiedy ona? Ona czuła się szczęśliwa. Ta mała dziewczynka z dawnych lat była największą farciarą, dla której najwyraźniej nic nie było niemożliwe.
- Nie. – Na moment zmarszczyła nos, nieznacznie potrząsając przy tym głową i uśmiechając się na swój sposób łobuzersko. Nie była dobrą flirciarą, co to, to nie. Była tragiczną flirciarą, ale cóż. Nie umiała tego zmienić, powiedzieć czegoś kuszącego i odpowiedniego do sytuacji, więc tylko mruknęła znacząco. – Potem… – To była jej wersja obietnicy. Bardzo szybko zastąpionej pocałunkami, którymi zamknęła usta Aleca. Nie musieli zbyt dużo mówić. Nie w takim momencie, gdy Meadowes pozwalała wygrać zachłannemu pragnieniu posiadania mężczyzny całego dla siebie. Już nie bawiła się balansowaniem na granicy pomiędzy zwykłym całowaniem a wstępem do czegoś większego. Ponownie obejmując obiema rękami za szyję, przyciągnęła go jeszcze bliżej, mocniej na siebie, ani myśląc oderwać się od jego ust. No, być może na krótką chwilę, by uspokoić przyspieszony oddech, powracając jednak do smakowania warg bruneta. I choć nie przepadała za czarną jak smoła kawą… Smak jego ust sprawił jednak, że po jej plecach przebiegł dreszcz. Alec był dla niej jak narkotyk… Chciała go, chciała go przy sobie i chciała go więcej. Nie protestując, gdy ostrożnie zaczął podwijać jej sukienkę, a wręcz przeciwnie. Czekała na to. Na każdy gwałtowny, pospieszny ruch zmierzający ku jednemu. Zsuwając pięty z uchwytu szafki i wodząc stopą po jego nodze. Wyżej, ale nie na tyle, by zacząć go rozbierać. Drażniła się z nim. Nie wiedziała nawet, że jest do tego zdolna. Do czasu.
- Gdybym powiedział wprost, że chcę wylądować w tym samym łóżku, w którym nie palę, nie odzywałabyś się do mnie przez miesiąc. – Rozbawił ją tym. Rozbawił ją tym do tego stopnia, że zdecydowała się dać mu próbkę jego własnej kąśliwości w bardziej karykaturalnej, przedrzeźniającej wersji. Nie uszczypliwej, nie, nie, nie. Bardziej… Pieszczotliwej? Był zgredem, ale był jej zgredem, a to robiło diametralną różnicę. Poza tym przecież zdążyła się już domyślić, o co mu chodziło, gdy zaoferował, że zrobi śniadanie. To nie było coś, czego nie dało się pojąć. Nie musiał się z tym aż tak bardzo kryć. Zwłaszcza że sprawiło jej to swoistą przyjemność. Fakt, iż był skłonny całkiem się postarać, by postawić na swoim. Czuła się chciana. Aczkolwiek jej drobna gierka nadal trwała.
- Poza tym… Dwa miesiące, słonko, dwa miesiące… – Dopowiedziała szczebiotliwie, być może znowu nieco przerysowanie, bo przecież nie zamierzała zjeść go za szczerość. Dopóki nie był tak boleśnie szczery, że doprowadzał ją na skraj niezdrowego śmiechu, lubiła jasność spraw między nimi. I to właśnie dlatego przez ten cały czas starała się jakoś dojść do porozumienia w tym, co pomiędzy nimi było. Związek, jak to określała. Nie emocjonalne zaangażowanie z bliżej nieokreślonym czynnikiem emocji. To była najprawdopodobniej ta jedna kwestia – prócz palenia, oczywiście – którą regularnie starała się poruszać. Bez narzucania, ale jednak. W końcu… To nie było tak, że nie chciała przejść na kolejny poziom, czyż nie? I to nie było tak, iż przyjmowanie pieszczot i pocałunków, ale niedopuszczanie do niczego więcej, cóż, stało się jej hobby. Chciała jednak… Wiedzieć.
Do dzisiaj, bo dzisiaj było inaczej. Sama nie do końca wiedziała, pod jakim względem, ale chciała spędzić ten dzień jakoś inaczej. Tak naprawdę chyba powoli zaczynając uświadamiać sobie coś, co powinna była zrozumieć już wcześniej. Nie musiała mieć nieprzyjemnych snów, by pamiętać o atmosferze, jaka panowała na zewnątrz, jednak to właśnie one przyczyniły się do tego, iż pojęła, że być może ilość pozostałego im wspólnego czasu była… Względna. I nieważne, jak bardzo chciała wierzyć, iż zostało go naprawdę dużo. Mogło wcale tak nie być. Dlatego chciała posunąć się dalej. Gdzieś poza kuszące ją pocałunki czy deklaracje, jakie postanowiła złożyć. Skoro go kochała… Kochała go.
- Przyzwyczaj się do tego. – Szepnęła tkliwie, pobłażliwie się przy tym uśmiechając. – Bo nie przestanę. – Niezależnie od tego, jak mógłby to odebrać – czy w kontekście tego, iż nie miała przestać mu o tym powtarzać, czy w sensie stałości w uczuciach – nie miał się mylić. Chodziło jej w końcu o wszystko na raz. Bo choć on nie mówił jej nic z tych rzeczy, starała się to zrozumieć, wytłumaczyć i cierpliwie poczekać. Nie chciała zbytnio naciskać, słysząc takie a nie inne odpowiedzi na jej własne wyznania. Mieli czas, prawda? Pragnęła wierzyć w to, iż naprawdę go mieli, mimo trwającego sporu o czystość krwi. Zwłaszcza w takich momentach, kiedy świat dookoła zdawał się zamierać, gdy nie było nic… Tylko oni, zamknięci w tej krótkiej chwili słodyczy. Uwielbiała to. Właśnie dla czegoś takiego była w stanie zapomnieć o wszystkim innym, cała reszta nie miała większego znaczenia wobec tej czułości. Ona dawała nadzieję na dobrą przyszłość, a Alyssa z tego korzystała, czerpała pełnymi garściami. Zwłaszcza dziś.
Zwłaszcza gdy ich pocałunki stawały się coraz bardziej wygłodniałe, a Alec… A Alec wyglądał tak, że nie chciała go już nigdy więcej puszczać. Był jej. Zawsze miał być jej, kiedy ona? Ona czuła się szczęśliwa. Ta mała dziewczynka z dawnych lat była największą farciarą, dla której najwyraźniej nic nie było niemożliwe.
- Nie. – Na moment zmarszczyła nos, nieznacznie potrząsając przy tym głową i uśmiechając się na swój sposób łobuzersko. Nie była dobrą flirciarą, co to, to nie. Była tragiczną flirciarą, ale cóż. Nie umiała tego zmienić, powiedzieć czegoś kuszącego i odpowiedniego do sytuacji, więc tylko mruknęła znacząco. – Potem… – To była jej wersja obietnicy. Bardzo szybko zastąpionej pocałunkami, którymi zamknęła usta Aleca. Nie musieli zbyt dużo mówić. Nie w takim momencie, gdy Meadowes pozwalała wygrać zachłannemu pragnieniu posiadania mężczyzny całego dla siebie. Już nie bawiła się balansowaniem na granicy pomiędzy zwykłym całowaniem a wstępem do czegoś większego. Ponownie obejmując obiema rękami za szyję, przyciągnęła go jeszcze bliżej, mocniej na siebie, ani myśląc oderwać się od jego ust. No, być może na krótką chwilę, by uspokoić przyspieszony oddech, powracając jednak do smakowania warg bruneta. I choć nie przepadała za czarną jak smoła kawą… Smak jego ust sprawił jednak, że po jej plecach przebiegł dreszcz. Alec był dla niej jak narkotyk… Chciała go, chciała go przy sobie i chciała go więcej. Nie protestując, gdy ostrożnie zaczął podwijać jej sukienkę, a wręcz przeciwnie. Czekała na to. Na każdy gwałtowny, pospieszny ruch zmierzający ku jednemu. Zsuwając pięty z uchwytu szafki i wodząc stopą po jego nodze. Wyżej, ale nie na tyle, by zacząć go rozbierać. Drażniła się z nim. Nie wiedziała nawet, że jest do tego zdolna. Do czasu.
- Alec Greyback
Re: If I lay here, if I just lay here, would you lie with me and just forget the world?
Pon Lip 24, 2017 8:46 pm
– To są Twoje słowa, nie moje – odparł z cieniem typowego dla siebie, aroganckiego uśmiechu, czubkiem niezgrabnego nosa powoli przesuwając po skórze za jej uchem. Ot, by ją trochę podrażnić, bo w końcu wciąż był Aleciem, to się nie miało nigdy zmienić.
– Merlinie i tak zrobię to śniadanie – o tak. Najprawdopodobniej nadszedł ten czas, by po prostu wywrócić oczami i wzrokiem posłać Alyssę do diabła. Zupełnie, jakby jej powątpiewanie go uraziło! Jak tak śmiała.
Ale cała ta gorąca atmosfera najwidoczniej nawet i na niego zadziałała, bo nijak nie potrafił ukrywać, tak znienawidzonego przez siebie, delikatnego uśmieszku, który powoli wdzierał się na jego usta. I po raz kolejny tą walkę przegrał. Kiedy chodziło o tą małą, głupią blond Krukoneczkę nie umiał odnaleźć wystarczających pokładów silnej woli. I choć doskonale wiedział, że to między nimi nie miało prawa bytu, to przecież jeszcze jeden mały pocałunek nie miał nikomu zrobić krzywdy…
I ją pocałował. Delikatnie, wręcz niemrawo musnął swoimi spierzchniętymi wargami aksamitną skórę jej bladych ramion. Był dużo wyższy, to jasne, więc musiał się naprawdę boleśnie zgarbić, ale czy mu to przeszkadzało…? Ba! Nawet mu nie przeszło to przez myśl.
– Dwa? Chyba jakoś przeżyję – odparł zupełnie, jak nie on. Cóż, może słowa były typowo Greybackowe, ale sposób w jaki to wypowiedział.. Już dawno nie był przez TAK długi moment spokojny. Więc po prostu muskał jej skórę, delikatnie zsuwając jej ramiączka, by w tej jednej niespodziewanej chwili przekręcić ją w swoim kierunku i położyć na blacie.
Kocham cię to nie były słowa, których pragnął usłyszeć. O ironio, nie chciał ich nigdy w życiu usłyszeć. Dlatego wciąż opierając się ręką o ścianę kuchenną, spuścił nieco głowę, by móc spojrzeć jej w oczy.
– Kiedyś wreszcie zmądrzejesz – odparł z dość kwaśną miną. Nie chciał psuć tej chwili, bo podskórnie przeczuwał, do czego to prowadziło. Jeszcze nigdy nie czuł takiej śmiałości ze strony Meadowes. Jeszcze nigdy nie była aż tak piękna. Alec musiał wręcz odwrócić na moment głowę w bok, bo od tej ckliwości i jego głupich, niepoprawnych myśli zrobiło mu się niedobrze. Zupełnie, jakby jakiś wredny elf postanowił poskakać mu po żołądku. Przełknął jedynie ślinę, a kiedy powrócił do niej spojrzeniem na powrót stał się odmienionym Aleciem, który całował swoją kobietę.
I nie miał zamiaru przestawać. Tak naprawdę – to tego mu było trzeba. Poranku bez żadnych sprzeczek, zrobienie na złość Alyssie, a potem po prostu całowanie jej na meblach kuchennych. Nie krył więc, że gdy usłyszał z jej ust „nie” poczuł dziwną złość. I u licha, całe szczęście, że udało mu się powstrzymać wszystkie myśli, które toczyły mu się na usta, bo obietnica, którą zasłyszał z jej ust sprawiła, że ponownie obdarzył ją typowym dla siebie uśmiechem. Nawet nie krył tego, że jego lewy podbródek na kilka sekund powędrował wysoko do góry, co wytworzyło w jego skórze zmarszczki.
Oddawał każdy jeden pocałunek jeszcze namiętniej, z jeszcze większa pasją, z bardziej wyczuwalnym pożądaniem. O ile to jeszcze w ogóle było możliwe. I nie dbał nawet o to, że jego ruchy teraz były cholernie ograniczone poprzez napieranie ustami na twarz dziewczyny, ani o to, że sama Alyssa przyciskała go do siebie tak bardzo, że powoli brakowało mu oddechu. Nie. To była ich chwila. Prawdopodobnie jedyna i niepowtarzalna okazja.
Wyczuł to także w niej. Zmiana, która wcześniej była dostrzegalna teraz nie dawała mu żadnych złudzeń. Wciąż ostrożnie, ale za to zdecydowanie pewniejszym ruchem podwinął jej sukienkę, odsłaniając koronkowe majtki dziewczyny, aż wreszcie oderwał się od niej na dosłowne trzy sekundy, by ją podnieść, a potem znowu posadzić, tyle, że już bez zbędnego ubrania. I Merlin mu świadkiem, że jeszcze nigdy nic mu się bardzo nie podobało, jak to co widział teraz. Ale zamiast wrócić do jej rozgrzanych, wilgotnych warg, całował ją zachłannie po szyi i obojczykach i wgłębieniach między obojczykami, dłonie zaciskając na jej delikatnych, dziewczęcych udach. Wziął tylko głęboki oddech, a potem zszedł z ustami na jej dekolt, coraz wyraźniej słysząc, a nawet czując bicie jej serca.
– Merlinie i tak zrobię to śniadanie – o tak. Najprawdopodobniej nadszedł ten czas, by po prostu wywrócić oczami i wzrokiem posłać Alyssę do diabła. Zupełnie, jakby jej powątpiewanie go uraziło! Jak tak śmiała.
Ale cała ta gorąca atmosfera najwidoczniej nawet i na niego zadziałała, bo nijak nie potrafił ukrywać, tak znienawidzonego przez siebie, delikatnego uśmieszku, który powoli wdzierał się na jego usta. I po raz kolejny tą walkę przegrał. Kiedy chodziło o tą małą, głupią blond Krukoneczkę nie umiał odnaleźć wystarczających pokładów silnej woli. I choć doskonale wiedział, że to między nimi nie miało prawa bytu, to przecież jeszcze jeden mały pocałunek nie miał nikomu zrobić krzywdy…
I ją pocałował. Delikatnie, wręcz niemrawo musnął swoimi spierzchniętymi wargami aksamitną skórę jej bladych ramion. Był dużo wyższy, to jasne, więc musiał się naprawdę boleśnie zgarbić, ale czy mu to przeszkadzało…? Ba! Nawet mu nie przeszło to przez myśl.
– Dwa? Chyba jakoś przeżyję – odparł zupełnie, jak nie on. Cóż, może słowa były typowo Greybackowe, ale sposób w jaki to wypowiedział.. Już dawno nie był przez TAK długi moment spokojny. Więc po prostu muskał jej skórę, delikatnie zsuwając jej ramiączka, by w tej jednej niespodziewanej chwili przekręcić ją w swoim kierunku i położyć na blacie.
Kocham cię to nie były słowa, których pragnął usłyszeć. O ironio, nie chciał ich nigdy w życiu usłyszeć. Dlatego wciąż opierając się ręką o ścianę kuchenną, spuścił nieco głowę, by móc spojrzeć jej w oczy.
– Kiedyś wreszcie zmądrzejesz – odparł z dość kwaśną miną. Nie chciał psuć tej chwili, bo podskórnie przeczuwał, do czego to prowadziło. Jeszcze nigdy nie czuł takiej śmiałości ze strony Meadowes. Jeszcze nigdy nie była aż tak piękna. Alec musiał wręcz odwrócić na moment głowę w bok, bo od tej ckliwości i jego głupich, niepoprawnych myśli zrobiło mu się niedobrze. Zupełnie, jakby jakiś wredny elf postanowił poskakać mu po żołądku. Przełknął jedynie ślinę, a kiedy powrócił do niej spojrzeniem na powrót stał się odmienionym Aleciem, który całował swoją kobietę.
I nie miał zamiaru przestawać. Tak naprawdę – to tego mu było trzeba. Poranku bez żadnych sprzeczek, zrobienie na złość Alyssie, a potem po prostu całowanie jej na meblach kuchennych. Nie krył więc, że gdy usłyszał z jej ust „nie” poczuł dziwną złość. I u licha, całe szczęście, że udało mu się powstrzymać wszystkie myśli, które toczyły mu się na usta, bo obietnica, którą zasłyszał z jej ust sprawiła, że ponownie obdarzył ją typowym dla siebie uśmiechem. Nawet nie krył tego, że jego lewy podbródek na kilka sekund powędrował wysoko do góry, co wytworzyło w jego skórze zmarszczki.
Oddawał każdy jeden pocałunek jeszcze namiętniej, z jeszcze większa pasją, z bardziej wyczuwalnym pożądaniem. O ile to jeszcze w ogóle było możliwe. I nie dbał nawet o to, że jego ruchy teraz były cholernie ograniczone poprzez napieranie ustami na twarz dziewczyny, ani o to, że sama Alyssa przyciskała go do siebie tak bardzo, że powoli brakowało mu oddechu. Nie. To była ich chwila. Prawdopodobnie jedyna i niepowtarzalna okazja.
Wyczuł to także w niej. Zmiana, która wcześniej była dostrzegalna teraz nie dawała mu żadnych złudzeń. Wciąż ostrożnie, ale za to zdecydowanie pewniejszym ruchem podwinął jej sukienkę, odsłaniając koronkowe majtki dziewczyny, aż wreszcie oderwał się od niej na dosłowne trzy sekundy, by ją podnieść, a potem znowu posadzić, tyle, że już bez zbędnego ubrania. I Merlin mu świadkiem, że jeszcze nigdy nic mu się bardzo nie podobało, jak to co widział teraz. Ale zamiast wrócić do jej rozgrzanych, wilgotnych warg, całował ją zachłannie po szyi i obojczykach i wgłębieniach między obojczykami, dłonie zaciskając na jej delikatnych, dziewczęcych udach. Wziął tylko głęboki oddech, a potem zszedł z ustami na jej dekolt, coraz wyraźniej słysząc, a nawet czując bicie jej serca.
- Sponsored content
Strona 1 z 2 • 1, 2
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach
|
|