Go down
Mistrz Labiryntu
Mistrz Gry
Mistrz Labiryntu

Miejsce na ognisko Empty Miejsce na ognisko

Sro Sie 02, 2017 9:17 pm
Miejsce na ognisko Ognisk10

Miejsce na ognisko na małej polanie w lesie, kawałek za domem Potterów.

Znajdziesz tu m. in.:
-siedziska zrobione są ze starych pni pamiętających imprezy nawet z zeszłego wieku, jest na nich wyryte mnóstwo maksym, imion, inicjałów, wyznań miłości, ogranicza cię tylko twoja wyobraźnia;
-w starym dębie dwa metry nad ziemią jest dziupla w złączeniu konarów, niewidoczna z poziomu człowieka, a w niej: butelka Wampirzego lagera, Marcowego z księżycowymi drobinami, pół butelki Ognistej Whisky, rozmoknięta paczka tęczowego tytoniu;
-na jednym z drzew wisi prowizoryczna huśtawka;
-w okolicy pełno jest krzaczków malin. Bezkolcowych. Ze słodkimi owocami. Nic, tylko korzystać...
Syriusz Black
Oczekujący
Syriusz Black

Miejsce na ognisko Empty Re: Miejsce na ognisko

Wto Sie 08, 2017 12:25 am
|kilka godzin po przyjeździe do Londynu

Miał traumę... Bez cienia żartów. Syriusz Black miał najgorszą w historii tego świata traumę. Traumę. Przez moment myślał, że do końca życia przyjdzie mu być karmionym przez Rogacza marchewkami. A on nawet nie lubił marchewek! No, chyba że w długowłosym wydaniu na dwóch zgrabnych nóżkach i z pewnymi innymi walorami, ale nie o nie przecież chodziło w tamtym momencie. Mimo że - nie ukrywając - jedna taka zaskarbiła sobie jego dozgonną wdzięczność, ratując jego zgryz i zaskarbiając sobie uwagę na jakieś... Pięć? Dziesięć? Szesnaście sekund? Cóż, prosto mówiąc - do czasu, gdy chłopak nie postanowił wybyć ze stacji w obawie o dalsze losy swego wyglądu.
Niewątpliwie jednak nie mógł nie podziękować Ismael Blake za zrobienie tego, co najwyraźniej nawet nie przeszło jego najlepszemu, khe-khem, kumplowi przez myśl. Nie był tylko zbyt dobry w dziękowaniu dziewczynom, bo - mimo tego całego doświadczenia, jakie powinien z nimi mieć - czuł się w tym nieco... Nie na miejscu? Może nie aż tak, jednak zwyczajnie w tym momencie poczuł się tak, jakby miał kisiel zamiast mózgu. Rzadką galaretkę przelewającą mu się od jednego do drugiego ucha, co zapewne musiało być jakimś skutkiem ubocznym dostania zaklęciem albo samych czarów rudej.
Nie ma co, zapewne tak właśnie było. Co więc mógł zrobić ktoś, kto nie wiedział, co począć, ale był względnie dobry w bajerowaniu? Nim Blake zdążyła powrócić do wyprostowanej pozycji, skłaniając się wdzięcznie, Black zrobił dwa susy do przodu, łapiąc ją i... Gwałtownie całując w usta. Pewnie sama zresztą chciała sprawdzić, czy poprawnie wykonała robotę z jego zębami, a on tylko jej to ułatwił. Puszczając ją już kilka sekund później, by wytrzeć sobie usta wierzchem dłoni, na powrót szybko odsuwając się o względnie bezpieczną odległość.
Co zaprowadziło go na drogę do wymownego, być może nieco teatralnego, lecz z pewnością szczerego szeptu, jaki skierował w tamtym momencie do Jamesa. Brzmiało to jak połączenie chrząknięcia, chodźmy stąd, stary, zanim mnie zabije, kolejnej porcji bardziej dumnego z siebie pochrząkiwania oraz ostatecznego serio, bez jaj, po którym Black - nie czekając na Pottera - chwycił swoje rzeczy. Nie to, by tchórzył, ale wolał nie stracić publicznie kolejnej porcji guzików, choć nie wątpił, że dla niektórych byłby to co najmniej zabawny widok. Jak nic!, zaiste godny wypominania przez resztę życia.
Ewakuował się zatem z King's Cross jeszcze szybciej niż Smarkerus reagował na słowo szszszszampon, zamierzając przymusić Jamesa do tego, by za nim kicał, skoro tak bardzo chciał mieć królika. I co jak co, nie zamierzał tak łatwo mu tego przepuścić. Być może nie była to jeszcze ta zniewaga, co krwi wymaga, ale doskonale wiedział, że tak jak nagły przyrost zębów nie miał pozostać zapomniany, tak nie należało też pozostawić tego tematu bez odpowiedzi. Wpadł na nią zresztą już chwilę po powrocie do domu Potterów, oznajmiając Rogaczowi, iż to właśnie on zajmie się przygotowaniami ogniska i pozostawiając go sam na sam z paczką dobrych mugolskich fajek z okazji zakończenia męczarni.
Co prawda, trzymał ją na jakąś specjalną sytuację, ale... Miał nie podzielić się z takim kumplem? Sam kiedyś osobiście wypróbował te fajki i jedno mógł stwierdzić z niezmąconą pewnością - faktycznie były dobre. Problem w tym, iż pewien śmieszek maczał palce w ich udoskonaleniu, rzucając na nie drobne zaklęcie transmutacyjne. Cóż, skoro Syriusz mógł być królikiem, Jamesowi zęby nutrii też nie powinny przeszkadzać. Może mógłby nawet pogryźć trochę kijków na ognisko, do którego Black raz po raz dorzucał coraz więcej drzewa...
James Potter
Oczekujący
James Potter

Miejsce na ognisko Empty Re: Miejsce na ognisko

Wto Sie 08, 2017 9:01 pm
Za to James szybko zapomniał o zębach Syriusza. Phy, też mi trauma, sam przeżywał gorszą! Jak Łapę pewna ruda osóbka wybawiła z opresji, tak Rogacza, inna ruda osóbka zepchnęła na dno rozpaczy i żalu. Odprowadził Lily wzrokiem w milczeniu, chociaż wewnątrz kłębiło mu się stado oszalałych jeleni. Zatkał sobie usta papierosem by zaczadzić tę ogłupiałą bandę idiotów i spróbował swoją uwagę przenieść na resztę swoich towarzyszy w nadziei, że ukoi to jakoś jego zszargane nerwy. Ale nie! Akurat wtedy Black musiał rzucić się na biedną Ismael by odgryźć jej usta! Jego dłonie wplątane w rude włosy wywróciły Potterowi wszystko w żołądku do góry nogami. Cóż za wyczucie czasu! Miał ochotę pacnąć tą przebrzydłą kupę futra w ten łep pełny przelewającej się galaretki, ale cóż by to dało, prędzej rzeczywiście zakończyłoby się odgryzieniem Is ust, niż zrozumieniem czegokolwiek ze strony Blacka. I jeszcze śmiał chrząkliwym kodem ogłosić ewakuację! O nie, nie ma tak łatwo…
- Ismael – zaczął James z szerokim uśmiechem na ustach, gdy Black ruszył w stronę swoich bagaży – Robimy dziś małą imprezę – postanowił w tym właśnie momencie – Kilka osób, nic wielkiego – tak, o ile impreza u huncwotów w ogóle mogła taka być – Wpadniesz? – posłał ociekający jadem uśmiech w stronę Łapy by powrócić z pełnym słodyczy w stronę Blake.
Z triumfem na twarzy powrócił do domu i w sumie nawet nie zdziwił się, że naburmuszony Łapa kazał zająć mu się organizacją całego tego ogniska.
- Fajki? – no dobra, ale prezentu nie spodziewał się ani trochę – Mugolskieznowu jakiś badziew… Do tego brakuje jednej, a paczka wygląda jakby przeżyła armagedonJejku, Łapa, jak miło z twojej strony… - wzruszył się do głębi i pospiesznie schował papierosy do kieszeni słysząc nadchodzącą panią Potter.
Zobaczył drobną kobietę w skromnej czarnej sukni. Lekko przygarbioną i ze dwadzieścia lat starszą od jego i tak już sędziwej matki. Nie tak dawno ciemne włosy przyprószone siwizną, teraz były srebrzyste przyprószone czernią. Przypuchnięte od płaczu oczy przez chwilę w swoim smutku błysnęły radością.
- Mamo – szepnął, chociaż tak bardzo się zmieniła, że przez chwilę nie był pewny czy to ona.
- James! Syriusz! – wyściskała ich kolejno – Merlinie, coś ty znowu narozrabiał? – zwróciła się do swojego syna głaszcząc go po policzku.
Potter wywinął się jakimś tanim tekstem, nie miał zamiaru jej martwić, szczególnie widząc jak oczy znowu jej się szklą, a troska zamienia się w strach na jej wymizerniałej twarzy. Rzucił kilka żartów ciągle się uśmiechając, zaanonsował Marlene i moooże zaledwie kilku gości wieczorem. Gdy w końcu mieli zanieść swoje bagaże, matka odciągnęła go na chwilę i przystawiła usta do jego ucha – Wstydź się! Niebieska koszula? Masz żałobę! Prędko się przebierz! – tak zbesztany jeszcze chwilę stał w pokoju patrząc na znikającą w kuchni mamę po czym posłusznie wykonał jej polecenie i szybko udał się za dom, zabierając ze sobą magiczny gramofon i dwie skitrane butelki Ognistej Whisky.
Padł na jeden z pni i sięgnął po paczkę fajek od Syriusza. Może głupio mu się zrobiło po tej całej akcji? W sumie to, całkiem miły gest… Pokiwał sobie głową i odpalił jedną. Musiał przyznać, że były całkiem dobre. Po kilku buchach pełnych strapionej zadumy zabrał się za ogarnianie ogniska. A wyglądało to u niego tak: skombinować alkohol, zapalić kilka patyków, hm, no i tyle. Pierwsze już odhaczył, drugie właśnie odhaczał celując różdżką w kupę śmieci w miejscu paleniska. O żarciu nawet nie pomyślał, zwykle Erin troszczyła się o takie rzeczy, w męskiej kwestii leżała tylko troska o to by było co pić. A reszta? Och, jakoś to będzie. I tak wyrobił się ponad program, załatwił muzykę!
Ścisnął w dłoni różdżkę, gdy nagle zakołowało mu się w głowie. Płomienie wyskoczyły zapalając ognisko i przypalając pień naprzeciwko. Szczęście, że nie była to jesień, bo prócz spalenia Hogwartu, James miałby na sumieniu również las w Dolinie Godryka i pewnie swój dom. W tym czasie Syriusz jakby nigdy nic dorzucił kilka patyków do ognia, z uporem osła, a nie psa nie zwracając uwagi na dziwne zachowanie kolegi.
Potter złapał się za dziwnie drętwiejącą twarz i wstał, chociaż to chyba ostatnie co powinno się robić przy zawrotach głowy i palącym się ognisku. Co było w tych fajkach? Jakaś trawa, czy co? Przez chwilę James zastanawiał się, czy Łapa nie chciał go trochę, ekhem… rozluźnić, ale kręcenie pod kopułą szybko ustało, a zamiast tego…
- Ty psia tupo!!! - miało być kupo, ale wielkie pomarańczowe zęby które nagle mu wyrosły skutecznie uniemożliwiły mu przekazanie jasnego komunikatu.
James przeskoczył nad ogniskiem i ruszył w stronę zwiewającego już Syriusza.
- Niech no ja cie dolwe!!! – i pewnie gnałby go tak przez cały las by spuścić mu manto, gdyby nie odwrócił się na chwilę do tyłu i nie zaczepił swoimi nowymi zębami o własny kaptur, by za moment w pełnej dezorientacji i krasie wpaść prosto na drzewo. Chwilę później leżał na glebie i liczył barwne gwiazdki wirujące w ten piękny letni wieczór w jego głowie. Ani myślał otwierać oczu, zobaczymy czy równie kolorowo Syriusz będzie miał teraz w gaciach, co James w głowie.
Ismael Blake
Hufflepuff
Ismael Blake

Miejsce na ognisko Empty Re: Miejsce na ognisko

Sro Sie 09, 2017 12:30 am
Była bohaterem. Wybawicielem. Tym, który rozświetla ciemność i niesie pochodnie nadziei struchlałym. I chciała tylko braw. Tylko oklasków i docenienia jej pracy i talentu, który włożyła w to jedno, proste zaklęcie, które wybawiało Blacka od wiecznego potępienia. Prawdę powiedziawszy, to nie spodziewała się nawet okraszonego drżeniem głosu dziękuję. W końcu tego typu słówka kompletnie na pasowały do delikwenta, któremu zgryz i honor właśnie uratowała. Starczyłoby pojedyncze, no dobra, podwójne, klaśnięcie w dłonie i docenienie jej gestu, którym częściowo wciąż próbowała odkupić wcześniej popełnione grzechy, winy i przewiny.
Black jednak miał inny plan.
Plan chory, dziwny i tak kompletnie nie na miejscu, że dziewczynie w najśmielszych snach by się coś takiego nie objawiło. W końcu - hej, chłopak chyba powinien mieć jakiś uraz, czy coś, w końcu jeszcze paręnaście godzin temu, przylutowała mu z bańki, że aż miło, nie mówiąc o oglądaniu potem przez moment gwiazd spod przymkniętych w bólu powiek.
Już się prostowała, już miała przyjmować swoje owacje, kiedy to Gryfon wykonał ruch. Automatycznie jej głowa cofnęła się nieco ku tyłowi, w pamięci mając zdarzenia na balu i swoje własne błędy. Nie wiedzieć czemu spodziewała się bólu i kolejnego guza, nabitego zaraz obok już posiadanego, albo jeszcze gorzej - dokładnie na nim. Jednak to, co przyszło, było zupełnie inne i o wiele bardziej... powiedzmy, że abstrakcyjne.
To nie tak, że Black właśnie składał niewinnej dziewoi pierwszy pocałunek, bo rudowłosej puchonce daleko było od niewinnej, nieskalanej niczyimi ustami dzierlatki. To nie było tak, że właśnie czuła na swoich plecach zaskoczone, a potem niezadowolone spojrzenia wszystkich fanek chłopaka, które wciąż przebywały na peronie 9 i 3/4. To nie tak, że wcale nie chciała, żeby jej całował, bo powiedzmy sobie szczerze - Ismael Blake była dziewczyną, ku swojej własnej zgrozie także nastolatką, i potrafiła znajdować ludzi przystojnymi i godnymi interakcji na podłożu romantycznym, a taka właśnie miała miejsce.
Chodziło po prostu o to, że się tego wszystkiego nie spodziewała, a przez to stała jak ten słup soli, nie wiedząc kompletnie co ze sobą zrobić. Jedynie jej szczupłe palce zacisnęły się mocniej na bzowej różdżce, a oczy wpatrywały z lekką konsternacją w jego twarz, nie mogąc dać ponieść się chwili i chociaż na moment opaść.
I w sumie byłaby nawet zadowolona z całego tego zajścia, bo w końcu hej, Syriusz Black właśnie ją pocałował, na oczach całego peronu, walić to, że nie mieli ze sobą za dużo wspólnego, pomijając parę siniaków i przepychanek, mogła dodać tego ładnego chłopca do jakiejś listy osiągnięć czy coś. Ale on zaraz potem zrobił coś, czego robić nie powinien.
Drobny gest, który wykonał, a mianowicie przetarcie ust wierzchem dłoni zaraz po tym, jak oderwał się od niej sprawił, że na czole dziewczyny pojawiły drobne zmarszczki, symbolizujące niezadowolenie. Sama nie do końca wiedziała dlaczego jej to przeszkadzało, ale poprzestała na wersji, że to przez to, że wyglądał jakby właśnie wyżłopał kufel piwa na raz. Przez moment nawet zastanawiała się, czy to nie przez to, że udało jej się w pociągu trafić na fasolkę o smaku wymiocin, ale szybko odrzuciła tę myśl, bo zagryzła ją milionem czekoladowych żab i sprawdzonych smaków typu pomarańczka czy jabłko. Kończyło się więc na tym, że Black na nowo zaczął sobie kopać własny grób i bardzo dobrze, że zaczął sygnalizować Jamesowi kodem chrząkowo-szeptowym nakaz odwrotu i ucieczki, bo palce Ismy zaczęły już drgać niebezpiecznie i skłaniać się do zaciśnięcia  w piąstki, a różnobarwne oczy błądziły po Syriuszowych guzikach. Nawet też lekko poruszyła się, rozbujała nieco ciało, żeby ruszyć za nim w pogoń i na nowo doprawić mu królicze żeby, ale powstrzymał ją Potter. Na Psie szczęście i nieszczęście jednocześnie.
- Oh tak? - uniosła lekko brew, oglądając się razem z okularnikiem za jego przyjacielem. Szybko jednak jej buźka rozjaśniła się, kiedy cały niecny plan ułożył jej sie w głowie. Kiedy wykluł się i rozłożył cały w blasku słońca. Oh tak. Dokładnie tak. - Ależ oczywiście, James. Możesz na mnie liczyć. - uśmiechnęła się do niego jednym ze swoich najpiękniejszych uśmiechów i pomachała mu na pożegnanie, samej odwracając sie i ruszając w kierunku ciotki, która zdążyła zatrzymać się przy jej bagażach i z lekkim zażenowaniem obserwowała całą tę scenerię.

Pojawiła się z cichym trzaskiem. Z naręczem jedzenia, dwoma butelkami ognistej whisky upchniętymi do torby i swoim nowym, futerkowym przyjacielem, którego zdążyła znaleźć w katakumbach. Jej dzień był pracowity, a przynajmniej czas pomiędzy opuszczeniem peronu i znalezieniem się przez Potterowym domostwem, na całe szczęście jednak - teleportacja, cud techniki, robiła robotę i z pomocą ciotki dziewczyna wszędzie zdążyła na czas. Żyć nie umierać.
Na sam początek - zapukała do drzwi, grzecznie witając się w rodzicami panicza gospodarza i prosząc, aby jedzenie schować do lodówki, a kiedy już skończyła te wszelkie krótkie rozmówki, zakłopotane uśmiechy i tego podobne sprawy, ruszyła za wskazówkami matki Pottera na zewnątrz, w celu znalezienia wesołej kompanii.
Ubrana była w typowy dla siebie sposób, oczywiście jeśli chodziło o poruszanie się poza szkołą; jeansy, tampki, a do tego przylegająca, czarna koszulka z logo jakiegoś mugolskiego zespołu. Na to wszystko narzuconą miała skórzaną kurtkę, a na jej prawym ramieniu siedziała magiczna freka - jej najnowszy pupilek. Cóż... Isma, jako dziecko, które miało sposobność obracać się w świecie mugoli, ukochała sobie ich muzykę i całą resztę pop kultury, która jej zdaniem była o wiele barwniejsza niż ta czarodziejów.
- Patrzcie co mam! - kiedy tylko z oddali zauważyła sylwetki chłopaków, zamachała łapkami i skierowała je ku swojemu zwierzątku. Przyśpieszyła też kroku, żeby szybciej móc się pochwalić... no wszystkim. - Mam też jedzenie, jest w domu i przyniosłam dwie flas... oh. O H. - zatrzymała się, unosząc brwi i przygladając się... temu wszystkiemu. Jamesowi, konającemu pod drzewem i jego najdroższemu kumplowi, który najwyraźniej maczał w zaistniałym stanie rzeczy swoje paluchy. - Rozumiem, że zabawę postanowiliście zacząć bez nikogo?
Charlotte Macmillan
Oczekujący
Charlotte Macmillan

Miejsce na ognisko Empty Re: Miejsce na ognisko

Sro Sie 09, 2017 8:49 pm
Ten dzień zakrawał o jakiś absurd, o najgorszy dzień w historii jej życia, miała wszelkie przesłanki ku temu, aby go znienawidzić już teraz, a jednak dzielnie trzymała się jednej jedynej myśli, która pozwalała jej sądzić, że nie będzie tak źle jak jej się wydawało, że jeszcze można go uratować.
Ognisko u Jamesa.
Sowę z informacją o nim dostała nim wyruszyła do Londynu i chociaż bardzo się na nie cieszyła i rozmyślała o nim intensywnie, to jednak dalsze wydarzenia odepchnęły na dalszy plan radość, którą odczuwała. Odepchnęły wszelką radość. Najpierw Nick, potem Lena uświadamiająca jej, że wygląda koszmarnie, dodać do tego, że ani trochę nie okazywała wdzięczności za to, że dostawała od Charlotte różdżkę w prezencie, a wręcz kopała leżącego i nienawiść do wszystkich była gwarantowana.
Miała ochotę wrócić do domu, położyć się w łóżku i tak spędzić całe wakacje, ale kto wtedy uratowałby cały alkohol grożący, że zamieni się w wodę? Nie można było pozwolić na to aby te groźby się spełniły, dlatego też po powrocie do domu brunetka skoczyła się umyć i przebrać w spodenki i koszulę w kratkę, po czym dotarła do kuchni w której zabrała się za przygotowywanie jakiegoś jedzenia. Była bowiem pewna, że ani James ani Syriusz nie wpadli na to aby zagwarantować coś innego niż alkohol, a bez czegoś na żołądku długo nie pociągną tej imprezy.
Z pomocą skrzatów domowych przygotowała jakieś kanapki, zorganizowała kiełbaski, które można było nad ogniem upiec, postarała się także o kilka innych potraw, jak również o alkohol, który wyjęła z barku swojego ojca tuż pod jego śpiącym nosem. Najwyraźniej i on świętował dzisiaj koniec edukacji Charlotte, aromat jaki unosił się w jego pokoju wyraźnie świadczył o tym, że osobiście zajął się jedną z butelek, które zgromadził.
Czasu jednak było mało i brunetka chwyciła dwa pierwsze trunki jakie stały w jej zasięgu po czym wymknęła się pospiesznie, dopiero potem patrząc co udało jej się upolować. Ognista Whisky i Rum Porzeczkowy, nie najgorzej.
Wszystko zapakowała do torby, z którą wyszła z domu, aby po dwóch minutach już pukać do drzwi Potterów. Z uśmiechem na ustach spojrzała na panią domu, witając się z nią ciepło, a następnie ten rytuał powtarzając z panem Potterem, którzy nie omieszkali zapytać dlaczego nie odwiedza ich już tak często. I jak to Charlotte miała w zwyczaju, poświęciła im znacznie więcej czasu i rozmowy niż wymagało minimum, wychodząc za dom dopiero gdy odłożyła przyniesione jedzenie do lodówki, obiecując, że jeszcze do nich tego dnia zajdzie aby chwilę porozmawiać. Dopiero wtedy ruszyła w kierunku ogniska, a także tej dziwnej scenerii, którą zastała.
- Och. - wyrwało jej się wyłącznie, a między brwiami zagościła mała zmarszczka. James z dziwnymi zębami, wyraźnie znokautowany, Syriusz, który najwyraźniej był tego sprawcą i dziewczyna, którą Charlotte kojarzyła ze szkoły, z wyraźnie takim samym zaskoczeniem wymalowanym na twarzy. - Coś mnie ominęło?
Syriusz Black
Oczekujący
Syriusz Black

Miejsce na ognisko Empty Re: Miejsce na ognisko

Nie Sie 13, 2017 2:34 pm
Żywiąc święte przekonanie o tym, iż nie potrzebował nic na swoją obronę - sam fakt, że James najpierw naśmiewał się z jego wyrośniętych zębów, a potem dodatkowo zaprosił jeszcze Ismael na ognisko, raczej wystarczająco mówił za siebie - kątem oka spoglądał na przyjaciela, łamiąc butem jakąś większą gałąź i powoli dorzucając kilkanaście mniejszych patyczków do ogniska. Dobrze wiedział, że tak cieniutkie i drobne gałązki nie miały zbytnio podtrzymać buchającego ognia, ale nie o to mu w tym momencie chodziło. Płomienie były już wystarczająco intensywne, on zwyczajnie szukał pretekstu do tego, by wyglądać na zajętego. To pozwalało mu udawać, iż nie dostrzegał zmian zachodzących w Jamesie, jakby sam nie miał z nimi nic wspólnego. Przynajmniej do czasu, gdy sytuacja nie zrobiła się równie gorąca, co nowy wygląd Pottera.
Porzucając częściowo połamany kijek, Syriusz odskoczył w tył, rżąc przy tym nie gorzej niż przeciętna pustynna hiena. Zamierzał się przed tym powstrzymać, naprawdę. Planował zachować pokerową twarz, aby następnie rzucić jakiś komentarz w stylu tamtego jamesowego królika. Niestety, kiedy jego kumpel postanowił wyrzucić mu bycie psią tupą, Black zwyczajnie nie wytrzymał, wybuchając jeszcze głośniejszym śmiechem i potrząsając przy tym głową z przesadnie niewinnym uśmiechem na roześmianych ustach. Domyślał się, że James mu tego nie daruje, dlatego profilaktycznie zaczął zwiewać, nim ten choć trochę bardziej się do niego zbliżył. Nie przewidział jednak tego, iż ewentualna pogoń może nie mieć miejsca. Zwyczajnie nie myślał aż tak... Abstrakcyjnie. Scena, jaką zafundował mu Rogacz - któremu naprawdę chciał zwrócić uwagę na rogi wyrastające nie w tym kierunku - była bowiem kwintesencją absurdu.
Moment po tym, gdy James zderzył się z drzewem, najwyraźniej postanawiając trochę pod nim poleżeć, Black także opadł na ziemię. Z tą drobną różnicą, że trochę delikatniej, pacając tyłkiem na stertę gałązek - przy czym momentalnie je łamiąc - i trzymając się za brzuch. Raczej powinien podejść do przyjaciela, spytać go o to, czy przeżył bliższe spotkanie pierwszego stopnia z tym biednym świerkiem, postarać się o powstrzymanie komentarza na temat zamiany lecenia na Lily w poszukiwanie wiewiórek... Pomóc Potterowi wstać, bla, bla, bla-bla... I zapewne by to zrobił, gdyby nie niepowstrzymany rechot, jaki nie pozwalał Blackowi zaczerpnąć głębszego wdechu.
Syriusz nie mógł jednak pozwolić sobie na tak straszny uczynek, jakim byłoby pozostawienie Jamesa... Bez fotograficznego udokumentowania tej słodkiej drzemki. Z chwilą, w której obie panie pojawiły się na ognisku, Black - rżąc jak połączenie hieny z koniem - właśnie czołgał się na klęczkach w kierunku starego magicznego aparatu, ani myśląc zamartwiać się o Jamesa, który już nie takie rzeczy przeżył. Potter miał mocny łeb, a takiej pamiątki jeszcze nie zdobył. Nie można mu było tego darować, a Łapa - jako najlepszy kumpel na tej części globu - wziął sobie za punkt honoru, by zachować kilka jamesowych fotek dla potomnych.
Słysząc zaś głosy i odbierając pytania, na które nikt inny nie zamierzał raczej odpowiedzieć, na moment się zatrzymał, unosząc głowę i wzruszając ramionami... Z dalszym donośnym śmiechem.
James Potter
Oczekujący
James Potter

Miejsce na ognisko Empty Re: Miejsce na ognisko

Nie Sie 13, 2017 6:15 pm
Naiwny Potter. Jak on się nie domyślił, że Syriusz coś knuje? A tyle razy mama mu powtarzała: Nigdy nie jedz słodyczy od tego nicponia! Mimo to i tak zawsze musiał się nadziać, chociaż cukierki już dawno zamieniły się w inne używki. Człowiek całe życie uczy się na błędach…
Leżał teraz pod drzewem, z wielkim zaangażowaniem udając martwego i słuchając jak Black zwija się ze śmiechu. Czuł jak potężny guz rośnie mu z boku głowy i zbiera mu się na mdłości, ale oczywiście jego najlepszy przyjaciel nawet nie wziął pod uwagę, że zamiast chichrać się może przydałaby się tu komuś pomoc. No pięknie, wychodziło na to że Łapa znał go dużo lepiej, niż on jego… Miał jakiś taki wewnętrzny niepokój, że ta przyjaźń kiedyś zaprowadzi go pod grobowe deski.
Udawanie nieprzytomnego było naprawdę ciężką sztuką, szczególnie gdy za uchem rozbrzmiewał rechot tak przejmujący, że pewnie słyszała go cała Dolina Godryka. Sam by się do niego dołączył, ale z zapartym tchem trzymał się swojego planu podsycając swą cierpliwość wściekłością na Syriusza. Do czasu.
O nie… Przeszło mu przez myśl, gdy usłyszał donośne krzyki Ismael. Jakoś nie bardzo uśmiechało mu się, żeby ktoś oglądał go w tak niedysponowanym stanie. Dalej czuł te pomarańczowe siekacze, aż na podbródku i chociaż powoli zaczęły już maleć, nie uważał by nadawał się na ekspozycję szerszej publiczności. No i korciło go niezmiernie by zerknąć chociaż kątem oka cóż takiego fascynującego wzięła ze sobą Isma, czyżby bongo?
I wtedy nastąpiło pierwsze OH, a właściwie nawet podwójne OH i oczywiście… Na tym zainteresowanie jego osobą się zakończyło, a ważniejszy stał się fakt, że imprezę zaczęto bez wszystkich gości. Jaką imprezę!? To była wojna! Wojna na śmierć i życie!
Narcyz zaczął usychać. Brak dopieszczenia egocentryzmu Jamesa sprawił, że z jeszcze większą rozpaczą skupił się na udawaniu martwego. Słyszał jak Łapa czołga się po ziemi w spazmach śmiechu, a później wstaje i podchodzi do niego. Trwało to dla Jamesa prawie całą wieczność, ale oczywiście Black ani myślał sprawdzić czy jego funkcje życiowe, są jeszcze życiowe. W sumie to plan i tak już był spalił na panewce. Syriusz był w wyśmienitym humorze, co więcej, znowu coś knuł, ale James nie mógł tego widzieć.
I wtedy nastąpiło kolejne OH. OH po którym Potter prawie aż się zarumienił ze wstydu. Mimo iż przez chwilę miał wrażenie, że z nudów w tej patowej sytuacji udało mu się nawet dosłyszeć trawiącą glebę glistę pół metra pod jego głową, nie usłyszał jak nadeszła Charlotte.
Początkowe zakłopotanie w końcu zaczęło rozwiewać się przy perspektywie nowych możliwości. No bo kto jak kto, ale Charlie mu pomoże, prawda? Jego jakże bujna wyobraźnia podsunęła mu barwne obrazki reanimacji jakiej mogłaby mu udzielić. Hm… Tylko chyba zapomniał o swoich równie barwnych zębach, przy których pewnie nawet Poppy Pomfrey, przy całym swoim zaangażowaniu i poświęceniu, znalazłaby jakieś inne rozwiązanie.
I wtedy to usłyszał… Dźwięk naciągania migawki aparatu. A cała tarzająca się droga Łapy, pełna konwulsji śmiechu i pewnie łez z tego samego powodu, nabrała sensu. Poszedł po aparat. Chciał… Chciał… On chciał to wszystko uwiecznić!
Koniec. Trzeba było natychmiast przerwać tę maszkaradę nim honor Pottera ucierpi jeszcze bardziej.
Otworzył gwałtownie oczy i natychmiast namierzając stojącego nieopodal Blacka, podciął mu jedną nogą kolana, by drugą złapać go z drugiej strony niczym kleszczem i szarpnąć zdecydowanym ruchem do tyłu. Łapa poleciał jak długi, a aparat wypadł mu z rąk robiąc przepiękne podwójne salto w powietrzu by skwitować swój lot wprost na kroczu właściciela.
I tutaj znajduje się miejsce na kolejne: OH! Piękny to był widok! Chociaż przy końcówce nawet Potter się skrzywił. Nim podniósł się by skwitować swój wyczyn pełnym dumy wypięciem piersi do przodu, skierował na swoją obolałą twarz różdżkę i rzucił – Finite Incantatem – przywracając jej olśniewający biały uśmiech któremu tyle w życiu zawdzięczał.
Wstał zgrabnym wyskokiem i wyprostował się czekając na pochwały. Zrobił to jednak zbyt szybko po tak długim udawaniu martwego, albo zwyczajnie nie docenił szkód jakie wywołało bliskie spotkanie z drzewem, czy też inne obrażenia których nabawił się w ciągu ostatniej doby i chwilę później zachwiał się skołowany wspierając się na świerku w którego nie tak dawno przyfasolił.
- Ciesz się, że twój sprzęt miał miękkie lądowanie – rzucił do Łapy z niecnym uśmieszkiem, specjalnie podkreślając dwuznaczne znaczenie słowa sprzętI witajcie drogie Panie – mógł w końcu skierować swe spojrzenie na przybyłych gości. Jego brwi powędrowały lekko do góry, gdy dopatrzył fretkę siedzącą na ramieniu Ismael. Nie minęła jednak nawet chwila, gdy w tym stworzonku dostrzegł kolejny pocisk w stronę Syriusza.
- Widzę że, znalazłaś sobie nowego towarzysza. To zdecydowanie lepszy wybór niż kudłaty, niewierny pchlarz – stwierdził kierując końcówkę już bardziej do Łapy niż panny Blake.
Korek od butelki wystający z torby Charlotte był kolejną rzeczą która przykuła uwagę Jamesa. Chociaż należy również podkreślić, że dostrzegł go tylko przez wzgląd na dogłębną analizę wyglądu Charlie, z której konkluzją było, iż wyglądała dziś obłędnie w tej kratce, krótkich spodenkach i rozpuszczonych włosach.
- Ja się tym zajmę – zarządził wyciągając jej butelkę, jak się okazało Porzeczkowego Rumu, z torby i o dziwo, nie otwierając jej, a przykładając sobie do guza na głowie.
Charlotte Macmillan
Oczekujący
Charlotte Macmillan

Miejsce na ognisko Empty Re: Miejsce na ognisko

Pon Sie 14, 2017 11:55 pm
Chociaż po dniu jak ten mogła się spodziewać wszystkiego, to jednak nie spodziewała się sytuacji, którą dostrzegła po odpowiednim zbliżeniu się do miejsca, w którym odbywać się miało ognisko. I może nawet podeszłaby do Pottera z pomocą, ale po pierwsze nie jeden i nie dwa razy była świadkiem sytuacji podobnych do tej, w której to dzięki Syriuszowi James był osobą poszkodowaną. Albo na odwrót. Po drugie widziała, że jednak ta klatka piersiowa mu się unosi, czyli żyć żył. Czyli coś planował. Czyli kwestią czasu było aż swój plan wprowadzi w życie. Po trzecie te jego zęby... Mimo wszystko wolała trzymać się od nich z daleka. Nie wiadomo jakie świństwo to sprawiło, a co jeśli szło się tym zarazić? Przezorny zawsze ubezpieczony jak to mawiają.
Jeszcze przed tym gdy James się podniósł, Charlotte spojrzała na zwierzątko na ramieniu Ismael i chciała nawet coś powiedzieć, nim jednak zdążyła Potter rozpoczął akcję pt. "Zemsta", sprowadzając Syriusza do pozycji podobnej jemu samemu. Mimowolnie skrzywiła się widząc jak aparat upada w miejsce, które nigdy nie powinno mieć bliższego kontaktu z czymś tak ciężkim. Aż ją to zabolało, chociaż fizycznie nie miała możliwości nigdy przekonać się co to za uczucie.
- Brutalne. - skwitowała wyłącznie, przeczesując palcami spadające na twarz włosy, a następnie przerzucając je na lewe ramię.
Przez chwilę przeskakiwała spojrzeniem z Syriusza na Ismael, z Ismael na Jamesa, z Jamesa na Syriusza, jednak gdy wieloletni przyjaciel, sąsiad i towarzysz największych przygód porwał Porzeczkowy Rum, to na nim skupiła uwagę.
Czego się spodziewała? Oczywiście, że odkorkuje butelkę i rozpocznie należycie dzisiejsze ognisko, a jednak i tym razem sprawił, że niemałe zaskoczenie pojawiło się na twarzy Charlotte. Miał dzisiaj dobrą passę, trzeba przyznać, raz za razem był głównym powodem dla którego brunetka wyglądała jakby wydarzyło się coś w jej życiu po raz pierwszy.
Westchnęła cicho i podeszła do Jamesa, po czym złapała jego dłoń i pociągnęła go w kierunku jednego z pni, na którym go posadziła. Chwilę przyglądała mu się z lekko pobłażliwym uśmiechem nim odgarnęła mu z czoła włosy, które wiecznie opadały mu na oczy, a następnie odciągnęła lekko dłoń, w której dzierżył butelkę z alkoholem, chcąc przyjrzeć się szkodom, które tak bardzo chciał schłodzić. Po krótkich acz dokładnych oględzinach powróciła wzrokiem do jego spojrzenia, pozwalając sobie na lekki uśmiech. Na nic szerszego i szczerszego nie było dzisiaj Charlie stać.
- Z tego co widzę to będziesz żył. Dobrze, że twoja głowa jest przyzwyczajona do takich obrażeń. - jeszcze lekko pogładziła kciukiem powoli pojawiającego się guza, jednocześnie próbując wyłapać na twarzy chłopaka jakiekolwiek skrzywienie się mogące świadczyć, że boli bardziej niż powinno, po czym ponownie przyłożyła mu schłodzoną butelkę w miejsce, w którym chwilę wcześniej się znajdowała.

nudziło mi się więc pozwoliłam sobie odpisać, mam nadzieję, że mnie nie zjecie za to!
James Potter
Oczekujący
James Potter

Miejsce na ognisko Empty Re: Miejsce na ognisko

Nie Sie 20, 2017 7:27 pm
Na salony wkroczył Moher. Dumnym krokiem przemierzył odległość dzielącą dom Potterów od miejsca na ognisko w lesie i wskoczył na jeden z pni. Wiadomo za kim się tu przypałętał, za Ismael, a dokładnie za towarzyszem na jej ramieniu. Nie spuszczał z niego wzroku, prawdopodobnie już od chwili w której puchonka przekroczyła próg domu Jamesa. Uważał go za intruza, a może po prostu był ciekawy? To chyba w stanie była tylko wyczytać Erin z tej jego puchatej mordki. Na razie jedynie w milczeniu obserwował, swoim kocim brakiem zainteresowania darząc wszystkich, poza fretką.
- Brutalne – powtórzył teatralnie Potter przyglądając się swemu dziełu – Piękne słowo – skwitował po czym swój wzrok przeniósł na Charlie.
Jej Porzeczkowy Rum okazał się niezwykle kojący. Przymknął nawet na chwilę powieki, a przez myśl przeszło mu, że z przyjemnością cały zanurzyłby się w Porzeczkowych Rumach. Wtedy Macmillan chwyciła go za dłoń, a on posłusznie dał się jej pociągnąć i usadzić na jednym z pni. Notabene tym na którym można było znaleźć ich wspólne inicjały z wydawałoby się tak zamierzchłych czasów. Na usta wypełzł mu niecny uśmieszek i bez najmniejszych skrupułów przyglądał się jej twarzy gdy postanowiła obejrzeć jego, nie tak atrakcyjnego jak on sam, guza.
Nie jedno wspomnienie wróciło gdy tak wędrował po tych tak dobrze znanych mu ustach, policzkach, czy oczach. W sumie to zaczął się w końcu cieszyć, że zaczynały się wakacje. W szkole nigdy jakoś nie mogli się odnaleźć, za to tutaj, w Dolinie Godryka, ekhem, trochę fajnych rzeczy się wydarzyło. Może nie będzie tak tragicznie jak sobie wyobrażał? Może to dobrze, że nie wysłał żadnego z tych kilkukrotnie zaczynanych zaproszeń dla Lily? W końcu ona i Snape… Skrzywił się na samą myśl, ale można było to przecież zgonić na guza.
- Bardziej martwiłbym się o tego nieszczęsnego świerka – stwierdził przywołując na twarz wyraz jak najprawdziwszej udawanej troski na jaką było go stać.
Charlie przyłożyła mu butelkę z powrotem do guza, ale Potter już zdarzył bardziej zainteresować się jej zawartością niż właściwościami chłodzącymi i szybko ją odsunął by po chwili ją odkorkować. Zdecydowanie wracał do formy.
- Hm, kurde – zafrasował się przez chwilę rozglądając się dookoła. Oczywiście wcale nie pomyślał o przygotowaniu kubeczków, a nie godziło się proponować damie picia trunku z gwinta – Będę tu za trzy sekundy! – zapewnił po czym pognał do domu jak nowo narodzony, kulejąc tylko po wczorajszym spotkaniu z kolcami. Chwilę później wracał już z lewitująca przed sobą deską na której prócz papierowych kubeczków można było znaleźć przepyszne żarełko dostarczone przez dziewczyny, jakieś inne przekąski które wyczarowała pani Potter i lemoniadę.
- Tadam! – dumny osadził deskę na jakichś dwóch pniaczkach i wyszczerzył się zadowolony jakby to on sam to wszystko przygotował. Złapał dwa kubeczki i chwile później już je napełniał siedząc przy Charlie. Stwierdził, że będzie trzymał klasę i sam również postanowił uraczyć się trunkiem z kubeczka, przynajmniej na początku.
- Uczynisz nam ten honor i wzniesiesz pierwszy toast? – zaproponował unosząc jedna brew do góry i podając jej papierowy kubeczek napełniony rumem.
James miał jakieś takie wewnętrzne zaufanie do czerwonych i fioletowych owoców, wiedział że nie zawiodą go te szlachetne porzeczki. I nie zawiodły. Trunek rozlał się po jego ciele przyjemnie rozgrzewając go od środka. Po ostatnich przygodach nie miał zamiaru żałować sobie alkoholu, chciał w końcu oderwać się od tej powalonej rzeczywistości i trochę odetchnąć.
Po pierwszym toaście sięgnął po papierosa, tym razem ze znanego mu bardzo dobrze źródła, i odpalił go z lekkim zażenowaniem przyglądając się ognisku. Sterta patyczków naniesiona przez Syriusza zdążyła się szybko zutylizować, a ich pozostałe drewniane zapasy nie wyglądały zbyt imponująco. Trzeba było ratować sytuację.
- Kto pisze się na niezwykłą wyprawę do tajemniczego lasu po magiczny chrust u boku Stalogłowego Rogacza Pierwszego Tego Imienia, Pogromcy Świerków i Kudłatych Jaj? – zerknął zachęcająco na Charlotte.
Charlotte Macmillan
Oczekujący
Charlotte Macmillan

Miejsce na ognisko Empty Re: Miejsce na ognisko

Nie Sie 20, 2017 8:56 pm
Pojawienie się Mohera sprawiło, że Charlotte momentalnie pomyślała o swoim kocie. Dawno go nie widziała, musiała przyznać. A to nie zwiastowało niczego dobrego, bowiem Jon był raczej domownikiem, który cztery kąty opuszczał wyłącznie w kryzysowych sytuacjach. Czyżby taka się nadarzyła? Trudno powiedzieć. Ostatnie dni w Hogwarcie skrywał się przed nią, pojawił się w Hogsmeade aby wejść do swojej klatki, a gdy w domu rodziny Macmillan pani domu ją otworzyła, kot po raz kolejny gdzieś zniknął. Jeśli tak dalej będzie, Charlotte będzie musiała zorganizować jakąś brygadę poszukiwawczą aby tego małego futrzaka odnaleźć.
- Adekwatne do zdarzenia. - z niemałym politowaniem popatrzyła na poszkodowanego Syriusza, chociaż to nie jego obrażenia interesowały byłą Gryfonkę.
W czasie oględzin Jamesa czuła na sobie jego wzrok i może powinna czuć się skrępowana? Może powinna powiedzieć mu, żeby nawet nie próbował obdarzać jej takim spojrzeniem? Takim uśmiechem? Możliwe, było to bardzo możliwe, a jednak nie zrobiła nic, czując rozchodzące się po jej wnętrzu ciepło. Za każdym razem gdy powracała na wakacje do domu powracały wszystkie te wspomnienia, które dzieliła z Potterem, a o których, z jej strony, wiedziała co najwyżej Marlene. Były one jednak na tyle bliskie sercu nastolatki, że myśl, że choćby chwile jak te, które miały miejsce właśnie tutaj, przy jednym z ognisk, które organizowali tylko dla siebie, mogą powrócić, sprawiała, że lekki dreszcz przebiegał po jej plecach.
- Może powinnam pójść sprawdzić jak on się trzyma? - zapytała, podłapując tę udawaną troskę, jednak kroku w tamtym kierunku nie zrobiła, pozwalając sobie za to aby usiąść obok Jamesa i z lekkim powątpiewaniem spojrzeć na marne ognisko, które prędzej miało wygasnąć niż ich ogrzać.
Cichy śmiech wydobył się z jej ust, gdy wzrokiem odprowadzała biegnącego w kierunku domu chłopaka. - Zaczynam odliczać. - może i minęło więcej niż trzy sekundy, ale nie przeszkadzało jej to gdy dostrzegła kubeczki i jedzenie. To bowiem oznaczało, że można było rozpocząć należycie dzisiejszy wieczór.
- Hm. - zastanowiła się, unosząc swój Porzeczkowy Rum aby móc zderzyć się ich prowizorycznymi szklankami. - Proponuję żebyśmy wypili za to, aby nasze głowy po tym wieczorze były równie twarde co twoja po zderzeniu ze świerkiem. - i chlup, napiła się zdrowo, nie żałując sobie trunku, a wręcz zostawiając wyłącznie na dnie mizerne wspomnienie, że w ogóle w tym kubeczku się znajdował. Zdecydowanie potrzebowała się odstresować i zdecydowanie zamierzała ten cel osiągnąć tego dnia.
Lekki grymas wtargnął na usta Charlotte gdy dostrzegła papierosa między wargami Jamesa. Nigdy nie była fanką faktu, że jej towarzysz lubił zapalić, nie pozwalając sobie jednak na żaden komentarz na ten temat. Sama nienawidziła gdy ktoś narzucał jej co ma robić, a czego nie.
- Kudłate jaja mogłeś sobie odpuścić. - udawała zdegustowanie, chociaż go nie odczuwała, wstając zwinnie i wolnym krokiem ruszając w kierunku lasu. - Na co czekasz? Rusz się, sama nie przyniosę wystarczającej ilości drewna żeby to dogorywające ognisko uratować. - i kiwnęła jeszcze na Jamesa głową, zagłębiając się coraz bardziej między drzewa. Faktem było, że i tak potrzebowała porozmawiać z nim na osobności, a okazja jak ta nie nadarzała się zbyt często.
Gdy tylko Potter ją dogonił, Charlie zatrzymała się i spojrzała na niego lekko zmartwiona, od razu zabierając się do konkretów. - Marlene poprosiła żebyśmy zaczęli jej szukać jeśli nie pojawi się na ognisku do dwudziestej czwartej. Nie wiem w co ona się znowu wpakowała, ale... Nie podoba mi się to. - przyznała zmartwiona, bo jeszcze tego brakowało aby nastolatka straciła kolejnego członka rodziny. Za dużo ostatnio było cierpienia i łez, nie chciała aby kolejna bliska jej osoba była cegiełką w murze rozpaczy.
James Potter
Oczekujący
James Potter

Miejsce na ognisko Empty Re: Miejsce na ognisko

Pon Sie 21, 2017 9:44 pm
Krytycznym wzrokiem spojrzał na świerka i pokręcił głową. Zdecydowanie wolał zatrzymać Lottę przy sobie, niech sobie świerkowaty znajdzie swoją wybawicielkę, on swojej pożyczać nie zamierzał.
- To on wyrósł mi na drodze, nie ja na jego. Nie jest godny twej uwagi – stwierdził roztrzepując sobie włosy na głowie, szczególnie skupiając się na okolicy guza.
Przy toaście Charlotte kącik ust dumnie uniósł mu się do góry – Oby tak było – skwitował i rum z jego kubka podzielił los tego z kubka Macmillan.  I tak alkohol obudził w nim głód nikotynowy. Kiedyś palił tylko przy okazji imprez, jednak po śmierci Erin zamienił się w rasowego smoka. Co tu tłumaczyć, po prostu szukał jakiegokolwiek sposobu by ujarzmić rozpacz i wściekłość która rozsadzała go od środka. Znalazł ich dwa. Quidditch i podtruwanie się dymem. I tak mu zostało, w końcu nie minęło wcale tak dużo czasu, a i dodatkowo się przyzwyczaił, by nie powiedzieć że uzależnił.
Parsknął szczerym śmiechem widząc zmarszczony nosek Charlie na jego tytuł Pogromcy Kudłatych Jaj. Zawsze lepiej to brzmiało od Zapchlonych, czyż nie? A nie mógłby sobie tak zgrabnego sukcesu zapomnieć przy tytułowaniu, w końcu każde tak zacne osiągnięcie podnosi rangę.
- Nie mogłem – pokręcił głową dalej się śmiejąc i kątem oka obserwując reakcję Syriusza. Wyczuwał pocisk z jego strony, jakąś lecącą kupę, cegłę, wszystkiego można było się po nim spodziewać – Już biegnę! – ewakuacja była teraz świetnym pomysłem. Chwycił jeszcze tylko butelkę Porzeczkowego Rumu którą napoczęli, znowu zapominając o kubeczkach, i po chwili zniknął za drzewami za którymi zniknęła kilka sekund wcześniej Lotta.
Usta jakoś same wyginały mu się w uśmiechu gdy tak obserwował ją od tyłu. Słońce już zachodziło, więc ostre skośne promienie przedzierały się przez drzewa i tańczyły jej we włosach. James błądził po nich wzrokiem. Wyglądały jakby płonęły, w tym świetle mógłby przysiąc, że są całkowicie rude…
Wtedy dziewczyna nagle się zatrzymała i posłała mu zmartwione spojrzenie, które natychmiast sprowadziło go na ziemię. Już miał zapytać co się stało, gdy słowa same z niej popłynęły jak potok, a Potter prawie przestał oddychać przyswajając to co właśnie usłyszał. Przez dłuższą chwilę stał tak zamurowany wlepiając swe spojrzenie w Charlie, trzymając w jednej dłoni butelkę i dymiącego papierosa jednocześnie. W końcu drgnął, a różdżka sama pojawiła mu się w drugiej dłoni. Zmarszczył brwi zdenerwowany. Przecież to brzmiało równoznacznie co szukajcie mnie natychmiast!
- Powiedziała ci gdzie idzie? – spytał twardo, przypominając sobie całą sytuację w pociągu. Głupia Marlene, co ona odwalała? Nie najlepiej zabrzmiało to jej muszę załatwić kilka spraw, ale uważał ją za osobę posiadającą wystarczającą ilość oleju w głowie by nie pakować się świadomie w gówno. Może po prostu chciała tylko pójść po coś do domu? James zaciągnął się papierosem nerwowo stukając palcem o butelkę. Rozmyślał gorączkowo nad słowami Rosiera… - Wiesz co stało się w pociągu? – spytał Charlie. Zastanawiał się czy ona mogła wiedzieć coś więcej apropo tej chorej relacji Marlene i Evana.
Charlotte Macmillan
Oczekujący
Charlotte Macmillan

Miejsce na ognisko Empty Re: Miejsce na ognisko

Pon Sie 21, 2017 10:06 pm
Mimowolny uśmiech wtargnął na jej usta gdy usłyszała słowa Jamesa, a następnie jego kroki za sobą. Na pewno bardziej cieszyłaby się z tego wszystkiego gdyby nie to, co działo się w przeciągu ostatnich godzin, gdyby nie czuła się wyłącznie emocjonalnym wrakiem, który nie potrafił poradzić sobie w żadnej, ale to żadnej sytuacji. I cieszyła się w tym momencie, że to właśnie Potter z nią jest. Przecież od zawsze słuchał wszystkich jej problemów i starał się pomóc, tym razem miało być tak samo, prawda? Szczerze w to wierzyła, dlatego też od razu powiedziała mu o kuzynce, która ze swoimi skłonnościami do autodestrukcji przyprawiała ją często o niemały ból głowy.
- Nic nie powiedziała. Rzuciła tylko tym i zniknęła, nie mogłam jej już namierzyć. - jęknęła żałośnie, podchodząc do chłopaka i pozwalając sobie na oparcie głowy o jego ramię. To nic, że palił i zaraz jej włosy miały zacząć śmierdzieć dymem, to nic, że mógł nie mieć na to ochoty. Charlie tego potrzebowała, potrzebowała w tym momencie poczuć, że ktoś, kto jest jej bliski jest obok i nie planuje robić nic głupiego. Chociaż jedna osoba. Chociaż James.
- Coś się działo w pociągu? - oczywiście, że nie wiedziała. Przecież gdyby Marlene zdradziła to brunetce to miałaby pewność, że nigdzie jej się nie wywinie. A tak skorzystała z okazji, zataiła prawdę i czmychnęła czym prędzej, dokładając do sterty spraw zaprzątających tego dnia głowę Charlotte.
- Jeśli wpakowała się w coś głupiego to ją zabiję, gwarantuję. Nie mam siły na kolejną akcję tego typu, nie mam siły już na nic, James. - jeszcze chwilę stała opierając się o niego, w końcu jednak odsuwając się i racząc Porzeczkowym Rumem, którego napiła się prosto z butelki, nie bawiąc się w żadne zachowanie, które panience ze szlacheckiego czarodziejskiego rodu przystaje. Teraz była po prosto człowiekiem, któremu blisko było do złamania się i który liczył, że James jej jakoś pomoże. Chociaż trochę. Miała nadzieję, że może na niego liczyć tak jak kiedyś, że na tej płaszczyźnie nic się między nimi nie zmieniło, chociaż na przestrzeni lat zmieniało się wszystko inne. Czasem na lepsze, a czasem a gorsze. Teraz jednak byli w Dolinie Godryka, a to oznaczało, że ponownie mieli stać się sobie bliscy.
Pandora Sayre
Biznes
Pandora Sayre

Miejsce na ognisko Empty Re: Miejsce na ognisko

Sro Sie 23, 2017 10:21 am
|start

Najciężej było zacząć. Faworyzowanie jednego gatunku i głoszenie jego wyższości nad drugim nie było fair. Bosymi stopami, drepcząc po zwilżonej lipcowym deszczykiem polanie, z zamkniętymi oczami obracałam się wokół własnej osi. I choć zwiewna, niemal przezroczysta wrzosowa sukienka podnosiła się pod wpływem ciepłego, delikatnego wietrzyka, ja nie zwracałam na to uwagi, w myślach, nucąc wyliczankę. Chodzi Irytek  po łące i zasuwa zające: i choć powolutku zaczynało mi się kręcić w głowie, a w uszach szumiał wiaterek, nie mogłam tak po prostu przestać: Raz, dwa, trzy. Najsmaczniejszy byłeś ty! – i puff!  Nagle się zatrzymałam, powoli otwierając szarawe oczy. Nie mogłam mieć żadnych wątpliwości. Moja wyciągnięta dłoń niezaprzeczalnie wskazywała na niebieskie, dorodne chabry. Z uśmiechem na ustach uklękłam na trawie, ostrożnie wyrywając z ziemi te ładniejsze kwiaty. Pamiętałam jednak o byciu delikatną, bo to w tworzeniu bukietów było przecież najważniejsze… Opuszką palca gładziłam chude, szmaragdowe łodygi, które z moją pomocą zaczęły formować się w piękną, delikatną wiązankę. Wiedziałam jednak, że jeśli chciałam osiągnąć wymarzony efekt musiałam dodać jeszcze kilka stokrotek i rumianek, ale w tym momencie istniały dla mnie wyłącznie chabry…
(…)
Byłam zbyt pochłonięta tworzeniem wianuszka z bladoróżowych kwiatów centurii, by dostrzec podlatującego z oddali Ametysta. Właściwie to już nawet kończyłam kwiecistą koronę, która niebawem miała zdobić moje platynowe, białe włosy, ale wtedy poczułam jak coś tak po prostu trafia mnie w sam czubek głowy. Chochliku? Ale ku mojemu nieszczęściu… to nie byli moi leśni przyjaciele tylko ten przeklęty list. Nie potrafiłam przeczytać nakreślonych słów tylko raz. I bynajmniej nie było to spowodowane wzruszeniem, czy sentymentem… Najzwyczajniej w świecie nie rozumiałam, co ten… łajdak w nim napisał. I rzekomo to ja byłam pomylona, phi! Miałam niezbity dowód na to, kto w tej znajomości cierpiał na chorobę psychiczną. I szczerze mówiąc? Najzwyczajniej w świecie nie chciałam tam iść. Szkolne męki, dobre sobie Syriuszu, to nie z Ciebie wszyscy, w głównej mierze TY SAM, się wyśmiewali. Ale mimo wszystko nie cieszyłam się z końca szkoły, tak jak założył to mój były nieznajomy. Świadomość, że już nigdy nie zapytam Horacego Slughorna o różnice między stokrotką pospolitą, a stokrotką niepospolitą i ich działanie w eliksirze stokrotkowym napawały mnie dziwnym lękiem. Postanowione. Nie miałam zamiaru udawać się do jaskini lwa, do urzędujących Huncwotów i ich znajomych, którzy na mój widok zanoszą się śmiechem…
(…)
Z założonymi wcześniej butami, w tej samej wrzosowej sukieneczce i różowym wianku we włosach, stałam pod domem Jamesa Pottera. Doskonale wiem, że obiecałam sobie tam nie pójść, ale najwyraźniej to nie zależało ode mnie. Motyl, który wykształcił się w moim ciele po alkoholowym spotkaniu z Alyssą, nakazał mi stawić czoła swoim lękom i osobiście odmówić Syriuszowi Blackowi jakichkolwiek, dalszych interakcji. I bynajmniej nie miałam zamiaru dewastować pięknego, zielonego trawnika, by zakopać zardzewiały już topór wojenny. Nie miałam wiele do stracenia, zwłaszcza, że mama wciąż urzędowała w Rumunii. Nawet gdzieś miałam schowane jej zdjęcie z malutkim spiżobrzuchem ukraińskim, ale nie w tym rzecz. Powolnym, sennym krokiem przekroczyłam bramę, otaczającą Potterową fortecę, po czym udałam się w kierunku, dochodzącego hałasu. Praktycznie byłam bezszelestna, jedynie srebrny wisiorek z symbolem insygniów pobrzękiwał wesoło na wietrze. Szybko ujrzałam znajome z Hogwartu twarze, a jeszcze szybciej – leżącego Syriusza. Westchnęłam teatralnie, bez słowa podchodząc coraz bliżej i jednocześnie ignorując zaciekawione, a jednocześnie drwiące spojrzenia i zatrzymałam się dopiero, gdy moje pantofelki niemal stykały się z głową Blacka.
– Śmiesznie wyglądasz z góry, jak duży poltergeist – odezwałam się w końcu, w tym samym czasie nachylając się nad kolegą, by położyć mu bukiet chabrowych kwiatów w miejscu, za które się tak uporczywie trzymał: – Prezent. A potem sennym głosem zapytałam:
– Chcesz spać? To dlatego się położyłeś? – i wzruszyłam ramionami, rozglądając się dookoła, a moje delikatne ramiona zakołysały się pod wpływem chwili. Przez chwilę nawet rozważałam, by położyć się koło Syriusza, bo faktycznie zachciało mi się spać, ale ostatecznie… cóż, usiadłam po turecku na trawie.
James Potter
Oczekujący
James Potter

Miejsce na ognisko Empty Re: Miejsce na ognisko

Czw Sie 24, 2017 6:56 pm
Zaniepokojenie Charlotte przyprawiło mu na twarzy grymas ściągniętych brwi. Nie wiedział czy powinien się martwić o Marlene, czy raczej na nią wściekać. Co ona sobie myślała rzucając do Lotty taki tekst i uciekając? Nie mogła go poprosić o pomoc skoro obawiała się, że mogłaby nie móc wrócić? Przecież mógł jej towarzyszyć! Albo wybić tę głupotę z głowy. Zamiast tego zniknęła Merlin wie gdzie i zostawiła swoją kuzynkę zdezorientowaną i zatroskaną. Dobrze, że Potter nie wiedział co Marlene wyprawiała właśnie z Rosierem u niego w domu, bo znając jego charakter mogłoby się to nieciekawie skończyć. Albo właśnie aż za ciekawie…
Gdy podeszła do niego i oparła głowę na jego ramieniu momentalnie omiótł go jej zapach. Tak dobrze mu znany zapach. Pewnie gdyby nie ta patowa sytuacja to nawet by się uśmiechnął.
Schował różdżkę i objął ją wolną ręką, drugą gasząc papierosa. Zdał sobie właśnie sprawę jak dawno nikogo nie przytulał, a przecież była to tak cholernie przyjemna czynność. Oparł policzek na jej włosach i przez moment po prostu ją obejmował. Nawet nie wyobrażał sobie jak sam tego potrzebował po tym wszystkim co wydarzyło się w ciągu ostatnich miesięcy.
Nie mógł jednak wyłączyć się i w końcu wyluzować jak to miał w planach tego wieczoru. Marlene skutecznie zasiała w nich obojgu ziarno niepewności i James wiedział, że będzie zmuszony coś z tym zrobić, bo póki McKinnon nie będzie tu z nimi cała i zdrowa, to ani on, ani Charlotte nie będą spokojni. Niestety Rogacz też miał talent do pakowania się w kłopoty i nie należał do osób nad wyraz rozsądnych. Dlatego z tym nie planowaniem niczego głupiego pewnie było nie tak jakby Lotta tego chciała.
Gdy Charlotte przyznała, że nie wie co wydarzyło się w pociągu, Potter nabrał powietrza w płuca by jej wszystko opowiedzieć. Jednak nim nawet zaczął, słowa uwięzły mu w gardle. Widział jak była zmartwiona, a ostatnie czego chciał to jeszcze bardziej ją podminować. Postanowił więc nie mówić wszystkiego, a przynajmniej się postarać.
- Nim Rosier narobił tego zamieszania w pociągu widziałem jak z nią rozmawiał – powiedział ostrożnie, dobrze że Lotta nie widziała jego twarzy – Nie zachowywali się jakby to była pierwsza rozmowa – dodał. Tu już nie miał zamiaru ukrywać zawodu i zaskoczenia jakie w nim to wywołało. Śmierdziało to na odległość i Potter obiecał sobie, że jak już znajdzie Marlene to złoi jej skórę jak Smarkowi.
Objął ją mocniej gdy wyrzuciła z siebie całą serię zdesperowanych słów. Przez chwilę przeszła mu przez myśl nawet nierozsądna chęć by ją pocałować, szybko ją jednak od siebie odepchnął, a razem z tą myślą oderwała się od niego również Charlotte i wyjęła mu butelkę z ręki. Wzrokiem powędrował za rumem ku jej twarzy, a gdy pociągnęła łyk, sam sięgnął po alkohol, nie pijąc go jednak.
- Charlie… - zaciął się. Nie był dobry w pocieszaniu, szczególnie dziewczyn, a jeszcze szczególniej tych na których mu zależy - Pewnie poszła do domu po rzeczy. O tym, że na razie zatrzyma się u mnie raczej ci powiedziała? – sięgnął po kolejnego papierosa. Chociaż starał się udawać spokojnego, był wściekły na McKinnon, a w głowie dudniły mu słowa Rosiera. Obawiał się co takiego mogła planować Marlene… Potarł dłonią po brwiach, wczorajszy wieczór i dzisiejsza bójka w pociągu zaczynały mu się dawać we znaki po całym dniu, a niezbyt rozsądna McKinnon wcale nie pomagała… Pociągnął z butelki i odpalił papierosa – Mogę sprawdzić jej dom, przytargam ją tu za ucho, obiecuję – zarządził podchodząc znowu do niej i dłonią odgarniając jej włosy z policzka.
Charlotte Macmillan
Oczekujący
Charlotte Macmillan

Miejsce na ognisko Empty Re: Miejsce na ognisko

Czw Sie 24, 2017 7:25 pm
Nigdy by mu o tym nie powiedziała gdyby mogła z tym wszystkim poradzić sobie w jakikolwiek sposób sama, gdyby sama mogła wyruszyć i odnaleźć McKinnon, przytargać ją na miejsce i cieszyć się należycie tym dniem. Wiedziała jednak, że bez Pottera sobie nie poradzi. I tutaj, chociaż trudno jej było się do tego przyznać, nie chodziło tylko o sytuację z kuzynką, ale też o wszystkie emocje związane z wydarzeniami ostatnich dwudziestu czterech godzin. Musiała to wszystko z siebie w końcu wyrzucić i poczuć, że ktoś jest obok, ktoś bliski, bezpieczny, ktoś pozbawiony instynktu autodestrukcyjnego. Może i James często był porywczy i lekko nierozsądny, mało co brał na poważnie, jednak przenigdy nie naraził by się na świadome niebezpieczeństwo, tego Charlotte była stuprocentowo pewna. Wchodzenie do paszczy lwa w celu podniesienia poziomu adrenaliny we krwi nie było w jego zwyczaju. Cenił swoje życie.
Oczy brunetki zacisnęły się wraz z uczuciem ramion Pottera tak szczelnie ją obejmujących. Sama wtuliła się w niego, nabierając głęboko powietrza w płuca, jednak nie dlatego, że potrzebowała pilnie tlenu. Chciała poczuć jego zapach, który zawsze działał kojąco na nerwy nastolatki. Nawet przez moment zaczęła zastanawiać się dlaczego nigdy nie potrafili się dogadywać gdy byli w Hogwarcie, co mury zamku miały w sobie takiego, że ich drogi się rozchodziły, że nie potrzebowała tak histerycznie obecności Jamesa aby móc funkcjonować. W odróżnieniu od czasu, który spędzali w Dolinie Godryka. Tutaj nie czuła się dobrze kiedy Potter był gdzieś daleko, kiedy nie byli razem, razem nie przemierzali lasu, razem nie spędzali każdej wolnej chwili.
Myśli te jednak musiała odpędzić od siebie, przyszedł bowiem czas w którym musiała skupić się na słowach chłopaka, czując jak jej ciało się napina, jak wszystko sztywnieje.
- Bo się znają od dziecka. - westchnęła ciężko, przełykając następnie ślinę aby móc ponownie zabrać głos. - Gdy byli mali przyjaźnili się. Chociaż ją prosiłam aby nie zadawała się z Rosierem to nie słuchała... Jedyne co to wmówiła mu, że jest Macmillan. A on uwierzył, jak to dziecko. Gdy później okazało się, że jest mugolakiem ich drogi się rozeszły, a przyjaźń przerodziła się w nienawiść. - wyjaśniła w telegraficznym wręcz skrócie.
Nie protestowała gdy James zabrał jej butelkę, chociaż zaczęła jej mocno potrzebować słysząc kolejną informację, którą ją uraczył.
- Raczej nie. Była łaskawa i tę informację zataić. - w tym momencie nie była pewna czy jest na nią bardziej wściekła czy może bardziej martwiła się gdzie też obecnie się znajdowała i co robiła. Emocje mieszały się ze sobą tworząc prawdziwą mieszankę wybuchową wewnątrz Charlotte.
- Ten dzień to jakaś porażka. Najpierw dałam jej się zaciągnąć do Zakazanego Lasu żeby skończyć pod kopytami dwurożców, następnie Giotto wyjechał bez jakiegokolwiek pożegnania i prawdopodobnie żywy nie wróci, potem w Dziurawym Kotle spotkałam mojego kuzyna, którego nie widziałam od wielu lat, a który, jak się okazało, służy Temu, Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać, kolejnym punktem był moment, w którym na ulicy zaczepili mnie i Marlene jacyś ludzie tylko dlatego, że rozmawiałam z Nickiem, teraz to. - warknęła, i chociaż złość w niej buzowała, to gdy jednak poczuła dłoń Jamesa i jego gest, uspokoiła się odrobinę.
Spojrzała na chłopaka zmęczonym wzrokiem, aby po chwili wyjąć mu z dłoni papierosa i przygasić go butem (najwyżej przy najbliższej nadarzającej się okazji odkupi mu całą paczkę), po czym podeszła i objęła go ramionami za szyję, po raz kolejny tego dnia pozwalając sobie na wtulenie się w Pottera. - Ty nic głupiego nie zrobisz, prawda? Będziesz przy mnie?
Sponsored content

Miejsce na ognisko Empty Re: Miejsce na ognisko

Powrót do góry
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach