Go down
Harmony Blythe
Oczekujący
Harmony Blythe

[uczennica] Harmony M. Blythe Empty [uczennica] Harmony M. Blythe

Pon Mar 16, 2015 10:52 pm

[uczennica] Harmony M. Blythe Tumblr_mvz1ehJ0531szxfwno1_250[uczennica] Harmony M. Blythe Tumblr_mvz1ehJ0531szxfwno2_250

Imię i nazwisko: Harmony Margaret Blythe
Data urodzenia: 2 III 1960
Czystość krwi: półkrwi
Dom w Hogwarcie: Gryffindor
Różdżka: cedr, łza cerbera, sztywna, 12 cali


Widok z Ain Eingarp:
***
Gdyby jeszcze kilka lat wcześniej postawiono przed nią Zwierciadło Ain Eingarp, odzwierciedlane w nim pragnienie z pewnością nie byłoby takie samo. Błahe i niewinne, niezwykle kruche i ulotne, niczym najdrobniejszy płatek śniegu, uszczęśliwiające swoją prostotą jak najpiękniejsze wspomnienie. Jednak nie teraz.
Stanęła przed ogromnym lustrem, obserwując w ciszy gładką powierzchnię lustrzanej tafli, która dla osoby towarzyszącej odbijałaby jedynie widok zapatrzonej w nią, drobnej i młodej dziewczyny. Wyciągając rękę, szczupłymi palcami przesunęła nieznacznie po wykwintnych zdobieniach framugi, lekko acz nerwowo marszcząc przy tym brwi. Przysuwając się bliżej szkła, mocno wciągnęła powietrze. To, co obecnie ukazywało jej zwierciadło, było jedynym powodem, dla którego tak silna, a zarazem niemożliwie wrażliwa istota zdecydowała się na kolejny, znaczący krok w swoim życiu – walkę z własnymi słabościami. Słabościami, które w jej mniemaniu nie pozwalały na wiarę w siebie, wiązały niczym Diabelskie Sidła, niemiłosiernie dusząc i unieruchamiając. Ukazana iluzja przynosiła ze sobą również wiele wspomnień, tych dobrych, jak i tych złych, które niczym najgorszy koszmar pojawiały się w jej myślach, każdej, niechcianej nocy.
Odchyliła się, stawiając niepewnie jeden krok do tyłu. Powstrzymując blade dłonie od mimowolnego drżenia zacisnęła pięści i powoli się wycofując, zagryzła wargę, by powstrzymać równie drżący podbródek.
- Mamo.. – szepnęła, zamglonymi oczyma wpatrując się w zanikające lustro, które z każdym jej krokiem oddalało się coraz bardziej, sprawiając, że widoczny obraz stawał za łzawą, zamazującą rzeczywistość mgłą, która wydawała się być aż nazbyt nierzeczywista, by mogła ową być…

Podsumowanie dotychczasowej nauki w Hogwarcie:
***
Po prawdzie - nigdy nie była najlepszym uczniem. Nie uczyła się na siłę, ale i również nie bagatelizowała obowiązków szkolnych, trzymając się w granicach przyzwoitych ocen. O ile z Wróżbiarstwem i Opieką Nad Magicznymi Stworzeniami zawsze miała nieco problemów, o tyle z reszty przedmiotów szło jej całkiem nieźle, a kilka z nich zdążyło się nawet wpasować w zakres jej zainteresowań. Starożytne runy, które wybrała po trzeciej klasie, stały się niepodważalnie największym zamiłowaniem Harmony!

Przykładowy Post:
***
- Harmony! – z głębi pokrytego ciemnością salonu dało słyszeć się ciche, ale stanowcze wołanie, którego mimo wszystko nawet zaspana podświadomość nie była w stanie zlekceważyć. Wybudzając się z resztek snu i podnosząc na ramieniu z pozycji półleżącej, usiadła, po czym oparła się o miękkie oparcie skórzanej sofy. Przeczesała dłonią plączące się przy buzi, niesforne kosmyki blond włosów i poprawiając pogniecione od leżenia ubranie, wstała, powłóczystym krokiem udając się w stronę pokoju, z którego dochodził głos.
Mieszkała w tym niepodważalnie mugolsko urządzonym domu odkąd tylko się urodziła, a ilekroć wracała do niego po rocznej nauce w Hogwarcie, nie mogła nadziwić się, ile przydatnych rzeczy na co dzień używają mugole, a o których w Hogwarcie połowa uczniów nawet nie miała okazji usłyszeć. Ziewając, a zarazem zasłaniając ręką usta, przekroczyła próg równie ciemnego pomieszczenia, co sam salon, by ostatecznie zatrzymać się przy ogromnych rozmiarach, bordowym fotelu.
- Tak, tato? – rzuciła szczerym i spokojnym tonem, kładąc czule dłoń na ramieniu siedzącego na nim mężczyzny. Siwiejący i równie drobny co nastoletnia córka, był jedyną osobą, na której Harmony mogła tak naprawdę polegać. Adam Blythe był jedynym mężczyzną, który nigdy jej nie skrzywdził. Ba, był jedynym człowiekiem, który nie zostawił jej, gdy najbardziej tego potrzebowała. Podtrzymując się mocno solidnego oparcia, uklęknęła, by zniżyć się do poziomu jego głowy.
- Czy mogłabyś.. – zaczął, pomarszczoną lekko dłonią wskazując na leżący nieopodal, wełniany koc – Obudziłem Cię, moja droga? – i dodał po chwili, z wyraźną troską przyglądając się piegowatej gdzieniegdzie twarzy dziewczyny.
Harmony wstała i sięgnęła po wskazany przez ojca koc, zgarniając przy tym za ucho spory pęczek prostych włosów. Uśmiechając się rozczulająco wróciła do poprzedniej pozycji i okrywając go grubym, ciemnym materiałem, spojrzała prosto w jego duże, jasne oczy.
- Obudziłeś – odparła radośnie, obrzucając ojca uważnym spojrzeniem od stóp do głów – Wiesz, że jesteś dla mnie najważniejszy, sen nie ma tu wiele do gadania! – zadziornie zmarszczyła nos, tonem nieznoszącym sprzeciwu udając, że jej jedyny rodziciel nie ma w tej sprawie najmniejszego prawa głosu. W rzeczywistości jej odpowiedź nie mijała się szczególnie z prawdą, ponieważ rodzina stanowiła dla młodej Blythe niezmiernie ważny element życia i gdyby było trzeba, z pewnością oddałaby za nią życie. Zwłaszcza teraz.
Mężczyzna przymknął powieki, a na jego ustach majaczył przez moment błogi uśmiech zadowolenia, który zniknął jednak nim zdążył ponownie otworzyć oczy. Przejrzyste i pełne miłości spojrzenie, którym obdarował swoją córkę, było najpiękniejszym spojrzeniem, jakie Harmony mogła sobie wymarzyć. Było podporą i otuchą, którą dodawała jej obecność starszego człowieka – członka jedynej rodziny, jaką miała.
Podczas tej krótkiej chwili, która dla obojgu mogłaby prawdopodobnie trwać wiecznie, ona również zdążyła poddać się własnym, błogim myślom. Patrzyła na chore, przemęczone dłonie ojca, na jego ciepły uśmiech i nieziemsko bujne włosy, które mimo wieku nadal trzymały się w formie i z każdą sekundą na nowo odkrywała uczucie miłości, jakim go darzyła.
- Harmony... jaki mamy dzisiaj dzień? - poprawiając się na wygodnym fotelu, ojciec wyraźnie się ożywił.
- Tak, tato.. – spoglądając w jego mądre oczy, kąciki pełnych ust młodej Blythe mimowolnie coraz wyżej się unosiły, rozpromieniając jej bladą twarz w dziecięcym, ufnym uśmiechu – najpiękniejszym uśmiechu, jaki tylko dziecko może podarować rodzicowi. Owszem, doskonale wiedziała, jaki był dzień. Wiedziała również, jakiej odpowiedzi oczekuje ojciec, a tym samym co nazajutrz miało nastąpić. Mimo spokoju, jaki starała się zachować, myśląc o tym obawiała się owego dnia jeszcze bardziej, niżeli wcześniej. Ostatni rok nauki w Hogwarcie, w jej drugim domu, najpiękniejszym miejscu, jakie przyjęło do siebie jej wielkie serce – To już jutro i.. – zawahała się, przygryzając nieznacznie dolną wargę. Uśmiech, który jeszcze przed chwilą gościł na jej ustach, zniknął jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, zsyłając na jej twarz cienie wątpliwości – Poradzisz sobie, prawda? – dodała po chwili, nieco cichszym, znacznie niepewnym głosem i podsuwając się bliżej ojcowskiego ramienia, obie rękoma złapała go za dłoń, mocno ją ściskając.
- Oczywiście, że sobie poradzę, Harmony – odparł mężczyzna, posyłając w jej stronę kolejny, słaby uśmiech i odwzajemniając uścisk, odwrócił głowę pod takim kątem, by mieć jej twarz na wysokości swojej. Wyciągnął spod koca drugą dłoń i czule głaszcząc ją po jasnych włosach, zajrzał głęboko w jej niebieskie oczy, jak gdyby spojrzeniem chcąc przekazać córce najistotniejszą treść – Znasz mnie, słońce. Tak jak i ja znam Ciebie – przerywając na chwilę, by zaczerpnąć trochę powietrza, zamknął oczy – Nie znam na tym świecie odważniejszej osoby od Ciebie – otwierając je ponownie, pogłaskał ją po policzku, akcentując wyraźnie każde wypowiedziane słowo - Nie znam tudzież drugiego człowieka, który z równą determinacją brnąłby przez swoje życie z wymalowaną na twarzy lojalnością, niejako huragan sprawiedliwości. Nikogo, kto niesłychaną wrażliwość potrafiłby połączyć z wrodzoną, upartą, ale za to jak dzielną naturą.. – śmiejąc się poczciwie, przestał mówić i przesunął wzrok, obrzucając nim całe, schowane w mroku pomieszczenie.
Wędrując spojrzeniem gdzieś po najdalszych zakamarkach pokoju, zatrzymał się na ustawionym pod oknem, ciemnym, dębowym biurku. Stos zakurzonych książek i rolki zwiniętych pergaminów, obok porozrzucanych, niecodziennych, ruszających się zdjęć, zawsze przypominały mu o Margaret. O jego żonie, matce dwójki dzieci i najwybitniejszej czarownicy, jaką było dane mu poznać. O kobiecie, która miała przed sobą całe życie. Wspomnienia godziły go boleśnie, przypominając o niespełnionych marzeniach i rodzinie, która w ciągu kilku lat tak diametralnie zmniejszyła się, pozostawiając przy życiu wyłącznie jego i.. Harmony. Harmony, która potrzebowała jego siły i ciepła, którą obdarzał ją przez wszystkie, dziecięce chwile. Wpatrzony w zdobioną, starą ramkę, nie mrugnął ani razu. Uśmiechnął się i drżącą rękę położył na kruchej dłoni córki.
- Wiem, że sobie poradzisz – rzucił cicho, zdawać by się mogło nawet, iż do samego siebie – Jesteś taka podobna do matki, Harmony..
Umilkł, zamykając nieprzenikliwie pomarszczone coraz widoczniej starością powieki, oparł głowę o twardy nagłówek fotela i zacieśniając mocniej uścisk – uśmiechnął się, raz jeszcze.
***

Caroline Rockers
Oczekujący
Caroline Rockers

[uczennica] Harmony M. Blythe Empty Re: [uczennica] Harmony M. Blythe

Wto Mar 17, 2015 12:58 pm
* Avatar jest troszeczkę za duży, prosiłabym o zmianę na regulaminowe wymiary :3
[uczennica] Harmony M. Blythe Tom0
Wydaje mi się, że Karta nie ma żadnych błędów, na które należałoby zwrócić uwagę. Jest całkiem przyjemna, nie powiem i w sumie całkiem dobrze wyważona. Myślę, że Gryffindor rzeczywiście będzie pasował w tym przypadku. I daję 10 fasolek na start!
Akcept!
Powrót do góry
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach