- Caroline Rockers
Loteria Luty
Czw Lut 09, 2017 3:31 am
Dzień dobry moi mili! Niezależnie od tego o której to przeczytacie i tak ładnie się do Was odezwę, jako że ponownie spóźniłam się lekko z loterią i... to chyba już stało się zwyczajem, prawda? No nieważne! Luty jak wszyscy wiemy to przede wszystkim miesiąc MIŁOŚCI - specjalnie całe słowo z dużych liter by podkreślić jak bardzo to istotne będzie w tejże loterii. Oprócz tego musicie wiedzieć, że loteria będzie wymagała od Was kreatywności pisarskiej (dawno niczego takiego nie było a nie wypada byście się lenili!). Jeśli jesteście gotowi to możecie przejść dalej, jeżeli nie, cóż, zawsze możecie spokojnie wrócić do pisania postów i zajrzeć później.
Oto przed Wami dwie możliwości by zdobyć nagrodę. Wybieracie jedną z nich, piszecie pod tym postem i wybieracie sobie nagrodę. Każda postać ma możliwość wzięcia udziału w loterii tylko raz - jeśli uznam, że dane wykonanie nie spełnia kryteriów, dam znać na PW. Łaskawie pozwalam w tym wydaniu loterii poprawiać posty. Dzisiaj bez ładnie ponumerowanych zasad.
Opcja 1:
Należy napisać post w którym przedstawi się swoją postać w stanie zakochania. Można określić konkretny obiekt zainteresowania lub też zachować to w tajemnicy, ważne żeby post zawierał przynajmniej z 300 słów. Podpowiem, że można opisać reakcje, otoczenie, wybranka/wybrankę, no to wszystko zależy od Was. Wasza postać nie musi być świadoma, że jest zakochana - nie musi też zgadzać się to z Waszą obecną fabułą, może to być coś z przeszłości lub przyszłości, ważne żeby jednak trzymało się kupy.
Opcja 2:
Należy napisać list w imieniu postaci do wyimaginowanej miłości (lub tej prawdziwej zależy czy takową posiada). Tak jak w przypadku opcji 1 można określić kim jest ta tajemnicza osoba lub też zachować to w tajemnicy dając jakieś przezwisko lub zmienione imię. List powinien zawierać przynajmniej 300 słów. Istotne jest by pasował do Waszej postaci, czyli że po prostu Wasza postać byłaby to w stanie napisać. Oczywiście wiadomo że kiedy jest się zakochanym pewne rzeczy mogą wyglądać nieco inaczej, ale powinno jednak mieć ten pierwotny sens. Może to być coś z przeszłości lub przyszłości.
Lista Nagród:
- 20 galeonów
- Odkrycie Pokoju Życzeń (na stałe) - dostępne dla 2 osób
- Kosz pełen słodyczy dla samotnych (różnorodne smaki i działanie do uzgodnienia)
- 20 fasolek
- Stworzenie specjalnej komnaty, która będzie znana tylko dwóm osobom - dostępne tylko już dla 1 osoby
- Poznanie zaklęcia Valentino, Igitur Evanesink i Fraterium Animis
- Przekupieni pierwszoklasiści, którzy pięknie zaśpiewają miłosną piosenkę przed Wybranką/Wybrankiem serca
- Darmowa romantyczna kolacja w wybranej przez siebie lokacji
- Harfa grająca najpiękniejsze magiczne a przy tym miłosne utwory
Oto przed Wami dwie możliwości by zdobyć nagrodę. Wybieracie jedną z nich, piszecie pod tym postem i wybieracie sobie nagrodę. Każda postać ma możliwość wzięcia udziału w loterii tylko raz - jeśli uznam, że dane wykonanie nie spełnia kryteriów, dam znać na PW. Łaskawie pozwalam w tym wydaniu loterii poprawiać posty. Dzisiaj bez ładnie ponumerowanych zasad.
Opcja 1:
Należy napisać post w którym przedstawi się swoją postać w stanie zakochania. Można określić konkretny obiekt zainteresowania lub też zachować to w tajemnicy, ważne żeby post zawierał przynajmniej z 300 słów. Podpowiem, że można opisać reakcje, otoczenie, wybranka/wybrankę, no to wszystko zależy od Was. Wasza postać nie musi być świadoma, że jest zakochana - nie musi też zgadzać się to z Waszą obecną fabułą, może to być coś z przeszłości lub przyszłości, ważne żeby jednak trzymało się kupy.
Opcja 2:
Należy napisać list w imieniu postaci do wyimaginowanej miłości (lub tej prawdziwej zależy czy takową posiada). Tak jak w przypadku opcji 1 można określić kim jest ta tajemnicza osoba lub też zachować to w tajemnicy dając jakieś przezwisko lub zmienione imię. List powinien zawierać przynajmniej 300 słów. Istotne jest by pasował do Waszej postaci, czyli że po prostu Wasza postać byłaby to w stanie napisać. Oczywiście wiadomo że kiedy jest się zakochanym pewne rzeczy mogą wyglądać nieco inaczej, ale powinno jednak mieć ten pierwotny sens. Może to być coś z przeszłości lub przyszłości.
Lista Nagród:
- 20 galeonów
- Odkrycie Pokoju Życzeń (na stałe) - dostępne dla 2 osób
- Kosz pełen słodyczy dla samotnych (różnorodne smaki i działanie do uzgodnienia)
- 20 fasolek
- Stworzenie specjalnej komnaty, która będzie znana tylko dwóm osobom - dostępne tylko już dla 1 osoby
- Poznanie zaklęcia Valentino, Igitur Evanesink i Fraterium Animis
- Przekupieni pierwszoklasiści, którzy pięknie zaśpiewają miłosną piosenkę przed Wybranką/Wybrankiem serca
- Darmowa romantyczna kolacja w wybranej przez siebie lokacji
- Harfa grająca najpiękniejsze magiczne a przy tym miłosne utwory
- Lilianna Wayne
Re: Loteria Luty
Pią Lut 10, 2017 12:58 am
Nie wiem, czy moja koncepcja "miłosnego listu" zostanie zaakceptowana, ale... można spróbować :D
Nagroda: Stworzenie specjalnej komnaty, która będzie znana tylko dwóm osobom
Opcja 2.
Pamiętasz tamtą noc, gdy mojego ojca nie było w domu... kiedy zakradłeś się do mojego domu, kiedy mnie nastraszyłeś. Nigdy nie rozumiałam tego... co nas połączyło. Kochałam Cię tak bardzo od samego początku, pomimo tego, że miałam świadomość, że nie powinnam się zbliżać do ciebie, że powinnam się trzymać jak najdalej, od kogoś takiego jak Ty... Feniksie... Ale młodość jest po to by popełniać błędy, chociaż Ciebie nigdy nie traktowałam jako błąd... Wiesz, że do tej pory śni mi się po nocy Twój śmiech.... Twoje dłonie, które błądziły po moim ciele, ale nigdy nie naruszały "granic" ... Nawet nie wiesz jak brakuje mi Twojego oddechu na moim karku, ramieniu...
Długo byłam pewna tego, że jestem dla Ciebie tylko zabawka, chwilową przygodą, aż do czasu gdy usłyszałam od Ciebie to, co sama tak bardzo chciałam Ci mówić i powtarzać w każdej chwili swojego życia...
" Kocham Cię, Lily... " trzymałeś mnie wtedy za ręce, chwilę wcześniej ogrzałeś je Swoim oddechem i musnąłeś wargami. Serce mi zadrżało, nogi ugięły się pode mną, a oddech uwiązł mi w piersi. Nie odpowiedziałam... mmm... pamiętasz ten pocałunek? Nigdy wcześnie i nigdy później nie całowaliśmy się z taką czułością, z taką niewerbalną obietnicą, że do siebie pasujemy... należymy. Ja byłam Twoja, Ty byłeś Mój, prawda?
Wiesz co zawsze mnie bawiło? To... że nigdy nie podejrzewałam się o to, jak bardzo mogę zawierzyć swoje uczucia komuś. Gdy do mnie mówiłeś, przechodziły mnie dreszcze, gdy mieliśmy się spotkać czułam motyle w brzuchu, kiedy byłeś przy mnie niczego się nie bałam. Nie jestem w stanie wymazać tego wszystkie z pamięci... Dalej czuję Twoją obecność przy sobie, ciepłą dłoń na policzku, ramiona obejmujące mnie gdy jest mi źle, czułe " Dobranoc, Lily... " gdy kładę głowę na poduszkę i zamykam oczy.
Wiesz, że nigdy wcześniej się o nikogo nie bałam tak bardzo jak o Ciebie? Pamiętasz tamtą noc, gdy nad ranem zjawiłeś się w moim domu, cały we krwi, poraniony, ledwo przytomny... do tej pory mam łzy w oczach, gdy to sobie przypomnę, czuje jak płacz ściska mnie w gardle. Jak śmiałeś mnie tak nastraszyć!? Serce mi pękało, kiedy opatrywałam Ci rany, a Ty mówiłeś " To nic takiego Lily... " Miałam sama ochotę wtedy zrobić Ci krzywdę! Nie zmrużyłam tamtego dnia oka, pilnując by Tobie nic się nie stało, jaka szkoda, że wtedy nie znałam jeszcze zaklęć leczniczych...
Dalej noszę przy sobie medalik, który od Ciebie dostałam, dzięki temu, czuję, że jesteś przy mnie, że nigdy mnie nie opuścisz. Tylko ty wiesz jaka jestem naprawdę, jak bardzo potrafię pokochać, jak bardzo potrafię się przywiązać... poszłabym za Tobą wszędzie, zbłądziłabym tylko po to by być przy tobie... Miłość to prawdziwy fenomen... jest czymś wspaniałym, potrafi człowieka tak bardzo uskrzydlić, dać mu tyle nadziei...
Pamiętasz te wszystkie plany? Leżeliśmy wtedy na dachu Twojego domu i patrzeliśmy w gwiazdy. Palcami celowaliśmy w niebo i kreśliliśmy wzory od jednego świecącego punktu do drugiego... Chciałeś byśmy mieszkali gdzieś blisko lasu, na obrzeżach... ten pomysł tak bardzo mi się podobał... opowiadałeś o tylu wspaniałych, dla mnie nieosiągalnych rzeczach. Ukochałam słuchać Twojego głosu... tego spokojnego tonu, który mnie uspokajał i usypiał gdy wtulona leżałam na Twojej piersi, a Ty głaskałeś mnie po ramieniu.
Oddałam Ci Feniksie serce, duszę i ciało... Wspominałam Ci już o tym, że nigdy wcześniej i nigdy później nie kochałam nikogo tak bardzo jak Ciebie? To prawda, Feniks... tak bardzo Cię kocham i nigdy nie przestanę, chociaż Ciebie... już nie ma.
Nigdy nie odczytasz tego listu, nigdy nie pozbędę się wrażenia, że za mało okazywałam Ci swoje uczucia, że za mało razy powiedziałam Ci to, jak bardzo Cię kocham... To wszystko jest twoją winą. Umarłeś... a ja nigdy nie zdołam się z Ciebie wyleczyć, nigdy więcej nikogo tak bardzo nie pokocham jak Ciebie. Coś takiego zdarzyć się mogło tylko raz w życiu. Byłeś moją pierwszą miłością, gdy dowiedziałam się o Twojej śmierci, moje serce przestało bić... jakby ktoś odebrał mi siłę witalną, tą samą którą to Ty we mnie tchnąłeś. W sumie to... dobrze, że tego nie przeczytasz, bo pisząc to kapią mi łzy, więc tekst robi się w niektórych miejscach rozmazany... może to co napisałam, pomoże mi się otrząsnąć z tej chorej miłości, którą Cię obdarzam do tej pory... Dziura, którą pozostawiłeś w moim sercu nigdy się nie zasklepi, ani nikt jej nie będzie mógł wypełnić... to Ty byłeś sensem mojego życia...
Feniksie... Kocham Cię, chociaż pogodziłam się z Twoją śmiercią. Nieszczęśliwa miłość, jest czymś pięknym i przeklętym zarazem, bo dałabym wszystko by móc na nowo kogoś pokochać, ale nie chcę stracić tej namiastki świadomości, że czuję Cię przy sobie.
Kocham Cię, całym sercem
I nigdy nie przestanę
Twoja na zawszę...
Nagroda: Stworzenie specjalnej komnaty, która będzie znana tylko dwóm osobom
Opcja 2.
Londyn 17 grudnia 1977 roku.
Kochany Feniksie...
Dziś spadł pierwszy śnieg tego roku, jest tak samo biało i zimno jak wtedy gdy wpadliśmy na siebie. Pamiętasz jak to było? Jeździłam na łyżwach na zamarzniętym jeziorze... nie wiem dlaczego byłam taka głupia, nie wiem co mnie podkusiło... lód się załamał, a ja wpadłam do lodowatej wody... Gdyby nie Ty zginęłabym wtedy, ale z chwilą gdy na nowo tchnąłeś we mnie swoim oddechem życie, odzyskałam nie tylko świadomość, ale i poczułam coś czego nigdy dotąd nie czułam... Do tej pory nocami i na jaźni widzę Twoje czarne, tak głębokie spojrzenie... te iskry, które w nich tańczyły gdy pozwoliłeś mi się przytulić przy ognisku bym się ogrzała... Okryłeś mnie swoim płaszczem... do tej pory pamiętam Twój zapach, tak bezpieczny, który mnie otulił jak ciepły koc. Wiesz, że nigdy wcześniej nie czułam się tak przy nikim? Przy Tobie zawsze byłam tylko dzieckiem, młodą i niespokojną duszą, ale to wszystko się zmieniło, od tamtego dnia... teraz już bym nie weszła na zamarznięte jezioro. Pamiętasz tamtą noc, gdy mojego ojca nie było w domu... kiedy zakradłeś się do mojego domu, kiedy mnie nastraszyłeś. Nigdy nie rozumiałam tego... co nas połączyło. Kochałam Cię tak bardzo od samego początku, pomimo tego, że miałam świadomość, że nie powinnam się zbliżać do ciebie, że powinnam się trzymać jak najdalej, od kogoś takiego jak Ty... Feniksie... Ale młodość jest po to by popełniać błędy, chociaż Ciebie nigdy nie traktowałam jako błąd... Wiesz, że do tej pory śni mi się po nocy Twój śmiech.... Twoje dłonie, które błądziły po moim ciele, ale nigdy nie naruszały "granic" ... Nawet nie wiesz jak brakuje mi Twojego oddechu na moim karku, ramieniu...
Długo byłam pewna tego, że jestem dla Ciebie tylko zabawka, chwilową przygodą, aż do czasu gdy usłyszałam od Ciebie to, co sama tak bardzo chciałam Ci mówić i powtarzać w każdej chwili swojego życia...
" Kocham Cię, Lily... " trzymałeś mnie wtedy za ręce, chwilę wcześniej ogrzałeś je Swoim oddechem i musnąłeś wargami. Serce mi zadrżało, nogi ugięły się pode mną, a oddech uwiązł mi w piersi. Nie odpowiedziałam... mmm... pamiętasz ten pocałunek? Nigdy wcześnie i nigdy później nie całowaliśmy się z taką czułością, z taką niewerbalną obietnicą, że do siebie pasujemy... należymy. Ja byłam Twoja, Ty byłeś Mój, prawda?
Wiesz co zawsze mnie bawiło? To... że nigdy nie podejrzewałam się o to, jak bardzo mogę zawierzyć swoje uczucia komuś. Gdy do mnie mówiłeś, przechodziły mnie dreszcze, gdy mieliśmy się spotkać czułam motyle w brzuchu, kiedy byłeś przy mnie niczego się nie bałam. Nie jestem w stanie wymazać tego wszystkie z pamięci... Dalej czuję Twoją obecność przy sobie, ciepłą dłoń na policzku, ramiona obejmujące mnie gdy jest mi źle, czułe " Dobranoc, Lily... " gdy kładę głowę na poduszkę i zamykam oczy.
Wiesz, że nigdy wcześniej się o nikogo nie bałam tak bardzo jak o Ciebie? Pamiętasz tamtą noc, gdy nad ranem zjawiłeś się w moim domu, cały we krwi, poraniony, ledwo przytomny... do tej pory mam łzy w oczach, gdy to sobie przypomnę, czuje jak płacz ściska mnie w gardle. Jak śmiałeś mnie tak nastraszyć!? Serce mi pękało, kiedy opatrywałam Ci rany, a Ty mówiłeś " To nic takiego Lily... " Miałam sama ochotę wtedy zrobić Ci krzywdę! Nie zmrużyłam tamtego dnia oka, pilnując by Tobie nic się nie stało, jaka szkoda, że wtedy nie znałam jeszcze zaklęć leczniczych...
Dalej noszę przy sobie medalik, który od Ciebie dostałam, dzięki temu, czuję, że jesteś przy mnie, że nigdy mnie nie opuścisz. Tylko ty wiesz jaka jestem naprawdę, jak bardzo potrafię pokochać, jak bardzo potrafię się przywiązać... poszłabym za Tobą wszędzie, zbłądziłabym tylko po to by być przy tobie... Miłość to prawdziwy fenomen... jest czymś wspaniałym, potrafi człowieka tak bardzo uskrzydlić, dać mu tyle nadziei...
Pamiętasz te wszystkie plany? Leżeliśmy wtedy na dachu Twojego domu i patrzeliśmy w gwiazdy. Palcami celowaliśmy w niebo i kreśliliśmy wzory od jednego świecącego punktu do drugiego... Chciałeś byśmy mieszkali gdzieś blisko lasu, na obrzeżach... ten pomysł tak bardzo mi się podobał... opowiadałeś o tylu wspaniałych, dla mnie nieosiągalnych rzeczach. Ukochałam słuchać Twojego głosu... tego spokojnego tonu, który mnie uspokajał i usypiał gdy wtulona leżałam na Twojej piersi, a Ty głaskałeś mnie po ramieniu.
Oddałam Ci Feniksie serce, duszę i ciało... Wspominałam Ci już o tym, że nigdy wcześniej i nigdy później nie kochałam nikogo tak bardzo jak Ciebie? To prawda, Feniks... tak bardzo Cię kocham i nigdy nie przestanę, chociaż Ciebie... już nie ma.
Nigdy nie odczytasz tego listu, nigdy nie pozbędę się wrażenia, że za mało okazywałam Ci swoje uczucia, że za mało razy powiedziałam Ci to, jak bardzo Cię kocham... To wszystko jest twoją winą. Umarłeś... a ja nigdy nie zdołam się z Ciebie wyleczyć, nigdy więcej nikogo tak bardzo nie pokocham jak Ciebie. Coś takiego zdarzyć się mogło tylko raz w życiu. Byłeś moją pierwszą miłością, gdy dowiedziałam się o Twojej śmierci, moje serce przestało bić... jakby ktoś odebrał mi siłę witalną, tą samą którą to Ty we mnie tchnąłeś. W sumie to... dobrze, że tego nie przeczytasz, bo pisząc to kapią mi łzy, więc tekst robi się w niektórych miejscach rozmazany... może to co napisałam, pomoże mi się otrząsnąć z tej chorej miłości, którą Cię obdarzam do tej pory... Dziura, którą pozostawiłeś w moim sercu nigdy się nie zasklepi, ani nikt jej nie będzie mógł wypełnić... to Ty byłeś sensem mojego życia...
Feniksie... Kocham Cię, chociaż pogodziłam się z Twoją śmiercią. Nieszczęśliwa miłość, jest czymś pięknym i przeklętym zarazem, bo dałabym wszystko by móc na nowo kogoś pokochać, ale nie chcę stracić tej namiastki świadomości, że czuję Cię przy sobie.
Kocham Cię, całym sercem
I nigdy nie przestanę
Twoja na zawszę...
Lilianna
- Charles Myrnin Hucksberry
Re: Loteria Luty
Pon Lut 13, 2017 12:22 pm
Saksofon gdzieś samotnie łka.
W tę noc jakby miał jutro zniknąć świat.
Słońca nigdy nie zdawało się być za wiele w Anglii, a jednak był już drugi dzień maja, kiedy to promienie słoneczne dawały mu tak bardzo w kość, mimo że siedział w cieniu rozłożystego drzewa. Z pewnością ci wszyscy magiczni szarlatani przepowiadający pogodę musieli się pomylić, Charles był pewien, że w jutrzejszym wydaniu proroka pojawi się stosowny artykuł na ten temat. Był dziwnie z tego zadowolony, po cichu nawet liczył, że może to będzie tym małym kamyczkiem, który uruchomi lawinę i doprowadzi do usunięcia Wróżbiarstwa z przedmiotów do nauczania. Od czasu, kiedy starsza pani O'dwyer przepowiedziała mu w IV klasie te wszystkie niedorzeczne rzeczy i stwierdziła, że jego ścisły umysł doprowadzi go do upokorzenia tak wielkiego, że nigdy się po nim nie podniesie, przestał próbować zrozumieć to całe czytanie w filiżankach, mapach gwiazd i planet, w szukanie przyszłości w szklanej kuli i w hipnozie kadzidełkami.
Wyciągnął z ręcznie robionej torby kupionej w ostatnie wakacje na Pokątnej, sporych rozmiarów księgę dotyczącą zjawisk niewytłumaczalnych przy zetknięciu się białej i czarnej magii w tym samym czasie. Było to szalenie fascynująca pozycja, idealna by móc zapomnieć o grupkach uczniów nad jeziorem zakłócających sielankową ciszę. Nawet z tej odległości Myrnin słyszał więcej niż by tego sobie życzył. Poprawił kapelusz, który go chronił przed niepożądanym działaniem słońca, a także przydługie kosmyki, które tak lubiły mu wpadać do oczu. Odpiął też kilka guzików szkolnej koszuli, czającej się pod czarną szatą. Westchnął z dziwną ulgą, mogąc odciąć się od całego świata za pomocą lektury.
"Nagłe zastosowanie zaklęcia niszczącego zmysł wzroku przy równocześnie rzuconym zaklęciu ochronnym cały układ nerwowy może powodować..."
Nie dowiedział się, bo czyjaś głowa znalazła się nagle między stronami, a jasne piwne oczy otoczone wachlarzami rzęs zdawały się być nienaturalnie blisko jego własnych. Za blisko.
- Bum - odezwała się tajemnicza głowa, a Charles drgnął nagle i cofnął się, czując jak jego plecy uderzają o drzewo.
- Przestraszyłeś się, Charlie?
- Kim... na litość Merlina... czego... skąd... - wykrztusił, nie potrafiąc poprawnie sformułować swoich pytań, których nagle pojawiło się w jego głowie za dużo. - Nie nazywaj mnie tak, panienko.
- Ha! Nagle zabrakło Ci języka! A jednak, udało się. Nie bój się, Charlie. Nie zrobię Ci krzywdy. Chociaż tak ładnie się zwracasz do mnie, wolałabym gdybyś mówił mi po prostu Delilah. Albo Deli. I znamy się, głuptasie. Chodzimy razem na Zaklęcia, Obronę, Eliksiry i Astronomię! - Usiadła gwałtownie na ziemi, a jej jasne, nienaturalnie kręcone włosy odbiły się od zarumienionych od gorąca policzków. Uśmiechała się. I miała takie czyste oczy, zupełnie jakby nie dręczyły ją nigdy koszmary. W tamtym momencie wydawała się być najbardziej przerażającą istotą na świecie. Miał wrażenie, że za chwilę rzuci w niego jakimś zaklęciem. - Ale rozumiem, że możesz mnie nie pamiętać, bo wiesz, ja dokładnie zdaję sobie sprawę z tego, że Ty nigdy na nikogo nie patrzysz, zupełnie jakby Twoje miodowe oczy sięgały gdzieś daleko poza czyjeś ciało. To bardzo nieładnie z Twojej strony, Charlie.
- O czym panienka... mówi? Dlaczego panienka nie pójdzie na zaklęcia uzupełniające z zaklęć gospodarczych zamiast zajmować się takimi niuansami? - Pobladł mimo wszystko na twarzy, jego czoło dziwnie się zmarszczyło, zęby na krótki moment zagryzły dolną wargę. Nawet jeśli rzeczywiście tak było, nie chciał o tym myśleć, zajmować się tymi głupotami, przejmować słowami jakieś... Gryfonki, jak to stwierdził na podstawie ręcznie i do tego krzywo przyszytego herbu na jej pomiętej koszuli spod której wystawało mnóstwo mieniących się łańcuszków. Roweno, miej go w opiece przed tą istotą. Pospiesznie drżącymi rękoma chwycił książkę, która otwarta leżała na trawie z zamiarem schowania jej do torby i w trybie natychmiastowym udania się do wieży Ravenclawu, kiedy niespostrzeżenie delikatne, ciepłe dłonie przykryły jego. Znieruchomiał niczym pod wpływem Petrificusa Totalusa, nie wiedząc, co ma ze sobą zrobić.
- Nie bądź taki, nauka nie ucieknie. Nie możesz wiecznie unikać ludzi, wiesz? Potrzebujesz ich. Skup się, Charlie. Spójrz na mnie.
Nie chciał. Czuł się zupełnie wytrącony z równowagi, zupełnie jakby jego żołądek stał się płynną substancją, krążącą po całym ciele. Niczym więcej. Wątpił, że mógłby naprawić to jakimikolwiek zaklęciami, ten głos zdawał się być gorszy od klątwy, bardziej podstępny. Oddychał ciężko, szybko wymijając jej dłonie i ukrywając książkę w torbie. W końcu.
- Spójrz na mnie, Charlie.
Spojrzał. I to było zarazem najlepsze jak i najgorsze uczucie jakiego doświadczył. Miał wrażenie, że nastąpiła eksplozja, że pierwszy raz rzeczywiście kogoś widział i zaprezentowany obraz przerażał go swoim pięknem, delikatnością, złożonością pozornie prostych, nieco rozmytych w słońcu elementów. Chciał uciec ze świata z dala od zbyt nienaturalnego zjawiska, które wywoływało u niego bóle głowy. Nie mógł jednak odwrócić oczu, cofnąć się jeszcze bardziej, chyba nawet nie był w stanie w ogóle się ruszyć lub cokolwiek jej powiedzieć.
Za dużo abstrakcji. Z pewnością była to wina słońca.
- Tak się cieszę, Charlie. Patrzysz na mnie. W końcu. Tak się cieszę.
Nawet nie zdawał sobie sprawy jak bardo przepadł w tamten majowy dzień. A może i noc.
W końcu kiedy wracał do siebie za oknem widniał księżyc.
Nagroda: Harfa grająca najpiękniejsze magiczne a przy tym miłosne utwory (bo doceniam piękno)
W tę noc jakby miał jutro zniknąć świat.
02.05.1960 r.
Słońca nigdy nie zdawało się być za wiele w Anglii, a jednak był już drugi dzień maja, kiedy to promienie słoneczne dawały mu tak bardzo w kość, mimo że siedział w cieniu rozłożystego drzewa. Z pewnością ci wszyscy magiczni szarlatani przepowiadający pogodę musieli się pomylić, Charles był pewien, że w jutrzejszym wydaniu proroka pojawi się stosowny artykuł na ten temat. Był dziwnie z tego zadowolony, po cichu nawet liczył, że może to będzie tym małym kamyczkiem, który uruchomi lawinę i doprowadzi do usunięcia Wróżbiarstwa z przedmiotów do nauczania. Od czasu, kiedy starsza pani O'dwyer przepowiedziała mu w IV klasie te wszystkie niedorzeczne rzeczy i stwierdziła, że jego ścisły umysł doprowadzi go do upokorzenia tak wielkiego, że nigdy się po nim nie podniesie, przestał próbować zrozumieć to całe czytanie w filiżankach, mapach gwiazd i planet, w szukanie przyszłości w szklanej kuli i w hipnozie kadzidełkami.
Wyciągnął z ręcznie robionej torby kupionej w ostatnie wakacje na Pokątnej, sporych rozmiarów księgę dotyczącą zjawisk niewytłumaczalnych przy zetknięciu się białej i czarnej magii w tym samym czasie. Było to szalenie fascynująca pozycja, idealna by móc zapomnieć o grupkach uczniów nad jeziorem zakłócających sielankową ciszę. Nawet z tej odległości Myrnin słyszał więcej niż by tego sobie życzył. Poprawił kapelusz, który go chronił przed niepożądanym działaniem słońca, a także przydługie kosmyki, które tak lubiły mu wpadać do oczu. Odpiął też kilka guzików szkolnej koszuli, czającej się pod czarną szatą. Westchnął z dziwną ulgą, mogąc odciąć się od całego świata za pomocą lektury.
"Nagłe zastosowanie zaklęcia niszczącego zmysł wzroku przy równocześnie rzuconym zaklęciu ochronnym cały układ nerwowy może powodować..."
Nie dowiedział się, bo czyjaś głowa znalazła się nagle między stronami, a jasne piwne oczy otoczone wachlarzami rzęs zdawały się być nienaturalnie blisko jego własnych. Za blisko.
- Bum - odezwała się tajemnicza głowa, a Charles drgnął nagle i cofnął się, czując jak jego plecy uderzają o drzewo.
- Przestraszyłeś się, Charlie?
- Kim... na litość Merlina... czego... skąd... - wykrztusił, nie potrafiąc poprawnie sformułować swoich pytań, których nagle pojawiło się w jego głowie za dużo. - Nie nazywaj mnie tak, panienko.
- Ha! Nagle zabrakło Ci języka! A jednak, udało się. Nie bój się, Charlie. Nie zrobię Ci krzywdy. Chociaż tak ładnie się zwracasz do mnie, wolałabym gdybyś mówił mi po prostu Delilah. Albo Deli. I znamy się, głuptasie. Chodzimy razem na Zaklęcia, Obronę, Eliksiry i Astronomię! - Usiadła gwałtownie na ziemi, a jej jasne, nienaturalnie kręcone włosy odbiły się od zarumienionych od gorąca policzków. Uśmiechała się. I miała takie czyste oczy, zupełnie jakby nie dręczyły ją nigdy koszmary. W tamtym momencie wydawała się być najbardziej przerażającą istotą na świecie. Miał wrażenie, że za chwilę rzuci w niego jakimś zaklęciem. - Ale rozumiem, że możesz mnie nie pamiętać, bo wiesz, ja dokładnie zdaję sobie sprawę z tego, że Ty nigdy na nikogo nie patrzysz, zupełnie jakby Twoje miodowe oczy sięgały gdzieś daleko poza czyjeś ciało. To bardzo nieładnie z Twojej strony, Charlie.
- O czym panienka... mówi? Dlaczego panienka nie pójdzie na zaklęcia uzupełniające z zaklęć gospodarczych zamiast zajmować się takimi niuansami? - Pobladł mimo wszystko na twarzy, jego czoło dziwnie się zmarszczyło, zęby na krótki moment zagryzły dolną wargę. Nawet jeśli rzeczywiście tak było, nie chciał o tym myśleć, zajmować się tymi głupotami, przejmować słowami jakieś... Gryfonki, jak to stwierdził na podstawie ręcznie i do tego krzywo przyszytego herbu na jej pomiętej koszuli spod której wystawało mnóstwo mieniących się łańcuszków. Roweno, miej go w opiece przed tą istotą. Pospiesznie drżącymi rękoma chwycił książkę, która otwarta leżała na trawie z zamiarem schowania jej do torby i w trybie natychmiastowym udania się do wieży Ravenclawu, kiedy niespostrzeżenie delikatne, ciepłe dłonie przykryły jego. Znieruchomiał niczym pod wpływem Petrificusa Totalusa, nie wiedząc, co ma ze sobą zrobić.
- Nie bądź taki, nauka nie ucieknie. Nie możesz wiecznie unikać ludzi, wiesz? Potrzebujesz ich. Skup się, Charlie. Spójrz na mnie.
Nie chciał. Czuł się zupełnie wytrącony z równowagi, zupełnie jakby jego żołądek stał się płynną substancją, krążącą po całym ciele. Niczym więcej. Wątpił, że mógłby naprawić to jakimikolwiek zaklęciami, ten głos zdawał się być gorszy od klątwy, bardziej podstępny. Oddychał ciężko, szybko wymijając jej dłonie i ukrywając książkę w torbie. W końcu.
- Spójrz na mnie, Charlie.
Spojrzał. I to było zarazem najlepsze jak i najgorsze uczucie jakiego doświadczył. Miał wrażenie, że nastąpiła eksplozja, że pierwszy raz rzeczywiście kogoś widział i zaprezentowany obraz przerażał go swoim pięknem, delikatnością, złożonością pozornie prostych, nieco rozmytych w słońcu elementów. Chciał uciec ze świata z dala od zbyt nienaturalnego zjawiska, które wywoływało u niego bóle głowy. Nie mógł jednak odwrócić oczu, cofnąć się jeszcze bardziej, chyba nawet nie był w stanie w ogóle się ruszyć lub cokolwiek jej powiedzieć.
Za dużo abstrakcji. Z pewnością była to wina słońca.
- Tak się cieszę, Charlie. Patrzysz na mnie. W końcu. Tak się cieszę.
Nawet nie zdawał sobie sprawy jak bardo przepadł w tamten majowy dzień. A może i noc.
W końcu kiedy wracał do siebie za oknem widniał księżyc.
Nagroda: Harfa grająca najpiękniejsze magiczne a przy tym miłosne utwory (bo doceniam piękno)
- Enzo Nero
Re: Loteria Luty
Pon Lut 13, 2017 8:34 pm
20 Galeonów (Taka ze mnie złotówa)
Jako że jest to pierwszy list miłosny jaki piszę proszę wybacz mi błędy których mogę się dopuścić. Nie przywykłem do owijania w bawełnę, co też pewnie zauważyłaś podczas naszych spotkań jednak postanowiłem napisać ten list który może kiedyś przeczytamy wspólnie będąc już na magicznej emeryturze. No więc od czego by tu zacząć... To że jesteś wyjątkowa to już wiesz, w sumie jesteś co do tego święcie przekonana nawet bez mojego udziału. Chyba właśnie ta Twoja pewność siebie tak przyciągnęła mnie do Ciebie. Oprócz tego te Twoje hipnotyzujące spojrzenie w którym chciałbym się zatracać już zawsze, chociaż często robisz mi na złość i kiedy tak zaglądam w zwierciadło Twojej duszy Ty po prostu mi na to nie pozwalasz, tak chodzi o to Twoje zamykanie oczu niedobrzyzno! Uwielbiam Twoje słodkie usta których smak jest słodszy niż najlepsza czekolada no i ogólnie jesteś słodka, co też pewnie mogłaś już zrozumieć po tym jak Cię od czasu do czasu delikatnie gryzę. Co więcej jeszcze mogę napisać. Pod żadnym pozorem się nie zmieniaj bo to właśnie w takiej Tobie się zakochałem, a pamiętaj że my Włosi jesteśmy ekspertami w miłości! Chciałbym również byś ze mną wytrzymała jak najdłużej gdyż zdaję sobie sprawę że czasami nie jest to łatwe, w sumie to nawet czasami Ci się dziwię że jeszcze nie powiedziałaś że wyprowadzasz się do matki. Właściwie to może dlatego że jeszcze nie mieszkamy razem ale mniejsza, pewnie zrozumiałaś o co mi w tym chodziło. Brakuje mi słów co nieczęsto się zdarza, pewnie to przez to że jesteś tak wyjątkowa. Im dalej brnę w ten listy tym jest trudniej... Powinienem powiedzieć Ci to wszystko prosto w twarz zamiast męczyć się z tym. To jeszcze na koniec życzę Ci aby czas obchodził się z Tobą łagodnie oraz spełniły się wszystkie Twoje marzenia, łącznie z tym o którym mi mówiłaś, wiesz to o piątce dzieci które mi urodzisz hehe... Twój na zawsze oddany Enzo.
PS. Naprawdę się starałem. Jest to list pisany na czysto, ten który pisałem wcześniej był jeszcze gorszy.
PS2. Są to moje najszczersze uczucia do Ciebie dlatego nie doszukuj się tutaj logiki, bo w miłości przecież nie o to chodzi
PS3. Z Tymi dziećmi to żartowałem, oszczędź mnie <3
Droga Claire!
Jako że jest to pierwszy list miłosny jaki piszę proszę wybacz mi błędy których mogę się dopuścić. Nie przywykłem do owijania w bawełnę, co też pewnie zauważyłaś podczas naszych spotkań jednak postanowiłem napisać ten list który może kiedyś przeczytamy wspólnie będąc już na magicznej emeryturze. No więc od czego by tu zacząć... To że jesteś wyjątkowa to już wiesz, w sumie jesteś co do tego święcie przekonana nawet bez mojego udziału. Chyba właśnie ta Twoja pewność siebie tak przyciągnęła mnie do Ciebie. Oprócz tego te Twoje hipnotyzujące spojrzenie w którym chciałbym się zatracać już zawsze, chociaż często robisz mi na złość i kiedy tak zaglądam w zwierciadło Twojej duszy Ty po prostu mi na to nie pozwalasz, tak chodzi o to Twoje zamykanie oczu niedobrzyzno! Uwielbiam Twoje słodkie usta których smak jest słodszy niż najlepsza czekolada no i ogólnie jesteś słodka, co też pewnie mogłaś już zrozumieć po tym jak Cię od czasu do czasu delikatnie gryzę. Co więcej jeszcze mogę napisać. Pod żadnym pozorem się nie zmieniaj bo to właśnie w takiej Tobie się zakochałem, a pamiętaj że my Włosi jesteśmy ekspertami w miłości! Chciałbym również byś ze mną wytrzymała jak najdłużej gdyż zdaję sobie sprawę że czasami nie jest to łatwe, w sumie to nawet czasami Ci się dziwię że jeszcze nie powiedziałaś że wyprowadzasz się do matki. Właściwie to może dlatego że jeszcze nie mieszkamy razem ale mniejsza, pewnie zrozumiałaś o co mi w tym chodziło. Brakuje mi słów co nieczęsto się zdarza, pewnie to przez to że jesteś tak wyjątkowa. Im dalej brnę w ten listy tym jest trudniej... Powinienem powiedzieć Ci to wszystko prosto w twarz zamiast męczyć się z tym. To jeszcze na koniec życzę Ci aby czas obchodził się z Tobą łagodnie oraz spełniły się wszystkie Twoje marzenia, łącznie z tym o którym mi mówiłaś, wiesz to o piątce dzieci które mi urodzisz hehe... Twój na zawsze oddany Enzo.
PS. Naprawdę się starałem. Jest to list pisany na czysto, ten który pisałem wcześniej był jeszcze gorszy.
PS2. Są to moje najszczersze uczucia do Ciebie dlatego nie doszukuj się tutaj logiki, bo w miłości przecież nie o to chodzi
PS3. Z Tymi dziećmi to żartowałem, oszczędź mnie <3
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach