- Mistrz Labiryntu
Sala numer 1
Sob Lip 23, 2016 10:59 pm
Znajdują się tutaj cztery łóżka, które są ładnie posłane i czekają tylko na nowych pacjentów. Przy każdym z łóżek znajduje się szafeczka na której można położyć wszystkie swoje cenne rzeczy, albo jedzenie. Przy ścianie znajduje się parawan zza którym można się przebrać. W sali znajduje się jedna łazienka.
- Cień
Re: Sala numer 1
Sob Wrz 08, 2018 2:12 am
Nie liczył już czasu, nie patrzył na zegarek, choć ten usilnie starał się przyciągnąć jego uwagę. Tik, tak, tik, tak. Mógł być zaczarowany na złość pacjentów, by im przypominać, że niezależnie ile godzin minie, są na to miejsce skazani. Travis Rockers również był i nie miał wystarczająco siły by cokolwiek z tym zrobić. Umieścili go na tym piętrze, ale nadal nie wiedzieli, co mu jest. To był już drugi raz kiedy zmienił piętro, bo jego choroba okazała się mieć kompletnie inne oblicze i nie była zakaźna, a potrzebowali miejsca. "Niech pan się nie przejmuje, panie Rockers. Na III piętrze będzie miał cały pokój dla siebie. Przynajmniej na razie".
Zdążył przez te kilka miesięcy zmizernieć, od kwietnia nie był ani razu w domu, nie wiedział co się właściwie tam teraz działo. Co z jego dziećmi, co z pracą, co z rodowymi interesami? Kalipso powiedziała by nie zaprzątał sobie tym głowy, miał przecież wypoczywać, nie przejmując się niczym za wyjątkiem siebie. Ale jak miał się nie przejmować w tych czterech ścianach? Myśli bombardowały go, co chwilę, gdy tylko nie spał, a spał sporo, czasem mając w sobie wystarczająco dużo siły by sięgnąć po książkę i ją przeczytać. Czuł się tak jakby wsiąkał w to łóżko, w materac, jakby miał być tutaj do końca swojego życia. Do końca życia? Co to w ogóle oznaczało?
Kiedy dowiedział się od pielęgniarki, że październik dobiegł końca, był zszokowany, wstrząśnięty. Nie rozmawiał o tym z żoną, która pojawiała się u niego, co kilka dni, ale nie spodziewał się, że minęło aż tyle. Dlaczego nadal nic nie wiadomo? Dlaczego go nie wyleczyli? "Agapi mu, to potrwa, nie wiedzą co ci się stało, gdybyś sobie tylko przypomniał co jadłeś, gdzie byłeś i co robiłeś od początku roku...".
Nie miał jak, wspomnienia wydawały mu się odległe, a kiedy próbował sobie coś przypomnieć, cokolwiek, zaczynała boleć go głowa. Na ciele pojawiły się, według uzdrowicieli, niegroźne fioletowe plamy, które kojarzyły mu się z siniakami. Rośliny, eliksiry, zaklęcia, zwierzęta? Co konkretnie, co takiego zrobił? Głowa pulsowała, ręce drżały. Chciał zobaczyć dzieci, chciał ich zobaczyć razem. Dlaczego go nie odwiedzały? "Za wcześnie, najdroższy, za wcześnie...".
Nie mógł tak, nie mógł tak dłużej, czuł się jakby był w pułapce. Za chwilę otrzyma kolejną porcję eliksirów, zaleceń i pergamin pokryty terminami badań na najbliższy miesiąc. Kalipso miała dzisiaj zajrzeć, może uda się w końcu przekonać ją do tego by czuje się wystarczająco na siłach by Massimo, Gereon i Caroline mogli przyjść się z nim zobaczyć.
Caroline... zwłaszcza na wspomnienie swojej jedynej córki poczuł jak coś go ściska w żołądku. Tak dawno jej nie widział, skończyła szkołę, pewnie szykowała się do stażu. Mógł tylko mieć nadzieję, że jego żona nie była dla niej za surowa. Massimo i Gereon sobie poradzą, ale co z nią?
Miał jeden wielki mętlik w głowie, a biel ścian nie działała na niego kojąco, lecz przytłaczała.
Zdążył przez te kilka miesięcy zmizernieć, od kwietnia nie był ani razu w domu, nie wiedział co się właściwie tam teraz działo. Co z jego dziećmi, co z pracą, co z rodowymi interesami? Kalipso powiedziała by nie zaprzątał sobie tym głowy, miał przecież wypoczywać, nie przejmując się niczym za wyjątkiem siebie. Ale jak miał się nie przejmować w tych czterech ścianach? Myśli bombardowały go, co chwilę, gdy tylko nie spał, a spał sporo, czasem mając w sobie wystarczająco dużo siły by sięgnąć po książkę i ją przeczytać. Czuł się tak jakby wsiąkał w to łóżko, w materac, jakby miał być tutaj do końca swojego życia. Do końca życia? Co to w ogóle oznaczało?
Kiedy dowiedział się od pielęgniarki, że październik dobiegł końca, był zszokowany, wstrząśnięty. Nie rozmawiał o tym z żoną, która pojawiała się u niego, co kilka dni, ale nie spodziewał się, że minęło aż tyle. Dlaczego nadal nic nie wiadomo? Dlaczego go nie wyleczyli? "Agapi mu, to potrwa, nie wiedzą co ci się stało, gdybyś sobie tylko przypomniał co jadłeś, gdzie byłeś i co robiłeś od początku roku...".
Nie miał jak, wspomnienia wydawały mu się odległe, a kiedy próbował sobie coś przypomnieć, cokolwiek, zaczynała boleć go głowa. Na ciele pojawiły się, według uzdrowicieli, niegroźne fioletowe plamy, które kojarzyły mu się z siniakami. Rośliny, eliksiry, zaklęcia, zwierzęta? Co konkretnie, co takiego zrobił? Głowa pulsowała, ręce drżały. Chciał zobaczyć dzieci, chciał ich zobaczyć razem. Dlaczego go nie odwiedzały? "Za wcześnie, najdroższy, za wcześnie...".
Nie mógł tak, nie mógł tak dłużej, czuł się jakby był w pułapce. Za chwilę otrzyma kolejną porcję eliksirów, zaleceń i pergamin pokryty terminami badań na najbliższy miesiąc. Kalipso miała dzisiaj zajrzeć, może uda się w końcu przekonać ją do tego by czuje się wystarczająco na siłach by Massimo, Gereon i Caroline mogli przyjść się z nim zobaczyć.
Caroline... zwłaszcza na wspomnienie swojej jedynej córki poczuł jak coś go ściska w żołądku. Tak dawno jej nie widział, skończyła szkołę, pewnie szykowała się do stażu. Mógł tylko mieć nadzieję, że jego żona nie była dla niej za surowa. Massimo i Gereon sobie poradzą, ale co z nią?
Miał jeden wielki mętlik w głowie, a biel ścian nie działała na niego kojąco, lecz przytłaczała.
- Massimo Rockers
Re: Sala numer 1
Sob Wrz 08, 2018 6:53 pm
Od kiedy pamiętał, szpitale napełniały go niesłabnącą niechęcią. Ich sterylna biel, ich specyficzny zapach, łączący w sobie paskudny smród medykamentów i choroby, a ponadto widok ludzi, niedomagających, słabnących, często bliskich śmierci; widok, który nie wywoływał w nim współczucia, lecz politowanie. Czuć tu było woń śmierci i przemijania, na korytarzach mijały go poszarzałe twarze pacjentów. W duchu wierzył, że gdyby jakaś choroba miała przykuć go kiedyś w ten sposób do łóżka, wolałby zginąć na miejscu niż wegetować pośród szpitalnych ścian, zupełnie odarty z jakiejkolwiek godności. Bo czy można było mówić o godności, kiedy dorosły mężczyzna musiał polegać na czyjejś pomocy w tak podstawowych, tak prostych czynnościach, jak jedzenie, mycie, przebieranie? Nic więc dziwnego, że Massimo nie bywał częstym gościem Munga, nawet zmożony chorobą wolał przeczekać ją, zaleczyć, zignorować, zamiast udać się do specjalisty. Także i dziś przyszedł tu nie z głębokiego pragnienia serca, a bardziej z poczucia obowiązku wobec ojca. Kolejna pozycja na liście rzeczy do zrobienia po powrocie z Grecji, którą należało odhaczyć.
Dowiedziawszy się od jednej z pielęgniarek, do której sali powinien się udać, skierował się na III piętro. Zatrucia eliksiralne i roślinne, głosiła tabliczka nad oddziałem. Rockers zmarszczył brwi, bowiem ciężko było mu pomyśleć o zatruciu, którego efekty utrzymywałyby się tak długo i nie słabły, a nawet się nasilały, pomimo różnorakich terapii wdrażanych przez magomedyków, jednak nie był nigdy specjalistą ani w temacie eliksirów, ani tym bardziej roślin, pozostawało mu więc opierać się na opiniach tych, którzy przynajmniej z założenia powinni znać się na tym lepiej. Ciężko było jednak nie ulegać frustrującemu wrażeniu, że uzdrowiciele błądzili we mgle, odbijając się od jednej diagnozy do drugiej, stosując na zmianę coraz to kolejne metody lecznicze, by wreszcie trafić na jakąś, która być może zadziała. Ta niekompetencja i brak jakichkolwiek wieści zaczynały go powoli drażnić.
Otworzył drzwi, przekraczając próg dusznej sali. Ojciec był jej jedynym rezydentem, leżał nieruchomo na łóżku po środku pomieszczenia. Był wychudnięty, zmizerniały, wyraźnie niezdrowy, jego twarz wyglądała jak czaszka ciasno obciągnięta cienką, półprzezroczystą skórą. Nie spał. Matka wmawiała mu, że dzieci przyjdą do niego w odwiedziny, gdy tylko będzie gotowy, prawda była jednak taka, że Massimo w przeciwieństwie do rodzeństwa nigdy się do tych odwiedzin specjalnie nie śpieszył.
─ Ojcze ─ mruknął krótko na przywitanie, z dystansem, bez żadnych fajerwerków, bez łez i uścisków. ─ Wyglądasz ─ jak gówno ─ nie najgorzej. ─ Przeszedł się do okien i otworzył jedno z nich, wpuszczając do sali nieco powietrza. Wsparłszy się o stalową ramę sąsiedniego łóżka, zaplótł dłonie na klatce piersiowej i przyjrzał się głowie rodu Rockers. Jego uwadze nie umknął wazon świeżych kwiatów na stoliku obok jego głowy. ─ Widzę, że pani matka była u ciebie niedawno. Co mówią magomedycy?
Nawet nie włożył dużego wysiłku, by nie zabrzmiało to jak: ile ci jeszcze zostało?
Dowiedziawszy się od jednej z pielęgniarek, do której sali powinien się udać, skierował się na III piętro. Zatrucia eliksiralne i roślinne, głosiła tabliczka nad oddziałem. Rockers zmarszczył brwi, bowiem ciężko było mu pomyśleć o zatruciu, którego efekty utrzymywałyby się tak długo i nie słabły, a nawet się nasilały, pomimo różnorakich terapii wdrażanych przez magomedyków, jednak nie był nigdy specjalistą ani w temacie eliksirów, ani tym bardziej roślin, pozostawało mu więc opierać się na opiniach tych, którzy przynajmniej z założenia powinni znać się na tym lepiej. Ciężko było jednak nie ulegać frustrującemu wrażeniu, że uzdrowiciele błądzili we mgle, odbijając się od jednej diagnozy do drugiej, stosując na zmianę coraz to kolejne metody lecznicze, by wreszcie trafić na jakąś, która być może zadziała. Ta niekompetencja i brak jakichkolwiek wieści zaczynały go powoli drażnić.
Otworzył drzwi, przekraczając próg dusznej sali. Ojciec był jej jedynym rezydentem, leżał nieruchomo na łóżku po środku pomieszczenia. Był wychudnięty, zmizerniały, wyraźnie niezdrowy, jego twarz wyglądała jak czaszka ciasno obciągnięta cienką, półprzezroczystą skórą. Nie spał. Matka wmawiała mu, że dzieci przyjdą do niego w odwiedziny, gdy tylko będzie gotowy, prawda była jednak taka, że Massimo w przeciwieństwie do rodzeństwa nigdy się do tych odwiedzin specjalnie nie śpieszył.
─ Ojcze ─ mruknął krótko na przywitanie, z dystansem, bez żadnych fajerwerków, bez łez i uścisków. ─ Wyglądasz ─ jak gówno ─ nie najgorzej. ─ Przeszedł się do okien i otworzył jedno z nich, wpuszczając do sali nieco powietrza. Wsparłszy się o stalową ramę sąsiedniego łóżka, zaplótł dłonie na klatce piersiowej i przyjrzał się głowie rodu Rockers. Jego uwadze nie umknął wazon świeżych kwiatów na stoliku obok jego głowy. ─ Widzę, że pani matka była u ciebie niedawno. Co mówią magomedycy?
Nawet nie włożył dużego wysiłku, by nie zabrzmiało to jak: ile ci jeszcze zostało?
- Cień
Re: Sala numer 1
Pią Wrz 21, 2018 11:40 pm
Nikt nie lubił szpitali, zapachu którego nozdrza nie potrafiły znieść. Ludzie byli słabi, nawet czarodzieje, jak się okazywało, którzy mieli swoją wyjątkową listę chorób. Może jakby udało im się nawiązać lepszą współpracę z innymi rasami to kto wie... już widział ten wyraźny sprzeciw dużej części magicznego społeczeństwa. W końcu tamci byli odmieńcami, marginesem ich świata, nawet jeśli skrzaty zajmowały się sprzątaniem ich domów, a gobliny finansami.
Pewnie nawet jak się opuszczało to miejsce, ubrania były przesiąknięte nieprzejednanym smrodem.
W pewnym momencie człowiek może się zacząć zastanawiać, co jest w życiu ważne i jaki wpływ miał przypadek, a jakie autentyczne starania. Bo przecież zawsze istniała możliwość, że go jednak wyleczą i odzyska godność, stając dumnie na swoich nogach.
Obowiązek. Jak ciężkie było to dla niego brzmienie? Może za ciężkie, a może drugi rodzic przekonał go do wykonania tego ruchu wbrew jego woli? Niezależnie od powodu wizyty i tak Travis się ucieszył na jego widok. W tym stanie było ciężej mu ukrywać swoje reakcje, słabości.
Jego leczenie przypominało poniekąd poruszanie się po omacku w celu znalezienia przyczyny, ale pewne sygnały poniekąd świadczyły o tym że mogło być coś w teorii dotyczącej zatrucia. Dlaczego nie dało się jednak tego wykryć? Nie znał odpowiedzi na to pytanie, nie znał się na medycynie w żadnej jej odsłonie, na eliksirach tych bardziej.
Był ugoszczony niemal po królewsku, możliwe że udział miało w tym to, że nie nadszedł jeszcze sezon dla tego oddziału i znajdowało się na tym piętrze raczej niewielu pacjentów. Gdyby przyjrzał się mu lepiej, pewnie dostrzegłby jeszcze więcej mankamentów. Co do samego Massimo, on wyglądał wręcz kwitnąco, mając w swoim wyglądzie mało elementów wspólnych ze standardowym wyglądem Rockersów, z Travisem na czele.
Nie spieszył się, ale i tak pojawił się jako pierwszy u niego. Na widok swojego najstarszego syna rysy twarzy złagodniały, szczerze się ucieszył. Przez chwilę się nie odzywał, przyglądając się jego kolejnym ruchom. Zupełnie jakby próbował wszystko zapamiętać. Zielone oczy nieznacznie rozbłysły, mimo że twarzy głowy rodu nie zdobił uśmiech.
- Tak, była niedawno. Dziękuję. Miała też pojawić się dzisiaj, ale zamiast niej widzę Ciebie. Dawno się nie widzieliśmy - głos nie był szorstki, był raczej spokojny, wyważony, nie zmieniła go choroba. - Bez zmian, żadnych konkretów, szykują nowy plan leczenia... Ale lepiej opowiedz co u Ciebie, jak sobie radzisz.
Nie spuszczał z niego oka, nie zawahał się w swojej wypowiedzi, nie skrzywił. Czekał na odpowiedzi, na wszystko co Massimo był mu w stanie opowiedzieć. Nie liczył jednak, że to sprawi, że jego syn zmieni o nim zdanie.
Pewnie nawet jak się opuszczało to miejsce, ubrania były przesiąknięte nieprzejednanym smrodem.
W pewnym momencie człowiek może się zacząć zastanawiać, co jest w życiu ważne i jaki wpływ miał przypadek, a jakie autentyczne starania. Bo przecież zawsze istniała możliwość, że go jednak wyleczą i odzyska godność, stając dumnie na swoich nogach.
Obowiązek. Jak ciężkie było to dla niego brzmienie? Może za ciężkie, a może drugi rodzic przekonał go do wykonania tego ruchu wbrew jego woli? Niezależnie od powodu wizyty i tak Travis się ucieszył na jego widok. W tym stanie było ciężej mu ukrywać swoje reakcje, słabości.
Jego leczenie przypominało poniekąd poruszanie się po omacku w celu znalezienia przyczyny, ale pewne sygnały poniekąd świadczyły o tym że mogło być coś w teorii dotyczącej zatrucia. Dlaczego nie dało się jednak tego wykryć? Nie znał odpowiedzi na to pytanie, nie znał się na medycynie w żadnej jej odsłonie, na eliksirach tych bardziej.
Był ugoszczony niemal po królewsku, możliwe że udział miało w tym to, że nie nadszedł jeszcze sezon dla tego oddziału i znajdowało się na tym piętrze raczej niewielu pacjentów. Gdyby przyjrzał się mu lepiej, pewnie dostrzegłby jeszcze więcej mankamentów. Co do samego Massimo, on wyglądał wręcz kwitnąco, mając w swoim wyglądzie mało elementów wspólnych ze standardowym wyglądem Rockersów, z Travisem na czele.
Nie spieszył się, ale i tak pojawił się jako pierwszy u niego. Na widok swojego najstarszego syna rysy twarzy złagodniały, szczerze się ucieszył. Przez chwilę się nie odzywał, przyglądając się jego kolejnym ruchom. Zupełnie jakby próbował wszystko zapamiętać. Zielone oczy nieznacznie rozbłysły, mimo że twarzy głowy rodu nie zdobił uśmiech.
- Tak, była niedawno. Dziękuję. Miała też pojawić się dzisiaj, ale zamiast niej widzę Ciebie. Dawno się nie widzieliśmy - głos nie był szorstki, był raczej spokojny, wyważony, nie zmieniła go choroba. - Bez zmian, żadnych konkretów, szykują nowy plan leczenia... Ale lepiej opowiedz co u Ciebie, jak sobie radzisz.
Nie spuszczał z niego oka, nie zawahał się w swojej wypowiedzi, nie skrzywił. Czekał na odpowiedzi, na wszystko co Massimo był mu w stanie opowiedzieć. Nie liczył jednak, że to sprawi, że jego syn zmieni o nim zdanie.
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach
|
|