Strona 1 z 3 • 1, 2, 3
- Mistrz Labiryntu
Fine Dining
Wto Lip 26, 2016 4:57 pm
Mugolska restauracja która znajduje się na Shaftesbury Avenue w Londynie. Stołować się tutaj można już od ósmej rano. Tylko pozostaje tak naprawdę podstawowe pytanie. Kogo na to stać?
- Marjorie Greyback
Re: Fine Dining
Sro Sie 30, 2017 12:15 am
|dwa dni po Mungu
Być może Fine Dining nie było jej ulubionym miejscem tego typu, jednakże niewątpliwie lubiła się w nim stołować. Swoista tradycja z tym związana obejmowała dosyć regularne - piątkowe popołudnie co dwa tygodnie - pojawianie się w restauracji w mugolskiej części miasta, z której miała może nieco daleko do obecnego miejsca zamieszkania, ale... Czego nie robiło się dla dobrego obiadu spędzonego w towarzystwie naprawdę przemiłej obsługi, czyż nie?
I choć zazwyczaj nie przychodziła całkowicie sama, dosyć często zabierając ze sobą kogoś z grona przyjaciół albo z pracy, kilka razy będąc tu także w towarzystwie ojca, a ostatnim razem przyprowadzając tu wygłodniałego Esdrasa na coś do zjedzenia, nim odprowadziła go do - tfu - domu... W ten czwartek zajęła najmniejszy stolik na wprost wejścia, zamawiając pysznie pachnące ziemniaki powoli gotowane na maśle z grzybami i całymi ziarnami pieprzu, a także szklankę mocno miodowej lemoniady z miętą do opijania w oczekiwaniu na zamówienie.
Prawie natychmiast otrzymując napój, wyciągnęła powieść kryminalną z torby, zaczynając przekartkowywać ją w celu znalezienia miejsca, na którym skończyła lekturę. Sama nie wiedziała, dlaczego tak się działo, ale miała wręcz wybitną skłonność do gubienia praktycznie każdej zakładki, jaka kiedykolwiek znalazła się w jej rękach. Tym razem, a jakże inaczej!, było dokładnie tak samo, jednakże dosyć szybko udało jej się odnaleźć charakterystyczną scenę i mogła kontynuować czytanie.
Od czasu do czasu odrywała się tylko na chwilę od książki, by unieść wzrok, rozglądając się po sali, jakby mogło ominąć ją coś niezmiernie interesującego, jeśli by tego nie robiła. Zdążyła jednak otrzymać swój obiad i zjeść jego większą część, nim jej uwagę przyciągnęła jedna ciekawostka w postaci kobiety z olbrzymim kapeluszem przyozdobionym całą masą różnokolorowych kwiatów, która usiłowała wykłócać się z obsługą o to, by traktować jej koty - trzy przyprowadzone na wielobarwnych smyczach - jak pełnoprawnych klientów i dostarczyć im krzesła z poduszkami.
Cóż, co mogła na to powiedzieć? Przez myśl przeszło jej tylko, iż nie chciała skończyć w ten sposób, bo to było... Przykre. Z początku może dosyć zabawne, ale ostatecznie jednak nieco smutne, zwłaszcza że sama Meadowes miała już dwa puchate kocury, które chętnie też otrzymałyby własne krzesła. A ona pewnie by je im dała, zwłaszcza że w ostatnich dniach chodziła wyjątkowo skłonna do zamyśleń i przybita... Spoglądając prawdzie w oczy, po prostu wyrzucała sobie własne zachowanie, obawiając się zmian na gorsze. Nie miała nawet serca udać się, by sprawdzić, czy zawiniątko - ukryte w jej szafce nocnej - nie nosiło na sobie żadnej klątwy. Zwyczajnie sama nie wiedziała, co się z nią działo.
A kryminał był do bani... Zabił kamerdyner.
Być może Fine Dining nie było jej ulubionym miejscem tego typu, jednakże niewątpliwie lubiła się w nim stołować. Swoista tradycja z tym związana obejmowała dosyć regularne - piątkowe popołudnie co dwa tygodnie - pojawianie się w restauracji w mugolskiej części miasta, z której miała może nieco daleko do obecnego miejsca zamieszkania, ale... Czego nie robiło się dla dobrego obiadu spędzonego w towarzystwie naprawdę przemiłej obsługi, czyż nie?
I choć zazwyczaj nie przychodziła całkowicie sama, dosyć często zabierając ze sobą kogoś z grona przyjaciół albo z pracy, kilka razy będąc tu także w towarzystwie ojca, a ostatnim razem przyprowadzając tu wygłodniałego Esdrasa na coś do zjedzenia, nim odprowadziła go do - tfu - domu... W ten czwartek zajęła najmniejszy stolik na wprost wejścia, zamawiając pysznie pachnące ziemniaki powoli gotowane na maśle z grzybami i całymi ziarnami pieprzu, a także szklankę mocno miodowej lemoniady z miętą do opijania w oczekiwaniu na zamówienie.
Prawie natychmiast otrzymując napój, wyciągnęła powieść kryminalną z torby, zaczynając przekartkowywać ją w celu znalezienia miejsca, na którym skończyła lekturę. Sama nie wiedziała, dlaczego tak się działo, ale miała wręcz wybitną skłonność do gubienia praktycznie każdej zakładki, jaka kiedykolwiek znalazła się w jej rękach. Tym razem, a jakże inaczej!, było dokładnie tak samo, jednakże dosyć szybko udało jej się odnaleźć charakterystyczną scenę i mogła kontynuować czytanie.
Od czasu do czasu odrywała się tylko na chwilę od książki, by unieść wzrok, rozglądając się po sali, jakby mogło ominąć ją coś niezmiernie interesującego, jeśli by tego nie robiła. Zdążyła jednak otrzymać swój obiad i zjeść jego większą część, nim jej uwagę przyciągnęła jedna ciekawostka w postaci kobiety z olbrzymim kapeluszem przyozdobionym całą masą różnokolorowych kwiatów, która usiłowała wykłócać się z obsługą o to, by traktować jej koty - trzy przyprowadzone na wielobarwnych smyczach - jak pełnoprawnych klientów i dostarczyć im krzesła z poduszkami.
Cóż, co mogła na to powiedzieć? Przez myśl przeszło jej tylko, iż nie chciała skończyć w ten sposób, bo to było... Przykre. Z początku może dosyć zabawne, ale ostatecznie jednak nieco smutne, zwłaszcza że sama Meadowes miała już dwa puchate kocury, które chętnie też otrzymałyby własne krzesła. A ona pewnie by je im dała, zwłaszcza że w ostatnich dniach chodziła wyjątkowo skłonna do zamyśleń i przybita... Spoglądając prawdzie w oczy, po prostu wyrzucała sobie własne zachowanie, obawiając się zmian na gorsze. Nie miała nawet serca udać się, by sprawdzić, czy zawiniątko - ukryte w jej szafce nocnej - nie nosiło na sobie żadnej klątwy. Zwyczajnie sama nie wiedziała, co się z nią działo.
A kryminał był do bani... Zabił kamerdyner.
- Ezra Greyback
Re: Fine Dining
Sro Sie 30, 2017 6:48 pm
Nie wiedział nawet, gdzie powinien szukać Alyssy. Początkowo po prostu kręcił się po Pokątnej i śmiertelnym Nokturnie, ale gdy to nie przyniosło rezultatów, a jego brzuch zaczął burczeć - przypomniał sobie o jadłodajni, do której kilka tygodni temu przyprowadziła go blondynka. I choć był tam tylko raz, to miał wyśmienitą orientację terenu, dlatego trafienie do budynku nie zajęło mu dużo czasu. I nawet jeśli miał nie odnaleźć tutaj dziewczyny, to liczył że uda mu się ukraść trochę jedzenia. Ezra przyłożył czoło do szyby, omiatając pomieszczenie wzrokiem i cóż... miał szczęście. Na jego twarzy momentalnie pojawił się uśmiech, a potem bez zastanowienia wkroczył do środka, wcześniej popychając z całej siły toporne drzwi.
- Aly! - krzyknął z samego progu, a potem, jakby obawiając się, że ktoś go o coś spyta czy zaczepi, skulił ramiona i wręcz podbiegł do dziewczyny, czując jak noga mu się wysuwa z za dużych trampków. I choć jego spojrzenie było zalęknione i przestraszone, to cała twarz jakby jaśniała w sztucznym świetle. Intensywnie gestykulując rękoma i oddychając z trudem wydusił z siebie:
- Musisz... proszę... pomóż... - a potem spuścił smutny, pełen łez wzrok i złapał się rękoma za brzuszek - Jestem głodny..
- Aly! - krzyknął z samego progu, a potem, jakby obawiając się, że ktoś go o coś spyta czy zaczepi, skulił ramiona i wręcz podbiegł do dziewczyny, czując jak noga mu się wysuwa z za dużych trampków. I choć jego spojrzenie było zalęknione i przestraszone, to cała twarz jakby jaśniała w sztucznym świetle. Intensywnie gestykulując rękoma i oddychając z trudem wydusił z siebie:
- Musisz... proszę... pomóż... - a potem spuścił smutny, pełen łez wzrok i złapał się rękoma za brzuszek - Jestem głodny..
- Marjorie Greyback
Re: Fine Dining
Sro Sie 30, 2017 7:24 pm
Choć niewątpliwie miała poczucie obowiązku wynikającego z jej przeszłych doświadczeń z traktowaniem dzieci w rodzinie Greybacków i choć zdecydowanie powinna zareagować czymś więcej, niżeli tylko karczemnym wykłócaniem się z Allectusem tudzież grożeniem mu Ministerstwem... Napisanie donosu nie było łatwe. Próbowała, naprawdę usiłowała to zrobić, jednak kosz przy jej biurku zapełnił się wyłącznie całą masą kartek - częściowo zapisanych, zapełnionych słowami lub też pozamazywanych - a list nadal ostatecznie nie trafił tam, gdzie powinien. Cóż, dobrze wiedziała, że mogła to zrobić także słownie... Odwiedzić ojca w pracy i przy okazji napomknąć mu o tym, w jaki sposób jej były chłopak traktował swojego syna, jednakże... Coś powstrzymywało ją przed tym.
I choć wmawiała sobie, że był to wstyd - spędziła przecież naprawdę wiele czasu z tym mężczyzną, wielokrotnie powtarzając Thomasowi, iż Alec nie był aż taki zły; skarga na patologię w jego domu byłaby jak przyznanie się do kompletnej porażki w ocenie człowieka - tak naprawdę wcale nie chodziło o to. Zwyczajnie nie chciała robić tego Alecowi, usiłując wyłącznie go nastraszyć, by zmienił swoje nastawienie i sam doszedł do tego, co robił źle. Skrycie pragnęła, by zwyczajnie zaczął interesować się Ezrą, dbając o niego dokładnie tak jak to do niego należało. Musiał być odpowiedzialnym ojcem, skoro już powołał dziecko na świat. Nie mógł tak po prostu puszczać malucha, aby ten wałęsał się po okolicy - głodny, obdarty i brudny - kiedy on sam zabawiał się ze swoimi panienkami.
Owszem... Sam fakt istnienia tych całkowicie od niej różnych kobiet w jego życiu, jak i to, iż posiadał potomstwo z jedną z nich... To ją zabolało, jednak nie na tyle, by zobojętnić Alyssę na los ciemnowłosego chłopca, który był prawie dokładną kopią młodego Aleca z czasów, kiedy ten jeszcze nie był tak brutalny, oziębły i nadmiernie ociekający dumą z własnego pochodzenia, gdy jeszcze nie cenił sobie tak bardzo krwi, a samego człowieka. Cóż, te czasy już dawno minęły, ale nadal trwały w zakamarkach jej pamięci. Esdras był zaś przypomnieniem tych dobrych chwil i tego, dlaczego tak właściwie w ogóle wmieszała się w relację z Allectusem.
Ku jej zadowoleniu, przez jakiś czas naprawdę wyglądało, iż Greyback wziął sobie jej ostrzeżenia do serca. I choć nadal uciekała myślami zarówno do niego - zwłaszcza po tym feralnym spotkaniu w szpitalu, przez które nadal nie potrafiła przestać się obwiniać; pozwoliła emocjom przejąć stery i zachowała się naprawdę nie w porządku, nie miała na to wytłumaczenia - jak i do dziecka... Nie podejmowała dalszych prób napisania donosu. Papiery z kosza spaliła w kominku, a jedynymi kartkami, na które spoglądała, były ostatnio strony książki i dokumenty z pracy. Wyglądało na to, iż było dobrze... Do czasu.
Ezrę zauważyła praktycznie od chwili, w której ten przestąpił próg restauracji i wykrzyknął jej imię. Momentalnie podniosła wzrok, unosząc na niego spojrzenie, aby uchylić usta w kilkusekundowym zdziwieniu. W przeciwieństwie do niej, on jednak nie zamarł, tylko wykorzystał ten czas na znalezienie się tuż obok. I kiedy ona asekuracyjnie wyciągnęła rękę przed siebie, by powstrzymać go przed poślizgnięciem się na podłodze - jego buty były naprawdę solidnie za duże, widziała to nawet ze swojego miejsca - on zaczął gestykulować, odzywając się do niej tym tonem. I wiedziała, nie musiał nawet nic mówić, aby domyśliła się, że było kiepsko. Na ten widok zwyczajnie jej samej zaszkliły się oczy. Jednocześnie bardzo intensywnie potrząsnęła głową, odsuwając krzesło obok siebie, żeby chłopiec mógł usiąść.
- Wybierz... - Sama nie wiedziała dokładnie, co powinna mu powiedzieć. Ta sytuacja zwyczajnie ją piorunowała, przerażała i doprowadzała do myśli, iż tym razem nie mogła poprzestać na groźbach i kłótniach z jego opiekunem. - Proszę. Co chcesz? Ja już swoje zjadłam, ale zamówimy ci coś szybciutko. Co chcesz? Wybierz, proszę. Wybieraj. Cokolwiek zechcesz. - W tym momencie pieniądze naprawdę nie grały dla niej roli. Była sama, nie potrzebowała zaciskać pasa, a koty zapewne miały wybaczyć jej brak drogiego żarcia. - Potem powiesz mi, co się stało, dobrze? - Spytała jeszcze, ostrożnie wyciągając do niego rękę.
I choć wmawiała sobie, że był to wstyd - spędziła przecież naprawdę wiele czasu z tym mężczyzną, wielokrotnie powtarzając Thomasowi, iż Alec nie był aż taki zły; skarga na patologię w jego domu byłaby jak przyznanie się do kompletnej porażki w ocenie człowieka - tak naprawdę wcale nie chodziło o to. Zwyczajnie nie chciała robić tego Alecowi, usiłując wyłącznie go nastraszyć, by zmienił swoje nastawienie i sam doszedł do tego, co robił źle. Skrycie pragnęła, by zwyczajnie zaczął interesować się Ezrą, dbając o niego dokładnie tak jak to do niego należało. Musiał być odpowiedzialnym ojcem, skoro już powołał dziecko na świat. Nie mógł tak po prostu puszczać malucha, aby ten wałęsał się po okolicy - głodny, obdarty i brudny - kiedy on sam zabawiał się ze swoimi panienkami.
Owszem... Sam fakt istnienia tych całkowicie od niej różnych kobiet w jego życiu, jak i to, iż posiadał potomstwo z jedną z nich... To ją zabolało, jednak nie na tyle, by zobojętnić Alyssę na los ciemnowłosego chłopca, który był prawie dokładną kopią młodego Aleca z czasów, kiedy ten jeszcze nie był tak brutalny, oziębły i nadmiernie ociekający dumą z własnego pochodzenia, gdy jeszcze nie cenił sobie tak bardzo krwi, a samego człowieka. Cóż, te czasy już dawno minęły, ale nadal trwały w zakamarkach jej pamięci. Esdras był zaś przypomnieniem tych dobrych chwil i tego, dlaczego tak właściwie w ogóle wmieszała się w relację z Allectusem.
Ku jej zadowoleniu, przez jakiś czas naprawdę wyglądało, iż Greyback wziął sobie jej ostrzeżenia do serca. I choć nadal uciekała myślami zarówno do niego - zwłaszcza po tym feralnym spotkaniu w szpitalu, przez które nadal nie potrafiła przestać się obwiniać; pozwoliła emocjom przejąć stery i zachowała się naprawdę nie w porządku, nie miała na to wytłumaczenia - jak i do dziecka... Nie podejmowała dalszych prób napisania donosu. Papiery z kosza spaliła w kominku, a jedynymi kartkami, na które spoglądała, były ostatnio strony książki i dokumenty z pracy. Wyglądało na to, iż było dobrze... Do czasu.
Ezrę zauważyła praktycznie od chwili, w której ten przestąpił próg restauracji i wykrzyknął jej imię. Momentalnie podniosła wzrok, unosząc na niego spojrzenie, aby uchylić usta w kilkusekundowym zdziwieniu. W przeciwieństwie do niej, on jednak nie zamarł, tylko wykorzystał ten czas na znalezienie się tuż obok. I kiedy ona asekuracyjnie wyciągnęła rękę przed siebie, by powstrzymać go przed poślizgnięciem się na podłodze - jego buty były naprawdę solidnie za duże, widziała to nawet ze swojego miejsca - on zaczął gestykulować, odzywając się do niej tym tonem. I wiedziała, nie musiał nawet nic mówić, aby domyśliła się, że było kiepsko. Na ten widok zwyczajnie jej samej zaszkliły się oczy. Jednocześnie bardzo intensywnie potrząsnęła głową, odsuwając krzesło obok siebie, żeby chłopiec mógł usiąść.
- Wybierz... - Sama nie wiedziała dokładnie, co powinna mu powiedzieć. Ta sytuacja zwyczajnie ją piorunowała, przerażała i doprowadzała do myśli, iż tym razem nie mogła poprzestać na groźbach i kłótniach z jego opiekunem. - Proszę. Co chcesz? Ja już swoje zjadłam, ale zamówimy ci coś szybciutko. Co chcesz? Wybierz, proszę. Wybieraj. Cokolwiek zechcesz. - W tym momencie pieniądze naprawdę nie grały dla niej roli. Była sama, nie potrzebowała zaciskać pasa, a koty zapewne miały wybaczyć jej brak drogiego żarcia. - Potem powiesz mi, co się stało, dobrze? - Spytała jeszcze, ostrożnie wyciągając do niego rękę.
- Ezra Greyback
Re: Fine Dining
Sro Sie 30, 2017 7:37 pm
Nie potrafił ukryć radości, gdy Alyssa zaproponowała mu jedzenie. Usiadł praktycznie od razu, bez chwili jakiegokolwiek zastanowienia, czy zawahania. Po prostu był głodny i choć mama mu mówiła, że nie można było być ufnym wobec nieznajomych, ani brać od nich jedzenia, on najzwyczajniej w świecie był głodny.
- Mogę... - zaczął, ale już po chwili się speszył i spuścił wzrok, czując jak jego policzki zalały się czerwienią. Alec ciągle go ganił za to, że jest zbyt zachłanny. Chyba nie powinien? Co jeśli Alec się dowie? - naleśinikizczekoladąibitąśmietaną - powiedział na jednym wdechu, niemal od razu biorąc (bez pytania) ze stolika szklankę z sokiem pomarańczowym, która najprawdopodobniej należała do Alyssy, by zakryć ten przejaw chciwości, po czym dodał skruszonym głosem: - jajecznicę.
To nie tak, że nie lubił jajecznicy, ale jadał ją codziennie, poza tym nie wyobrażał sobie, by ktokolwiek mógł zrobić lepszą od Aleca. Jednak od dwóch dni, gdy brat nie wstawał z łóżka, nie miał nawet jajek. I gdy Alyssa wyciągnęła dłoń w jego kierunku, chłopiec zacisnął usta w cienką linijkę, ale to nie powstrzymało drżącej, od zbierającego się szlochu, wargi.
- Nie wolno mi z Tobą rozmawiać - powiedział, pociągając z bezradności nosem. Widać było, że bił się ze swoimi myślami, a także obowiązkiem zachowania tak jak mu nakazano, a tym co powinien. Nie chciał zawieść Aleca, ale z drugiej strony... Łzy same zaczęły płynąć mu po policzkach:
- ale Duncan nie odpisuje, boję... - chlipnął, pociągając nosem: - się.
- Mogę... - zaczął, ale już po chwili się speszył i spuścił wzrok, czując jak jego policzki zalały się czerwienią. Alec ciągle go ganił za to, że jest zbyt zachłanny. Chyba nie powinien? Co jeśli Alec się dowie? - naleśinikizczekoladąibitąśmietaną - powiedział na jednym wdechu, niemal od razu biorąc (bez pytania) ze stolika szklankę z sokiem pomarańczowym, która najprawdopodobniej należała do Alyssy, by zakryć ten przejaw chciwości, po czym dodał skruszonym głosem: - jajecznicę.
To nie tak, że nie lubił jajecznicy, ale jadał ją codziennie, poza tym nie wyobrażał sobie, by ktokolwiek mógł zrobić lepszą od Aleca. Jednak od dwóch dni, gdy brat nie wstawał z łóżka, nie miał nawet jajek. I gdy Alyssa wyciągnęła dłoń w jego kierunku, chłopiec zacisnął usta w cienką linijkę, ale to nie powstrzymało drżącej, od zbierającego się szlochu, wargi.
- Nie wolno mi z Tobą rozmawiać - powiedział, pociągając z bezradności nosem. Widać było, że bił się ze swoimi myślami, a także obowiązkiem zachowania tak jak mu nakazano, a tym co powinien. Nie chciał zawieść Aleca, ale z drugiej strony... Łzy same zaczęły płynąć mu po policzkach:
- ale Duncan nie odpisuje, boję... - chlipnął, pociągając nosem: - się.
- Marjorie Greyback
Re: Fine Dining
Sro Sie 30, 2017 8:27 pm
Być może była lekkim nadwrażliwcem, jednakże cała ta sytuacja wywierała na nią naprawdę duży wpływ emocjonalny. I choć sama nie wiedziała, dlaczego tak było, tym razem zrobiło jej się jeszcze bardziej przykro niż za poprzednim razem, chociaż wtedy także spotkała się przecież z przestraszonym, wygłodniałym i szlochającym maluchem. Tym razem znała już zarówno jego imię, część historii - przynajmniej takiej, jaką jej wtedy przedstawił - jak i zdawała sobie sprawę z tego, w jakiej znajdował się sytuacji. Z ojcem, który najwyraźniej miał go głęboko gdzieś, nie interesując się nim do tego stopnia, że kilkulatek musiał sam szukać pomocy wśród praktycznie obcych ludzi.
Nawet nie wyobrażała sobie, co mogłoby się stać, gdyby za pierwszym razem nie trafił na nią lub kogoś jej podobnego. Co prawda, nie uważała się za zbyt odpowiednią osobę do opieki nad małym dzieckiem, ponieważ praktycznie nie miała z takimi do czynienia, jednakże... Cieszyła się - jeśli mogła tak to powiedzieć przy szklistych oczach i bólu w piersi - że znalazł właśnie ją, nie kogoś, kto mógłby go skrzywdzić. Zarówno teraz, jak i poprzednio. I naprawdę była skłonna zamówić mu dokładnie to, czego sobie zażyczył, choć z początku nie zrozumiała jego szybkiego seplenienia.
- Chcesz dwa czy trzy? Czy może kilka? - Spytała w taki sposób, jakby wcale nie usłyszała wspomnienia o jajecznicy, zwyczajnie nie chcąc, by brał coś, bo wypadało. Starała się także nie patrzeć na niego tak, jakby dostrzegała soczystego rumieńca, który oblał jego blade policzki. Sama nie lubiła, gdy ktoś przyglądał jej się zarumienionej, kiedy ludzie patrzyli na nią jak na okaz w zoo, bo nie potrafiła zapanować nad czerwienieniem się. Chciała dać mu trochę przestrzeni, wyciągając tylko dyskretnie chusteczki i przesuwając paczkę w jego kierunku, chociaż nie była pewna, czy sama nie będzie ich zaraz potrzebować. Ostatnio na powrót stała się wybitnie płaczliwa i emocjonalna... Nawet jak na nią.
- Spokojnie, nikomu o tym nie powiem. - Obiecała, kładąc rękę na sercu, po czym gestem dłoni przywołała znajomą kelnerkę, by złożyć zamówienie na naleśniki z bitą śmietaną i czekoladą, napój oraz miseczkę krojonych letnich owoców. Kiedy kobieta odeszła, Alyssa kontynuowała... Ostatecznie wierzchem prawej ręki przecierając sobie dosyć mokre oczy. Nie szlochała nad losem Ezry, ale niewiele jej do tego brakowało. Miała za to ochotę zwyczajnie go do siebie przytulić, mówiąc mu, że wszystko będzie dobrze, choć nadal nie wiedziała, co dokładnie się stało. Chwilowo wyciągała tylko jednak palce w jego kierunku, licząc na ściśnięcie małej dłoni.
- Nie bój się, powiedz mi, co się dzieje. Spróbujemy coś z tym zrobić, obiecuję.
Nawet nie wyobrażała sobie, co mogłoby się stać, gdyby za pierwszym razem nie trafił na nią lub kogoś jej podobnego. Co prawda, nie uważała się za zbyt odpowiednią osobę do opieki nad małym dzieckiem, ponieważ praktycznie nie miała z takimi do czynienia, jednakże... Cieszyła się - jeśli mogła tak to powiedzieć przy szklistych oczach i bólu w piersi - że znalazł właśnie ją, nie kogoś, kto mógłby go skrzywdzić. Zarówno teraz, jak i poprzednio. I naprawdę była skłonna zamówić mu dokładnie to, czego sobie zażyczył, choć z początku nie zrozumiała jego szybkiego seplenienia.
- Chcesz dwa czy trzy? Czy może kilka? - Spytała w taki sposób, jakby wcale nie usłyszała wspomnienia o jajecznicy, zwyczajnie nie chcąc, by brał coś, bo wypadało. Starała się także nie patrzeć na niego tak, jakby dostrzegała soczystego rumieńca, który oblał jego blade policzki. Sama nie lubiła, gdy ktoś przyglądał jej się zarumienionej, kiedy ludzie patrzyli na nią jak na okaz w zoo, bo nie potrafiła zapanować nad czerwienieniem się. Chciała dać mu trochę przestrzeni, wyciągając tylko dyskretnie chusteczki i przesuwając paczkę w jego kierunku, chociaż nie była pewna, czy sama nie będzie ich zaraz potrzebować. Ostatnio na powrót stała się wybitnie płaczliwa i emocjonalna... Nawet jak na nią.
- Spokojnie, nikomu o tym nie powiem. - Obiecała, kładąc rękę na sercu, po czym gestem dłoni przywołała znajomą kelnerkę, by złożyć zamówienie na naleśniki z bitą śmietaną i czekoladą, napój oraz miseczkę krojonych letnich owoców. Kiedy kobieta odeszła, Alyssa kontynuowała... Ostatecznie wierzchem prawej ręki przecierając sobie dosyć mokre oczy. Nie szlochała nad losem Ezry, ale niewiele jej do tego brakowało. Miała za to ochotę zwyczajnie go do siebie przytulić, mówiąc mu, że wszystko będzie dobrze, choć nadal nie wiedziała, co dokładnie się stało. Chwilowo wyciągała tylko jednak palce w jego kierunku, licząc na ściśnięcie małej dłoni.
- Nie bój się, powiedz mi, co się dzieje. Spróbujemy coś z tym zrobić, obiecuję.
- Ezra Greyback
Re: Fine Dining
Sro Sie 30, 2017 8:37 pm
Gdy spytała go o ilość, Ezra patrzył na nią szeroko otwartymi oczami, jakby nie dowierzając w to co słyszał. I choć szybko otworzył usta, by powiedzieć, że zadowoli się trzema, to jednak szybko przypomniał sobie o wszystkim, czego nauczył go Alec. Ludzie nie byli bezinteresowni. Powiedział, ze to tyczyło się wszystkich. Dlatego przełknął głośno ślinę i wyszeptał piskliwym głosikiem:
- Co będziesz za to chciała? - momentalnie wkładając dłonie do kieszeni sztruksowych spodni, by zacisnąć rączkę na malutkiej monecie. Przez chwilę zastanawiał się, czy może jej zaufać, ale w końcu zdecydował się wyciągnąć galeona na stolik. Miał być na czarną godzinę, ale nigdy nie wiedział, co to oznaczało. Czy już teraz była czarna? A może szara?
- Nie mogę.. - powiedział, choć było widać po sposobie w jakim mówił, że szukał jedynie zapewnienia, że nic się nie stanie: - On... będzie zły - i spuścił głowę, bojąc się zawieść brata. I choć przez kilka minut przyglądał się spod przymrużonych oczu jej wyciągniętej dłoni, to chwycił ją dopiero teraz, jednocześnie czując falę wstydu.
- Obiecujesz, że mu pomożesz? - spytał w końcu, wycierając wierzchem dłoni kąciki pełnych łez oczu, po czym drugą ręką odsunął paczkę chusteczek w jej stronę. Przecież był twardzielem.
- Co będziesz za to chciała? - momentalnie wkładając dłonie do kieszeni sztruksowych spodni, by zacisnąć rączkę na malutkiej monecie. Przez chwilę zastanawiał się, czy może jej zaufać, ale w końcu zdecydował się wyciągnąć galeona na stolik. Miał być na czarną godzinę, ale nigdy nie wiedział, co to oznaczało. Czy już teraz była czarna? A może szara?
- Nie mogę.. - powiedział, choć było widać po sposobie w jakim mówił, że szukał jedynie zapewnienia, że nic się nie stanie: - On... będzie zły - i spuścił głowę, bojąc się zawieść brata. I choć przez kilka minut przyglądał się spod przymrużonych oczu jej wyciągniętej dłoni, to chwycił ją dopiero teraz, jednocześnie czując falę wstydu.
- Obiecujesz, że mu pomożesz? - spytał w końcu, wycierając wierzchem dłoni kąciki pełnych łez oczu, po czym drugą ręką odsunął paczkę chusteczek w jej stronę. Przecież był twardzielem.
- Marjorie Greyback
Re: Fine Dining
Sro Sie 30, 2017 8:58 pm
Prawdę mówiąc, wyjątkowo mocno jej ulżyło, gdy usłyszała taką a nie inną odpowiedź na pytanie o ilość naleśników. Być może było to głupie odczucie, jednakże gdzieś tam podświadomie obawiała się, że Ezra postanowi jednak odrzucić jej pomoc, odtrącić ją w ostatniej chwili albo uprze się przy czymś, czego tak naprawdę nie chciał, żeby nie robić jej problemu lub coś w tym rodzaju. Być może pierwszą przyczynę swojego zaniepokojenia zaczerpnęła od jego ojca, który przecież zawsze chciał wszystko robić sam, momentami wręcz wyśmiewając jej uczuciowość i miękkie serce, ale... Esdras zdecydowanie nie był Allectusem. Nawet jeśli z wyglądu był do niego prawie łudząco podobny, zachowywał się zupełnie inaczej... Niewinniej i zwyczajnie... Lepiej?
Tak czy siak, leciutko uśmiechnęła się do chłopca, kiwając głową na znak, iż przyjęła to do wiadomości, chcąc od razu złożyć zamówienie... Jednakże wtedy maluch wprowadził Alyssę w konsternację swoim pytaniem, praktycznie moment później mrożąc ją swoim gestem, na który jej oczy stały się jeszcze bardziej błyszczące i szkliste. Cholera jasna, zwyczajnie nie umiała powstrzymać się przed okazywaniem emocji. Jeśli jeszcze jakiś czas temu była naprawdę przyzwoitą aktorką, często kryjąc się z reakcjami, obecnie daleko jej było do tamtego dawnego opanowania. Zagryzając wargę, intensywnie pokręciła głową, ruchem dłoni - zadziwiająco sztywnym, nie płynnym - przesunęła monetę jak najbliżej malutkiej rączki Esdrasa.
- Co powiesz na uśmiech? Albo bukiecik dzikich kwiatków? Brakuje mi ich w mieszkaniu. - Odezwała się przez nieprzyjemnie zaciśnięte gardło, usiłując przez cały czas uśmiechać się do Ezry i po chwili dodając także coś w rodzaju usprawiedliwienia, wymówki, by nie musiał czuć się jej cokolwiek winny. - Tu nie przyjmują takich pieniążków.
Do czego to doszło, by tak małe dziecko zastanawiało się nad tym, czy nie będzie musiało zapłacić z własnej kieszeni... W jego wieku nawet nie myślała o podobnych sprawach, zawsze mając dostatecznie dużo naleśników, biszkopcików, ciastek, ciasteczek i praktycznie wszystkiego, co dusza zapragnęła. O dbaniu o fundusze na jedzenie zaczęła pamiętać dopiero podczas wyjazdów do Hogwartu, gdy wózek w pociągu i Miodowe Królestwo kusiły swoimi zasobami. Cóż, przynajmniej nieco się uspokoiła, wiedząc, że miał chociaż ten jeden galeon... O posiadanie większej ilości pieniędzy go jednak nie podejrzewała, co było już dosyć boleśnie ściskające za serce.
- Nie musimy mu mówić. - Mruknęła cicho, cichuteńko, jakby już w tym momencie robiła z tego olbrzymi sekret. I faktycznie... Na ten moment Alec nie musiał nic wiedzieć. Mogła - choć nie chciała - mu zrobić piekło bez jednoczesnego informowania go o jakichkolwiek komitywach zawieranych z jego synem. Potrafiła się do tego posunąć, jeśli chodziło o dobro malca. Ezra był znacznie ważniejszy niż ich liche, chore relacje pełne jadu i złości. Wtedy jednak padło pytanie, które częściowo zmieniło tor myśli Alyssy. Dziewczyna spojrzała na Esdrasa i... Nie wiedziała. Zwyczajnie nie wiedziała, co powiedzieć. Nie chciała go okłamywać, a przecież nie zawsze mogła być w stanie spełnić daną obietnicę.
- Jeśli tylko będę potrafiła, to tak. - Wybrnęła z tego dokładnie w tej samej sekundzie, w której kelnerka pojawiła się znowu obok nich, a wraz z nią także duża porcja naleśników, owoce i kolejna szklanka soku. Meadowes podziękowała skinieniem głowy, ściskając jednocześnie rączkę Ezry. - Smacznego.
Tak czy siak, leciutko uśmiechnęła się do chłopca, kiwając głową na znak, iż przyjęła to do wiadomości, chcąc od razu złożyć zamówienie... Jednakże wtedy maluch wprowadził Alyssę w konsternację swoim pytaniem, praktycznie moment później mrożąc ją swoim gestem, na który jej oczy stały się jeszcze bardziej błyszczące i szkliste. Cholera jasna, zwyczajnie nie umiała powstrzymać się przed okazywaniem emocji. Jeśli jeszcze jakiś czas temu była naprawdę przyzwoitą aktorką, często kryjąc się z reakcjami, obecnie daleko jej było do tamtego dawnego opanowania. Zagryzając wargę, intensywnie pokręciła głową, ruchem dłoni - zadziwiająco sztywnym, nie płynnym - przesunęła monetę jak najbliżej malutkiej rączki Esdrasa.
- Co powiesz na uśmiech? Albo bukiecik dzikich kwiatków? Brakuje mi ich w mieszkaniu. - Odezwała się przez nieprzyjemnie zaciśnięte gardło, usiłując przez cały czas uśmiechać się do Ezry i po chwili dodając także coś w rodzaju usprawiedliwienia, wymówki, by nie musiał czuć się jej cokolwiek winny. - Tu nie przyjmują takich pieniążków.
Do czego to doszło, by tak małe dziecko zastanawiało się nad tym, czy nie będzie musiało zapłacić z własnej kieszeni... W jego wieku nawet nie myślała o podobnych sprawach, zawsze mając dostatecznie dużo naleśników, biszkopcików, ciastek, ciasteczek i praktycznie wszystkiego, co dusza zapragnęła. O dbaniu o fundusze na jedzenie zaczęła pamiętać dopiero podczas wyjazdów do Hogwartu, gdy wózek w pociągu i Miodowe Królestwo kusiły swoimi zasobami. Cóż, przynajmniej nieco się uspokoiła, wiedząc, że miał chociaż ten jeden galeon... O posiadanie większej ilości pieniędzy go jednak nie podejrzewała, co było już dosyć boleśnie ściskające za serce.
- Nie musimy mu mówić. - Mruknęła cicho, cichuteńko, jakby już w tym momencie robiła z tego olbrzymi sekret. I faktycznie... Na ten moment Alec nie musiał nic wiedzieć. Mogła - choć nie chciała - mu zrobić piekło bez jednoczesnego informowania go o jakichkolwiek komitywach zawieranych z jego synem. Potrafiła się do tego posunąć, jeśli chodziło o dobro malca. Ezra był znacznie ważniejszy niż ich liche, chore relacje pełne jadu i złości. Wtedy jednak padło pytanie, które częściowo zmieniło tor myśli Alyssy. Dziewczyna spojrzała na Esdrasa i... Nie wiedziała. Zwyczajnie nie wiedziała, co powiedzieć. Nie chciała go okłamywać, a przecież nie zawsze mogła być w stanie spełnić daną obietnicę.
- Jeśli tylko będę potrafiła, to tak. - Wybrnęła z tego dokładnie w tej samej sekundzie, w której kelnerka pojawiła się znowu obok nich, a wraz z nią także duża porcja naleśników, owoce i kolejna szklanka soku. Meadowes podziękowała skinieniem głowy, ściskając jednocześnie rączkę Ezry. - Smacznego.
- Ezra Greyback
Re: Fine Dining
Sro Sie 30, 2017 9:13 pm
Słysząc odpowiedź Alyssy, omiótł ją badawczym, aczkolwiek bystrym jak na swój wiek spojrzeniem, zupełnie jakby kalkulował czy bukiecik kwiatków mu się kalkulował. Ostatecznie, posłał jej jeden z najszerszych uśmiechów na jakie było go tylko stać, by już po kilku sekundach zmarkotnieć. Schował jednak gaelona do kieszeni, bo Alec mu zawsze powtarzał, że to dużo pieniędzy i lepiej, by nigdy tego nie zgubił. Świat dorosłych był dla niego stanowczo zbyt trudny do zrozumienia...
- Oh - mruknął cicho, a jego usteczka wykrzywiły się w podkówkę - Tu są mugole? Ciocia mówi, że to bardzo źli ludzie i chcą nas skrzywdzić - i dokładnie w tym samym momencie jakby pochmurniał, stał się wyjątkowo nieufny i przestraszony. Nie mógł się jednak oprzeć naleśnikom, do których dobrał się niemal od razu. Mama zawsze mu mówiła, że musiał jeść kulturalnie, ale jakoś nigdy o tym nie pamiętał... A gdy sobie przypominał to było już za późno. Pewnie dlatego był cały umorusany czekoladą, a na nosie ostała się bita śmietana.
- Dlaczego płaczesz? - zapytał z pełną buzią, przełykając spory kęs naleśnika, by po chwili skinąć głową. Jeśli mu nie powie, to Alec się nigdy nie dowie prawda? Chyba takie warunki mógł przyjąć? Był zagubiony. I ostatecznie.. cóż, po prostu pękł.
- Nie chcę by umarł - miał tylko jego. Jeśli Alec by odszedł, wtedy na pewno trafił by do ciotki Freyr i wuja Phineasa, a to napawało go przerażeniem. - On... - i jakby przestał być głodny, odsunął talerz sprzed nosa, po czym znowu pociągnął noskiem: - tylko leży tylko w łóżku. Śpi. Chyba cierpi... leje się krew i.. nie pali, tak jak wcześniej. - był zaniepokojony, a przy tym chaotyczny. - Przychodzą ludzie... I krzyczą, a on... śpi. Czy Alec umrze? - i po prostu zaczął się telepać od płaczu, jednocześnie zrywając się z krzesła i wtulając się w pierś Aly.
- Oh - mruknął cicho, a jego usteczka wykrzywiły się w podkówkę - Tu są mugole? Ciocia mówi, że to bardzo źli ludzie i chcą nas skrzywdzić - i dokładnie w tym samym momencie jakby pochmurniał, stał się wyjątkowo nieufny i przestraszony. Nie mógł się jednak oprzeć naleśnikom, do których dobrał się niemal od razu. Mama zawsze mu mówiła, że musiał jeść kulturalnie, ale jakoś nigdy o tym nie pamiętał... A gdy sobie przypominał to było już za późno. Pewnie dlatego był cały umorusany czekoladą, a na nosie ostała się bita śmietana.
- Dlaczego płaczesz? - zapytał z pełną buzią, przełykając spory kęs naleśnika, by po chwili skinąć głową. Jeśli mu nie powie, to Alec się nigdy nie dowie prawda? Chyba takie warunki mógł przyjąć? Był zagubiony. I ostatecznie.. cóż, po prostu pękł.
- Nie chcę by umarł - miał tylko jego. Jeśli Alec by odszedł, wtedy na pewno trafił by do ciotki Freyr i wuja Phineasa, a to napawało go przerażeniem. - On... - i jakby przestał być głodny, odsunął talerz sprzed nosa, po czym znowu pociągnął noskiem: - tylko leży tylko w łóżku. Śpi. Chyba cierpi... leje się krew i.. nie pali, tak jak wcześniej. - był zaniepokojony, a przy tym chaotyczny. - Przychodzą ludzie... I krzyczą, a on... śpi. Czy Alec umrze? - i po prostu zaczął się telepać od płaczu, jednocześnie zrywając się z krzesła i wtulając się w pierś Aly.
- Marjorie Greyback
Re: Fine Dining
Sro Sie 30, 2017 9:44 pm
Sama nie wiedziała, jakim cudem powstrzymała się od wywrócenia oczami, gdy usłyszała wspomnienie o mugolach. Czarodzieje czystej krwi potrafili być naprawdę bardzo okrutni w swoich stereotypach. Okrutni... I zarazem niezmiernie zabawni.
- Mugole to po prostu normalni ludzie. Tacy jak ja czy ty. To nie żaden inny gatunek. - Uspokoiła go z lekkim uśmiechem na twarzy, dodając zaraz. - Po prostu nie umieją robić tych naszych sztuczek, o czym bardzo często nie wiedzą. - Miała nadzieję, że to mu wystarczy, choć naprawdę nie wiedziała, co ciocia i wujek, a także zapewne ojciec, mogli nawpychać mu do głowy.
Zamrugała oczami, jakby tak naprawdę dopiero teraz zorientowała się, co robiła, jak gdyby to właśnie pytanie Esdrasa uświadomiło ją, że miała łzy w oczach, a jej ruchy w celu ich wytarcia były wyłącznie machinalne, tak naprawdę całkowicie nieświadome. To był ten moment, kiedy z jej ust powinien wyrwać się ten sam niezdrowy chichot, który się na nie cisnął, jednak jakimś cudem powstrzymała zarówno taką reakcję, jak i dalsze oznaki zbliżającego się szlochu. Nigdy nie robiła tego publicznie. Zawsze powstrzymywała płacz do momentu, gdy nie miała pozostać całkowicie sama, tylko czasami robiąc to w obecności bliskiej osoby. Nigdy nie była też taka nerwowa jak ostatnio. Nie lubiła w sobie tej zmiany, naprawdę jej nie lubiła i chciała na powrót stać się tą bardziej opanowaną wersją siebie. Pytanie tylko, jak miała to zrobić... Choć w tym momencie nie powinna była raczej tego analizować, skupiając się na Esdrasie i na tym, by odpowiedzieć mu z może nieco wymuszonym, ale zdecydowanie pokrzepiającym uśmiechem.
- To nic takiego, nie przejmuj się. - Dawno nikt nie pałaszował w jej towarzystwie z aż takim apetytem, nie wyglądając przy tym aż tak uroczo jak mały Ezra. I choć wiedziała, że później zdecydowanie miały im się przydać jakieś mokre chusteczki - byleby nie te załzawione - albo butelka wody i trochę mydła, teraz pozwalała mu jeść dokładnie w taki sposób, w jaki chciał. Na ten moment nie obchodziło jej to, że nie wyglądało to elegancko. Był głodny, naprawdę głodny i jeśli najedzenie się miało uczynić go chociaż trochę szczęśliwszym, a także mniej przestraszonym, pluła teraz na wszelkie zasady życia w społeczności. Na Merlina, był tylko małym dzieckiem, które musiało zachowywać się kulturalnie, a jednak miało prawo czasem trochę się ubrudzić.
Nie spodziewała się jednak tego, co nadeszło. Nie potrafiła tego przewidzieć, rozmyślając prędzej o tym, iż Ezra chciał zapewne poprosić ją o jakieś finansowe wsparcie lub coś równie przyziemnego, ewentualnie o wstawiennictwo u kogoś. Pozwoliła mu zatem mówić, lecz każde kolejne słowo, jakie padało spomiędzy jego drobnych warg, przyprawiało ją o coraz mocniejszy brak tchu. W przeciwieństwie do rumieńców, jakie nadal utrzymywały się na twarzy chłopca, ona zrobiła się coraz bardziej blada... Wpierw jak ściana, potem całkowicie niczym topielec lub upiór. Momentalnie przyszło jej na myśl to wszystko, co uczyniła, powiedziała lub wręcz przeciwnie - czego nie dopuściła się w szpitalu. I jeśli wcześniej sobie to wypominała, obecnie po prostu przyprawiło ją to prawie o zatrzymanie akcji serca. Nawet jeśli dzieci miały skłonność do przesady, o czym wiedziała na przykładzie małej siebie, to brzmiało naprawdę fatalnie.
Nie zadała pytania o to, kim byli krzyczący ludzie. To nie miało teraz znaczenia. W momencie, w którym Ezra zerwał się z płaczem w jej kierunku, przytuliła go do siebie bardzo mocno, obejmując go ramionami, choć jej własne serce zaczęło telepać się teraz w znacznie szybszym tempie, a w ustach zagościła suchość.
- Cii... - Szepnęła, kompletnie nie przejmując się tym, że najprawdopodobniej robili teraz większą scenę niż kobieta z kotami. Po prostu zaczęła kołysać go lekko w swoich ramionach, odruchowo przyciskając usta do czubka jego małej głowy i szepcząc po raz kolejny. Sama nie wiedziała, ile minęło czasu, nim zebrała się w sobie na tyle, by wydusić coś więcej. Szepnęła tylko po raz kolejny, tym razem układając słowa we w miarę jasny przekaz. - Nic mu nie będzie, naszemu Alecowi nic nie będzie. - Nie była nawet świadoma tego, jakiego określenia użyła, po prostu kontynuując. - Tylko musisz mi powiedzieć, od kiedy to się dzieje, dobrze? To bardzo ważne. Czy on... Mocno krwawi...? Dzieje się coś poza tym? Musisz mi powiedzieć, dobrze. Jesteś bardzo dzielnym chłopcem, wiesz o tym, prawda? - Nie wiedziała, czy to miało jakiś sens, ale mówiła, kołysząc go dalej.
- Mugole to po prostu normalni ludzie. Tacy jak ja czy ty. To nie żaden inny gatunek. - Uspokoiła go z lekkim uśmiechem na twarzy, dodając zaraz. - Po prostu nie umieją robić tych naszych sztuczek, o czym bardzo często nie wiedzą. - Miała nadzieję, że to mu wystarczy, choć naprawdę nie wiedziała, co ciocia i wujek, a także zapewne ojciec, mogli nawpychać mu do głowy.
Zamrugała oczami, jakby tak naprawdę dopiero teraz zorientowała się, co robiła, jak gdyby to właśnie pytanie Esdrasa uświadomiło ją, że miała łzy w oczach, a jej ruchy w celu ich wytarcia były wyłącznie machinalne, tak naprawdę całkowicie nieświadome. To był ten moment, kiedy z jej ust powinien wyrwać się ten sam niezdrowy chichot, który się na nie cisnął, jednak jakimś cudem powstrzymała zarówno taką reakcję, jak i dalsze oznaki zbliżającego się szlochu. Nigdy nie robiła tego publicznie. Zawsze powstrzymywała płacz do momentu, gdy nie miała pozostać całkowicie sama, tylko czasami robiąc to w obecności bliskiej osoby. Nigdy nie była też taka nerwowa jak ostatnio. Nie lubiła w sobie tej zmiany, naprawdę jej nie lubiła i chciała na powrót stać się tą bardziej opanowaną wersją siebie. Pytanie tylko, jak miała to zrobić... Choć w tym momencie nie powinna była raczej tego analizować, skupiając się na Esdrasie i na tym, by odpowiedzieć mu z może nieco wymuszonym, ale zdecydowanie pokrzepiającym uśmiechem.
- To nic takiego, nie przejmuj się. - Dawno nikt nie pałaszował w jej towarzystwie z aż takim apetytem, nie wyglądając przy tym aż tak uroczo jak mały Ezra. I choć wiedziała, że później zdecydowanie miały im się przydać jakieś mokre chusteczki - byleby nie te załzawione - albo butelka wody i trochę mydła, teraz pozwalała mu jeść dokładnie w taki sposób, w jaki chciał. Na ten moment nie obchodziło jej to, że nie wyglądało to elegancko. Był głodny, naprawdę głodny i jeśli najedzenie się miało uczynić go chociaż trochę szczęśliwszym, a także mniej przestraszonym, pluła teraz na wszelkie zasady życia w społeczności. Na Merlina, był tylko małym dzieckiem, które musiało zachowywać się kulturalnie, a jednak miało prawo czasem trochę się ubrudzić.
Nie spodziewała się jednak tego, co nadeszło. Nie potrafiła tego przewidzieć, rozmyślając prędzej o tym, iż Ezra chciał zapewne poprosić ją o jakieś finansowe wsparcie lub coś równie przyziemnego, ewentualnie o wstawiennictwo u kogoś. Pozwoliła mu zatem mówić, lecz każde kolejne słowo, jakie padało spomiędzy jego drobnych warg, przyprawiało ją o coraz mocniejszy brak tchu. W przeciwieństwie do rumieńców, jakie nadal utrzymywały się na twarzy chłopca, ona zrobiła się coraz bardziej blada... Wpierw jak ściana, potem całkowicie niczym topielec lub upiór. Momentalnie przyszło jej na myśl to wszystko, co uczyniła, powiedziała lub wręcz przeciwnie - czego nie dopuściła się w szpitalu. I jeśli wcześniej sobie to wypominała, obecnie po prostu przyprawiło ją to prawie o zatrzymanie akcji serca. Nawet jeśli dzieci miały skłonność do przesady, o czym wiedziała na przykładzie małej siebie, to brzmiało naprawdę fatalnie.
Nie zadała pytania o to, kim byli krzyczący ludzie. To nie miało teraz znaczenia. W momencie, w którym Ezra zerwał się z płaczem w jej kierunku, przytuliła go do siebie bardzo mocno, obejmując go ramionami, choć jej własne serce zaczęło telepać się teraz w znacznie szybszym tempie, a w ustach zagościła suchość.
- Cii... - Szepnęła, kompletnie nie przejmując się tym, że najprawdopodobniej robili teraz większą scenę niż kobieta z kotami. Po prostu zaczęła kołysać go lekko w swoich ramionach, odruchowo przyciskając usta do czubka jego małej głowy i szepcząc po raz kolejny. Sama nie wiedziała, ile minęło czasu, nim zebrała się w sobie na tyle, by wydusić coś więcej. Szepnęła tylko po raz kolejny, tym razem układając słowa we w miarę jasny przekaz. - Nic mu nie będzie, naszemu Alecowi nic nie będzie. - Nie była nawet świadoma tego, jakiego określenia użyła, po prostu kontynuując. - Tylko musisz mi powiedzieć, od kiedy to się dzieje, dobrze? To bardzo ważne. Czy on... Mocno krwawi...? Dzieje się coś poza tym? Musisz mi powiedzieć, dobrze. Jesteś bardzo dzielnym chłopcem, wiesz o tym, prawda? - Nie wiedziała, czy to miało jakiś sens, ale mówiła, kołysząc go dalej.
- Ezra Greyback
Re: Fine Dining
Sro Sie 30, 2017 9:58 pm
- Na pewno? Ciocia mówiła zupełnie co innego - i zmarszczył nieufnie nosek, bo nie łatwo było uwierzyć w coś zupełnie odwrotnego od tego, co mu zawsze wbijano do głowy. Wiedział tylko, że nie mógł rozmawiać z mugolami, bo są źli, a teraz Alyssa mówiła, że byli tacy jak on tylko bez magii. Był totalnie zagubiony, ale pokiwał ostrożnie głową, jakby chciał sobie zakodować w głowie to co mu powiedziała.
- Coś cię boooli? - spytał z przejęciem i troską, przyglądając jej się spod zmrużonych czarnych oczu. Nie chciał by cierpiała, ani płakała. Lubił Aly, a ludzie których lubimy powinni być ważni. A on ją bardzo lubił, dlatego było mu niezwykle przykro, gdy płakała. Starał się nawet pocieszyć ją szerokim uśmiechem, ale już chwilę później nastąpił te wybuch płaczu. I gdy tak go przytulała to jeszcze bardziej zatęsknił za mamą. Dziewczyny, które przychodziły na noc z Aleciem były dla niego niemiłe, ale Alyssa była miła. Przytulała go i nie mówiła, że powinien zająć się sobą. Pewnie dlatego odważył jej się zaufać.
- Obiecujesz? - załkał, mocniej przyciskając policzek do jej piersi. Prawdopodobnie pobrudził jej ubranie czekoladą i bitą śmietaną, ale nawet nie przyszło mu do głowy, by ją za to przeprosić. Postanowił więc udać, że nic zlego nie zrobił.
- Odkąd przyprowadził go Pan Borgin - szepnął, nie bardzo wiedząc czy może w ogóle o tym mówić. Ale kontynuował, bo się bał, że jego brat umrze, a on pójdzie do sierocińca - od dwóch dni - i pokiwał energicznie głową, jakby chciał przekazać, że jej wszystko powie, ale już zaraz potem znowu zapłakał gorzko - Czasami bardzo, jak kaszle. Z gardła mu leci krew. Chciałem go wytrzeć, ale się boję.. krwi - i spuścił zawstydzony głowę, nie przyznając się, że niemal nie zemdlał, gdy chciał pomóc Alecowi w chorobie - On... jakby go nie było, nie lubię przy nim siedzieć, bo się boję... Pójdziesz ze mną?
- Coś cię boooli? - spytał z przejęciem i troską, przyglądając jej się spod zmrużonych czarnych oczu. Nie chciał by cierpiała, ani płakała. Lubił Aly, a ludzie których lubimy powinni być ważni. A on ją bardzo lubił, dlatego było mu niezwykle przykro, gdy płakała. Starał się nawet pocieszyć ją szerokim uśmiechem, ale już chwilę później nastąpił te wybuch płaczu. I gdy tak go przytulała to jeszcze bardziej zatęsknił za mamą. Dziewczyny, które przychodziły na noc z Aleciem były dla niego niemiłe, ale Alyssa była miła. Przytulała go i nie mówiła, że powinien zająć się sobą. Pewnie dlatego odważył jej się zaufać.
- Obiecujesz? - załkał, mocniej przyciskając policzek do jej piersi. Prawdopodobnie pobrudził jej ubranie czekoladą i bitą śmietaną, ale nawet nie przyszło mu do głowy, by ją za to przeprosić. Postanowił więc udać, że nic zlego nie zrobił.
- Odkąd przyprowadził go Pan Borgin - szepnął, nie bardzo wiedząc czy może w ogóle o tym mówić. Ale kontynuował, bo się bał, że jego brat umrze, a on pójdzie do sierocińca - od dwóch dni - i pokiwał energicznie głową, jakby chciał przekazać, że jej wszystko powie, ale już zaraz potem znowu zapłakał gorzko - Czasami bardzo, jak kaszle. Z gardła mu leci krew. Chciałem go wytrzeć, ale się boję.. krwi - i spuścił zawstydzony głowę, nie przyznając się, że niemal nie zemdlał, gdy chciał pomóc Alecowi w chorobie - On... jakby go nie było, nie lubię przy nim siedzieć, bo się boję... Pójdziesz ze mną?
- Marjorie Greyback
Re: Fine Dining
Sro Sie 30, 2017 10:19 pm
Sama nie wiedziała, jak powinna dobrać w tym momencie słowa, by nie zabrzmieć na kogoś wrogiego ciotce Esdrasa, jednocześnie zastanawiając się także, dlaczego Aleta nagle zaczęła być aż tak wroga mugolom, skoro zapamiętała ją jako bardziej... Neutralną. Cóż, nie wnikała jednak za głęboko w ten temat, odpowiadając tylko cierpliwym głosem.
- Na pewno, przysięgam na gacie samego Merlina. - Stwierdziła, przykładając sobie dłoń do piersi i specjalnie korzystając z takiej wersji obietnicy, która mogła potencjalnie chociaż odrobinę rozchmurzyć chłopca. Chciała, by ten znowu się uśmiechał, bo jego niewinne unoszenie kącików ust naprawdę było śliczne, ściskające za serce i warte starania się, by go rozpogodzić. Na tamten moment nie wiedziała w końcu, że nie miało być to takie znowu proste. Sądziła, że sam obiad miał na początek wystarczyć, iż dopiero później mogli zająć się resztą kłopotów i naprawiania fatalnej sytuacji związanej z brakiem opieki nad maluchem. Nadal nie mogła do końca uwierzyć w to, iż ktokolwiek mógł być w stanie mieć go w nosie. Był takim uroczym, kochanym dzieckiem.
- Troszeczkę. - Odpowiadając mu poniekąd zgodnie z prawdą, znowu posłała Esdrasowi uśmiech, tym razem już nieco mniej wymuszony, a bardziej wzruszony. Troskliwe spojrzenia, jakie posyłał jej w tym momencie, były naprawdę godne najpiękniejszych reakcji. I to właśnie dla niego postarała się przestać ronić łzy...
Choć zaledwie kilka momentów później stało się to jeszcze trudniejsze i prawie że niemożliwe. Po tym, co jej powiedział, po jego własnej reakcji... Świat dosłownie zawirował przed jej oczami, a zbyt wiele myśli uderzyło ją na raz w głowę. To ona musiała być tu jednak tą silną i odpowiedzialną osobą, nie mogąc pokazać chłopcu, jak bardzo przeraził ją swoimi informacjami. Przełykając ślinę, odpowiedziała mu, delikatnie muskając wargami czubek jego głowy i nawet nie myśląc o tym, że brudził ją czekoladą, bitą śmietaną czy czymś innym. Plamy miały się sprać. Były ważniejsze sprawy.
- Obie... - Nie mogła tego zrobić, nie powinna tego robić, bo nie wiedziała, co się dokładnie działo, ale nie chciała jeszcze bardziej przerażać chłopca. On potrzebował teraz zapewnienia, odrobiny stabilności. I nawet jeśli... Nawet jeśli miałby ją potem znienawidzić, jeśli... Stałoby się to, o czym nie chciała nawet myśleć... Musiała mu to powiedzieć. Zwłaszcza że potrzebowała od niego w miarę składnych odpowiedzi. - Obiecuję. - Wyszeptała przez odrętwiałe wargi, wysłuchując dalszej części tego, co miał jej do powiedzenia... I czując się naprawdę fatalnie. Od dwóch dni... To była jej wina. To naprawdę była jej wina. Gdyby nie ona, najprawdopodobniej zostałby w szpitalu. Wszystko schrzaniła, miała człowieka na sumieniu i to nie byle jakiego człowieka... Jego. W głowie jej szumiało, świat kręcił się przed oczami, ślina nie chciała spływać do gardła. Czuła się tak, jakby sama dostała teraz migreny i gorączki... Na raz. I to powinna być ona. Bo zawiniła.
- Nie bój się, pomożemy mu. Pójdę z tobą, ale najpierw pójdziemy do mnie, dobrze? Wezmę kilka rzeczy i wracamy, wszystko będzie w porządku. - Tylko... Dlaczego sama nie była skłonna tak łatwo w to uwierzyć?
- Na pewno, przysięgam na gacie samego Merlina. - Stwierdziła, przykładając sobie dłoń do piersi i specjalnie korzystając z takiej wersji obietnicy, która mogła potencjalnie chociaż odrobinę rozchmurzyć chłopca. Chciała, by ten znowu się uśmiechał, bo jego niewinne unoszenie kącików ust naprawdę było śliczne, ściskające za serce i warte starania się, by go rozpogodzić. Na tamten moment nie wiedziała w końcu, że nie miało być to takie znowu proste. Sądziła, że sam obiad miał na początek wystarczyć, iż dopiero później mogli zająć się resztą kłopotów i naprawiania fatalnej sytuacji związanej z brakiem opieki nad maluchem. Nadal nie mogła do końca uwierzyć w to, iż ktokolwiek mógł być w stanie mieć go w nosie. Był takim uroczym, kochanym dzieckiem.
- Troszeczkę. - Odpowiadając mu poniekąd zgodnie z prawdą, znowu posłała Esdrasowi uśmiech, tym razem już nieco mniej wymuszony, a bardziej wzruszony. Troskliwe spojrzenia, jakie posyłał jej w tym momencie, były naprawdę godne najpiękniejszych reakcji. I to właśnie dla niego postarała się przestać ronić łzy...
Choć zaledwie kilka momentów później stało się to jeszcze trudniejsze i prawie że niemożliwe. Po tym, co jej powiedział, po jego własnej reakcji... Świat dosłownie zawirował przed jej oczami, a zbyt wiele myśli uderzyło ją na raz w głowę. To ona musiała być tu jednak tą silną i odpowiedzialną osobą, nie mogąc pokazać chłopcu, jak bardzo przeraził ją swoimi informacjami. Przełykając ślinę, odpowiedziała mu, delikatnie muskając wargami czubek jego głowy i nawet nie myśląc o tym, że brudził ją czekoladą, bitą śmietaną czy czymś innym. Plamy miały się sprać. Były ważniejsze sprawy.
- Obie... - Nie mogła tego zrobić, nie powinna tego robić, bo nie wiedziała, co się dokładnie działo, ale nie chciała jeszcze bardziej przerażać chłopca. On potrzebował teraz zapewnienia, odrobiny stabilności. I nawet jeśli... Nawet jeśli miałby ją potem znienawidzić, jeśli... Stałoby się to, o czym nie chciała nawet myśleć... Musiała mu to powiedzieć. Zwłaszcza że potrzebowała od niego w miarę składnych odpowiedzi. - Obiecuję. - Wyszeptała przez odrętwiałe wargi, wysłuchując dalszej części tego, co miał jej do powiedzenia... I czując się naprawdę fatalnie. Od dwóch dni... To była jej wina. To naprawdę była jej wina. Gdyby nie ona, najprawdopodobniej zostałby w szpitalu. Wszystko schrzaniła, miała człowieka na sumieniu i to nie byle jakiego człowieka... Jego. W głowie jej szumiało, świat kręcił się przed oczami, ślina nie chciała spływać do gardła. Czuła się tak, jakby sama dostała teraz migreny i gorączki... Na raz. I to powinna być ona. Bo zawiniła.
- Nie bój się, pomożemy mu. Pójdę z tobą, ale najpierw pójdziemy do mnie, dobrze? Wezmę kilka rzeczy i wracamy, wszystko będzie w porządku. - Tylko... Dlaczego sama nie była skłonna tak łatwo w to uwierzyć?
- Ezra Greyback
Re: Fine Dining
Sro Sie 30, 2017 10:30 pm
Z ust Esdrasa wydobył się najprawdziwszy, melodyjny śmiech bo słowo "gacie" wydawało mu się niezwykle zabawne. I skoro tak powiedziała, to to musiała być prawda, a ciotka się po prostu myliła. Nie mógł się wręcz doczekać jej miny, gdy ją uświadomi. Może i ona przestanie się ich bać, a potem będzie milsza?
A gdy przyznała mu się do boleści, pokiwał ze zrozumieniem - zupełnie jakby był dużo starszy niż jest w rzeczywistości - głową. Alec mu mówił, że każdego coś czasem boli, więc pewnie z nią było tak samo. Posłał jej jeszcze ostatni - przed wybuchem płaczu - uśmiech, a potem już po prostu szukał pocieszenia i wsparcia w jej ciepłych ramionach i gładkim ubraniu. Bardzo tęsknił za mamą, ale Alyssa była dla niego prawie tak samo dobra. Zastanawiał się, czy Alec pozwoliłby mu ją zatrzymać, żeby opowiadała mu bajki na dobranoc? Nie powinien mieć nic przeciwko... on sobie sprowadzał koleżanki, więc Ezra też mógł, prawda?
A potem obiecała, a on już przestał się bać tylko dzielnie wytarł łzy z oczu i pokiwał głową. Obiecała i będzie dobrze, bo niby dlaczego miałaby go okłamywać? To nie miałoby sensu. Odkleił się od jej piersi i wyciągnął dłoń w jej kierunku.
- Tylko mu nie mów, że Ci cokolwiek powiedziałam - a lojalność wobec brata wciąć była dla niego cholernie silna... Duncan zawsze mu to powtarzał. Duncana też bardzo lubił, chociaż nie był jego prawdziwym bratem, przynajmniej tak mu mówił, ale za to pozwalał mu się bawić ze swoim psem, więc Ezra nie potrafił go nie lubić. Niedługo potem pociągnął Alyssę za dłoń i razem wyszli z jadłodajni, kierując się do jej mieszkania. I ani razu nie odważył się nawet poluzować uścisku jej dłoni, który tak bardzo dodawał mu otuchy...
/zt dla Ezry i Alyssy
A gdy przyznała mu się do boleści, pokiwał ze zrozumieniem - zupełnie jakby był dużo starszy niż jest w rzeczywistości - głową. Alec mu mówił, że każdego coś czasem boli, więc pewnie z nią było tak samo. Posłał jej jeszcze ostatni - przed wybuchem płaczu - uśmiech, a potem już po prostu szukał pocieszenia i wsparcia w jej ciepłych ramionach i gładkim ubraniu. Bardzo tęsknił za mamą, ale Alyssa była dla niego prawie tak samo dobra. Zastanawiał się, czy Alec pozwoliłby mu ją zatrzymać, żeby opowiadała mu bajki na dobranoc? Nie powinien mieć nic przeciwko... on sobie sprowadzał koleżanki, więc Ezra też mógł, prawda?
A potem obiecała, a on już przestał się bać tylko dzielnie wytarł łzy z oczu i pokiwał głową. Obiecała i będzie dobrze, bo niby dlaczego miałaby go okłamywać? To nie miałoby sensu. Odkleił się od jej piersi i wyciągnął dłoń w jej kierunku.
- Tylko mu nie mów, że Ci cokolwiek powiedziałam - a lojalność wobec brata wciąć była dla niego cholernie silna... Duncan zawsze mu to powtarzał. Duncana też bardzo lubił, chociaż nie był jego prawdziwym bratem, przynajmniej tak mu mówił, ale za to pozwalał mu się bawić ze swoim psem, więc Ezra nie potrafił go nie lubić. Niedługo potem pociągnął Alyssę za dłoń i razem wyszli z jadłodajni, kierując się do jej mieszkania. I ani razu nie odważył się nawet poluzować uścisku jej dłoni, który tak bardzo dodawał mu otuchy...
/zt dla Ezry i Alyssy
- Marjorie Greyback
Re: Fine Dining
Nie Gru 03, 2017 11:16 pm
|po wątku z Ezrą
Być może mogła to jeszcze trochę odłożyć w czasie, jednakże nie chciała już dłużej zwlekać. Próbowała przecież ułożyć sobie życie, a ojciec był poniekąd jego integralną częścią. Owszem, przez naprawdę długi czas się nią nie interesował. Owszem, kiedy już zaczął, wchodził z butami w sprawy prywatne Alyssy. Owszem, próbował dyrygować dziewczyną, wydawać jej rozkazy i zabraniać tego, co uważał za niedostatecznie dobre albo wręcz fatalne i niegodne jego córki. Owszem, szczerze nie umiał zdzierżyć wybranka blondynki i swego czasu starał się - o zgrozo, dosyć skutecznie - zatruć wspólne życie jej i Alecowi. A jednak... Cóż, chciała spróbować przemówić mu do rozsądku. Nigdy nie było za późno na to, by spróbować raz jeszcze, by zostać prawdziwą rodziną.
Mimo cichych podszeptów tej racjonalnej części umysłu, Aly dawała się ponieść skłonności do bycia idealistką i choć niemożliwie obawiała się tej rozmowy, miała przy tym nadzieję, że jednak uda im się dojść do porozumienia. Nie bez powodu wybrała zresztą bardziej publiczne miejsce, w którym Thomas nie powinien zrobić jej karczemnej awantury, bo przecież musiał jako-tako dbać o swoją opinię. A mimo wszystko... Miał ją raczej dosyć dobrą. Szanowano go za to, co robił, a tego raczej nie chciał zmieniać. Nie przez jedną rozmowę z córką, która zrobiła coś, czego zdecydowanie nie miał tolerować. Nie w pierwszym odruchu. W kolejnych? Sama nie wiedziała. Znała go od tej pamiętliwej i zaciętej strony, ale przecież mógł złagodnieć choćby na wspomnienie o oczekiwanym wnuku lub wnuczce...
Oczywiście, był uznawany za naprawdę oschłego, twardego i momentami nawet niewzruszenie nieczułego człowieka, jednakże jednocześnie mówiono o nim, iż był dosyć sprawiedliwy, chociaż momentami wydawał naprawdę nieprzychylne osądy wobec tych, którzy w jakiś sposób mu podpadli. Był porywczy, ale nigdy nie uciekał się do przemocy, jeśli natrafiał na kogoś wyraźnie słabszego od niego. Nie podniósł ręki na nią ani na nikogo, kogo znała, a kto nie był przestępcą ściganym z ramienia Biura Aurorów i Departamentu Przestrzegania Prawa Czarodziejów. On tylko pił. Pił naprawdę dużo i często, rzucając rzeczami, krzycząc na przedmioty i do wyimaginowanych osób.
Doskonale o tym pamiętała, właśnie z tego względu wybierając jadłodajnię, w której alkohol był podawany jedynie w postaci lampki wina lub kufla piwa do obiadu albo kolacji, nie zaś do śniadania, na które umówiła się z ojcem. Nie napisała mu sowy, nie chcąc ryzykować tym, iż list zaginie gdzieś podczas transportu. Przeszła się zatem do samego Ministerstwa Magii, nie zastając w nim akurat Thomasa - przez co chyba nieco jej ulżyło, bo nie była zbyt przygotowana na rozmowę z nim w jego biurze - ale pozostawiając mu wiadomość, która z pewnością miała zostać dostarczona. Zrobiła to w zeszłą sobotę wieczorem, na spotkanie wybierając najbliższy poniedziałek.
I właśnie tak oto znalazła się w Fine Dining, będąc na miejscu już pół godziny wcześniej, zajmując stolik i oczekując na nadejście ojca. Specjalnie usiadła tak, by mieć dobry widok na jedyne drzwi przeznaczone dla klientów, ale nie tak od razu rzucać się w oczy. Zdjęła także płaszcz, pozostając w luźnym i ciemnym ubraniu, które dosyć skutecznie nie zwracało uwagi na jej rosnący brzuszek. Po krótkiej chwili zamówiła sobie także szklaneczkę soku dyniowego i... I czekała. Miętoląc w rękach już trzecią chusteczkę z rzędu.
Być może mogła to jeszcze trochę odłożyć w czasie, jednakże nie chciała już dłużej zwlekać. Próbowała przecież ułożyć sobie życie, a ojciec był poniekąd jego integralną częścią. Owszem, przez naprawdę długi czas się nią nie interesował. Owszem, kiedy już zaczął, wchodził z butami w sprawy prywatne Alyssy. Owszem, próbował dyrygować dziewczyną, wydawać jej rozkazy i zabraniać tego, co uważał za niedostatecznie dobre albo wręcz fatalne i niegodne jego córki. Owszem, szczerze nie umiał zdzierżyć wybranka blondynki i swego czasu starał się - o zgrozo, dosyć skutecznie - zatruć wspólne życie jej i Alecowi. A jednak... Cóż, chciała spróbować przemówić mu do rozsądku. Nigdy nie było za późno na to, by spróbować raz jeszcze, by zostać prawdziwą rodziną.
Mimo cichych podszeptów tej racjonalnej części umysłu, Aly dawała się ponieść skłonności do bycia idealistką i choć niemożliwie obawiała się tej rozmowy, miała przy tym nadzieję, że jednak uda im się dojść do porozumienia. Nie bez powodu wybrała zresztą bardziej publiczne miejsce, w którym Thomas nie powinien zrobić jej karczemnej awantury, bo przecież musiał jako-tako dbać o swoją opinię. A mimo wszystko... Miał ją raczej dosyć dobrą. Szanowano go za to, co robił, a tego raczej nie chciał zmieniać. Nie przez jedną rozmowę z córką, która zrobiła coś, czego zdecydowanie nie miał tolerować. Nie w pierwszym odruchu. W kolejnych? Sama nie wiedziała. Znała go od tej pamiętliwej i zaciętej strony, ale przecież mógł złagodnieć choćby na wspomnienie o oczekiwanym wnuku lub wnuczce...
Oczywiście, był uznawany za naprawdę oschłego, twardego i momentami nawet niewzruszenie nieczułego człowieka, jednakże jednocześnie mówiono o nim, iż był dosyć sprawiedliwy, chociaż momentami wydawał naprawdę nieprzychylne osądy wobec tych, którzy w jakiś sposób mu podpadli. Był porywczy, ale nigdy nie uciekał się do przemocy, jeśli natrafiał na kogoś wyraźnie słabszego od niego. Nie podniósł ręki na nią ani na nikogo, kogo znała, a kto nie był przestępcą ściganym z ramienia Biura Aurorów i Departamentu Przestrzegania Prawa Czarodziejów. On tylko pił. Pił naprawdę dużo i często, rzucając rzeczami, krzycząc na przedmioty i do wyimaginowanych osób.
Doskonale o tym pamiętała, właśnie z tego względu wybierając jadłodajnię, w której alkohol był podawany jedynie w postaci lampki wina lub kufla piwa do obiadu albo kolacji, nie zaś do śniadania, na które umówiła się z ojcem. Nie napisała mu sowy, nie chcąc ryzykować tym, iż list zaginie gdzieś podczas transportu. Przeszła się zatem do samego Ministerstwa Magii, nie zastając w nim akurat Thomasa - przez co chyba nieco jej ulżyło, bo nie była zbyt przygotowana na rozmowę z nim w jego biurze - ale pozostawiając mu wiadomość, która z pewnością miała zostać dostarczona. Zrobiła to w zeszłą sobotę wieczorem, na spotkanie wybierając najbliższy poniedziałek.
I właśnie tak oto znalazła się w Fine Dining, będąc na miejscu już pół godziny wcześniej, zajmując stolik i oczekując na nadejście ojca. Specjalnie usiadła tak, by mieć dobry widok na jedyne drzwi przeznaczone dla klientów, ale nie tak od razu rzucać się w oczy. Zdjęła także płaszcz, pozostając w luźnym i ciemnym ubraniu, które dosyć skutecznie nie zwracało uwagi na jej rosnący brzuszek. Po krótkiej chwili zamówiła sobie także szklaneczkę soku dyniowego i... I czekała. Miętoląc w rękach już trzecią chusteczkę z rzędu.
- Thomas Meadowes
Re: Fine Dining
Czw Gru 07, 2017 6:16 pm
Thomas nie spodziewał się takiego obrotu sprawy. Choć już od dawna chciał spotkać się z córką, by porozmawiać z nią na temat wielu nurtujących go spraw – zaczynając od jej podejrzanej wycieczki do Szkocji, a kończąc na pobycie w szpitalu, o którym mu wspomniał Anthony, kręcąc coś pod nosem i wymijająco odpowiadając. Znał tego chłopca wyjątkowo dobrze, by wiedzieć, że nie jest z nim do końca szczery, chcąc pozostać lojalnym wobec Alyssy. Jednak Meadowesowi wciąż brakowało czasu. Być może brzmiało to śmiesznie, bo oprócz pracy nic innego nie robił, jednak… przestępczość w Londynie – w głównej mierze na Nokturnie rozwijała się w błyskawicznym tempie. Gdy jednak znalazł na swoim biurku notatkę od córki, dopadły go paskudne wyrzuty sumienia. Odwołał więc jedno ze spotkań, chcąc wygospodarować chociaż te pół godziny na szybki lunch z córką, po czym po prostu udał się na spotkanie, zostawiając w pracy szarą marynarkę.
Spóźnił się około 15 minut, wstępując jeszcze po drodze do jakiegoś sklepu, by kupić Marjorie jakąś czekoladę z orzechami, po czym przekroczył próg drzwi, stając a środku pomieszczenia i rozglądając się dookoła. Dość szybko odnalazł córkę spojrzeniem, po czym podchodząc do baru i zamawiając szklankę coli i tosta z kurczakiem i tłustym serem żółtym, ruszył w kierunku Alyssy.
– Jorie – przywitał ją badawczym spojrzeniem, nieco wstydliwie podając jej tabliczkę czekolady i jednocześnie siadając naprzeciwko niej.
– Okropny czas, dużo pracy – wytłumaczył, wymijająco przepraszając za to spóźnienie. Ostatecznie machnął dłonią w powietrzu i uniósł wysoko brwi: – Ubolewam, że dawno nie mieliśmy okazji spotkać się we dwoje, ale… – i skrzywił się, jednocześnie postanawiając sobie, że w tym momencie przestanie drążyć ten temat i po prostu zapyta co u niej.
– Wydawało się to dość pilne, chcesz o czymś pomówić?
Spóźnił się około 15 minut, wstępując jeszcze po drodze do jakiegoś sklepu, by kupić Marjorie jakąś czekoladę z orzechami, po czym przekroczył próg drzwi, stając a środku pomieszczenia i rozglądając się dookoła. Dość szybko odnalazł córkę spojrzeniem, po czym podchodząc do baru i zamawiając szklankę coli i tosta z kurczakiem i tłustym serem żółtym, ruszył w kierunku Alyssy.
– Jorie – przywitał ją badawczym spojrzeniem, nieco wstydliwie podając jej tabliczkę czekolady i jednocześnie siadając naprzeciwko niej.
– Okropny czas, dużo pracy – wytłumaczył, wymijająco przepraszając za to spóźnienie. Ostatecznie machnął dłonią w powietrzu i uniósł wysoko brwi: – Ubolewam, że dawno nie mieliśmy okazji spotkać się we dwoje, ale… – i skrzywił się, jednocześnie postanawiając sobie, że w tym momencie przestanie drążyć ten temat i po prostu zapyta co u niej.
– Wydawało się to dość pilne, chcesz o czymś pomówić?
Strona 1 z 3 • 1, 2, 3
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach
|
|