Go down
Cassie Blake
Oczekujący
Cassie Blake

[uczennica] Cassie Blake Empty [uczennica] Cassie Blake

Pią Mar 27, 2015 9:05 pm
Imię i nazwisko: Cassie Blake
Data urodzenia: 24.08.1961
Czystość krwi: mugol
Dom w Hogwarcie: Hufflepuff
Różdżka: 10 i 1/2 cala, dąb, włos wili
Widok z Ain Eingarp:

Potargana fala jasnych włosów luźno spływała jej po ramionach, poruszając się powoli w rytm stawianych przed lustrem kroków. Pięć w prawo, pięć w lewo. Obrót. Pięć w prawo, pięć w lewo. Obrót. Bała się podnieść głowę i spojrzeć w szklaną powierzchnię, przerażającą, straszliwą, w której odbijała się prawdziwa Cassie, prawdziwa z prawdziwymi marzeniami, najskrytszymi, najmroczniejszymi. Pożądliwość, z jaką jej umysł kierował myśli w stronę lustra, bezbrzeżna rozpacz, że nie potrafi nad tym zapanować, pragnienie graniczące z obłędem – tym obłędem, który tak wielu już zwiódł, oszukał, okłamał – sprawiały, że ciało dziewczyny drżało w spazmatycznych, panicznych ruchach. Czy były marzenia tak brzydkie, tak straszne, tak gwałtowne w swojej istocie, tej istocie, która wynurzała się z najgłębiej chowanych tajemnic, sekretów ukrywanych przez lata, chorobliwie chronionych ostatkami ludzkiej świadomości, czy były takie pragnienia, których nawet lustro by nie pokazało w obawie przed zgorszeniem i zniesmaczeniem?
Zielonkawe, zaniepokojone oczy wbiły się w płynącą powierzchnię lustra, zbyt zatrwożone, by wykonać ten mały, malutki ruch, by zmusić powieki do działania, by kazać im się opuścić i zasłonić przerażający widok, który malował się na łagodnej odbijającej wszystko przestrzeni. Jak się teraz czułaś, Cassie? Czy serce galopowało Ci szaleńczo, oddając cześć bóstwom strachu? Czy zatrzymywało się gwałtownie, by pobłogosławić przechodnia zmierzającego do krainy cieni? A może oszałamiająca bezbronność opanowała Twój umysł, zmuszając go do poddanego posłuszeństwa, do którego przywykłaś i które stało się Twoim sensem istnienia, o jakim chciałaś zapomnieć? Litościwe szaleństwo, które pozwalało Ci przetrwać każde oszołomienie, dając nadzieję, ach! głupią, głupią i nieszczęśliwą nadzieję, jak zwierzyna, która ominąwszy jedne sidła, zastawione przez niewprawnego myśliwego, podąża dalej bezpieczną w jej mniemaniu ścieżką bez żadnej ostrożności i wpada w inne sidła, zręcznie ukryte przez kłusownika.
Wyciągnęła dłoń, muskając palcami chłodne lustro, jakby chciała powstrzymać swoje marzenia, bojąc się, że pojawiające się w nim obrazy nagle staną się rzeczywistością, tak jak wtedy, gnębiły ją, męczyły, przerażały, wracając we śnie, wracając na jawie, dopadając i atakując. Nie mogła złapać oddechu, chwili spokoju, widząc je wszędzie, upajając się nimi. Działały jak narkotyk. Otworzyła szeroko oczy, nie mogąc oderwać wzroku od podniecającego widoku w lustrze, rozchyliła usta, chłonąc każdy oddech, aż ciszę rozdarło wydychane powietrze. Piękne obrazy. Upajające. Subtelne. Pulsująca żyła na szyi kolegi, kusząco niewinna, kusząco wystawiona na widok, tak blisko, bliziutko, na wyciągnięcie ręki. Kołujący w górze jastrząb wyciągnął szpony i sfrunął w dół, łapiąc swoją ofiarę ostrymi szponami. Cassie też mogła wyciągnąć swoją dłoń i położyć ją na ciepłej skórze ofiary, wyczuć tętno, gwałtownie burzące się życie, szaleńczo przepływające w żyłach, przeczuwające nagłą, rychłą śmierć, spokojne usypianie – jak zawsze, gdy wyobrażała sobie swoją pierwszą ofiarę, pierwszą istotę, która dostąpi zaszczytu oddania swojego istnienia dla niej, dla Cassie, która doceni chwałę, jaka stanie się jej udziałem – mogła wyciągnąć dłoń, ale nie wyciągnęła, kuląc się w sobie i czując, jak jej jestestwo jest rozrywane na miliony maleńkich kawałeczków.
Znów oddała część swojej duszy. Znów pragnienie, pożądanie krwi okazało się od niej silniejsze. Być istotą mroku, prawie niepokonaną, władającą kruchymi ludzkimi istnieniami, być kimś prostym i wyjątkowym zarazem, szaleńcem i geniuszem jednocześnie, lekceważącym Śmierć i składającym jej pokłony pełne uwielbienia. Bo Śmierć była Twoim początkiem i końcem, zagubionym, straconym w dzieciństwie miejscem, do którego tak uparcie po omacku dążyłaś. I może kiedyś, może kiedyś Cassie – gdy zrozumiesz i odkryjesz kim jesteś, gdy pojmiesz swój bunt wobec świata, pogardę wobec samej siebie, gdy przestaniesz ukrywać się za maską łagodnego uśmiechu i pomocnych dłoni – może wtedy On przyjdzie, by złożyć na Twej szyi dar, by uczynić Cię właśnie Jego. Może gdy będzie pewien, że chcesz tego całą sobą, może właśnie wtedy obdaruje Cię sobą i przemieni. Służyć mrokowi i Śmierci, Cassie. Być wampirem. Tego właśnie chcesz?

Podsumowanie dotychczasowej nauki w Hogwarcie:

Naukę Cassie można podsumować tak naprawdę jednym słowem: porażka. Dziewczyna nie umie się uczyć, nie lubi się uczyć, więc w praktyce nie uczy się w ogóle. Jej rodzice po otrzymaniu wyników SUMów byli zdziwieni, że córka skończyła jedynie z trzema T i jednym O, ale byli wdzięczni dyrektorowi, że przynajmniej pozwolił jej dostąpić do tych egzaminów. Bez większej wiary patrzyli jednak na to, jak Cassie uczy się dalej, dążąc do zdania owutemów, dla nich ważniejszy był sam fakt, by dziewczyna w ogóle skończyła Hogwart.
Prawda była taka, że tam, gdzie było to możliwe, Cassie swój brak wiedzy nadrabiała urokiem osobistym i niesamowitą umiejętnością owinięcia sobie nauczycieli wokół palca. Niestety nie działało to zazwyczaj na nauczycielki, które już dawno przejrzały jej dziewczęce sztuczki. Kiedy ledwo co poradziła sobie z czerwcowymi egzaminami w drugiej klasie, chciała już zrezygnować z nauki i wrócić do domu, zwłaszcza że szaleńczo tęskniła za swoją rodziną. Wtedy jednak przypadkowo wpadł jej podręcznik do OPCM z wyższego rocznika, który z nudów przekartkowała, natrafiając na obszerny rozdział o wampirach.
Od tamtej pory jej fascynacja tym dziwnym gatunkiem była przeogromna i Cassie zdecydowała się wrócić na kolejny rok do Hogwartu, by móc w spokoju zgłębiać wiedzę o wampirach, z czasem popadając na ich punkcie w prawdziwy obłęd. A rzec trzeba, że jej niewinna twarzyczka i słodki uśmiech, który nader często przywoływała, były całkowicie niezgodne z jej wewnętrzną naturą i rosnącym fanatyzmem na punkcie wampirów.

Przykładowy Post:

Chłodne powietrze przemykające po jej twarzy i leciutko ją łaskoczące, może w lekko zalotnym, a może złośliwym geście ostatniego pożegnania, było właśnie tym, czego Cassie w tym momencie najbardziej potrzebowała. Wydostanie się z dusznego zamku, gdzie kultywowanie jej samotniczego trybu życia było niemożliwe i znalezienie spokojnego, oddalonego od głównej ścieżki drzewa, okazało się najlepszą decyzją podjętą dzisiejszego dnia. Zdecydowanie nie była jedną z tych sławnych dusz towarzystwa, które zawsze – ale to zawsze, w każdej sytuacji, w każdym wypadku, niezależnie od tego gdzie, kiedy i z kim przebywali – znajdowały się w centrum uwagi. Cassie wolała się wycofać, zrobić krok do tyłu, gdy natrafiała na jakąś barierę, stchórzyć, niż podjąć wyzwanie, nawet jeśli szanse na zwycięstwo były spore, a wygrana dawała ogromne profity. Nie pozwalał na to jej ukryty głęboko egoizm, który jednak coraz częściej dochodził do głosu. Zaryzykowanie oznaczało oddanie kontroli nad sobą samą w ręce losu lub innych ludzi, a ona nie mogła i nie chciała sobie pozwolić na taką wariacką ekstrawagancję. Uważała się za kogoś powołaną do większych, do lepszych, bardziej subtelnych, mniej ludzkich celów, do realizacji zamiarów, które On, władca jej duszy, przygotował specjalnie dla niej.
Bratanie się z innymi ludźmi zawsze sprawiało jej wiele trudności, była nie tylko nieśmiała, ale i przeświadczona o własnej wewnętrznej wielkości. Mimo to lubiła swoje przyjaciółki w dormitorium, z którymi mogła wymienić co wieczór kilka luźnych uwag, takich, na które nikt potem nie zwraca uwagi, które można powiedzieć zawsze, bez względu na stan swojego ducha, swój humor czy nastrój, ale jeszcze bardziej lubiła dormitorium puste, gdzie jedynym dźwiękiem był jej spokojny oddech, a jedynym ruchem jej zamykające się powieki przy każdym mrugnięciu.
Wtedy naprawdę czuła się sobą – taką prawdziwą, namacalną Cassie, która nie musiała ukrywać się we wnętrzu ludzkiej powłoki, traktowanej jako chwilową ochronę, ostatnią barierę przed światem, przed ludźmi, przed rzeczywistością rozgrywającą się tu i teraz, a może i kiedyś i tam – sobą, mogącą marzyć, mogącą śnić, mogącą fantazjować i wyobrażać sobie siebie, ale już inną, zakrytą przez wzrokiem niepowołanych, oddaloną od świata, który ją otaczał. Zamykała oczy i widziała Cassie, którą zawsze chciała być. Tak jak teraz, gdy oparta o pień drzewa, chropowatą powierzchnią kory wbijającego się w jej plecy – ale już ten lekki dyskomfort był słodki i powabny, bo pozwalał jej czuć i nie pozwalał zapominać, że mimo marzeń ukrytych pod powiekami i goniącymi za jej nieuchwytnym losem, była także ta rzeczywistość, ta prawda i te realia, od których usilnie chciała uciec – spod zmrużonych powiek obserwowała ulotność chmur na niebie i przemijalność źdźbeł trawy, które uginały się pod podmuchami wiatru i ulegały brutalnej i gwałtownej sile ludzkiej nieświadomości, depczącej ich spokojne życie.
Uśmiechnęła się lekko, a uśmiech ten jak promyczek, delikatny i spokojny, ale niebezpiecznie niewinny, wkradł się na jej usta, łagodząc nieco mroczną siłę ukrytą na dnie oczu, która wyzwalała się zawsze, gdy Cassie popadała w swój melancholijny, przepełniony pustką nastrój, w którym tęsknota i bezradność grały jej sercem i duszą jak początkujący muzycy, nie bacząc na nuty i piękne utwory, które mogłyby się wydostawać z ich instrumentów, ale tworząc własne melodie, wzburzone, zniechęcone, niedopasowane. Przygładziła dłonią lekkie zgięcie na szacie. Nie miała ze sobą nic, żadnej książki, żadnej torby, nic, prócz różdżki ukrytej w kieszeni, która w tej rozkosznie drażniący sposób przypominała jej o magicznej mocy, z jaką się urodziła. Ona jedna, jedyna w całej rodzinie, wśród wszystkich pokoleń. Czarodziejka, czarownica, wiedźma. Była każdą z nich po trochu, każdą siebie kochała i każdą nienawidziła, rozdarta, połamania, przecięta na dwie połowy tak różniące się od siebie i tak wspaniale uzupełniające, jakby istniały od zawsze, od prapoczątków świata, nim jeszcze pojawili się bogowie, tworząc go wedle własnej boskiej wizji, dając go dźwigać Atlasowi i podpierając na czterech żółwiach, by w końcu powołać do życia kruchą istotę ludzkiego rodzaju.
Zaśmiała się głośno, nim uświadomiła sobie, że jej śmiech potoczył się po błoniach, musnął koniuszki gałązek pobliskich krzaków i prześlizgnął się między liśćmi na drzewach, budząc i płosząc zwierzęce stworzonka. Zamiast zakryć usta ręką, roześmiała się jeszcze głośniej, aż przechodząca w oddali para uczniów spojrzała w jej stronę, a Cassie była pewna, że oddalają się szybko nie z innego powodu, jak tylko w obawie przed szaloną dziewczyną schowaną pod drzewem i zaśmiewającą się z własnego towarzystwa. Zakręciła na palcu jeden z blond kosmyków, który zsunął się jej na czoło, gdy jej ciało zatrzęsło się od niekontrolowanego śmiechu. Szalona, zdecydowanie taka była, łącząc w sobie te dwie przeciwne natury, słodkiej blondyneczki, która z wiecznym uśmiechem przemykała się po szkolnych korytarzach, czasami z lekko zagubionym i spłoszonym spojrzeniem i tym pełnym przerażenia wzrokiem, gdy przypadkiem się o kogoś otarła i melancholijnej, spokojnej, o smutnej twarzy dziewczyny, błądzącej gdzieś wysoko w chmurach, pogrążonej w mrocznych marzeniach i niezaspokojonych pragnieniach władzy, siły i potęgi, które nawiedzały ją w puste i ciemne noce.
Przytuliła twarz do twardej powierzchni drzewa, jakby chciała przez to zaczerpnąć z niego nieco siły – w końcu rosło tu od dziesięcioleci, a może nawet od setek lat, stałe i niewzruszone, patrząc na mijające przez dekady pokolenia uczniów popełniających stale te same błędy – a może wręcz odwrotnie, chciała sama przekazać drzewu swoją siłę, która utrzymywała ją w dziewczęcej świadomości i nie pozwalała oszaleć za pragnieniem, którego nie była w stanie zrealizować. Dwie natury, dwie osoby albo jedna osoba w dwóch naturach. Radosną twarz, którą pokazywała każdego dnia, szczęśliwe i śmiejące się oczy, błyskotliwe poczucie humoru, dystans do siebie samej, czy to wszystko mogło być kłamstwem? Udawaniem? Idealnie zagraną rolą? A może to nie ona, może to ta druga, ta ukryta pod mrokiem nocy, wymykająca się z dormitorium, by niewidzącymi oczami wpatrywać się w las, by szukać wzrokiem Tego, na którego uparcie czekała od tak dawna.
Zsunęła jedną dłoń na trawę, pieszcząc delikatnie jej zieloną powłokę. Bała się swojej niepewności i niezdecydowania. Bała się, bo nie była pewna, którą ze stron wybierze, kiedy będzie musiała już wybierać.


PS. Jeśli zajdzie taka potrzeba, to mogę ją umieścić w klasie niżej, chociaż wizerunkowo bardziej pasuje do starszego rocznika.
Caroline Rockers
Oczekujący
Caroline Rockers

[uczennica] Cassie Blake Empty Re: [uczennica] Cassie Blake

Sob Mar 28, 2015 12:11 am
[uczennica] Cassie Blake 9nn
Twoja Karta jest bardzo ciekawa, napisana bardzo dobrze. Trochę czasu zajęło Nam zadecydowanie, gdzie ostatecznie Cię przydzielić. Twój styl jest intrygujący; rzadko kto pisze w ten sposób. Jako że rocznik VII dla dziewcząt jest już wypełniony po brzegi na chwilę obecną i w sumie VI nieco też, to obniżam Twój wiek o rok, mając nadzieję, że nie będzie to dla Ciebie żadnym problemem. No i Wybitny! Łap 20 dodatkowych fasolek!
Akcept!
Powrót do góry
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach