- Naomi Moore
Jacqueline Naomi Moore [uczennica]
Wto Wrz 29, 2015 7:02 pm
Imię i nazwisko: Jacqueline Naomi Moore
Data urodzenia: 01 kwietnia 1961 r.
Czystość krwi: półkrwi
Dom w Hogwarcie: Ravenclaw
Różdżka: tarnina, sierść wilkołaka, 12 cali
Widok z Ain Eingarp: Pamiętam to, jakby to było wczoraj… Szwendałam się po Hogwarcie szukając Marthy Russoe z którą umówiłam się godzinę wcześniej na spacer po błoniach. Mówiła, że mamy się spotkać przy jednej z komnat znajdującej się w głębi zamku na trzecim piętrze, bo po tamtej części szkoły i tak nikt nigdy nie chodzi, a ona koniecznie musi mi powiedzieć coś bardzo ważnego. Jak gdyby nigdy nic szłam przed siebie, lecz w pewnym momencie coś zwróciło moją uwagę. Drzwi, które zawsze były zamknięte, dziś były uchylone i swoją tajemniczością zapraszały do środka. Pamiętam, co poczułam. Przede wszystkim podekscytowanie i strach. Ciekawość oczywiście wygrała i zajrzałam do środka. Pomieszczenie było prawie puste, bo jedynie na jego środku dostrzegłam lustro w którym odbijała się moja zaintrygowana twarz. Odwróciłam się, zerkając na korytarz i gdy upewniłam się, że nikogo nie ma, weszłam w głąb pomieszczenia. Wtedy, wbijając szafirowe tęczówki w gładką taflę lustra nie widziałam już tylko siebie, ale obok mnie dostrzegłam mojego tatę. Tatusia. Obejrzałam się za siebie, ale nikogo tam nie było. Gdy znów spojrzałam w stronę zwierciadła tatuś położył swoją dłoń na moim ramieniu i ścisnął je, uśmiechając się do mnie pocieszająco. Prawie czułam jego dotyk, ale kiedy odwróciłam wzrok, przed moimi oczami w promieniach słońca tańczyły tylko drobinki kurzu. W tej chwili usłyszałam za drzwiami jakiś szelest i domyśliłam się, że pewnie to Martha już idzie. Szybko otarłam samotną łzę, która popłynęła po moim policzku, ostatni raz spojrzałam w oczy mojego zmarłego rodzica i opuściłam pomieszczenie, stając przed obliczem przyjaciółki.
Podsumowanie dotychczasowej nauki w Hogwarcie: Nauka? Cóż, w sumie raczej nie mam zbyt wiele do powiedzenia na ten temat. Można powiedzieć, że byłam całkiem dobrą uczennicą. Zazwyczaj sobie ze wszystkim radziłam, choć bywały lepsze i gorsze dni. Czasem eliksiry potrafiły wybuchnąć i ubrudzić pół klasy cuchnącą mazią, której zapach nie chciał zejść z ciała przez kilka dni, lub jakimś zaklęciem trafiałam w ucznia zamiast w mysz! Oczywiście, każdemu się przecież zdarza… Mimo to nigdy nie miałam większych problemów ze zdaniem z klasy do klasy. Najlepiej zawsze wychodziła mi Obrona Przed Czarną Magią, Zaklęcia i Transmutacja, ale nigdy nie mogłam się przekonać do Zielarstwa, a na Historii Magii zazwyczaj zasypiałam. Co więcej? SUMy zaliczyłam i wszystkie moje wyniki były na poziomie Zadowalającym. Noo… Jedynie Zaklęcia zaliczyłam na Powyżej Oczekiwań czym muszę się pochwalić! Generalnie nie boję się dalszej nauki, bo wiem, że i tak dam sobie ze wszystkim radę.
Przykładowy Post: Znacie to uczucie, gdy przychodzi wieczór i dopada Was melancholia, przez którą jesteście zmuszeni do rozmyślań nad swoją egzystencją i sensem życia? Tak, dziś przyszedł czas na nią. Niewysoką, filigranową brunetkę, która przemierzała właśnie korytarz, kierując swoje kroki w stronę jednej z sal, która zazwyczaj jest pusta. Nie dziś. Cóż, to jednak nie zniechęciło jej do wtargnięcia i przeszkodzenia jakimś trzecioklasistom w nieudolnych próbach pocałunku. Jej wargi w kolorze ciemnej czerwieni wygięły się w sarkastycznym uśmiechu, gdy oparła dłonie na biodrach i przybrała wyzywającą pozę.
- Wynocha. – warknęła unosząc brwi i odsuwając się od drzwi by udostępnić uczniom drogę do wyjścia. Mimo jej niewinnej i na ogół niegroźnej postury, ostrzegający ton wyraźnie ich zaalarmował, bo po chwili wahania drgnęli i opuścili pomieszczenie. Cisza. Spokój. Samotność. Tego właśnie potrzebowała.
Usiadła na jednej z ławek i oparła się o ścianę, wbijając szafirowe tęczówki w unoszący się na niebie księżyc, który z łatwością mogła dostrzec za wiktoriańskim oknem. Czy byłam zbyt niemiła? Zapytała sama siebie, lecz te pytanie szybko umknęło jej uwadze, zastąpione odpowiedzią.
Oczywiście, że tak… Ale co to za różnica? Bez sarkazmu ciężko jest przeżyć w dzisiejszych czasach. W końcu nauczyłam się tego od ojca. Tak samo jak szacunku do siebie, uporu, przebiegłości i stawania dwa kroki przed wszystkimi innymi. Z tym nie zginę, zawsze mi to powtarzał.
Odrzuciła kasztanowe włosy na plecy i prostując nogi splotła jedną stopę z drugą. Idealna pozycja na rozmyślania.
Co jest we mnie takiego, że przyciągam do siebie ludzi? Mimo, że jestem cyniczna i zawsze ranię ludzi swoją szczerością, to często mi ufają i pragną znaleźć się w gronie moich znajomych. Oczywiście ja sama najczęściej nie darzę ich zbyt wielkim zaufaniem. Nauczyłam się tego przez własne doświadczenie, bo zawsze znajdzie się osoba, która przy najbliższej możliwej okazji wbije Ci nóż w plecy. Niemiłe, nie polecam. No, oczywiście jak każdy mam kogoś, komu mogę w… stu procentach zaufać. Jest taka jedna osoba. No może dwie przy dobrych wiatrach. Poza nimi nie ma nikogo wartościowego, a szkoda. Gdyby ludzie byli inni, to może świat byłby piękniejszy. Może gdybym nie doświadczyła tak wielu porażek byłabym milsza. Może byłabym inna. A może to po prostu moje przeznaczenie, by być wredną suką i nie przejmować się niczyim parszywym zdaniem? Być może. Lecz czy to jest ważne? Raczej nie.
Filozofia, tak. To jest coś, co przychodzi i odchodzi w jednej chwili, prawda? Nad czym więcej można się rozwodzić, gdy pomysłów już brak? Może gdyby była to rozmowa dwóch osób a nie wewnętrzny monolog, temat ciągnąłby się dalej a nie urwał jak przecięty ostrym nożem. Naomi zwinnie zeskoczyła z ławki i poprawiła pogniecioną koszulę, przygładzając ją do szczupłego ciała. Zamarła. Ktoś nacisnął na klamkę i drzwi ustąpiły pod oporem czyichś palców.
Oh nie, Filch?
Kilka ciągnących się w nieskończoność sekund później okazało się, że to tylko kolejna parka uczniów szukająca cichego i opuszczonego kątka. Napięcie w jednej chwili opuściło ciało młodej Moore, gdy zmierzyła gryfonów chłodnym spojrzeniem, po czym minęła ich bez słowa, pozostawiając po sobie tylko intensywny zapach róż i jaśminu. Dokąd się udała? To wiedziała już tylko ona i jej nogi, które prowadziły ją w nieznane.
Data urodzenia: 01 kwietnia 1961 r.
Czystość krwi: półkrwi
Dom w Hogwarcie: Ravenclaw
Różdżka: tarnina, sierść wilkołaka, 12 cali
Widok z Ain Eingarp: Pamiętam to, jakby to było wczoraj… Szwendałam się po Hogwarcie szukając Marthy Russoe z którą umówiłam się godzinę wcześniej na spacer po błoniach. Mówiła, że mamy się spotkać przy jednej z komnat znajdującej się w głębi zamku na trzecim piętrze, bo po tamtej części szkoły i tak nikt nigdy nie chodzi, a ona koniecznie musi mi powiedzieć coś bardzo ważnego. Jak gdyby nigdy nic szłam przed siebie, lecz w pewnym momencie coś zwróciło moją uwagę. Drzwi, które zawsze były zamknięte, dziś były uchylone i swoją tajemniczością zapraszały do środka. Pamiętam, co poczułam. Przede wszystkim podekscytowanie i strach. Ciekawość oczywiście wygrała i zajrzałam do środka. Pomieszczenie było prawie puste, bo jedynie na jego środku dostrzegłam lustro w którym odbijała się moja zaintrygowana twarz. Odwróciłam się, zerkając na korytarz i gdy upewniłam się, że nikogo nie ma, weszłam w głąb pomieszczenia. Wtedy, wbijając szafirowe tęczówki w gładką taflę lustra nie widziałam już tylko siebie, ale obok mnie dostrzegłam mojego tatę. Tatusia. Obejrzałam się za siebie, ale nikogo tam nie było. Gdy znów spojrzałam w stronę zwierciadła tatuś położył swoją dłoń na moim ramieniu i ścisnął je, uśmiechając się do mnie pocieszająco. Prawie czułam jego dotyk, ale kiedy odwróciłam wzrok, przed moimi oczami w promieniach słońca tańczyły tylko drobinki kurzu. W tej chwili usłyszałam za drzwiami jakiś szelest i domyśliłam się, że pewnie to Martha już idzie. Szybko otarłam samotną łzę, która popłynęła po moim policzku, ostatni raz spojrzałam w oczy mojego zmarłego rodzica i opuściłam pomieszczenie, stając przed obliczem przyjaciółki.
Podsumowanie dotychczasowej nauki w Hogwarcie: Nauka? Cóż, w sumie raczej nie mam zbyt wiele do powiedzenia na ten temat. Można powiedzieć, że byłam całkiem dobrą uczennicą. Zazwyczaj sobie ze wszystkim radziłam, choć bywały lepsze i gorsze dni. Czasem eliksiry potrafiły wybuchnąć i ubrudzić pół klasy cuchnącą mazią, której zapach nie chciał zejść z ciała przez kilka dni, lub jakimś zaklęciem trafiałam w ucznia zamiast w mysz! Oczywiście, każdemu się przecież zdarza… Mimo to nigdy nie miałam większych problemów ze zdaniem z klasy do klasy. Najlepiej zawsze wychodziła mi Obrona Przed Czarną Magią, Zaklęcia i Transmutacja, ale nigdy nie mogłam się przekonać do Zielarstwa, a na Historii Magii zazwyczaj zasypiałam. Co więcej? SUMy zaliczyłam i wszystkie moje wyniki były na poziomie Zadowalającym. Noo… Jedynie Zaklęcia zaliczyłam na Powyżej Oczekiwań czym muszę się pochwalić! Generalnie nie boję się dalszej nauki, bo wiem, że i tak dam sobie ze wszystkim radę.
Przykładowy Post: Znacie to uczucie, gdy przychodzi wieczór i dopada Was melancholia, przez którą jesteście zmuszeni do rozmyślań nad swoją egzystencją i sensem życia? Tak, dziś przyszedł czas na nią. Niewysoką, filigranową brunetkę, która przemierzała właśnie korytarz, kierując swoje kroki w stronę jednej z sal, która zazwyczaj jest pusta. Nie dziś. Cóż, to jednak nie zniechęciło jej do wtargnięcia i przeszkodzenia jakimś trzecioklasistom w nieudolnych próbach pocałunku. Jej wargi w kolorze ciemnej czerwieni wygięły się w sarkastycznym uśmiechu, gdy oparła dłonie na biodrach i przybrała wyzywającą pozę.
- Wynocha. – warknęła unosząc brwi i odsuwając się od drzwi by udostępnić uczniom drogę do wyjścia. Mimo jej niewinnej i na ogół niegroźnej postury, ostrzegający ton wyraźnie ich zaalarmował, bo po chwili wahania drgnęli i opuścili pomieszczenie. Cisza. Spokój. Samotność. Tego właśnie potrzebowała.
Usiadła na jednej z ławek i oparła się o ścianę, wbijając szafirowe tęczówki w unoszący się na niebie księżyc, który z łatwością mogła dostrzec za wiktoriańskim oknem. Czy byłam zbyt niemiła? Zapytała sama siebie, lecz te pytanie szybko umknęło jej uwadze, zastąpione odpowiedzią.
Oczywiście, że tak… Ale co to za różnica? Bez sarkazmu ciężko jest przeżyć w dzisiejszych czasach. W końcu nauczyłam się tego od ojca. Tak samo jak szacunku do siebie, uporu, przebiegłości i stawania dwa kroki przed wszystkimi innymi. Z tym nie zginę, zawsze mi to powtarzał.
Odrzuciła kasztanowe włosy na plecy i prostując nogi splotła jedną stopę z drugą. Idealna pozycja na rozmyślania.
Co jest we mnie takiego, że przyciągam do siebie ludzi? Mimo, że jestem cyniczna i zawsze ranię ludzi swoją szczerością, to często mi ufają i pragną znaleźć się w gronie moich znajomych. Oczywiście ja sama najczęściej nie darzę ich zbyt wielkim zaufaniem. Nauczyłam się tego przez własne doświadczenie, bo zawsze znajdzie się osoba, która przy najbliższej możliwej okazji wbije Ci nóż w plecy. Niemiłe, nie polecam. No, oczywiście jak każdy mam kogoś, komu mogę w… stu procentach zaufać. Jest taka jedna osoba. No może dwie przy dobrych wiatrach. Poza nimi nie ma nikogo wartościowego, a szkoda. Gdyby ludzie byli inni, to może świat byłby piękniejszy. Może gdybym nie doświadczyła tak wielu porażek byłabym milsza. Może byłabym inna. A może to po prostu moje przeznaczenie, by być wredną suką i nie przejmować się niczyim parszywym zdaniem? Być może. Lecz czy to jest ważne? Raczej nie.
Filozofia, tak. To jest coś, co przychodzi i odchodzi w jednej chwili, prawda? Nad czym więcej można się rozwodzić, gdy pomysłów już brak? Może gdyby była to rozmowa dwóch osób a nie wewnętrzny monolog, temat ciągnąłby się dalej a nie urwał jak przecięty ostrym nożem. Naomi zwinnie zeskoczyła z ławki i poprawiła pogniecioną koszulę, przygładzając ją do szczupłego ciała. Zamarła. Ktoś nacisnął na klamkę i drzwi ustąpiły pod oporem czyichś palców.
Oh nie, Filch?
Kilka ciągnących się w nieskończoność sekund później okazało się, że to tylko kolejna parka uczniów szukająca cichego i opuszczonego kątka. Napięcie w jednej chwili opuściło ciało młodej Moore, gdy zmierzyła gryfonów chłodnym spojrzeniem, po czym minęła ich bez słowa, pozostawiając po sobie tylko intensywny zapach róż i jaśminu. Dokąd się udała? To wiedziała już tylko ona i jej nogi, które prowadziły ją w nieznane.
- Sahir Nailah
Re: Jacqueline Naomi Moore [uczennica]
Czw Paź 01, 2015 10:35 am
Bardzo ładna Karta Postaci, łap dodatkowych 10 fasolek na start.
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach