- Alaric Hawke
Alaric Hawke [dorosły]
Pon Gru 21, 2015 3:55 pm
Imię i nazwisko: Alaric Hawke
Data urodzenia: 13 września 1951r.
Czystość krwi: Mugolska
Była szkoła: Hogwart, Hufflepuff
Praca: Nauczyciel ONMS - praktykant
Różdżka: Cis, łuska syreny, 12 cali
Widok z Ain Eingarp:
Cooper popchnął szatyna z taką siłą, że ten musiał przejść kilka kroków by nie stracić równowagi. Zatrzymał się tuż przed zwierciadłem. Odczytał napis będący na ramie lustra - „AIN EINGARP ACRESO GEWTELA Z RAWTĄWT EIN MAJ IBDO”. Co to miało znaczyć? Hawke opuścił wzrok z napisu na taflę zwierciadła. Dostrzegł w nim swoje odbicie, tak jak się spodziewał, ale... w chwilę potem zdębiał. Łobuzerski uśmiech, który widniał na jego twarzy niemalże przez cały dzień, zniknął. Jego oczy zabłysnęły, gdy dostrzegł, że ktoś stoi za nim. Odwrócił się, ale postaci nie było. Gdy tylko powrócił wzrokiem do lustra - ona tam stała. Śliczna, drobna blondynka, o pełnych ustach, dużych zielonych oczach i zniewalającym uśmiechu. Jej włosy splecione w warkocz opadały na jedno ramię. Spoglądała razem z szatynem na to odbicie i uśmiechała się. On pamiętał ten uśmiech, on znał to spojrzenie. To była ona. Arya, jego ukochana. Jego oczy zaszkliły się, choć próbował z tym walczyć. Choć wiedział, że to nie może być prawdą to jakaś jego część wierzyła, że to ona stoi za nim. Arya nie żyła. Jego serce pragnęło najmocniej w całym świecie by powróciła do niego. By jego ukochana stanęła pewnego dnia w drzwiach i powiedziała, że już wróciła. Arya nie żyła. Stracił ją, utracił ją na zawsze. Jej uśmiech, jej pełne życia i radości oczy, jej długie, złote włosy. Całą jej pełnię życia i miłość do świata. Całą miłość dla niego. Arya nie żyła. On wciąż ją kochał i pragnął jej powrotu. By znów byli razem. Arya nie żyła. Ale stała przy nim, stała! On widział ją w zwierciadle. Widział jak przytula się do jego boku choć nic takiego nie poczuł. Widział jak składa delikatny pocałunek na jego policzku. Jej usta poruszyły się, jak gdyby właśnie powiedziała mu, że bardzo go kocha. Hawke zamknął oczy i odwrócił się od zwierciadła. Arya nie żyła. Zwierciadło go oszukiwało. Ona nie żyła.
Dotknął dłonią policzka, na którym dziewczyna przed chwilą złożyła swoje usta. Dlaczego wydawało mu się, że on to poczuł, że poczuł słodki pocałunek, choć nie mogło to być prawdą?
Przykładowy Post:
- Hawke, kretynie!
Na dźwięk tych słów postać stojąca oparta o ścianę drgnęła i zamknęła z trzaskiem trzymany przez siebie wolumin.
Osoba przeczesała dłonią swoje krótkie, świeżo przystrzyżone czarne włosy i rozejrzała się po pomieszczeniu. Ach, tak. Esy i Floresy, to tutaj się tak naprawdę znajdował. Tutaj była rzeczywistość. Musiał znów się zamyślić, nierzadko mu się to zdarzało. Odpłynąć tak w całkiem inny świat z dala od obecnej, szarej i nudnej rzeczywistości. Tak, to fakt - był marzycielem i zdecydowanie był też niepoprawnym optymistą. Chyba nie można go za to winić, nie? Choć prawda była taka, że jego optymizm, często nawet w sytuacjach beznadziejnych, doprowadzał pozostałych do szewskiej pasji. Mówiono o nim, że nic nie bierze na poważnie i jest zagubionym marzycielem. Nie było to prawdą - Hawke był osobą obowiązkową i konsekwentną, jego styl bycia w żaden sposób nie kolidował z jego zajęciami. Mówi się, że "pomarzyć dobra rzecz", ale trzeba jeszcze wiedzieć kiedy jest na to czas. Na szczęście ten osobnik posiadał tę wiedzę.
- Co jest? – spytał po chwili milczenia, przenosząc wzrok na przyjaciela stojącego obok niego.
- Od czterdziestu minut stoisz tu i gapisz się na nią. Może byś tak... no nie wiem, podszedł i zagadał do niej?
Spojrzenie orzechowych oczu czarnowłosego chłopaka z wolna przeniosło się na postać stojącą po drugiej stronie księgarni, pogrążoną w lekturze księgi "Powstanie i upadek czarnej magii". Miała długie, blond włosy splecione w jeden warkocz. To ona, to ta dziewczyna nie dawała szatynowi spać po nocach. I teraz to ona była powodem przez który stawał się nieco roztargniony i bardzo często tracił kontakt z rzeczywistością. Nie na tym jednak polegał problem. Ta jedna, jedna z miliona sprawiała, że jego charyzma i elokwencja, będące u niego na porządku dziennym, ustępowały zająknięciom. O ile wiele razy proszono go by w końcu przestał gadać, przestał perorować na przeróżne tematy to w obecności tej jednej trzeba było go wręcz zmuszać do odezwania się. Składanie zdania, co zwykle przychodziło mu z dziecinną łatwością w obliczu tej jednej zamieniało się w katorgę. Ba! Najprawdopodobniej gdyby miał poskładać jakąkolwiek wypowiedź skierowaną do tejże konkretnej adresatki to składałaby się ona z inwersji. Poczwórnej inwersji, której nikt nie byłby w stanie pojąć. Mówiąc krócej - pogrążyłby sam siebie gdyby tylko spróbował się odezwać. I to był ten problem. Zwykli mówić o nim, że jest odważny, że nie boi się nowych wyzwań, ale to, z pozoru proste zadanie - zaczepienie tej jednej, najwyraźniej w dużym stopniu go przerastało. Teraz znów, posiadając sposobność do odezwania się do niej, tchórzył.
- Hmm... – szatyn podrapał się po swoim kilkudniowym zaroście. - Nie, nie ma opcji – stwierdził ostatecznie, odrywając wzrok od dziewczyny skupionej na zawartości swojego woluminu.
- Dlaczego nie? Alaric, w szkole dziewczyny się o ciebie zabijały.
Fakt faktem osobnik był nienagannej aparycji. Mierzył sobie około stu osiemdziesięciu pięciu centymetrów wzrostu, miał atletyczną sylwetkę, dokładnie taką jaką powinien mieć gracz Quidditcha. Mankamentem jego wyglądu z pewnością była paskudna blizna ciągnąca się przez udo. Jest ona dowodem na to, że rodzice nie powinni pozostawiać swoich kilkuletnich synów pod opieką nastoletnich córek. Hawke nie lubił tego znamienia, ale mógł być wdzięczny temu, że jego siostra zdarła mu skórę w tamtym miejscu a nie gdzieś, gdzie rzucałoby się to w oczy. Nie chodziło tu o to, że się jej brzydził czy uważał za szpecącą. Szatyn po prostu nie miał ochoty cały czas opowiadać tę samą historię (a zmuszano go do robienia tego gdy tylko ktoś nowy dostrzegł defekt), w której on przypadkowo (jak to dzieci mają w zwyczaju) podpala sobie spodnie, a jego siostra w reakcji na to chwyta go, wrzuca pod prysznic, gasi płomienie a na koniec zdziera spodnie z płatem skóry.
To mogło świadczyć o tym, że Hawke był magnesem na problemy. Pakował się nieustannie w kłopoty z którymi musiał radzić sobie sam albo wyciągał go z nich za fraki jego przyjaciel Cooper. Posiadał w sobie ten "zwierzęcy magnetyzm" - czy mu się to podobało czy nie. Chociaż prawda była taka, że nie narzekał nigdy na to, że interesowano się jego osobą. No przynajmniej do czasu gdy nie próbowano nafaszerować go Amortencją. Faktycznie - cieszył się zainteresowaniem wśród płci przeciwnej. Posiadał nawet tę lekkość rozmowy z każdą z nich. O ile nie były nią. Wiadomo, że ona wpływała na umysł szatyna zupełnie inaczej. Robiła w nim zamieszanie. Z lekkoducha zamieniał się w kłębek nerwów. Rozmawianie z nią miało być dla niego najgorszym wymiarem tortur.
- Po prostu nie - odpowiedział cierpko szatyn, odkładając wertowany wcześniej przez siebie wolumin z powrotem na miejsce.
- Mów o co chodzi. – Oczywistym było to, że uparty Cooper nie da tak łatwo za wygraną.
Hawke westchnął bezgłośnie kątem oka spoglądając na nią. W chwilę potem zamknął oczy, opierając się wygodniej o regał i krzyżując ramiona na torsie.
Gdyby przyznał komuś, że w pobliżu jakiejś dziewczyny staje się drętwy i zamknięty to prawdopodobnie nikt by mu nie uwierzył. Hawke miał dwie flagowe cechy. Pierwszą z nich była łatwość w nawiązywaniu kontaktów. Był tą osobą, która potrafiła podłapać wspólny temat z praktycznie każdą personą. Umiał się z takową dogadać i zazwyczaj nie zdarzało się tak by zapadała ta słynna, niezręczna cisza. Łatwość w nawiązywaniu znajomości to jedno. Drugie? Wcześniej wspominana odwaga. "Ja tego nie zrobię? Ja?!" - ile razy przyjaciele szatyna słyszeli to od niego. Podejmował się najgłupszych oraz najdziwniejszych wyzwań jakie były możliwe. Właśnie przez to pakował się w tarapaty.
Prawda o Hawke jest taka, że uwielbiał być w centrum zainteresowania i był w stanie zrobić niemalże wszystko by zdobyć atencję. Uwaga musiała być skupiona przez cały czas na nim, dopiero wtedy czuł się jak ryba w wodzie.
To, co prawdopodobnie uniemożliwiało mu nawiązanie znajomości z nią to ten lęk przed odrzuceniem. To dziwne, prawda? Przecież Cooper wspomniał, że Hawke miał dość duże powodzenie. W tym wypadku szatyn najzwyczajniej w świecie bał się, że palnie zaraz jakąś głupotę (bo nie wszystkie rzeczy, jakie wygłaszał należały do najmądrzejszych!), ona parsknie śmiechem, odwróci się i odejdzie, nie chcąc mieć z nim nic wspólnego.
- O nic. Chodź, idziemy stąd – odezwał się po dłuższej chwili milczenia.
Cooper chyba jednak nie planował tak szybko się poddać.
- Powiedz mi!
- Nic się nie dzieje.
Nie mógł, po prostu nie mógł przyznać się do tego, że czegoś się boi. Musiał przed przyjacielem zgrywać tego twardego, tego który ma tę lekkość w rozmowach z kobietami, tego który nie boi się żadnego nowego wyzwania.W pewnym sensie był pozerem - wyrobił o sobie jakąś opinię i pilnował by nie skalać jej jakąś "błahą głupotą", jak lęk przed odezwaniem się do dziewczyny. No ludzie, przecież Cooper nie dałby mu przez to żyć. I nawet gdyby Hawke go zamordował to duch Coopera wciąż by biegał za nim, śpiewając przeróżne pogrążające pieśni o tym jaki to z szatyna cykor.
- Ale ja wiem, że jednak coś się dzieje!
Szatyn przymknął oczy i policzył w myślach do dziesięciu, chcąc się uspokoić. Rzeczą, która tak łatwo wyprowadzała go z równowagi był głupkowaty upór i usilne wyciąganie od niego informacji, których on nie zamierzał wyjawiać. Zwłaszcza takich informacji. Jego mięśnie napięły się, kiedy on sam usilnie próbował zgasić w sobie chęć uduszenia tego małego, denerwującego czegoś, co zwykł na co dzień nazywać swoim przyjacielem. Szanował swoich znajomych. Nigdy nie zrobił im krzywdy (no, przynajmniej nie tak umyślnie). A ustawiczne trzepnięcie otwartą dłonią w potylicę to wcale nie zamach na czyjeś życie. Można było na niego liczyć, był lojalny i oddany.
- Jeśli się zamkniesz to postawię ci Kremowe Piwo.
- Kremowe Piwo, mówisz? Chodźmy!
Data urodzenia: 13 września 1951r.
Czystość krwi: Mugolska
Była szkoła: Hogwart, Hufflepuff
Praca: Nauczyciel ONMS - praktykant
Różdżka: Cis, łuska syreny, 12 cali
Widok z Ain Eingarp:
Cooper popchnął szatyna z taką siłą, że ten musiał przejść kilka kroków by nie stracić równowagi. Zatrzymał się tuż przed zwierciadłem. Odczytał napis będący na ramie lustra - „AIN EINGARP ACRESO GEWTELA Z RAWTĄWT EIN MAJ IBDO”. Co to miało znaczyć? Hawke opuścił wzrok z napisu na taflę zwierciadła. Dostrzegł w nim swoje odbicie, tak jak się spodziewał, ale... w chwilę potem zdębiał. Łobuzerski uśmiech, który widniał na jego twarzy niemalże przez cały dzień, zniknął. Jego oczy zabłysnęły, gdy dostrzegł, że ktoś stoi za nim. Odwrócił się, ale postaci nie było. Gdy tylko powrócił wzrokiem do lustra - ona tam stała. Śliczna, drobna blondynka, o pełnych ustach, dużych zielonych oczach i zniewalającym uśmiechu. Jej włosy splecione w warkocz opadały na jedno ramię. Spoglądała razem z szatynem na to odbicie i uśmiechała się. On pamiętał ten uśmiech, on znał to spojrzenie. To była ona. Arya, jego ukochana. Jego oczy zaszkliły się, choć próbował z tym walczyć. Choć wiedział, że to nie może być prawdą to jakaś jego część wierzyła, że to ona stoi za nim. Arya nie żyła. Jego serce pragnęło najmocniej w całym świecie by powróciła do niego. By jego ukochana stanęła pewnego dnia w drzwiach i powiedziała, że już wróciła. Arya nie żyła. Stracił ją, utracił ją na zawsze. Jej uśmiech, jej pełne życia i radości oczy, jej długie, złote włosy. Całą jej pełnię życia i miłość do świata. Całą miłość dla niego. Arya nie żyła. On wciąż ją kochał i pragnął jej powrotu. By znów byli razem. Arya nie żyła. Ale stała przy nim, stała! On widział ją w zwierciadle. Widział jak przytula się do jego boku choć nic takiego nie poczuł. Widział jak składa delikatny pocałunek na jego policzku. Jej usta poruszyły się, jak gdyby właśnie powiedziała mu, że bardzo go kocha. Hawke zamknął oczy i odwrócił się od zwierciadła. Arya nie żyła. Zwierciadło go oszukiwało. Ona nie żyła.
Dotknął dłonią policzka, na którym dziewczyna przed chwilą złożyła swoje usta. Dlaczego wydawało mu się, że on to poczuł, że poczuł słodki pocałunek, choć nie mogło to być prawdą?
Przykładowy Post:
- Hawke, kretynie!
Na dźwięk tych słów postać stojąca oparta o ścianę drgnęła i zamknęła z trzaskiem trzymany przez siebie wolumin.
Osoba przeczesała dłonią swoje krótkie, świeżo przystrzyżone czarne włosy i rozejrzała się po pomieszczeniu. Ach, tak. Esy i Floresy, to tutaj się tak naprawdę znajdował. Tutaj była rzeczywistość. Musiał znów się zamyślić, nierzadko mu się to zdarzało. Odpłynąć tak w całkiem inny świat z dala od obecnej, szarej i nudnej rzeczywistości. Tak, to fakt - był marzycielem i zdecydowanie był też niepoprawnym optymistą. Chyba nie można go za to winić, nie? Choć prawda była taka, że jego optymizm, często nawet w sytuacjach beznadziejnych, doprowadzał pozostałych do szewskiej pasji. Mówiono o nim, że nic nie bierze na poważnie i jest zagubionym marzycielem. Nie było to prawdą - Hawke był osobą obowiązkową i konsekwentną, jego styl bycia w żaden sposób nie kolidował z jego zajęciami. Mówi się, że "pomarzyć dobra rzecz", ale trzeba jeszcze wiedzieć kiedy jest na to czas. Na szczęście ten osobnik posiadał tę wiedzę.
- Co jest? – spytał po chwili milczenia, przenosząc wzrok na przyjaciela stojącego obok niego.
- Od czterdziestu minut stoisz tu i gapisz się na nią. Może byś tak... no nie wiem, podszedł i zagadał do niej?
Spojrzenie orzechowych oczu czarnowłosego chłopaka z wolna przeniosło się na postać stojącą po drugiej stronie księgarni, pogrążoną w lekturze księgi "Powstanie i upadek czarnej magii". Miała długie, blond włosy splecione w jeden warkocz. To ona, to ta dziewczyna nie dawała szatynowi spać po nocach. I teraz to ona była powodem przez który stawał się nieco roztargniony i bardzo często tracił kontakt z rzeczywistością. Nie na tym jednak polegał problem. Ta jedna, jedna z miliona sprawiała, że jego charyzma i elokwencja, będące u niego na porządku dziennym, ustępowały zająknięciom. O ile wiele razy proszono go by w końcu przestał gadać, przestał perorować na przeróżne tematy to w obecności tej jednej trzeba było go wręcz zmuszać do odezwania się. Składanie zdania, co zwykle przychodziło mu z dziecinną łatwością w obliczu tej jednej zamieniało się w katorgę. Ba! Najprawdopodobniej gdyby miał poskładać jakąkolwiek wypowiedź skierowaną do tejże konkretnej adresatki to składałaby się ona z inwersji. Poczwórnej inwersji, której nikt nie byłby w stanie pojąć. Mówiąc krócej - pogrążyłby sam siebie gdyby tylko spróbował się odezwać. I to był ten problem. Zwykli mówić o nim, że jest odważny, że nie boi się nowych wyzwań, ale to, z pozoru proste zadanie - zaczepienie tej jednej, najwyraźniej w dużym stopniu go przerastało. Teraz znów, posiadając sposobność do odezwania się do niej, tchórzył.
- Hmm... – szatyn podrapał się po swoim kilkudniowym zaroście. - Nie, nie ma opcji – stwierdził ostatecznie, odrywając wzrok od dziewczyny skupionej na zawartości swojego woluminu.
- Dlaczego nie? Alaric, w szkole dziewczyny się o ciebie zabijały.
Fakt faktem osobnik był nienagannej aparycji. Mierzył sobie około stu osiemdziesięciu pięciu centymetrów wzrostu, miał atletyczną sylwetkę, dokładnie taką jaką powinien mieć gracz Quidditcha. Mankamentem jego wyglądu z pewnością była paskudna blizna ciągnąca się przez udo. Jest ona dowodem na to, że rodzice nie powinni pozostawiać swoich kilkuletnich synów pod opieką nastoletnich córek. Hawke nie lubił tego znamienia, ale mógł być wdzięczny temu, że jego siostra zdarła mu skórę w tamtym miejscu a nie gdzieś, gdzie rzucałoby się to w oczy. Nie chodziło tu o to, że się jej brzydził czy uważał za szpecącą. Szatyn po prostu nie miał ochoty cały czas opowiadać tę samą historię (a zmuszano go do robienia tego gdy tylko ktoś nowy dostrzegł defekt), w której on przypadkowo (jak to dzieci mają w zwyczaju) podpala sobie spodnie, a jego siostra w reakcji na to chwyta go, wrzuca pod prysznic, gasi płomienie a na koniec zdziera spodnie z płatem skóry.
To mogło świadczyć o tym, że Hawke był magnesem na problemy. Pakował się nieustannie w kłopoty z którymi musiał radzić sobie sam albo wyciągał go z nich za fraki jego przyjaciel Cooper. Posiadał w sobie ten "zwierzęcy magnetyzm" - czy mu się to podobało czy nie. Chociaż prawda była taka, że nie narzekał nigdy na to, że interesowano się jego osobą. No przynajmniej do czasu gdy nie próbowano nafaszerować go Amortencją. Faktycznie - cieszył się zainteresowaniem wśród płci przeciwnej. Posiadał nawet tę lekkość rozmowy z każdą z nich. O ile nie były nią. Wiadomo, że ona wpływała na umysł szatyna zupełnie inaczej. Robiła w nim zamieszanie. Z lekkoducha zamieniał się w kłębek nerwów. Rozmawianie z nią miało być dla niego najgorszym wymiarem tortur.
- Po prostu nie - odpowiedział cierpko szatyn, odkładając wertowany wcześniej przez siebie wolumin z powrotem na miejsce.
- Mów o co chodzi. – Oczywistym było to, że uparty Cooper nie da tak łatwo za wygraną.
Hawke westchnął bezgłośnie kątem oka spoglądając na nią. W chwilę potem zamknął oczy, opierając się wygodniej o regał i krzyżując ramiona na torsie.
Gdyby przyznał komuś, że w pobliżu jakiejś dziewczyny staje się drętwy i zamknięty to prawdopodobnie nikt by mu nie uwierzył. Hawke miał dwie flagowe cechy. Pierwszą z nich była łatwość w nawiązywaniu kontaktów. Był tą osobą, która potrafiła podłapać wspólny temat z praktycznie każdą personą. Umiał się z takową dogadać i zazwyczaj nie zdarzało się tak by zapadała ta słynna, niezręczna cisza. Łatwość w nawiązywaniu znajomości to jedno. Drugie? Wcześniej wspominana odwaga. "Ja tego nie zrobię? Ja?!" - ile razy przyjaciele szatyna słyszeli to od niego. Podejmował się najgłupszych oraz najdziwniejszych wyzwań jakie były możliwe. Właśnie przez to pakował się w tarapaty.
Prawda o Hawke jest taka, że uwielbiał być w centrum zainteresowania i był w stanie zrobić niemalże wszystko by zdobyć atencję. Uwaga musiała być skupiona przez cały czas na nim, dopiero wtedy czuł się jak ryba w wodzie.
To, co prawdopodobnie uniemożliwiało mu nawiązanie znajomości z nią to ten lęk przed odrzuceniem. To dziwne, prawda? Przecież Cooper wspomniał, że Hawke miał dość duże powodzenie. W tym wypadku szatyn najzwyczajniej w świecie bał się, że palnie zaraz jakąś głupotę (bo nie wszystkie rzeczy, jakie wygłaszał należały do najmądrzejszych!), ona parsknie śmiechem, odwróci się i odejdzie, nie chcąc mieć z nim nic wspólnego.
- O nic. Chodź, idziemy stąd – odezwał się po dłuższej chwili milczenia.
Cooper chyba jednak nie planował tak szybko się poddać.
- Powiedz mi!
- Nic się nie dzieje.
Nie mógł, po prostu nie mógł przyznać się do tego, że czegoś się boi. Musiał przed przyjacielem zgrywać tego twardego, tego który ma tę lekkość w rozmowach z kobietami, tego który nie boi się żadnego nowego wyzwania.W pewnym sensie był pozerem - wyrobił o sobie jakąś opinię i pilnował by nie skalać jej jakąś "błahą głupotą", jak lęk przed odezwaniem się do dziewczyny. No ludzie, przecież Cooper nie dałby mu przez to żyć. I nawet gdyby Hawke go zamordował to duch Coopera wciąż by biegał za nim, śpiewając przeróżne pogrążające pieśni o tym jaki to z szatyna cykor.
- Ale ja wiem, że jednak coś się dzieje!
Szatyn przymknął oczy i policzył w myślach do dziesięciu, chcąc się uspokoić. Rzeczą, która tak łatwo wyprowadzała go z równowagi był głupkowaty upór i usilne wyciąganie od niego informacji, których on nie zamierzał wyjawiać. Zwłaszcza takich informacji. Jego mięśnie napięły się, kiedy on sam usilnie próbował zgasić w sobie chęć uduszenia tego małego, denerwującego czegoś, co zwykł na co dzień nazywać swoim przyjacielem. Szanował swoich znajomych. Nigdy nie zrobił im krzywdy (no, przynajmniej nie tak umyślnie). A ustawiczne trzepnięcie otwartą dłonią w potylicę to wcale nie zamach na czyjeś życie. Można było na niego liczyć, był lojalny i oddany.
- Jeśli się zamkniesz to postawię ci Kremowe Piwo.
- Kremowe Piwo, mówisz? Chodźmy!
- Caroline Rockers
Re: Alaric Hawke [dorosły]
Czw Gru 24, 2015 3:01 am
Jeszcze kilka drobnych błędów sama poprawiłam i teraz karta jest w porządku. Zobaczymy więc jak Alaric poradzi sobie w roli nowego praktykanta w zamku, mając na koncie utratę ukochanej!
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach