Go down
James Potter
Oczekujący
James Potter

Miejsce na ognisko - Page 3 Empty Re: Miejsce na ognisko

Sob Wrz 02, 2017 1:23 pm
Zrobiło mu się duszno, noc była ciepła, ale nie to było powodem jego dyskomfortu, dusił się w środku, od tych wszystkich myśli, wspomnień, braku możliwości zrobienia z tym czegokolwiek.
- Wiem… - wymamrotał i zapił to rumem. Następnie wysunął palce z jej dłoni i sięgnął po papierosa, chociażby Charlie miała zaraz znowu mu go wyrzucić. Ten jednak sam wypadł mu z drżącej dłoni co skwitował przekleństwem. Nie przeklinał przy dziewczynach, a przynajmniej się starał. To był kolejny znak, że stracił nad sobą kontrolę. Nie chciał by Charlotte patrzyła na niego w takim stanie, tego właśnie chciał uniknąć. Po co zaczynał, mógł się zamknąć, przemilczeć, ale nie, język plótł swoje, myśli robiły swoje, a jego ciało jeszcze co innego.
Podniósł tego cholernego papierosa i nim go odpalił, chwycił jej rękę i pociągnął za sobą. Uczepił się tego pomysłu ze znalezieniem Marlene i ciężko mu było z niego zrezygnować. Dopił rum do końca, a w jego ustach na nowo zagościł papieros, chociaż przez myśl mu przeszło, że zamiast niego mogłyby być to usta Charlie. Nie chciał jednak znowu sprawiać jej przykrości pocałunkiem, nie mógłby jej tym niczego zagwarantować, miał za duży mętlik w głowie by całować się na poważnie, z jakimiś oczekiwaniami być może bez pokrycia, a ona była w tej chwili ostatnią osobą którą chciałby ranić swoim niezdecydowaniem i samolubnymi zachciankami.
Ruszył więc po pieniek, chcąc rzeczywiście cokolwiek donieść na to ognisko, jeżeli uda im się jeszcze na nie wrócić. Zobaczył zielonkawe światło, które nagle wystrzeliło w jego stronę, a pijany umysł na chwilę zatrzymał mu akcję serca, stwierdzając że to Avada Kedavra leci w jego kierunku. Dopiero gdy jego serce znowu zaczęło funkcjonować ze wzmożoną prędkością, zdał sobie sprawę, że to tylko chmara świetlików. Idiota. Prawie zszedł na zawał serca przez jakieś robaczki świętojańskie. Prychnął śmiechem i dłonią ze swoim świetlikiem zakręcił w migoczącym roju, by po chwili przyglądać się rozpierzchniętym robaczkom, niespiesznie rozlatującym się po okolicy.
- A znasz kogoś, kto byłby na słońcu by powiedzieć ze stu procentową pewnością, że to nie prawda? – spytał kierując swe spojrzenie w jej stronę. Dzięki świetlikom nawet udało mu się dostrzec jej smutny uśmiech na twarzy. Nie mógł oderwać od niej wzroku, bo przy tej całej scenerii naprawdę wyglądała zjawiskowo. Rejestrował ten widok chcąc zatrzymać go przy sobie jak najdłużej, często tak robił, tak jak dziś na peronie, gdy odprowadzał wzrokiem Lily z niewiedzą czy kiedykolwiek będzie dane mu jeszcze ją zobaczyć.
- Nie wiem jak słońce… Ale gwiazdy to z pewnością świetliki, które się przykleiły do tego tam granatowego w górze* – dodał po dłużej chwili milczenia, lekko pijanym głosem.

*Król Lew
Charlotte Macmillan
Oczekujący
Charlotte Macmillan

Miejsce na ognisko - Page 3 Empty Re: Miejsce na ognisko

Sob Wrz 02, 2017 1:55 pm
Czuła, że w tej nocy jest coś nieludzkiego, jakby wszystko co dobre ich opuściło, jakby ktoś, kto sprawował nad światem kontrolę postanowił spowić ich mrokiem nie tylko ciemnej nocy, jaśniejącej w tym lesie wyłącznie marnym światłem gwiazd i świetlików, ale także mrokiem ich własnych demonów, z którymi nie potrafili sobie poradzić, chociaż usilnie próbowali. Jakby nie patrzeć, James i Charlotte byli pod tym względem do siebie bardzo podobni, zachowywali każdy problem dla siebie, męczyli się z nim, skazywali na męczeństwo, jednocześnie udając, grając, że wszystko jest dobrze, że trzymają się w całości. Chociaż do bycia w całości wiele im brakowało. Znacznie lepiej wychodziło im zajmowanie się innymi, mimo, że sami potrzebowali aby ktoś się nimi zajął.
Ze współczuciem obserwowała to wszystko co James robił, całe szamotanie, papierosa, który uciekał z drżącej dłoni, przekleństwo,  nie wiedząc tak naprawdę jak mu pomóc. Nie miała pojęcia co mogłaby zrobić aby choć trochę zniwelować cały ten stres i napięcie, które się w nim znajdowało. Tym razem na pewno nie zamierzała odmawiać mu możliwości zapalenia, niejako zazdroszcząc Jamesowi, że ma coś, co chociaż trochę mu pomagało, dawało szansę na chwilowe poczucie ulgi.
Z pewnej odległości obserwowała Jamesa, zastanawiając się co spowodowało, że tak zesztywniał jak gdyby został spetryfikowany, ale nie zapytała. Nie wszystkim chciało się dzielić, była pewna, że to coś, o czym chłopak nie będzie chciał rozmawiać, dlatego też skupiła się wyłącznie na świetlikach, a także na śmiechu, który przerwał ciszę jaka zapanowała w tym pustym, wielkim lesie.
- Znam kogoś, kto ciężką ręką wybił mi ten pomysł, wpajając, że to tak naprawdę gwiazda stworzona z plazmy. Kogoś, kto zabronił mi opowiadać takich głupot. - i udało mu się to, jakby nie patrzeć, do tej pory Charlotte ani razu nawet o tym nie pomyślała i prawdopodobnie gdyby stuprocentowo nie ufała Rogaczowi, w życiu nie podzieliłaby się tą teorią, która była jej własną, osobistą. Dawno temu zapomnianą.
- To na pewno świetliki. Mrugają jak one. - szepnęła, unosząc głowę aby spojrzeć między drzewami na niebo. Tak wiele razy się w nie wpatrywała, zastanawiając się nad sensem wszystkiego, szukając w nim odpowiedzi, których na ziemi nie potrafiła odnaleźć. - Chyba powinniśmy wracać na ognisko. Chociaż jeśli mam być szczera to jeszcze nie chcę. - wiedziała, że gdy tam powrócą na nowo będzie musiała udawać radość, której w niej nie było. Dlatego też powoli podeszła do Jamesa i kolejny raz tego wieczoru przytuliła się do niego, wzdychając przy tym ciężko. Potrzebowała jeszcze krótkiej chwili nim będą musieli powrócić do rzeczywistości.
James Potter
Oczekujący
James Potter

Miejsce na ognisko - Page 3 Empty Re: Miejsce na ognisko

Sob Wrz 02, 2017 10:02 pm
Jedną ręką podtrzymywał pieniek, drugą dzierżąc papierosa i co jakiś czas posyłając go do ust. Przyglądał się Charlotte z lekkim kołowaniem w głowie i niemałym zafascynowaniem. Nikotyna trochę go uspokoiła, chociaż dalej głupio mu było za tę chwilę słabości. Jutro będzie sobie za to wszystko pluł w twarz. Teraz zgonił wszystko na alkohol, ale i tak jakby było coś jeszcze na dnie butelki to bez zastanowienia znowu by się napił.
- Chyba też go znam… - domyślał się, że mówiła o swoim ojcu. Nieraz miał ochotę pójść do tego człowieka by zrewanżować mu się za te wszystkie łzy, które wylała przez niego Charlie. Kto wie, może kiedyś los mu na to pozwoli. Skończył papierosa, a wolną już rękę schował do kieszeni – Gwiazda z plazmy… - prychnął – Słoik ze świetlikami brzmi lepiej – stwierdził i przez dłuższą chwilę milczał usilnie się nad czymś zastanawiając – Marlene szuka mieszkania, mogłybyście wynająć coś razem – zaproponował. Wiedział, że jej mieszkanie u niego nie przejdzie, byłaby za blisko domu, a jej ojciec miałby tylko kolejne powody do awantur. Jednak gdyby pretekstem był jakiś staż, studia, praca, a co za tym idzie, duża odległość, mogłaby się w końcu uwolnić od ojca – Masz już jakieś plany? Co chcesz robić? – pociągnął temat. Ciekawiło go czy czas zrewidował jej plany na przyszłość, tak jak drastycznie zrobił to u niego. Już widział oczyma wyobraźni jej zszokowaną minę na wieść, że postanowił zostać aurorem. W końcu zawsze gadał tylko o Quidditchu i tylko z nim wiązał swoją przyszłość. To rodzice chcieli mu wpoić zawód aurora, a on zawsze zbywał to tylko wywróceniem oczu. A teraz? Ojciec z matka najchętniej zamknęliby go w szklanej kuli, a on rwał się do wojny jak głupi.
Razem z nią spojrzał do góry w gwiazdy, ale szum alkoholu w głowie sprawił, że konstelacje trochę zaczęły mu się mieszać. O tak, nieźle teraz te świetlikowe gwiazdki mrugały. Odrzucił pieniek, akurat wtedy gdy Charlie zaczęła mówić, że chyba powinni wrócić nad ognisko. Zgromił go za to niepocieszonym spojrzeniem, ale nie sięgnął po niego z powrotem widząc kroki Lotty w swoją stronę.
- Powinniśmy. Nie lubię tego słowa – wyszeptał obejmując ją i gorącym oddechem omiatając jej szyję – Chociaż skończył się alkohol... I w sumie to… Coś bym zjadł – stwierdził, a na usta wypełzł mu niecny uśmieszek. Naprawdę zgłodniał, a jego myśli na moment uciekły do smakołyków które przylewitował z domu. Zwinęliby butelkę whisky, talerz z jakimiś przekąskami i pewnie mógłby tu z nią zostać cały wieczór, gdyby nie plan odnalezienia Marlene, który ciągle siedział mu gdzieś z tyłu głowy i kłuł go raz za razem o sobie przypominając. Chwilowo jednak przymknął oczy wtulając się w nią jeszcze mocniej i wsłuchując się w jej miarowy oddech i bicie serca.
Charlotte Macmillan
Oczekujący
Charlotte Macmillan

Miejsce na ognisko - Page 3 Empty Re: Miejsce na ognisko

Nie Wrz 03, 2017 3:51 pm
Nie tylko on uraczyłby się teraz chętnie alkoholem. Chociaż nie była pewna czy gdyby sięgnęła w tym momencie po Porzeczkowy Rum czy też whisky to potrafiłaby trzymać swoje emocje na wodzy. Prawdopodobnie nie. Prawdopodobnie zaproponowałaby żeby już teraz, w tym momencie, pobiegli szukać Marlene. A gdyby James próbował ją od tego odwieść... Cóż, nie pozwoliłaby na to i ruszyła sama, licząc, że to ona pierwsza odnajdzie kuzynkę.
Była mu naprawdę wdzięczna za to, że próbował podnieść ją na duchu, przytakując jej teoriom, które innym wydawały się całkowicie bezsensowne. Kto wie czy gdyby nie miała chociaż jednej takiej osoby to wciąż potrafiłaby marzyć i śnić, czy rzeczywistość nie przerosłaby jej.
- Będę musiała to rozważyć. Chociaż nie wiem czy będzie chciała ze mną mieszkać. Obawiam się, że jej charakter długo by nie zniósł mojego. - prawie się zaśmiała po powiedzeniu tego, wyobrażając sobie jak kuzynka wymyśla coraz to nowsze sposoby pozbycia się natrętnej Charlotte, nie dającej jej spokoju na każdym kroku. - Rozważałam staż w Ministerstwie, zostanie w szkole jako praktykantka z Astronomii albo załapać jakąś robotę na Pokątnej. Ale prawdę mówiąc nie czuję żeby cokolwiek z tego miało być moim planem na życie. Tak samo magiczne stworzenia... Las dzisiaj skutecznie wybił mi z głowy chęć bycia drugim Skamanderem. - mimowolnie opuściła spojrzenie na swoją nogę, na koniec jednak wzruszając ramionami. Nie wiedziała kim będzie, nie miała żadnego planu na siebie i obstawiała, że jeszcze długo nie będzie miała, łapiąc się pierwszej możliwej okazji ku temu, żeby uciec od ojca i stać się od niego niezależną. To był jej główny plan, główny cel. Uciec od tego szaleńca najdalej jak to możliwe. - Wciąż celujesz w Quidditcha czy też masz mętlik w głowie? - coś jej podpowiadało, że Quidditch odszedł na dalszy plan. Nie miała jednak żadnego pomysłu na to co James mógłby chcieć poza nim robić. Zawsze to on zajmował cały wolny czas i wszystkie myśli chłopaka.
- Nie tylko ty. - sama bardzo go nie lubiła, zawsze czując dziwne swędzenie kiedy ktoś coś jej nakazywał. Wsłuchała się w słowa Jamesa z policzkiem wtulonym w jego klatkę piersiową, uśmiechając się przy tym lekko. - Jedzenie to bardzo dobry argument za powrotem tam. Sama bym coś zjadła. Wreszcie. - co nie oznaczało, że zamierzała się teraz ruszać. Było jej dobrze gdy stała wtulona w Jamesa, po raz kolejny tego wieczoru czując, że uspokaja się, a część tego wszystkiego co ją dręczyło ulatywała gdzieś, dając, co prawda złudne, poczucie, że wszystko jest dobrze.
James Potter
Oczekujący
James Potter

Miejsce na ognisko - Page 3 Empty Re: Miejsce na ognisko

Nie Wrz 03, 2017 8:59 pm
- No nie wiem… Prędzej po dzisiejszym obawiałbym się, że to ty z nią nie wytrzymasz – uśmiechnął się przekornie. Do wczoraj powiedziałby, że z tej dwójki to Marlene jest spokojniejsza, ale może po prostu… wcale jej nie znał?
- Zwierzaki to ciężka sprawa – podsumował również zerkając na jej nogę – Lily dziś stwierdziła, że Moher jest gruby i mam mu zafundować dietę… A ja mu tylko czasem puszczę po pokoju Czekoladowa Żabę dla zabawy, i co, nawet to mam mu odebrać? - jakoś ciężko mu było o niej wspominać, chociaż lubił o niej mówić, bo miał wtedy wrażenie, że wcale jeszcze nie są od siebie tak oddaleni – Jeszcze znajdziesz coś dla siebie, mamy na to całe życie – też miał nadzieję, że kiedyś, gdy przyjdą lepsze czasy, będzie mógł wrócić do spełniania swoich prawdziwych marzeń. Nie miał najmniejszego zamiaru zaprzestać treningów. Nie potrafił bez nich żyć. Nie wyobrażał sobie, że ściganie tej małej Złotej Piłeczki kiedykolwiek mogłoby mu się znudzić, nigdy.
- Nie mam mętliku w głowie, wiem co chcę zrobić, ale nie jest to Quidditch – uśmiechnął się trochę smutno – Chcę walczyć… Zniszczyć Tego Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać… Najpierw zostanę aurorem, a później… Później zobaczymy – początkowo spuścił wzrok, ale gdy skończył zaczął obserwować twarz Charlotte by zobaczyć jej reakcję. Nie chciał by myślała, że zdecydował się na zostanie aurorem tylko przez wcześniejszą gadaninę rodziców. Jeżeli robił to dla kogoś, to robił to dla Erin.
- Wreszcie? – spytał cicho, dłonią zgarniając jej kilka kosmyków włosów na plecy, a później wędrując nią po jej talii z błogim uśmiechem na ustach – Masz świetliki we włosach – zauważył po chwili, gdy poczuł znowu głupią chęć pocałowania jej – Całkiem ci z nimi ładnie – dodał i podniósł ją do góry stwierdzając, że wcale nie ma ochoty jej puszczać. Czemu więc nie mógłby jej zanieść? Walić drewno na ognisko, tyle ich nie było, że z pewnością reszta musiała sobie jakoś poradzić z tym problemem. Ruszył więc z Charlie w ramionach przez las. Krok miał trochę chwiejny przez szum w głowie po alkoholu, ale mogła czuć się bezpiecznie. W życiu umyślnie by jej nie upuścił.
- Maliny! – zerwał jej po drodze gałązkę i podał. Spokojnie, to te bezkolcowe krzaczki.
Charlotte Macmillan
Oczekujący
Charlotte Macmillan

Miejsce na ognisko - Page 3 Empty Re: Miejsce na ognisko

Nie Wrz 03, 2017 9:45 pm
- To też jest wielce prawdopodobne. Nie gwarantuję, że jej nie rozszarpię gdy trafi w moje ręce. - zaśmiała się, świadoma, że na pewno nie omieszka powiedzieć jej kilku słów za dużo, słów, których możliwe, że będzie żałowała, a jednak czuła, że powiedziane musiały zostać. Ktoś wreszcie musiał uświadomić Marlene, że pakowanie się w kłopoty i na siłę wchodzenie w miejsca, z których można nie wyjść to nie jest dobry plan na życie.
- Od razu gruby... Może trochę bardziej okrągły. - zastanowiła się nad tym chwilę, w myślach przywołując dzisiejszy obraz kota. - Może nie zrzucił jeszcze zimowego tłuszczyku? Nie można od razu zwalać winy na Czekoladowe Żaby. - cóż, w poradach co do zwierząt nie była najlepsza. Jej Jon także nie wyglądał jakby dopiero co zszedł z kociego wybiegu, ale on był zwyczajnie w świecie leniwy. Dopiero od jakiegoś czasu stwierdził, że chodzenie może być fajne i przepadał gdzieś, nie wiadomo gdzie. Może znalazł jakąś kocicę, z którą wybierał się na wspólne łapanie gryzoni?
Serce na chwilę stanęło w jej piersi gdy usłyszała jaki ma plan. Chciał walczyć z Czarnym Panem. Chciał się narażać. Cień przerażenia przebiegł po jej twarzy podsuwając wizje, że i Jamesa straci, pozostając w końcu sama na tym świecie, a jednak nakazała pijanemu umysłowi zamilknąć, wreszcie przełykając gulę strachu. Coś bowiem należało odpowiedzieć.
- Gdy już zostaniesz aurorem... - tak, była pewna, że to się stanie. Znała go na tyle dobrze aby mieć świadomość, że jego upór do tego doprowadzi. - Uważaj na siebie. I nie daj się zabić. - bo to ostatnie czego chcę, dodała w myślach, zawstydzona tą słabością uciekając wzrokiem gdzieś w bok.
- Nie miałam okazji żeby coś zjeść dzisiaj. - przyznała całkiem szczerze, przymykając oczy gdy poczuła dłoń Jamesa na swojej talii. A chwilę później straciła grunt pod nogami, co sprawiło, że otworzyła powieki gwałtownie, instynktownie uczepiając się szyi chłopaka. Dopiero gdy uświadomiła sobie co się stało rozluźniła się lekko - przecież to był James, była pewna, że nawet się nie zachwieje. - To fascynujące jak szybko twój umysł przeszedł od myślenia o świetlikach we włosach do pomysłu poniesienia mnie. - zauważyła rozbawiona, całkiem wypierając myśl, że przecież mieli wrócić z drewnem do ludzi przy ognisku. Poza tym, miała gałązkę! Gdy już objedzą z niej maliny będą mogli dorzucić ją do ognia - o ile jeszcze był.
Z niezwykłym skupieniem oderwała pierwszą malinę i spróbowała ją, a po upewnieniu się, że była dostatecznie słodka drugą skierowała w kierunku ust Jamesa, chcąc nią go nakarmić.
James Potter
Oczekujący
James Potter

Miejsce na ognisko - Page 3 Empty Re: Miejsce na ognisko

Pon Wrz 04, 2017 10:34 pm
Nie wiedzieć czemu natychmiast zaczął sobie wyobrażać melanże jakie mogliby organizować u dziewczyn. Wiadomo, byli dorośli, nikt im tu niczego nie zabraniał, ale jakoś wizja miejscówki z dala od rodziców dalej wydawał się bardziej kusząca niż balowanie pod ich nosem. Przez chwilę pomyślał, że… sam mógłby się wyprowadzić. Myśl ta jednak przy aktualnym stanie rzeczy, gdy jego rodzice stracili już nieodwracalnie jedno dziecko, wydawała mu się irracjonalna. Nie mógłby im teraz tego zrobić, zostawić całkiem samych w tym wielkim domu, domu pełnym duchów.
- I tak też jej powiedziałem. On jest po prostu puszysty. W ogóle czy kot może być gruby? – rzucił jakby naprawdę nie wierzył, że tak może być. A już z pewnością nie z jego Moherkiem.
Obserwował jej twarz nawet nie zdając sobie sprawy, że ze skupienia wstrzymał oddech. Obawiał się, chociaż sam nie wiedział dokładnie czego. Taka rozmowa czekała go jeszcze z rodzicami, ale raczej nie prędko się do niej zabierze. Odetchnął głęboko dopiero gdy się odezwała.
- Daj spokój… Sam Ten Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać musiałby się pofatygować… A wtedy, wtedy to ja zamorduję jego – dodał i zgasił papierosa jakby gasił właśnie linię parszywego życia Voldemorta. A gasił swoją, chociaż nie bez porażki.
- Nic nie zjadłaś? – prawie zakrztusił się jej włosami, a dłoń zjechała mu niebezpiecznie nisko – I wypiłaś ze mną tyle rumu porzeczkowego na pusty żołądek? To ja już się czuję nawalony, a ty powinnaś być już mi całkowicie uległa – zażartował, a po odkryciu świetlików w jej włosach jednoznacznie postanowił, że musi zapełnić jej żołądek czymś innym, a nie tylko alkoholem.
Rum skutecznie znieczulił jego kulejąca nogę na tyle, że jego utykanie nie było raczej odczuwalne przy lekko pijanym kroku. Powędrował przez ciemny las ze swoim świetlikiem w rękach, wypatrując łuny bijącej od ogniska.
- Świetliki latają – zaczął podłapując, chociaż sam nie wiedział dokładnie do czego chciałby nawiązać – Jesteś świetlikowłosym robaczkiem, a ja twoimi skrzydłami – stwierdził poważnym tonem nim sam się z tego roześmiał.
Przystawał prawie przy każdym krzaku z malinami zrywając jej gałązkę. Pierwsze danie. Mógł się nawet pochwalić, że sam je przygotował. Nad ognisko doniósł ją już z całym naręczem gałązek, co jakiś czas muskając jej palce gdy go dokarmiała.
- Uwaga! Niosę szarlotkę z malinami! – zakomunikował pomiędzy jednym wybuchem śmiechu, a drugim. Ognisko jarało się w najlepsze, więc reszta jakoś poradziła sobie z problemem na który zaradzić mieli James z Charlie. Potter posadził ją na jednym z pni, tym najbliżej deski z żarciem, a sam swe kroki najpierw skierował po butelkę whisky.
- Hej Glizdogon – rzucił w jego kierunku – I Pan da – dodał po chwili. Do tej pory jakoś nie wierzył, że Syriusz mówił serio o wysłaniu jej zaproszenia, ale oczy mylić go nie mogły. No chyba, że Black znowu podsunął mu jakieś trefne fajki. Już zdążył zapomnieć, że zostawił Łapę zbierającego swe rozbite jajka, i że raczej nie pozostanie mu za to dłużny.
Z nową butelką pełną procentów znowu przysiadł się do Lotty. Kilka kiełbasek wylewitował nad ognisko, a sam z niemałym skupieniem zaczął poszukiwać na desce czegoś godnego jego Rogatej uwagi.
- Co przyniosłaś? – rzucił do Charlie nie mogąc się zdecydować.
Charlotte Macmillan
Oczekujący
Charlotte Macmillan

Miejsce na ognisko - Page 3 Empty Re: Miejsce na ognisko

Pon Wrz 04, 2017 11:04 pm
Była pewna, że imprezy wtedy byłby przednie, jednak... Naprawdę wątpiła, że Marlene chciałaby z nią zamieszkać. Mogły się kochać, mogły o siebie dbać, ale wspólne mieszkanie to było całkiem co innego, coś, czego nie można było nazwać przyjemnym spacerkiem w cieniu drzew. Prędzej by się pokłóciły i uraczyły jakimiś zaklęciami niż żyły z zgodzie i pokoju, dlatego też musiała rozważyć jakieś inne opcje. Musiała przede wszystkim znaleźć pracę. Bez tego nie miała możliwości chociażby zaczęcia rozglądania się za jakimś lokum dla siebie.
- Kot nie może być gruby. To jest kot. One po prostu są lepiej przystosowane do bycia przytulanymi. - tego była stuprocentowo pewna. Bo kto chciałby się przytulać do jakiegoś szkieletora, któremu można było policzyć wszystkie żebra? No nikt, zdecydowanie nikt. Dlatego koty udomowione miały więcej ciałka i sierści - ich właściciele w końcu musieli mieć jakieś korzyści z posiadania ich.
Z nikłym uśmiechem na wargach przytaknęła mu, bo naprawdę w to wierzyła, wierzyła, że James byłby w stanie stoczyć walkę z Czarnym Panem i ją wygrać. Był przecież dobry, na brodę Merlina, piekielnie dobry! Jeśli ktoś był w stanie go zniszczyć to tylko James. I tej myśli trzymała się niesamowicie kurczowo, jak gdyby ona pozwalała jej wierzyć, że kariera aurora wcale nie zapędzi go do grobu, wcale jej Jamesa nie odbierze.
- Mam genetycznie mocną głowę. Musisz się bardziej postarać żeby mnie upić. - zaśmiała się, przyjmując od niego każdą z gałązek, malinami dzieląc się z Jamesem po równo. Była to dobra przystawka przed jedzeniem, które na nich czekało przy ognisku wraz z resztą ludzi tam zgromadzonych. Swoją drogą, czy jeszcze pamiętali, że James i Charlotte tam kiedyś byli czy już pogodzili się z myślą, że ich stracili? Jeśli to uczynili to czekało ich spore zaskoczenie.
- Bardzo podobają mi się moje skrzydełka. Szkoda, że tak rzadko sobie o mnie przypominają i uświadamiają swoje zadanie. - chciała go lekko podpuścić, zobaczyć jak zareaguje na tę jawną zaczepkę ze strony Charlotte. I czy w ogóle jakkolwiek zareaguje.
Zaraz po tym gdy została posadzona na pniu jej dłoń powędrowała po smakowicie wyglądającą kanapkę, której kęs zjadła nim zdecydowała się przywitać z nowo przybyłymi. A może już nie tak nowo? Ile ich właściwie nie było?
- Hej Peter, hej Pandora. - pomachała im nawet radośnie wolną dłonią, po chwili powracając do jedzenia. Dopiero teraz, gdy zaczęła zapełniać swój żołądek poczuła jak bardzo był pusty i jak bardzo potrzebował jedzenia. Dobrze, że James był głodny, gdyby nie on Charlotte prawdopodobnie do jutra by nie tknęła niczego pożywnego.
- Te kanapki. Te tutaj. - wskazała na odpowiednie miejsce na desce, następnie przesuwając rękę w kierunku koreczków. - I to. Co prawda skrzaty zajmowały się robieniem ich, ale to oznacza tylko tyle, że będą lepsze niż gdybym ja je robiła.
Syriusz Black
Oczekujący
Syriusz Black

Miejsce na ognisko - Page 3 Empty Re: Miejsce na ognisko

Sro Wrz 06, 2017 6:54 pm
- Co za jeleń... - Wywracając oczami i ręką przegarniając sobie włosy z czoła na sam czubek głowy, jęknął z niezadowoleniem, zastanawiając się, kto normalny uciekałby przed pijańskim czymkolwiek. Alkohol był czymś, co on w tej chwili z wielką chęcią złapałby w dłoń - a nawet obie dłonie i może jeszcze z jedną kieszeń - zastępując towarzystwo paroma butelkami ognistej, które z pewnością nie obraziłyby się na niego tak jak co niektórzy. No i nie zadawałyby aż tylu pytań będących obecnie chyba niezbyt na jego głowę. Chyba na pewno nie na nią. Ani Pandora, ani Ismael nie miały tego pojąć, bo... Były dziewczynami, okej? Nie ogarniały męskiej psychiki i nic nie robiły sobie z faktu, iż mózg Syriusza mógł analizować średnio jedną bardziej zajmującą myśl na raz. A w tym momencie Black kombinował, jak powinien zemścić się za utratę godności.
Nie myślał o tym, czy Panda go bawiła - oczywiście, że to robiła, była przecież taka... wyjątkowa - ani o obdarowywaniu jej kwiatkami. Zresztą... Był na tyle kiepski z zielarstwa, że zapewne narwałby jej pokrzyw czy innego barszczu Sosnowskiego, ciesząc się przy tym jak dziecko, że znalazł coś ładnego, a potem dosłownie umierając w męczarniach. Polne kwiaty zdecydowanie nie były dla niego, no, gwoli ścisłości - żadne kwiaty nie były na niego. Istotą dobrego bajeru było wyłącznie znalezienie kogoś, kto się na tym znał - jakiegoś kujonowatego ucznia z młodszego rocznika, który znał się na pachruściach i miał klucze do zielarni, opcjonalnie dobrej kwiaciarni - a że obecnie nikogo takiego nie widział... Ani Pandora, ani Ismael nie miały dostać swoich wymarzonych bukietów. Żeby jednak powstrzymać chociaż jedną przed zbędnym narzekaniem, wyciągnął rękę w bok, urywając garść trawy i wyciągając ją w stronę blondynki.
- Wybacz. - Mruknął, szczerząc zęby w firmowym uśmiechu numer dwadzieścia trzy. - Przysięgam, że od teraz będę śmiertelnie poważny. Patrz, już leżę jak trup. - Demonstrując jej swoją pozycję moja duma i godność zmarły, opłakuj je, posłał niezadowolone spojrzenie w kierunku rudej, która nie dość, że chyba zbyt mocno bawiła się jego kosztem, to jeszcze wypijała zapasy alkoholu. I pewnie moment później sam postanowiłby do niej dołączyć, by ukryć choć trochę w swoim przełyku... Zamiast tego, cóż, prawie nie zakrztusił się własną śliną, wlepiając spojrzenie w Pandorę i mrugając kilka razy, nim odzyskał rezon. Zdecydowanie się tego po niej nie spodziewał, nieistotne, jak bardzo była ekscentryczna.
- Myślałem o tym pierwszym, ale skoro proponujesz mi drugie... - Wzruszając ramionami, znowu się wyszczerzył. - Już lec... Leżę. - Tak, mimo że go zaskoczyła i mimo że najwyraźniej jeszcze bardziej rozbawiła Blake, Syriusz najpewniej obdarzyłby ją jakimś kolejnym - jakże twórczym i ambitnym - tekstem, gdyby nie nagłe nadejście Petera. Ten to dopiero miał wyczucie czasu.
- Ogoniasty. - Skinął głową w kierunku Pettigrew, zaraz wywracając oczami i pytając niby to z wielkim niezadowoleniem. - A ja ci nie wystarczam? Jak możesz?! - Cóż, najwyraźniej tylko Pandora go tu chciała, ale przynajmniej było brandy. - Potter poszedł z Charlotte za krzaczki. - To mówiąc, znacząco poruszył brwiami. - A Remus pewnie gdzieś się wilczy, jak to on. Możesz spróbować wywołać go z lasu, ale nie gwarantuję, że się pojawi. Zniknął, przepadł, puff!, wyparował. - Po tym zaś skierował swoje spojrzenie w stronę Sayre, wypatrując za nią zbliżających się leśnych gołąbeczków i wyjątkowo powstrzymując się przed komentarzem. On też zawsze był głodny po takiej sytuacji...
James Potter
Oczekujący
James Potter

Miejsce na ognisko - Page 3 Empty Re: Miejsce na ognisko

Czw Wrz 07, 2017 11:09 pm
Przystosowane do bycia przytualnymi. Cholernie spodobało mu się to stwierdzenie. Tak, postanowił się go trzymać. Jedna żabka czekoladowa dziennie nie mogłaby zaszkodzić komuś z takimi przystosowaniami, prawda? A jeżeli ktoś jeszcze czepi się tuszy Mohera, James będzie mógł zgonić to na mamę, w końcu teraz są na jej wikcie. Oboje. O zgrozo… Gruby Potter? Tylko nie to…
Dopiero po chwili dotarło do niego co Charlie miała na myśli mówiąc, że ma genetycznie mocną głowę. Zmieszał się na chwilę, ale zawtórował jej śmiechem udając, że nie zwrócił na to uwagi. Nie chciał by znowu się zasmuciła, czy nawet poczuła nieswojo. Już wystarczająco cierpiała przez tego potwora.
Zawstydzasz mnie… Czyżbym ja miał miękką głowę? Przecież ten świerk… No o mało go nie powaliłem! – zaskomlał – Chociaż… Pewnie oddałem przy tym mnóstwo energii… Stąd te efekty uboczne przy wysokiej absorbcji alkoholu… - nagle znalazł sobie usprawiedliwienie dla swojego pijanego tonu. Duże znaczenie pewnie miała wczorajsza spora utrata krwi, ale tym już nie zamierzał się chwalić. Przyjął jednak wyzwanie. A jakże, Charlie strzeż się, ktoś cię dziś upije. Jak sam nie padnie wcześniej…
Uśmiechnął się na zaczepkę ze strony Lotty, podając jej kolejną kiść malin – Bo skrzydełka, to TYLKO skrzydełka – zaczął, podkreślając wyższość świetlikowłosego robaczka nad nimi –  Zagubiły się, coś przesłoniło im ich świecącą królową, a bez światła nie mogły jej odnaleźć. Czy mogą liczyć na wybaczenie? – potknął się przy tym błagalnym zakończeniu, ale szybko odzyskał równowagę sięgając po kolejną gałązkę z malinami.
Kiełbaski skwierczały nad ogniskiem odbijając się w roziskrzonym spojrzeniu Mohera, a muzyka cicho grała z Magicznego Gramofonu wtórując świerszczom. James natychmiast zaczął pochłaniać wszystko co pokazała mu Charlie. Zagryzał kanapki koreczkami czując, że opanowała go pijacka gastrofaza. Zachował przy tym jednak twarz i szybko odkorkował Ognistą Whisky podając ją bez oporów Macmillan. Kto by teraz myślał o manierach i kubeczkach. Phy.
- Mocna świetlikowa głowo, czyń honory – rzucił, a jeden ze świetlików wyleciał z włosów Charlie ulatując razem z iskrami z ogniska w niebo.
Peter Pettigrew
Sztuka
Peter Pettigrew

Miejsce na ognisko - Page 3 Empty Re: Miejsce na ognisko

Pią Wrz 08, 2017 10:36 pm
Pierwszą istotą, która mnie przywitała, był Moher. Kot Erin stanął przede mną i postanowił… Cóż, chyba pragnął mi pokazać, kto tu jest kotem. Niecny. Nie wiem, czy James wpoił mu te nauki do głowy, czy sam myślał, iż może mnie tu zastraszać, ale jakoś cieplej mi się zrobiło na sercu, że ktoś taki jak on zwrócił swoją uwagę na moją osobę. Mimo wszystko jednak, chwyciłem go wolną dłonią za futro na karku i uniosłem na wysokość swojej twarzy.
Co jest, Moherku? Coś cię sparaliżowało? – zapytałem rozbawiony, by zaraz go odstawić na ziemię i pogłaskać. Nie byłem znowu jakimś tam brutalem, a na dodatek szczur miział kota. Niech sobie to zapamięta.
Niespiesznie odłożyłem na ziemię również torbę z butelkami, nie zapominając zabrać jednej dla siebie. Otworzyłem ją nieco niezdarnie, po czym napiłem się, wznosząc niemy toast. Niemy toast raczej za nic.
Jeśli chciałem jakoś to przetrwać, musiałem się napić. Entuzjazm opadał, a do mojego umysłu dobierała się smutna rzeczywistość. Inna, znacznie gorsza od tej przewidywanej. Nie było Lunatyka, Syriusz śmiał się jak wariat, kiedy ja jakoś tego nie czułem, a James bajerował z Charlie. Szczerze? Nie podobało mi się to, że zabawia się z inną, nie myśli o Lily i w ogóle… Nie wiem, ale… Huncowci schodzili na psy. Bez obrazy dla Syriusza.
Przywitałem się z Jamesem i Charlie. Trochę jak w tanim przedstawieniu, uśmiechnąłem się niemrawo, by zaraz opaść na trawę, obok wolnego pieńka, o który oparłem się łokciem. Miałem przed sobą ognisko, gdzieś tam chichającą parę i Syriusza z dziewczynami. Może się starzałem, a może zgubiłem gdzieś po drodze radość… A może było ze mną coś bardziej nie tak. Cokolwiek by to nie było, zaczynałem popadać w zamyślenie i nostalgię. Nie zapomnijmy również o krytycyzmie. Syriusz z Jamesem przecież nie zrobili mi niczego złego, bym myślał o nich w złych kategoriach.
Wszystko u niego w porządku? Już od dosyć dawna mamy z nim ograniczony kontakt… – pragnąłem zauważyć, poniekąd naprawdę martwiąc się o Remusa. Nie było go teraz. Na zakończeniu widzieliśmy się przez moment, zaś wcześniej jego priorytetem było, oczywiście, zakuwanie. Plus, ja też miałem ostatnimi czasy z nimi wszystkimi ograniczony jakby kontakt, ale nie zamierzałem zawracać sobie tym głowy. Ani im. Szczególnie przy osobach trzecich.
James Potter
Oczekujący
James Potter

Miejsce na ognisko - Page 3 Empty Re: Miejsce na ognisko

Sob Wrz 23, 2017 9:30 pm
Moher czuł się wielce oburzony faktem, że ktoś kto chowa się nocami w postaci szczura śmiał go tak bezwzględnie chwycić za futro na karku i mówić do niego tonem, który mu się ani trochę nie podobał. Zmarszczył mordkę i zawarczał zapamiętując sobie tę zniewagę. Jeszcze kiedyś się zemści… Zobaczymy kto tu kogo będzie nosił za kark… Znowu się oblizał wyobrażając sobie tę sytuację, a gdy tylko Peter odstawił go na ziemię, olał jego głaskanie i wielce obrażony ruszył w stronę domu.
James opędzlował prawię połowę żarcia na desce nim zdążyły upiec się kiełbaski. W międzyczasie przyszła również sowa od Marlene z uspokajającym listem, a Charlie w końcu dogoniła go w upojeniu alkoholowym.
- Ograniczony kontakt? – brwi Rogacza powędrowały wysoko do góry. Co ten Glizdogon wygadywał? Nic się nie zmieniło, przynajmniej on nic takiego nie zauważył. Postanowił jednak pomyśleć nad tą sprawą jak już wytrzeźwieje, problem polegał jednak na tym, że to nie o Remusa powinien się martwić, a o Petera – Wysłał sowę, że rodzice zrobili mu jakieś przyjęcie powitalne, czy coś i dziś się nie wyrwie. Wpadnie jakoś na tygodniu – rzucił odkorkowując kolejną butelkę i unosząc ją w geście toastu w stronę Glizdogona, by po chwili go wypić.
Jakby James się nie starał, nie był w stanie odegnać myśli ciągle uciekających w stronę brakującej dziś przy ognisku Erin. Przecież nigdy nie było tu imprezy bez niej... I nigdy już miało nie być... Powrót bez niej do domu okazał się być naprawdę ciężki, szczególnie po tych wszystkich procentach które zawładnęły już jego umysłem. Zwinął się więc niepostrzeżenie z ogniska z dwiema butelkami, jedną pustą, drugą pełną, by z pierwszej zrobić siostrze jej ulubiona grającą lampkę, a z drugiej napić się samotnie przy jej grobie.

zt dla wszystkich, chętni mogą walnąć jeszcze po poście na zakończenie
Pandora Sayre
Biznes
Pandora Sayre

Miejsce na ognisko - Page 3 Empty Re: Miejsce na ognisko

Sob Wrz 23, 2017 9:48 pm
Spod przymrużonych oczu obserwowałam, jak przepiękna błyszcząca trawa zostaje bezczeszczona przez ignoranta Blacka. Mogłabym przysiąc, że gdy zrywał garść zieleniny, ziemia zadrżała pod moimi niemal bosymi stopami, łkając za swoimi dziećmi. Mimo wszystko wyciągnęłam swoją dłoń, by przejąć od niego tak bestialsko zerwaną trawę, gdyż szczerze mówiąc niezwykle obawiałam się tego, do czego jeszcze był zdolny mój były przyjaciel. Kąciki moich ust wykrzywiły się w smutnym, nostalgicznym uśmiechem, po czym delikatnie pokręciłam blondwłosą głową.
– A teraz bawią Cię jeszcze trupy – mruknęłam, sceptycznie mlaskając językiem, po czym ponownie przyjrzałam się rudowłosej Ismael, która wzbudzała we mnie swego rodzaju niepokój. Ale mimo prześladującego uczucia, wzniosłam dumnie podbródek, by ponownie uraczyć Syriusza spojrzeniem. Nie wiedziałam, co między nimi było, ale znając Syriusza Blacka – łatwo było się domyślić, że kompletnie nic. A przynajmniej nic z jego strony. Nie musiałam też ukrywać satysfakcji, widząc chwilę konsternacji na twarzy Huncwota.
Wzniosłam jedynie brwi, przyglądając mu się z niewinnymi, ba! wręcz naiwnymi błękitnymi oczami, mrużąc przy tym bystro oczy. Jego słowa były tak proste, a mimo wszystko miałam przedziwne wrażenie, że były wypowiadane jakby z zupełnie odległej galaktyki. Przejechałam więc koniuszkiem języka po swojej dolnej wardze, by wreszcie uraczyć chłopaka jednym z najpiękniejszych, najbardziej marzycielskich uśmiechów, na jakie było mnie stać:
– Jest mały problem, Syriuszu. Nie jestem Tobą ani trochę zainteresowana – czy kiedykolwiek czułam większą satysfakcję? I choć wiedziałam, że moje zdanie nie miało obejść Blacka w żaden sposób, miłe było uczucie nie być odrzuconą tylko po raz pierwszy odrzucić. Nawet jeśli sama sprowokowałam te insynuacje. Pojawienie się Petera wywołało u mnie ukłucie w okolicach serca. On jako jedyna osoba z całego towarzystwa wzbudzał we mnie ciepłe uczucia. Choć zdawałam sobie sprawę z docinek i uwag, jakie wypowiadał za moimi plecami, to w głębi duszy byłam święcie przekonana, że był pod wpływem kolegów, a także – sam Merlin wie czego jeszcze.
– Witaj, Peterze. Czy Twoje zawroty głowy minęły? – choć nigdy mi o tym nie mówił, ja lubiłam obserwować go z ukrycia. Wielokrotnie widziałam, jak łapał się za głowę, krzywiąc i blednąc. Od zawsze miałam do niego słabość. W końcu był kolejną ofiarą Syriusza Blacka i Jamesa Pottera, który swoją drogą pojawił się jak na zawołanie. A mi… nie zostało nic innego, jak się do niego zwrócić:
– Dziękuję za zaproszenie. Czy dopadła Cię ta Pijańska Gorączka? Sądząc po waszych czerwonych rumieńcach, nie mieliście z nią żadnych szans – wypowiedziałam pewnym siebie głosem, mierząc wzrokiem zarówno Jamesa, jak i Charlotte, zatrzymując się dłużej przy długowłosej MacMillan.
– Z bliska jesteś o wiele ładniejsza niż mówią – i wzruszyłam obojętnie ramionami, by ponownie skierować swoje słowa w kierunku gospodarza całej imprezy. Potrzebowałam jednak chwili na przetrawienie w głowie słów, które po chwili padły z moich bladych ust:
– Na mnie chyba już czas, biorąc pod uwagę fakt, że nie jestem tu raczej mile widziana. Mój świat jest przepełniony baśniami i niepojętymi dla Twojego rozumu rzeczami, natomiast Twój składa się z żartów i prostoty – i mimo, że przekaz był jasny, nie zabrzmiało to z moich ust jak obelga, wręcz przeciwnie. Było to smutne stwierdzenie faktu, chociaż już dawno temu pogodziłam się z myślą, że zawsze pozostanę obiektem kpin Huncwotów. Nie mieliśmy żadnych podstaw żeby się dogadać, toteż podniosłam się powoli z ziemi, otrzepując kolana i zwiewną sukieneczkę z piachu, by po jakimś czasie przypomnieć sobie o obecności Syriusza:
– Możemy porozmawiać na osobności? – i nim chłopak zdążył cokolwiek odpowiedzieć, szybko dodałam: – Przyda mi się odeskortowanie do domu.
A potem oboje zniknęliśmy z posiadłości Potterów, udając się polną ścieżką w kierunku lasu.


/zt dla Pandy i Syriusza (na prośbę Katarzyny)

Peter Pettigrew
Sztuka
Peter Pettigrew

Miejsce na ognisko - Page 3 Empty Re: Miejsce na ognisko

Sob Wrz 23, 2017 11:25 pm
Jakie zawroty… – zapytałem Pandorę, a może jedynie westchnąłem w odpowiedzi?, na fakt, że cokolwiek roiło jej się w głowie, nie miałem tego raczej zrozumieć. Z jednej strony to fascynujące, z drugiej wprawiające w konsternację. I to nie taką, o!, sobie konsternację, tylko tą z bardziej denerwujących, szczególnie kiedy znajdowaliśmy się w pobliżu któregoś z pozostałych Huncwotów. Czy to oznaczało, że mieli na mnie zły wpływ? Źle przez nich postrzegałem świat? Raczej nie miałem nic do Pandory, a mimo to…
I te zawroty… Próbowałem to zrozumieć. Jedynym, na co wpadłem, było usprawiedliwienie owych zawrotów zamyśleniem, ale czy przy tym łapałem się mimowolnie za głowę, krzywiłem i nawet bledłem? Sam nie wiem, ale czy to istotne? Pandora przeżywała zerwanie garści trawy, ja zaś miałem ważniejsze sprawy na głowie.
Zaskoczyło mnie zaskoczenie Jamesa. Wiem, dziwnie to brzmi, ale dokładnie taka była kolej rzeczy. Zdawał się tego nieświadomy, jak gdybym powiedział coś abstrakcyjnego, a wcale tak nie było, nie? Ale… Nikt, z wyjątkiem mnie, nie przejmował się tym, że nasza ekipa się rozpadała? Dobra, może zostało zorganizowane to ognisko, pomyśleli o mnie, jak się okazało, o Lupinie również i było super, ale nie byliśmy tu wszyscy. Pytanie, kiedy następnym razem spotkamy się we czwórkę? Myślę, może trochę przesadnie, może nie, ale serio myślę, że teraz będziemy widywać się bardzo rzadko i jeszcze rzadziej będziemy w pełnym składzie. Tak czuję, takie mam przeczucia. Już czułem się odseparowany i, choć radzono mi nie przejmować się tym, żyć własnym życiem, tak naprawdę chyba nie potrafiłem. Wiedziałem, że bez nich… Bez nich zostanę po prostu sam. Z matką, ale ona… Ona była bardziej jak cień, ktoś, kto istnieje, ale go nie ma. Pracowała, a jak nie pracowała, to robiła na drutach, czytała prasę i robiło wszystko inne… Sam nie wiem, co miałaby niby robić, bym nie czuł się sam. Troszczyła się o mnie, gotowała i dbała o to, bym ciepło się ubierał. Może byłem w tym wszystkim niewdzięczny?
Cóż, nim popłynąłem myślami dalej, pokiwałem głową Jamesowi. Fakt, wcale nie było problemu. Fakt, rodzice mieli prawo zrobić Remusowi przyjęcie powitalne czy coś. Fakt, to nic dziwnego, żyjemy dalej, świat się nie kończy.
Piłem, rozkoszowałem się brakiem obecności Mohera, który najwyraźniej nieźle musiał się na mnie pogniewać, skoro nie kręcił się w pobliżu, prosząc o uwagę i mizianie inne osoby, patrzyłem w gwiazdy, którymi upstrzone było niebo. Czułem się tu dobrze, lepiej niż we własnym domu… Przynajmniej zawsze tak się czułem. Dziś? Dziś pojawiały się również liczne obawy, które składały się w jedną dużą obawę o przyszłość naszej paczki. Utrata kontaktu z nikim innym tak mnie nie przerażała jak z nimi, więc w końcu, choć tak bardzo nie chciałem przerywać tej nocy, wstałem, pożegnałem się i wróciłem do siebie.
Ten dzień musiał w końcu się skończyć. Niezależnie od tego, co czułem.

| z/t
Sponsored content

Miejsce na ognisko - Page 3 Empty Re: Miejsce na ognisko

Powrót do góry
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach