Strona 3 z 3 • 1, 2, 3
- Bestia
Re: Las
Sro Mar 04, 2015 2:36 am
Tak, to było stanowczo za wiele, a to tylko dlatego, że w swej wielkiej opieszałości pragnęłaś szczęścia - och, mogłaś pójść za Gastona, widzisz?! Wtedy twój ojciec nigdy by nie wyjechał za potrzebą pracy, nigdy by nie musiał żyć dłużej w tak małym domku, gdzie jako-tako sobie radziliście, ale ile ten podstarzały alchemik musiał tyrać, żeby was obu utrzymać, to już inna sprawa - zawsze cię wspierał, no jasne - kochany tatuś..! Ty też go wspierałaś... jednak mentalnie. Więc może powinnaś pozostać w tej rozpaczy i płakać na tej zimnej ziemi, wilgotnej, bo schowanej pod drzewami, gdzie nie docierał niemal żaden promień słońca - jasno było tylko dlatego, że dzisiejszy dzień nie należał do ponurych i chmury nie przysłaniały błękitu... którym oczu nie mogłaś cieszyć, jakby Bóg chciał ci wyszeptać wprost do ucha, że dla Ciebie nie ma już nadziei... Bo czy była? Przecież jesteś tutaj sama jak palec, a gardłowy pomruk już wydobył się z gardzieli potwora, który uniósł swoje sprężyste, zbudowane z mięśni ciało, które obwlekało miękkie futro, okryte teraz płaszczem opadającym na ramiona z kapturem, który zakrywał łeb, jednak ślepia nadal lśniły, zbierając wszelakie poblaski, a może bijąc własnym blaskiem..? Miodowe ślepia wilka, który uniósł się jeszcze bardziej, poruszając gałęziami, jakie od razu o siebie zahaczały i wydawały specyficzny szelest, gdy te najdelikatniejsze z nich połamały się, gdy liście naszły na siebie wzajem, żeby zrobić miejsce drapieżnikowi, który zaczął unosić się na tylne łapy... Ty nie uciekasz, nadal trwasz w tym samym miejscu - czemu? Czekasz na zbawienie, a może rzeczywiście na Śmierć, która rozkłada nad wami - dwoma tak podobnymi do siebie, a tak skrajnie różnymi istotami - swoje skrzydła, ale to nie On, a właśnie Ty, piękna Bello, mogłaś poczuć jej chłód i dotyk kościanych palców...
Toć to niewiasta, naprawdę niewiasta, w dodatku niewiasta wyraźnie przerażona, cuchnęła tym strachem na odległość - położyłeś po sobie uszy, zamruczałeś gardłowo po raz drugi, wyłaniając się z krzaków w pełnej okazałości, ogon poruszył się mimowolnie zgodnie z odczuciami niepewności, które w tobie zagościły - byłeś gotowy na strach, byłeś gotowy na miecze, strzelby i różdżki, ale... na pewno nie na sparaliżowaną kobietę, która spoglądała na ciebie tak, jakbyś był samym uosobieniem jej końca... Widziałeś swoje odbicie w jej oczach - zaledwie nienaturalnie wysoka i szeroka sylwetka, lekko pochylona, otulona materiałem, by zasłaniać swoje nieprzyjemne dla oka cielsko... Wyłapywałeś szczegóły - krew, podartą sukienkę, podrapane nogi i ręce, załzawione i zaczerwienione zwierciadła duszy - czy to były oczy kogoś, kto się już poddał..? Nie, nie bardzo - one nadal miały w sobie cudowną iskrę życia - życia, o które chciała walczyć.
Skrzywiłeś się i odwróciłeś do niej tyłem, spoglądając to w prawo, to w lewo...
- Odejdź stąd, niewiasto. To nie jest miejsce dla takich jak ty. - I postawiłeś już pierwszy krok w celu odejścia.
Toć to niewiasta, naprawdę niewiasta, w dodatku niewiasta wyraźnie przerażona, cuchnęła tym strachem na odległość - położyłeś po sobie uszy, zamruczałeś gardłowo po raz drugi, wyłaniając się z krzaków w pełnej okazałości, ogon poruszył się mimowolnie zgodnie z odczuciami niepewności, które w tobie zagościły - byłeś gotowy na strach, byłeś gotowy na miecze, strzelby i różdżki, ale... na pewno nie na sparaliżowaną kobietę, która spoglądała na ciebie tak, jakbyś był samym uosobieniem jej końca... Widziałeś swoje odbicie w jej oczach - zaledwie nienaturalnie wysoka i szeroka sylwetka, lekko pochylona, otulona materiałem, by zasłaniać swoje nieprzyjemne dla oka cielsko... Wyłapywałeś szczegóły - krew, podartą sukienkę, podrapane nogi i ręce, załzawione i zaczerwienione zwierciadła duszy - czy to były oczy kogoś, kto się już poddał..? Nie, nie bardzo - one nadal miały w sobie cudowną iskrę życia - życia, o które chciała walczyć.
Skrzywiłeś się i odwróciłeś do niej tyłem, spoglądając to w prawo, to w lewo...
- Odejdź stąd, niewiasto. To nie jest miejsce dla takich jak ty. - I postawiłeś już pierwszy krok w celu odejścia.
- Bella
Re: Las
Czw Mar 05, 2015 4:55 pm
Zarzucać teraz można jej wiele. W końcu jej winą jest to, że zniknął. Jednak mimo tego, że nie potrafiła poświęcić własnego szczęścia, by wyjść za Gastona miała pewność, iż te właśnie kochany ojciec nigdy - nawet jeśli miałoby to ratować jego finanse, nie zgodziłby się na ślub Belli jeśli nie będzie kochała wybranka. Do tego była skłonna zrobić inne rzeczy. Pewnie i jej serce zostałoby pokierowane w jakimś kierunku ku osobie, która w jej mniemaniu by na to zasłużyła.
A na Gastona? Na niego nie mogła nawet patrzeć z powodu jego rozkładającej się duszy. Odór martwej duszy nie jest wyczuwalny dla nosa, jednak wnętrze? Wnętrze czuje je bardzo mocno. Bella mogła zrobić niewiele dla swego rodziciela. Mentalne wsparcie jednak to mało, fakt. Tylko czy jego brak nie były odczuwalny? Mimo wszystkich przeciwności oboje wiedzą, że mogą na siebie liczyć, a raczej taką miała nadzieję dziewczyna. Obecnie wyglądało to niezwykle podejrzanie i budziło sporo obaw. Została sama i nie wie dlaczego, a w środku wciąż jest dzieckiem, które zwyczajnie sobie nie radzi i nie wie, co począć z całym zajściem. Nie posiadała planu. Książki uczą wielu rzeczy, ale z życiem każdy musi mierzyć się sam. Bieg historii jest niespodziewany, a zakończenie to ogromna tajemnica, której nikt nie może nam zdradzić.
Ludzie z wioski mówią wiele rzeczy. Historie o stworzeniach z lasu nie były niczym niezwykłym. Mówiono nawet, że to one pozbyły się świta Alchemika z miasta. Tak to tłumaczono, a każde słowo bolało. Marzyła tylko o tym, by przestali, a on wrócił do domu. Widzą więc dziwną istotę nie mogła uwierzyć. Czyżby w każdej plotce naprawdę było ziarnko prawdy? Czy rzeczywiście jej ojciec został uwięziony? Chciała zapytać czym jest, szybko jednak się poprawiła. Istota mówiła do niej, czyli jest KIMŚ.
- Zaczekaj, proszę! Takich, czyli jakich? - Zarzuca się jej wiele rzeczy, jednak czyżby nawet tutaj pojmowano ją jako damulkę, która nic nie poradzi na swoje problemy? Że jest zaledwie słabym ogniwem? Może i była wystraszona i zmęczona tułaczką, jednak mimo wszystko wciąż cięta na każdy przejaw sprowadzenia jej do funkcji bezużytecznego tworu reaguje.
- Ludzie mówią... różne rzeczy. Na przykład twierdzą, że mój ojciec trafił tutaj, do tego lasu. Sądzę, że... możesz coś o tym wiedzieć... - powolnie przechodziła z jęku do normalnych wypowiedzi. Czuła, że jeśli cokolwiek tutaj ma pojęcie o jej ojcu to musi być on. Bo jak nie? Czyżby bez powodu tutaj trafiła?
- Proszę, jeśli zatrzymałeś go gdzieś, napotkałeś, cokolwiek... - Nie czuła żeby to było wspaniałomyślne postąpienie. Musiała jednak czegoś się dowiedzieć. Nie wiedziała nawet już gdzie jest i gdzie może się udać, by go odnaleźć. Nie zapyta przecież drzew, czy mogą zdradzić jej jakąś tajemnicę. Musiała liczyć na uczciwość i szczerość kogoś, kto jest nieznanym jej tworem, niestety z wnętrza przerażającym. Miała jednak pewność, że nie może od razu zakładać, że jest zły. W końcu ją mieli za świruskę, jak ojca. A nie jest tak. Zewnętrzna warstwa nie raz utrudniała jej żywot, jakby chociaż w relacjach z Gastonem, który zrobił z z niej zdobycz, a nie człowieka.
W zgodzie ze sobą żyła i tak też chciała postępować. Otworzyć się na to, czego zobaczyć okiem się nie da.
A na Gastona? Na niego nie mogła nawet patrzeć z powodu jego rozkładającej się duszy. Odór martwej duszy nie jest wyczuwalny dla nosa, jednak wnętrze? Wnętrze czuje je bardzo mocno. Bella mogła zrobić niewiele dla swego rodziciela. Mentalne wsparcie jednak to mało, fakt. Tylko czy jego brak nie były odczuwalny? Mimo wszystkich przeciwności oboje wiedzą, że mogą na siebie liczyć, a raczej taką miała nadzieję dziewczyna. Obecnie wyglądało to niezwykle podejrzanie i budziło sporo obaw. Została sama i nie wie dlaczego, a w środku wciąż jest dzieckiem, które zwyczajnie sobie nie radzi i nie wie, co począć z całym zajściem. Nie posiadała planu. Książki uczą wielu rzeczy, ale z życiem każdy musi mierzyć się sam. Bieg historii jest niespodziewany, a zakończenie to ogromna tajemnica, której nikt nie może nam zdradzić.
Ludzie z wioski mówią wiele rzeczy. Historie o stworzeniach z lasu nie były niczym niezwykłym. Mówiono nawet, że to one pozbyły się świta Alchemika z miasta. Tak to tłumaczono, a każde słowo bolało. Marzyła tylko o tym, by przestali, a on wrócił do domu. Widzą więc dziwną istotę nie mogła uwierzyć. Czyżby w każdej plotce naprawdę było ziarnko prawdy? Czy rzeczywiście jej ojciec został uwięziony? Chciała zapytać czym jest, szybko jednak się poprawiła. Istota mówiła do niej, czyli jest KIMŚ.
- Zaczekaj, proszę! Takich, czyli jakich? - Zarzuca się jej wiele rzeczy, jednak czyżby nawet tutaj pojmowano ją jako damulkę, która nic nie poradzi na swoje problemy? Że jest zaledwie słabym ogniwem? Może i była wystraszona i zmęczona tułaczką, jednak mimo wszystko wciąż cięta na każdy przejaw sprowadzenia jej do funkcji bezużytecznego tworu reaguje.
- Ludzie mówią... różne rzeczy. Na przykład twierdzą, że mój ojciec trafił tutaj, do tego lasu. Sądzę, że... możesz coś o tym wiedzieć... - powolnie przechodziła z jęku do normalnych wypowiedzi. Czuła, że jeśli cokolwiek tutaj ma pojęcie o jej ojcu to musi być on. Bo jak nie? Czyżby bez powodu tutaj trafiła?
- Proszę, jeśli zatrzymałeś go gdzieś, napotkałeś, cokolwiek... - Nie czuła żeby to było wspaniałomyślne postąpienie. Musiała jednak czegoś się dowiedzieć. Nie wiedziała nawet już gdzie jest i gdzie może się udać, by go odnaleźć. Nie zapyta przecież drzew, czy mogą zdradzić jej jakąś tajemnicę. Musiała liczyć na uczciwość i szczerość kogoś, kto jest nieznanym jej tworem, niestety z wnętrza przerażającym. Miała jednak pewność, że nie może od razu zakładać, że jest zły. W końcu ją mieli za świruskę, jak ojca. A nie jest tak. Zewnętrzna warstwa nie raz utrudniała jej żywot, jakby chociaż w relacjach z Gastonem, który zrobił z z niej zdobycz, a nie człowieka.
W zgodzie ze sobą żyła i tak też chciała postępować. Otworzyć się na to, czego zobaczyć okiem się nie da.
- Bestia
Re: Las
Sob Mar 07, 2015 1:07 pm
Jakże inaczej miałby ją pojmować? Widział wiele niewiast w pięknych strojach, których szyje zroszone były cudnymi zapachami, wiele z tych szyj scałował, wiele zgrabnych pleców okolonych cienkimi materiałami sukni przygarnął do siebie, wyginając je w łuk - wszystkie te wspomnienia były jak sen, bardzo dalekie, bardzo odległe, a co najważniejsze - nieosiągalne - mimo wszystko: były. Ty tutaj, w sukni zdecydowanie nie balowej, zdecydowanej nie cieszącej oczu przepychem, a skromnej, podartej przez przedzieranie się po niegościnnych terenach, taka zapuchnięta, o zaczerwienionych oczach, pod którymi nadal lśniła wąska, wilgotna kreska nakreślona przez płacz, drżąca z chłodu i wyczerpania - byłaś dziewczyną w opresji, a On nie był księciem, który miałby cię z tej opresji wybawić - wręcz przeciwnie, on był winny wciągnięcia cię w nią... i być może wciągnie cię w nią dalej, jeśli dalej będziesz próbowała ciągnąć swoje wypytywanie i nie docenisz tego, że właśnie Los podarował ci życie w prezencie - czemu nie weźmiesz tego pakuneczku i nie uciekniesz? Głupia, głupia, głupia... naiwna...
Bestia zatrzymał się i obrócił lekko głowę, żeby uchwycić sylwetkę nieznajomej chociaż kątem oka - posłuchał się... tej prośby? Rozkazu? Nie zastanawiał się nad esencją słów, jakie wydobyły się z gardła brunetki, ale przynajmniej na nie zareagował, to chyba o czymś świadczyć musiało - o czym? - tutaj już musicie odpowiedzieć sobie sami. Nie było jednak ani "me", ani "be" na zadane pytanie, bo dlań było zbyt oczywiste i traktowane bardziej jako, chyba mogę to tak nazwać, zaczepka, byleby zatrzymać - cholera, udało się jej, pozornie niezwykłej, bo szalonej, niewieście - wszak żadna normalna nie zapuściłaby się do tego boru ze swoim mężczyzną, co dopiero mówić o podróży samotnej - wszystko, czego potrzebowały, zamykało się w obrębie lasów opromienionych słońcem, gdzie trudno było napotkać jakąś bestię - myśliwi dbali o te tereny i łatwo też było odnaleźć drogę powrotną, natomiast tutaj? Oj, oj, oj... Następne słowa dały już do myślenia - córka szukająca ojca, ach, rodzice..! Nie wiedziałeś, nie pamiętałeś, jak to jest ich mieć - odkąd pamiętasz mieszkałeś tutaj sam otoczony służbą, jedyny dziedzic i jedyny możnowładca w swym pałacu co się zowie, który nie miał szacunku do gatunku ludzkiego - tak więc jesteś - stoisz plecami do kogoś jakże wyczulonego na właśnie ten brak - tylko skąd niby miałeś o tym wiedzieć? Wiedziałeś o tej kobiecie tyle, co nic - po prostu pojawiła się na twoich terenach, których nie powinna była tykać nawet krańcem palca, nie wspominając o przedzieraniu się w jego głębie.
- Wkroczyłaś w MOJE Lasy i jeszcze śmiesz żądać ode mnie wiedzy na jego temat..? - Odwróciłeś się znowu, żeby stanąć przodem do rozmówczyni - "żądać" było o wiele za mocno powiedziane, lecz, oh well... - Pewien starzec, alchemik, wkroczył na moje ziemie i zostanie na nich do końca swych dni. To cena za naruszenie mojego spokoju. Jeśli nie chcesz skończyć jak on - wynoś się stąd. - Nie musiałeś jej tego mówić, owszem, ale z drugiej strony... Czemu nie? Jej oczy naprawdę wydawały się zmieniać, kiedy tylko dostała maleńką iskrę nadziei, jaka rozjaśniła jej mrok kniei i gotowa była biec za nią na oślep, byle tylko jej nie stracić.
Bestia zatrzymał się i obrócił lekko głowę, żeby uchwycić sylwetkę nieznajomej chociaż kątem oka - posłuchał się... tej prośby? Rozkazu? Nie zastanawiał się nad esencją słów, jakie wydobyły się z gardła brunetki, ale przynajmniej na nie zareagował, to chyba o czymś świadczyć musiało - o czym? - tutaj już musicie odpowiedzieć sobie sami. Nie było jednak ani "me", ani "be" na zadane pytanie, bo dlań było zbyt oczywiste i traktowane bardziej jako, chyba mogę to tak nazwać, zaczepka, byleby zatrzymać - cholera, udało się jej, pozornie niezwykłej, bo szalonej, niewieście - wszak żadna normalna nie zapuściłaby się do tego boru ze swoim mężczyzną, co dopiero mówić o podróży samotnej - wszystko, czego potrzebowały, zamykało się w obrębie lasów opromienionych słońcem, gdzie trudno było napotkać jakąś bestię - myśliwi dbali o te tereny i łatwo też było odnaleźć drogę powrotną, natomiast tutaj? Oj, oj, oj... Następne słowa dały już do myślenia - córka szukająca ojca, ach, rodzice..! Nie wiedziałeś, nie pamiętałeś, jak to jest ich mieć - odkąd pamiętasz mieszkałeś tutaj sam otoczony służbą, jedyny dziedzic i jedyny możnowładca w swym pałacu co się zowie, który nie miał szacunku do gatunku ludzkiego - tak więc jesteś - stoisz plecami do kogoś jakże wyczulonego na właśnie ten brak - tylko skąd niby miałeś o tym wiedzieć? Wiedziałeś o tej kobiecie tyle, co nic - po prostu pojawiła się na twoich terenach, których nie powinna była tykać nawet krańcem palca, nie wspominając o przedzieraniu się w jego głębie.
- Wkroczyłaś w MOJE Lasy i jeszcze śmiesz żądać ode mnie wiedzy na jego temat..? - Odwróciłeś się znowu, żeby stanąć przodem do rozmówczyni - "żądać" było o wiele za mocno powiedziane, lecz, oh well... - Pewien starzec, alchemik, wkroczył na moje ziemie i zostanie na nich do końca swych dni. To cena za naruszenie mojego spokoju. Jeśli nie chcesz skończyć jak on - wynoś się stąd. - Nie musiałeś jej tego mówić, owszem, ale z drugiej strony... Czemu nie? Jej oczy naprawdę wydawały się zmieniać, kiedy tylko dostała maleńką iskrę nadziei, jaka rozjaśniła jej mrok kniei i gotowa była biec za nią na oślep, byle tylko jej nie stracić.
- Bella
Re: Las
Pon Mar 09, 2015 8:51 pm
Życie jest darem tylko pod warunkiem, że ma się je z kim dzielić. W innym zamienia się w tułaczkę. Długą, bezcelową, smutną... Nie da się zaprzeczyć, że jest w niej coś, co czyni ją dla ludzi naiwną. Wiara w niezwykłe historie z książek, które sobie tak umiłowała. Marzenia, które zabierają ją co rusz gdzieś daleko od codzienności. Chęć zrobienia czegoś więcej. Przeżycia czegoś więcej. Nieszczęścia jednak nie spacerują pojedynczo, ani nawet w parach. One, gdy się rozpędzą dobierają się w ogromne grupy i to takie, które taranują nieszczęśników napotkanych na swojej drodze. Mogła postąpić różnorako. Zawsze jednak wybierała to, co podpowiadało jej serce. Pewnie często się myli, ale przynajmniej nie jest do niczego zmuszone. Tak więc trafiła do lasu z nadzieją i niczym więcej u boku. Szła tutaj jako po ostatniej desce ratunku. Niełatwo jej przyszła to podróż, więc i powrót nie jest znowu taki oczywisty. Przyszła sama, gdyż jej świat choć w swego rodzaju samolubności zamykał się na niej, ojcu i wszystkich fikcyjnych bohaterach. Nie chciała mieć więcej? Nie, to nie tak. Pragnęła mieć kogoś więcej. Tyle, że w swej dziwaczności ustanowionej przez społeczeństwo nauczyła się, jak patrzeć za horyzont. Widzieć to, co leży im na duszach.
A większość ludzi na duszy ma śmieci. Całe góry. I nie chodzi o ich obecność, nawet nie o to, że nie chcą ich sprzątnąć, ale o to, że zwyczajnie udają lub nie chcą ich dostrzec.
- Niczego nie żądam, jedynie proszę... - Żądania? Nigdy chyba ich nie stawiała. Rozkazywanie? Gdyby to jeszcze miała komu. Całe jej ubogie życie polegało na proszeniu, bo gdy nie ma się władzy ani pieniędzy można robić tylko to. Tak właśnie mają Ci zdani na łaskę innych, a raczej jej brak. I wszyscy na nich wrzeszczą. Tak to kolejna cecha tak dobrze znana. Jak widać istota, którą miała okazję napotkać niczym nie różni się od ludzi. Gdy coś należy do niej to jest jej i nikt, a nic nie ma prawa nawet wkroczyć w progi jaśnie pana. Takie typowe, proste, oczywiste... Tylko, czy ona spodziewała się czegoś innego? Że będzie łatwo? Nigdy nie jest, to wie każdy, kto w swoim życiu musiał zmierzyć się z jakimkolwiek problemem. Tylko dlaczego cała złość skupia się na tych, którzy naprawdę nie oczekują wiele. A może wydawało się jej? Może to co robi było złe, niewłaściwe? W swych osądach jest ostrożna, więc i w tamtej chwili, choć wystraszona próbowała umotywować zachowanie swego rozmówcy. Powolnie i niezbyt produktywnie jak na razie. Nieznajomi zawsze są trudni, bo jedyna zasada panująca przy nich to "spodziewaj się niespodziewanego".
- Chcę skończyć jak on. Z nim. Zostanę i ja do końca swych dni, jeśli będę mogła być przy nim - Ta pewność w głosie była znana w miasteczku. Wahała się w sercu, lecz jej głowa zawsze miała przygotowaną odpowiedź. Zdecydowana jak zwykle. Jeśli cena miała być tak duża to miała przekonanie, że postępuje słusznie. Na tym wielkim świecie miała tylko jednego człowieka, który był wart każdej ceny do spłacenia. Nie licząc tego, że nie posiada pieniędzy to ta suma wydawała się właściwa i jedyna możliwa. Łzy płynęły po jej policzkach i oczy mieniły się przez nie, ale trudno stwierdzić, czy to przez trwogę, czy radość, że nie jest martwy tak ważny dla niej człowiek.
- Wiem, że proszenie o jego uwolnienie pewnie nie wchodzi w grę, więc proszę o to, bym mogła mu towarzyszyć. Proszę, nie żądam - Co miała zrobić, by tam dotrzeć? Jak ułaskawić niezwykłe stworzenie? Znowu tyle pytań, tak niewiele odpowiedzi. Znowu nadzieja w sercu, a wszędzie dookoła mrok. Znowu trzeba coś stracić, by coś innego odzyskać.
Znowu.
I znowu.
I znowu.
A końca nie widać.
A większość ludzi na duszy ma śmieci. Całe góry. I nie chodzi o ich obecność, nawet nie o to, że nie chcą ich sprzątnąć, ale o to, że zwyczajnie udają lub nie chcą ich dostrzec.
- Niczego nie żądam, jedynie proszę... - Żądania? Nigdy chyba ich nie stawiała. Rozkazywanie? Gdyby to jeszcze miała komu. Całe jej ubogie życie polegało na proszeniu, bo gdy nie ma się władzy ani pieniędzy można robić tylko to. Tak właśnie mają Ci zdani na łaskę innych, a raczej jej brak. I wszyscy na nich wrzeszczą. Tak to kolejna cecha tak dobrze znana. Jak widać istota, którą miała okazję napotkać niczym nie różni się od ludzi. Gdy coś należy do niej to jest jej i nikt, a nic nie ma prawa nawet wkroczyć w progi jaśnie pana. Takie typowe, proste, oczywiste... Tylko, czy ona spodziewała się czegoś innego? Że będzie łatwo? Nigdy nie jest, to wie każdy, kto w swoim życiu musiał zmierzyć się z jakimkolwiek problemem. Tylko dlaczego cała złość skupia się na tych, którzy naprawdę nie oczekują wiele. A może wydawało się jej? Może to co robi było złe, niewłaściwe? W swych osądach jest ostrożna, więc i w tamtej chwili, choć wystraszona próbowała umotywować zachowanie swego rozmówcy. Powolnie i niezbyt produktywnie jak na razie. Nieznajomi zawsze są trudni, bo jedyna zasada panująca przy nich to "spodziewaj się niespodziewanego".
- Chcę skończyć jak on. Z nim. Zostanę i ja do końca swych dni, jeśli będę mogła być przy nim - Ta pewność w głosie była znana w miasteczku. Wahała się w sercu, lecz jej głowa zawsze miała przygotowaną odpowiedź. Zdecydowana jak zwykle. Jeśli cena miała być tak duża to miała przekonanie, że postępuje słusznie. Na tym wielkim świecie miała tylko jednego człowieka, który był wart każdej ceny do spłacenia. Nie licząc tego, że nie posiada pieniędzy to ta suma wydawała się właściwa i jedyna możliwa. Łzy płynęły po jej policzkach i oczy mieniły się przez nie, ale trudno stwierdzić, czy to przez trwogę, czy radość, że nie jest martwy tak ważny dla niej człowiek.
- Wiem, że proszenie o jego uwolnienie pewnie nie wchodzi w grę, więc proszę o to, bym mogła mu towarzyszyć. Proszę, nie żądam - Co miała zrobić, by tam dotrzeć? Jak ułaskawić niezwykłe stworzenie? Znowu tyle pytań, tak niewiele odpowiedzi. Znowu nadzieja w sercu, a wszędzie dookoła mrok. Znowu trzeba coś stracić, by coś innego odzyskać.
Znowu.
I znowu.
I znowu.
A końca nie widać.
- Bestia
Re: Las
Sro Mar 11, 2015 5:00 pm
Owszem - masz przed sobą kogoś, kto niczym nie różni się od ludzi, może tylko różni się konkretnie od tych, których poznałaś i wygląda - ten pozostawiał bardzo wiele do życzenia... nawet obdarcie go ze skóry nie dałoby wyrazu prawdziwego człowieczeństwa - wypaczony, obrzydliwy stwór, jakiego lepiej unikać, o tak samo wypaczonej osobowości, który żył... po co w zasadzie? Jego żywot dawno zamienił się bardziej w egzystencję, a nawet mógłbym napisać: swoiście egzystencjalną mękę, której nie przerywały żadne nici ukojenia, nie dlatego, że miał takie ciężkie życie i za pasem bardzo wiele ciężkich przeżyć, och, skądże znowu! Wręcz był rozpieszczany od swego urodzenia, mając wszystko, czego tylko sobie zażyczy, mogąc wyjeżdżać i podróżować lub siedzieć i nic nie robić, ponieważ majątek zostawiony przez rodziców był wystarczający, by zapewnić mu dobrobyt opasany złotymi wstęgami do samiuśkiego końca.
Mężczyzna przymrużył ślepia, wpatrując się w niewiastę, która... co w zasadzie robiła? Starała się być miła? Dla kogoś, kto mógłby stać się jej oprawcą, zabić jednym machnięciem łapy i nawet by przy tym nie mrugnął, upewniając tylko wiedźmę, która nań przekleństwo zesłała w tym, jak bezwartościowym istnieniem jest? Spokojnie, niedługo to istnienie zostanie zakończone, ucięte w samym zarodku, bo szczerze wątpię, żeby cokolwiek w jego zepsutym sercu udało się naprawić podczas nieznośnych ruchów nieubłaganych wskazówek zegara, które nie mogły się zatrzymać. Czas nigdy nie by tym przymiotem ziemskim, nad którym ktokolwiek zyskałby kontrolę. Jednak prócz tego, że ciężko było o powiedzenie "stop", to można było próbować nieco wszystko zwolnić lub przyśpieszyć - zdarzenia wtedy przesuwały się automatycznie szybciej lub bardziej leniwie... tak jak na przykład teraz. Tak jak w chwili, kiedy niewiasta wypowiedziała słowa, które zadziałały na wyobraźnię i trafiły w samo epicentrum myśli - oto i oddaje się w twoje szpony, czyż to nie urocze? Czyż to nie głupiutkie? Oferuje się i jednocześnie wytrąca z równowagi twoje "ja" pozwalając mu się zagubić w samym sobie, pchnięte nożem, które nie raniło dosłownie - wywoływało tylko lekki szok, zamrażało na parę sekund, bardzo szybko pozwalając zebrać się w sobie. I płakała. Płakała, a jej oczy przepełnione były błaganiem, prośbami, smutkiem, a jednocześnie nadzieją, że może dołączyć do tego, ku któremu rwała swe serce - do ojca, hm..? Nie rozumiałeś tego, co w tej chwili czuła i pewnie nigdy nie zrozumiesz, nie mając najmniejszego kontaktu ze swoimi rodzicami, nie pamiętając ich - tylko ich wspólny portret wisiał nad kominkiem - portret, który kompletnie nic nie znaczył - ot, dwójka obcych ludzi, których nigdy nie widziałeś... a może widziałeś? Przeszłość zamazywała się jedną plamą i zamykała płaszcz ciemności za twoimi plecami...
Bestia podszedł do niewiasty i pochylił się, żeby wyciągnąć do nie łapę i złapać ją za ramię, niemal brutalnie dźwigając na nogi.
- W porządku. - Obwieścił cichym warknięciem. - Licz się jednak z tym, że już nigdy więcej nie zobaczysz światła dziennego. - I szarpnął ją za sobą, kierując się do zamku.
[z/t x2]
Mężczyzna przymrużył ślepia, wpatrując się w niewiastę, która... co w zasadzie robiła? Starała się być miła? Dla kogoś, kto mógłby stać się jej oprawcą, zabić jednym machnięciem łapy i nawet by przy tym nie mrugnął, upewniając tylko wiedźmę, która nań przekleństwo zesłała w tym, jak bezwartościowym istnieniem jest? Spokojnie, niedługo to istnienie zostanie zakończone, ucięte w samym zarodku, bo szczerze wątpię, żeby cokolwiek w jego zepsutym sercu udało się naprawić podczas nieznośnych ruchów nieubłaganych wskazówek zegara, które nie mogły się zatrzymać. Czas nigdy nie by tym przymiotem ziemskim, nad którym ktokolwiek zyskałby kontrolę. Jednak prócz tego, że ciężko było o powiedzenie "stop", to można było próbować nieco wszystko zwolnić lub przyśpieszyć - zdarzenia wtedy przesuwały się automatycznie szybciej lub bardziej leniwie... tak jak na przykład teraz. Tak jak w chwili, kiedy niewiasta wypowiedziała słowa, które zadziałały na wyobraźnię i trafiły w samo epicentrum myśli - oto i oddaje się w twoje szpony, czyż to nie urocze? Czyż to nie głupiutkie? Oferuje się i jednocześnie wytrąca z równowagi twoje "ja" pozwalając mu się zagubić w samym sobie, pchnięte nożem, które nie raniło dosłownie - wywoływało tylko lekki szok, zamrażało na parę sekund, bardzo szybko pozwalając zebrać się w sobie. I płakała. Płakała, a jej oczy przepełnione były błaganiem, prośbami, smutkiem, a jednocześnie nadzieją, że może dołączyć do tego, ku któremu rwała swe serce - do ojca, hm..? Nie rozumiałeś tego, co w tej chwili czuła i pewnie nigdy nie zrozumiesz, nie mając najmniejszego kontaktu ze swoimi rodzicami, nie pamiętając ich - tylko ich wspólny portret wisiał nad kominkiem - portret, który kompletnie nic nie znaczył - ot, dwójka obcych ludzi, których nigdy nie widziałeś... a może widziałeś? Przeszłość zamazywała się jedną plamą i zamykała płaszcz ciemności za twoimi plecami...
Bestia podszedł do niewiasty i pochylił się, żeby wyciągnąć do nie łapę i złapać ją za ramię, niemal brutalnie dźwigając na nogi.
- W porządku. - Obwieścił cichym warknięciem. - Licz się jednak z tym, że już nigdy więcej nie zobaczysz światła dziennego. - I szarpnął ją za sobą, kierując się do zamku.
[z/t x2]
Strona 3 z 3 • 1, 2, 3
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach