- Jane Weston
Jane Weston [uczennica]
Sob Mar 07, 2015 3:04 pm
Imię i nazwisko: Jane Weston
Data urodzenia: 13.05.1961
Czystość krwi: półkrwi
Dom w Hogwarcie:Slytherin
Różdżka: cis z włosem szyszymory, 11 i pół cala, miękka i giętka
kryła twarz w dłoniach, by nie widzieć, jakie odbicie ukaże się jej w gładkiej powierzchni lustra, tak spokojnej i bezpiecznej, gdy patrzyło się na nią z daleka i tak niebezpiecznej, tak kuszącej i wabiącej, gdy stało się tuż przed i tylko jeden ruch, jedno drgnięcie palców dzieliło Jane od spojrzenia w swojej najgłębsze pragnienia. Bo czego tak naprawdę pragnęła? Czego chciała? Co kryła w mrokach swojej duszy i bała się odkryć nawet przed sobą samą? Mamo, mamo, dlaczego Cię tu nie ma, gdy tak bardzo potrzebuję Twojej pomocy i wsparcia? Mamusiu!
Rozchyliła niepewnie palce, a delikatna poświata bijąca z lustra przebiła się przez niewielką szczelinę. Jane spojrzała z przerażeniem na fragment obrazu widoczny na błyszczącej powierzchni. Stała tam. Wysoka kobieta z płomiennie rudymi włosami falującymi na wietrze, z dumnie uniesioną różdżką, z której wypływały kolorowe wstęgi. A obok ona, Jane, śmiejąca się radośnie jak wtedy, gdy miała sześć albo siedem lat, gdy jeszcze była szczęśliwa, gdy przewrotny, złośliwy i zły los nie odmienił jej życia, odbierając to, co najbardziej kochała. Kobieta w lustrze, jej matka, spojrzała nagle w bok, uśmiechając się delikatnie. Jane odsunęła dłonie od twarzy, by widzieć wyraźnie, jak jej ojciec, z tym samym nieśmiałym uśmiechem, może bardziej zagadkowym, tajemniczym, jakby znał wszystkie sekrety świata i nie chciał się z nimi nikim podzielić, pojawił się w przestrzeni lustra i ujął kobietę za rękę, a potem oboje klęknęli, przytulając do siebie Jane.
Zwykła rodzinna scena rozpłynęła się, zostawiając dziewczynę samą przed lustrem, które wydawało się teraz jednym z miliona luster. Nie widziała nic więcej, prócz własnego odbicia, zniekształconego przez łzy, które pojawiły się nie wiadomo skąd, duszone, powstrzymywane miesiącami. Nie pamiętała, kiedy płakała ostatni raz, kiedy pozwoliła sobie na słabość przed samą sobą, kiedy płakała przy kimś, ale to było chyba wtedy, tak, tego dnia, gdy martwe ciało matki powoli rozpływało się w powietrzu, a dziesiątki różdżek uniesionych w górę żegnały kobietę, która dla Jane była całym życiem. Pamiętała ramiona ojca, które obejmowały ją mocno i pamiętała swoją złość, swoją nienawiść, że nie zdołał jej uratować, jakby to właśnie od niego, od niemagicznego mugola, zależało życie ukochanej żony.
Blada powierzchnia odbijała obraz niewysokiej dziewczyny, skromnie ubranej, z delikatnym uśmiechem na ustach, błądzącym gdzieś w kącikach, jakby bała się uśmiechnąć szerzej i pokazać, że potrafi to zrobić albo jakby szerszy uśmiech wydawał jej się czymś złym, nieodpowiednim, nawet niewłaściwym. Jakby zabawa i radość już na zawsze zniknęły z jej twarzy. Burza rudych włosów, teraz ładnie ułożonych, z każdym kosmykiem na swoim miejscu, była jedyną rzeczą, jaka pozostała jej po matce, może prócz tego błysku w oku, który rozpalał nawet najbardziej ponurych rozmówców, sugerując że właścicielka tegoż błysku nie jest taką niewinną istotką, jak mogłoby się zdawać. Całkiem zwyczajne rysy twarzy zdobił niewielki nosek, który marszczył się zawsze, gdy Jane się czymś zdenerwowała albo irytowała i którym potrafiła w bardzo sugestywny sposób wypuszczać powietrze, dobitnie informując każdego o tym, że nie jest zadowolona z przebiegu rozmowy.
ane nigdy nie była fanką nauki, więc przed każdymi wakacjami, gdy przyszło jej zdawać egzaminy, prawie że ciężko chorowała, nie mogąc się przemóc, by zajrzeć do książek i chociaż powtórzyć najważniejsze rzeczy. Wszystko odkładała na ostatnią chwilę, w panice zerkając na podstawowe zaklęcia, dzięki czemu jakimś cudem udało jej się przechodzić z klasy do klasy, chociaż z wynikami, które nie zadowoliłby nawet najmniej wymagającego rodzica. Ojciec się jednak nie skarżył, szczęśliwy, że córka dalej się uczy i nie musi spędzać z nią czasu, narażony na jej wiecznie nienawistne i pełne wyrzutu spojrzenia.
Czas po V roku nauki wydawał jej się niejako snem, a otrzymane wyniki SUMÓW (każdy zdała, nie dostając żadnego T ani O) czytała po kilka razy, zanim dotarło do niej, że nie jest jednak taką miernotą, jak sobie często wyobrażała. Na wyższych latach postanowiła kontynuować naukę z przedmiotu, który jako jedyny nie sprawiał jej większych problemów: z obrony przed czarną magią. Nikomu się nie zwierzała, ale robiła to tylko dlatego, by umieć się obronić przed osobami pokroju tych, które kilka lat temu zaatakowały jej matkę, pozbawiając ją życia. Może gdyby Jane znała wtedy tyle zaklęć co dzisiaj, może jej ukochana mama nadal by żyła, przytulała ją po powrocie do domu na wakacje i żegnała ze łzami w oczach, gdy wracała do Hogwartu?
iężko opisać charakter Jane, bo w dużej mierze zależny jest od tego, z kim aktualnie przebywa lub wręcz z kim rozmawia. Gdyby poobserwować chwilę dziewczynę w domu, gdy musi znosić towarzystwo ojca, którego nienawidzi z całego serca nie tylko za to, że nie zrobił nic, by uratować jej matkę, ale też za to, że jest zwykłym mugolem, bez odrobiny magicznej mocy, z pewnością nikt by nie opisał tej drobnej istotki jako osoby o miłym usposobieniu. Wręcz przeciwnie! Zapewne główne epitety, jakie nasuwałyby się wtedy na myśl, krążyłyby wokół złośliwej diablicy, wrednej dziewczyny i uszczypliwego dziecka, które bez żadnego szacunku odnosi się do swojego rodzica.
I taka też była prawda. Jane nie znosiła spędzania wakacji w domu, gdzie na każdym kroku przypominała sobie o matce, co wywoływało u niej melancholijne i depresyjne nastroje. Z drugiej strony musiała też narażać się na towarzystwo ojca, którego dla jego i własnego bezpieczeństwa wolała omijać z daleka, a jeśli już się do niego odzywała, to tylko po to, aby coś skrytykować lub rzucić jakąś uszczypliwie złośliwą uwagę na temat jego zwyczajności.
Jednak zupełnie inaczej Jane zachowywała się w szkole, gdzie choć nie ma zbyt wielu znajomych, ponieważ od dziecka starała się wychowywać sama, licząc na siebie i nie ufając innym, to bez problemu potrafi się odnaleźć w każdym towarzystwie, chociaż z pewnych względów niezbyt chętnie odnosi się do mugolaków. Nie oznacza to, że ich nie toleruje, ale jeśli to możliwe, woli pracować przynajmniej z osobami swojego pokroju. Pewną ironią losu jest to, że sama należy do grupy uczniów półkrwi, czego w sobie szczerze nie cierpi i gdy to tylko możliwe, stara się ten niesmaczny fakt ukrywać.
Niechętnie pomaga innym, uważając, że każdy i tak będzie w końcu zdany na siebie, więc najlepiej, by zacząć się uczyć samodzielności już w czasach szkoły. Sama też rzadko przyjmuje pomoc od innych, zawsze przy tym czując pewien rodzaj upokorzenia związanego z okazywaniem słabości charakteru. Rzadko się uśmiecha i śmieje, ale jeśli już to robi, to szczerze i z całego serca, bardzo często nie mogąc się potem opanować, czym najczęściej wzbudza kolejną falę śmiechu u swoich rozmówców. Swoje roztrzepanie połączone niekiedy z chodzeniem z głową w chmurach, czemu towarzyszy jej marzycielski nastrój, nadrabia sprytem i umiejętnością łatwego wychodzenia z praktycznie każdych kłopotów.
Nienawidzi być samotna. Nie musi z nikim rozmawiać, ale wystarczy jej samo towarzystwo jakiejś osoby obok, nawet jeśli siedziałaby po drugiej stronie pokoju wspólnego. Ten strach przed samotnością wynika z jej życiowego doświadczenia po tym, gdy straciła matkę i została sama z ojcem, którego z dnia na dzień coraz bardziej nienawidziła. Nie grzeszy inteligencją znaną Krukonom, nie jest tak ambitna jak Puchoni, woli się wycofywać niż walczyć, co jest obce Gryfonom, a ślizgońskiej brawury i lojalności nie miała ku komu kierować, ponieważ nie posiadała i nie posiada żadnych bliskich przyjaciół, stąd Tiara miała nie lada problem z dopasowaniem jej do odpowiedniego domu.
obiegające z dołu ponaglenia ojca doprowadzały ją do szału i mocniej ścisnęła trzymaną w dłoni fotografię, dopiero po chwili uświadamiając sobie z przerażeniem, że ją gniecie. Rozprostowała ją delikatnie i pogładziła pieszczotliwie palcami, wpatrując się w rudowłosą kobietę, która obracała się teraz wokół własnej osi, zaśmiewając się z czegoś do łez. W kącikach ust Jane pojawił się leciutki uśmiech, który zgasł natychmiast, gdy z dołu dobiegło ją kolejne wołanie.
Zatrzasnęła ze złością kufer, chowając zdjęcie w kieszonce na piersiach i sięgając po różdżkę leżącą na stoliku. Miała tego wszystkiego dość, ale musiała jakoś dotrzeć do Hogwartu, a jej ojciec jako zwyczajny mugol, nie mógł ich teleportować w okolice dworca. Zacisnęła usta, próbując się opanować i nie zamienić go w jakieś paskudztwo, gdyby tylko pojawił się w zasięgu jej wzroku. Szarpnęła za rączkę kufra i zeszła powoli schodami na dół, dbając o to, aby ciężki kufer porządnie poobijał się o szczebelki w barierce i uszkodził kilka z nich, robiąc w nich drobne wgłębienia. Wyobrażała sobie minę ojca, gdy przyjrzy im się dokładniej i zobaczy, jak jego nowe schody, odnowione zaledwie miesiąc temu, nie są wcale takie idealne.
Był już na zewnątrz, czekając przy otwartych drzwiach samochodu. Minęła go bez słowa, samodzielnie pakując kufer do środka i nie dając po sobie poznać, że prawie złamała sobie przy tym kark. Zdecydowanie powinna ograniczyć liczbę zabieranych ubrań, w końcu i tak w Hogwarcie przez większość czasu chodzili w tych paskudnych, drapiących szatach. Ale w pokoju wspólnym czy w dormitorium mogła sobie przecież pozwolić na odrobinę ekstrawagancji.
- Jedziemy – jej ton nie brzmiał ani jak stwierdzenie, ani jak prośba, ale był czystym rozkazem. Na szczęście ojciec wolał nie dyskutować i posłusznie odpalił silnik samochodu, by prawie godzinę później w żółwim tempie zaparkować tuż przy londyńskim dworcu. Jane wyciągnęła kufer jak najszybciej i weszła do dworcowej hali. Nie musiała się oglądać za siebie, wiedziała, że ojciec nie pójdzie za nią. Nie chodził od trzech lat, gdy ostentacyjnie nie zwracała na niego uwagi, kiedy witał się z innymi rodzicami, a zapytana o to, czy jest jej ojcem, pokręciła tylko głową i szybko wsiadła do pociągu.
Skinęła przelotnie głową kilku znajomym uczniom, którzy minęli ją na peronie 9 i 3/4 i weszła do pierwszego wolnego przedziału, jaki tylko napotkała. Była świadoma, że ta chwila samotności nie potrwa długo, bo zaraz ktoś się do niej przysiądzie, a ponieważ nie miała ochoty na żadne pogawędki, oparła głowę o ramę okna i zamknęła oczy, od czasu do czasu jedynie unosząc powieki i obserwując, co się działo na peronie. Już wieczorem będzie w Hogwarcie, w swoim dormitorium, przywita się z koleżankami i zapewne wysłucha ich wakacyjnych opowieści. Sama też miała o czym opowiadać, o korespondencji z francuskimi i włoskimi znajomymi, których spotkała rok temu i z którymi wciąż utrzymywała znajomość, o wakacjach nad Adriatykiem, na które ojciec puścił ją chyba tylko dlatego, by mieć spokój na dwa tygodnie, o swoim nowym kocie, który nie pobył długo nowy, bo uciekł kolejnej nocy po tym, gdy próbowała go zeswatać z kotką sąsiadów.
Jeszcze tylko kilka godzin i na kolejne miesiące będzie mogła zapomnieć o domu, który już dawno nie był jej domem, o ojcu, który przestał być jej ojcem. Wiedziała, że nigdy nie zapomni o matce, o jej zdjęciu bezpiecznie ukrytym blisko serca. To właśnie ono dawało jej siłę, by mogła przetrwać każdy kolejny rok, zdobywać nowe umiejętności i może kiedyś, może przy odrobinie sprzyjającego losu będzie mogła dzięki temu stać się kimś.
Dzisiaj była jednak tylko jeszcze dzieckiem, choć powoli wkraczającym w dorosłość, którą dzieliło od niej zaledwie kilkanaście miesięcy, to jednak nadal dzieckiem, zbyt doświadczonym przez życie, by mogło teraz na nie patrzeć w jasnych barwach. Jane nie zazdrościła znajomym, którzy mieli szczęśliwe rodziny, wiedziała że to byłoby zbyt płytkie uczucie, mimo że bardzo, bardzo ludzkie. Zazdrość oznaczałaby pogodzenie się z rzeczywistością i akceptację śmierci matki, a na to Jane nie mogła się zgodzić. Nie potrafiła sama przed sobą się przyznać, że matka odeszła, a kilka zdjęć, ruszających się fotografii to jedyne, co jej po niej pozostało.
Data urodzenia: 13.05.1961
Czystość krwi: półkrwi
Dom w Hogwarcie:Slytherin
Różdżka: cis z włosem szyszymory, 11 i pół cala, miękka i giętka
kryła twarz w dłoniach, by nie widzieć, jakie odbicie ukaże się jej w gładkiej powierzchni lustra, tak spokojnej i bezpiecznej, gdy patrzyło się na nią z daleka i tak niebezpiecznej, tak kuszącej i wabiącej, gdy stało się tuż przed i tylko jeden ruch, jedno drgnięcie palców dzieliło Jane od spojrzenia w swojej najgłębsze pragnienia. Bo czego tak naprawdę pragnęła? Czego chciała? Co kryła w mrokach swojej duszy i bała się odkryć nawet przed sobą samą? Mamo, mamo, dlaczego Cię tu nie ma, gdy tak bardzo potrzebuję Twojej pomocy i wsparcia? Mamusiu!
Rozchyliła niepewnie palce, a delikatna poświata bijąca z lustra przebiła się przez niewielką szczelinę. Jane spojrzała z przerażeniem na fragment obrazu widoczny na błyszczącej powierzchni. Stała tam. Wysoka kobieta z płomiennie rudymi włosami falującymi na wietrze, z dumnie uniesioną różdżką, z której wypływały kolorowe wstęgi. A obok ona, Jane, śmiejąca się radośnie jak wtedy, gdy miała sześć albo siedem lat, gdy jeszcze była szczęśliwa, gdy przewrotny, złośliwy i zły los nie odmienił jej życia, odbierając to, co najbardziej kochała. Kobieta w lustrze, jej matka, spojrzała nagle w bok, uśmiechając się delikatnie. Jane odsunęła dłonie od twarzy, by widzieć wyraźnie, jak jej ojciec, z tym samym nieśmiałym uśmiechem, może bardziej zagadkowym, tajemniczym, jakby znał wszystkie sekrety świata i nie chciał się z nimi nikim podzielić, pojawił się w przestrzeni lustra i ujął kobietę za rękę, a potem oboje klęknęli, przytulając do siebie Jane.
Zwykła rodzinna scena rozpłynęła się, zostawiając dziewczynę samą przed lustrem, które wydawało się teraz jednym z miliona luster. Nie widziała nic więcej, prócz własnego odbicia, zniekształconego przez łzy, które pojawiły się nie wiadomo skąd, duszone, powstrzymywane miesiącami. Nie pamiętała, kiedy płakała ostatni raz, kiedy pozwoliła sobie na słabość przed samą sobą, kiedy płakała przy kimś, ale to było chyba wtedy, tak, tego dnia, gdy martwe ciało matki powoli rozpływało się w powietrzu, a dziesiątki różdżek uniesionych w górę żegnały kobietę, która dla Jane była całym życiem. Pamiętała ramiona ojca, które obejmowały ją mocno i pamiętała swoją złość, swoją nienawiść, że nie zdołał jej uratować, jakby to właśnie od niego, od niemagicznego mugola, zależało życie ukochanej żony.
Blada powierzchnia odbijała obraz niewysokiej dziewczyny, skromnie ubranej, z delikatnym uśmiechem na ustach, błądzącym gdzieś w kącikach, jakby bała się uśmiechnąć szerzej i pokazać, że potrafi to zrobić albo jakby szerszy uśmiech wydawał jej się czymś złym, nieodpowiednim, nawet niewłaściwym. Jakby zabawa i radość już na zawsze zniknęły z jej twarzy. Burza rudych włosów, teraz ładnie ułożonych, z każdym kosmykiem na swoim miejscu, była jedyną rzeczą, jaka pozostała jej po matce, może prócz tego błysku w oku, który rozpalał nawet najbardziej ponurych rozmówców, sugerując że właścicielka tegoż błysku nie jest taką niewinną istotką, jak mogłoby się zdawać. Całkiem zwyczajne rysy twarzy zdobił niewielki nosek, który marszczył się zawsze, gdy Jane się czymś zdenerwowała albo irytowała i którym potrafiła w bardzo sugestywny sposób wypuszczać powietrze, dobitnie informując każdego o tym, że nie jest zadowolona z przebiegu rozmowy.
ane nigdy nie była fanką nauki, więc przed każdymi wakacjami, gdy przyszło jej zdawać egzaminy, prawie że ciężko chorowała, nie mogąc się przemóc, by zajrzeć do książek i chociaż powtórzyć najważniejsze rzeczy. Wszystko odkładała na ostatnią chwilę, w panice zerkając na podstawowe zaklęcia, dzięki czemu jakimś cudem udało jej się przechodzić z klasy do klasy, chociaż z wynikami, które nie zadowoliłby nawet najmniej wymagającego rodzica. Ojciec się jednak nie skarżył, szczęśliwy, że córka dalej się uczy i nie musi spędzać z nią czasu, narażony na jej wiecznie nienawistne i pełne wyrzutu spojrzenia.
Czas po V roku nauki wydawał jej się niejako snem, a otrzymane wyniki SUMÓW (każdy zdała, nie dostając żadnego T ani O) czytała po kilka razy, zanim dotarło do niej, że nie jest jednak taką miernotą, jak sobie często wyobrażała. Na wyższych latach postanowiła kontynuować naukę z przedmiotu, który jako jedyny nie sprawiał jej większych problemów: z obrony przed czarną magią. Nikomu się nie zwierzała, ale robiła to tylko dlatego, by umieć się obronić przed osobami pokroju tych, które kilka lat temu zaatakowały jej matkę, pozbawiając ją życia. Może gdyby Jane znała wtedy tyle zaklęć co dzisiaj, może jej ukochana mama nadal by żyła, przytulała ją po powrocie do domu na wakacje i żegnała ze łzami w oczach, gdy wracała do Hogwartu?
iężko opisać charakter Jane, bo w dużej mierze zależny jest od tego, z kim aktualnie przebywa lub wręcz z kim rozmawia. Gdyby poobserwować chwilę dziewczynę w domu, gdy musi znosić towarzystwo ojca, którego nienawidzi z całego serca nie tylko za to, że nie zrobił nic, by uratować jej matkę, ale też za to, że jest zwykłym mugolem, bez odrobiny magicznej mocy, z pewnością nikt by nie opisał tej drobnej istotki jako osoby o miłym usposobieniu. Wręcz przeciwnie! Zapewne główne epitety, jakie nasuwałyby się wtedy na myśl, krążyłyby wokół złośliwej diablicy, wrednej dziewczyny i uszczypliwego dziecka, które bez żadnego szacunku odnosi się do swojego rodzica.
I taka też była prawda. Jane nie znosiła spędzania wakacji w domu, gdzie na każdym kroku przypominała sobie o matce, co wywoływało u niej melancholijne i depresyjne nastroje. Z drugiej strony musiała też narażać się na towarzystwo ojca, którego dla jego i własnego bezpieczeństwa wolała omijać z daleka, a jeśli już się do niego odzywała, to tylko po to, aby coś skrytykować lub rzucić jakąś uszczypliwie złośliwą uwagę na temat jego zwyczajności.
Jednak zupełnie inaczej Jane zachowywała się w szkole, gdzie choć nie ma zbyt wielu znajomych, ponieważ od dziecka starała się wychowywać sama, licząc na siebie i nie ufając innym, to bez problemu potrafi się odnaleźć w każdym towarzystwie, chociaż z pewnych względów niezbyt chętnie odnosi się do mugolaków. Nie oznacza to, że ich nie toleruje, ale jeśli to możliwe, woli pracować przynajmniej z osobami swojego pokroju. Pewną ironią losu jest to, że sama należy do grupy uczniów półkrwi, czego w sobie szczerze nie cierpi i gdy to tylko możliwe, stara się ten niesmaczny fakt ukrywać.
Niechętnie pomaga innym, uważając, że każdy i tak będzie w końcu zdany na siebie, więc najlepiej, by zacząć się uczyć samodzielności już w czasach szkoły. Sama też rzadko przyjmuje pomoc od innych, zawsze przy tym czując pewien rodzaj upokorzenia związanego z okazywaniem słabości charakteru. Rzadko się uśmiecha i śmieje, ale jeśli już to robi, to szczerze i z całego serca, bardzo często nie mogąc się potem opanować, czym najczęściej wzbudza kolejną falę śmiechu u swoich rozmówców. Swoje roztrzepanie połączone niekiedy z chodzeniem z głową w chmurach, czemu towarzyszy jej marzycielski nastrój, nadrabia sprytem i umiejętnością łatwego wychodzenia z praktycznie każdych kłopotów.
Nienawidzi być samotna. Nie musi z nikim rozmawiać, ale wystarczy jej samo towarzystwo jakiejś osoby obok, nawet jeśli siedziałaby po drugiej stronie pokoju wspólnego. Ten strach przed samotnością wynika z jej życiowego doświadczenia po tym, gdy straciła matkę i została sama z ojcem, którego z dnia na dzień coraz bardziej nienawidziła. Nie grzeszy inteligencją znaną Krukonom, nie jest tak ambitna jak Puchoni, woli się wycofywać niż walczyć, co jest obce Gryfonom, a ślizgońskiej brawury i lojalności nie miała ku komu kierować, ponieważ nie posiadała i nie posiada żadnych bliskich przyjaciół, stąd Tiara miała nie lada problem z dopasowaniem jej do odpowiedniego domu.
obiegające z dołu ponaglenia ojca doprowadzały ją do szału i mocniej ścisnęła trzymaną w dłoni fotografię, dopiero po chwili uświadamiając sobie z przerażeniem, że ją gniecie. Rozprostowała ją delikatnie i pogładziła pieszczotliwie palcami, wpatrując się w rudowłosą kobietę, która obracała się teraz wokół własnej osi, zaśmiewając się z czegoś do łez. W kącikach ust Jane pojawił się leciutki uśmiech, który zgasł natychmiast, gdy z dołu dobiegło ją kolejne wołanie.
Zatrzasnęła ze złością kufer, chowając zdjęcie w kieszonce na piersiach i sięgając po różdżkę leżącą na stoliku. Miała tego wszystkiego dość, ale musiała jakoś dotrzeć do Hogwartu, a jej ojciec jako zwyczajny mugol, nie mógł ich teleportować w okolice dworca. Zacisnęła usta, próbując się opanować i nie zamienić go w jakieś paskudztwo, gdyby tylko pojawił się w zasięgu jej wzroku. Szarpnęła za rączkę kufra i zeszła powoli schodami na dół, dbając o to, aby ciężki kufer porządnie poobijał się o szczebelki w barierce i uszkodził kilka z nich, robiąc w nich drobne wgłębienia. Wyobrażała sobie minę ojca, gdy przyjrzy im się dokładniej i zobaczy, jak jego nowe schody, odnowione zaledwie miesiąc temu, nie są wcale takie idealne.
Był już na zewnątrz, czekając przy otwartych drzwiach samochodu. Minęła go bez słowa, samodzielnie pakując kufer do środka i nie dając po sobie poznać, że prawie złamała sobie przy tym kark. Zdecydowanie powinna ograniczyć liczbę zabieranych ubrań, w końcu i tak w Hogwarcie przez większość czasu chodzili w tych paskudnych, drapiących szatach. Ale w pokoju wspólnym czy w dormitorium mogła sobie przecież pozwolić na odrobinę ekstrawagancji.
- Jedziemy – jej ton nie brzmiał ani jak stwierdzenie, ani jak prośba, ale był czystym rozkazem. Na szczęście ojciec wolał nie dyskutować i posłusznie odpalił silnik samochodu, by prawie godzinę później w żółwim tempie zaparkować tuż przy londyńskim dworcu. Jane wyciągnęła kufer jak najszybciej i weszła do dworcowej hali. Nie musiała się oglądać za siebie, wiedziała, że ojciec nie pójdzie za nią. Nie chodził od trzech lat, gdy ostentacyjnie nie zwracała na niego uwagi, kiedy witał się z innymi rodzicami, a zapytana o to, czy jest jej ojcem, pokręciła tylko głową i szybko wsiadła do pociągu.
Skinęła przelotnie głową kilku znajomym uczniom, którzy minęli ją na peronie 9 i 3/4 i weszła do pierwszego wolnego przedziału, jaki tylko napotkała. Była świadoma, że ta chwila samotności nie potrwa długo, bo zaraz ktoś się do niej przysiądzie, a ponieważ nie miała ochoty na żadne pogawędki, oparła głowę o ramę okna i zamknęła oczy, od czasu do czasu jedynie unosząc powieki i obserwując, co się działo na peronie. Już wieczorem będzie w Hogwarcie, w swoim dormitorium, przywita się z koleżankami i zapewne wysłucha ich wakacyjnych opowieści. Sama też miała o czym opowiadać, o korespondencji z francuskimi i włoskimi znajomymi, których spotkała rok temu i z którymi wciąż utrzymywała znajomość, o wakacjach nad Adriatykiem, na które ojciec puścił ją chyba tylko dlatego, by mieć spokój na dwa tygodnie, o swoim nowym kocie, który nie pobył długo nowy, bo uciekł kolejnej nocy po tym, gdy próbowała go zeswatać z kotką sąsiadów.
Jeszcze tylko kilka godzin i na kolejne miesiące będzie mogła zapomnieć o domu, który już dawno nie był jej domem, o ojcu, który przestał być jej ojcem. Wiedziała, że nigdy nie zapomni o matce, o jej zdjęciu bezpiecznie ukrytym blisko serca. To właśnie ono dawało jej siłę, by mogła przetrwać każdy kolejny rok, zdobywać nowe umiejętności i może kiedyś, może przy odrobinie sprzyjającego losu będzie mogła dzięki temu stać się kimś.
Dzisiaj była jednak tylko jeszcze dzieckiem, choć powoli wkraczającym w dorosłość, którą dzieliło od niej zaledwie kilkanaście miesięcy, to jednak nadal dzieckiem, zbyt doświadczonym przez życie, by mogło teraz na nie patrzeć w jasnych barwach. Jane nie zazdrościła znajomym, którzy mieli szczęśliwe rodziny, wiedziała że to byłoby zbyt płytkie uczucie, mimo że bardzo, bardzo ludzkie. Zazdrość oznaczałaby pogodzenie się z rzeczywistością i akceptację śmierci matki, a na to Jane nie mogła się zgodzić. Nie potrafiła sama przed sobą się przyznać, że matka odeszła, a kilka zdjęć, ruszających się fotografii to jedyne, co jej po niej pozostało.
- Sahir Nailah
Re: Jane Weston [uczennica]
Sob Mar 07, 2015 7:11 pm
Jedyne niedopatrzenie - brak dopisku [uczeń] w temacie, ale to już poprawiłem : )
Być może jakieś złowieszcze przecinki mi umknęły, aczkolwiek - KP w zasadzie bez błędów!
Baardzo podobał mi się początek KP, strasznie klimatyczny, poza tym ładnie karta wygląda pod względem stylistycznym.
Łap 10 fasolek : >
Akcept!
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach