Strona 1 z 3 • 1, 2, 3
- Sahir Nailah
Las
Nie Lut 01, 2015 8:26 am
Las obejmuje cały teren wokół miasteczka - nie ważne w którą stronę się wybierasz, nie unikniesz przejazdu przez niego. Można spotkać w nim kobiety z miasteczka, zbierające owoce lub zioła.
- Bestia
Re: Las
Pon Lut 02, 2015 9:17 pm
Długi płaszcz muskał ziemię, jego krańce były zabrudzone od błota, częściowo poniszczone przez długą używalność w podróżach - sylwetka była nieco przygarbiona, ale niewątpliwie ludzka, lecz twarz..? Twarzy nie dało się zobaczyć przez obszerny kaptur, który w cieniu tych drzew skutecznie przysłaniał wszystko - była to ta część lasu, w którą ludziom z rzadka zdarzało się zapuszczać - puszcza pełna wygłodniałych zwierząt, pełna niebezpieczeństw, z którą nawet przeciętni czarodzieje nie bardzo chcieliby się mierzyć - bestie można tu było spotkać na każdym kroku... ano właśnie... bestie..!
Półmrok tutaj panujący sprawiał, że niewiele dało się dostrzec - pojedyncze przebłyski światła mamiły, bywały złudne i oświetlały, zdawać by się mogło, zupełnie nieważkie fragmenty ziemi, jakby zapraszały, by noga ludzka po stanęła w nieodpowiednim miejscu i wpadła w jakąś dziurę, w jakieś sidła - taaak, przemierzać ten fragment było niebezpiecznie, a jednak miał to do siebie, że był bogaty w tą zwierzynę, na którą chciało się polować - jakaś sarna właśnie czmychnęła w bok, spłoszona głośnym zawodzeniem kruka, który zerwał się do lotu - ha, jakie to zabawne, mimo, że bynajmniej wędrowiec nie wydawał się szczególnie chudy, wręcz można było mieć pewność, że należy do tych bardziej umięśnionych, to jego kroki na zdradzieckim podłożu nie roznosiły w przestrzeni najmniejszego szelestu... Nawet jego ubranie zdawało się posłuszne woli zachowania naturalnego stanu rzeczy fragmentu krainy, którą właśnie przemierzał...
Półmrok tutaj panujący sprawiał, że niewiele dało się dostrzec - pojedyncze przebłyski światła mamiły, bywały złudne i oświetlały, zdawać by się mogło, zupełnie nieważkie fragmenty ziemi, jakby zapraszały, by noga ludzka po stanęła w nieodpowiednim miejscu i wpadła w jakąś dziurę, w jakieś sidła - taaak, przemierzać ten fragment było niebezpiecznie, a jednak miał to do siebie, że był bogaty w tą zwierzynę, na którą chciało się polować - jakaś sarna właśnie czmychnęła w bok, spłoszona głośnym zawodzeniem kruka, który zerwał się do lotu - ha, jakie to zabawne, mimo, że bynajmniej wędrowiec nie wydawał się szczególnie chudy, wręcz można było mieć pewność, że należy do tych bardziej umięśnionych, to jego kroki na zdradzieckim podłożu nie roznosiły w przestrzeni najmniejszego szelestu... Nawet jego ubranie zdawało się posłuszne woli zachowania naturalnego stanu rzeczy fragmentu krainy, którą właśnie przemierzał...
- Trybik
Re: Las
Wto Lut 03, 2015 9:18 am
Trybik jak zawsze zaczęła dzień zaraz po wschodzie słońca. Miała mnóstwo, mnóstwo pracy! Ktoś musiał doglądać nie-sprzątania, nie-dbania i nie-opiekowania się zamkiem. Wbrew pozorom to było ogromne wyzwanie. W głębi swego mechanicznego serca tęskniła za czasami, gdy w liście jej obowiązków brakowało tego paskudnego "nie". Zamek umierał na jej oczach, pozbawiony troski zapadał się w sobie, pokrywał kurzem i powoli traciła już nawet wspomnienie o jego wspaniałości. Ale cóż mógł na to poradzić jeden mały zegarek? Pan nie życzył sobie sprzątania, więc go nie było! Chyba opłakany stan budowli odpowiadał jego nastrojowi. Choć gdyby ktoś pytał o zdanie Trybik - równie dobrze można cierpieć w otoczeniu pięknych wnętrz. Ale nikt nie pytał...
Gdy tylko wybiło południe (a gdy masz swoje własne wskazówki, kolejne godziny nigdy Ci nie umykają), pomknęła do kuchni, by sprawdzić jak idzie szykowanie obiadu dla Pana. Tam jednak dowiedziała się, że obiad przesunięto na późniejszą godzinę, bo Pana nie ma w zamku. Jak to Pana nie ma w zamku!? Jak to przesunięto na późniejszą godzinę!? Czemu jej nikt o tym nie poinformował!? Czy ta służba już zupełnie potraciła rozum!?
Trybik chyba też nie była spełna rozumu, skoro zamiast siedzieć grzecznie w zamku i czekać na powrót swego właściciela, postanowiła natychmiast go poszukać. Bardzo nierozsądne, bardzo impulsywne zachowanie - pomyślała kilka minut później, gdy przedzierała się przez las. Gdy jesteś liczącym niecałe pół metra zegarem, nie jest to proste zadanie. Zresztą co jeśli się zgubi? Jeśli ktoś ją znajdzie i porwie? Jeśli nie znajdzie Pana, on wróci do zamku i jej tam nie znajdzie! Ależ będzie wściekły! Za późno już jednak było na zmianę decyzji. Odgoniła więc te myśli i szła przed siebie, a jej mechaniczne serce wybijało jednostajny rytm.
Wreszcie między drzewami dostrzegła potężną sylwetkę spowitą długim płaszczem. Potruchtała w jej stronę na krótkich drewnianych nóżkach i w ostatniej chwili porażona myślą, że to może być ktoś inny - ukryła się za pniem najbliższego drzewa. Choć z jego słuchem pewnie i tak już usłyszał jej hałaśliwe przedzieranie się przez las (i jej tykanie). Tarcza zegara wychyliła się ostrożnie za drzewa i Trybik zerknęła pod kaptur. Ufff, na szczęście! To on!
- Panie..? - zagaiła cicho, niepewna humoru swego właściciela.
Gdy tylko wybiło południe (a gdy masz swoje własne wskazówki, kolejne godziny nigdy Ci nie umykają), pomknęła do kuchni, by sprawdzić jak idzie szykowanie obiadu dla Pana. Tam jednak dowiedziała się, że obiad przesunięto na późniejszą godzinę, bo Pana nie ma w zamku. Jak to Pana nie ma w zamku!? Jak to przesunięto na późniejszą godzinę!? Czemu jej nikt o tym nie poinformował!? Czy ta służba już zupełnie potraciła rozum!?
Trybik chyba też nie była spełna rozumu, skoro zamiast siedzieć grzecznie w zamku i czekać na powrót swego właściciela, postanowiła natychmiast go poszukać. Bardzo nierozsądne, bardzo impulsywne zachowanie - pomyślała kilka minut później, gdy przedzierała się przez las. Gdy jesteś liczącym niecałe pół metra zegarem, nie jest to proste zadanie. Zresztą co jeśli się zgubi? Jeśli ktoś ją znajdzie i porwie? Jeśli nie znajdzie Pana, on wróci do zamku i jej tam nie znajdzie! Ależ będzie wściekły! Za późno już jednak było na zmianę decyzji. Odgoniła więc te myśli i szła przed siebie, a jej mechaniczne serce wybijało jednostajny rytm.
Wreszcie między drzewami dostrzegła potężną sylwetkę spowitą długim płaszczem. Potruchtała w jej stronę na krótkich drewnianych nóżkach i w ostatniej chwili porażona myślą, że to może być ktoś inny - ukryła się za pniem najbliższego drzewa. Choć z jego słuchem pewnie i tak już usłyszał jej hałaśliwe przedzieranie się przez las (i jej tykanie). Tarcza zegara wychyliła się ostrożnie za drzewa i Trybik zerknęła pod kaptur. Ufff, na szczęście! To on!
- Panie..? - zagaiła cicho, niepewna humoru swego właściciela.
- Bestia
Re: Las
Wto Lut 03, 2015 4:16 pm
W końcu - czemu nie? Całe dnie spędzał w zamku, całe dnie gnuśniał w miejscu, przywiązany do miejsca, do służby zamienionej w przedmioty - dla nich czas się zatrzymał, żaden z nich nie postarzał się ani o jotę, jedynym, co się starzało, to sama rezydencja - więc niech niszczeje, przecież jest ona przeznaczona na śmierć tak samo, jak oni wszyscy, oglądanie jej w takim stanie sprawiało jakąś chorą, ponurą satysfakcję i z pewnością poprawiało samopoczucie o kilka stopni, w przeciwieństwie do oglądania jej w pełni jasności, jak za dawnych dni - dni, które przeminęły i prawdopodobnie nigdy nie powrócą, przynajmniej Bestia już nie wierzył w to, że cokolwiek się może zmienić, nim róża stojąca w jego pokoju umrze i opadnie z niej ostatni płatek, tak jak powiedziała wiedźma, która rzuciła przekleństwo na niego i cały dwór - z drugiej strony czemu na wszystkich..? Musiało minąć parę lat, nim zacząłeś się nad tym zastanawiać, nim doszedłeś do wniosku, że to nie było sprawiedliwe, nim... nauczyłeś się cenić czyjeś życie na tyle, by przed samym sobą przyznać, że... Nie, nie powtórzysz tego, tam myśl była jak grom z jasnego nieba i odczucie jej nie było przyjemne - wszystko upływało, poruszało się, a tylko twój zamek tkwił zamknięty w czasie i przestrzeni... I im dalej ten świat brnął do przodu, pozostawiając Cię w tyle, nieruchomego, w tym większej rozpaczy się zagrzebywałeś, otulając nią jak bezpieczną kołdrą...
Mężczyzna zatrzymał się gwałtownie, kiedy jego czujne uszy wychwyciły nienaturalny szelest pośród krzewów - jakieś zwierze? Ten stukot nie brzmiał tak, poza tym był za mały, fałszywa nuta w hołubionej przez Ciebie naturze - wszak czyż ogród zamkowy nie był jedyną zadbaną częścią? Obróciłeś lekko głowę w stronę źródła hałasu, ale w tym samym momencie ten się urwał - cokolwiek za tobą szło, zatrzymało się... Więc obróciłeś się i zrobiłeś krok w tamtym kierunku - jeden wystarczył, byś rozpoznał znajome tykanie i warknął krótko pod nosem, ale raczej nie z irytacją, raczej... ze znużeniem.
- Czego chcesz? - Zamruczał gardłowo - no jasne, bo przecież trudno by było, żeby Trybik Cię w panice nie szukała, z całego zamku ona była w sumie jedyną, która chciała, żeby wszystko było jak dawniej, która czasami starała się zmienić twoje nastawienie, która... dbała. Dbała o wszystko wokół. I mimo swego strachu przed Tobą potrafiła przedrzeć się przez cały las tylko po to, żeby Cię znaleźć. Zrobiłeś parę bezszelestnych kroków w jej kierunku i wyciągnąłeś łapę opatrzoną szponami, z którymi większość mebli w twoim pokoju miała do czynienia, zapraszając Trybika, by na nią weszła i nie męczyła się z przedzieraniem przez wszystkie zarośla, znad większości których nawet nie wystawała. Chyba miała szczęście, że nie zdążyłeś się jeszcze zanadto oddalić od zamku. - Co tu robisz, Trybiku?
Mężczyzna zatrzymał się gwałtownie, kiedy jego czujne uszy wychwyciły nienaturalny szelest pośród krzewów - jakieś zwierze? Ten stukot nie brzmiał tak, poza tym był za mały, fałszywa nuta w hołubionej przez Ciebie naturze - wszak czyż ogród zamkowy nie był jedyną zadbaną częścią? Obróciłeś lekko głowę w stronę źródła hałasu, ale w tym samym momencie ten się urwał - cokolwiek za tobą szło, zatrzymało się... Więc obróciłeś się i zrobiłeś krok w tamtym kierunku - jeden wystarczył, byś rozpoznał znajome tykanie i warknął krótko pod nosem, ale raczej nie z irytacją, raczej... ze znużeniem.
- Czego chcesz? - Zamruczał gardłowo - no jasne, bo przecież trudno by było, żeby Trybik Cię w panice nie szukała, z całego zamku ona była w sumie jedyną, która chciała, żeby wszystko było jak dawniej, która czasami starała się zmienić twoje nastawienie, która... dbała. Dbała o wszystko wokół. I mimo swego strachu przed Tobą potrafiła przedrzeć się przez cały las tylko po to, żeby Cię znaleźć. Zrobiłeś parę bezszelestnych kroków w jej kierunku i wyciągnąłeś łapę opatrzoną szponami, z którymi większość mebli w twoim pokoju miała do czynienia, zapraszając Trybika, by na nią weszła i nie męczyła się z przedzieraniem przez wszystkie zarośla, znad większości których nawet nie wystawała. Chyba miała szczęście, że nie zdążyłeś się jeszcze zanadto oddalić od zamku. - Co tu robisz, Trybiku?
- Trybik
Re: Las
Wto Lut 03, 2015 5:04 pm
Gdyby po jej ciele z lśniącego orzechowego drewna mogły przebiegać dreszcze, z pewnością właśnie ten pomruk mógłby je wzbudzić. Nie był to ten rozpaczliwy ryk, który czasem niósł się echem po zamkowych korytarzach, nie było w tym też złości, ale i tak Trybik miała wrażenie, że jej zębatki zamarły na chwilę i zgubiły gdzieś jedną sekundę. Złość Pana potrafiła być ogromna, a ona bardzo nie chciała jej wzbudzać. Po co? Czyż i bez tego nie było im wszystkim ciężko? Jemu, w tej potwornej powłoce i im wszystkim, sprowadzonym do roli przedmiotów. Gdyby Trybik miała czas się nad tym zastanawiać, może też chciałaby zrozumieć czemu klątwa objęła również służbę. Dlaczego ukarano ich za pychę Pana. Bo nie mieli dość odwagi, by zwrócić mu uwagę? Bo choć cześć z nich była z nim od zawsze, nikt nie znalazł w sobie siły, by nieznośnego dzieciaka (którym głębi duszy wtedy był), wytarmosić za ucho i przywołać do porządku? A może stali się tym za co ich miał? Przedmiotami gotowymi na każde zawołanie? Dobrze, że jej czas był cenny i brakowało go na takie rzeczy...
Powoli wyszła zza drzewa z lekko pochyloną głową. Skrucha była w całej jej postaci i tylko wykonane z mosiądzu i kwarcu oczy zadawały się kryć cichą urazę. Gęste leśne poszycie, utrudniało jej nie tylko poruszanie, ale również obserwację, więc bez zastanowienia przyjęła wyciągniętą rękę. Gdy Pan podniósł ją do wysokości oczu, złożyła swoje metalowe ramionka na wysokości piersi, i gdyby miała usta z pewnością zacisnęłaby je teraz mocno.
- Martwiłam się. - odparła szczerze, jednocześnie jakby nieco zawstydzona tym faktem. Uczucia nie były jej najmocniejszą stroną. Były takie nieprofesjonalne! - Panie, znikasz tak bez słowa! Ja się potem dowiaduję od pieca kuchennego, że Cię nie ma! - dodała i teraz uraza była już dość wyraźnie słyszalna w jej tonie. - W jakim świetle mnie to stawia, skoro kuchnia lepiej wie co się dzieje w zamku! - westchnęła głęboko i potrząsnęła głową w rytm stukotu wskazówek.
- A już pora obiadu, o niech Pan spojrzy. - wskazała na swój cyferblat, na którym dochodziła właśnie pierwsza. - Miała być dzisiaj kaczka w pomarańczach. - Trybik wszak wiedziała o wszystkim, jadłospis nie był wyjątkiem. Nic więc dziwnego, że takie sytuacje zupełnie wyprowadzały ją z równowagi.
Powoli wyszła zza drzewa z lekko pochyloną głową. Skrucha była w całej jej postaci i tylko wykonane z mosiądzu i kwarcu oczy zadawały się kryć cichą urazę. Gęste leśne poszycie, utrudniało jej nie tylko poruszanie, ale również obserwację, więc bez zastanowienia przyjęła wyciągniętą rękę. Gdy Pan podniósł ją do wysokości oczu, złożyła swoje metalowe ramionka na wysokości piersi, i gdyby miała usta z pewnością zacisnęłaby je teraz mocno.
- Martwiłam się. - odparła szczerze, jednocześnie jakby nieco zawstydzona tym faktem. Uczucia nie były jej najmocniejszą stroną. Były takie nieprofesjonalne! - Panie, znikasz tak bez słowa! Ja się potem dowiaduję od pieca kuchennego, że Cię nie ma! - dodała i teraz uraza była już dość wyraźnie słyszalna w jej tonie. - W jakim świetle mnie to stawia, skoro kuchnia lepiej wie co się dzieje w zamku! - westchnęła głęboko i potrząsnęła głową w rytm stukotu wskazówek.
- A już pora obiadu, o niech Pan spojrzy. - wskazała na swój cyferblat, na którym dochodziła właśnie pierwsza. - Miała być dzisiaj kaczka w pomarańczach. - Trybik wszak wiedziała o wszystkim, jadłospis nie był wyjątkiem. Nic więc dziwnego, że takie sytuacje zupełnie wyprowadzały ją z równowagi.
- Bestia
Re: Las
Wto Lut 03, 2015 5:24 pm
Właśnie, przedmioty - czy ci, którzy zawsze cię otaczali, zmienili się w twoich oczach chociaż troszeczkę..? Czy wcześniej byli inni, oprócz tego, że mieli inne kształty? Wiedźma nie chciała ukarać służby, oni przecież niczemu nie zawinili - to miała być nauczka, z której wyciągniesz wnioski i która nie pozwoli ujrzeć twojej duszy, zanim nie zrozumiesz, co robiłeś źle, nim nie zrozumiesz, że każde życie trzeba szanować, swoje, czy czyjeś - każde było takim samym darem, którego nie powinno się odrzucać tylko z powodu własnego kaprysu, którym poddawałeś się bez zastanowienia - a czy teraz się to zmieniło? Wszystko się obracało wokół tego jednego, drażliwego słowa: zmiana. Patrząc na przeszłość, patrząc na teraźniejszość i na to, co będzie, bo każdy gest za tej minuty może poskutkować w innej, bardzo istotnej minucie, która wydarzy się za dzień, za dwa, czy też za rok... Tak więc zaczynałeś rozumieć - coraz więcej, coraz więcej, tylko cóż to zmieniało, skoro nadal nie potrafiłeś uwierzyć w coś takiego jak miłość, cóż dopiero mówić o próbach zdobycia jej..? Dlatego też kazałeś zamknąć tego starszego alchemika, który przypałętał się do twego domostwa, licząc na to, że będzie w stanie wynaleźć lek na waszą przypadłość...
Podniosłeś się z przykucu i wyprostowałeś, zamiatając ogonem jeden z krzewów, pozbawiając go przy okazji paru liści, żeby unieść również łapę z Trybikiem nań stojącym - złote ślepia błysnęły z zainteresowaniem spod kaptura, jakby zachęcały do mówienia, sugerując, że wyjątkowo jest w stanie go wysłuchać - to zapewne przez to, że miałeś ten nastrój, który służba uważała za "lepszy", podczas gdy dla Ciebie należał do tych bardziej koszmarnych - wolałeś nienawidzić, wolałeś niszczyć wszystko wokół siebie, bo ta pustka tu i teraz..? Na nią nie było żadnego lekarstwa, z nią nie można było sobie poradzić...
- To mój zamek. - Bestia obnażył kły - oo, to już był warkot niezadowolenia, nie ma co do tego wątpliwości, zwłaszcza, że jego mięśnie napięły się pod szatą, którą aktualnie miał na sobie. - Twierdzisz, że muszę meldować o wszystkim, co spodoba mi się zrobić? - To dość zabawne, że wszyscy się go bali, bo przecież żadnemu nigdy krzywdy nie uczynił... ale pewnie czekali na dzień, kiedy to zrobi. Niech czekają. Pewnie w końcu pozabija ich wszystkich, kiedy nie będzie już mógł znieść tego, jak wszyscy wokół niego wyglądają i jak wygląda on sam...
- Nikt Cię nie prosił o martwienie się o mnie!
Podniosłeś się z przykucu i wyprostowałeś, zamiatając ogonem jeden z krzewów, pozbawiając go przy okazji paru liści, żeby unieść również łapę z Trybikiem nań stojącym - złote ślepia błysnęły z zainteresowaniem spod kaptura, jakby zachęcały do mówienia, sugerując, że wyjątkowo jest w stanie go wysłuchać - to zapewne przez to, że miałeś ten nastrój, który służba uważała za "lepszy", podczas gdy dla Ciebie należał do tych bardziej koszmarnych - wolałeś nienawidzić, wolałeś niszczyć wszystko wokół siebie, bo ta pustka tu i teraz..? Na nią nie było żadnego lekarstwa, z nią nie można było sobie poradzić...
- To mój zamek. - Bestia obnażył kły - oo, to już był warkot niezadowolenia, nie ma co do tego wątpliwości, zwłaszcza, że jego mięśnie napięły się pod szatą, którą aktualnie miał na sobie. - Twierdzisz, że muszę meldować o wszystkim, co spodoba mi się zrobić? - To dość zabawne, że wszyscy się go bali, bo przecież żadnemu nigdy krzywdy nie uczynił... ale pewnie czekali na dzień, kiedy to zrobi. Niech czekają. Pewnie w końcu pozabija ich wszystkich, kiedy nie będzie już mógł znieść tego, jak wszyscy wokół niego wyglądają i jak wygląda on sam...
- Nikt Cię nie prosił o martwienie się o mnie!
- Trybik
Re: Las
Wto Lut 03, 2015 6:26 pm
- Niczego nie twierdzę, mój Panie. - Trybik wycofała się błyskawicznie, nauczona doświadczeniem, że rozmowa z Bestią jest jak stąpanie po bardzo cienkim lodzie. Nikt nigdy nie miał odwagi, by stanąć mu naprzeciw, ona nie była w tej materii wyjątkiem. Nie chciała wpaść w przerębel. Gdy Pan się złościł, należało pochylić głowę, ukorzyć się, nawet jeśli nie zrobiło się nic złego. Znów jej trybiki zadrżały delikatnie, jakby serce gubiące rytm w strachu. Bała się, oczywiście. Może to też była część ich przekleństwa? Wszyscy się bali. O ile łatwiej wszak roztrzaskać niewielki zegarek niż człowieka! Jednocześnie, gdzieś w głębi swego jestestwa, Trybik była zła i rozżalona. Może nawet zraniona, choć nie okazała tego nawet jednym gestem czy słowem. Przez chwilę dała się ponieść odwadze i powiedziała o kilka słów za dużo. Zupełnie tak jakby nie była sobą! Teraz musiała poradzić sobie ze skutkami swoich pochopnych poczynań.
- Proszę wybaczyć mi moją... niesubordynację, Panie. - dodała uciekając wzrokiem gdzieś bok. Trybik, która jeszcze chwilę temu zdawała się być pełna emocji i zaangażowania, zniknęła pod chłodną uprzejmością doskonale wyszkolonej majordomuski pałacu Bestii. - To się nie powtórzy. - i choć bardzo chciała mówić prawdę, wiedziała, że kłamie. Prędzej czy później zawsze znów toczyli tą rozmowę. Innymi słowami, o inny drobiazg - Bestia sprowadzał ją do parteru, zrywając każdą nić porozumienia, którą Trybik usiłowała zawiązać swymi nieporadnymi metalowymi rękami. A przecież miała dobre chęci! Chciała dla niego jak najlepiej! Nie tylko dlatego, że jego wolność miała być także ich wolnością, ale dlatego, że był jej Panem. I kochała go w ten dziwny sposób, w jaki można kochać tylko kogoś kogo determinował Twoje życie. Kogoś kto dawał schronienie i cel, a jednocześnie był tak nieporadny. Służba była jej powołaniem, trudnym, ale jedynym.
- Czy życzy Pan sobie, by naszemu... gościowi podać obiad? - zapytała, najwyraźniej chcąc zmienić temat na mniej drażliwy. Choć czy jej się to uda to już inna sprawa.
- Proszę wybaczyć mi moją... niesubordynację, Panie. - dodała uciekając wzrokiem gdzieś bok. Trybik, która jeszcze chwilę temu zdawała się być pełna emocji i zaangażowania, zniknęła pod chłodną uprzejmością doskonale wyszkolonej majordomuski pałacu Bestii. - To się nie powtórzy. - i choć bardzo chciała mówić prawdę, wiedziała, że kłamie. Prędzej czy później zawsze znów toczyli tą rozmowę. Innymi słowami, o inny drobiazg - Bestia sprowadzał ją do parteru, zrywając każdą nić porozumienia, którą Trybik usiłowała zawiązać swymi nieporadnymi metalowymi rękami. A przecież miała dobre chęci! Chciała dla niego jak najlepiej! Nie tylko dlatego, że jego wolność miała być także ich wolnością, ale dlatego, że był jej Panem. I kochała go w ten dziwny sposób, w jaki można kochać tylko kogoś kogo determinował Twoje życie. Kogoś kto dawał schronienie i cel, a jednocześnie był tak nieporadny. Służba była jej powołaniem, trudnym, ale jedynym.
- Czy życzy Pan sobie, by naszemu... gościowi podać obiad? - zapytała, najwyraźniej chcąc zmienić temat na mniej drażliwy. Choć czy jej się to uda to już inna sprawa.
- Bestia
Re: Las
Wto Lut 03, 2015 6:45 pm
Niczego nie twierdzisz..? A to bardzo ciekawe, bo właśnie, przed chwileczką, uszy Bestii usłyszały coś zupełnie sprzecznego z twoimi słowami - może nie powiedziałaś tego wprost, ale czy nie właśnie stąd brała się twoja irytacja? - Stąd, że twój Pan od czasu do czasu miał dziwne zachcianki, o, taka, jak ta, by wybrać się do lasu, nie mówiąc o tym nikomu, a potem musiałaś latać i wypytywać wszystkich, czy ktokolwiek Bestię widział. Ten zalążek miała w chęci czego? Dobrego pełnienia służby, jak każda maszyna, czy może czegoś bardziej ludzkiego? Cokolwiek to było, sprawiło, że Bestia ryknęła głośno, zaciskając palce wokół drewnianego ciała, by nie pozwolić ci spaść, byś nie roztrzaskała się na jednej ze skał schowanych w tym gęstym buszu - wzniósł twarz do nieba, jakby przelewał w naturę cały swój gniew w sobie zebrany - ptaki zerwały się z drzew, zwierzyna, która dotąd nawet nie była świadoma obecności drapieżnika, czmychnęła do swoich nor, pozostawiając Pana tego zamku i jego najwierniejszej służącej samych sobie... Właśnie - najwierniejszej... Bo tak naprawdę, mimo strachu, byłaś jedyną, która nie prowadziła samowolki, która nie robiła, co jej się żywnie podobało, w przeciwieństwie do wszystkich innych... Rozgniewane ślepia znowu do Ciebie wróciły, pochylił się, mrużąc je, zupełnie jakby zaraz miał ci odgryźć głowę... Ale potem poprosiłaś o wybaczenie, potem nadeszła obietnica, że to się nie powtórzy... Co mógłbym powiedzieć, prócz tego, że to, miast burzy w zwierciadłach duszy, zakryły je mgłą i pozwoliły, by mięśnie się odprężyły, a z gardła znowu dobył ten sam, znużony pomruk - rozluźnił uścisk i sięgnął łapą do kaptura, by zsunąć go z głowy, zaś tą, w której trzymał Ciebie, przesunął do barków, otwierając ją, by pozwolić Ci na wejście na szerokie ramię i przytrzymania się miękkiej grzywy, by tobą nie miotać w ręce, kiedy będzie dalej szedł i byś już nie musiała przedzierać się przez cały ten busz.
- Myślisz, Trybiku, że temu alchemikowi uda się znaleźć lekarstwo na naszą klątwę..? - Zapytał takim tonem, jakby od razu oczekiwał potwierdzenia swego braku w ten cud... Zamiast skierować się do zamku, obrócił się i znów zaczął mijać kolejne drzewa bezszelestnym krokiem, wsłuchując się w głuchą ciszę, która nastała po niesionym przez echo ryku, który już wygasł w eterze. - Jak sądzisz, co by się stało, gdybym zniszczył różę..? - Tą, z którą związana była klątwa, tą, według której, gdy zwiędnie, nie będzie można jej odczynić.
- Myślisz, Trybiku, że temu alchemikowi uda się znaleźć lekarstwo na naszą klątwę..? - Zapytał takim tonem, jakby od razu oczekiwał potwierdzenia swego braku w ten cud... Zamiast skierować się do zamku, obrócił się i znów zaczął mijać kolejne drzewa bezszelestnym krokiem, wsłuchując się w głuchą ciszę, która nastała po niesionym przez echo ryku, który już wygasł w eterze. - Jak sądzisz, co by się stało, gdybym zniszczył różę..? - Tą, z którą związana była klątwa, tą, według której, gdy zwiędnie, nie będzie można jej odczynić.
- Trybik
Re: Las
Wto Lut 03, 2015 7:18 pm
No cóż, nawet jeśli wcześniej coś twierdziła - teraz nie zamierzała się do tego przyznać. Ciągnąc ten temat tylko bardziej by go zirytowała, a to w niczym nie pomoże. Jej odpowiedź była oczywiście podszyta strachem - jak widać bardzo słusznie, bo jego reakcja była dość gwałtowna. Ryk Bestii rozdarł las, płosząc wszystkie żywe istoty w okolicy i napawając przerażeniem tą jedną, która choć nie miała prawdziwego ciała, to jednak wciąż posiadała duszę człowieka. Może on nie zawsze to dostrzegał, ale jego najwierniejsza sługa nadal była prawdziwą kobietą, z tym, że zamkniętą w pudełku z orzechowego drewna. Klątwa wydobyła z niej te cechy, które dostrzegał zawsze najwyraźniej: przywiązanie do punktualności i oddanie. Zamiast nosić zegarek na łańcuszku, sama stała się zegarkiem. Ale zawsze to lepiej zegarkiem niż miotłą, prawda?
Przerażona Trybik, skuliła się w jego dłoni, niezdolna do wykrztuszenia słowa. Kwarcowe oczy skryła za metalowymi łapkami, jakby bała się, że za chwile rzuci nią w drzewo lub upuści na ziemię. Jego wybuchy gniewu były czymś czego bał się każdy w zamku, ale to właśnie ona jako najbliższa mu obecnie istota doświadczała ich najczęściej. I wierzcie mi, do tego nie można się przyzwyczaić! Niejednokrotnie zresztą obrywało jej się za innych, bo przecież to na jej głowie było dopilnowanie wszystkiego! I dziwią się potem, że ona taka spięta... I jeszcze te błyskawiczne przejście od rozdrażnienia po spokój! Nieco roztrzęsiona całym zajściem, ostrożnie wspięła się na ramię swojego Pana, wdzięczna, że jej wybaczono (i że nie musi się już przecierać sama przez zarośla). Z tej perspektywy wszystko wydawało się ciekawsze, więc dla uspokojenia nerwów podziwiała widoki.
- Niczego innego nie życzyłabym sobie bardziej, mój Panie. - odparła spokojnie, bo na szczęście zegary nie miały krtani, która mogłaby się zaciskać ze strachu. - Ale nie wygląda na szczególnie... rozgarniętego. - dodała z pewnym żalem. Zatrzymanie tego mężczyzny w zamku wydawało jej się nierozsądne, bo co jeśli komuś ucieknie i komuś powie co kryją mury ich domu? Ale Pan miewał dziwniejsze kaprysy, a ona nigdy nie sprzeciwiała się jego woli. - Och... myślę, że to byłoby bardzo niebezpieczne. - oderwała wzrok od drzew, by spojrzeć na niego z niepokojem. - Mógłbyś umrzeć, Panie! - zakończyła wyraźnie poruszona tą wizją. A my zapewne razem z Tobą!
Przerażona Trybik, skuliła się w jego dłoni, niezdolna do wykrztuszenia słowa. Kwarcowe oczy skryła za metalowymi łapkami, jakby bała się, że za chwile rzuci nią w drzewo lub upuści na ziemię. Jego wybuchy gniewu były czymś czego bał się każdy w zamku, ale to właśnie ona jako najbliższa mu obecnie istota doświadczała ich najczęściej. I wierzcie mi, do tego nie można się przyzwyczaić! Niejednokrotnie zresztą obrywało jej się za innych, bo przecież to na jej głowie było dopilnowanie wszystkiego! I dziwią się potem, że ona taka spięta... I jeszcze te błyskawiczne przejście od rozdrażnienia po spokój! Nieco roztrzęsiona całym zajściem, ostrożnie wspięła się na ramię swojego Pana, wdzięczna, że jej wybaczono (i że nie musi się już przecierać sama przez zarośla). Z tej perspektywy wszystko wydawało się ciekawsze, więc dla uspokojenia nerwów podziwiała widoki.
- Niczego innego nie życzyłabym sobie bardziej, mój Panie. - odparła spokojnie, bo na szczęście zegary nie miały krtani, która mogłaby się zaciskać ze strachu. - Ale nie wygląda na szczególnie... rozgarniętego. - dodała z pewnym żalem. Zatrzymanie tego mężczyzny w zamku wydawało jej się nierozsądne, bo co jeśli komuś ucieknie i komuś powie co kryją mury ich domu? Ale Pan miewał dziwniejsze kaprysy, a ona nigdy nie sprzeciwiała się jego woli. - Och... myślę, że to byłoby bardzo niebezpieczne. - oderwała wzrok od drzew, by spojrzeć na niego z niepokojem. - Mógłbyś umrzeć, Panie! - zakończyła wyraźnie poruszona tą wizją. A my zapewne razem z Tobą!
- Bestia
Re: Las
Wto Lut 03, 2015 7:41 pm
Potwór niosący Trybika na swoim ramieniu podążał dalej, a nie niepokoiły ich nawet wilki, których sporo było w tych okolicach - raz jedynie odezwały się w oddali, by potem umilknąć - pojedyncze tylko gałązki pękały i pojedyncze liście szeleściły, ugniatane łapami Przeklętego, kiedy ten szedł przed siebie, chyba nawet doskonale wiedział, co najlepsze, dokąd chce się udać - wszak nie wyglądał na zagubionego, znał te tereny jak własną kieszeń, tą zapuszczoną część lasu, która należała do niego, gdzie żaden człowiek nie chadzał - i dobrze, niech nie ważą się tutaj przychodzić - nawet jeśli to zrobią czworonożni drapieżcy będą mieli pożywkę, a Tobie nic do tego - bo to mało szczątków czasem znajdowało się na poboczach dziedzińców? W zasadzie Bestia uczynił przysługę staremu mężczyźnie, pozwalając mu zostać w swojej posiadłości i nie skazując na przymusowy powrót - poza tym widział Cię, więc nawet gdybyś go teraz wypuścił, to mógłby wszystko rozgadać... i szczerze? Jakoś kompletnie cię to nie obchodziło - niech rozgada wszystko, niech przyjdą, niech spróbują zdobyć twoją twierdzę... Co zrobią, zabiją was wszystkich? Przecież już byliście jak chodzące trupy...
- Jest... jakby troszkę szalony? - Mężczyzna obrócił lekko głowę, by wychwycić kątem oka sylwetkę zegara, któremu służył za żywą taryfę na dany moment. - I tak spędzi w tej celi resztę swojego życia, więc nie ma to znaczenia. - Wypuścić go? Niee, oj niee, mimo wszystko jeśli były jakieś szanse, nawet najmniejsze, jeśli istniała ta maleńka kropelka światła w morzu beznadziei, to zamierzałeś z niej skorzystać, no bo - dlaczego nie? Z drugiej strony przecież mimo wszystko nie pozwolisz mu na szerzenie plotek... A gdyby chciał uciec... Lepiej, żeby nie próbował. Wtedy zabijesz go własnymi rękoma bez chwili zawahania.
Pokiwał łbem na potwierdzenie, że rozważał tą opcję - w końcu ta róża miała wyznaczać również twoją żywotliwość... ale czy też żywotliwość służby? Tego nie wiedziałeś i pewnie się nigdy nie dowiesz. Zabawnie by ten zamek wyglądał, gdyby ktoś potem go znalazł - jedna bestia i pełno przedmiotów, nieco dziwnych, jakby o ludzkich manierach... Wszyscy, którzy wyzionęli ducha. To dość koszmarna wizja... a jednocześnie w jakiś sposób koiła twoje serce. Dziwne? Byś może. Cała sytuacja, jaka panowała wokół tego dawnego możnowładcy była dziwna.
- Pewnie w zamku nienawidzą mnie na tyle, że przyniosłoby im to tylko ulgę. Może czar by prysł..?
- Jest... jakby troszkę szalony? - Mężczyzna obrócił lekko głowę, by wychwycić kątem oka sylwetkę zegara, któremu służył za żywą taryfę na dany moment. - I tak spędzi w tej celi resztę swojego życia, więc nie ma to znaczenia. - Wypuścić go? Niee, oj niee, mimo wszystko jeśli były jakieś szanse, nawet najmniejsze, jeśli istniała ta maleńka kropelka światła w morzu beznadziei, to zamierzałeś z niej skorzystać, no bo - dlaczego nie? Z drugiej strony przecież mimo wszystko nie pozwolisz mu na szerzenie plotek... A gdyby chciał uciec... Lepiej, żeby nie próbował. Wtedy zabijesz go własnymi rękoma bez chwili zawahania.
Pokiwał łbem na potwierdzenie, że rozważał tą opcję - w końcu ta róża miała wyznaczać również twoją żywotliwość... ale czy też żywotliwość służby? Tego nie wiedziałeś i pewnie się nigdy nie dowiesz. Zabawnie by ten zamek wyglądał, gdyby ktoś potem go znalazł - jedna bestia i pełno przedmiotów, nieco dziwnych, jakby o ludzkich manierach... Wszyscy, którzy wyzionęli ducha. To dość koszmarna wizja... a jednocześnie w jakiś sposób koiła twoje serce. Dziwne? Byś może. Cała sytuacja, jaka panowała wokół tego dawnego możnowładcy była dziwna.
- Pewnie w zamku nienawidzą mnie na tyle, że przyniosłoby im to tylko ulgę. Może czar by prysł..?
- Trybik
Re: Las
Wto Lut 03, 2015 8:13 pm
Dla Trybik las był niepokojący. Kiedyś pewnie umiałaby się po nim poruszać, a w przeszłości, którą pamiętała teraz jak zamazane odbicie w szybie widziała nawet siebie jadącą przez las konno. Teraz jednak, gdy liczyła sobie niewiele wzrostu i pozostawała od jakiejś dekady anomalią w postaci gadającego przedmiotu - wszystko nabierało innego wymiaru. Jak łatwo byłoby się tutaj zgubić! Wpaść w jakąś dziurę albo roztrzaskać się o skały. Wilków bać się nie musiała, wszak nie miały powodu, by na nią polować, ale już ludzie, którzy czasem pałętali się na granicy posiadłości - to inna historia. Na pewno znaleźliby się wśród nich tacy, którzy zamiast zagadywać zegar (jak ten starszy pan, którego teraz "gościli"), wcisnęliby go do sakwy i sprzedali przy pierwszej lepszej okazji. Albo postanowili rozebrać na części! To by było dopiero okropne. Więc mimo wszystkich przerażających humorków swego Pana - Trybik czuła się bezpieczna w jego towarzystwie i las był tyleż niepokojący, co fascynujący.
- Szalony... - powtórzyła, jakby chciała posmakować tego słowa, a potem pokiwała potakująco, przez co jakiś zbłąkany promień słońca odbił się od jej złotych wskazówek i zatańczył nieregularnym błyskiem na najbliższym drzewie. - Tak, myślę, że może mu brakować jakiejś klepki. - uśmiechnęła się ponuro w jakimś przebłysku czarnego humoru. Szaleńcowi może uda się przeżyć w ich towarzystwie trochę dłużej. O ile Pan pozwoli go karmić, oczywiście. Ta decyzja należała do niego i Trybik niczego nie zrobi bez konkretnego polecenia.
Kolejne jego słowa sprawiły, że majordomuska wciągnęła głośno powietrze, w dziwnym okrzyku ni to oburzenia, ni przerażenia.
- Niech Pan tak nie mówi! - odparła natychmiast poruszona, w bardzo ludzkim odruchu przyciskając jedną metalową łapkę do miarowo tykającego wahadła w swojej piersi. - Jak moglibyśmy zaznać spokoju? Klątwa spełniłaby się przecież, bo nigdy nie odzyskałbyś swojej postaci, Panie. - przerażona tą wizją, nieustannie kręciła główką, jakby chciała odrzucić od siebie wszelkie myśli o takim zakończeniu. Jej Pan umarłby w hańbie dając satysfakcję tej wiedźmie, a oni zapewne straciliby życie razem z nim. Co mieliby począć? Nawet jeśli nie umarliby od razu, to pewnie po kilku latach samotności zapomnieliby, że kiedykolwiek byli ludźmi. Cóż za smutny i żałosny koniec!
- Szalony... - powtórzyła, jakby chciała posmakować tego słowa, a potem pokiwała potakująco, przez co jakiś zbłąkany promień słońca odbił się od jej złotych wskazówek i zatańczył nieregularnym błyskiem na najbliższym drzewie. - Tak, myślę, że może mu brakować jakiejś klepki. - uśmiechnęła się ponuro w jakimś przebłysku czarnego humoru. Szaleńcowi może uda się przeżyć w ich towarzystwie trochę dłużej. O ile Pan pozwoli go karmić, oczywiście. Ta decyzja należała do niego i Trybik niczego nie zrobi bez konkretnego polecenia.
Kolejne jego słowa sprawiły, że majordomuska wciągnęła głośno powietrze, w dziwnym okrzyku ni to oburzenia, ni przerażenia.
- Niech Pan tak nie mówi! - odparła natychmiast poruszona, w bardzo ludzkim odruchu przyciskając jedną metalową łapkę do miarowo tykającego wahadła w swojej piersi. - Jak moglibyśmy zaznać spokoju? Klątwa spełniłaby się przecież, bo nigdy nie odzyskałbyś swojej postaci, Panie. - przerażona tą wizją, nieustannie kręciła główką, jakby chciała odrzucić od siebie wszelkie myśli o takim zakończeniu. Jej Pan umarłby w hańbie dając satysfakcję tej wiedźmie, a oni zapewne straciliby życie razem z nim. Co mieliby począć? Nawet jeśli nie umarliby od razu, to pewnie po kilku latach samotności zapomnieliby, że kiedykolwiek byli ludźmi. Cóż za smutny i żałosny koniec!
- Bestia
Re: Las
Wto Lut 03, 2015 8:39 pm
Nigdy nie zastanawiał się, jak to jest widzieć świat z tak małej perspektywy - owszem, był kiedyś dzieckiem, jak oni wszyscy, ale to było coś zupełnie innego i z pewnością nie dało się dziecinnych czasów ze wszelakimi perypetiami przyrównać do tego, co teraz przytrafiło się takiej choćby Trybik. Jak to jest, być zmuszonym do ucierania sobie szlaków na poziomie, z którego tylko pojedyncze zwierzęta spoglądały na świat? One znowuż były do tego przyzwyczajone, a Trybik jednak była kobietą, bardzo urodziwą zresztą kobietą, z tego, co pamiętała Bestia, chociaż, przyznam szczerze, wolał nie wracać wspomnieniami do tamtego czasu i nie robił tego, dopóki coś, nie daj Boże, mu o nich nie przypomniało.
Tak więc, tak więc? Jak to jest być takim małym, jak to jest bać się cieni, bać się ludzi, którym Bestia jedną łapą była w stanie skręcić kark? Pewnie z punktu widzenia niektórych czarodziei mogło być to nawet swego rodzaju błogosławieństwo - mieć taką siłę, taką zwinność, zwierzęce zmysły, których nie dało się w zasadzie oszukać - na to również w taki sposób Przeklęty spojrzeć nie potrafił - widział jedynie te pesymistyczne perspektywy lub swój gniew - czerń i czerwień - jedyne barwy, które były dla niego wyraźne i rozpoznawalne, kręcąc się wokół jego umysłu. Gdyby taki człowieczek próbował Trybika rozebrać na części - oooj... Byłoby źle, byłoby bardzo źle... I nikt, gwarantuję wam, nie chciałby się znaleźć w skórze takiego odważnego (czytaj: głupiego).
- Tak, tak, ale może naprawdę mu się uda... - Ta krótka pogawędka, towarzystwo, w minimalnym stopniu zaczynała poprawiać mu nastrój do tego stopnia, że był nawet w stanie nieco rozświetlić swój pesymizm - co jak co - wszak za życia był bardzo towarzyski... nadmiernie wręcz towarzyski! Tymczasem teraz nic nie robił, tylko całe dnie przesiadywał w swym pokoju lub w bibliotece.
Zamruczał gardłowo i nerwowo zamachał ogonem, kładąc po sobie uszy, zganiony, a mimo wszystko na tą poganę nie zareagował nerwowo - odsunął łapą kilka gałęzi zabarwionych jasną zieleni świeżo zakwitłych liści i tak oto znaleźli się na niewielkiej połaci zieleni, od której kilka metrów ledwie dzieliło ich od jeziora, w którego słońce tańczyło równie wdzięcznie, jak na wypolerowanej powierzchni drewna i mosiądzowych dodatków Zegara na jego ramieniu.
- Co za głupota... - Mruknął rozdrażniony, siadając w cieniu drzewa i pochylając się do przodu, by podeprzeć podbródek na ręce. - Niby kto miałby pokochać kogoś, kto tak wygląda... - Nawet nie podszedłeś do tafli wody, by czasem nie odbiła twojej twarzy... pyska... cokolwiek to było - było paskudne.
Tak więc, tak więc? Jak to jest być takim małym, jak to jest bać się cieni, bać się ludzi, którym Bestia jedną łapą była w stanie skręcić kark? Pewnie z punktu widzenia niektórych czarodziei mogło być to nawet swego rodzaju błogosławieństwo - mieć taką siłę, taką zwinność, zwierzęce zmysły, których nie dało się w zasadzie oszukać - na to również w taki sposób Przeklęty spojrzeć nie potrafił - widział jedynie te pesymistyczne perspektywy lub swój gniew - czerń i czerwień - jedyne barwy, które były dla niego wyraźne i rozpoznawalne, kręcąc się wokół jego umysłu. Gdyby taki człowieczek próbował Trybika rozebrać na części - oooj... Byłoby źle, byłoby bardzo źle... I nikt, gwarantuję wam, nie chciałby się znaleźć w skórze takiego odważnego (czytaj: głupiego).
- Tak, tak, ale może naprawdę mu się uda... - Ta krótka pogawędka, towarzystwo, w minimalnym stopniu zaczynała poprawiać mu nastrój do tego stopnia, że był nawet w stanie nieco rozświetlić swój pesymizm - co jak co - wszak za życia był bardzo towarzyski... nadmiernie wręcz towarzyski! Tymczasem teraz nic nie robił, tylko całe dnie przesiadywał w swym pokoju lub w bibliotece.
Zamruczał gardłowo i nerwowo zamachał ogonem, kładąc po sobie uszy, zganiony, a mimo wszystko na tą poganę nie zareagował nerwowo - odsunął łapą kilka gałęzi zabarwionych jasną zieleni świeżo zakwitłych liści i tak oto znaleźli się na niewielkiej połaci zieleni, od której kilka metrów ledwie dzieliło ich od jeziora, w którego słońce tańczyło równie wdzięcznie, jak na wypolerowanej powierzchni drewna i mosiądzowych dodatków Zegara na jego ramieniu.
- Co za głupota... - Mruknął rozdrażniony, siadając w cieniu drzewa i pochylając się do przodu, by podeprzeć podbródek na ręce. - Niby kto miałby pokochać kogoś, kto tak wygląda... - Nawet nie podszedłeś do tafli wody, by czasem nie odbiła twojej twarzy... pyska... cokolwiek to było - było paskudne.
- Trybik
Re: Las
Wto Lut 03, 2015 9:06 pm
Ona sama miała bardzo mgliste wspomnienie swojego wyglądu. Długich włosów, w kolorze orzechowego drewna i jasnej angielskiej cery. Dużo wyraźniej pamiętała chłodny dotyk metalu, z którego był jej zegarek. Przypięty zawsze łańcuszkiem do jej sukni, koił swoim miarowym tykaniem, które czuła trzymając go w palcach. Teraz ten dźwięk towarzyszył jej nieustannie, wciąż tak cudowny i godny zaufania. Miała w zwyczaju nieustannie sprawdzać godzinę i poganiać wszystkich do pracy. Zajęła zaszczytne stanowisko majordomusa, na kilka miesięcy przed rzuceniem klątwy i nikt nie poznał jej jako milszej osoby - zawsze tylko "Jesteś spóźniona!", "Panicz czeka na obiad!", "Czy ktoś tu czasem sprząta!?". Polubili ją dużo bardziej, gdy już zmieniła się w zegar i nie musiała ich nieustannie poganiać. Nie było wszak do czego. Doglądali tylko jednego mężczyzny, a nie pałacu.
Czy klątwa zadziałała jak soczewka skupiająca? Wyciągnęła na wierzch i wyolbrzymiła ich najsilniejsze cechy? Bo Trybik nie czuła się tym kim była kiedyś. Miała wprawdzie ten sam charakter, te same priorytety, ale jednak odczuwała wszystko zupełnie inaczej. Drewno i mosiądz nie przewodzą najwyraźniej emocji z taką siłą co krew i ciało. Czy gdyby była nadal człowiekiem, umiałaby na jego ryk odpowiedzieć krzykiem? Czy byłoby w niej coś więcej niż jednostajne tik-tak i strach o kruchość materiału, z którego była wykonana? Nigdy nie zastanawiała się nad tym jak to jest być Bestią. Nie miała czasu na takie rozmyślania! Zawsze to sobie powtarzała... A może odarto ją z takich myśli? Jeśli tak to w jakim celu?
- Magia ma w sobie coś chaotycznego. - orzekła, sama trochę zaskoczona swoimi słowami i pewnością co do ich prawdziwości. Skąd miałaby to wiedzieć? - Może w jego szaleństwie będzie metoda. - uśmiechnęła się na koniec. Chciała w to uwierzyć, choćby po to, by móc podnosić go na duchu. Rzadko bywał w tak... pogodnym? Powiedzmy, że spokojnym nastroju. Istny balsam dla jej duszy.
Gdy znaleźli się pod drzewem, Trybik rozejrzała się dookoła z pewnym zainteresowaniem, bo nie znała tej okolicy, która była bardzo miła dla oka. Ucieszyła się jednak widząc w oddali znajome wieże zamku. Dobrze wiedzieć, że w razie czego dom jest blisko. Znów skupiła wzrok na postaci swego właściciela.
- Ktoś wyjątkowy. - odparła znów z pewnością w głosie, mówiąc coś w co wierzyła całym swoim mechanicznym sercem. - Ktoś kto nie ocenia po pozorach. - dodała, bardzo delikatnie opierając metalową dłoń na ramieniu swego Pana.
Czy klątwa zadziałała jak soczewka skupiająca? Wyciągnęła na wierzch i wyolbrzymiła ich najsilniejsze cechy? Bo Trybik nie czuła się tym kim była kiedyś. Miała wprawdzie ten sam charakter, te same priorytety, ale jednak odczuwała wszystko zupełnie inaczej. Drewno i mosiądz nie przewodzą najwyraźniej emocji z taką siłą co krew i ciało. Czy gdyby była nadal człowiekiem, umiałaby na jego ryk odpowiedzieć krzykiem? Czy byłoby w niej coś więcej niż jednostajne tik-tak i strach o kruchość materiału, z którego była wykonana? Nigdy nie zastanawiała się nad tym jak to jest być Bestią. Nie miała czasu na takie rozmyślania! Zawsze to sobie powtarzała... A może odarto ją z takich myśli? Jeśli tak to w jakim celu?
- Magia ma w sobie coś chaotycznego. - orzekła, sama trochę zaskoczona swoimi słowami i pewnością co do ich prawdziwości. Skąd miałaby to wiedzieć? - Może w jego szaleństwie będzie metoda. - uśmiechnęła się na koniec. Chciała w to uwierzyć, choćby po to, by móc podnosić go na duchu. Rzadko bywał w tak... pogodnym? Powiedzmy, że spokojnym nastroju. Istny balsam dla jej duszy.
Gdy znaleźli się pod drzewem, Trybik rozejrzała się dookoła z pewnym zainteresowaniem, bo nie znała tej okolicy, która była bardzo miła dla oka. Ucieszyła się jednak widząc w oddali znajome wieże zamku. Dobrze wiedzieć, że w razie czego dom jest blisko. Znów skupiła wzrok na postaci swego właściciela.
- Ktoś wyjątkowy. - odparła znów z pewnością w głosie, mówiąc coś w co wierzyła całym swoim mechanicznym sercem. - Ktoś kto nie ocenia po pozorach. - dodała, bardzo delikatnie opierając metalową dłoń na ramieniu swego Pana.
- Bestia
Re: Las
Wto Lut 03, 2015 9:23 pm
Bestia sam nie bardzo zastanawiał się nad tym, jak wyglądał wcześniej - ale nie wszyscy w zamku zamykali się tak w swych obecnych jestestwach, ciekawe, od czego to zależało, prawda..? Przecież każdego dotknęła ta sama klątwa, nie była ona rzucana na każdego z osobna, by temu coś odjąć, tamtemu coś dodać, ale wystarczy spojrzeć na Płomyka, który w sumie nie zmienił się ani o jotę, nadal tak samo kosztował życia, jak wcześniej, albo na Panią Imbryk wraz z jej synkiem - oni ciągle mówili, jak dobrze było kiedyś, ciągle przepowiadali piękną przyszłość, co będą robić, kiedy tylko urok zostanie już odczyniony. Może to kwestia tego, że Trybik wolała skupić się na tym, co jest teraz, ponieważ bała się ona ewentualnego bólu serca, którego nawet nie posiadała..? Może to taki odruch obronny umysłu, żeby nie pozwolić sobie na upad w czasie, kiedy trzeba wyciągać ręce do wciąż naburmuszonego chlebodawcy? Ze wszystkich w Zamku nie było istnienia Bestii bliższego od Trybika i choć nie było tego widać, chociaż nie pokazywał po sobie tego, co nazywał słabością i tego, do czego przyznanie się pozostawiłoby rysę na jego dumie i wymagało przełknięcia jej, to naprawdę doceniał jej starania i to, że jako jedyna jest w stanie wytknąć mu jakieś błędy, nawet jeśli On (jak zawsze) na nią nawrzeszczy, a Ona potem będzie przepraszać...
Sięgnął po nią, by postawić ją ostrożnie na trawie - doprawdy, jedno mocniejsze ściśnięcie łapy i nic by z niej nie pozostało - albo właśnie pozostało bardzo wiele - zniszczona szybka, zębatki rozpadające się wokół, wskazówki, które nigdy więcej by się nie przesunęły - czy dałoby się... naprawić ją? Ta wizja... ta wizja była straszna. Teraz jej oczy tak rozumnie, z duszą, spoglądały na niego, jakby wcale nie była przedmiotem - i bardzo łatwo byłoby je zgasić...
- Ktoś, komu nie przeszkadzałaby służba zaklęta w przedmioty, gadające filiżanki, byłby odporny na moje wybuchy i widział we mnie coś, czego nie ma. - Zaczął wyliczać, dotykając kolejno opuszków palca, by zaraz je zgiąć, kiedy wypowiadał kolejne cechy, by zaraz zaśmiać się bardzo cicho, bardzo krótko - i bardzo ponuro, kręcąc przy tym łbem. Przechylił się i wyciągnął na trawie, by rozprostować mięśnie, a zaraz zwinąć niemal w kłębek, wciąż uważnie wpatrzony w postać Zegara. - Sądzisz, że Ciebie by ktoś pokochał? - Zapytał, wyraźnie zainteresowany - nie oszukujmy się - naprostowane na sztorc uszy i latający na boki ogon to zdradzał, niemalże jak pies wyprowadzony w końcu na spacer.
Oj tak, wyraźnie nastrój Bestii się poprawił.
Sięgnął po nią, by postawić ją ostrożnie na trawie - doprawdy, jedno mocniejsze ściśnięcie łapy i nic by z niej nie pozostało - albo właśnie pozostało bardzo wiele - zniszczona szybka, zębatki rozpadające się wokół, wskazówki, które nigdy więcej by się nie przesunęły - czy dałoby się... naprawić ją? Ta wizja... ta wizja była straszna. Teraz jej oczy tak rozumnie, z duszą, spoglądały na niego, jakby wcale nie była przedmiotem - i bardzo łatwo byłoby je zgasić...
- Ktoś, komu nie przeszkadzałaby służba zaklęta w przedmioty, gadające filiżanki, byłby odporny na moje wybuchy i widział we mnie coś, czego nie ma. - Zaczął wyliczać, dotykając kolejno opuszków palca, by zaraz je zgiąć, kiedy wypowiadał kolejne cechy, by zaraz zaśmiać się bardzo cicho, bardzo krótko - i bardzo ponuro, kręcąc przy tym łbem. Przechylił się i wyciągnął na trawie, by rozprostować mięśnie, a zaraz zwinąć niemal w kłębek, wciąż uważnie wpatrzony w postać Zegara. - Sądzisz, że Ciebie by ktoś pokochał? - Zapytał, wyraźnie zainteresowany - nie oszukujmy się - naprostowane na sztorc uszy i latający na boki ogon to zdradzał, niemalże jak pies wyprowadzony w końcu na spacer.
Oj tak, wyraźnie nastrój Bestii się poprawił.
- Trybik
Re: Las
Wto Lut 03, 2015 9:54 pm
Był bardzo przystojnym młodzieńcem, ale jakie miał włosy, oczy, posturę? Trybik też nie pamiętała zbyt dobrze, może dlatego, że ta konkretna postać Pana była raczej... przytłaczająca. I zdecydowanie mocniej oddziaływała na wyobraźnie, zwłaszcza na samym początku. A może po prostu minęło już zbyt wiele czasu, a ona przywykła do tego co widziała? Nie drżała na jego widok i nie bała się jego dotyku, o ile oczywiście akurat na nią nie warczał. Wtedy martwiła się, że mogą go ponieś emocje. Nigdy nie podejrzewała go przecież o to, że mógłby skrzywdzić kogokolwiek z nich z rozmysłem i premedytacją. Ale przez przypadek? Wystarczy spojrzeć z jaką łatwością niszczył meble i obrazy! Co to dla niego zegar czy kandelabr? Kiedy jednak był taki spokojny, niemal pogodny (jakże rzadko używała tego określenia w stosunku do jego osoby!), jawił jej się jako zagubiona istota o dobrym sercu, która nie bardzo wie co powinna teraz z tymi całymi "uczuciami" zrobić. W takich momentach przypominała sobie dlatego tak bardzo chciałaby jego szczęścia i spokoju. Był jak dziecko, któremu trzeba wskazać drogę i tak strasznie chciałby umieć to zrobić! Jej dążenie do zdjęcia klątwy, zdecydowanie nie było motywowane wyłącznie egoistycznymi pobudkami. Chciała, by wszystko było jak dawniej... tylko lepiej! Naiwny, naiwny zegar. Na szczęście nigdy nie mówiła tego na głos. Mimo wszystko ona też nie była zbyt dobra w tych całych "uczuciach".
- Służba zaklęta w przedmioty, ma wiele plusów! - odrzekła trochę żartobliwie, przechadzając się jednocześnie po miękkiej trawie. - Jesteśmy dużo tańsi w utrzymaniu, wiem o tym, bo przecież prowadzę księgi rachunkowe. - oczywiście mieli też sporo minusów, ale o tym nie chciała teraz mówić. Mówiłaby pewnie dalej, odpowiadając na jego argumenty, ale jego kolejne pytanie zbiło ją nieco z tropu. Uniosła łapkę do cyferblatu i podrapała się po środku tarczy, gdzie łączyły się wskazówki. Nieświadomie powtarzała gest, który wykonywała jako człowiek, bo teraz przecież nie swędział jej nos (którego nie miała...).
- To jest bardzo trudne pytanie. - odpowiedziała, delikatnie przeciągając sylaby, wyraźnie pogrążona w myślach. - Nie zastawiałam się nad tym od bardzo dawna. Myślę mój Panie, że jestem całkiem atrakcyjnym zegarem... - uśmiechnęła się lekko pod nosem. - Ale nie wiem czy ja umiałabym pokochać kogoś. - zakończyła niepewnie, ale całkiem szczerze. Powinien o to spytać Płomyka, on lepiej znał się na uczuciach. I intensywnie je wzbudzał. Trybik nie była pewna czy bardziej go potrzebuje, czy pragnie zrzucić ze schodów. Ot, zagadka!
- Służba zaklęta w przedmioty, ma wiele plusów! - odrzekła trochę żartobliwie, przechadzając się jednocześnie po miękkiej trawie. - Jesteśmy dużo tańsi w utrzymaniu, wiem o tym, bo przecież prowadzę księgi rachunkowe. - oczywiście mieli też sporo minusów, ale o tym nie chciała teraz mówić. Mówiłaby pewnie dalej, odpowiadając na jego argumenty, ale jego kolejne pytanie zbiło ją nieco z tropu. Uniosła łapkę do cyferblatu i podrapała się po środku tarczy, gdzie łączyły się wskazówki. Nieświadomie powtarzała gest, który wykonywała jako człowiek, bo teraz przecież nie swędział jej nos (którego nie miała...).
- To jest bardzo trudne pytanie. - odpowiedziała, delikatnie przeciągając sylaby, wyraźnie pogrążona w myślach. - Nie zastawiałam się nad tym od bardzo dawna. Myślę mój Panie, że jestem całkiem atrakcyjnym zegarem... - uśmiechnęła się lekko pod nosem. - Ale nie wiem czy ja umiałabym pokochać kogoś. - zakończyła niepewnie, ale całkiem szczerze. Powinien o to spytać Płomyka, on lepiej znał się na uczuciach. I intensywnie je wzbudzał. Trybik nie była pewna czy bardziej go potrzebuje, czy pragnie zrzucić ze schodów. Ot, zagadka!
Strona 1 z 3 • 1, 2, 3
Pozwolenia na tym forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach